Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

TheCherryGirl

Obżerasz się? Wchodź!

Polecane posty

Gość lkhf
niesttetty moglas do nocnego sklepu pobiec :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziewczyny, przepraszam, że mnie nie było, ale po prostu sie chcialam schować przed swiatem. Od jakiś 2 tygodni prawie codziennie się obżeram. Sytuacja wyglada tak, że moj chlopak pracuje, ja siedze sama w domu jak sierota i jak tylko on wychodzi ja biegiem do sklepu po slodycze. Smieszna jestem troche. Czuję się całkowicie "bezkarna" (nie tyję, a może sobie po prostu wmawiam, że nie tyję???) I jakos tak siebie próbuje ROZPIESCIC tym żarciem. Ale to mi absolutnie NIC nie daje, tzn. potem zawsze czuję się gorzej, jest mi niedobrze, słabo, boli mnie głowa...Ale przynajmniej jestem w tym swoim odrętwieniu. Jest mi wstyd się przyznać, ale jakoś mi dziwnie dobrze z tym...Po prostu wpadłam w jakies takie bagno, ale ono mi się wydaje przyjazne. Moj zwiazek ja i jedzenie. Ale to chyba miłosc bez przyszlosci, a raczej z bolesną przysżłością.... Najgorsze jest to, że nie mam motywacji, po prostu mi się nie chce z tym zrywać. Bronie się rękami i nogami przed wzięciem odpowiedzialnością za siebie, za swoje życie... Boże, jak tragicznie to brzmi. Dzisiaj zjadłam masakryczna ilosc kalorii, zygac mi się chce jak o tym pomysle, a z drugiej strony jestem jakas taka OBOJETNA wobec tego. Jakby mnie to nie interesowało. A jednak cierpię, tylko tam głęboko, w środku. -prawie cały słoik konfitury truskawkowej kurewsko słodkiej -sucharki -czekoladę białą -2 czekoladowe budynie Nie wiem, nic nie wiem już. GrubAla, jakie masz plany na przyszłość? Piszcie proszę, ja też Was potrzebuję, czuje się tak kurewsko samotna tutaj, ale nawet sama przed sobą sie do tego nie przyznaję.... :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzis pochlonelam duze ilosci majonezu Az takie ze mnie teraz mdli, usprawiedliwiam sie tym ze nie jadlam sniadania I nie bede jesc kolacji I moglam sobie na to pozwolic by na swoj obiad wylac tube majonezu fuuu ... Jakie plany na przyszlosc.. Hmm... Czegos bym chciala w zyciu dorobic, musze liczyc sama na siebie.. Chce byc szczesliwa I tyle. Nie zalezna. A Ty? Rozumiem Cie doskonale ja tez Jestem Taka tu samotna:( Dlatego pocieszam sie jedzeniem:/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
I jak leci? GrubAla, ja też bym chciala...Byc szczęsliwa i niezależna. Ale z jakiś powodów tkwię w miejscu, cały czas. I mój nałog to taka "kotwica", która nie pozwala mi wypłynąc na głębokie wody, to coś co znam, co jest przewidywalne...Smutne, ale prawdziwe. Mój nałog mnie chroni w jakiś sposób...Przed "złem" tego świata. Skoro świat może mnie skrzywdzić, to ja siebie skrzywdzę szybciej. Taka jest właśnie moja obrona....I czuję, że potrzebuję tego nałogu... I dzisiaj znów mój facet jest w pracy od 9 do 23, a ja co?? Siedzę jak sierota przed kompem. I nie wiem w która stronę mam się udać. Żalosne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzisiaj miałam dziwny dzień. Rano wierzyłam w to, że nie będę musiała się nażreć. Zjadłam dobre śniadanie, lekkie. Jednak ok. 14-15 coś zaczęło się dziać. Pojawiła się ta myśl, to pragnienie, i nie chcialo mnie opuścić. Zaczęła się walka. Próbowałam wmówić sobie, że ja przecież wcale nie muszę tego robić, że przecież to mi nic nie da...Z tej walki, tego zmagania aż się poryczałam. Jak małe, biedne, zagubione dziecko. I poddałam się. Wyszłam, poszłam do sklepu. Jak zaczarowana. Nie widziałam, nie słyszałam, nie czułam...Ale jedna rzecz jest ciekawa: kiedy patrzylam tak na te wszystkie produkty, czekolady, ciastka, chipsy, uświadomiłam sobie, że one mi wcale nie smakują, że nie ma nic takiego, na co miałabym SPECJALNIE ochotę. Czułam się jak idiotka: robiąc zakupy i wmawiając sobie, że MAM OCHOTĘ się objeść. W końcu kupiłam: -mleko sojowe -płatki śniadaniowe czekoloadowe 500 g -czekoladę -chipsy. No i z tego zjadłam czekoladę, pół kartonu mleka sojowego i pół płatków. Chipsów nie tknęłam. Nie byłam w stanie jeść dalej, bo żołądek mnie kurewsko wręcz bolał...Jakby ktoś go rozrywal od środka. Ten krzyk: JA NIE CHCĘ. Od tamtego momentu nie zjadłam już nic. Wyszłam do miasta, pojeździłam trochę metrem. Żołądek nadal mnie boli. Inne dolegliwości spowodowane PRZEŻARCIEM: -praktycznie ciągły, kujący ból głowy -niesmak w ustach -rozjebane totalnie śluzówki i gardło (współczuję im, że muszą wchłaniać cały ten syf) -przy małym wysiłku kołatanie serca i zawroty głowy. Nie poddam się. To jedno wiem. Nigdy się nie poddam. Będę tu pisać jak mi idzie, nawet jak nikt tego nie czyta. Może jednak komuś moje wypociny pomogą:) A co u Was? Zapraszam do pisania. Czegokolwiek chcecie. Do opisania Waszego cierpienia, smutku, przygnębienia. Bądź też radości. Bo nikt nie zrozumie żarłoka tak jak drugi żarłok.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
