Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

TheCherryGirl

Obżerasz się? Wchodź!

Polecane posty

Gość Delilia
Żałosna choroba, Właśnie nie - NIE MUSISZ BYĆ SILNA... Zresztą to co nazywamy "SILĄ" wcale nie jest SILNE. Być Silnym to np.umieć przyznać się do słabości. Po jakimś czasie na terapii nagle pozwoliłam sobie, żeby poczuć jak tak naprawdę, za tym całym pragnieniem siły czuje się SŁABA. To był jeden z tych przełomowych momentów na terapii ( było ich kilka ). Poczułam się okropnie słaba ... i nagle ta świadomość spowodowała, ze zaczęłam stawać się NAPRAWDĘ SILNA ... Terapia powoduje miedzy innymi, ze przestajemy mieć natłok myśli i wszystko ciągle, ciągle analizować. Zaczynamy więcej po prostu "być" - bez zastanawiania się. Hmm, dziękuję za mile słowa :) Jest we mnie jakaś "mądrość"... w mojej samotności dużo czytałam, zastanawiałam się - ale zaczęłam być świadoma wielu, WIELU rzeczy ZDECYDOWANIE podczas terapii. Dziewczyny, idę sobie zrobić kąpiel z olejkiem ziołowym i ocieplić się po tym wietrze :) Pozdrawiam Was ciepło !

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Poważny temat!
Czesc kochane:) zalosna choroba- dziekuje za gratulacje:) Ja mysle,ze warto w kazdym dniu pomyslec o sobie, zrobic cos dla siebie np. tak jak dzisiaj delilia- kapiel w olejkach, spacer, przeczytanie wiersza, odsluchanie ulubionej muzyki (moze byc podczas kapieli- forma muzykoterapii, itd. Warto odpedzac zle mysli, ja czesto to robie mowiac do siebie,ze tak byc musialo, ze jest w tym sens, ze nie ma tego zlego... dzis myslimy,ze cos jest katastrofa, a jutro moze na takiej katastrofie narodzic sie szczescie. Ja musze przyznac, tak jak pisalam ostatnio, ze bylam perfekcjonalistka i podczas odchudzania lub inaczej- prob normalnego funkcjonowania, wsyzstko musialo byc idealne, wystarczy,ze ktos zle sie spojrzal, to juz moje normalne funkcjonowanie leglo w gruzach, powrot do jedzenia, a dzis tak nie jest, nawet jak mam gorszy dzien to potrafie obejsc sie bez jedzenia, wstajac rano wiem,ze dzis nie bedzie idealny, a to,ze ktos cos do mnie powie- moze po prostu jest zly, smutny, zdolowany lub po porstu zle sie wyrazil. Moim problemem jest samotnosc, czas musze miec wypelniony i tak o 6 wstaje, o 15 wracam z pracy, pisze prace, siedze przed kompem lub zabieram sie za sprzatanie lub zakupy, o 18- bieganie, cwiczenia, 19- mycie 19.30- nauka niemieckiego, 20.30 jade po mame do pracy, po 21 ide spac lub koncze pisac prace. Wlasnie zauwzylam,ze chodze wczesniej spac, zawsze chodzilam o 23, 24, a od stycznia ok. 21.30. \ Dziwne sa dla mnie weekendy jak wiem,ze nie mam szkoly (bo jak jest szkola to jest wypelniony czas). A jak mam wolny dzien to sama gospodaruje tym czasem. Staram sie tez myslec o sobie, o tym ze jestem kobieta i mam podobac sie sobie, czuc sie dobrze we wlasnej skorze, robic cos tylko dla siebie. Staram sie- nie zawsze mi to wychodzi. I ta dobijajaca samotnosc. Staram sie zrozumiec dlaczego on nie pisze, mysle,ze sam stwierdzic, ze to nie ma przyszlosci bo tak jest! Delilia- mieszkasz teraz w Polsce jak rozumiem? Nie planujesz wyjazdu zagranice? Ja naprawde czuje, ze sie zmienilam, brak mi tej starej Justyny jaka bylam... Tej lekkości, smiania sie kiedy mam na to ochote, nie patrzac czy ktos sie patrzy, wyrazania swojego zdania popartego solidnymi argumentami, doradzania innym, a raczej wspierania ich slowem (nazywali mnie kiedys psychologiem od spraw sercowych;) ). Jakos nie chce isc sama na spacer nad wode, a z drugiej strony nie proponuje tego innym. Delilia- ja zawsze bylam taka rozsadna dziewczyna, nie lubilam "glupot rowiesniczych", zawsze uporzadkowana, dobrze uczaca sie, moze dlatego nikt nie zdaje sobie sprawy z mojego problemu, chociaz kilka razy padlo w domu slowo uzalenienie od jedzenia. Mysle,ze ludzie nie zdaja sobie sprawy z faktu, iz jedzenie moze byc przyczyna wielu chorob, takich jak anoreksja, bulimia, kompulsy. Wiele osob nie wie co to kompulsywne jedzenie. Ostatnio ogladalam film o anoreksji dzieciecej i czulam po nim niezwykla burze w sercu. Kiedys bylam blisko pewnego mezczyzny, on wyczul moje problemy, ja, bojac sie prawdy, powiedzialam,ze jestem miedzy anoreksja i bulimia. nie pamietam czy wyjasnilam mu to. chodzilo mi o to,ze albo moge nic nie jesc (i tak by bylo najlepiej, ale przeciez pokarm jest wazny dla organizmu) albo jem jak bulimiczka. Teraz jakos spokojnie jem, potrafie odmowic. Czuje,ze stale mnie ciagnie do jedzenia, ale nie jem duzo, jak wczesniej, gdzie lodowka nie zamykala sie. Moze dlatego,ze staram sie jesc o stalych porach i nawet jak w pracy mam duzo pracy z dziecmi to i tak robie 5 minut przerwy na 2 sniadanie. Przyznam,ze moje problemy moga tez wynikac z faktu, iz mialam ojca alkoholika, ktory jak mialam 8 lat zmarl. Mama czesto wyjezdzala do niemiec, odkladala kase na mieszkanie dla nas, a my mieszkalismy w takich "slumsach", kazdy byc ciocia i wujkiem, jedna wielka rodzina. Czasami siedzialam z bratem na korytarzu glodna, obsikana czekajac jak pijany ojciec przypomni sobie o mnie i otworzy drzwi od domu. sasiedzi nas wowczas zabierali do siebie. Pozniej rodzice wzieli rozwod, mama nas zabrala do nowego mieszkania, ojciec zmarl, z nami zamieszkal przyjaciel ojca, moj chrzestny i obecnie ojczym- siwetny facet. Rowniez lubi alkohol, nie ukrywa to, ale nie jest alkoholikiem, pije np. 3-4 piwa dziennie,ale nic po nim nie widac, nie zachowuje sie zle, po prostu lubi piwo. Moze i jest uzalezniony, ale w taki akceptowalny sposob. Ja od dziecinstwa jadlam. Moze to tez wynikac z tego,ze nie mialam w domu np. slodyczy, ciast, wiec gdzies u rodziny potrafilam pchac w siebie slodycze i ciasta, od obcych brac, nie balam sie. Pamietam taka scene z dziecinstwa, nikomu o niej nie mowilam,ale kiedys bawilam sie z taka mala dziewczynka,ja bylam mama, ona moja corka i ona musiala isc do domu, ja blagalam ja zeby nie szla i przytulalam ja. nie chcialam jej puscic. W koncu puscilam, poczulam sie strasznie samotna, tylko ja na tym swiecie. hmmm, starczy tych zwierzen:) Jak sie czujecie? Pozdrawiam i przesylam troche slonca! :*:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zalosna choroba
