Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość messy

maz i On..

Polecane posty

Cześć wszystkim :-) SZCZĘŚLIWA22 miło mi Cię poznać . Zanim napisałem na forum przeczytałem całą Twoją dyskusję z Messy i wiedziałem , że jak sam coś napiszę to pewnie zajmiesz jakieś stanowisko również w mojej sprawie . Dziękuję Ci za wszystkie słowa . Fajnie posłuchać Twoich opinii . Jednego wątku tylko nie zrozumiałaś . To nie było tak , że ona ( gdy mówiłem o naszych powrotach i rozstaniach ) była na przemian raz ze mną a raz z mężem . Cały czas mieszkała sama z dziećmi . Po prostu tak jak u Messy w końcu przyszedł ten czas , że musiała zdecydować rozwieść się czy zostać ze mną . Ponadto mąż zaczął ją błagać , brać ją na litość , zapewniać , że teraz już naprawdę się zmienił itd. Poza tym jej rodzina nie wiedziała o mnie , więc wszyscy zaczęli wywierać na niej presję , że powinna dać mu szansę . Miała kompletny mętlik w głowie . Mówiła mi że nie wie co ma zdecydować , że ze mną jej cudownie a męża nie kocha ale ma poczucie winy , że krzywdzi tym dzieci i powinna dać szansę mężowi . Mówiła , że chcę spróbować ale po kilku dniach się łamała i znowu się spotykaliśmy . Jednak nie była w tym czasie z mężem ani z nim nie mieszkała . Miotała się z własnymi myślami i to właśnie trwało ok. 2 miesiące . Tak jak messy nie była z mężem ale jak on bombardował ją smsami i telefonami to wracała ode mnie i zachodziła w głowę co ma zrobić . Ostatecznie ugięła się . Z pewnością głównym powodem były jej pociechy bo wprost mi mówiła , że go nie kocha i gdyby nie jej maluchy to nawet nie byłoby opcji żeby wrócić do męża . Po tym co jednak przeczytałem na forum wydaję mi się , że tak jak messy wróciła też z litości dla męża i z nadzieją , że może tym razem zrozumiał co stracił i da się uratować to małżeństwo . Rozrywa mi serce z bólu każdego dnia ale nie mam do niej o to żalu . Jedyne co mi pozostaje to żyć nadzieją , że może kiedyś sama się mocno sparzy i zakończy ten związek raz na zawsze . Choć tak naprawdę wydaję mi się , że już z tego nie wyjdzie . Choć nigdy nie wiadomo bo jak mówi przysłowie " nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki " - sam się kiedyś o tym boleśnie przekonałem . W każdym razie jak już stanowczo zdecydowała , że spróbuje ponownie z mężem to pożegnaliśmy się czule i teraz już się do siebie nie odzywamy . Dopiero teraz ( czyli po naszym rozstaniu ) będzie próbować wrócić do męża . Wcześniej jak mówiłem o tym , że przez 2 mc były rozstania i powroty to było to tak , że albo była sama albo ze mną , więc nie było to tak , iż raz ze mną a raz z mężem. Pisząc o tych rozstaniach i powrotach miałem na myśli jej wewnętrzną walkę z własnymi myślami tak jak to przeżywała messy gdy mąż ja zasypywał mailami , smsami i telefonami . No mam nadzieję , że teraz się trochę rozjaśniło :-) W każdym razie bardzo Ci dziękuję za opinię i czekam z niecierpliwością na więcej :-) Zgadzam się z Messy pomimo młodego wieku Twoje opinie są bardzo konstruktywne i rzeczowe . Zresztą stoję na stanowisku , że to nie wiek definiuje naszą dojrzałość a bagaż doświadczeń , którym nas życie doświadczyło . DO WSZYSTKICH hej też opisałem tutaj swoją historię i z racji tego co mi się przytrafiło jest rzeczą naturalną , że rozumiem messy i podświadomie będę po jej stronie . Przyznaję to szczerze ale nie chcę byście to co teraz napiszę odebrali jako jej obronę ... mam do was wszystkich prośbę ... ZANIM COŚ NAPISZECIE PRZECZYTAJCIE WSZYSTKO OD SAMEGO POCZĄTKU !!!! Raz był facet , który pisał , że messy „ skacze z kwiatka na kwiatek „ a ona wcześniej napisała , iż była od młodzieńczych lat przez 13 lat z jednym mężczyzną jej mężem . Teraz kapilara pisze , że messy nie próbowała rozmawiać , tylko wymagała , a męża to potraktowała z buta . I znowu messy tłumaczy i powtarza to co było napisane już wcześniej . Kochała męża , prosiła , dawała od siebie więcej niż on , chciała nawet na terapie z nim iść , a z Panem X coś się urodziło dopiero jak z mężem była w separacji faktycznej . A mąż jak ją traktował ... nie szanował , nie kochał , słowa typu „ spier „ , „ wypier . „ idt. Nie bronie nikogo i niech każdy swobodnie się wypowiada , bo przecież na tym to polega żeby usłyszeć wszystkie za i przeciw , żeby oddać się pod osąd każdego kto tu zajrzy ale na litość boską jak już coś piszecie to przeczytajcie co messy wcześniej napisała !!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kapilara
Do was wszystkich w rozterce i rozdartych. Z mężem połączyła nas ogromna miłość. Tak wielka jak i młodzieńcza. Po kilku latach poczułam się oszukana i rozdarta. Mój pan i władca małżonek przeszedł nad małżeństwem do porządku dziennego.A ja jako żona, kochanka, kucharka i praczka. Robiąca zakupy, myśląca o płaceniu rachunków. Coś się wypaliło, coś zniknęło. Zabrakło duszy w naszym stadle. Po 5 latach małżeństwa poczułam że się oddalamy. Co ja wtedy zrobiłam ? Owszem chciałam porozmawiać. Ale tylko chciałam. Zawsze wybierałam moment najmniej odpowiedni. Pewnego dnia coś pękło we mnie. Zabrakło sił na walkę (jeżeli moje motanie można nazwać walką) Odeszłam. Stwierdziłam, że dosyć być zwykłą kurą domową. Czas na własne szczęście. Po paru miesiącach trafił się ON, Ideał. Ciepły cierpliwy, opiekuńczy i wyrozumiały. Pełnia szczęścia. Wiedziałam. Złapałam Pana Boga za palec. Po jakimś pół roku jechałam na jakieś ważne jego spotkanie. Miałam być jako otoczka, osoba towarzysząca, a zarazem pani domu. Pech. Wypadek. Samochód skasowany, Ja wylądowałam w szpitalu. W portfelu miałam dwa nazwiska o powiadomieniu w razie wypadku. Mąż był na drugim miejscu. ON na pierwszym. W szpitalu odzyskałam przytomność po kilku dniach. Przy moim łóżku siedział .....mąż. ! On nie pojawił się wcale. Po wypadku zostałam inwalidką. Mam sparaliżowane obie nogi. Najlepszą opiekunką, która mnie myje, karmi i wychodzi na spacery jest mój mąż. Ten krwiopijca, tyran i despota. Nie skarży się, nie narzeka. Myje moje włosy, ubiera mnie. Chodzi ze mną na zakupy. Jakoś teraz ma na to cierpliwość. Potrafi się nawet uśmiechać. I wiem jedno. Ma dobry gust. Kocham go. Dopiero teraz zrozumiałam, że jednak to ja popełniłam błąd w małżeństwie. A mój mąż potrafił to naprawić. To ja dostałam od niego szansę. A mój wyśniony i wymarzony ON ? No cóż z kaleką moi drodzy nie będzie się wiązał. A mąż pomimo rozwodu ze mną powiedział krótko. W papierach i w sercu jestem jego żoną. Więc Messy. Pomyśl. Dlaczego ludzie namawiają cię do zweryfikowania swojego postępowania. Sama zresztą piszesz, że kochasz. Ale czy miłość wystarczy ? Nie !!!!! Potrzebne jest działanie. Ja byłam egoistką. Chciałam mieć i dzieci. Po wypadku niestety - Finito. Nie porównuj się do mnie. Ty jesteś sobą ja sobą. Każda z nas jest inna. Ale wiem, że warto walczyć o coś co kiedyś było piękne i moje. Nico w twojej sytuacji... Jesteś nie w tym czasie i nie w tym miejscu co trzeba. Tam jest rodzina. Matka, ojciec i dzieci. Twoja obecność pomimo uczucia robi krzywdę kilku osobom. Oni są jeszcze małżeństwem. Nie rozstali się formalnie. Więc sam rozumiesz, że grasz nie fair.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość messy