I jak Ci idzie??:) Ja dziś zjadlam dwA mega pycha gorące ciastka z kremem( ale taki wypas, londynske) I myślałam ze już nie będę nic jadła ale właśnie najadlam sie kurczaka z różna z sosami No ale powiedzmy ze to i tak mało na cały dzien, bo byłam zajęta... Czuje sie jak prosie!!! Muszę jak najszybciej znaleść prace yyyyyyy:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kajjja1988
czesc dziewczyny.... tez mam kompulsy :((((( wczoraj mialam jeden z napadow, zjadlam paczke chocapic z mlekiem, chyba z litr mleka poszlo.. a wieczorem na kolacje chyba z 500 gram salatki warzywnej z majonezem, brak mi juz sil.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja czuje się jak smiec, jak ostatnie gowno. Kolejny raz to zrobiłam. Nażarłam sie jak świnia jakaś. I jeżeli przytyję, to będzie tylko i wyłącznie moja wina. Sama sprowadzam na siebie klęskę. Chyba chce pozostac taka "papuśna"....To mnie chroni, sprawia, że czuję się silniejsza, większa... Ciekawa sprawa: kiedy byłam młodsza, jedzenie nigdy nie miało dla mnie związku z moim wyglądem. Od najmłodszych lat zaspokajałam swoje potrzeby emocjonalne jedzeniem, do tego właśnie ono mi służyło. Nie używałam go jako "pozywienia", tylko jako substytutu: milości, zadowolenia z samej siebie itp. Tak jest nadal...Kiedy myślę nad jedzeniem i moją sylwetką, ciężko zobaczyć mi te dwie sprawy RAZEM: czyli jem-tyję, nie jem-chudnę. Jest jakaś taka rozbieżność w moim myśleniu...Brzmi to dziwnie, ale tak właśnie jest. Chyba po prostu nie chcę wziąć za siebie odpowiedzialności. Znowu się obżarłam dzisiaj. Nawet nie chcę myslec ile zjadłam, bo robi mi się słabo. Boję się tej wiedzy: ile kalorii pochłonęłam dzisiaj a ile wcześniej, przed poprzednie dni. Niedobrze mi..Matko...Wiem tylko, że jestem jak jakis pieprzony alkoholik. Potrzebuję coraz więcej żarcia, coraz większe mam łaknienie. Wcześniej (w domu) za napad uznawałam jedną czekoladę + paczke orzeszków lub ciastek. Teraz...masakra. Jem 3 lub 4 razy więcej. Boże... Dlaczego dzisiaj zjadłam? Byłam z chłopakiem na kawie rano. Nie zjadłam sniadania, nie zdążyłam, wiec poszłam na głodniaka. Miałam od rana zamiar Dobrego Odżywiania Się, czyli warzywa + oliwa + białko. On zamówił sobie kawę, czekoladę, rogalika i coś tam jeszcze (jest chudy jak szczapa, a wpieprza masę cukru...). Ja nie zamówiłam nic, bo nie mieli nic "Dobrego". No i myślałam ze tam zaslinie cały stół, taka byłam głodna. Zaczęłam planować już co zjem, kiedy będę sama...Jestem chora. Naprawdę....Siedzę z chłopakiem, udaję taka silna, a w głowie plany plany. Oczywiście usiłowałam walczyć z tymi myślami, ale chuj mi to dało. KLAPA A jak u Was? kajjja1988 Też zawsze jadłam płatki z mlekiem jak mialam napady...Jesteś na jakiejś diecie aktualnie? GrubAla Co u Ciebie? Dlaczego się nie odzywasz? Poradziłaś sobie w miarę???? O ja pier... ale mi się zygać chce...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kajjja1988
waze 60 kg a jstem niska, jakies 160-161 cm wzrostu, mam siebie dosc.. chcialabym schudnac the cherry, co dzis zjadlas? napisz mi prosze, chce wiedziec jak u innych to wygląda..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ZESTAW JUNIOR
Hejka:) dziewczynki, mamy problem to pewne, tak samo jak pewne jest to-że same sobie z tym nie poradzimy. Są ośrodki, grupy wsparcia, po to aby pomagać takim osobom jak My. W Pl. istnieją spotkania Anonimowych żarłkoów(A.Ż) jest też telefon zaufania "grubofon" to żaden wstyd zgłosić się i poprosić o pomoc. To jest choroba, nałóg jak każdy inny, ja uważam że tak samo niszczący życie jak alkoholizm, czy narkomania. Myślę że pisanie na forum jest w jakimś stopniu pomocne, ale nie leczy i nie pozwala pozbyć się problemu. Ja jestem świadoma swojej choroby, jak czuję że ma nastąpić atak, to zapijam go ogromną ilością wody, żuję gumę i jem warzywa. to jest jakiś sposób, ale nie oznacza że problemu nie ma, dla mnie wygląd zewnętrzny jest tak ważny że potrafię zrezygnować ze wszystkich niezdrowych przekąsek na rzezc hektolitrów wody. zauważyłam że jak wytrzymuje tydz. bez słodyczy to potem już z górki, tak jakby organizm przez ten tydz. zapomniał jak smakują te wszystkie paskództwa. Dziewczyny dużo silnej woli i radzę zwrócić się o pomoc do specjalistów.!!!!!nie ma innej drogi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość malwera
