Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Pomoc doraźna

Czy jesteś w związku, w którym partner molestuje Cię psychicznie? cz.3

Polecane posty

Gość restless11
dzięki dziewczyny za zainteresowanie tematem :) wszystkie macie rację :), najgorsze jest to, że ja jestem tutaj z tym problemem sama, jestem sama przeciwko całej rodzinie; oni nie zdają sobie sprawy z tego, jak jest poza ich małym światem, wydaje im się, że to, co myślą, jest jedyne i słuszne, że znajdują się w centrum wrzechświata, a każdy z zewnątrz, każdy z innymi doświadczeniami życiowymi, innym spojrzeniem na życie, z inną mentalnością, to wróg; mogę się założyć, że matka mojego faceta nie raz wypłakiwała w poduszkę z mojego powodu, bo co to za dziwoląga sobie znalazł, co 'myśli nie wiadomo jak'', zachowuje się niewiadomo jak, babka, ciotki i jego siostry podobnie; ja mam ich gdzieś totalnie, ale fakt, że muszę obok mieszkać i widywać ich twarze co kilka dni, zmuszać się do rozmowy z nimi, no i oddawać dziecko, bo przecież oni wszyscy je tak kochają i tęsknią za nim (:|), zwyczajnie mnie irytuje; dla mnie mieszkanie obok rodziny jest chore, nawet gdyby byliby to najbardziej tolerancyjni ludzie, zawsze wychodzą z tego typu sytuacji niesnaski; ostatnio coś się zaczyna zmieniać; mój facet powiedział mi, że musimy z tym coś zrobić, bo on tego nie wytrzyma, jęczę mu ostatnio bez przerwy, może zaczyna rozumieć, widzieć..., tłumaczę mu bez przerwy, że w moim kraju jest inaczej, że ludzie uniezależniają się emocjonalnie od rodziny bardzo szybko i że dla mnie sytuacja w której jestem jest nienormalna, że czuję się tu jak w więzieniu; powiedziałam mu, że jeśli się nic nie zmieni, to się wyprowadzę sama, czego on się boi, bo według niego rozbita rodzina, to najgorsze, co może spotkać dziecko; w tej chwili żałuję, że związałam się z kimś z innego kraju, z innego środowiska, wydawało mi się, że różnice da się jakoś pogodzić, ale kosztuje mnie to tyle nerwów, że sobie nie wyobrażacie; bycie z Polakiem byłoby po prostu łatwiejsze, no ale zobaczymy, co będzie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Z netu Definicja zdrowego egoizmu. Zdrowy egoizm to sposób myślenia i działania, który cechuje głębokie uznanie, troskę i współczucie dla samego siebie. Polega on na tym ( choć się do tego nie ogranicza ), że jesteśmy skłonni do: -poszanowania własnych uczuć, wrażliwości, upodobań, pragnień potrzeb. -ufności w swoją wiedzę, umiejętności i doświadczenie. akceptacji dla własnych słabości i niedoskonałości bez poczucia wstydu i winy. -zachęty do starań i zmagań bez parcia na sukces. -zapewnienia bezwarunkowej miłości i troski dziecku, które tkwi w naszej naturze. ZDROWY EGOIZM POLEGA NA POSZANOWANIU WŁASNYCH POTRZEB I UCZUĆ, NAWET JEŻELI INNI TEGO NIE ROBIĄ . ZWŁASZCZA JEŻELI INNI TEGO NIE ROBIĄ! ....... Restless11 Rodzina, z ktora jestes, pewnie korzysta z wlasnego zdrowego egoizmu... ;) Nie mniej jednak zdrowy egoizm, to rowniez prawa dla innych, takie same jak daje sie sobie. I tu na ogol zaczynaja sie schody. Byc moze mozna wypracowac kompromis. Przynajmniej z dalsza rodzina. Oby to nie sprowadzilo sie do tego, ze Ty bedziesz szla na ustepstwa, a oni tylko na tym skorzystaja, poniewaz to nadal bedzie toksyczny uklad. Jesli chodzi o meza? Jak to bodajze Krawczyk spiewa ;) ...milosc nie zna kompromisow... Jakis czas na dotarcie i poznanie sie wzajemne jest niezbedne. Potem z zalozenia powinno byc juz z gorki. Jesli nie, to brutalna prawda bywa lepsza niz udawanie, ze cos sie zmieni. Tylko Twoja wlasna brutalnosc dla siebie samej. Zeby uratowac sobie kilka lat zycia w oczekiwaniu na cud. Mysl szybko, dzialaj rozwaznie, chron dziecko 🌻 Jesli marudzenie wzgledem meza, przyniesie rezultat, to OK...tylko nie marudz zbyt dlugo, bo mozesz sama do siebie niecheci nabrac ;) Wtedy moze zrodzic sie poczucie winy. A po co? :) Problem jest zlozony, a jego rozwiazanie jest uwarunkowane Twoja osobowoscia, jak rowniez Twoimi wyborami i celami. Step by step. Trzymam kciuki, za kazda mozliwa opcje, ktora przyniesie szczescie w Twoim zyciu. I za szczesliwa corke i szczesliwego mezczyzne w Twoim zyciu. 