Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość hgwothgot4

Ciekawa jestem kiedy ta kobieta się z tym pogodzi - "teściowa"

Polecane posty

Gość Mamuśka007
rzetelny

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dobrakawaa
Nie, kochana - to nie tak działa :) Ja nie muszę dowodzić, że badania są niewiarygodne. Po prostu dla mnie są absurdalne i nie zamierzam im ufać (powody i istotne argumenty podałam wcześniej). Jeśli ktoś chce w nie ślepo wierzyć, to proszę bardzo, nikomu nie bronię. Kamyk po prostu nic mi nimi nie udowodniła. Nie zamierzam też przedstwiać zadnych naukowych analiz, które miałyby dowieść, że dzieci w konkubinatach mają się lepiej - bo to też dla mnie jest absurdalna teza. Dlatego że papier, moja droga (czy też jego brak) nie czyni Cię automatycznie cudownym, odpowiedzzialnym rodzicem, dzięki któremu Twoje dziecię będzie się cudownie chować. Tylko co innego, nie kumasz? Niektórzy jak widzą hasło "badania naukowe dowiodły" to już zaraz uważa że mają do czynienia z jakąś niepodważalną prawdą objawioną i już napewno tak jest jak naukowcy napisali. Dam Ci przykład. Mogę dzisiaj wymyśleć sobie badanie pt."Wpływ płci dziecka na komfort psychiczny kobiety w 3 miesiącach po porodzie." Wybiorę sobie odpowiednio liczną grupę i spytam je o komfort psychiczny. Być może okaże się, że 63% tych co mają dziewczynkę, oceni jako średni, a 76% co mają chłopca na kiepski. Więc opublikuję moje wyniki, że te co mają dziewczynkę mają większy komfort niż te co mają chlopców. I co, też uwierzycie ? Nie zrozumiecie, że te zależności są tu absurdalne, tak samo jak w tych badaniach, które pokazała kamyk. I to jest prawdziwa żenada.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
jednak - nie wiem, czy to było już powiedziane, pewnie tak - papier daje pewne prawne gwarancje na rózne wypadki, co zapewnia jakieś tam poczucie bezpieczeństwa dla żony i dzieci, czyli renty, dziedziczenia itede.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dobrakawaa
ex-D.Bill no tak, przyznaję rację, jasne że formalnie wiele ułatwia, to już ktoś pisał, to jest normalny rzeczowy argument bez deptania po kimś ale nie lubię jak ktoś pisze o kimś, kto dokonuje innych żzyciowych wyborów, że juz automatycznie jest gorszy, jego związek nieprawdziwy, miłość pewnie udawana, dzieci chorowite bękarty... litości..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dla mnie małżeństwo ułatwia sprawy papierkowe. Przed ślubem mieliśmy dziecko- tak typowa, szczenięca "wpadka" kiedy właściwie nie byliśmy w związku. Nie każdy chciał rozmawiać z moim wówczas chłopakiem, kiedy byłam w szpitalu, a po stracie córeczki on miał problemy żeby odebrać jej ciało z kostnicy, nie mówiąc już o tym że musieliśmy oboje iść do urzędu, załatwiać akt urodzenia dziecka- dla mnie nawet fizycznie to był wyczyn, i poświadczać przed kierownikiem usc jego ojcostwo (chciał żeby mała miała jego nazwisko)- przykre i do pewnego stopnia upokarzające... Miał też problemy z załatwieniem jakichkolwiek spraw papierkowych u mnie w pracy. A czemu poza tym je braliśmy- bo dla mnie decyzja o byciu razem była ważna i wspaniała, dobrze było przy okazji potwierdzić to formalnie, w urzędzie, ze względu na właśnie ułatwienie pewnych spraw, ale dla mnie to okazja do świętowania całą rodziną- chcemy być razem, bierzemy ślub, chcemy to uczcić w gronie najbliższych... Ważna i dobra dla mnie tradycja. Za to nie wierzę że małżeństwo rodziców daje dzieciom poczucie bezpieczeństwa, bo chyba nie w moim środowisku... Poczucie bezpieczeństwa daje dziecku dwójka kochających je i siebie nawzajem rodziców, a nie akt małżeństwa. Ani z konkubinatu, ani z małżeństwa nie wynika stopień zażyłości i wzajemne relacje dwójki ludzi, co najwyżej światopogląd... Co do reakcji otoczenia- myślę że ludzie ciut przesadzają. Cała rodzina, a przynajmniej zdecydowana większość, z mojej