do tej godziny sie trzmałam ok 500 kca i teraz zjadlam 4 kajzerki i caly pasztet sojowy a , to pewnie poczatek bo spac jeszcze nie ide , co zrobic zeby wiecej tak na 2 raz nie robic?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość malwera
nie 4 a 3 ; ta 4 sobie odpusciłam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
kajjja1988 Tak jak mówiłam, moj nałóg postępuje i ostatnio jem coraz więcej. Dzisiaj przez cały dzień zjadłam: -budyn czekoladowy -4 takie ciastka z ciasta francuskiego z czekoladą -5 twixów (kupiłam całe opakowanie takiego taniego ciulstwa PODOBNEGO do Twixxów...) -kawałek bagietki + 2 plasterki bekonu + majonez -mleko sojowe Ogólnie zauważyłam, że jem wszystko co sobie kupię. Czasami zdarza mi się wyrzucać jedzenie, żeby nie kusiło, ale potem/następnego dnia tego żałuję. Nawet jak chce mi się zygać i czuje, że pekne. Zaczelam przekraczac kolejne granice,tzn.wczesniej nie doprowadzałam się do takiego stanu. Teraz jednak jest coraz gorzej i muszę to zatrzymać, bo upadne na samo dno.... Teraz czuję się jak śmieć, tzn. po tym całym 2 tygodniowym prawie codziennym żarciu zaczynam się robić chora. Mam objawy grypowe, zgagę, moje jelita szaleją. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że jest część mnie, która nie chce być kontrolowana. I często jest tak, że się przełączam. Z jednej osoby na drugą. Z tą drugą nie mam kontaktu.I ona idzie i je. Kupuje słodycze, płaci za nie. Jest kompletnie "zawieszona", wyautowana. A potem się nagle budzę, kiedy czuję się sponiewierana i przeżarta. Tak własnie wygląda moja rzeczywistość. Codziennie staram się ją zmienić, ale "ta druga" się aktywuje i wszystkie plany diabli biorą. Wiem, ze to kwestia emocji. Widze,ze długa droga przede mną. ZESTAW JUNIOR Wiem, że potrzebuję pomocy...Ciekawe, nie słyszałam o takim czyms jak grubofon ;) Wiesz, czy działa on też w Hiszpanii? Bo aktualnie przebywam w Hiszpanii i nie za bardzo wiem, gdzie mam iść. Już dwa razy wybierałam się na meeting AŻ po angielsku, ale za każdym razem tchórzyłam i nie szłam...Wmawiałam sobie, że nie mam problemu...Hahahahaha. Boże, śmiech przez łzy... No i masz rację z tym tygodniem, że po jakimś czasie przestajesz myśleć o słodyczach...Tylko, że ja się tego boję. To jest jak odwyk. Ostatnio jak zrobiłam sobie po paru dniach żarcia dzień przerwy, myślałam, że wykorkuję....Mój organizm oszalał, zupełnie jakbym mu nie dostarczyła narkotyku!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ZESTAW JUNIOR
W Polsce działa grubofon, wpisz w google:) a w Hiszpanii, no nie orientuje się:( pomyśl o A.Ż w końcu jesteśmy w takiej sytucji:/a jednak boimy się chyba czegoś, bo to spowoduje że stracimy "coś" a w naszym przypadku jest to nasze obżarstwo, a daje ono nam na pewno jakieś korzyści, choćby znany nam schemat działania.(niepewność, strach=kompuls, potem wyrzuty sumienia, i tak w kółko:( )

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość too much
hej Dziewczyny Czytam Wasz temat od początku i z jednej strony jestem przerażona, bo piszecie o moich problemach, które próbowałam wyprzec i nie przyznawałam sie do nich sama przed sobą. Z drugiej strony jest mi łatwiej, bo widzę, że nie tylko ja jestem taka DZIWNA. Myślę, że najważniejsze to uświadomienie sobie tego problemu. TO już duży krok. Opisze Wam później swoją "historie". Jakieś dwa dni temu zauważyłam, że TO COŚ zawładnęło moim życiem i nie umiem już funkcjonowac normalnie. A dotąd usprawiedliwiałam się, to jest tylko jedzenie, nic złego... Przedtem byłam chuda.JTeraz jestem dosyc szczupła, ale czuję, że mój organizm jest tym wymęczony i jeśli tego nie przerwę to zrobie ze swojego ciała jakieś śmietnisko. OCzywiście też oficjalnie prowadzę zdrowy tryb życia, ale od czasu do czasu popłynę.... im wiecej stresu tym częściej. CZekolada orzechami to po prostu moja miłośc, jakkolwiek dziwnie to brzmi. Mam nawet karte do bankomatu w tym wzorze.... Uświadomiłam sobie, że to naprawde poważny problem gdy wyciągnęłam z kosza na śmieci ciasto zapakowane w pudełku (na szczeście) i musiałam je zjesc. Zjadłam też siatke czerstwego pieczywa przeznaczonego do wyrzucenia dla ptaków. Jak to czytam to nabieram do siebie obrzydzenia. Nie wierze, że stac mnie na takie rzeczy. Boje sie co bedzie dalej, bo widze, że ostatnio przejmuje to nade mną coraz wieksza kontrolę... Należałoby zaczac od poczatku, ale nie mam teraz czasu. Opisze Wam wszystko jak wróce. Musze to w końcu z siebie wyrzucic, bo jak sie domyślacie nikt o moim problemie nie wie. Pozdrawiam współcierpiętniczki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