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ewa 🌻 Moim zdaniem zdrowy egoizm to jest nic innego jak kochanie samej siebie. 🌻 Uwazam rowniez,ze nalezy rozroznic ten tzw."zdrowy egoizm"(czyli kochanie siebie) od egoizmu. 🌻 WG MNIE NIE MA ZDROWEGO EGOIZMU!!! EGOIZM JEST EGOIZMEM.Prawda jest wg.mnie wlasnie taka. 🌻 Jezeli ktos kocha siebie,to np.,m.in.siebie i innego szanuje,przyznaje mu godnosc,a jesli zachowuje sie inaczej,tzn.,ze za malo kocha siebie na to,zeby mogl sie tak zachowac.Wtedy jego zachowanie jest egoistyczne.Niektorzy nazwali by go po prostu egoista. 🌻 To tyle moich 3-ech groszy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Maju 🌻 To tylko kwestia nazewnictwa. Moim zdaniem :) Masz rację co do egoizmu jako takiego. Ważne są jednak treści/wytyczne, ktore się kryją pod określonym slowem. "Miłość do siebie", kochanie siebie"? czy nie brzmi jak narcyzm? brrr... ;) ;) ;) Ale przecież wiadomo o co chodzi, tak mniemam :) A czy zgodzisz się z zamieszczona definicją zdrowego egoizmu? Jakąkolwiek nada się tej definicji przyziemną nazwę :) Pozdrawiam 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Maju 🌻 To tylko kwestia nazewnictwa. Moim zdaniem :) Masz rację co do egoizmu jako takiego. Ważne są jednak treści/wytyczne, ktore się kryją pod określonym slowem. "Miłość do siebie", kochanie siebie"? czy nie brzmi jak narcyzm? brrr... ;) ;) ;) Ale przecież wiadomo o co chodzi, tak mniemam :) A czy zgodzisz się z zamieszczona definicją zdrowego egoizmu? Jakąkolwiek nada się tej definicji przyziemną nazwę :) Pozdrawiam 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Spoznione ale bardzo szczere zyczenia Swiateczne 🌼 dla wszystkich Dziewczyn restless11 Masz prawo odmowic siostrze meza zabierania twojego dziecka do ich domu, to ze je kochaja to bardzo dobrze ale nie maja prawa wymuszac na tobie odwiedzin.To ty jako matka decydujesz co jest dobre dla twojego dziecka. nie wiem jak twoje dziecko reaguje na te wizyty u nich jesli rowniez nie ma ochoty tam chodzic to spokojnie powiedz, ze od dzis bedziesz ich odwiedzac z dzieckiem powiedzmy raz na tydzien lub na dwa tygodnie i badz nieugieta.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sfrustrowana trzydziestolatka
Witajcie, trafiłam na to forum przypadkiem podczas lektury stron poświęconych "uzależnieniu od miłości" i "kochaniu za bardzo". Przeczytałam od deski do deski książkę "kobiety które kochają za bardzo" i odnalazłam tam wiele swoich cech i problemów. Moje wcześniejsze związki były toksyczne, z facetami żonatymi, uzależnionymi od różnych substancji. I wtedy kiedy lizałam rany po kolejnej nieudanej miłości poznałam jego-niby innego, a potem jak się okazało jakże podobnego. W całej tej patologii jakiej wcześniej doznałam wydawał się normalny: nie upijał się do nieprzytomności, nie spóźniał, przychodził na spotkania, nie wyłączał telefonu, nie zdradzał, zapraszał do kina i na kolacje itp itd. Był co prawda świeżo po rozwodzie, ale to jakby nie to samo co żonaty-tak sobie myślałam. Nie był specjalnie w moim typie, w zasadzie to był jego całkowitym przeciwieństwem. I tak niby bardzo się zakochał, a ja byłam już taka zmęczona tymi porażkami że jakoś dawałam się adorować. A on ciągle powtarzał że ma nadzieję że i ja go kiedyś pokocham. I wtedy pojawiły się problemy z jego ex. Dla mnie to był chyba jakiś sygnał-jak dla psa co zwietrzył krew, bo pojawiła się konkurencja więc on z automatu stał się bardziej atrakcyjny, a ja mogłam się wykazać. Stanęłam więc obok niego murem i chyba się zakochałam, albo tak mi się wydawało. Potem