Nico, dziekuje,ze chcac nie chcac stanales troche po mojej stronie jako ze strasznie mnie irytuje,ze niektorzy na podstawie tytulu topiku i kilku ostatnich wpisow rzucaja komentarzami na prawo i lewo tak naprawde nie przeczytawszy watku. Z tego co niektorzy tu napisali wnioskuje (a zaznaczam jak wczesniej ze cenie i przyjmuje konstruktywna krytyke) ze rozwiody powinny byc zakazane bo przeciez zawsze da sie zwiazek naprawic! i co mnie zdenerwowalo to to,ze jak (wedlug niektorych oczywiscie) w zwiazku dwojga ludzi jedna strona sie stara, chce dobrze i dba o zwiazek a druga nie i wkoncu po latach ta dbajaca strona stwierdza ok wystraczy, za jakie grzechy i rzuca to w cholere i wtedy druga strona sie budzi i prosi, przeprasza, obiecuje poprawe (nie po raz pierwszy zreszta) to psy sie tu wiesza nie tym kto doprowadzil do rozstania tylko na tym (w tym wypadku na mnie) kto nie hcce dac kolejnej szansy! Paranoja jakas!! ze niby ja meza do smietnika wyrzucilam i potraktowalam jak smiec itp! jakby tak bylo to napewno nie pisalabym o swoich rozterkach na jakims forum szukajac pomocy/wsparcia i chodzila do psychologa swego czasu bo po co skoro pozbylam sie balastu!!? Przepraszam jesli sie unioslam ale troche sie zdenerwowalam. co do Ciebie Nico. Rozumiem powody dla ktorych twoja dziewczyna podjela taka a nie inne decyzje bo bylam po trochu w jej skorze (tyle ze nie mam dzieci) Tak naprawde czego by nie zrobila to byloby zle bo kazda strona bylaby pokrzywdzona.. Pozostaje tylko wierzyc i miec nadzieje,ze nastepnym razem jesli cos sie nie pouklada w jej zyciu wyciagnie wnioski i podejmie sluszna decyzje o odejsciu. Dla dobra trzech stron. Jej samej, dzieci i Twojej. Tak naprawde najbardziej to cierpia dzieci ktore sa swiadkami przemocy psychicznej i fizycznej w domu..... pozdrawiam cieplutko.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość messy
Kapilara dopiero przeczytalam twoj post teraz. Musze przyznac,ze nie tego sie spodziewalam i se wzruszalam tym co napisalas. potwierdza to fakt,ze prawdziwych przyjaciol poznaje sie w biedzie.. Ciesze sie,ze masz przy sobie kogos kto sie toba opiekuje i komu ufasz i szkoda,ze musialo dojsc az do tego zeby sie o tym przekoanac. Widzisz, ja wierze ze w zyciu wszsytko sie dzieje z jakiegos powodu. Z jakiegos powodu X stanal na mojej drodze tak jak ten drugi na twojej. w twoim wypadku potrzeba bylo tragedii zebys sie przekonala ze dokonalas zlego wyborou. moze mi potrzeba tez ''czegos'' co mnie potwoerdzi o slusznosci badz nieslusznosci mego wyboru. Jestem jednak przekoanan ze nie daj Boze cos mi sie stalo oni obaj, i maz i X byliby przy mnie.. maz z powodu tego co bylo i uczucia do mnie, X z powodu tego co jest miedzy nami. Poznalam go wystarczajaco dobrze,zeby wiedziec jakim jest czlowiekiem. Poza tym slysze o nim w pracy od innych ludzi(ktorzy nie musza scisamniac bo nikt o nas nie wie wiec mowia jak jest naprawde) i wiem ze jest naprawde dobrym, lojalnym, honorowym czlowiekiem. I taki byl/jest tez moj maz. Tylko,ze to X sprawil ze swiat stal sie dla mnie lepszym miejscem a ludzie dobrymi.. A jesli podejmuje zla decyzje to jak sie o tym przekonam bede miala 100% pewnosci.. nie chce na 100% wrocic do meza wiec po co isc i dawac z siebie 50% i tak sobie zycie przezyc aby przezyc? tez bardzo od lat chce miec dziecko, tylko chce byc pewna ze to dziecko bedzie mialo szczesliwa mame i szanujach i kochajacych sie rodzicow. a tego bedac z mezem nie jestem pewna... wiec moze dac szanse komus innemu? czy to X czy ktos inny...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
KAPILARA Matko , przeczytałem Twoją historię i zamarłem !!!!! Boże !!!! Tak mi przykro z powodu wypadku !!!!! Masz racje tam jest rodzina i dlatego wielokrotnie pisałem , że nie mam do niej żalu . Od momentu rozstania , tj. od dwóch tygodni nie odzywam się , nie piszę . Zdecydowała się dać mężowi kolejną szansę , więc nie mam zamiaru komuś mieszać w związku . Zresztą dla mnie jeśli już budować związek to tylko z czystym sumieniem . Jak ją poznałem to ona już 3 lata była mega nieszczęśliwa . Błagała męża , prosiła , sama starała się na maksa ... wszystko na nic . Gdy od niego odchodziła łączyła nas tylko znajomość . Opowiadała mi jak mąż ją poniżał , jak się do niej zwracał itd. Łapałem się za głowę , że facet ma przy sobie tak piękną i oddaną kobietę a tak ją traktuje . Mało tego ... pomimo tego co mi mówiła paradoksalnie to właśnie ja broniłem jej męża . Mówiłem jej żeby nie podejmowała pochopnych decyzji , że ma przecież rodzinę itd. Pewnej nocy ją uderzył i wtedy miarka się przebrała . Odeszła i dopiero kilka miesięcy po jej wyprowadzce od męża coś zaiskrzyło między nami . Uwierz mi , że nie jestem typem faceta , który żeruje na czyimś związku . Zresztą nie mógłbym być z kobietą , która w perfidny sposób spotyka się ze mną a potem wraca do męża . Jak już wspomniałem jeśli już budować związek to z czystym sumieniem dlatego teraz nie mam zamiaru wtykać nosa w nieswoje sprawy . Jeśli facet jej znowu nie doceni to może wtedy zakończy w sposób definitywny swoje małżeństwo , a my będziemy mogli spróbować na nowo . Tylko , że jeśli już to musi zrobić to sama bez mojego udziału . Moim zdaniem tylko w taki sposób utwierdzi się w przekonaniu , że zrobiła już wszystko co w jej mocy by uratować to małżeństwo i z czystym sumieniem będzie mogła spoglądać w przyszłość . Ponadto ja też mam swoje zasady . Zawsze starałem się być uczciwy i życie nauczyło mnie jednego ... jeśli wyrządzasz komuś źlo to prędzej czy później to zło do Ciebie wróci . Właśnie z tego powodu jak byliśmy razem nie ingerowałem w jej powrót do męża . Miałem ku temu okazję , mogłem choćby podstępnie sprawić żeby się dowiedział o nas ale po co ... pewnie ich związek by się rozpadł tylko co z tego . Podejrzewam , że bylibyśmy ze sobą jakiś czas jednak prędzej czy później pewnie by ją gryzło sumienie , że to co robimy jest złe i zbudowane na własnym egoizmie . I tak rzeczywiście w istocie rzeczy by było . Bo nasz związek byłby wtedy zbudowany na podstępie . Skutek ... pewnie dostałbym za swoje i by mnie zostawiła dla męża . A zatem resumując jeśli już budować związek to tylko na prawdzie , z czystym sumieniem . Cóż ... jeśli jednak okaże się , że jej mąż teraz doceni co stracił i zmieni się w anioła a tym samym stracę ją już na zawsze to choćbym nie wiem jak cierpiał z tego powodu to nie będę się do niej odzywał i knuł za plecami jej męża jak tu zrobić żeby im nie wyszło . Wracając jednak do Twojej historii to aż trudno w nią uwierzyć . Cieszę się , że Twój mąż jest przy Tobie ale jednocześnie serce mi pęka jak pomyślę co za tragedia się Tobie przytrafiła . Super , że napisałaś :-) MESSY mnie też najbardziej denerwuje jak ktoś zabiera głos czytając tylko temat i kilka ostatnich wpisów . Rozumiem , że każdy może mieć własne zdanie . Nie rozumiem jednak niektórych podejścia do życia . Świetnie to opisałaś ... jakby patrzeć tą miarą to na świecie nie mogłoby być rozwodów !!!! No bo przecież każdy kto odejdzie to SUKA albo GNOJEK . W każdym razie ja Cię doskonale rozumiem . Twoja historia jest dosłownie identyczna jak moja ( tylko w moim przypadku były dzieci ) . Kto wie może gdybym był teraz 5-6 lat po ślubie i bez takiego doświadczenia jakie mam teraz to może po przeczytaniu tego tematu też miałbym mieszane uczucia i nie do końca bym Cię rozumiał . Dlatego absolutnie nie chcę zamykać nikomu ust. Każdy ma inne doświadczenia i ma prawo do własnych opinii ale nich chociaż się wysili trochę i dopiero wtedy wyciąga wnioski i oceny . W każdym razie przez ponad rok byłem z osobą taką jak Ty dlatego doskonale Cię rozumiem . Jak poznałem moją dziewczynę była totalnie poniżona i zniszczona emocjonalnie !!!! Facet nawet nie pamiętał o jej urodzinach !!! Jak jej raz wysłałem smsa o 8 rano z tekstem " miłego dnia skarbie " to była w szoku , że o niej myślę i odzywam się tylko po to by sprawić jej drobną przyjemność . No i co miała zrobić ???? Tysiąc razy go prosiła , błagała i co miała tak żyć w nieskończoność ????? Niektórzy bez przeczytania wszystkich wpisów oceniają i obrzucają błotem . To ja pytam KTO TU BYŁ TYM ZŁYM W TYM MAŁŻEŃSTWIE ???? A jakby Messy napisała na forum nie teraz a 2 lata temu . Napisałaby , że ma męża i bardzo go kocha , że się stara jak może dla niego a w zamian dostaje słowo „ spierd ... „ to co dalej to ona byłaby tą złą ????? Nie !!!!! Pewnie wszyscy by pisali „ co za drań „ , „ zostaw go „ , „ nie zasługuje na Ciebie „ . No tak ale jak w końcu pękła i odeszła to od razu to ona stała się tą ZŁĄ a mąż tym DOBRYM . Acha i żeby nie było , że koloryzuję . U mojej dziewczyny nie było przemocy fizycznej w domu . Tylko raz ją uderzył podczas kłótni i małej szarpaniny . Powiem Tobie szczerze Messy , że sam już nie wiem co o tym myśleć . Może to co między nami było nie było aż tak silne jak mi się wydawało ??? Nie wiem ... mówiła mi że go nie kocha i chce spróbować tylko ze względu na dzieci . Jednak czy jak rok z nim nie była , wprost mówiła , że go nie kocha a ponadto pojawiłem się ja i przy mnie tak odżyła to czy możliwym jest żeby teraz do siebie wrócili i tworzyli wspaniałe małżeństwo ???? Ja bym nie potrafił chyba być z kimś tylko ze względu na dzieci , wiec może ja to wszystko źle interpretuje ???? Ach po prostu jak człowiek rozstaje się z kimś kogo bardzo kocha to ma tysiąc myśli na minutę . Analizuje , obwinia się , cierpi . Masakra jednym słowem . Przyznam szczerze , że od tej tęsknoty z nią już wszystko mi się pier .... za przeproszeniem w głowie i już sam nie wiem co myśleć :-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość korarda987