too much, witaj :) Miło, że zdecydowałaś się napisać tutaj. Tak, nie jesteś sama. Na świecie są MILIONY osób podobnych do nas... Mój chłopak właśnie wyszedł do pracy, we mnie jest jakieś takie małe tornardo. Bardzo chciałabym iść do sklepu, nakupować ciastek i się wyłączyć. Cięzko jest mi samej ze sobą "na trzeźwiaka", czyli bez objadania się. Jednak jakaś część mnie wie, że potem będę cierpieć, i to bardzo. ZESTAW JUNIOR Dokładnie, taki schemat. Przynajmniej mamy jakąś przewidywalność w życiu. To daje poczucie bezpieczeństwa, złudne bo złudne, ale to zawsze coś. Daje jakąś tożsamość...Dla mnie to jest jakaś taka kotwica, trzyma mnie, określa mnie. Odezwę się później. Napiszę, czy udało mi się wytrzymać. Jest we mnie bardzo duża doza nieufności do samej siebie-kompletnie sobie nie ufam... :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość too much
hejj Opiszę teraz swój przypadek. Dopiero teraz widzę, że to jest poważna choroba. Dopóki nie uświadomimy sobie jak jedzenie kieruje naszym życiem to usprawiedliwiamy sobie nasze obżarstwo i nie widzimy problemu. Szczególnie gdy wszyscy twierdzą, że jesteśmy szczupłe nie ma powodu, żeby sobie odmawiac. A kompulsywne jedzenie nie ma tak naprawde wiele wspólnego z tym czy ktoś jest gruby czy chudy, chodzi o chorą duszę, która wykańcza ciało. Zawsze byłam chuda, do końca liceum jadłam (jak teraz na to patrzę) normalnie. Podczas gdy siostra i mama stosowały co chwile jakieś diety, ja nie odmawiałam sobie niczego, ale też nie obżerałam się. Chociaż bardzo rzadko jadłam słodycze, bo te były zawsze "od święta' w nagrodę...Byłam chuda i wysoka. Gdy poszłam na studia zaczęłam jesc nieregularnie, niezdrowo. Po paru miesiącach stwierdziłam, że przyłączę sie do diety siostry i razem ustalałyśmy posiłki. Porcje niewielkie i niezbyt wartościowe, wiadomo studencka kieszeń nie był zbyt zasobna, wolałyśmy kupic sobie kosmetyk niż wydac na jedzenie. Doszło do tego, że mogłam jesc 3 razy dziennie po kromce z dżemem i w zupełności mi to wystarczało. Jak przyjeżdżałam do domu na weekend to jadłam bardzo dużo, na zapas... Tak chyba zaczął się mój niezdrowy stosunek do jedzenia. Gdy zaczęłam wiecej imprezowac zapominałam w ogóle o jedzeniu, czułam sie świetnie, potrafiłam nic nie jesc cały dzień, jednego batona i drinki z dziewczynami, chudłam jeszcze bardziej i czułam sie świetnie. Oczywiście łatwo to nadrabiałam po przyjeździe do domu... Taka huśtawka, która pewnie nieźle rozregulowała mój metabolizm. Pamiętam sesje na drugim roku. Uczyłam się do jednego egzaminu. Zrobiłam zakupy 'studenckie', ale że do nauki zawsze potrzebowałam czegoś słodkiego to kupiłam paczke wafli - na pare dni i zjadłam ją całą odrazu. Nie mogłam sie postrzymac. To chyba był pierwszy raz, od tego to sie naprawde zaczęło. Od tamtego czasu, zawsze w stresowych momentach pożerałam słodycze. ALe nie działo sie to często, miałam swoje zajęcia, swoje w miare udane życie i nadal jadłam małe porcje, żeby przyoszczędzic. Wszystko rozwinęło sie na wakacjach po 3im roku studiów. Mieszkałam sama w jednym mieszkaniu, szukałam pracy, duo stresów i znalazłam idealny sposób na poradzenie sobie z problemami - jedzenie. Wtedy zaczęłam wydawac dużo na jedzenie. A że nie miałam kasy na bardziej wyszukane przyjemności to kupowałam pudełko lodów i było dobrze. Później poczucie winy - ta cała karuzela. Na 4ym roku jadłam w miare normalnie. Mieszkałam z dziewczyną, która bardzo podbudowywała moje poczucie wartości, wychodziłyśmy razem na miasto, zawsze można było pogadac gdy było źle. Chociaż jak teraz sobie o niej pomyśle, to chyba ona miała wpływ na moje problemy z jedzeniem. Miała kompulsy i to od początku mieszkania ze mną czyli jakieś 3 lata. Nigdy nie przejmowała sie dietą, dbała o siebie, po prostu uwielbiała