Macie racje, ze trzeba byc dla siebie dobra. Przede wszystkim myslec o sobie, nie krzywdzic sie Delilia- jestem zszokowana czasem tym, co piszesz. nie wiem, czy Powazny temat tez ma takie odczucia, ale w tym , co piszesz odnajduje siebie tak bardzo: 1)"młoda-stara" - na mnie zawsze mowiono stara malutka, bo zachowywalam sie rozsadnie, dorosle, odkad pamietam. mialam 12 lat, jak kiedys kolezanka chciala zrobic cos szalonego, ja nie- ona mi powiedziala: ile Ty masz lat? 12 czy 20? 2) nasi rodzice sa potrzebujacy- jestem najstarsza a mam brata i siostre jeszcze. czesto rodzice przesadzali z alko. bardzo czesto musialam sie zajac moim rodzenstwem 3) stajemy się "opiekującymi" dla innych- ja wciaz musze byc komus potrzebna. w sumie chyba tylko na tym opieraja sie moje zwiazki- ktos mnie potrzebuje, wiec jestem z nim. nie potrafie odmawiac Delilia- czyli nasza slaboscia jest bycie silna? wciaz starammy sie udawac tak, byc nia, ale nam nie wychodzi? trzeba zrozumiec, ze ma sie slabosci, wady, pogodzic z tym i pracowac nad soba? Natlok mysli... Czy Wy umiecie to wylaczyc? Delilia, czyli jak byc, po prostu byc? Jestes madra. I wrazliwa. Chyba masz racje- samotnosc sprawia, ze mozna dojsc do tego, kim sie jest, czego sie chce. .. Albo raczej chwila wyciszenia, zastanowienia bo, jak pisze Powazny temat, samotnosc bardzo przytlacza. Ty bylas perfekcjonistka i juz rozumiesz, ze trzeba umiec odpuscic. Ja wciaz narzucam sobie reguly, ktorych musze sie sztywno trzymac, bo nie umiem inaczej. Musze czuc ograniczenie, cos nade mna, bo nie umiem byc pokorna inaczej. Powazny temat, harmonogram dnia pomaga. Musze tez nad tym pomyslec. Ja chodze wczesniej spac jak sie nie objadam. "Staram sie zrozumiec dlaczego on nie pisze, mysle,ze sam stwierdzic, ze to nie ma przyszlosci bo tak jest!"- a co z byciem dla siebie dobra? Nie mozemy pozwalac by ktos nas ignorowal, jesli jemu nie zalezy, dlaczego Tobie ma? Jestes wspaniala! Zawsze trzeba tak myslec. Ja o sobie mysle, ze jestem gwiazda ;) "brak mi tej starej Justyny jaka bylam... Tej lekkości, smiania sie kiedy mam na to ochote, "- stracilas to przez chorobe czy ze doroslas? Ja wciaz jestem w martwym punkcie, Nie wiem, czy jestem dorosla czt wciaz dzieckiem... Nie doroslam jeszcze. Powazny temat- mialas bardzo trudne dziecinstwo. Zadne dziecko nie powinno takich rzeczy przezyc. Dobrze, ze wyszlas na prosta z tak dosc, przepraszam, patologicznego srodowiska na poczatku. Jestes wartosciowym, dobrym czlowiekiem. tERAZ rozumiem, dlaczego Ty tak czesto mowisz o samotnosci. To, masz w sobie od dziecinstwa. Tak jak ja obsesje z ta sila, co uswiadomila mi Delilia :). Ile my rzeczy nie zauwazamy w sobie... Ile rzeczy z przeszlosci, o ktorych czasem nie pamietamy, albo wypieramy uksztaltowalo nas... Dziewczyny! Bardzo mi pomagacie. Mi tez sie uda wyjsc z tego. Nie moge marnowac zycia. Ja nie chce go juz tracic.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Poważny temat!
zalosna choroba- nie krzywdzic sie, to prawda i tego sie trzymaj! Dlaczego mamy sobie zadawac bol? Jakim prawem jestesmy dla siebie takie? Dlaczego? Ja juz pisalam Delilia, ze czyta mnie, ze jest czescia mnie, zreszta widze,ze Ty tez:) I te wszystkie punkty, ktore wymienilas rowniez dotycza w 100% mnie:) Mysle,ze im bardziej udajemy idealne, im bardziej udajemy kogos, kim nie jestesmy, tym nasze zycie staje sie bezwartosciowe, puste, a my same wyzbyte najwazniejszego- nas samych! Badzmy nieidealne! Pozwolmy sobie na to! dlaczego mamy nie powiedziec komus,ze swietnie wyglada jak tak myslimy, dlaczego mamy komus nie powiedziec,ze nam smutno, skoro ktos nas zasmucil. Pamietajmy tez o nieocenianiu innych, bo latwo jest oceniac, trudniej spojrzec konstruktywnie na kogos. Jestesmy tylko ludzmi!!! Mamy wady i nigdy sie ich nie wybędziemy, wazne by te wady nie przycmily nas calego zycia i nie ranily innych. Natlok mysli... Staram sie usiasc i pomyslec, justyna, kurcze, daj czasowi czas, moze on potrzebuje czasu, moze cos ktos nieswiaodmie powiedzial, czy smutek ma oznaczac jedzenie? Warto szukac w samotnosci sily, siebie. Jesli chodzi o niego to po prostu boje sie,ze ma jakies problemy, smuci sie, a ja nawet esa nie napisze... Ze on moze czuc sie jeszcze z tym gorzej. Z drugiej strony mysle,ze on by sam napisal esa, wiec szanuje to, ze nie chce pisac. Zreszta sam napisal mi jakies 2 miesiace temu,ze moze nie bedziemy tak czesto pisac,zeby nie bolalo nas serce (on jest w De.) No wlasnie zmienilam sie przez siedzenie w 4 scianach, tyle mnie w zyciu ominelo... Ale jeszcze wiele przede mna! Chce w to wierzyc! "Nie doroslam jeszcze."- daj czasowi czas. Sila jest w Tobie. Jestes wartosciowa osoba, ktora wiele doswiadczyla, dojrzala do wielu spraw. Ja nigdy nie zwracalam uwagi na dziecinstwo,ale on jakiegos czasu szukam zrodel swoich zachowan, swojego zycia. Analizuje to. Dasz radę! Damy radę! :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zalosna choroba
Powazny temat- mysle, ze nikt nie potrafi nas skrzywdzic bardziej niz my same. Czasem uwazam, ze to sprawia, ze jestesmy bardziej odporne na bol ze strony innych. Bo inni moga nas zranic tylko wtedy, kiedy im na to pozwolimy- zaufamy, a oni zawioda, pokochamy- a oni zdradza, itp. Nie wiem dlaczego charakterystyka jest taka podobna nas, osob z ta choroba. To smutne, ze mamy taka przeszlosc, ale dobrze, ze podobna, bo siebie rozumiemy. Mozna wtedy jakos pomoc, tak jak pomagaja nam te rozmowy, analizy, uswiadamianie. Kiedy analizuje moja przeszlosc, Boze... ile jest w niej rzeczy, o ktorych nikomu nie mowilam, ktore kryja sie na dnie mojej podswiadomosci... Tez masz czasem tak, ze nagle, w jakiejs chwili przypomina Ci sie cos z przeszlosci? Cos o czym prawie zapomnialas, a nagle olsnienie? Ja czesto tak mam, ze przypomina mi sie cos, co dopiero teraz zaczynam rozumiec. Mowisz, ze nie musimy byc idealne. Tak, ale ciezko to przyjac. Ja cale zycie mialam nadwage. Bylam nieatrakcyjna. W koncu chce to zmienic. Jednak, za kazdym razem, kiedy schudne, robie sie ladna, mam wyrzuty sumienia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Poważny temat!