NIco czytam twoją historię nie chcę się tu rozpisywać o swoim życiu ale mogę szczerze powiedzieć że ja chyba jestem na miejscu twojej przyjaciółki. Jestem cholernie zagubioną osobą wielokrotnie zadawałam sobie pytanie po co, dlaczego on pojawił się w moim życiu? Chyba po to żeby pokazać mi jak powinna wyglądać miłość, jak można wspólnie cudownie spędzać czas razem i nie potrzeba do tego milionów, dawał mi poczucie tego że przy mim mogę pokonać wszystkie przeszkody tego świata i podobnie jak u messy świat stawał się piękny a ludzie tak zwyczajnie dobrzy .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość messy
Nico, jest tak jak piszesz, jak czlowiek kocha i ma zlamane serce to analizuje wszystko tysiac razy..kazde slowo, gest, rozmowe..bo moze zle to odebralem, zrozumialem itp. sama tak robilam i czesto robie jescze. przez to czasem analizuje rzeczy za bardzo i sama sobie wkrecam filmy i szukam dziury w calym.. wierze i czuje to z twoich wypowiedzi, ze jestes bardzo zraniony i emocjonalnie tym zmeczony. zyjesz nadziej,ze moze dzis wszystko sie zmieni i ona wroci. Moze tak sie stanie, jak mowilismy i jak widze na wlasnym przykladzie niezbadane sa wyroki boskie.. ale nie zamykaj sie przed ludzmi i nie zyj tylko ta nadzieja,ze ona moze wroci bo ci to wykonczy i zycie ci bedzie uciekalo miedzy palcami. Skup sie na tym lubisz robic, hobby, wyjscia ze znajomymi. zawsze czlowiekowi razniej jak jest wsrod ludzi a slyszac o problemach innych zapominamy o swoich lub patrzymy na nie z dystansu. korarda , witaj w klubie..ja tez zadawalam sobie pytanie po co.. no i chyba wlasnie po to..bo on mnie zmienil i moje zycie tak bardzo..i pokazal jakie wielkie poklady szczescia we mnie drzemia i jak dobrze bylo je uwolnic..wierze,ze ktos u gory tak to zaplanowal..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
HEJ DZIEWCZYNY:-) MESSY Tak to właśnie jest . Nieustanne analizowanie i rozmyślanie . Masz rację ... może ja też już za bardzo to analizuję i przez to wkręcam sobie rzeczy , które ni jak mają się do rzeczywistości . W każdym razie moja diagnoza sytuacji jest taka . Skoro wróciła to już w tym związku zostanie . Poza tym mąż nie jest głupi . Długo będzie maskował własne zachowania a jak minie już rok , dwa i wyjdą na jaw stare zachowania , kłótnie itd. to i tak pozostanie przy mężu bo wtedy znowu będzie presja rodziny , dzieci , no i nie będzie już mnie . Sam to kiedyś przerabiałem i wiem , że dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi i często bywa tak , że po takim powrocie wcale nie jest kolorowo , pomimo tego , iż jeden z partnerów obiecuje zmiany itd. No tak tylko z własnego doświadczenia wiem również , że to wcale nie jest tak łatwo po takim powrocie powiedzieć znowu " odchodzę " . A w tym przypadku są jeszcze dzieci . Wniosek ---- niestety myślę , że straciłem ją na zawsze. Takie jest moje zdanie i choć pisałem wcześniej , że teraz " zostaje mi żyć nadzieją " to w głębi serca wiem , że nie ma już żadnej nadziei . Przeżywam swój żal i gorycz straty ukochanej osoby . Nie mam jednak zamiaru zamykać się w sobie i czekać w nieskończoność. To koniec i choć moja głowa jeszcze analizuje i desperacko próbuje znaleźć odpowiedź dlaczego tak się stało to i tak moje serce strasznie mnie boli bo ono już wie , że w tym momencie straciłem ją na zawsze :-( Cóż ... jedyne co mi pozostaje to zacząć życie od nowa ... mam nadzieję , że minie jakiś czas , otrząsnę się z bólu , " wstanę z kolan " i pójdę dalej ... niestety już sam ... bez niej ....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
KORARDA987 Hej :-) No rzeczywiście nie za dużo napisałaś o swojej sytuacji . Piszesz jednak o swoim , że tak to nazwę " Panu X" :-) w czasie przeszłym a zatem rozumiem , że chronologia wydarzeń jest następująca : 1) jesteś mężatką , 2) poznałaś swojego " Pana X " , 3) ale ostatecznie wybrałaś męża a z Panem X się pożegnałaś i teraz często go wspominasz ????

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej wszystkim, Dzień dobry :) Przeczytalam rowniez historie kapilary i szczerze sie przyznam, ze zamurowalo mnie... Wspolczuje cholernie chociaz pewnie ja jako osoba zdrowa fizyczie nie moge sobie wyobrazic jak Twoje zycie wygladalo badz nadal wyglada. Nie mowie, ze jest złe, ale inne niz przedtem... Ale wracajc do tematu, troszke nie moglam zrozumiec poprzez Twoja opowiesc co mialas na mysli, co chcialas przekazac messy. Kazdy ma swoje zycie, niekoniecznie trzeba mierzyc wszystkich swoja miarą, w sensie (zebys mnie zle nie zrozumiala), bo Tobie przytrafilo sie takie cos wiec jej tez byc moze sie przytrafi cos okropnego i wtedy najwierniejsza osoba jaka pojawi sie w jej zyciu bedzie mąż , przejedzie sie na wlasnych bledach, ktore popelnila i wtedy doceni co ona (messy) popsuła. Gdyby tak kazdy mial sie zamartwiac co by bylo gdyby... to ludzie by powariowali. Twoje zycie potoczylo sie tak, a nie inaczej, bylas w podobnej, a zarazem rozchwianej sytuacji emocjonalnej jak messy, tez postanowilas odejsc, pojawil sie na Twojej drodze On, zakochalas sie zapewne, a gdy stala sie ta tragedia przy Twoim lozku byl mąż, a nie ten ktory byl Twoim natchnieniem przez ostatnie czasy. Nie mozesz komus radzic swoją tragedią osobistą zeby zastanowil sie nad tym co miedzy dwojgiem ludzi sie konczy, a nie powinno w zasadzie ze wzgledu na rozne sytuacje w zyciu, ktore mogą zaskoczyc niespodziewanie... Nie zrozum mnie źle, nie odbierz tego jako atak na Ciebie, w zadnym wypadku, nawet bym nie smiala, ale z racji tej ze rowniez jestes czlowiekiem jak ja - mowie, ze to jest troszke dziwne. Gdyby facetem przy Twoim lozku szpitalnym i nie tylko byl On to rowniez bys napisala, ze On okazal sie tym co wytrwal przy Tobie, sprawdzil sie, tym co zawsze sie troszczyl, co pokazal jak milosc moze byc silna, a mąz ani drgnął w Twoim kierunku i jednak dobrze, ze od niego np. odeszlas... To tak dziala. Jesli komus z nas przytrafi sie jakies nieszczscie to wtedy zycie samo sie uklada badz to my mamy na nie wplyw... Dziwnie mi sie zrobilo po przeczytaniu tego co napisalas. Zapewne zrobilas tym choc przez chwile mętlik w glowie messy, ale uwazam, ze niepotrzebnie. Mam nadzieje, ze rozumiesz o co mi chodzi i nie sprawilam Ci przykrosci. Nie chodzilo mi o to by sprawic ból Twojemu sercu przez swoja wypowiedz ale tak to odebralam, to inna sprawa... Od poczatku jestem na tym wątku, zawsze praktycznie wiem co sie tu dzieje, swoja refleksje juz dawno temu napisalam. Wysluchujac messy jestem zdania iz nie powinan wracac do męża przy ktorym czuje sie nie swojo i tak jak napisala - cyt. "nie lubię siebie jak jestem z nim"... To samo swiadczy o tym, ze gdyby miala do niego wrocic to juz nie bylo by to samo co kiedys, zreszta kiedys tez nie bylo za ciekawie... To jest czas na zmiany jak ona sama mowi. Zmiana nie od tak, nie od widzi mi sie, musiala powstac przyczyna i powod do tego, ze nie chce juz z nim byc. Owszem malzenstwo to powazna sprawa jak juz mowilam, sama jestem mezatką od 20 dni (co ja mog sie porownywac), ale gdybym ja byla w jej skorze to pewnie bym odeszla od meza gdyby po tylu latach związku