pojawiło się dziecko, a wraz z nim pierwsze problemy. Jakieś porównania do byłej żony, krytyka tego jak wyglądam, że mam wielki tyłek, grube nogi albo kartoflasty nos czy za duże cycki, że źle się opiekuję się dzieckiem. Coraz częściej dochodziło do awantur, gdzie on cały czas próbował obniżyć moje poczucie własnej wartości. Próbował mnie gnoić, cieszył się gdy udało mu się udowodnić że w czymś nie miałam racji. Z czasem doszło poniżanie przy ludziach na zasadzie chamskich i poniżających odzywek, w domu zdarzały się awantury kiedy wywracał wszystko do góry nogami, wywalał zawartość szafek, lodówki, niszczył sprzęty. Przestał ze mną sypiać, ew. sporadycznie nakłaniał mnie do seksu który nie był dla mnie przyjemny-a był wręcz upokarzający, przestał konsultować się ze mną w sprawach domowych, finansowych. Krytykował moje zachowanie, mój wygląd, moje poglądy. Potem totalnie mnie ignorował, traktował jak powietrze, nie odpowiadał na pytania, zabraniał się do siebie zbliżać, poniżał przy dziecku. I nagle w ciągu kilku lat z uśmiechniętej, pełnej wiary w siebie i swoje możliwości dziewczyny stałam się zahukaną, zamkniętą w sobie kobieciną, robiącą dobrą minę do złej gry. Doszło nawet do tego że naprawdę poczułam się mniej wartościowa pomimo że posiadam wiele cech które powinny sprawiać że powinnam czuć nad nim przewagę. Mam wyższe wykształcenie, podczas gdy on tylko podstawowe. Pochodzę z dużego miasta podczas gdy on ze wsi. Jestem 15 lat od niego młodsza. Nie mam nałogów podczas gdy on mocno nadużywa papierosów i (lekkich, ale czy to ma znaczenie) alkoholi. Nie mam za sobą nieudanych małżeństw, ani nie płacę na nikogo alimentów. No i jeszcze kilka lat temu byłam atrakcyjną fizycznie i zadbaną dziewczyną, podczas gdy on do szczególnie atrakcyjnych nie należy i raczej nigdy nie należał. Mimo to udało mu się przejąć nade mną władzę, sprawić że odsunęłam się od licznych kiedyś znajomych, że zrezygnowałam z pracy. Tymi posunięciami podciął mi skrzydła i sprawił że odcięta od świata przez ponad 11 lat jestem od niego totalnie uzależniona zarówno psychicznie jak i finansowo. Dziecko niejako pogłębia ten stan, bo wiadomo - sama mogłabym spać nawet na ławce w parku, ale z dzieckiem już tego nie zrobię. Pozaciągałam mnóstwo kredytów, na samochód, na mieszkanie itd których sama nigdy nie będę w stanie spłacić, nawet gdy sprzedam to pod co zostały zaciągnięte. Wierzyłam że to pozwoli mi go jakoś ułagodzić, zadowolić. Od kilku miesięcy napięcie między nami jeszcze bardziej narasta. Coś we mnie chyba pękło. Ja zaczynam się buntować, przestałam się starać, przestałam robić wszystko dla niego. Jednak nadal to nie jest to co być powinno. Nadal nie kocham siebie, tym bardziej że problemy zaczęłam zajadać i przytyłam 20 kg. Nadal nie potrafię podjąć samodzielnie choćby najprostszej decyzji. Jednak czuję że jestem na dobrej drodze do wyzwolenia, sięgam po stosowne lektury, zaczynam dietę. Staram się nie przejmować jego krytyką, a teraz zamiast odbijać piłeczkę i też go krytykować zacznę go po prostu olewać i zajmę się sobą. W sumie nic poza finansami i ew. dzieckiem (ale do bani jest z niego ojciec) mnie już przy nim nie trzyma. Jestem pewna że on mnie nie kocha i mam wrażenie że nigdy nie kochał. Spotykając się ze mną chciał się odegrać na swojej ex żonie, starszej ode mnie o 20 lat. Wszystko co robił miało na celu uzależnienie mnie od niego, podejrzewam że w celu leczenia własnych kompleksów,, poczucia przewagi. Potem wyładowywał na mnie swoje frustracje i kompleksy, na siłę udowadniając mi że jestem najgorszym gównem, które nie powinno wychodzić z domu ani się odzywać. Robił to przy obcych, przy znajomych a nawet przy mojej rodzinie. Nie miał oporów by krytykować mnie w rozmowie z moimi rodzicami, przez co stracił ich przychylność. Muszę zacząć się powoli uniezależniać. Muszę zacząć koncentrować