Owszem, dlatego, ze my same rzadzimy swoim zyciem, swoja dusza, swoim cialem. Nigdy nie bylysmy i nie bedziemy idealne, ale pierwszy krok juz zrobilysmy- zdalysmy sobie z tego sprawe. Ja prawie nigdy nie placze, kumuluje w sobie emocje, nie mam potrzeby plakania. Ale wybucham placzem, jak kielich sie przeleje... wyplakuje wszystko. Kiedys bylam bardzo wrazliwa i jak tylko ktos mi cos przykrego powiedzial, szczegolnie wtedy, czy zrobil, to plakalam... Pozniej to sie zmienilo. Tez mam wrazenie,ze charakterystyka nasza jest taka podobna... Dobrze, bo rozumiemy sie,a jednoczesnie NIE OCENIAMY, bo to tak jakby siebie oceniac. W podswiadomosci kryje sie wsyzstko. Mi tez sie wiele rzeczy przypomina i takich szczegolowych, ktore znaczaco wplynely na moje funkcjonowanie. Wiem... czuje to... ja tez cale zycie bylam pulchniutka i jestem, chociaz teraz jestem dosc zadbana, umalowana kobieta, wczesniej nawet rzes nie malowalam. I tez chce schudnac... Dla siebie, teraz dla siebie,aby poczuc sie dobrze we wlasnej skorze. Dlaczego masz wyrzuty sumienia?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zalosna choroba
i tyje, bo nie umiem sobie poradzic z zainteresowaniem, spojrzeniami, tym, ze zwracam uwage. Jest tak, jakbym nie wiedziala, czy chce byc szczupla czy gruba. "czy smutek ma oznaczac jedzenie?Warto szukac w samotnosci sily, siebie."- wlasnie. Musze nauczyc sie, zeby nie isc na latwizne. Nie powielac schematu z przeszlosci- jestes smutna- czekolada, ktos krzywo spojrzal- jedzenie. Poswiecic czas dla siebie, nie jedzenie. Zauwazylam, ze kiedy sie nie opycham, mam wiecej czasu. My marnujemy go na jedzenie, kupowanie i myslenie o jedzenniu. To zle. "Zreszta sam napisal mi jakies 2 miesiace temu,ze moze nie bedziemy tak czesto pisac,zeby nie bolalo nas serce"- jest cytat, ze kiedy piszemy do kogos, to dlatego, ze tesknimy, a jesli nie piszemy, to chcemy, aby ta osoba zatesknila :). Ale... Ty chyba tkwisz w niepewnosci. W zbyt duzej niepewnosci. Trzeba cos z tym zrobic ;) "No wlasnie zmienilam sie przez siedzenie w 4 scianach, tyle mnie w zyciu ominelo... " - nas wszystkie ominelo. Ile razy nie poszlam na impreze, bo wolalam sie opychac w weekend, ile razy nie poszlam na festy, koncert, bo bylam opuchnieta, przejedzona... Mowisz czas. Ja wszystko przekladam na potem, na czas, kiedy bede szczupla, szczesliwa. Caly czas tkwie myslami w przyszlosci, co zrobie, co bedzie, zamiast zyc. Czasem boje sie, ze zabraknie mi czasu. Ze w koncu przegne. Czy Wy sie nie boicie, ze w koncu zabraknie nam czasu?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Poważny temat!
Brakuje nam czas ,by zawsze czas wiazal sie z jedzeniem, a jest przeciez tyle innych ,pieknych ,wartosciowych form spedzania czasu, realizowania sie, bycia soba, a jedzenie- to tylko dodatek do naszego zycia. Zapychamy sie byle czym, nawet nie odczuwajac smaku potrawy, nie ugotujemy czy kupimy czegos lepszego, bo nie potrafimy sie delektować. Delektujmy sie przede wszystkim zyciem, jedzenie to tylko dodatek. To schudnij dla siebie, nie dla innych. Spojrzenia ignoruj, pamietaj,ze twoja wartosc tkwi wewnatrz, a cala otoczka to tylko przemijajaca uroda. Wlasnie on twierdzi,ze nie piszac bedzie mu latwiej, a moze po prostu chce zapomniec, nie wiem... wiem,ze teraz czekam, az to on pierwszy napisze, juz 3 tyg. bez slowa, przedtem on pisal pierwszy, pozniej, od 2 miesiacy ja... teraz czekam na jego slowa. Moze sie nie doczekam. Trudno. Zaakceptuje. Mysle,ze w koncu spotkamy sie face to face to w koncu planuje powrot do De, wiec na drodze spotkamy sie pewnie. Zreszta, szanuje jego wybor, on wie co robi, wie co jest dla niego dobre. tylko smuci mnie fakt,ze nie zapytal sie,co jest dla mnie dobre. A ja- nienawidze jak ktos milczy i moze to zle sie skonczyc, bo zawsze po dluzszym czasie milczenia przychodzi obojetnosc, ktos staje sie po prostu mi obojetny. Boje sie,ze on moze tego nie odbudowac lub dluugo to bedzie trwalo. A tam, niewazne! Co ma byc to bedzie. Czas wiec zaczac zyc!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hej dziewczyny, fajnie, ze znalazlam ten topic, mam taki sam problem oczywiscie.. od jakichs 8 lat. Teraz mam 23 lata i aktualnie jest utyta:/ zawssze moja waga wachala sie od 60 do 80kg, mam 162cm wzrostu, ale przy 60kg wygladam bardzo spoko. rok temu o tej porze wazylam 60:(:( a teraz 72. masakra, nie moge na siebie patrzec, od pol roku sobie powtarzam, ze trzeba cos z tym zrobic, az do kolejnego kompulsu, ktore sa coraz czestsze, i coraz czesciej wymiotuje. juz mnie zoladek boli:( masakra, wczoraj np wpieprzylam cala pizze, giga zapiekanke i jeszcze po kryjomu kupilam w sklepie 2 czekolady, orzeszki i ciastka, zapilam do piwem w lozku ubolewajac nad swoim zyciem. Choc nie bylo to moje najwieksze osiagniecie bo potrafie zjesc 3x wiecej. eh szkoda gadac, skad jetescie dziewczyny? ja jestem z Wroclawia, moze ktora tu studiuje tez?:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Poważny temat!
włóczykijka- witaj:) Czeka Cię dluga terapia z nami na tym forum:) Dobranoc:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziewczyny, na początku chciałabym Was przeprosić, że mnie tutaj nie było. Chciałabym napisać: nie miałam internetu, ale to nieprawda. Nie chcę kłamać. Po prostu schowałam się. Nie chciałam otwierać tego topicu, bo wiedziałam, że Wasze posty poruszą moje emocje...Nie chciałam cierpieć. Dlatego przez te parę dni (nawet nie wiem ile to było czasu??) nie wchodziłam na ten topic...Byłam chyba na wszystkich stronach w Internecie, oprocz tej... Przeczytałam Wasze posty i...chcę Wam podziękować. Za to, że się otwieracie, za to, że piszecie. Chociaż szczerze mówiąc trochę mnie to przeraża. Jest to niby znajomość "internetowa", ale w jakiś sposób jesteśmy blisko. A u mnie działa ten mechanizm: jesteś z kimś blisko? Musisz się wycofać. Delilia Kiedy czytam Twoje posty, to tak jakbym czytała o WYMARZONEJ sobie. Zdrowe odżywianie, pasje. Wszystko to co chciałabym robić/mieć. Piszesz w niezwykle mądry sposób i widać, że przeszłaś bardzo długą drogę, żeby dotrzeć tam, gdzie jesteś teraz. Jednak nie zazdroszczę Ci. Wierzę, że każda z nas ma SWOJĄ drogę i wszystkie dotrzemy tam, gdzie mamy dotrzeć :) Jednak chciałabym Ci po prostu od serca pogratulować. Wszystkiego, czego osiągnęłaś. Napiszę krótko co u mnie....W ciągu tych paru dni zdałam sobie sprawę z ogromnej ilości rzeczy: 1) Nie potrafię siebie dobrze traktować. Czuję się z tym bardzo niekomfortowo i nienaturalnie. Kiedy traktuję siebie dobrze (myślę o sobie dobrze, jem rzeczy, które nie sprawiają, że jestem wzdęta/chora/przeżarta, ćwiczę...), wtedy czuję się źle. Chcę wrócić do starych nawyków. Chcę siebie nienawidzić i siebie gnoić. Bo do tego jestem przyzwyczajona. Jestem sama dla siebie katem. Dlaczego? Nie wiem. Może dlatego, że moja mama ciągle krzyczała w domu? Była sfrustrowana, wyładowywała się na nas. A ja o tym nie wiedziałam. Więc myślałam, że to moja wina. Dlatego znienawidziłam siebie. 