Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Lea99

Do samotnych - czy pogodzilyscie sie z tym, ze byc moze od konca zycia bedziecie

Polecane posty

Gość gość
ja sie pogodzilam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość36
ja się coraz bardziej skłaniam ku tezie, że życie jest absurdem, który wszelkimi sposobami próbujemy przezwyciężyć, ale te próby i tak są skazane na niepowodzenie - pierwszą metodą na pokonanie absurdu życia jest miłość - dlatego jej tak rozpaczliwie szukamy - ale zważywszy na kruchość miłości (która kończy się czasem nagle, a czasem wraz ze śmiercią jednego z kochanków) - trudno pokładać w niej nadzieję na przezwyciężenie bezsensu istnienia drugą metodą na pokonanie absurdu życia jest wiara - innymi słowy niezgoda na to, że istnienie nasze i świata jest bezsensem - wierząc, że wszystko ma sens, który kiedyś i gdzieś się nam objawi (w niebie?) - przezwyciężamy absurd tylko pozornie, gdyż całe doświadczenie jakie mamy podpowiada nam, że się łudzimy - no, ale na ogół chcemy się łudzić trzecim sposobem na pokonanie absurdu - jest jego akceptacja, czyli zgoda na bezsens istnienia - problem polega na tym, że zgodzić się na to możemy tylko rozumem - a jako ludzie nie jesteśmy sztucznymi inteligencjami, ale całością na którą oprócz rozumu składają się uczucia, instynkty, pragnienia - dlatego zgodzić się na absurd możemy tylko racjonalną częścią siebie, podczas gdy serce zawsze będzie wyło z bólu i tęsknoty za ładem, sensem, czułością... ślepy los pozostaje jednak nieczuły, zwłaszcza dla nas - samotnych, którzy zostaliśmy w jakiś sposób na tę samotność skazani przepraszam za ten pesymizm i fatalizm

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nigdy nie sądziłam, że przeczytam lub usłyszę definicję życia tak bliską mojej. Z drugiej strony niby nic odkrywczego . Wiara, nadzieja, miłość - 3 symboliczne prawdy wszechczasów... oraz próba akceptacji siebie, świata i życia. A wszystko to zamknięte w jednym magicznym słowie - ABSURD. Niesamowite. A jaka jest właściwie Wasza definicja samotności? ... Miłość czasami nas zawodzi, czasami nie jest nam dane ją poznać, a czasem po prostu jej nie rozumiemy. Ale czy przez nią jesteśmy "samotni"? Mam rodzinę, pracę, znajomych i ... czasem wielkiego doła z powodu świadomości ABSURDU. Ale kiedy otwieram się przed ludźmi, słowo SAMOTNOŚĆ zmienia nieco znaczenie. A kiedy oni przede mną czuję , że nabieram sił. Sara11.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość36
Sara11 Cieszę się, że mamy podobny punkt widzenia:) Chciałbym żywić nadzieję, że życie jednak nie jest absurdem i nie jest tak, że przez jakiś kosmiczny przypadek zostaliśmy rzuceni z nicości w nicość. Niemniej jednak o taką nadzieję mi coraz trudniej. Masz rację co do otwierania się na ludzi. Opowiadając im siebie i słuchając ich losów - zbliżamy się do zrozumienia. Może na tym właśnie polega ta więź, której tak pragniemy i która oddala nas od samotności: na poczuciu wzajemnego zrozumienia. Pozdrawiam serdecznie:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośgRucia
Czas się pogodzić chyba w wieku 45 lat, tym bardziej, że zapisałam się na pewien portal randkowy i na romans jest trochę chętnych, jednak na trwałą relację z 45latka nikt nie jest zdecydowany. Trza chyba będzie wrócić na łono kółka różańcowego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Asterka litości. Jak miałaś 20 lat też nie miałaś powodzenia. Sama pisałaś. Więc Nie zależy czy mas 20 lat czy 45 i tak jesteś sama. I nie troluj na kolejnym wątku bo to już jest śmieszne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
pogodziłam :-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
do Pani wyżej, jak tego Pani dokonała?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