się na sobie. Boję się tego co będzie, lecz boję się też o swoje zdrowie fizyczne i psychiczne. Koszmary senne nie dają mi spać, nadciśnienie jakie mi zaczęło ostatnio towarzyszyć też nie jest znowu takie bezpieczne. Bóle żołądka też nie świadczą o niczym dobrym. No i to że obżeram się słodyczami bez opamiętania, pogarszając tylko i tak już niemalże zerowe poczucie własnej wartości. Poza tym nie chcę by dziecko dalej na to patrzyło. Przeraża mnie to jak mówi innym że dziś znów tata złościł się na mamę, albo znów krzyczał albo się denerwował. Tym bardziej że jak dziecko pyta go dlaczego krzyczy to on zawsze mówi że to przeze mnie i wtedy dziecko reaguje agresją w stosunku do mnie. Także dojdzie jeszcze do tego że będą się nade mną znęcać we dwoje. Mam nadzieję że to forum pomoże mi uporać się z tym problemem, pozwoli mi pokochać siebie i odnaleźć spokój. Rozpisałam się, ale chyba właśnie to było mi potrzebne, gdyż nigdy z nikim tak naprawdę o tym szczerze nie rozmawiałam. Czuję w sobie jakąś taką pustkę, tak jakbym miała nagle gdzieś wyjechać w obce miejsce i zacząć nowe życie. Ale wierzę że mi się uda. Trzymajcie kciuki, będę zdawała relację ze swoich sukcesów i (oby jak najmniej) porażek.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Sfrustrowana trzydziestolatka Trzymam kciuki! 🌻 Masz plan, masz cel... Wspieraj siebie również portalami tematycznymi np.Kobiece serca. Tam jest wiele ciekawych artykułów. Jesli masz możliwość to skorzystaj ze wsparcia psychologa. Pozdrawiam 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
@trzydziestolatka - jestes bardzo swiadoma osoba i umiesz przyznac sie do bledow. To wcale nie jest tak czesto spotykana zaleta. Masz rodzicow ktorzy sa Ci zyczliwi - popros ich o pomoc. Opowiedz im wszystko (choc sadze, ze to po czesci zbedne, sama piszesz ze maz pokazal im sie z najgorszej strony wiec duzo wyjasniac nie musisz). Jego zachowanie jest typowe dla - jak sama zauwazylac - malutkiego czlowieczka leczacego kompleksy. Ale nie o nim tu mowimy, tylko o Tobie. Dlatego, ze Ty dla siebie jestes najwazniejsza i od dzis niech tak zostanie. Nadcisnienie, problemy ze snem to implikacja nadwagi, a najgorsze jest to szybkie przybieranie na wadze (znam to z doswiadczenia, mialam ten sam problem - zajadanie stresow a potem zonk i 25 kg na plusie). Ogranizm nie moze sobie poradzic z nadmiarem i dzieja sie niemile rzeczy, serce tez nie wydala. Mozesz miec nerwice ale ja tu nie jestem lekarzem, nie wydaje diagnozy tylko przypuszczenia. Konieczna wizyta u lekarza, u psychologa - i zabieramy sie za siebie, OK? Dasz rade. Nie jestes sama. I nie Ty jedna bo nas tutaj - kobiet o podobnych zyciorysach - jest mnostwo. Jedne z nas wyszly z toksycznego zwiazku, inne sa na dobrej drodze do uwolnienia sie. Jeszcze inne budza sie i odzyskuja wladze nad swoim zyciem krok po kroku. Same ksiazki wiele nie zdzialaja, one moga byc jedynie drogowskazem - ale droge wybierasz Ty sama. Powodzenia, i zostan z nami tutaj, na topiku. On juz wielu z nas pomogl (w tym nizej podpisanej) i pomoze tez Tobie. ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gingerbread new
trzydziestolatka, witaj Jestem pod wrażeniem twojej świadomości sytuacji, w której jesteś. Nierozumienie tego, co się dzieje trzyma ludzi w miejscu, czują, że jest coś nie tak, ale nie wiedzą co. Na podstawie moich doświadczeń chcę ci napisać, że w całej tej historii on jest zupełnie nieważny, chociaż tyle miejsca poświęciłaś, aby go opisać. Chodzi o ciebie. On jest jakby twoim lustrem, które pokazało ci twoje słabe punkty. To, że widzisz teraz, że sama na to pozwoliłaś, bo np. nie byłaś świadoma, bo nie umiałaś się bronić, bo nie szanowałaś i nie kochałaś siebie wystarczająco, to punkt wyjścia. To są zadania dla ciebie. Twoje życiowe zadania. A więc witaj na drodze do samej siebie - do równowagi i harmonii ze sobą i ze światem. Chyba już wiesz mniej więcej CO, teraz musisz szukać JAK. Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