2)Brak mi motywacji. Nie widzę sensu w działaniu. Wszystko co robię, robię dla mojego chłopaka. Mieszkamy razem, chcę, żeby czuł się dobrze, chcę dbać o niego dobrze. Dlatego też przestaję jeść o określonej godzinie, po to, zeby miec czas "wytrzeźwieć", pozbyć się żarcia, wprowadzić siebie w dobry humor. Kiedy nie ma go na noc, wyjeżdża, ja w ogóle nie dbam o siebie i mogłabym nie przestawać jeść. 3)Uciekam od odpowiedzialności. Przeraża mnie ona. Przeraza mnie moje własne życie. Wyjście i szukanie pracy. Wystawienie sie na ocenę innych ludzi. Możliwość, że ktoś może mnie skrytykować. 4)Czuję się źle i niekomfortowo w moim ciele. Czuję się OGROMNA, napuchnięta i obrzydliwa. Kiedy kocham się z moim chłopakiem, nie mogę patrzeć na moje ciało. Wtedy nie czerpię żadnej przyjemności z seksu...Kiedy jednak przestaję myśleć o swoim ciele, zaczynam "enjoy". Tak też jest z codziennym życiem. 5)WMÓWIŁAM SOBIE, że muszę jeść. Wcale nie muszę. Jednak na razie nie jestem w stanie w to uwierzyć. Moje przekonanie, że JESTEM UZALEŻNIONA osłabło. Widzę, że wcale nie muszę jeść, żeby sobie poradzić z życiem. I to powoduje, że czuję się, jakby cała moja tożsamość "osoby z problemem" była zagrożona. Czasami czuję, że nie chcę jeść, że przecież wcale tego nie potrzebuję. Ale wtedy ten głos w mej głowie mówi: PRZECIEŻ MUSISZ JEŚĆ. JESTEŚ U Z A LE Ż N I O N A. I wtedy ja mówię, tak, przecież jestem u z a l e ż n i o n a. MUSZĘ JEŚĆ. I jem. W kompletnej rozpaczy... I ta pustka, która ciągle we mnie jest. Ssanie. Dzisiaj byliśmy w BK. Wsunęłam wielką kanapkę, frytki, colę. Myślałam, że pęknę. Żołądek bolał jak cholera...A dziura? Pozostała. Ciągłe ssanie. W nocy i w dzień. Teraz jednak czuję je. Wiem, że tam jest. Wcześniej nie potrafiłam go zidentyfikować. I tak, mam problem. Tylko, że moim problemem nie jest żarcie. Moim problemem jest to, że siebie nie kocham. I nie wiem, jak mam siebie pokochać. Czuję, że nie zasługuję na tą miłość, że nic dla samej siebie nie znaczę. Czuję, że nie wiem jak mam podchodzić do siebie z wyrozumieniem i troską. To dla mnie SŁABOŚĆ. Nie wiem, jak mam poczuć się z siebie dumna...Przez to właśnie nic nie robię. Bo nie potrafię poczuć się usatysfakcjonowana niczym, co robię. Wszystko jest nieidealne, wszystko jest nie tak, jak ma być. I te myśli pełne nienawiści. Umysł, który zagłusza wszystko dookoła. Pracowałam przez jeden dzień, dzień próbny w pubie. I ten krzyczący umysł: JESTEŚ DO NICZEGO, WSZYSCY SIĘ Z CIEBIE ŚMIEJĄ, MYŚLĄ, ŻE JESTEŚ GŁUPIA. JESTEŚ GŁUPIA. JESTEŚ GRUBA. NIENAWIDZĘ CIĘ. I tak to właśnie wygląda. Czasami chciałabym to po prostu przeciąć, skończyć. I nie cierpieć więcej...Mam 20 lat a czuję się, jakbym była 90 letnią, zasuszoną staruszką, która nie ma po co żyć. "młoda-stara"... Bardzo chciałabym Wam wszystkim odpisać, skomentować Wasze posty, jednak to jest chyba niemożliwe :) Więc postaram się po prostu "wstrzelić" w topic. I życzę Wam wszystkim dobrej nocy :) Buziaki :*

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość stopcia
Witam Was kochane:) Mam ten sam problem od paru lat.Każdego dnia rano wstaję z postanowieniem,że nie będę żarła a zjem kulturalnie posiłki z przerwa co 3godziny i tak kulturalnie jem do godziny 15tej a później zaczyna się szaleństwo i obsesyjne myśli o słodyczach.Po obiedzie pozarłam litr lodów,kinder kanapkę,bułkę i czipsy...OHYDA!!! Żołądek boli,chce mi się wymiotować.Jak ja siebie nienawidzę!!!!! Boże,odejmij mi to cierpienie!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Poważny temat!
TheCherryGirl- witaj. Ja czulam,ze gdzies tam krazysz, ze jestes gdzies tam z boku... Powiem Ci, ze my tu jestesmy DZIEKI Tobie i rowniez - DLA CIEBIE! Nikt tu nikogo nie ocenia, jestes naszym odbiciem lustrzanym. Czekamy na Twoje wypowiedzi i posty. Witam wszystkich i pozdrawiam serdecznie:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Powazny temat! :) :) :) :) :) Co słychać? stopcia Witaj :) U mnie dzisiaj hmm...To co zawsze. Czyli niezadowolenie ze swojego ciała, myśli "Muszę schudnąć, jestem coraz grubsza", 3 opakowania ciastek. I tyle. Nic się nie zmienia. Od lat powtarzam cały czas ten sam, identyczny schemat: niezadowolenie, chwilowa motywacja do zmiany nawyków, "zerwania" z nałogiem, a potem...zapominam. W momencie zapominam i jem, bezmyślnie. Dzisiaj próbowałam, tak jak poradziła Delilia, delektować się jedzeniem. I z przerażaniem zauważyłam, jak bardzo mi smakuje! Trochę analizy: Wiem już, że jako "perfekcjonistka" nie mogłam znieść w sobie tego apetytu na cukier i słodycze. Więc z premedytacją odmawiałam sobie tej przyjemności jedzenia. Aż w końcu udręczony kontrolą organizm zaczął się buntować i zaczęłam żreć na potęgę. Teraz mam wymówkę: jem, bo jestem chora. Mogę jeść co tylko zapragnę, bo jestem chora. Nie mogę się powstrzymać. Oczywiście, że mogę! Wystarczy motywacja i (silna wola, chciałabym napisać) WIARA. Tak, WIARA, że ja też potrafię. Każda z nas jest inna i u każdej inaczej to wygląda. U mnie wygląda właśnie tak: "choroba" jest dla mnie wentylem bezpieczeństwa, pozwala mi jeśc to, co chcę, z użyciem wymówki: przecież jestem uzależniona...Tak to przynajmniej wygląda w tej sytuacji. W innych jem z innych powodów: bo nie mogę sobie znaleźć miejsca, bo jestem sfrustrowana...ale na Boga...To JA jem. To nie inna istota, której NIE MOGĘ kontrolować. Ta osoba, która je to ja. W 100%. I muszę ją zaakceptować. Zapytać, dlaczego pomimo tego, że jest nażarta i wypchana jedzeniem chce jeść dalej? Muszę się z nią porozumieć. To nie jest nic obcego, z Kosmosu. To ja. I ta "perfekcjonistka" musi zaakceptować tą "obżerającą się" mnie. Inaczej nie dojdę do porozumienia z samą sobą... Trochę ten post chaotyczny, tak jak chaotyczne są moje myśli. Skaczą one z jednego tematu na drugi: obżeranie się, dieta, obżeranie się, dieta. A gdzie ŻYCIE? Gdzie radość z życia? Gdzie plany, marzenia? Przysłonięte. To właśnie kolejna funkcja mojej "choroby": ochranianie mnie przed życiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czesc Dziewczyny Mam tydzien urlopu, pomyslalam, fajnie, moze troszke uda mi sie ruszyc z dieta. Niestety od kiedy jestem w domu mam napady kompulsywnego jedzenia. Mam dwojke dzieci, syn ma 7 lat corka 2. Jacek jest ok, ale Lily doprowadza mnie do szalu. Sama ma teraz trudny okres, tzw okres buntu i prob. Jest uparta, jak nie stawia na swoim, potrafi plakac non stop po dwie godziny. Na przyklad dzisiaj wyla bo wymyslila sobie ze chce zostac z Jackiem w szkole... Na poczatku daje rade ale po jakims czasie zamykam sie w kuchni... i jem wszystko co popadnie, ale mowie Wam wszysko. Przez ostatnie 6 miesiecy bylam na ostrej diecie i sporo schudlam, ale robilam to pracujac. Najgorsze sa dla mnie weekendy i dni wolne. Wtedy nie potrafie sie opanowac. Jak juz tak sie objem, polykam 8 tabletek bisacodylu (mniejsza ilosc na mnie nie dziala) i cierpie cala noc. Tak bardzo jestem rozregulowana, ze jak nie wezme srodkow przeczyszczajacych, nie wyprozniam sie nawet do dwoch tygodni. Jedynie kiedy naprawde dobrze sie czulam, to w czasie glodowki jak robilam codzienne lewataywy. Troche pokrecona, co? Po glodowce bylo ok, ale nie oszukujmy sie, co schudlam to przytylam i to z nawiazka. Ostatnio jest ze mna bardzo zle. Potrafie objadac sie w nocy, jak wszyscy juz spia. Na drugi dzien maz sie pyta: Gdzie jest ten sernik ktory kupilas wczoraj?... Tak potrafie zjesc caly duzy sernik, potem mysle ze sie przeslodzilam, pozeram 4 petka kabanosow z kiszonym ogorkiem, popijam i pozeram cos na dopelnienie... Zero kontroli :-((