jedzenie i nie chciała nawet sobie odmawiac czegokolwiek. Pewnie gdyby tyle nie jadła to wyglądałaby jeszcze lepiej, ale i tak nie miała powodów do narzekań. Chociaż jej kompulsy miały podłoże psychiczne, brała nawet psychotropy. Wyjadała moje rzeczy z lodówki, czego wtedy nie mogłam zrozumiec (teraz sama jestem do tego zdolna). Nie potrafiła zostawic kromki chleba na drugi dzień. Wtedy wydawało mi sie to nie do pojęcia. Jak widziałam ile je to chciałam jesc jeszcze zdrowiej, jeszcze bardziej sie odchudzac, wydawało mi sie, że w ten sposób jestem lepsza. Zawsze gdy wracałam do domu objadałam sie, aż nie mogłam sie ruszac, ale zawsze to było pare dni, wracałam na studia i stosowałam diete. Rok temu byłam za granicą przez pół roku, jadłam w miare normalne posiłki, dosyc kaloryczne, ale w normalnych ilościach. Troche przytyłam i czułam sie z tym źle. Zaczęłam diete białkową i w miesiac schudłam 8kg jedząc naprawde śladowe ilości twarogu przy naprawde ostrej zimie. Moja współlokatorka patrzyła na mnie jak na idiotke i nie rozumiała, czemu nie chce chodzic z nią na obiady. A ja czułam sie wspaniale z taką wagą. W czasie diety raz rzuciłam sie i zjadłam całe płatki śniadaniowe współlokatorki, było mi wstyd jak nie wiem, bo nie mogłam tego zatuszowac, to były polski płatki, których za granicą nie dało sie odkupic :/ Ale dieta przyniosła efekty PRzyjechałam do domu na swięta chuda, lepsza. Moja siostra zaczęła na mnie inaczej patrzec, bo gdy widziała mnie na wakacjach i miała jakieś 5kg plus ze stresu to nie traktowała mnie poważnie, była zaniedbanym niechlujem, z wielkim tyłkiem wg niej. Później byłam jeszcze miesiac za granicą, wróciła i miałam wielką kłótnie z rodzicami, wyjechałam do babci na 2 tyg i w wielkim stresie próbowałam zorganizowac swoje dalsze życie. Głupio było mi u babci tyle jesc, wiec dzieki bogu nie rzucałam sie na jedzenie. Wynajęłam mieszkanie z koleżanką i było ok. Później miałam problemy finansowe, które w dużej mierze wpływały na ataki. Ze strachu, że braknie mi kasy, musiałam sie najesc. Nie miałam na inne przyjemności to wydawałam na jedzenie. Jedzenie było nagrodą, udowodnieniem, że skoro inni jedzą, mogą to czemu ja nie moge. Głupie, ale prawdziwe. Ale miesiac diet dał 10kg w dół, super uczucie, ale w wakacje znowu to samo!!!!!! Od tego czasu depresja, beznadzieja, zajadanie, zero szacunku dla siebie. Zaraz dokończe.... Może niektóre Was zanudzam, ale musiałam to zapisac chociaż dla siebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość too much
Po depresji w wakacje poznałam faceta. Obcokrajowiec, ideał, zapatrzony we mnie planował ze mną przyszlosc. Specjalnie przylatywał na weekend do Polski, żeby sie ze mną zobaczyc. Pisał codziennie, a ja miałam w sobie jakąs blokade. Bałam sie za dużo o sobie powiedziec, bałam sie, że pozna moje tajemnice, zobaczy, że nie jestem idealna. Przy nim jadłam bardzo mało, prawie w ogóle, naprawde nie mogłam, ja i jedzenie to jest związek intymny i nikt nie może mi wtedy przeszkadzac. Jestem bardzo zamknięta osobą i nie chciałam dac sie lepiej poznac, później jak uporam sie z problemami to może wtedy uda mi sie byc w związku. Teraz nie potrafie. Mój związek to jedzenie. Olkropne. Teraz jestem w jeszcze gorszej sytuacji, obroniłam prace, przeniosłam sie do innego miasta w poszukiwaniu pracy. Nic mi nie wychodzi przez ciagłe napady, mam już DOśĆ. Zamykam sie coraz bardziej na ludzi, wydaje kase na jedzenia, jestem w coraz wiekszej depresji i udaje przed ludźmi, że jest dobrze. Siostra wyjechała za granice i nie interesuje ją mój, bagatelizuje moje problemy. Nie wiem już co robic. Nie chce już pocieszac sie jedzeniem. HELP

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mnie nie zanudziłaś, wręcz mogę powiedzieć, że przeczytałam Twoją historię z zapartym tchem. Dobrze, że zdecydowałas się napisać. Twoja historia bardzo różni się od mojej, ale tak to jest-każda z nas ma inny życiorys, inną sytuację, ale wszystkie mamy ten sam problem-uzależnienie od jedzenia...Doskonale więc rozumiemy siebie nawzajem. Ten wstyd, poczucie upokorzenia, poczucie ZNIEWOLENIA przez jedzenie...Przykre to jest wszystko, wiesz? Że jedzenie stało się dla nas czymś tak ważnym, czymś, co zastępuje szereg innych rzeczy...może miłosc, akceptacje? Jak to u Ciebie jest? Czy to tylko zajadnie stresu, czy też poszukiwanie w jedzeniu czegoś, czego tam nie ma? Ja kolejny