http://f.kafeteria.pl/temat.php?id_p=5193955&start=0 na poczatku owej dyskusji wydawalo mi sie, ze to moje przewrazliwienie, a moze moja obecna sytuacja i doswiadczenia z przeszlosci klada sie cieniem i wszedzie upatruje toksycznych osob... Niestety albo na szczescie - wszystko ze mna OK. Toksyk jak sie patrzy. Takich wlasnie spotykalam w swoim zyciu. Krytykujacych, oceniajacych, szydzacych, czepiajacych sie slowek bez zastanowienia sie nad ich znaczeniem i interpretujacych po swojemu, obracajacych kota ogonem. Czyli znane i swojskie klimaty ;) Na codzien to cholernie meczace. Same zreszta wiecie dobrze w czym rzecz. Dlatego tak przeciagalam te quasi-dyskusje bo nie bylam pewna czy intuicja podpowiada mi wlasciwie. Od takich ludzi jak najdalej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Z tamtego tematu
21:00 [zgłoś do usunięcia] aspołecznyodludek koniec tematu Zakończył temat. Bo on tak chce. Rety...co za toksyczny typ! Zatruje co się da i jeszcze będzie się czuł pokrzywdzony

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z...
W jednym facet ma rację, po co z nim dyskutujesz? Chciałaś go uratować? ;) Przemówić do rozsądku?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z...
Czy okazać swoją wyższość? Warto siebie zrozumieć. On jest nieważny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
@z - odpowiedzi na Twoje pytania/watpliwosci sa w poscie powyzej. Tym z linkiem. Kolejna nadinterpretacja tracaca osadem, ocena, krytyka - i wnioskowanie. A nie lepiej zapytac co autor mial na mysli zamiast spekulowac: a moze chcial sie wymadrzyc, a moze chcial dokopac, a moze oswiecic. Od ratowania jest pogotowie jak sama nazwa wskazuje ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z...
Zadałam pytanie. Osadzasz je jako nadinterpetacje. Do dupy z taka dyskusja :) A takie byly pytania a nie inne, bo sama napisałas, że ciągnelas dyskusję, żeby siebie o czymś przekonać. To podchodzi pod manipulacje, nawet jesli sobą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
@z - no wlasnie. Do d*py. Zakonczmy ja wiec za obopolna checia zakonczenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oneill❤️ Gingerbread❤️ Yeez❤️ Maja❤️ Pozdrawiam Was Dziewczyny baaardzo goraco. Poruszyl mnie do zywego post Sfrustrowanej Trzydziestolatki. Trzydziestolatko! Walcz o siebie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
oneill dajesz sobie prawa, ktore zabierasz innym ale i jednoczesnie wypierasz sie ze to robisz.To, ze sa zachowania toksyczne wszystkie wiemy.ale nie kazda krytyka jest toksyczna tak jak i nie kazda ocena jest toksyczna.czy tego chcesz czy nie kazdy interpretuje to co widzi i czuje.usilujesz pokazac ze jestes ponad tym ale jednoczesnie robisz to, bo to normalne. nie ma innego sposobu by zweryfikowac lub wyrobic sobie zdanie na temat nowo poznanej osoby.Moze problemem jest to , ze ty sie boisz krytyki, oceny, szyderstwa, czepiania sie i odwracania kota ogonem. MAm wrazenie, ze czasami zapominasz ze masz narzedzia, ktore uchronia cie przed tym czego sie boisz.zapominasz, ze umiesz sie juz bronic. Takich wlasnie spotykalam w swoim zyciu. Krytykujacych, oceniajacych, szydzacych, czepiajacych sie slowek bez zastanowienia sie nad ich znaczeniem i interpretujacych po swojemu, obracajacych kota: onem. Czyli znane i swojskie klimaty Gdy "Z" zadaje ci pytania: W jednym facet ma rację, po co z nim dyskutujesz? Chciałaś go uratować? Przemówić do rozsądku? Czy okazać swoją wyższość? Popatrz na swoja reakcje.....jest zdrowa ? czy toksyczna? nie mozemy zapytac autora- bo zamknal zakonczyl temat. inie wazne dla nas jest co on chcial a to co Toba kierowalo. dobrze by bylo rowniez dla Ciebie drogo onneill bys to wiedziala sama dla siebie "Z" dobrze ci napiasala, ze on jest niewazny. Warto siebie zrozumiec. Pozdrawiam cieplo