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zalosna choroba
witam nowe kolezanki. Nie wstydzcie sie pisac swoje historie. Tutaj naprawde was zrozumiemy :) Ja dalej sie objadam. Ale, nie robie tego bezmyslnie, tylko jak mowila Delilia delektuje sie. Chociaz smakosz ze mnie zaden bo to glownie slodycze. Ja tez mialam epizod z glodowka. Duzo schudlam,bardzo, teraz tyje. Po niej mam ostatnie napady. Ale- co chce powiedziec,ze wszystko jest w naszej glowie. Ja bedac na glodowce, czulam sie.. sie lekka,piekna,czysta,bo moj umysl byl czysty,nie mialam wciaz chorych mysli,co zjem. Czulam sie wspaniale. Potem,kiedy zaczely sie napady, moje mysli sie zmienily,moj obraz siebie sie zmienil,bo zarlam, bo zre,co mi wpadnie w rece. Czuje sie brzydka, gruba,nic mi sie nie chce. Ale ja nie przytylam jeszcze az tak duzo. Moje cialo nie zmienilo sie jeszcze tak bardzo, a jednak czuje sie bardzo zle,bo nie wytrwalam,poddalam,staczam sie. Kolezanka mi dzis powiedzila- 'ty naprawde sie chudzinka zrobilas'.. A ja tak siebie nie widze,ja tego nie widze..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziewczyny, Wy to przynajmniej wytrwałyście jakąś ilość czasu na tej głodówce, a ja ? Nigdy mi się nie udało...I nigdy nie schudłam więcej niż 4-5 kg w czasie jednej próby odchudzania. Powiem Wam, że nawet jak byłam chora tj.miałam problemy z żołądkiem (stres, bolał mnie bardzo brzuch), to jak tylko trochę przeszło to biegłam do lodówki i "dowalałam" sobie! Pamietam, kiedyś zjadłam tak pierniki, i od tego momentu nienawidzę pierników, bo po tym epizodzie mój żołądek się zbuntował i zdychałam na podłodze :( :( Foxy999 Wiem, o czym mówisz...Wolne dni-porażka. Tak jak ktoś pisał wcześniej, chyba potrzebujemy mieć czas zagospodarowany 1w 100%. U mnie też tak jest: z planem dnia jakoś sobie radzę, bo mam CEL. Jeżeli celu sobie "na chama" nie wyznaczę, to leceeee....Moim celem staje się NAŻARCIE SIĘ :) Słodko, prawda? Ale tak niestety jest...A masz jakiś taki "wentyl"? Relaks? Próbowałaś technik relaksacyjnych?Tak, żeby świadomie pozbyć się napięcia, dać sobie odpocząć?Wiem, że łatwo jest radzić, ale ten topic chyba po to właśnie jest...Może moja wypowiedź którejś z Was pomoże, da inny obraz sprawy...) zalosna choroba Doskonale znam to, o czym piszesz..Czystośc i przejrzystość umysłu.Teraz czuję się, jakbym miała siatkę na mózgu, nic do niego nie dociera, trudno jest mi się skupić na przeczytaniu paru słów. Głodówka-moje marzenie. Taki synonim wolności. Nie muszę jeść, nie czuję głodu, jestem tak cudownie wolna. Miałam namiastkę tego, kiedy nie miałam możliwości zjedzenia niczego przez dlugi okres czasu, np. w pracy, potem głód przechodził. A ja nic nie potrzebowałam. Byłam taka...pusta. Nic nie uciskało mnie w żołądku, nie miałam wzdęć, nie mdliło mnie...Teraz tęsknię do tego stanu. Bo dawno się tak nie czułam. Też się objadam ostatnio, codziennie. Codziennie jestem przeżarta. I nawet w nocy tak sie czuje. Ciągle mam wzdęcia, boli mnie łeb, gardło, ogólnie czuję się ZATRUTA. Czy ktoś ma pomysł jak to przerwać? Jak wyjśc z tego zaklętego kręgu? JEDZENIE, OBIETNICE, JEDZENIE, OBIETNICE. I tak w kółko... Ten paradoks: jem, mimo, że wiem, że jedzenie mi szkodzi. Jem, mimo, że wiem, jak będę czuła się potem. Co to jest? Nienawiść do siebie, karanie siebie za coś? Próba ochrony? Nie rozumiem. Czy ja siebie krzywdzę, czy staram się siebie ochronić, coś sobie dać? Jak to zmienić? Jak zaopiekować się sobą, dostarczając sobie DOBREGO pożywienia w odpowiednich ilościach, dostaraczając swojemu ciału RUCHU, którego tak potrzebuje? :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zalosna choroba
TheCherryGirl- wytrwalam na glodowce 16 dni. Chyba to znaczy, ze mam silna wole ;) Tylko nie wiem, co sie z nia dzieje, kiedy mam napady... Glodowke kazdy, kto nie ma przeciwskazan, moze zastosowac. Zamierzam znow ja powtorzyc, bo glodowka takze zmniejsza zoladek ( do tej pory mam tak, ze starym nawykiem robie wielkie zakupy na kompuls, takie jakie wpakowywalam kiedys w siebie, a teraz nie daje rady tego zjesc. Takze na poczatku po glodowce, nie dawalam rady jesc czekolady, bo po kilku kostkach mnie odrzucalo, ale teraz, juz moge, bo organizm do cukru na nowo sie szybko przyzwyczaja, poprawil mmi sie metabolizm( obzeram sie BARDZO, ale jeszcze nie utylam, az tak BARDZO, ale przede wszystkim, glodowka oczyszcza mysli.) TheCherryGirl- mi chyba wlasnie glodowka pomoze wyjsc z kompulsow. Czekam tylko na TEN WLASCIWY MOMENT, zeby JA zaczac. MOMENT, w ktorym poczuje sie na tyle silna, zeby powstac. Chwile, w ktorej poczuje, ze chce przestac sie obzerac. My chyba nie chcemy tak naprawde przestac. Ja nie chce.Bo to jest latwe i szybkie. Skuteczne. Jem, kiedy jest mi zle. Po co isc na basen? za daleko. Po co biegac, zeby rozladowac stres? po co sie meczyc, jak moze byc tak przyjemnie? Ide na latwizne. To krotkotrwaly efekt, ale przieciez kiedy euforia spada mozna siegnac po kolejny kawalek...bledne kolo. Wiem, ale ja inaczej nie umiem. Delilia powiedziala, ze za szybko musielismy dorosnac, za czesto udawalismy, ze jestesmy silni, ze jest dobrze- i wlasnie moze dlatego, ze z dzieci, dla ktorych jedyna przyjemnoscia byly slodycze, jedzenie, stalismy sie doroslymi, ktorzy musza radzic sobie z zyciem, stresem, ale nie nauczyli sie doswiadczac przyjemnosci z innych rzeczy?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zalosna choroba