strony, top praktykujący katolicy- nikt nie odezwał się ani słowem w mojej obecności na temat tego że nie bierzemy ślubu kościelnego czy nie chrzcimy dziecka. I chyba też nikt nas o ten ślub w ogóle nie dopytywał, przynajmniej nic takiego nie pamiętam... Jedyne co muszę przyznać to to że moi rodzice zaczęli jednak inaczej traktować mojego męża po slubie- podchodzą do tematu bardzo poważnie i wcześniej zakładli że możemy się rozejść (nie lubili go), po ślubie- uznali że zięcia muszą polubić (w rodzinie ma być bez kłótni). Nie wydaje mi się żeby ślub zmieniał cokolwiek w naszych wzajemnych relacjach- dla nas to był jeden dzień, jedno ważne wydarzenie, a jeśli chodzi o, jakby to powiedzieć, kontakt ze światem zewnętrznym, to kwestia tylko formalności. Mój mąż pewnie tak samo by mnie przytulał, tak samo całował i tak samo kłócilibyśmy się i bez ślubu, żadne z nas nie liczyło na to że ślub cokolwiek zmieni jeśli chodzi o to jak żyjemy ze sobą i jak traktujemy swój związek. Powzięliśmy decyzję że chcemy być ze sobą na dobre i na złe, a ślub był tylko jedną tego konsekwencji, uczczeniem tego, to nie ślub spowodował że chcieliśmy zakładać rodzinę, radzić sobie z problemami, żyć razem... To nasza decyzja była wtedy ważna, a jeśli ktoś nie widzi żadnych plusów ze ślubu- nie chce świętować z najbliższymi formalnego zakładania rodziny, albo jak tu któraś z dziewczyn wymieniała, woli nie mieć "papierka" bo łatwiej o kredyty, w prowadzeniu firmy itp, to taki związek przecież może się niczym od mojego nie różnić... Owszem, dziwi mnie nazewnictwo- fakt że słowo konkubent jest dość oschłe, i często negatywnie odbierane, ale właściwie nie wiem kiedy go trzeba używać, poza sytuacjami urzędowymi. Przecież nie trzeba mówić "to mój konkubent" jak się przedstawia partnera znajomym, wystarczy powiedzieć "to jest Marek", a jeśli ktoś zapyta czy jesteście małżeństwem to wyjaśnić że nie, i tyle... Nie rozumiem też na pewno mówienia dziecku że rodzice są mężem i żoną, kiedy tak nie jest- po co? Tym sposobem się podkreśla że "nie bycie" małżeństwem jest czymś dziwnym... Nazywając rzeczy po imieniu, dzieci, a więc przyszłe dorosłe społeczeństwo, oswajamy z takimi zjawiskami. Jeśli chodzi o dzisiejsze czasy, nie uważam konkubinatów za coś złego- natomiast pod pewnymi względami jestem staroświecka, uważam że dobre i słuszne są stałe związki i dzieci wychowywane przez oboje rodziców. Nie za wszelką cenę, ale mam wrażenie że w dzisiejszych czasach- bez względu na ślub lub nie- lekko się podchodzi do bycia razem, na zasadzie- są problemy to rozwiedziemy/rozstaniemy się, bez walczenia o to żeby było dobrze, bo łatwiej poszukać kogoś innego... Hm. Dla mnie rodzina jest bardzo ważna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hgwothgot4
No więc tak 1.Ślubu kościelnego nie wezmę bo ja i mój partner jesteśmy ludźmi niewierzącymi, ponadto mój partner dokonał aktu apostazji ze skutkiem pozytywnym. 2.Ślubu cywilnego także nie wezmę bo kolejny raz powtarzam nie widzę powodów dla których miałabym go brać bo: a. ) nie mam problemu w urzędach ani szpitalach b. )moje dzieci nie są w żaden sposób szykanowane z powodu naszego braku ślubu (jeśli wy znacie takich ludzi którzy znęcają się w ten sposób nad dziećmi to proponuję zmienić środowisko na normalne a nie siedzieć w nizinach społecznych) i nie znam osób które z tego powodu miałyby jakieś nieprzyjemności lub problemy c.) jestem pewna naszych uczuć do siebie i nie mam potrzeby szukania sposobu do uwiązania partnera do siebie (jak będzie chciał to zdradzi lub odejdzie i nawet łańcuchy go nie zatrzymają a tym bardziej te wasze śluby) d.) w życiu mam ciut większe priorytety niż pieniądze i majątek i nie mam zamiaru brać ślubu aby tylko załaknąć jak największą część majątku (kto tak kombinuje to od razu widać, że w tym związku miłości brak, za to pełno wyrachowania i materializmu rzeczywiście dobry przykład dla dzieci) e.) nie jestem małym dzieckiem i już dawno ani ja ani mój partner nie robimy tego co mamusia każe f.) nie jestem hipokrytką i nie będę brała udziału w czymś co nie ma dla mnie żadnego znaczenia, to, że duża część społeczeństwa nie jest w stanie samodzielnie myśleć i podejmuję jakieś działania tylko dlatego że wszyscy tak robią bez jakichś głębszych wniosków, nie znaczy, że i ja mam też tak postępować. 