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gingerbread new
Oneill, każdy z nas ma prawo widzieć i myśleć tak, jak widzi i myśli. I tu, na tym topiku właśnie wymieniamy się swoimi myślami. Wg mnie autor tamtego topiku nie jest toksyczny. Ma swoje zdanie na poruszony temat i na dzień dzisiejszy jest go pewien.I ma do tego prawo. Nie jest otwarty na zmianę swojego zdania, czyli nie jest otwarty na dyskusję. Odniosłam wrażenie, że zaczął temat, aby utwierdzić się w nim. Czy to jest toksyczne ? Nie zauważyłam, aby prowadził dyskusję w sposób złośliwy i np. ubliżał czy szydził z poglądów innych ludzi - po prostu ich nie przyjmuje. Oneill - nie odbierz mojego wpisu źle, bo bardzo cię lubię i cenię. Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gingerbread new
buszująca - witaj "po latach" 🌻 Fajnie, że o nas pamiętasz. Co u ciebie ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
@yezz - masz sporo racji, moim bledem bylo "dzialanie" (a moze raczej niechec do dzialania) z rozpedu. I wlasnie tego sie obawiam w przyszlej ocenie ludzi - ze z obawy przed kolejna toksyczna osoba (niekoniecznie plci odmiennej) bede sie bala otworzyc lodowke ;) Odebralam (JA odebralam) wpis "z" jako poniekad atakujacy choc wcale taki nie jest. Niestety, nie potrafie jeszcze reagowac "z buta", trzeba mi namyslu i dystansu, jaki zapewnia chocby chwilka czasu. A co do dyskusji z toksycznym gosciem - chcialam sie przekonac na ile to moje uprzedzenia (o ktorych teraz wiem, ze sa wiec trzeba miec sie zdziebko na bacznosci, opracowac jakas swoja technike do neutralizacji w/w) a na ile prawda. Poza tym, patrzac na to z boku teraz, w jakims sensie czulam sie sprowokowana (JA czulam, nikt mnie nie prowokowal). Wszystko jest kwestia interpretacji. Krytyki moze juz sie nie boje tak jak kiedys ale wciaz mam uraz do osadzania i wyszydzania. Krytyka moze byc krytykanctwem i zlosliwoscia - a nie wiem, czy potrafie to wlasciwie odroznic. Kazda sytuacja jest pozyteczna jesli niesie ze soba pretekst do zastanowienia sie - nad swoim postepowaniem, nad tym co czujemy i dlaczego, nad zmianami w sobie i wreszcie nad nasza reakcja na innych. Jeszcze jedno wyjasnienie - wczorajsza dyskucja zbiegla sie z pewnym odkryciem (moze to za wielkie slowo, ale chcialabym to adekwatnie wyjasnic) ktore spowodowalo, ze poczulam sie bardzo podatna na zranienia. Kiedys o tym napisze, na razie jestem w trakcie przerabiania tego tematu. To jak wyeksponowanie otwartej rany, ale jest potrzebne zeby te rane odkazic i zaleczyc. I wlasnie w takim procesie - no coz - wcale ze swoich reakcji nie jestem zadowolona ale postaram sie, aby to nie poszlo na marne. Moja reakcja nie byla toksyczna - byla lekowa. Czy mozna to utozsamic? Nie czuje sie super komfortowo gdy ktos mi czyni uwagi ale juz rozumiem, ze to czesc zycia, ze ten ktos nie chce mnie upokorzyc, pokazac gdzie moje miejsce czy wymadrzac - ale dostrzega to czego ja moge nie dostrzec i informuje mnie o tym. To tez wiele mi mowi. Nie jest to wiedza radosna ale trzeba zaakceptowac przeszlosc zeby sie z nia pogodzic i moc isc dalej bez balastu. Moze nie do konca fortunny przyklad - pies mojej kuzynki. Kiedy wzieli go ze schroniska jakies 3 czy 4 lata temu - to byl klebek nerwow i strachu. Chowala sie po katach i bala nieomal wszystkiego. Mloda, dwuletnia suczka. Zero agresji - czego mozna sie bylo spodziewac po psie - nawet nie szczekala tylko uciekala i sie chowala. Bardzo nieufna. Nowi opiekunowie mieli mnostwo watpliwosci bo ten stan trwal bardzo dlugo i bez zmian. Pies byl prawie na pewno ofiara znecania sie - do tego stopnia, iz zatracil instynkt samozachowawczy i pozostala jej tylko ucieczka i schronieniem. Dzis jest radosnym psem ale resztki owego leku pozostaly. Wiem ze kuzynostwo