raz upadłam. Znow pokonała mnie moja wlasna namiętność. Chciałam przeżyć ten dzień "w czystości"...Ale znów wyprawa do sklepu, kupno słodyczy, chwilowe "wyautowanie", a potem te myśli, nienawiść...Zjadłam 2 paczki (DUŻE) ciastek, batonika Bounty. Do tego jeszcze przez cały dzień coś podjadam, jakieś jabłka itp...Jestem zmęczona, łeb mi pęka z nadmiaru curkru. Nie wiem co mam z tym robić. Czuję się zniewolona i taka...brudna. Widzę, jak nienaturalne jest moje łaknienie-praktycznie cały czas myślę o jedzeniu. Jeżeli jestem z moim chłopakiem, np.przytulamy się, jesteśmy blisko, te myśli znikają. Jednak kiedy jestem sama z automatu się pojawiają. Pamiętam jedną sytuację, która była dla mnie cholernie stresująca. Zawsze kiedy jem, bardzo pilnuję, żeby posprzątać po sobie dokładnie, spakować wszystkie papierki do siatki i wyrzucić to, zanim on wróci z pracy. Pewnego dnia spieszyłam się do pracy i zostawiłam przygotowaną do wyrzucenia siatkę na szafce obok wejścia. Zapomniałam o niej i wyszłam. Przychodzę, a ona nadal tam leży! Masakra. Było tam opakowanie po jakiś rogalikach z czekoladą w tym jeden niedojedzony, opakowanie po orzeszkach i coś tam jeszcze. Było mi wstyd jak ch...j. Jednak jakoś się wytłumaczyłam...Jest mi strasznie głupio, kiedy on np. mówi "Zjadłaś az tyle konfitury???? Mi normalnie ona wystarcza na 2 miesiące!"...ale muszę stawić temu czoła. On ogólnie wie, jaki mam problem i stara się myśleć nad tym, co mówi do mnie na temat jedzenia, ale nie chcę, żeby traktował mnie jak małe dziecko i "chronił" przed jedzeniem. Chociaż czasem jak on je obok mnie to mnie wkurw łapie, wpieprza te swoje ciasteczka i kawę z mlekiem a ja obok ślinię się jak pies, ale nie spróbuję nawet, bo wiem, że mogę stracić nad sobą kontrole i mu zeżre wszystkie te ciastka. Too much Wiem, co przeżywasz. Ale mimo wszystko nie jesteś sama. Są całe zastępy ludzi, którzy mogą Ci pomóc. Jednak wymaga to przełamania się. I poproszenia o pomoc. A teraz jak się czujesz?? Też tak chujowo jak ja? :) Miałas dzisiaj napad?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość too much
wstyd to mało powiedziane, ja już naprawde czuje sie jak totalne zero, chyba sie z tym pogodziłam i przestałam nawet walczyc. Jedzenie przynosi mi ulgę, to faktycznie rodzaj transu, kiedy nie musze myslec o problemach, nie musze MMYSLEC, mam złudne poczucie bezpieczeństwa, teraz jem i nic innego sie nie liczy. Nie moge już na siebie patrzec. Nie chodzi o nadwage, bo jestem nadal obiektywnie szczupła, ale włosy, cera, ogólne samopoczucie jest kiepskie. Jestem zrezygnowana i wiem, że to jedzenie jest połączone ze stanami depresyjnymi. Zawsze chciałam radzic sobie ze wszystkim sama i nie prosic o pomoc. Teraz też mi cieżko, zdecydowałam sie na przeprowadzke do inneog miasta żeby zaczac wszystko od początku, ale teraz widze, że jestem słaba, to DZIADOSTWO opanowało moje życie. Tak jak faceci myślą 90% czasu o seksie tak ja myśle o jedzeniu! Moje życie staje sie puste, przeraża mnie to. Trace do siebie samej szacunek. The CherryGirl wiem o co CI chodzi z tą czystością. Ja zawsze czuje sie brudna po jedzeniu to jest tak jakbym momentalnie stawała sie gorsza, jak śmietnik. I to nawet nieważne czy nawpycham sie maksymalnie czy zjem normalny posiłek, zawsze czuje sie winna, że zjadłam, BRUDNA. Z natury jestemestetką i też przywiazuje wagę do sposobu podania, jedzenia, ale jak jestem w stresie to poddaje sie jakiejś dziwnej sile i jem nieważne jak, nieważne co, byle zapełnic tę pustkę, ukarac się jeszcze bardziej, jeszcze bardziej siegnac dna, bo skoro już zaczęłam to musze to zrobic do końca, maksymalnie. Jem aż mnie boli brzuch, pieczywo, czekolada, ciastka, ciasta. Właściwie to mogłabym jesc same słodycze, drożdżówki i pieczywo. Słone w ogóle mnie nie ciągnie, nie jem normalnych obiadów. Nie wiem czemu ale wole zjesc kawałek ciasta niż obiad, zajmuje mniej miejsca i czuje sie lżejsza. Zwykle jem jakieś sałatki, ostatnio unikam pieczywo, bo wiem, że jak kupie bochenek to bede musiała go skończyc za jednym posiedzeniem. :// Gdy nie jem jestem lekka, czysta, uwielbiam to uczucie. OStatnio wymyśliłam, że zrobie głodówke, ale doszłam do wniosku, że skończy sie to napadem. Jem od dwóch dni bardzo mało, pije kakao (zapach czekolady, zapycha), pije wode i jem sałatki. Narazie jest dobrze, ale boje sie sama siebie, wystarczy jedna porażka i od nowa. To jest gorsze