ogolnie traktowal mnie jak przedmiot. Tez swoje przezylam, mimo, ze jestem młoda, co nieco wiem o związkach. Wiem, ze ludzie nie zmieniaja sie tak szybko, a jak juz zmiana nadejdzie to jest poprostu za pozno. Nikt wiecznie nie bedzie czekal az jakis ksiaze z bajki badz ksiezniczka z zamku zmieni sie na lepsze... Szkoda naszych lat. Mąż messy mial czas na to by wiedziec jaki jest nieprzyjemny w stosunku do swojej żony. Co, on z choinki sie urwał? Nie wie, ze bedac w zwiazku, kochajac kogos nalezy sie starac tak czy inaczej? Co przysiegal messy biorac z nia slub? To co kazdy - milos, wiernosc i uczciwosc malzenska, a jednak cos w nim pęklo skoro jej nie szanowal, a to podstawa do udanego związku. Gdyby to messy zachowywala sie tak jak jej maż to zapewne i on odszelby od niej predzej czy pozniej, bo jako facet nie pozwolilby sobie zeby kobieta go wyzywala od frajera, nieudacznika, szmaciarza itd... To logiczne. Kto by wytrzymal w takim związku? Nikt... Wiec skoro ma "okazje" i czas na lepsze jeszcze zycie, bo rowniez jest mloda to niech ucieka od tego chorego zwiazku. Wierze, ze jej sie uda, mi sie udalo, dlatego wiem, ze i ona potrafi dac sobie z tym spokoj. Ja tez bylam wyzywama i ponizana przez ex faceta, jego slowa bardziej niz czyny, bo nigdy mnie nie uderzyl, sprawialy, ze moje poczucie wartosci malało z kazdym dniem, w dodtaku ciąża z nim poroznila nas obojga i oddalal sie ode mnie... To nie bylo w planie mojego zycia, ale kto jak nie ja zafundowal sobie ta przykrosc? Sama sobie na to pozwolilam, bo trwalam przy nim dalej, wykonczyl mnie psychicznie, a teraz badac przy mezu i wiedząc, że on kocha mnie nad zycie jak i moja córke wiec, ze dzieki niemu chce mi sie zyc, chce mi sie chodzic po tym swiecie ze wzgledu na nich, na meza i córke, bo mam dla kogo zyc, bo kocham ich calym sercem i wiem, ze jestem dla nich wszystkim... Mowi sie, że kazdy czlowiek zasluguje na drugą szanse, ale czy to prawda do konca? gdybysmy mieli gwarancje na to, ze ktos sie zmieni to zapewne nie byloby rozstan na tym swiecie, ale to tylko marzenia, w rzeczywistosci tak nie jest, messy musi wziac sprawy w swoje rece, w rece, ktore znowu moga odżyć dzięki niej samej i komus w przyszlosci kto pokocha ją bezgraniczie... Pozdrawiam Was w ten nieciekawy, dosyc pochmurny dzien.... BUZIOLE :*

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość meggggse
Droga Messy, sama sobie wmawiasz te wady męża, wiadomo nie ma ludzi idealnych, ale jestes z twoim męzem niemal od zawsze i sama swiadomie lub nie szukasz czegoś nowego, zastanow sie czy warto dla jakieos podstarzalego pana ktory nie ma odwagi dojrzec

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość messy
Szczesliwa, jak zawsze kulturalnie, ladnie i rzeczowo.. ciesze sie,ze napisalas. Mi dzis bardzo zle.. maz wszedl na moja poczte znowu (jedyna z ktorej rzadko korzystam i nie zmienilam hasla..)i przeczytal jedynego maile ktorego wyslalam z mojej poczty do przyjaciolki najblzszej ktora wie o X. bylo tam ze tesknie za nim na wakacach i bardzo brak mi naszych rozmow itp. wiec maz nie ma watpliwosci juz ze cos sie dzieje. najpierw dostalam obrazliwe smsy i telefon a potem jak sie uspokoil mile, ze placze i cierpi i ze bedzie na mnie czekal.. i ja glupia znowu sie poplakalam.. megggse, dziekuje za wypowiedz. Jak wczesniej pisalam niczego nie szukam i nie szukalam. samo sie uczucie rozwinelo.. co do X to 46 lat to jeszcze nie taki staruszek a jelsi chodzi o jego podejscie do zwiazku to duzo sie zmeinilo..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oj messy ja nie moge tego przezyc ze on sie tak zachowuje. Wiesz co? nawet we mnie samej jest jakas czasta ktora podpowiada mi, ze byc moze wrocisz kiedys do meza, ze jest dla was jeszcze jakas "szansa", ale to tylko mysli... Lecz gdy po jakims czasie i Twoim spokju wewnetrznym znowu czytam, ze wszedl jak podstepny gnój na Twoja poczte to mam wrazenie, ze on tak naprawde nie chce Cie odzyskc. Co on kurwa wyprawia, no mnie teraz wkurwil chyba bardziej niz Ciebie. Nie musisz zmieniac hasla pocztowego, bo to Twoje jest do jasnej cholery, a on sie wtraca w nie swoje sprawy. Węszy jak jakis detektyw, wyszukuje jak snajper z okna dobrego celu po to by Ci dopiec, po to by na Ciebie zwalic całą wine... Kim on jest? Twoim bylym meżem, ktory jeszcze do niedawna pragnąl tak czy inaczej Twojego szczescia? bo sam tak Ci pisal... Ja pierdole, no brak mi slow. Przepraszam Messy, ale nie moge tego pojac, ze taki bydlak Cie rani. I kto teraz mi powie, ze ona blad robi, ze chce od niego odejsc.... Mąż nie jest Ciebie art, napierw i poraz enty beszta z blotem, doklada do pieca, a pozniej jak sie wielmozny hrabia uspokoi to przeprasza. Zal mi go !!!! Wez mu messy pociśnij po gaciach, bo ja juz dawno bym to chyba zrobila... Nie łam sie... :*

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej SZCZĘŚLIWA22:-) No teraz dałaś czadu:-) Może aż tak ostro nie potraktowałbym męża Messy bo pewnie facet też ma jakieś uczucia i mocno cierpi . Jednak trzeba mieć na uwadze , że nic nie dzieje się bez przyczyny . Miał kochającą żonę . Messy go prosiła , błagała ... teraz trudno się dziwić , że jest taki a nie inny finał ich związku . W każdym razie jakby nie patrzeć to również zauważyłem , że Messy się czasami łamie tak jakby chciała jeszcze wrócić do męża . No tak tylko najważniejsze pytanie . Czy po tym co się między nimi wydarzyło jest choćby cień szansy na to by po powrocie do niego budziła się w jego ramionach każdego dnia spełniona i szczęśliwa ???? Czy on potrafiłby się zmienić ???? Nawet teraz gdy ją stracił wciąż nie potrafi się kontrolować . Coś się dowiedział i od razu są wyzwiska i obwinianie . Tak naprawdę cały czas zapomina , że to on doprowadził do obecnej sytuacji i teraz ciągle usilnie próbuję zwalić całą winę na Messy za rozpad ich małżeństwa . Czy zatem gdyby Messy do niego wróciła on by się zmienił nagle w anioła , nigdy niczego by jej nie wypominał i starał się już tylko naprawić własne błędy , które popełniał gdy byli jeszcze razem ???? Najlepiej na te pytania z pewnością może odpowiedzieć tylko Messy jednak po przeczytaniu jej historii obawiam się , że w jej przypadku przysłowie " nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki " sprawdziłoby się w stu procentach!! SZCZĘŚLIWA22 ( nasza wyrocznio :-) ) a mogę Cię spytać o moją sytuację ??? Wiem , wiem ciągle szukam jakiejś nadziei na powrót mojej dziewczyny .... ale jak myślisz ... po tym co napisałem na forum o niej , o jej małżeństwie i o nas ... czy jej powrót do męża ma szanse powodzenia , czy raczej ten związek po raz drugi już nie wypali ????? Jeśli wszystko było szczere z jej strony to nadmieniam , że moja dziewczyna miała charakter bardzo podobny do Messy . Uczuciowa , wierna , z zasadami , jednak bardzo podatna na błagania i obietnice męża , że się zmienił itd. Jej mąż za to bardzo podobny do męża Messy . Traktował ją jak przedmiot przez prawie 3 lata . Zero czułości itd. Ze mną była ponad rok i widziałem , że zakochała się we mnie . Ostatecznie jednak pod namową rodziny i usilnych błagań męża postanowiła dla dzieci dać mu jeszcze jedną szansę . Świetnie rozkładasz temat na czynniki pierwsze , więc bardzo jestem ciekaw Twojej opinii ???? MESSY A Ty kochana się nie łam tylko odpowiedz sobie na pytania , które zadałem . Myślę , że masz i będziesz jeszcze mieć duży sentyment do męża ale spójrz prawdzie w oczy ... moja opinia jest taka , że Twój powrót do męża mógłby przerodzić się w prawdziwy koszmar .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość karonoawa lala
Messy dlaczego ty nic nie działasz to znaczy dlaczego nie wystąpiłaś jeszcze o rozwód? Dręczysz siebie, dręczysz męża dręczysz pana X jaki w tym wszystkim widzisz sens?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość messy