nie dokonczylam... Moze dlatego my sie objadamy. Dlatego, ze nie nauczylysmy sie inaczej doswiadczac przyjemnosci. Ok, - sa zakupy (ktora z nas, ma ochote wciskac sie w ubrania, kiedy wszystko tak opornie na nas wchodzi?) - seks ( o!! na pewno to nasza pierwsza mysl po kompulsie ) - sport ( chyba nam sie nie chce) -itd.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tak ja tez w czasie glodowki czulam sie fantastycznie. Ta niesamowita lekkosc, plaski brzuch i codzienna utrata wagi dawaly mi niesamowitego "kopa". Byly tez minusy, czulam ogromne oslabienie, bezsennosc i straszny strach jak zaczelam wychodzic z glodowki. Wtedy boisz sie cokolwiek zjesc, doslownie, niestety przybieranie na wadze tez jest lekkim koszmarem. Codziennie kilogram wiecej... Zaczelam cwiczyc joge, jest cudnie, daje niesamowitego kopa, niestety od dwuch tygodni nie moge cwiczyc, Najpierw dopadla mnie grypa, a teraz jak siedze w domu, moja mama, ktora zazwyczaj zajmuje sie dzieciakami jak ja pracuje, urwala sie do Szkocji odwiedzic mojego ojczyma. Wiec ja nie mam mozliwosci wyrwania sie na yoge. Probowalam cwiczyc w domu, ale mala zaczela na mnie wlazic i tak sie skonczylo. Obiecuje sobie ze jutro bedzie lepiej. Dzisiaj znowu poplynelam, bylam okropna dla dzieci, Jacka doprowadzilam do placzu,bo bez powodu chcial podrzec czysty blok do rysowania. Darlam sie na niego jak by to byl koniec swiata. I wstyd sie przyznac, pierwszy raz w zyciu dalam klapsa Lili. Urzadzila straszna arie, nie chciala sie umyc, a potem uparala sie zeby zalozyc brudna pieluche. Nie wytrzymalam, krzyczalam i ja uderzylam. Potem sie poplakalam... Czytalam ksiazke Jackowi do snu i dalej wylam. Dzieci spia, ja zjadlam prawie calego kurczaka, 4 jogurty, z 15 ciastek i tabliczke Milky wypilam morze kawy z mlekiem i dalej placze. Jezu jak ja siebie nienawidze

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To co piszecie jest do bolu prawdziwe. Ja tez jestem z (niestety) patologicznej rodziny. Jednakze zawsze bylam silna i bardzo atrakcyjan dziewczyna. Kolega mi powiedzial niedawno na naszej klasie ze bylam ta najladniejsza dziewczyna w szkole. Bylam obiektem westchnien chlopakow i nienawisci "kolezanek". Wiedzialam to, czulam sie z tym dobrze. Tez dojrzewalam szybciej jak bym tego chciala. Mama wciagala mnie we wszystkie nawet najbardziej intymne konflikty z ojcem. Wiem ze oboje mnie kochaja, powiem wiecej mimo tego ze od 15 lat nie rozmawiaja ze soba, mysle ze nadal sie kochaja. To byl taki typowy toksyczny zwiazek, ojciec pil i bil, a matka uparcie walczyla o wszystko. Zadne nie bylo idealne. Ja bylam pomiedzy mlotem a kowadlem. Mowili ze mnie kochaja, a potem widzialam jak ojciec bije mame. Balam sie wyjezdzac na wakacje, bo wtedy zaczynala sie najwieksza gehenna mamy, o ktorej dowiadywalam sie w najmniejszych szczegolikach po moin powrocie. Dlatego bycie najbardziej popularna dziewczyna w szkole dawalo mi niesamowita sile. Troche sie od tego uzaleznilam. Liceum wylalo mi kubel zimnej wody na glowe. DZieciaki powyrastaly i standardy sie popodnosily. Ja temu nie umialam sprostac. Nadal bylam szczupla, ladna i wysportowana (cwiczylam lekkoatletyke), ale brak duzego zainteresowania zaczelam zastepowac jedzeniem. Poszlo z gorki, wyprowadzilam sie z domu na 18-ste urodziny, matki juz dawno nie bylo. Zostawila mnie z zapitym tatusiem," no bo przeciez Tobie nic nie zrobi", to prawda nie zrobil... absolutnie nic, do tego stopnia ze sie nie zorientowal ze sie wyprowadzilam. Duzo wtedy plakalam, nie wiem czy ze szczescia czy ze smutku nad sama soba. Wtedy juz od roku pracowalam w pubie. To byly dobre czasy, zarabialam super kase, poczulam skrzydla. Oblalam mature za pierwszym podejsciem, ale wydawalo mi sie ze to nie istotne. Bylam przeciez silna, samowystarczalna. Moj chlopak byl z dobrego domu, jego matka pasjami mnie nienawidzila. Zastapilam jedzenie seksem. Z Marcinem ukladalo mi sie dobrze, nie wiedzial ze go nalogowo zdradzalam. Mialam mozliwosci, pracowalam z wieloma facetami, a jeszcze wiecej poznawalam w pubie. To byly szalone czasy, praca do 2-3 w nocy a potem imprezy. Tak przetrwalam pare lat. Z Marcinem sie zareczylismy, a potem szybko rozstalismy. Moj pierwszy tatuaz. Kolejni faceci, tym razem w gre wchodzilo tylko lozko. Kolejne tatuaze.Niejednokrotnie slyszalam od mezczyzn ze zle ich traktuje, ze ich nie szanuje,zgadzam sie, tak bylo, zazwyczaj to oni nas ponizaja, ja nie chcialm sobie pozwolic na to zeby czuc sie wykorzystana. Bylam silna, niezalezna,a moje serce sie zamknelo. Do czasu Adama. Byl chlopakiem mojej przyjaciolki... tak wiem to zly poczatek i bez happy endu. Adam potrafil mnie rozsmieszyc. Dagmara byla zazdrosna, ze spedzamy za duzo czasu razem, miala racje, wiedzialam ze cos nas laczy, jakas sympatia, cos wiecej. Adam i Dagmara rozstali sie po jakims czasie. Adam przychodzil wyplakac sie w rekaw. Zaproponowal wyjazd nad morze. Pojechalam, nie spalismy ze soba, ale stalo sie cos gorszego. Zaopiekowal sie mna. Byl meski, czuly i troskliwy,no i ja niestety poplynelam. Zaczal sypiac u mnie, ale nie ze mna,ciagle tylko jako kolega. Az ktoregos dnia cos sie zmienilo, zobaczylam jakies iskierki w jego oczach. To byla nasza pierwsza noc razem. Potem bylo juz tylko gorzej. Nie chcial sie wiazac, czulam sie ponizona, zaniedbana, niekochana. Pewnie ze nic mi nie obiecywal, ale ja tak dlugo wzbranialam sie przed miloscia, zwyczajnie nie wiedzialam co robic. Szef zaproponowal mi wyjazd do UK na jakis czas. Zgodzilam sie. Bylam totalnie zalamana, nic mnie w Polsce nie trzymalo. Widzialam A tydzien przed wyjazdem, nie powiedzial zebym zostala, chociaz wiem ze chcial. Zaczelam jesc. Moja normalan waga to 56-58kg. Przed wyjazdem do Anglii podskoczylam do 64kg. Po przyjezdzie tutaj poszlo z gorki. Nawet nie wiem kiedy a wazylam 70 kg. Poznalam mojego meza. Nie byl w moim typie, spokojny "typowy Anglikl", ale bylam samotna, bardzo tesknilam z a Adamem, nie mialam do czego w Polsce wracac. R porosil mnie o reke, zgodzilam sie. Nie bylo to ani romantyczne, czy wzniosle,nic co moglabym opowiadac dzieciomjak dorosna, ale byl mily. Tylam. Seks byl beznadziejny, nie wiem co ja sobie myslalam. Ok jesli teraz w lozku jest bardzo kiepsko, to moze z czasem troche sie polepszy, ale sensacyjnie nie bedzie nigdy. Jak wychodzilam za maz wazylam 75kg. Po 3 latach malzenstwa zaproponowalam ze moze postaramy sie o dziecko, urodzil sie Jack, plus pelno rozstepow i kolejne kilogramy. Potem Lily i kolejne rozstepy. Nie uprawiamy seksu juz od miesiecy. Nienawidze widoku mojego ciala. Z drugiej strony mysle, ze to dobrze ze natura tak mnie oszpecila. Gdybym byla atrakcyjniejsza, chyba czulabym sie na silach zeby zostawic meza i sprobowac od nowa z kims innym. Teraz z ta masa rozstepow, obwislym biustem i nadwaga nie rozebralabym sie przed innym facetem. Jak wspomnialam we wczesniejszym poscie, schudlam, sporo. W Listopadzie mialam operacje usuniecia migdalkow i nie moglam jesc. Zaczelam diete, jadlam mnie, potem zaczelam przygladac sie glodowka. Przystapilam do 6-dniowej. Bylo cudownie. Wychodzenie trudniejsze i bardziej dolujace. ogolnie w ciagu 5 mniesiacy schudlam okolo 20 kg. Teraz waze 70kg, chcialabym