od alkoholu, wolałabym już chyba pic. Przynajmniej mogłabym odciąc sie zupełnie od towaru a tutaj niestety sie nie da! Dobrze, że potrafisz byc z facetem. Ja czuje sie już takim śmieciem, że nie potrafie z kimś byc. Facet starał sie 3 miesiące, ale ja nadal nie mogłam uwierzyc, że chce byc ze mną i miałam wrażenie, że on myśli, że jestem kimś innym niż w rzeczywistości. KUpił nawet mieszkanie w Londynie i chciał żebym przyjechała go odwiedzic, powiedziałam że nie moge potrzebuje czasu itd. W sumie może to lepiej dla niego, znajdzie sobie normalną dziewczyne, a nie taką niezrównoważoną żarłoczkę, dla której jedzenie jest najważniejsze w życiu!!!!! Tragedia po prostu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Millenna27
jesli mialabym wybrac seks albo jakakolwiek inna przyjemnosc wybiore jedzenie. to jest porazka zyciowa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość too much
jeszcze na marginesie TheCherry Girl też zawsze sprzątam ślady zbrodni! wstyd mi po prostu :/ Po napadzie pare razy próbowałam wymiotowac, ale nie potrafie.boje sie, że nie potrafiłabym przestac. Znam historie dziewczyny, która meczy sie z tym 10 lat i to chyba jest jeszcze gorsze, obrzydliwe naprawde.... Boje sie też, że jedzac w ten sposób zaczne tyc, przeraża mnie to. Już nie umiem jesc nomalnie. Musi byc ekstremalnie, albo zupełna dieta, albo obżeranie... Na szczescie nie mam teraz kasy i nie mam nawet tyle, żeby wydawac na jedzenie. Mam poczucie winy, że wydaje na jedzenie, które zjem w transie bemyślnie... Jestem wykończona psychicznie i fizycznie....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czytam to co napisałaś i dokladnie wiem o co Ci chodzi. Płakać mi się chce...Tak dokładnie opisujesz MOJE uczucia, moje nastawienie do siebie samej.Tak samo siebie karasz za słabość, obrzucasz siebie epitetami....Ehhh takie to wszystko smutne...Takie to smutne, że chodzimy z dziurami w sercach, które staramy się zapełnić jedzeniem.Ale to sie nigdy nigdy nigdy nie uda. To jest pierdolona iluzja, mrzonka. Za każdym razem próbuję nie dać się oszukać. Jednak za każdym razem ulegam...Poddaje się magii jedzenia, i za każdym razem upadek boli coraz bardziej. Codziennie obiecuję sobie, że nigdy więcej tego nie zrobię, przecież to jest UŁUDA. A jednak to robię, raz za razem, jak pierdolony nałogowiec. Wydaje kasę, oszukuję chłopaka, myślę tylko o tym, żeby ZAPIĆ=NAŻREĆ SIĘ. Im dłużej nad tym myślę, tym bardziej widzę, jaka to jest dla mnie forma OCHRONY. Ten nałóg tworzy nade mną taką ochronną bańkę-jestem tylko ja i jedzenie. I nie ma nic poza tym.Inne problemy blakną w konfrontacji z TYM. A najgorsze jest to, że to staje się coraz gorsze. Że to ciągnie się za nami jak cień... I bedzie nam towarzyszyć wszędzie. I zawsze. NIe ma ucieczki-dopóki sie z tym nie rozprawimy. Jak? Nie wiem. Też myślałam, że jak wyjadę,będę z chłopakiem, to wszystko się zmieni. Faktycznie, przez pierwsze 5-6 dni było ok. Potem TO wyszło. I okazało się, że NIE MA ucieczki...To gówno podąża za nami krok w krok, gdziekolwiek jesteśmy...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość too much
to jest CHOROBA, której nikt nie zauważa, po prostu obżarstwo, a jak jesteś szczupła, to w ogóle nie ma sie przecież, czym przejmowac.. Moja siostra mieszka za granica i w ogóle przestała sie interesowac moimi sprawami, kiedyś jej o tym napisalam i w ogóle nie widziala w tym problemu.A ja już czuję taki cieżar, że nie daje rade. Od rana tylko myślenie o jedzeniu, chodze po sklepie z godzine zanim sie zdecyduje na coś. Oszukuje siebie, że tym razem zrobie zakupy na cały tydzień i nie pójde już do sklepu, ale zawsze jest tak samo. Chyba powinnam dostac sądowy zakaz robienia zakupów. TheCHerryGirl widze, że jesteś podobnych rozmiarów co ja Mam 178cm i pewnie jakieś 65kg obecnie. Dąże do 55kg bo wtedy czułam sie ze sobą dobrze. Jestem generalnie szczupłej budowy, ale ostatnio zauważyłam, że robię sie bardziej krągła, dobiło do 67kg. Nie mam tutaj wagi i ciezko mi powiedziec jak to teraz wygląda.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość too much
szukam teraz stałej pracy po studiach, ale z takim poczuciem własnej wartości to nie mam szans. Jak tylko dopada mnie stres zajadam drożdżówkami i czekoladą później mdli mnie, czuje sie okropnie i nie nadaje sie już do niczego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Poważny temat!