obchodza sie z nia bardzo dobrze i dzieki nim nabrala od nowa ufnosci. Ale zauwazylam ze boi sie np osob z kijkami spacerowymi, staje sie niespokojna, chce uciekac. Z ludzmi, jak mi sie wydaje, jest podobnie. Po czesci utozsamiam sie z reakcjami tego psa bo u mnie wygladalo to identycznie. Nie bylam zdolna do czynnej obrony - czulam sie jakby czesc mojej psychiki odpowiedzialna za bronienie sie zostala amputowana albo unieszkodliwiona w jakis sposob. Ucieczka tez nie wydawala mi sie dobrym sposobem bo dokad uciec... I teraz te wszystkie traumy, wyuczone zachowania itp trzeba zmianic tak, by lepiej, szczesliwiej, pelniej zyc. Pozbylam sie uczucia ze mam podciete skrzydla. Pozbylam sie rowniez odczucia przymusu, presji. Ale wciaz sporo zostalo do przepracowania. Pozdrawiam ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
@gingerbread new - moim zdaniem niektore jego wypowiedzi pod moim adresem sa toksyczne. Przyklad? Opisujac swoja sytuacje jako "partii do zwiazku" nazwijmy to tak potocznie - uzylam okreslenia "rysa na szkle" (majac na mysli to, ze opiekuje sie dzieckiem inwalida), wylacznie w kontekscie wydolnosci partnerskiej. Ktos, kto bedzie rozwazal zycie z kims takim musi uwzglednic pomoc przy opiece nad chorym a chyba nie ma tlumow chetnych do dodatkowego obowiazku w wieku 50+. I dokladnie to mialam na mysli. Mozna przeczytac na topiku. Nie okreslilam tymi slowy literalnie mojego syna. A pan z topiku od razu uogolnil i gluchy na tlumaczenia potraktowal jak moje credo zyciowe. Po czym zapytal gdzie jest ojciec i (nie czekajac na wyjasnienia) wydedukowal, ze go zostawilam a nie podjelam wspolnego trudu, nie pracowalam nad zwiazkiem itp. Czyli w prostej linii dorabianie d*pie uszu a mnie etykietki "bo to zla kobieta byla". Mnie tam na cudzej opinii nie zalezy, przynajmniej nie tak bardzo jak kiedys, ale to nie do konca fair gdy ktos sekuluje na temat Twojego domniemanego zyciorysu i na tej podstawie wysnuwa oskarzenia? To jest toksyczne i nikt mnie nie przekona, ze jest inaczej. Moze niewlasciwie tez sie wyrazilam o panu z topiku, moze on nie jest toksyczny tylko jego zachowania. Ale nie baczy na to, ze moze komus zrobic krzywde takim osadem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gingerbread new
Rozumiem twój ostatni wpis. Tak tylko myślę, czy należy oczekiwać od każdego i zawsze, że właściwie zrozumie twój/nasz przekaz oraz że przychylnie odniesie się do nas ? To by była sytuacja idealna. Myślę, że tu potrzebny jest dystans i dawanie ludziom takiego marginesu: - na ich interpretację (nie zawsze właściwą, to niemożliwe) - i na ich do nas nastawienie (też nie zawsze przychylne). Chodzi o to, aby nie oczekiwać od ludzi zawsze "idealnego" zachowania. Wzorzec, to jak sama chyba kiedyś napisałaś to w Sevres pod Paryżem. Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
:) oneill krytyka moze byc tez konstruktywna i ja taka krytyke cenie. a i zgadzam sie ze stwierdzeniem, ze co mnie nie zabilo to mnie wzmocnilo..... świadomosc, ze dalam sobie rade gdy ktos mnie zranil - wzmacnia moja wew. sile. Moja reakcja nie byla toksyczna - byla lekowa. Czy mozna to utozsamic? Oneill ok. rozumiem to. ale odpowiedz szczerze czy ty w w swoich toksycznych facetach widzilas lęk ? czy toksycznosc? z czego wynika toksycznosc ? sadzisz, ze wybieralas toksykow nie bedac sama toksyczna ? Czlowiek jest czlowiekiem im blizej tzw. normalnosci tym wieksze przyzwolenie na akceptacje wszystkich cech charakteru ale i świadomosc wyboru tych tych zachowan, ktore cenimy najbardziej. zaakceptuj swoj lęk i swoj strach przed zranieniem .... wtedy to pokonasz.zadaj sobie pytanie co czuje gdy ktos mnie rani ? jak sobie radze ? lub nie radze z tym uczuciem? bo o to wlasnie chodzi o obawe czy poradze sobie z uczuciem, ktore we mnie cos lub ktos wzbudza. jesli uciekamy lub wypieramy to