jeszcze zrzucic 10 kg do wakacji, ale ostatni sama siebie oszukuje i jem jak szalona po nocach. Bardzo dobrze mi szlo, ale ostatnie 3 tygodnie sa koszmarem. Znowu wrocilam do starych, kiedy potrafie sie "wylaczyc" i jesc bez pamieci. Nie usmiecham sie, zle sypiam, mam szalenie niska samoocene. Mam napady zlosci, duzo krzycze. Ktoras z Was napisala, ze nie lubi siebie bo w dziecinnstwie jej mama ciagle na nia krzyczala. Jestem jak twoja mama. To mnie przeraza, ze unieszczesliwiam moje dzieci, ktore kocham najbardziej na swiecie. Dlaczego ranimy ludzi na ktorych tak bardzo nam zalezy? Lubie mojego meza, ale go nie kocham, jest dobrym ojciem, tworzymy zgrana pare, ale nie umie mnie uszczesliwic. Nie tesknie za nim, tak jak testnilam za Adamen, nie chce dla mniego ladnie wygladac, nie obchodzi mnie czy mam ogolone nogi jak klade sie wieczorem obok niego. Wiem ze siegam po jedzenie, bo nie mam zadnych innych przyjemnosci w zyciu, a jesli nawet cos tam jest, nie dostrzegam tego. Stoje w miejscu, a czas przecieka mi przez palce. Nigdy nie mialm planu na zycie, ale teraz brakuje mi sil na cokolwiek. Jesli milosc uskrzydla, to ja jestem motylem, ktoremu jakies niesforne dziecko oberwalo skrzydelka...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość monatlusta
foxy bardzo wzruszyla mnie twoja historia ktora zgadza sie z moja w 90%!!! totalne zaskoczenie ja to juz nie wiem co mam ze soba zrobic?!!! objadam sie i mimo problemow zdrowotnych - kolki watrobowej, biegunki 5 razy w tyg , zgagi i fatalnego samopoczucia robie dalej to samo!!! czasami jest tak ze w ogole zapominam o jedzeniu ale jak juz mnie wezmie to masakra!!! ja mam napady miesne jakbym mogla to tak nazwac pochlaniam czasami z premedytacja jednorazowo 5 kotletow schabowych i kg filetow z kurczaka i zasiadam jak do uczty!!!! a pozniej placze i uzalam sie nad soba!!!! jestem zalosna gruba swinia nie dlugo moje dzieci nie beda chcialy na mnie patrzec!!!! odechciewa sie zyc...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czesc monatlusta Ja tez mam takie napady na mieso, z tym ze ja potragie kotleta zagrysc makowcem i na odwrot. Odchudzam sie przez tydzien, (jak pracuje) a potem w weekend nadrobiam stracone kilogramy. Wiem dokladnie jak sie czujesz, w sypialni mam szafe z duzym lustrem, coraz czesciej lape sie na tym ze zaslaniam ja ciuchami zeby na siebie nie patrzec. Brak pewnosci i wiary w siebie totalnie rujnuje moje zycie. Przestalam odnosic sukcesy w pracy, zwyczajnie przeslizguje sie z dnia na dzien, robiac absolutne minimum. Nie chce wychodzic na imprezy ze znajomymi, nie znosze zakupow ciuchowych wiazacych sie z przymiarkami... Jednak najgorsze jest cos innego. Zawsze myslalam, jestem gruba i dlatego nic mi sie nie uklada,ale wiesz co, schudlam (moze nie do wymarzonej wagi, ale zawsze) i wcale nic sie nie zmienilo. Marzylam jak to bedzie wspaniale jak wrescie bede mogla zalozyc rozmiar 12, a nie 20, nie zdajac sobie sprawy z tego ze to tylko rozmiar ubrania, nic wiecej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Poważny temat!
Foxy999- jestes mloda osoba i od Ciebie zalezy to, jak ulozysz sobie zycie. Wszystko przed Toba, nikt nie zamknal Cie w 4 scianach- zrobilas to sama! Moze warto być przed soba szczera i zaczac zyc prawdziwie- nie kochasz go, to moze warto pomyslec nad jakas zmiana? zle sie czujesz we wlasnej skorze- problem tkwi w Twojej psychice. A fakt,ze uderzylas dzieci jest bardzo poruszajacy i sadze,ze jesli teraz nie zaczniesz dzialac, tzn. wprowadzac zmian w swoim zyciu,w swoim zachowaniu to w koncu zaczniesz katowac sowje dzieci, ktore nastepnie odwroca sie od Ciebie. Dziecko to czlowiek, ktore wymaga szacunku, a nie przedmiot. Uwazaj bardzo na to. Nigdy nie jest za pozno na zmiany. zalosna choroba- wlasnie sadze,ze to nie wynika z Twojej sily, bo gdyby tak bylo to potrafilabys normalnie jesc, bez glodowek i kompulsow. A poki co nie potrafisz. Gdy konczy sie glodowka zaczyna sie realny swiat... czyli siwta kompulsow i tu tkwi problem. Narkomani rzucaja narkotyki, przestaja cpac, a by musimy nauczyc sie jesc, bez glodowek i kompulsow, bez przekraczania granic, bez osiagania dna. Pozdrawiam:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie wiem powazny temat, czy wylewanie kubla zimnej wody na glowe to twoja specjalnosc, ale rozumiem, ze wierzysz ze to dobry sposob. Piszesz tak jakbys byla nauczycielka. Przy duzej klasie nie mozna poznac wszystki, wiec jedziemy po lepku, zwiezle i na temat, zero delikatnosci. Pewnie jestes kobieta po przejsciach, jednakze musisz pamietac, ze jestesmy doroslymi osobami i musimy byc odpowiedzialne. Latwo jest powiedziec, musisz to zmienic, jestes mloda... Tak jestem w srednim wieku, mam dwoje malych dzieci i meza ktorego nie kocham. To fakt! Jednakze jesli przeczytalas dokladnie moje wpisy, napisalam ze moze go nie kocham, ale lubie. Prowadzimy spokojne zycie, jestesmy typowa para, ktora czyta w lozku, a przy kolacji rozmawia o problemach syna w szkole czy polityce. Moglam trafic znacznie gorzej.Poza tym juz chyba wspomnialam, ze maz jest fantastycznym tata. Faceci nie wyrastaja na mojej drodze jak grzyby po deszczu, wybor kogos innego wiazalby sie z ogromnym szokiem dla dzieci, na co nie jestem gotowa. Poza tym moge cie zapewnic, nigdy nie zostane katem dla moich maluchow. Danie klapsa niegrzecznej dwulatce, spowodowalo ze wylam pol nocy. Syn ma 7 lat, przeszlismy z nim niejedno i jakos nie chodzi skatowany. Latwo dawac takie porady, jedna jest banalna, a druga odrobine podla, wrecz szokujaca. Nie wiem co przeszlas, ale chyba nie bylo kolorowo. Mam gorsze i lepsze dni, wczoraj bylo ze mna bardzo zle, jadlam i plakalam. Przeczytalam wiele wpisow i poczulam ze moge sie wygadac. Moze jednak sie mylilam ... Pamietaj swiat nie jest czarno- bialy, glownie szaro-szarszy, musimy sie z tym niestety pogodzic.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zalosna choroba