pogodziłam równoważne do poddałam :-( przez lata szukałam bliskości,ciepła,zrozumienia,miłości... próbowałam stworzyć związek,szłam na ogromne kompromisy byle tylko skończyć z samotnością, robiłam i postępowałam wbrew sobie i swoim zasadom,byłam cierpliwa i wyrozumiała,przymykałam oko na niektóre braki u mężczyzn bo któż jest doskonały,znosiłam godnie porażki,rozczarowania traktowałam że "co nas nie zabije to nas wzmocni" G****O PRAWDA !!! po każdej katastrofie słabłam... w końcu wypłakałam wszystkie łzy, zobojętniałam, doprowadziłam się do takiego stanu że muszę się zmuszać by w ogóle wstać z łóżka,żeby coś zjeść. i myślę tylko o jednym,że chciałabym już mieć za sobą to wszystko,czyli to życie. jestem już zmęczona. czy z kimś będę, czy nie i tak czeka nas wszystkich to samo. i po co się zarzynać, dla tych paru lat na ziemi. za chwilę i tak nas tu nie będzie. zostanie garść kości lub popiołu w urnie. ktoś postawi pomnik, zapali czasem znicz. z czasem zapomną, pomnik się rozpadnie, ktoś postawi drugi dla kogoś innego, pójdziemy w wieczne zapomnienie... czy to będzie mieć wtedy jakieś znaczenie czy byłam całe życie samotna , bez rodziny, dzieci... nie sadzę. poddałam się.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość36
do gość (20:50) mnóstwo w Tobie rezygnacji i rozgoryczenia, jak ja Cię rozumiem - każda kolejna porażka sprawia, że żyjemy już tylko z automatu - i co dziwne - naprawdę ciężko wstać z łóżka, wykonywać najprostsze czynności... to nie jest metafora ani stan ducha - to doznanie natury fizycznej... znam to bardzo dobrze i też coraz bliżej jestem złożenia broni - po prostu nie mam już sił walczyć... samotność jest jak rak - zabija i pożera w nas wszystko - dobre pragnienia, uczucia, intencje, całą wolę życia i działania, chęć czynienia dobra, dawania i dzielenia się radością istnienia... w jednej z wizji piekła - potępieńcy chcą umrzeć, ale nie mogą, ta możliwość jest im odebrana - więc żyją, ale jakby w nieustannej śmierci... myślę, że my samotni - doświadczamy namiastki piekła:( p.s. może to głupie, ale pomyślałem, że warto dziś zwrócić się do naszego JP2 (w 10 rocznicę śmierci) - sam się nie modlę i raczej nie wierzę, ale tak mnie naszło - że może choć jedną myśl skierować gdzieś do niego...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość samodzielna mama 35
Też jestem sama , czasami bardzo samotna ale ja walczę o każdą minutę szczęścia :) Wiem że każda porażka życiowa powoduje że tej siły mam coraz mniej :( Ale też jakoś tak się układa że zawsze jest coś co każe mi dalej żyć i wierzyć :) Może dlatego że staram się mimo wszystko myśleć optymistycznie :) Jest wiele rzeczy z których potrafię się cieszyć i są to drobnostki :) gość 36 nie porównuj samotności do raka :( mam na co dzień do czynienia z tą chorobą :( już od prawie 5 lat i cały czas jest walka. Ludzie chorzy na tę chorobę są chorzy na raka i często zostają z tą chorobą sami :( Uwierzcie ta samotność jest zupełnie inna :( Nie macie nawet pojęcia jak bardzo potrafią się cieszyć z każdej minuty życia :) Podobno z rakiem trzeba się pogodzić , może od pogodzenia z samotnością trzeba zacząć :) Życzę wam , może trochę wcześniej ale choć odrobinę optymizmu :) choć trochę nadziei :) i umiejętności znalezienia w tym co trwacie jakiś pozytywnych aspektów :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
tak, skierujmy dziś myśli do Kochanego Jana Pawła 2.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Lea99 założycielko tematu czy nadal jesteś samotna ? poznałaś kogoś ? szkoda że już nie piszesz...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćkobietka
Mi tez jest ciezko. Zwlaszcza, ze zawsze chcialam miec duza gromadke dzieci, nawet 5-6 teraz nie wiem powoli czy chociaz jedno bede miala. Czuje jak moje serce sie przez ta samotnosc zamyka i duzo milosci w nim marnuje. Wiem, ze moge isc na wolonariat, chodzilam, ale wracajac do pustego domu odczuwala, jeszcze wieksza pustke ze nie mam sie z kim podzielic tym co przezylam. Nie wiem czemu niektorym z nas nie jest dane zycie z partnerem. Tez nigdy nie zaznalam milosci i kiedy sobie pomysle, ze gdyby cos mi sie przytrafilo, zginelabym nie doswiadczajac tego uczucia jest mi przykro. Mysle, ze jesli czlowiek choc raz byl naprawde kochany w zyciu jest mu troszke latwiej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