uczucie to to sie wzmaga. jesli przyzwalamy sobie by to poczuc , otwieramy sie na bol ale jednoczesnie uzdrawiamy siebie bo bol w ktoryms momencie mija jak kazde uczucie jak kazda emocja. jesli wypierasz sie ze masz w sobie osadzanie czy wyszydzanie to tak jakbys odbierala sobie prawo do obrony. akurat te cechy pomoga ci gdy spotkasz osobe, przed ktora bedziesz musiala sie bronic ale to ty decydujesz w jakim momencie wyciagasz te cechy charakteru i w jakim zakresie z nich korzystasz. natomiast negacja ze je posiadasz prowadzi do leku. czlowiek jest caloscia ma wszystkie cechy i te aprobowane i te nie aprobowane akceptacja tego co kiedys wyparlas bo..... ktos ci powiedzial ze bycie wredna jest beee - jest droga do spokoju wew. to ty decydujesz ile tej wredoty i kiedy wypuscisz w swiat.itd.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
@gingerbread - ale mamy prawo oczekiwac, ze rozmowca odniesie sie do mnie z szacunkiem. Jesli tak nie jest, to w tym zwrot i w swoja strone. Zasluguje na szacunek i odchodze z miejsca, gdzie go nie ma - i nie analizuje dlaczego bo to nie moj problem. Nie wymagam przychylnosci, zgadzania sie ze mna, zrozumienia "co poeta chcial przez to powiedziec". Mozna sie nie zgadzac i polemizowac we wzajemnym poszanowaniu odrebnosci. Odmienne zdanie tego nie wyklucza.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Toksyczna na pewno w jakims stopniu (mniejszym lub wiekszym) bylam i pewnie nadal gdzies tam jestem. Tego nie neguje. Wlasnie powoli dochodze do zrodla/jadra swojego leku. I tak jak sie tego spodziewalam - to ten najbardziej pierwotny lek, zrodzony z instynktu samozachowawczego. Ale tez powoli zaczynam to rozumiec. Czasem potrzeba cos nazwac, wtedy staje sie mniej wrogie. Jednak zanim nazwiemy, trzeba to zlokalizowac. Mnie sie jeszcze w dziecinstwie popierd*lily rodzaje krytyk i w koncu nie odroznialam tej konstruktywnej od destruktywnej - i wsadzilam je wszystkie do jednego worka. Czy lek jest toksyczny? Na pewno - bo zatruwa nam zycie. Ogranicza. Nie pozwala na swobodne dzialanie. Kieruje naszymi decyzjami. A co do partnerow i oczekiwan wobec nich... Zadzialal mechanizm: na wszystko trzeba sobie zasluzyc. Na prawo do czegokolwiek trzeba zapracowac. Nie ma nic bezinteresownie. Widzialam ich toksycznosc i to, ze moga mnie zranic, ze czasami ciezko sie porozumiec - a mimo to mialam nadzieje. Byla to nadzieja "papierowa", oparta na moich wyobrazeniach - a nie na znajomosci rzeczywistosci. Szukalam w nich tego, czego mi brakowalo jednoczesnie nie wiedzac, jak to wyglada. Nie na zasadzie: mialam cos i stracilam, teraz tego szukam. Szukalam czegos, co sobie wyobrazilam - bo to, ze odczuwalam brak, niedosyt, niedostatek bylo oczywiste. Gdybym wtedy wiedziala to co teraz - ale nie wiedzialam. Bylam jak dziecko we mgle, dlatego tak podatna na zranienia bo nie znalam swiata. Mialam bardzo zafalszowany obraz. Siebie i otaczajacej rzeczywistosci. I wcale nie bylo mi latwo spojrzec prawdzie w oczy, gdy to odkrylam. "Work of pain" jak mowi Bradshaw.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z...
Kruca bomba ;) :D Oneil, nie chciałam wystawić Ciebie na taki grad słów ;) Szczególnie, ze strony Yeez, ktora walczy w swoim zachowaniu z tym samym rodzajem lęków (tzn.zbyt odmienne postawy życiowe wyprowadzają ją z równowagi), jednakże źdźbła to w cudzym oku najszybciej wypatruje :classic_cool: Nie mniej jednak, może i siebie zobaczy w tym lustrze. Świetnie przeszłas przez własne lęki, czy raczej przez nie przechodzisz. To byla mała cofka :) (obca osoba też może Cie pochwalić ;) nie tylko Ty siebie) Wg moich przypuszczeń, gdybyś rozmawiała z tym mężczyzną nie próbując go przekonać, ze jest winny, to cala rozmowa miałaby/mogłaby mieć inny przebieg. A tak w końcu doszło do wzajemnego osądzania. 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×