Powazny temat- z nami,chorymi na kompulsy, jest dziwnie, bo laczymy przeciwnosci, skrajnosci. Moze jestem zarowno slaba i silna? :) . Fakt- naszym swiatem sa napady. Wszystko inne trwa chwile,np. Dieta Foxy999- Powazny temat, z pewnoscia nie atakowal Cie i nie chcial pouczac. To byla tylko opinia. Glodowka jest niesamowita,ale ma duzo przeciwnikow. Zauwazylas,ze niemal kazda osoba,ktora ja zastosowala ja chwali? Przeciwnicy chyba jej nie stosowali. Udalo Ci sie z niej prawidlowotw wyjsc? Mi nie. Po pierwszej od razu siegalam po slone rzeczy,tak mnie ciaglo, a dopiero po miesiacu wolno. Bylam cala opuchnieta, zwlaszcza oczy. Szokujace. I nerki zaczely bolec. Myslalam.ze je uszkodzilam. Dlatego na glodowke trzeba sie solidnie nastawic,bo to powazna sprawa. Ja spapralam. Mozna tu pisac wszystko. Jednak, zawsze trzeba sie liczyc z tym, ze my to czytamy i wyrazamy opinie, bo chcemy pomoc. Sobie i komus. Ile masz wzrostu, Foxy999?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam zalosna choroba, zaczynalam i konczylam glodowke prawidlowo, bylo ciezko z wychodzeniem, bo nie moglam doczekac sie "normalnego" jedzenia. Ale dalam rade, najpierw rozwodnione soki, potem same soki, kolejne dni to troche ryzu, troche kaszy, gotowane warzywa itd. Jednak pamietaj ze ja zrobilam glodowke 6-cio dniowa, wychodzenie jest tak dlugie jak sama glodowka, czyli tylko 6 dni. W Twoim przypadku bylo duzo trudniej, poniewaz sama glodokwa trwala dluzej. Ale absolutnie przyznaje Ci racje, glodowka jest niesamowita. Czulam sie lekka, czysta, jakbym dostala skrzydel, nie bylo mowy o depresjach, czy zlych dniach. Tylko pierwsze dni byly dla mnie trudne, potem poezja. Nie brakowalo mi jedzenia, brakowalo mi samej czynnosci pozywiania sie. Nie zdawalam sobie sprawy, ze moje dni obracaly sie wokol posilkow. Albo myslalam co mam zjesc, albo przygotowywalam posilki, albo jadlam, jak tego zabraklo, nie wiedzialam co mam zrobic z czasem, no i bezsennosc troche mnie meczyla. Ale ogolnie bylo super. Mam 164cm wzrostu, a dzisiejsza waga to 69.4kg ( ;-(( troche podskoczylo)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziewczyny, bardzo dziekuje za ten temat. Podczytuje od poczatku. Moglabym sie podpisac pod wszystkim, co piszecie. Moge dolaczyc? Od kiedy pamietam, mialam kompulsy. Standardowo jestem z problematycznej rodziny. Przez bardzo dlugi czas bylam posrednikiem w intymnych sprawach rodzicow i ich partnerow. Moja mama wyznawala zasade, ze wszystko mozna, jak sie chce - okazywanie jakiejkolwiek slabosci bylo niedobre i wstydliwe. Wiec spedzilam dziecinstwo na byciu idealna corka, bez jakiegokolwiek buntu, super oceny, bez zadnych problemow, zawsze posluszna i przepraszajaca, kiedy trzeba. Taka lalka. Szkoda tylko, ze zamiast pic po parkach z kolegami, potrafilam sie obzerac i czuc do siebie narastajace obrzydzenie. I te momenty, kiedy rodzina mowila o mojej wadze, mama dziwila sie : dziecko, przeciez ty masz uda jak kalafiory! I ta twarz, glupia, tepa, bez sladu mysli. Jedzenie bylo najlepszym sposobem na radzenie sobie z problemami. Teraz mam 30 lat (za 3 miesiace, ale juz sie ciesze :-) ). Jest lepiej, ale nie da sie pozbyc wieloletniej historii obzerania, wstydu i obrzydzenia do siebie, ktore wraca, kiedy tylko przestanie sie byc czujnym. Kiedy czytam Wasze wpisy, widze sama siebie kilka lat temu (a moze i teraz? ). Mysle, ze do pewnego stopnia poradzilam sobie z problemami i moim stosunkiem do jedzenia. Delia ma racje, nic tak nie pomaga, jak psychoterapia - glownie po to, zeby pozwolic sobie na przezywanie emocji i na slabosc. Mam 176 cm wzrostu, od zawsze wazylam okolo 70-76 kilogramow. W porywach udawalo mi sie schudnac do 65-60, kiedy bylam zakochana i chcialam sie podobac, pozbyc sie tego obrzydliwego nawyku, albo kiedy nie mialam pieniedzy na jedzenie (wszystkie wiemy, ile kosztuja kompulsowe zakupy :-) ). Ale jedzenie wciaz bylo pocieszycielem nr 1, po 2-3 miesiacach "chudosci" zaczynalam sie objadac, wstydzic, tyc, i znowu nie wchodzilam w spodnie, ludzilam sie, ze szybko schudne, jeszcze tylko dzisiaj kolacja, sniadanie, kilka kanapek, czekolada, ziemniaki. Wszystkie to znamy. U psychologa (i po drodze paru psychiatrow) wyladowalam jakies 3 lata temu z depresja. Bylo zle, objadalam sie jeszcze wiecej niz zazwyczaj. Skutek terapii byl taki, ze pozbylam sie poczucia winy z powodu jedzenia. Powiedzialam sobie, ze skoro jem, to najwyrazniej potrzebuje tego, zeby poradzic sobie z problemami, i nawet jesli to nie jest dobre, to poczucie winy i wstyd wyniszczaja mnie jeszcze bardziej niz samo obzeranie sie. Dalam sobie zielone swiatlo na jedzenie, w rezultacie przytylam okolo 15 kg (w sumie prawie 90 kg). Ale bylo lepiej. Staralam sie robic rozne rzeczy, podtrzymywac motywacje do najmniejszych rzeczy, takich jak wstawanie rano, nie nienawidzic siebie za bardzo. I starac sie robic rzeczy dla siebie. Powoli jedzenie sie ustabilizowalo, mialam mniej napadow i spontanicznie zaczelam jesc zdrowiej - ale bez prob odchudzania. Odkrylam tez, ze sport moze byc przyjemny. Spadlo kilka kilogramow. Ponad rok temu doszlam do wniosku, ze mam ochote cos z tym zrobic. Przeszlam na diete i zrzucilam 16 kilogramow. Od tego czasu nie przytylam. Generalnie jestem zadowolona z wlasnego ciala. Czasem tylko (nie wiem, czy Wy tez tak macie w zlych chwilach) wraca to dawne spojrzenie, pogarda, zaskoczenie, jak moge byc taka wstretna! Ale to chyba kwestia przyzwyczajenia, trudno calkowicie wyrzucic takie momenty, kiedy zylo sie w takim stanie przez lata. Teraz wiem tez, ze to odczucie pojawi sie bez wzgledu na to, czy bede wazyc 90 czy 60 kilo. To tylko iluzja, ktora minie za kilka minut/godzin. Nauczylam sie sobie z tym radzic. Duzo nad tym pracuje. Mysle, ze doszlam do stanu, gdzie szczerze lubie siebie i swoje cialo. Podoba mi sie moje zycie. Po raz pierwszy potrafie otwarcie mowic o moich problemach z jedzeniem - to naprawde bardzo pomaga. Jem duzo kalorycznych rzeczy, bo po prostu je uwielbiam. Jesli zdarzy sie kompuls, staram sie nie czuc winna, a raczej posluchac wlasnego organizmu i poczuc, czy rzeczywiscie mam ochote na kolejny posilek dwie godziny pozniej. Zazwyczaj nie, organizm sam sie dosc dobrze reguluje. Strasznie sie rozpisalam, przepraszam za dlugosc posta. Dziwnie pisac na forum o takich intymnych sprawach, ale to wazne, zeby dzielic sie takimi problemami. Za czesto widze wokol siebie podejscie typu "to przeciez zadna filozofia, przestac sie obzerac". Taaaa. Pozdrawiam Was bardzo mocno, nie bojcie sie slabosci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość taka jak WY
:) czytam i dziękuję za temat do Foxxy - dziękuję , że podzieliłaś się ze mną i pewnie liczną grupą dziewczyn - cząstką SIEBIE , takiej prawdziwej :) jesteś odważna i dzielna , słabosci są elementem życia ... ale MY perfekcjonistki odbieramy je jako totalną KLĘSKĘ - ważne , że TO już rozumiemy do poważny temat - naprawdę zabrzmiało to jak wymachiwanie rózgą na lekcji , przeczytaj siebie kobieto i zastanów .... NIE tego oczekujemy po tym jak wyciągamy rękę .......... do pozostałych dziewczyn - dziękuję KAŻDEJ z WAS za to co piszecie ... teraz wiem o sobie więcej niż kiedykolwiek ... a jestem naprawdę dorosłą kobietą ............ pozdrawiam autorkę topiku w sposób szczególny 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja też miewam
kompulsy,jem wtedy bez opamiętania dużo i byle jak,a potem w poczuciu winy wymiotuję ,nie zdaża mi się to często ale zdaża,zwykle gdy mam doła,a w ogóle to jestem do niczego ja i moje życie ,nic mnie nie cieszy ,nic,nawet dzieci:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×