Szczesliwa, dziekuje za szczera wypowiedz :) az sie usmiechnelam przez lzy bo nie takiej odpowiedzi od ciebie sie spodziewalam :) nie,ze napisalas zle ale pierwszy raz podeszlas do tematu tak emocjonalnie :) wiem,ze pewnie masz racje, i ty, i Nico i inni na tym forum, moi rodzice i przyjaciolki ktore poznaly meza.. i ja slucham i szanuje kazda wypowiedz i w chwilach gniewu jak mi potrafi dopiec to ja go naprawde nie cierpie i ciesze sie ze sie rozstalismy... dopoki on nie zacznie plakac i pisac ze mi wszystko wybaczy (w sensie z X),ze on mnie tak kocha strasznie i wogole.. i ja to widze ze on mnie kocha, ze boli go to do zywego ze ja widuje sie z kims innym. i jak mowi,z on zawsze bedzie czekal itp to mi serce peka.. wiem,ze czesc pomysli i powie wez sie dziewczyno w garsc, ile ty masz lat, powiedzialas A to czas powiedziec B.. tylko,ze ja jestem ogolnie bardzo emocjonalna, wrazliwa i taka...nie wiem, miekka rurka jak to mowia... czasme mysle,ze skoro on tak strasznie mnie kocha i mi tez tego uczucia zostalo to moze powinnismy sprobowac raz jeszcze(po raz nie wiem ktory) i macie racje ze sie waham, bo chce prawdziwej rodziny, dziecka itp. A potem mysle o tym co mowil Nico.... czy umialabym go pocalowac ale tak naprawde z miloscia?... czy umialabym sie z nim kochac?... czy balabym sie kazdej klotni bo zaraz bedzie mi wypomianne ze nie trzeba bylo wracac i trzeba bylo zostac z X?... tego wlasnie wszsytkiego sie boje.. i dlatego wlasnie mimo,ze czesc mnie jesszcze by chciala wrocic, rozum mowi nie.. maz w przyszla srode wraca na dobre do Polski.. game over..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość macie super topik, aż mi żal
Jaka tu kultura, aż pozazdrościć. Wszystkiego dotknęłam po troszeczkę, dziś Was nie rozpoznam, bo czytałam z "rozdziawioną gębą". Do autorki topiku chcę dziś wysłać odpowiedź. Jestem kobietą po wyjątkowych przejściach. Może nawet na tym forum uzyskam odpowiedź, bo tu wyjątkowy topik się rozwinął i mądry i jak czytam wyjątkowy. Autorce tego topiku radzę z własnej autopsji niech będzie egoistką i zrób co chcesz!!. Kochasz męża niestety!!! stąd masz takie rozchwianie emocjonalne. Bądź egoistką i rzuć go w jasną cholerę.. nie patrz na niego, bo nie warto... Kilka lat temu, miałam podobny dylemat, do zdrady fizycznej nigdy nie doszło zaznaczę od razu. Byłam już jak się okazało później i na dziś obecny z moim ex mężem. Bałam się , ( mogłam wtedy z nim przeżyć najwspanialsze chwile w życiu). Byłam mężatką, on żonaty i zabierał mnie w miejsca i zawsze mówił " To zapamiętasz na zawsze i do końca" . Sprawiał mi niesamowitą radość. Był przyjacielem mojego ex męża, z którym mój ex mąż nigdy przed naszym ślubem nas nie poznał. Ba nawet nie był na naszym ślubie:( , bo chyba mój ex był o niego tak strasznie zazdrosny). I miał rację, facet był w moim typie, był wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju, o czym mój ex wiedział. Gdyby nas poznał wcześniej ze sobą, nie popełłabym tego błędu i za mojego ex nie wyszła:( Wolałabym z całą pewnością jego). Miałam męża jak się poznaliśmy, podarował mi mnóstwo wspaniałych chwil, tak jak obiecywał za nimi tęsknie. Miałam już dziecko, nie chciałam rujnować mu świta. W skrócie wyprowadziłam się do innego miasta, żeby móc tworzyć normalną rodzinę. On mi mówił, że mój ex mnie zdradzi, że jestem głupia. On umarł, ex mnie zostawił. Byłam przy nim jak umierał wyznał swojej żonie przy mnie "że zawsze mnie kochał"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej :) najpierw zaczne od Nico, otóż: Czy zwiazek jej i jej meza ma szanse przetrwac i byc udany? szczerze Ci powiem, ze nie wiem. To wszystko zalezy od nich samych jak sobie to zycie poukladają, ale wiem, ze ludzie sie tak szybko nie zmieniają. Ja nie dalabym "chyba" szansy swojemu ex, ojcu mojego dziecka ze wzgledu na to jak bardzo przywiazany jest do rodziny, a szczegolnie do matki, ktora sama go ustawia, mowi co ma robic, a on jak ta cipa poprostu sie jej podporzadkowuje zamiast ukladac sobie zycie ze swoją ukochana osoba, dlatego tez sie rozstalismy, ale ogolnie on sam chyba nie potrafilby byc juz taki jak kiedys albo taki jak ja bym chciala zeby byl wiec uwazam, ze wracanie do siebie nie jest dobrym rozwiazaniem, bo czlowiek poprostu sie boi wielu rozczarowac, a po co ryzykowac skoro mozna inaczej i byc moze lepiej ulozyc sobie zycie? takze uwazam, ze predzej czy pozniej ona zda sobie sprawe (Twoja była dziewczyna), ze wracajac do męża popelnila wielki blad. A nawet gdyby im wyszlo, miala udany zwiazek czyli nie wyzwalby jej, szanowal, nie kiwnal na nia palcem to i tak w glebi duszy nie czulaby do niego tego co kiedys badz tego co czula do Ciebie. To juz nie to samo, w glowie sie wiele zmienia... Ja nie wyobrazam sobie dalej w roli wspanialego zwiazku i szczesliwych rodzicow mnie i ex, jakos nie mam tego przed oczyma, jak ja moglabym z nim isc do lozka, jak moglabym go pocalowac albo chociaz by przytulic, nie to nie jest to samo, stanowcze NIE... !! Ja tez jestem uczuciowa, wrazliwa cholernie, jak ktos mnie zrani to powiem szczerze, ze zamykam sie w sobie i nie potrafie czasem nic z siebie wyrzucic, bo sama przezywam wszystko w srodku, mam to po swojej mamie, po jakims czasie dopiero odzywam gębe bo brakuje mi rozmowy i sprostowania czyjegos błędu (mojego lub partnera) jesli partner nie ma ochoty rozmawiac, nie chce i wymiguje sie to dla mnie oznacza to jedno, nie szanuje mojego zdania, nie dziala w tym kierunku, olewa mnie wiec pozniej jest taki koniec, a nie inny... Jestem wierna, majac mężą nie mam najmniejszego zamiaru go zdradzac, bo to zadna pozytecznosc, a ewentualnie rozpad malzenstwa i cios w serce w kierunku drugiej osoby i czlowieka ogolnie, sama nie chcialabym byc w ten sposob zraniona, gdyby na mojej drodze pojawil sie jakis facet, z ktorym chcialabym brnac w romans jakikolwiek to zapewne skonczylabym zwiazek z obecnym facetem i powiedzialabym mu prawde dlaczego odchodze. Nie mowie, ze tak sie stanie, tylko podaje przyklad. Sama nie lubie klamstwa i krętactwa wiec oczekuje tego rowniez od męża. Wyznaje zasade ze lepiej powiedziec najgorsza prawde niz okłamywac bez celu, zreszta klamstwo ma krotkie nogi, kazdy o tym wie... a wiec jestem tez kobietą z zasadami, jesli ktos je naruszy i naduzyje mojego zaufania to dla mnie nie ma co ratowac. Bez sensu, jesli raz sie oklamalo to bedzie sie tak robilo juz zawsze badz przez jakis dlugi czas napewno... Ja tez bylam z ex podatna na obietnice, bo blagac mnie nie blagał, wolał uniesc sie duma i honorem, ale wiele obiecał, mowil ze sie zmieni, ze wszystko bedzie dobrze, a jednak... Przejechalam sie jak zabłocki na mydle na jego slowach i zajebistych obietniach. Ja staralam sie jak moglam, zawsze chcialam rozmawiac, on nie wiedzial co to znaczy rozmowa. Zawsze go przytulalam bo sama rowniez tego potrzebowalam, a on? tak jak mowisz - zero uczuc przez wielkie Z. Postanowilam odejsc i zaluje tylko jednego, ze jak bylam w ciazy to juz wtedy moglam to zrobic. Sama, z pomoca rodziców i nie tylko wychowalabym malutką, on nie wiedzialby o mnie za wiele, nie wiem, moze wyprowadzilabym sie gdzies zeby mnie nie znalazl, a tak? ma prawa do dziecka calkowite, ja sobie zycia ulozyc nie moge porzadnie, dziecko nosi jego nazwisko i tyle... Gdybym odeszla wczesniej sprawa byla by dla mnie prosta... Teraz? teraz sami musimy sie jakos porozumiec, choc wiem, ze latwo nie bedzie... Jestem rowniez dobrej mysli, a co do Messy? Sama juz nie wiem skarbie, przepraszam, ze tak czule do Ciebie sie zwracam, ale jakos trace sily na to jak czytam, ze serce Ci sie kraje... Powinnas w zupelnosci odciac sie od meza, zlozyc pozew o rozwod, bo nie wiem czy dalibyscie rade znow ze soba byc. Decyzja i tak bedzie nalezala do Ciebie. Jesli zmienisz zdanie i postanowisz wrocic do meza to uwierz mi, ze ja nie bede Cie za to krytykowac, a postaram se zrozumic, zreszta juz nawet rozumiem gdybys chciala to zrobic. Sama wiem dlaczego ja dawalam tyle szans swojemu ex. Nie chce Cie namawiac do niczego, nie bede tu znowu milion razy pisac co powinnas zrobic, bede tylko czytac i opowiadac co u mnie, czasem dam dobra rade, czasem moze sie wtrace, sprobuje porozmawiac. Zobaczymy co zycie przyniesie... Pozdrawiam Was mocno :) U mnie ten dzisiejszy dzien jakis taki niezaciekawy, sprzeczka z mezem niezaciekawa, pogoda niezaciekawa... Jakos tak dziwnie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość przeczytalam twoje wpisy