3. Dlaczego tam jeżdżę? O tym też już pisałam. Jeżdżę tam dlatego, że tylko i wyłącznie teściowa ma takie problemy ze swoim światopoglądem. Dla reszty rodziny jestem córką, bratową, szwagierką, ciotką itd. Zresztą nie tylko ja bo nie my jedni w rodzinie mojego partnera czy w mojej jesteśmy bez ślubu. 4. Nie korzystam z żadnych zapomóg dla matek samotnych bo matką samotną nie jestem, żyję w związku więc dlaczego mam korzystać z czegoś co mi nie przysługuję? Nawet nie mam pojęcia jakie kryteria należy spełnić aby cos takiego dostać (chociaż na bank ze względu na mój dochód mi się nie należy).Nie korzystam tez z rodzinnego bo mój dochód przekracza bardzo znacznie próg od którego można dostać rodzinne. Nie wiem jak inni ale ja pracuję i nie muszę nic brać od państwa. 5. Nie trafiony też argument z przedszkolem, że niby moje dzieci mają pierwszeństwo. Być może i mają ale żadne z nich do przedszkola nie chodziło. Mamy opiekunkę do dzieci. 6. A profilaktycznie wziąć ślub? Bo może w przyszłości będą problemy z powodu braku ślubu? No cóż Profilaktycznie każda kobieta powinna amputować sobie piersi bo niezaprzeczalnie istnieję rak piersi i niezaprzeczalnie są kobiety które na raka piersi umierają. Tak samo jak niezaprzeczalnie istnieje rak macicy który też zbiera śmiertelne żniwo więc również „na zaś każda zdrowo myśląca kobieta powinna pozbyć się macicy. 7. Co na to mój partner? Spójrz punkt nr. 3. On nie bardzo chce tam jeździć właśnie ze względu na swoją matkę, jest gotów zerwać kontakty nie tylko z nią ale i z resztą rodziny jak będzie trzeba. Nie pozwalam mu na to. Dlaczego? Bo sama jestem matką a za parę lat sama będę prawdopodobnie teściową i ostatnią rzeczą jaką bym chciała to nie móc się widywać z własnym dzieckiem. Pewnie wszystkie co tu piszą, też by nie chciały takiej sytuacji ale oczywiste jest, że nikt się do tego nie przyzna i wszyscy będą twierdzić, że bez cienia żalu przestaną się kontaktować z własnymi dziećmi. Nie mam żadnego prawa odseparowywać partnera od jego rodziny, to jest jego matka, jaka jest ale to matka. Dlatego kolejny raz i ostatni powtórzę, że ani ja ani mój partner nie mamy żadnych racjonalnych powodów dla których powinniśmy wziąć ślub. Te wymienione tutaj przez cały tłum to moim zdaniem bzdury wyssane z palca z którymi ani ja ani nikt kogo znam osobiście się nie spotkał. I takiego ślubu nie weźmiemy, no chyba, że to będzie sprawa życia bądź śmierci ale z braku ślubu jeszcze nikt nie umarł. A że komuś nie pasuję? Nie moja już broszka..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ósma pięćdziesiąt dwa
A ja zapytam w jaki sposób partner zabezpieczył Cię finansowo w razie jego śmierci i vice versa. W jaki sposób dzieci są zabezpieczone finansowo na wypadek śmierci Twojej i partnera (może być jednoczesna, np. wypadek samochodowy). Czy macie spisane testamenty, najlepiej potwierdzone notarialnie? Co z ubezpieczeniem? Co z informacjami w przypadku szpitala, urzędów (nie zawsze działają upoważnienia)? Jeśli to wszystko i inne mniejsze sprawy macie pozałatwiane, to wtedy ślub nie jest potrzebny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mamuśka007