jakie to smutne i przykre jak tu piszecie :-( też jestem samotna, przytulam Was serdecznie....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jestem samotna w małzeństwie. Niby banał. Ale dotkliwy. Wy, wolni, macie wciąż szansę. ja już nie mam żadnej. Tak sbie napisalam znowu bom nieco pijana, z tego szczęścia młażeńskiego :o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
współczuję :-( każda samotność boli ....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Odpowiadając na temat: nie,nie pogodziłam się z tym,mimo że w głębi duszy przeczuwam,że tak własnie będzie i czasem mam wrażenie,że gdybym pogodziła się z tym,że całe życie będę już sama,byłoby mi dużo łatwiej. Na początku topiku było sporo postów na temat tego,czy łatwiej żyć w pojedynkę bez doświadczenia związku, miłości, czy nie - wydaje mi się,że lepiej znać to uczucie z książek i filmów romantycznych i mieć w głowie w jakimś stopniu stereotypowy obraz. Czasem lepiej tęsknić z czymś, co zna się z telewizji, niż tęsknić za realnym dotykiem dłoni drugiego człowieka, którego już się więcej nie doświadczy. Mam 25 lat,jestem w rok po rozstaniu z jedynym człowiekiem, z którym byłam w związku. Niestety, swoim zachowaniem i słowami bardzo mnie zranił i z osoby, która nigdy nie miała specjalnie dużego poczucia własnej wartości, stałam się człowiekiem całkowicie wbitym w ziemię, Mając tyle lat,mam wrażenie że życie już za mną i wszystko co dobre już się w nim wydarzyło.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
pogodziłam równoważne do poddałam smutas.gif przez lata szukałam bliskości,ciepła,zrozumienia,miłości... próbowałam stworzyć związek,szłam na ogromne kompromisy byle tylko skończyć z samotnością, robiłam i postępowałam wbrew sobie i swoim zasadom,byłam cierpliwa i wyrozumiała,przymykałam oko na niektóre braki u mężczyzn bo któż jest doskonały,znosiłam godnie porażki,rozczarowania traktowałam że "co nas nie zabije to nas wzmocni" G****O PRAWDA !!! po każdej katastrofie słabłam... w końcu wypłakałam wszystkie łzy, zobojętniałam, doprowadziłam się do takiego stanu że muszę się zmuszać by w ogóle wstać z łóżka,żeby coś zjeść. i myślę tylko o jednym,że chciałabym już mieć za sobą to wszystko,czyli to życie. jestem już zmęczona. czy z kimś będę, czy nie i tak czeka nas wszystkich to samo. i po co się zarzynać, dla tych paru lat na ziemi. za chwilę i tak nas tu nie będzie. zostanie garść kości lub popiołu w urnie. ktoś postawi pomnik, zapali czasem znicz. z czasem zapomną, pomnik się rozpadnie, ktoś postawi drugi dla kogoś innego, pójdziemy w wieczne zapomnienie... czy to będzie mieć wtedy jakieś znaczenie czy byłam całe życie samotna , bez rodziny, dzieci... nie sadzę. poddałam się. xxx Pięknie napisane...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćRucia
Człowiek nigdy nie pogodzi się z samotnością, chyba że cierpi na autyzm. Zawsze potrzebuje tej drugiej duszy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość wczoraj Lepiej bym tego nie ujął ,po prostu napisałaś to co czuję i ja . piszę z gościa tak łatwiej . nie wiem lekki uśmiech na twarzy miałem jak czytałem ale ścisnęło coś w środku jak do końca przeczytałem . ta bezsilność jest ,brak słów

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
bezsilność zabija wszystko co dobre w człowieku. staje się przybity,wiecznie smutny,czuje się gorszy,nic nie wart.... a czas płynie. tyle straconych lat :-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja w wieku 39 lat jestem na takim etapie. Widzę, że powoli wszelkie możliwości poznania drugiej osoby się wyczerpują. Wypadkowa głównie małej miejscowości i pracy w męskim towarzystwie. Dwa lokalne puby pełne małolatów, ludzie w moim wieku rzadko zaglądają, jeśli już to siedzą w zamkniętych grupkach. Zresztą wszyscy się znają, przynajmniej ludzie z bardziej rocknrollowych klimatów. A na dyskotekową sieczkę nie mam ochoty się wybierać. Portale randkowe. Cóż, działały w pewnym wieku. Byłem z kimś tam poznanym. Założyłem ponownie konto w wieku 38 lat i jak ręką odjął. Ten wiek, mam wrażenie odstrasza nawet rówieśnice. Jedyni goście to panie sporo starsze, w dodatku z całkowicie innej bajki. Albo osoby wyglądające bardziej na rówieśnice mojej 65 letniej matki albo "emerytowane" tancerki z klubów disco, przepalone od solary, w białych kozakach, pozujące na 18 latki. Zdecydowanie osoby nie czytające opisów. W realnym życiu, mieszkając w większym mieście szanse zapewne wzrastają. Jeśli nie jesteś zapuszczonym dziadem to myślę, że z czasem można na kogoś trafić. Możliwości jest sporo. Na prowincji szanse na poznanie interesującej osoby są minimalne. Może wszyscy za dużo wydziwiamy. Dawno wojny nie było. Głodu. Prawdziwych problemów.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