szczesliwa22 cyt Messy, werka81, przeczytalam wszystkie Twoje - WIELKIE DZIĘKI a opowiedzcie moze cos o sobie, o swoim zyciu.... co? messy ju znamy, mnie troszke tez ;p ale moze i wy sie tutaj otworzycie... macie jakies problemy z ktorymi nie potraficie dac sobie rady? No i Messy napisz co u Ciebie.... czekam, pa :* Wypowiadalam sie w czerwcu na tym topiku i dzis na niego trafilam... :) Szczesliwa napisze o sobie cos jutro, a dzis tylko wspomne, ze jestem w podobnej sytuacji co messy na poczatku, tylko ja bez PanaX i jeszcze przy mezu. Na sile próbuje oszukac sama siebie, ze sie ulozy, ze znow porozmawiamy i bedzie lepiej (pewnie na tydzien, dwa) ale przestaje juz w to wierzyć :( Nie jestem, szczesliwa, ale Kocham meza dlatego boje sie odejść... :( Messy - nie potrafię Ci doradzić... przepraszam. Boje sie, ze gdy odejdę będę rozmyślać jak ty i plakac w poduszke zawsze gdy o nim pomyśle... Nico mysle, ze fajny facet z Ciebie :) - pewnie zaraz zostane zjechana, ze sie podlizuje :P ale naprawdę tak uwazam :) Szczescia Ci zycze! Ps. Jesli Twoj nick to imie to moj syn ma tak na imie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość messy
moja droge Szczesliwa. Narazie nie planuje powrotu do meza bo bylby to glupstwem i nie widze szans na udany zwiazek jesli siedzi mi X w glowie (i w sercu).. nie moglabym oczekiwac od meza ze sie zmieni i bedzie taki jaki jak X bo wiadomo,ze tak sie nie stanie. Nie ten charakter, usposobienie, inny czlowiek. A poza tym tak jak pisalam wczesniej nie wyobrazam sobie fizycznej strony naszego zwiazku jakbym miala wrocic.. A najbardziej juz sie boje tego,ze do konca zycia bede wysluchiwala jakie to ja mu swinstwo wyrzadzilam a on mi wybaczyl i wzial z powrotem itp itd... a co jak za rok, dwa znowu bedzie jak bylo? i pomysle, Boze po co ja wrocilam?...trzeba bylo dac szanse komus innemu... Zreszta nasz ewentualny powrot bylby mozliwy tylko jesli ja sie zdecyduje wrocic do Polski.. a ja nie chce.. mimo,ze kocham moje male miasto, rodzine i przyjaciol tam nie umialabym sie chyba odnalezc juz po 9 latach za granica.. mam dobra prace, przyjaciol, jakos ulozone to zycie tutaj.. rzucac wszsytko i zaczynac od nowa na dodatek w zwiazku z ktorego nie wiadomo czy cos jeszcze wyjdzie bylob szalenstwem.. wlasnie z moja mama rozmawaiala przez telefon i powiedzialam o swoich watpliswosciach i ze mi maz po glowei chodzi i ze jesli tak bedzie dalej to moze powinnam wziasc bezplatny urlop i przyechac do polski a ona mi przerwala od razu i powiedziala,ze to bylaby najglupsza decyzja w zyciu moim i ze jak mi chodzi po glowie to niech chodzi... pochodzi, pochodzi i wkoncu sobie pojdzie... i tak mnie wogole podniosla na duchu.. kochana mama. jutro jade na te wyscigi z X i jego znajomymi, czekalam na te dzien pare mieisiecy, nigdy nie bylam jeszcze. To wazne wyscigi jakies i wszsytkie panie musza byc w sukniach i kapeluszach a panowie w garnirurach :) mam przygotowana sliczna sukienke i buciki nowe. wczoraj sie wymoczylam w wannie, peelingi, maseczki, balsamy.. tak mi sie od razu lepiej poczulo :) jakie wy macie plany na weeknd? sciskam was mocno.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Do przeczylam twoje wpisy: Wiem dziewczyny jak wam moze byc ciezko, sama przez to przechodzilam. Ja odchodzac od ex mialam dziecko, messy odchodzac od meza ma u boku Pana X, Ty odchodzac od meza masz pewnie rodzine, w nikim nie zakochana, miotasz sie z myslami typu odejde od meza i co wtedy z moim zyciem, wszystko pojdzie od nowa... To naturalne. Ja odchodzac od ex mialam i mam nadal piekna corke, uwierz mi zeby odejsc od ex zastanawialam sie nad tym prawie rok, rok hujowych mysli, ciezkich mysli, co bedzie z małą, jak to sie potoczy, pewnie wojna bedzie miedzy nami, jego rodzina mnie znienawidzi, moja za to bedzie zachwycona, bo od jakiegos czasu wiedzieli ze to podstepna szuja jest, pewnie bedziemy sie sądowac i klocic wiecznie, to takze typ uparciucha jak i ja, zadne z nas nie da za wygrana i wieczna wojna poprostu... Balam sie tego, ale wiedzialam, ze jesli nie sprobuje to juz zawsze czeka mnie takie zycie beznadziejne z nim. Klotnie, wyzwiska, brak szacunku, domyslanie sie zdrad, wypominanie czegokolwiek, olewanie, brak zainteresowania sie sobą, lenistwo... On nie potrafil dorosnac do roli ojca dlatego zaczelo mi to przeszkadzac. Na pierwszym miejscu byl on, pozniej córka, a na koncu ja. To nie bylo fer. Boze ile ja rozmawialam z rodzina, przyjaciolkami, kolezankami, kazdy radzil mi to samo - odejdz od niego. I faktycznie odchodzilam, ale na krotka mete. Pozniej wracalam ze wzgledu na to, ze dziecko sie urodzi i zrobilam blad. Obiecal, ze sie zmieni, ze bedzie dobrze, ja wierzylam w jego obiecanki cacanki. Dziecko sie urodzilo i wszystko sie zmienilo. Dla mnie to juz w ogole nie mial czasu, mimo, ze to ja wciaz zajmowalm sie dziekiem. Po pewnym czasie, przez to, ze czulam sie zaniedbana, ze zawsze wszystko sama robilam, przez to, ze pewnie juz mnie nie kochal badz kochal mniej, o ile tak mozna w ogole - ja zaniedbalam córke, małą istote. Wprowadzilam sie znowu do rodzicow juz na dobre z dzieckiem, ale wolalam isc czasem na impreze niz byc przy malej jak miala kolke, jak miala gorączke... Na dzien dzisiejszy nie potrafie sobie tego wybaczyc gdy ja widze, gdy ogladam beda u meza na kompie jej zdjecia jak byla wlasnie taka malutka. Wszystko mam przed oczami i zy mi kreca bo mam wyrzuty sumienia jak ja tak moglam. Robilam to dlatego, ze sama sie zagubilam. On byl dla mnie wszystkim, a ja bez niego nie chcialam wychowywac sama dziecka. Po jakims czasie obudzilam sie z tego wszytskiego, zrozumialam, ze ona mnie potrzebuje teraz najbrdziej. Robilam wszystko dla niej. Byly momenty kiedy mialam jej dosc, czasem potrafilam ja niezle naderszyc ze wzgledu na to, ze plakala jak nie wiem co, a ja nie dawalam sobie rady. Cala zlosc, ze nie bylam z nim, ze okazal sie gnojkiem wyładowywałam na niej. Na mojej corce, ktora niczemu nie byla winna. Boli mnie to do dzisiaj, jakos daje obie z tym rade. Jak patrze na nia, jaka jest duza, jak urosla i jaka jest madra nie moge sobie wybaczyc, ze przez niego tak traktowalam swoje dziecko... Gdy ona dorastala, widzialam kazdy najmniejszy szczegol jak rosnie dawala mi nadzieje, ze jestem dla niej wszystkim, a beze mnie ona nie bylaby soba. Od omentu kiedy nie jestem z im poczulam ulgę w serc i w ogole, ze nie zmarnowalam sobie zycia przy kims takim jak on. Przy tym, ktory nie byl dla mnie czuly i nie kochal tak jak kocha sie prawdziwa, szczesliwa rodzina. Teraz mam męża, dziecko akceptuje mojego Ł. ale ojciec wciaz jest w jej zyciu wiec nie mam na to wplywu. Zobaczymy co zycie przyniesie, a wiem, ze bedzie dobrze, mam taka nadzieje. Nie jest zle narazie, ale mogloby byc lepiej. Przepraszam za moja historie, ale zmierzam do tego, ze ja odchodzac od ex poczulam naprawde wielka ulge na sercu. Nie czulam juz tgo streu jak dzownil do mnie, jak z nim rozmawialam. Kiedys to serce mi walilo jak przed klasówką, a teraz? mam na niego "wyjebane jaja" ze tak powiem. Nie boje sie go, ukladam sobie zyci po swojemu, tak jak zawsze tego chcialam. Ktos w koncu mnie i ktos sam w lasnej woli juz teraz nawet pragnie miec ze mna dziecko, ten ktos potrafi przytulic, porozmawiac, pocalowac,powiedziec ze mnie kocha, mnie i córkę... To przyjemnie ucucie, uwierzce mi. To cos czego nie potrafie opisac... Dlatego jelsi miotasz sie ze swoimi myslami co bedzie gdy odejdziesz od meza to odrazu Ci powiem - ulozysz sobie zycie na nowo. Dasz rade napewno :) to nie jest takie trudne jak wam sie wydaje. Ja odkad nie jestem z ex minelo sporo czasu, a dokladnie poltora roku. To duzo, a z mojej glowy juz dawno go wymazalam za te krzywdy, ktore mi wyrzadzil. Ale najlepsze jest to, ze on nadal twierdzi po dzien dzisiejszy, ze nic zlego mi nie zrobil, ze nie czuje w sobie winy, wiec same widzicie jaki to czlowiek bez uczuc :) to mi bardziej w tym pomoglo, ze podjelam kiedys taka wlasnie decyzje i gdyby nie moja silna w koncu wola, moja odwaga to dzisiaj bylabym rowniez nieszczesliwą kurą domowa pewnie.... Niedocenianą, zapomnianą w jego glowie zwyklą istotą, ktora jedynie na lozku porodowym tracąc tyle krwi urodzila mu dziecko.... Zastanowcie sie lepiej nad tym porzadnie. Co wolicie? szczesliwą i czy nieszczesliwą milosc? proste pytanie - prosta odpowiedz... Pozdrawiam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość messy