dobrakawa - widać, że badania naukowe znasz tylko z nazwy. Każda dziedzina ma swoją metodologię badań, często stosowaną międzynarodowo. To nie jest tak, że Ty sobie napiszesz jakąś bzdurną analizę, opartą o bzdurne założenia, a ktoś Ci ją wydrukuje w czasopiśmie branżowym. Publikacja, aby zostać wydrukowana w takim czasopiśmie, musi spełnić odpowiednie kryteria, trafia do recenzenta i do korekty. Skoro nie potrafisz znaleźć nic na poparcie argumentu, że jest niewiarygodna poza własną opinią, to sobie daruj.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mamuśka007
Autorko, pisałaś, że nikt nie nazywa źle Twoich dzieci, a przecież sam temat jest o tym, że matka Twojego konkubenta nazywa je bękartami. Coś mało wiarygodna jesteś.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dobrakawaa
Historynka "Za to nie wierzę że małżeństwo rodziców daje dzieciom poczucie bezpieczeństwa, bo chyba nie w moim środowisku... Poczucie bezpieczeństwa daje dziecku dwójka kochających je i siebie nawzajem rodziców, a nie akt małżeństwa. Ani z konkubinatu, ani z małżeństwa nie wynika stopień zażyłości i wzajemne relacje dwójki ludzi, co najwyżej światopogląd" Dzięki za Twój wpis, bardzo fajny i wyważony. Z tym co napisałaś zgadzam się w 100% ! Bardzo mi przykro z powodu Twojej straty córeczki.. Mamuśka007 zdziwiłabyś się ile bzdurnych publikacji przechodzi pomyślnie przez proces recenzji, z całą pewnością to Ty badania naukowe znasz tylko z nazwy, często to jest niemal masóweczka, badania wylatują jak ciepłe bułeczki z pieca, bo tak trzeba - bo jakaś placówka musi wyprodukować rocznie ileś-tam tych badań, a że ta ilość nie zawsze przekłada się na jakość i są bezwartościowe? no to już trudno, ważne są dalsze granty. Jak masz mentalność młodego pelikana bezkrytycznie łykającego wszystko, co jest opatrzone etykietką "badania naukowe" to tylko wspólczuć. i czytanie ze zrozumieniem też się kłania.. mam na myśli posty autorki tematu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ile ludzi tyle opinii
na temat małżeństwa.jako rozwódka jestem przeciw.pospiesznym pochopnym i bez przekonania.droga autorko -twoja niedosżła teściowa nigdy się nie pogodzi z tym że żyjecie -w grzechu-jak to się zabawnie określa.nie utrzymywałabym kontaktu z nikim kto obraża mnie i o zgrozo-moje dziecko które przecież nie odpowiada za to co robią jegorodzice.Jeśli chcesz utrymywac kontakt z resztą rodziny zapraszałabym ich do siebie z wyraźnym zaznaczeniem że mile widziani są ci co was akceptują. na marginesie-żyję w wolnym związku i mimo wcześniejszej niechęci zamierzam wziąść jednak ślub.poza tym że bardzo kocham mojego partnera,jestesmy ze sobą kilka lat w udanym zwiazku,przeszliśmy kilka życiowych zakrętów to mamy dziecko i fajnie byłoby żebyśmy mieli to samo nazwisko mogli mówić o osbie -mąż żona to ja mam nazwisko po byłym -zgapiłam się i nie zgłosiłam zmiany nazwiska na czas i nie chcę żeby nazwisko ex było wyryte na moim nagrobku:) a co do słów-bękart,-było to określenie używane w ubiegłych stuleciach i odeszło do lamusa i tylko ograniczeni ludzie używają takich określeń.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mamuśka007
dobrakawa - każda publikacja naukowa musi spełnić minimalne kryteria i na pewno jest bardziej wiarygodna od wpisu forumowicza. Poza tym nie wiem, skąd masz tak złą opinię o jakości publikacji. Albo znasz je tylko z nazwy (jak już wcześniej pisałam), albo masz do czynienia z jakąś wyjątkowo marną placówką badawczą - tak czy siak współczuję. Mogłabyś podważać argumenty czy metodologię badań zawartą w tym artykule, przedstawiając stanowisko odmienne, zawarte w innych publikacjach. Choćby takie, które negują jakikolwiek wpływ typu rodziny na dziecko. Nie potrafisz tego zrobić. A jako kontrargument stosujesz jedynie stwierdzenie, że Ty w to nie wierzysz. Z nauką nie ma to nic wspólnego. Co do czytania ze zrozumieniem: proponuję przeczytać jeszcze raz ostatni wpis autorki: punkt 1b. Jasno tam pisze, że nie zna dzieci szykanowanych za brak ślubu rodziców, ani jej dzieci szykanowane nie są.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mamuśka007
Punkt 2b