DO GOŚCIA Z 20:50 2015.04.02,wyraziłaś dokładnie to co sama czuję,tak jakbyś żyła moim życiem.Nie widze sensu wstawania z łóżka,jestem tak znudzona życiem.Nieprawdą jest ,że jesteś w stanie pokonać wszelkie przeciwności,tyle razy się już podnosiłam ,ze po raz kolejny mi się nie chce. Zeby jakoś funkcjonowac muszę brać tabletki uspakajające,bo inaczej grozi mi wariatkowo.Njgorsze jest to,ze są osoby,które pragną żyć a umierają,sa tez osoby,ktore pragną umrzeć ,a nie jest im to dane.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
umrzeć zawsze zdążysz,teraz trzeba żyć

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
to ja, gość z mówią-syty głodnego nie zrozumie. i to absolutna prawda. no bo kto inny jak nie WY SAMOTNI lepiej mnie zrozumie ? i Wiecie, trochę mi ulżyło że nie jestem w tym sama. od lat czuję się jak bym była inna niż większość, że postrzegają mnie za nienormalna,dziwna,ciężki przypadek, itd :-( okazuję się że jestem po prostu bardzo nieszczęśliwa , tak jak WY :-( a wokół nie ma nikogo z pomocną dłonią...a ja potrzebuję tylko zrozumienia i trochę ciepła...mam w sobie tyle miłości a nie mam kogo nią obdarzyć :-( również biorę tabletki na uspokojenie i niestety samotność to nie jedyny ból jaki muszę znosić na co dzień :-( być może dlatego jest aż tak źle ze mną.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość 20;50 a Wiecie kiedy mi najbardziej serce ściska ? gdy ktoś jest w związku, czy małżeńskim,czy narzeczeńskim a po jakimś czasie przestaje mu zależeć, nie szanuje, zdradza, krzywdzi :-( nie potrafi docenić tego co ma i zamiast to pielęgnować, umacniać i dziękować Bogu za każdy spędzony dzień z drugą połówką to odchodzi albo tkwi w kłamstwie :-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość36
do gościa z 2015.04.04 : Masz rację z tymi portalami randkowymi. Ja też tam kiedyś próbowałem i wiem coś o "dyskryminacji ze względu na wiek":) Dlatego jednak lepiej szukać w realu, bo w sytuacji naturalnego, spotkania - nikt Cię o latka od razu nie zapyta. Jeśli coś zaiskrzy - to dziewczynie nie będzie przeszkadzać, że masz ok. 40-tki. W necie natomiast - inaczej niż "na żywo" (gdzie kluczową rolę odgrywają: mowa ciała, głos, uśmiech, zmysły) - liczą się suche, statystyczne fakty (wiek, wykształcenie itd.). Mam 36 lat, w knajpach poznaję dwudziestoparolatki, które na portalach (widząc mój wiek) - pewnie by się do mnie nie odezwały. W klubach jednak - nikt o metrykę nie pyta i można pobawić się z młodszymi koleżankami:) Inna rzecz, że to najczęściej przelotne, epizodyczne znajomości. Ja akurat mieszkam niedaleko dużego miasta i z dwa razy w miesiącu bawię się tam w weekend. Przypuszczam, że też mógłbyś spróbować. W końcu Polska to nie USA, gdzie odległości między prowincją a większymi ośrodkami są ogromne. U nas to max. 100 km. Więc może warto się czasem przejechać? Ogólnie jednak nie będę się mądrzyć, bo sam nie mam recepty jak pokonać samotność, albo po prostu nie trafiam na właściwe kobiety. Po alkoholu świat się wydaje różowy, a potem wraca szara rzeczywistość. Ale w sumie jakie drogi pozostają? Knajpy? (w których jednak trudno o żonę), kluby hobbystyczne? (nie próbowałem), wspólnoty religijne? (jeśli ktoś wierzy), wolontariaty? (może), studia? (nie ten wiek), kursy? (komu się chce wiecznie dokształcać?), praca? (bardzo mała szansa), biblioteka, sklep, autobus, ulica? (takie rzeczy to tylko na filmach:). Wychodzi więc na to, że o wszystkim decyduje los. Ślepy, nieczuły, absurdalny...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×