Szczesliwa, nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo ci zazdroszcze,ze masz swoja coreczke.. ja bym strasznie chciala miec dziecko i moze to zabrzmi paradoksalnie ale mysle,ze latwiej byloby mi sie pozbierac po rozstaniu.. bo mialabym dla kogo zyc i musialabym miec energie,zeby sie dzieckiem zajac w kazdej chwili i nie myslalabym bym o glupotach i analizowala wszsytkiego..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość naburmuszona i zła
Messy. Przeczytałam i napiszę jak ja to widzę. Pewnego dnia zobaczyłaś, że oddaliłaś się od męża i próbujesz znaleźć dla siebie jakieś wytłumaczenie. Panem "iks" czy "X" zainteresowałaś się bo brak było męża pod ręką. Czarujesz tu wszystkich jala to ty jesteś wspaniałomyślna w stosunku do męża a tak naprawdę to kawał suki z ciebie. Jesteś samolubna i egoistyczna w swoim postępowaniu w stosunku do męża. Zresztą przedstawiona jest tu tylko TENDENCYJNA JEDNA STRONA całej historii.T W O J A. Zbyt wyidealizowana. Nawet o mężu nie napisałaś by cię maltretował psychicznie, ani znęcał się nad tobą moralnie. Więc tylko ci się w głowie przewróciło z powodu nudy i braku domowych obowiązków. Mąż tam, ty gdzie indziej. Brak tego co zwie się rodziną. Zostaw tego faceta w spokoju. To on wart jest wspaniałej żony i spokoju.. A ty sprawiasz mu przykrość i przyprawiasz rogi. SEPARACJA To wcale nie rozwód to tylko czasowa rozdzielczość od łoża. Taka jest sentencja takiego wytłumaczenia słowa jeszcze od czasów starożytności. Nawet będąc w SEPARACJI pozostaje się prawnie MĘŻEM I ŻONĄ. A więc wszelkie "stosunki" w tym czasie z innymi są ZDRADĄ. I tu niestety to ty jesteś tą złą. Masz na swoje poparcie tylko słowa Nica i Szczęśliwej. Pozostali co się tu wypowiadali piszą raczej negatywnie o twoim postępowaniu. "Nie pożądaj żony bliźniego swego, ani żadnej rzeczy która jego jest" To tylko jedno z 10 przykazań chrześcijaństwa. We wszystkich religiach i kodeksach moralnych potępiano z całą surowością ZDRADĘ. Nigdy nie podawano w wątpliwość Rozwodu jako takiego. Ty nie jesteś rozwódką. Rozpad jest tylko z twojej strony i winy. A więc nawet w starożytności byłabyś UKAMIENOWANA. Dzisiaj pospolitym określeniem na taką panią jest słowo dziwka. Pamiętaj Prostytutka to bardzo ciężki zawód. I nie o tobie tu mowa. Ale dziwką jesteś na 1000 procent

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość naburmuszona i zła
do kapilary Napisz jak się teraz czujesz i co myślisz o tej swojej wielkiej miłości do tego wybrańca dla którego zostawiłaś męża. Czy wart był takiego poświęcenia.? Przecież gdyby nie ta głupota byłabyś normalnie funkcjonującą osobą. Warto było?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kapilara
Może zacytuję cudzą wypowiedź w tym temacie. Osoby stojącej z boku i w miarę bezstronnej. a więc na początek....... .....""Są ze sobą od wielu lat, ale jedyne, co tak naprawdę ich łączy, to wzajemna pogarda, kłótnie i pretensje, że on jej a ona jemu zmarnowała życie. Wspólne dwupokojowe mieszkanie, lodówka przedzielona na pół i dwoje dzieci, które dawno już z nimi nie mieszkają. Nie rozmawiają ze sobą od dłuższego czasu, a jeśli już z przymusu przyjdzie im się do siebie odezwać, to nawzajem na siebie wrzeszczą, nie szczędząc wyzwisk. Dorośli już synowie odwiedzają ich coraz rzadziej, bo wizyta u własnych rodziców ogranicza się głównie do wysłuchiwania obelżywych komentarzy jednego pod adresem drugiego, szczególnie gdy współmałżonka nie ma akurat w domu. Wyżalaniu się, jakie życie on jej czy ona jemu zgotowała. Obgadują się nawzajem w taki sposób, że ma się ochotę wyjść i już do nich nie wrócić, rzucić im po raz kolejny w twarz dlaczego wreszcie nie zakończycie tej farsy, którą od początku było wasze małżeństwo ? Oszczędzilibyście nieszczęścia sobie, jak i zatruwania swoją chorą relacją zarówno dzieci, jak i znajomych, których wciągacie w swoje zgorzknienie, nienawiść do partnera i robienie z siebie ofiar współmałżonków. Jeśli odwiedzają swoich wnuków to ograniczają się najczęściej do prób przekonywania ich zarówno czynami ( zazwyczaj przekupstwa), jak i słowami ( bo widzisz, taki właśnie jest twój dziadek, tego możesz spodziewać się po swojej babci) do tego, że babcia/ dziadek nie kochają ich tak, jak oni. Próbując przedstawić drugą stronę w jak najbardziej negatywnym świetle. Dzieciom, wnukom i znajomym starają się po prostu udowodnić, kto w ich związku jest bardziej poszkodowany i kto bardziej cierpi, by ci stanęli po ich stronie, zwracając się przeciwko ich wrogowi- małżonkowi. Oboje trudni, despotyczni, zawzięci. Krytyczni wobec innych, sami uważający się za dobrych ludzi, którym tylko Pan Bóg nie wiedzieć czemu zesłał na barki żonę/ męża, zatruwających im życie. Na cztery strony świata rozpowiadają, że już po pierwszym dziecku powinni się rozwieść, choć w zamian tego sprawili sobie dziecko drugie, które z perspektywy czasu nie powinno według nich w ogóle przyjść na świat. Ludzie coraz bardziej się od nich odsuwają, bo mają dość wciągania ich przez tę skłóconą parę w swoje pretensje, kłótnie i żale. Bo czego oczekują od innych ci wojujący ze sobą ludzie? Że postronni obserwatorzy rozwiążą za nich ich małżeńskie problemy, które zresztą urosły dziś do takich rozmiarów, że nie mogą już na siebie nawet patrzeć, o rozmowie nie wspominając?... Takie pary są moim zdaniem jak jad, zatruwający nie tylko siebie nawzajem, ale i otoczenie, które powinno według nich zrobić coś z ich życiem. Bo sami nie potrafią. Nie stać ich było od początku na dialog, zaufanie, szacunek, ewentualną terapię lub rozstanie. Ich dzieci dzień po dniu zmuszone były do obserwowania i wysłuchiwania nienawidzących się i walczących ze sobą rodziców. Narażone na nerwice lękowe, depresje, brak poczucia bezpieczeństwa, spokoju i poczucia bycia kochanym w rodzinie. Rodzinie, którą powinna scalać wzajemna miłość i szacunek, która powinna być oparciem i wzorcem, jak wyglądać powinien pozytywny związek dwojga kochających się ludzi. Rodzice „podarowali im w zamian bagaż skrajnie negatywnych emocji, doświadczeń i wspomnień, które wypaczają zazwyczaj podejście synów/ córek do mężczyzn/ kobiet i sensu rodziny w ogóle. Kiedyś było mi takich nieszczęśliwych i zgorzkniałych w związkach ludzi żal. Wysłuchiwałam, współczułam, doradzałam, starając się być obiektywna na tyle, ile to było możliwe. Dopóki nie zrozumiałam, że taka postawa mija się z celem, dopóki druga strona ogranicza się tylko do użalania nad swym losem i notorycznego wylewania pomyj na współmałżonka w towarzystwie osób postronnych. Do obnoszenia się ze swoim nieszczęściem, z jednoczesnym zmuszaniem rodziny i znajomych do zajęcia stanowiska po jej stronie tylko i wyłącznie dla własnej satysfakcji. Bez ochoty, ale przede wszystkim odwagi do zerwania z zatrutym przez małżeński marazm życiem"...... Jeżeli chodzi o mnie to teraz dziwię się sama sobie. Byłam głupia, naiwna i zapatrzona w siebie. Zapomniałam, że małżeństwo to nie tylko słodkości i miodzio. To najczęściej szarzyzna życiowa. Teraz poza miłością męża do mnie, którą dopiera teraz dostrzegłam nie mam i nie będę miała już tego co powinna mieć prawdziwa rodzina. Dzieci. I nie mam nic więcej do dodania w tym temacie. Żałuję swojej głupoty. Żałuję swojego egoizmu. Jedno co mi pozostało to myśl o tym jakim jestem ciężarem dla męża. Nie warto było. Gdyby można było cofnąć czas..... Boże, jak żałuję swoich decyzji. kapilara