Oj dziewczyny, jestem z Wami! TheCherryGirl- pytanie kieruje do Ciebie i innych obecnych- jak myślicie, skąd w Was ten problem? Gdzie tkwi podłoże? Dlaczego jemy? Aby oderwać się od smutków? Aby poprawić sobie nastrój? Dlaczego? Może warto poszukać jakiejś metody zastępczej, tzn. w momencie, gdy będzie nam się chciało "nażreć"- iść pobiegać, wyjść na spacer, położyć się na łóżko, włączyć głośno muzykę itd. Jak żyć??????????????? U mnie jest jeszcze ten problem, że bardzo dużo tyję- teraz doszło do ponad 90 kg. :( I za chwilę zacznę odchudzanie (i tu znowu problem z jedzeniem, bo jeść trzeba) i schudnę, wszystko pieknie i znowu się zacznie to samo... Najgorsze jest to, że jeść trzeba by żyć, nie można jedzenia rzucić jak papierosów, narkotyków. Musimy powiedzieć sobie prosto w twarz, to takie samo uzależnienie jak narkotyki, papierosy... :( TheCherryGirl- Ja też zostawiłam raz reklamówkę z papierkami, ale dzięki Bogu pierwsza wróciłam do domu. U mnie dochodzi jeszcze problem samotności, myślę, że to główne podłoże mojego problemu...:( Boże, ale mam dziś podły dzień. wydaję się być taka silną osobą, wszystko poukładane w moim życiu, a wewnątrz... wewnątrz jestem rozdarta, poszarpana na strzępy, wewnątrz wojna myśli i uczuć... :( Boże:(:(:(:(:( Znowu mi nie wyszło...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość magnolia*b
Jestem z Wami w Waszym bólu! Nie mam z tym problemu, ale jest w Was tyle bólu, że go czuję... Obiło mi się o uszy kompulsywne jedzenie, ale nigdy nie czytałam, nie przypuszczałam, że można tak cierpieć z tego powodu. Szukajcie pomocy, jesteście takie młode ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie Kobietki:* Przepraszam, ze nie pisałam ale jakoś wpadłam w wir szukania pracy i codziennie jakieś treningi, przeprowadzka itd A co za Tym idzie rownież napady... Oj, przeczytałam o czym pisalyscie i aż mi sie łezka zakrecila, to takie przygnębiające.. Ja już nie daje także rady, miejmy nadzieje ze zacznę prace, poznam nowych ludzi, zacznę wychodzić.. Bo teraz? Wciąż moje zmagania psują myśli " i tak nikt mnie nie widzi to jeszcze mogę trochę sobie zjeść " A jak zacznie sie wychodzenie to inaczej, muszę sobie wbić także ze w wakacje wybieram sie z dziewczynami tyle ze jeszcze o tym nie wiem jak ja sie rozbiore? Napewno czeka mnie tez podróż do Polski? Jaka będzie reakcja rodziny gdy zobaczą mnie taka gruba? Jestem wściekła na siebie!!! I bezradna! Nie umiem sobie wytłumaczyć jednej prostej rzeczy... Czemu?! Czemu to paskudztwo jest silniejsze ode mnie?? Przecież widzę jak wyglądam! Przecież widzę co zrobiłam ze swoim ciałem.. Tłuszcz, rozstepy, celulit, trzesace sie dłonie .. Czemu jeszcze mi mało? Czemu ja jeszcze chce wiecej? Nie rozumiem siebie.. Ja już nie umiem z tym żyć! Ja tak sie cieszę jak mój facet wychodzi do pracy, udaje ze śpię i tylko słyszę dźwięki kluczy i chop do lodówki.. To żałosne.. Jak mówicie o tych papierkach to ja czasami jestem już za leniwa by to wynieść i poprostu elegancko wszystko ładnie zgniatam w kosteczki, jedno chowam w drugie i zakopuje gdzieś pod innymi smiecmi! Tak wiem to tez żałosne! Całe to przedstawienie jest żałosne! Zaczęłam mówić bliskim o chorobie, ale nikt nie widzi problemu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Poważny temat! Ja jadłam już jako dziecko. Chyba już wiem dlaczego...Jako mała dziewczynka przez jakiś czas byłam molestowana seksualnie. I nikt ze mną na ten temat nie porozmawiał, nie wytłumaczył o co chodzi,dlaczego itp. I chyba w ten sposób zaczęłam siebie karać, uciekać, próbować się jakoś STŁUMIĆ...A teraz to już się do tego przyzwyczaiłam, traktuję to jako sposób tłumienia emocji, ucieczki. Dzisiejsza sytuacja. Miałam wyjść szukać pracy...Jednak przeraża mnie to. W mojej głowie automatycznie pojawiły się dwa dostępne rozwiązania: 1) wyjść i szukać - skojarzenie: strach, bezradność, uczucie grubości, nikt mnie nie zatrudni itp. 2) zostać i jeść - przyjemność, spokój, bezpieczeństwo, ciepło. Kolejny raz wybrałam opcję numer 2, tzn. wyszukałam ostatnie moje pieniądze (tak tak, juz jutro nie mam za co sie obzerać...) i do sklepu. Efekt? -czekolada -paczka Lay's -paczka ciastek-herbatnikow Potem czas spędzony nad kiblem żeby sie tego pozbyć...Ale nie udało mi się. Jednak musiałam spróbować, bo myślałam, że oszaleje z bólu żołądka.... Ogólnie to też czuję się żałosna. Upadlam się. Pamiętam, że w tamtym roku, jak mieszkałam z chłopakiem i dwojka współlokatorów to byłam w stanie zjadać ich resztki z talerzy, wyjadać im pizze i żarcie z lodówki. BOŻE. Upadlam sie i traktuje siebie jak zwierze! Nie mam szacunku dla swojego ciała, żołądka, zębów. Czuję się zatruta. I widzę, ze moje ciało się zmienia, puchnie, pogłębia sie cellulit...Widać żyły...Robię się coraz mniej apetyczna. Coraz bardziej przypominam kompulsywnego żarłoka. GrubAla O jakich treningach mówisz?? Hahaha widzę, jakie jesteśmy podobne...Ja czekam, aż mój facet wyjdzie, potem jeszcze patrzę przez okno czy na pewno poszedł a potem do spiżarki...I zmieniam się. W jednej sekundzie zmieniam się ze mnie w obżerajace sie zwierze. Chcę z tym zerwać. Definitywnie. Chcę się uwolnić. Tylko do tego potrzebna jest wiara w siebie, której nie mam....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×