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość o maj god o maj god
do naburmuszona i zla przeczytaj dokladnie od poczatku co pisala messy o swoim malzenstwie... bo racji nie masz

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej DZIEWCZYNY :-) Nie macie pojęcia jak się wkręciłem w nasze forum . Normalnie się za wami stęskniłem od wczoraj :-) NABURMUSZONA I ZŁA Posłuchaj dziewczyno . Już raz to przyznałem , że z racji historii , która mi się przytrafiła chcąc nie chcąc zawsze podświadomie będę po stronie Messy . Nie zamykam jednak nikomu ust. Niech każdy się swobodnie wypowiada , doradza i krytykuje bo o to tu właśnie chodzi . Messy właśnie po to opisała swoją historię by oddać się pod osąd nieznanych jej ludzi - co moim zdaniem również świadczy o jej odwadze . Wiele osób już ją tu krytykowało i bardzo dobrze . Na tym to przecież polega żeby zmierzyć się także ocenami innych ludzi , które często bywają negatywne ale Ty przegięłaś !!!! Są pewne granice , po których krytyka zmienia się w zwykłe chamstwo !!!! Piszesz tu o zasadach , ba nawet na przykazania boże się powołujesz. Taka z Ciebie pobożna dziewczynka z zasadami a wyzywasz ludzi od dziwek i prostytutek !!!! Z konia spadłaś , czy coś Ci w życiu nie wyszło ??? A Może Ciebie ktoś zostawił dla innej i teraz mścisz się na innych dziewczynach ???? Widać jak na dłoni po tym co napisałaś , że chyba masz jakiś problem z sobą ??? Za słowa „ dziwka „ i „ prostytutka „ powinienem Ci napisać wypier*** stąd ... ale wiesz co ... nie zrobię tego , bo nie mam zamiaru zniżać się do Twojego poziomu !!!!!!! SZCZĘŚLIWA22 Bardzo , bardzo Ci dziękuję za odpowiedź . Zobaczymy może masz rację i związek mojej byłej dziewczyny z jej mężem znowu się rozpadnie i ją odzyskam . Wiem jedno ... jeśli tak miałoby się stać to niech to zrobi sama . Nie będę się do niej w ogóle odzywał . Sama musi zakończyć swoje małżeństwo ( jeśli oczywiście znowu będzie do d**** ) . Tylko wtedy wyczyści swoje sumienie i pozbawi się złudzeń co do rzekomej zmiany męża i tylko wtedy będziemy mogli znowu spróbować " z czystej karty " . Obawiam się jednak , że zanim jej związek się rozpadnie ( jeśli w ogóle się rozpadnie ) to minie rok , dwa , trzy i nasze drogi rozejdą się w tym czasie . WNIOSEK -- niestety wydaje mi się , że w tym momencie straciłem ją na zawsze :-( Co do Twojej historii . Jeśli zaniedbałaś swoją córeczkę to trudno . Stało się i już nie ma co tego rozpamiętywać . Najważniejsze jest to , że teraz jesteś super mamą i żałujesz szczerze tego , iż trochę zaniedbałaś swojego maluszka . Każdy z nas robi błędy . Poza tym byłaś wtedy bardzo młoda i człowiek w tym wieku często robi głupstwa . MESSY Myślę , że to dobra decyzja . Po tym co napisałaś na forum nie trzeba być geniuszem żeby odpowiedzieć na pytania , które ja Tobie zadawałem , i które sama sobie zadajesz . Wiadomo jest ogromny sentyment do męża . To naturalne , przecież go kochałaś . Jednak wydaje mi się , że powrót w Twoim przypadku skończyłby się katastrofą . Jedyny pożytek jaki z tego byś miała to chyba tylko taki , że po kilku miesiącach trwania w takim toksycznym związku pozbawiłabyś się wszelkich złudzeń , iż jest choćby cień szansy na odbudowanie tego małżeństwa . No tak tylko po co robić sobie od nowa Meksyk w głowie . Wykończyłabyś psychicznie siebie i męża , a do tego prawdopodobnie straciłabyś Pana X . Poza tym pamiętaj o tym co sobie wcześniej pisaliśmy . Zawsze jak się człowiek z kimś rozstaje to jest ciągłe analizowanie , obwinianie się , rozmyślanie . Co jakiś czas przychodzi też niestety załamanie , ból , tęsknota , cierpienie , pustka i obawa przed nieznaną przyszłością . Sam przez to teraz przechodzę niestety . Masz jednak doświadczoną mamę i bardzo dobrze w prosty sposób to ujęła „ to niech chodzi ... pochodzi , pochodzi i w końcu sobie pójdzie „ . Nic dodać nic ująć :-) Po prostu nie ma sensu walczyć z tymi myślami . Niech przepływają przez Ciebie . Wiem , że to trudne bo sam od rozstania , tj. od dwóch tygodni dosłownie zwijam się z bólu i tęsknoty za moją ukochaną i nie ma nawet chwili bym o niej nie myślał ale cóż począć ... Straciłem w końcu miłość mojego życia , więc zdaję sobie sprawę z tego , że teraz ten ból będzie mi towarzyszył tak długo , aż moje serce się z nią w końcu pożegna na zawsze :-( P.s. Jednak muszę się Tobie pochwalić , że posłuchałem Twojej rady i wczoraj po raz pierwszy od dwóch tygodniu wyszedłem do ludzi . Po tym co mi ostatnio napisałaś żebym nie zamykał się w czterech ścianach pomyślałem , że masz rację . EFEKT ... dalej jest do dupy heh:-) ale przynajmniej w końcu z kimś porozmawiałem i odreagowałem choć trochę . Wiesz co ... mega się cieszę , że trafiłem na to forum . Wypowiedzi wszystkich osób ( no może oprócz naburmuszonej i złej ) , również te krytyczne bardzo mi pomogły . Tak naprawdę to zauważyłem , że najlepszym lekarstwem na moje smutki jest właśnie „ nasze „ forum . Poza tym najzwyczajniej w świecie bardzo polubiłem Ciebie , SZCZĘŚLIWĄ i całą resztę naszego towarzystwa :-) A teraz ja zacytuję moją mamę . Mówię do niej " mamo szkoda , że ja tej kobiety 5 lat temu nie spotkałem na swojej drodze " .... a moja mama na to : " SYNU SZKODA TO JEST JAK KROWA W ZBOŻE WEJDZIE " heh he he:-) Tak się uśmiałem z tego tekstu , że od razu mi się humor poprawił . Od razu uprzedzam , że moi rodzice nie mieszkają na wsi i nie są rolnikami :-) KAPILARA Co do słów , które teraz przytoczyłaś w cytacie zgadzam się z Tobą w stu procentach . Kurcze nie trudno się domyśleć , że żałujesz . Straszna tragedia Cię spotkała . Nasze żale , rozterki i cierpienia , które tu opisujemy w porównaniu do tego co się Tobie przytrafiło to jest dosłownie PIKUŚ!!! Bądź silna !!! Mam nadzieję , że będziesz szczęśliwa . Hmm co do dzieci ... a myślałaś może o adopcji ???? Może jednak w Twojej rodzinie będą kiedyś dzieci :-) PRZECZYTAŁAM TWOJE WPISY Fajne imię synkowi wybrałaś:-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Co ma wisieć...
Poczytajcie sobie co często bywa przyczyną rozpadu i jak się kończy.:) http://f.kafeteria.pl/temat.php?id_p=4560974&start=0 Takich historii jest mnóstwo na kafeterii. To jest akurat przykład chorej wyobraźni i zaborczości faceta, ale jednak coś się zmieniło w związku. Dziewczynie zależało na facecie. W tle też był pan "X", ale na szczęście chorobliwa wyobraźnia dobrze facetowi podpowiadała. To jednak była wina dziewczyny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jowiata
Czy ty czytałeś/czytałaś ten wątek bo link który wstawiłeś nie ma nic wspólnego z tematem który założyła messy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Co ma wisieć...
Przeczytałam, przeczytałam. I dlatego chcę pokazać, że każdy przypadek ma inne podłoże. Ale finał możemy uzyskać zawsze wtedy gdy dopuścimy rozum i serce do jednego działania. Kapilara pomimo swojej tragedii, pokazała przykład toksycznego związku oczyma najbliższej rodziny. A jednak morał wypływa jeden. Rozmawiać, rozmawiać i jeszcze raz rozmawiać. Doprowadzić do totalnego zniszczenia potrafi każdy. Zniszczyć też każdy głupi to umie. Ale żeby z byle czego zoóbić coś pięknego, to na to potrzeba cierpliwości. Bo jeżeli messy tak jak pisze kochała i kocha jeszcze męża to cóż stoi na przeszkodzie ? A tak pokazuje tylko jak to się ona poświęca i chce zapomnieć o uczuciu do męża rzucając się w ramiona pana X . Ale Harle-Kino. Pusty śmiech ogarnia czytając takie egzaltowane słowa żywcem wyjęte z telenoweli meksykańsko-brazylijskiej. Macie wióry i trociny zamiast mózgu. I dziwię się szczęśliwej, że mając na przykładzie własne zgodne małżeństwo popiera rozpad i totalną zagładę. Coś nie tak w tych jej wypowiedziach, albo są zgrzyty w jej związku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×