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dobrakawaa
ciężko dyskutować z kimś, kto boi się samodzielnie pomyśleć i nawet nie rozumie tekstu... ech "A jako kontrargument stosujesz jedynie stwierdzenie, że Ty w to nie wierzysz." nie stwierdziłam jedynie "Nie wierzę i już" dlaczego wątpie w prawdziwość tych wyników to dokładnie napisałam, ale widocznie wygodniej Ci tego nie dostrzegać:) nie rozumiesz tekstu pisanego jeszcze raz można zauważyć przy yum zdaniu: "Mogłabyś podważać argumenty czy metodologię badań zawartą w tym artykule, przedstawiając stanowisko odmienne, zawarte w innych publikacjach. Choćby takie, które negują jakikolwiek wpływ typu rodziny na dziecko. Nie potrafisz tego zrobić." aż ręce opadają.. ale spróbuję odpowiedzieć - co to za idiotyczne stwierdzenie, że rodzina nie ma JAKIEGOKOLWIEK wpływu na dziecko? :) i dlaczego miałabym czegoś takiego tu dowodzić ? wszyscy wiemy, że to właśnie rodzina ma największy wpływ na dziecko (przemyśl dobrze zanim napiszesz odp :) autorki wypowiedzi też nie rozumiesz - znalazłaś punkt 1b i już się uczepiłaś, czytasz tekst - a nie widzisz KONTEKSTU (że nikt poza tą nieszczęsną teściową) jeszcze aby rozwiać trochę Twoje idealne wyobrażenie o badaniach naukowych, to na początek polecam lekturę opracowania Johna Ioannidisa: Why Most Published Research Findings Are False albo tego samego autora: "An Epidemic of False Claims Competition and conflicts of interest distort too many medical findings" - to są poważne opracowania naukowe, te drugie doczekało nawet publikacji w Scientific American, co napewo powinnaś łyknąć :) pozdrawiam i sorry autorko za te offtop

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nie masz problemu
w urzędach, szpitalach i przychodniach? Do czasu - nie życzę, ale jak konkubent będzie miał wypadek samochodowy, zawał lub inny nagły przypadek wiążący się z jego brakiem przytomności, to NIC nie załatwisz (odwiedziny, historia choroby, wgląd w jego kartę, decyzje o leczeniu czy przewiezieniu do innego szpitala) nie mówiąc o opiece nad chorym. A w razie jego śmierci - kewstie spadkowe: to, czego dorobiliście się wspólnie, nagle należy do jego krewnych. Więc nie bredź, że ślub cywilny niczego nie ułatwia, bo po to jest, żeby regulować takie kwestie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ustawowo - nawet małżonek nie ma prawa wglądu w naszą karte tylko osoba którą wskażemy. Zwyczajowo tylko zakłada się że małżonek jako najbliższa nam osoba ma to upowarznienie. Ja przed porodem wskazałam mojego partnera na osobe decydującą o moim losie, losie dziecka i osobe która ma być ionformowana. To raz dwa kwestie spadkowe da się ząłatwić notarialnie - poprzez spadek więc naprawde nie róbmy wielkiego halo. Żyjmy i dajmy żyć innym. Ja dziś jestem mężatką, z potrzeby serca, nie uważam że mój model rodziny ma być jedyny i słuszny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nie masz problemu
Ja nikomu nie narzucam mojego stylu życia, ale nóż mi się w kieszeni otwiera, jak czytam takie brednie. Ślub cywilny ułatwia wiele spraw - właśnie urzędowych, po to został wymyślony. Nie nakłaniam do jego brania jak ktoś chce mieć pod górkę, ale nie zgodzę się, że nie ułatwia życia :O. Jak byłaś przytomna, to nic dziwnego, że podpisywałaś zgodę - każdy w pełni władz umysłowych i fizyczneych ją podpisuje. W przypadku braku przytomności chorego, wgląd w jego kartę choroby ma osoba najbliższa i decyzje dotyczące przebiegu leczenia (np. zmiana kliniki na specjalistyczną, wybór domu opieki itp.) dokonuje osoba najbliższa. Bo kto ma o tym decydować? Chory jest nieprzytomny, nie powie, że trzeba np. załatwić miejsce w określonej klinice kardiologicznej, neurochirurgicznej czy innej. Czyli w tym przypadku - decyduje za chorego matka albo ojciec, bo konkubina najbliższa nie jest. I nie ma prawa do żadnych informacji o jego stanie zdrowia. Podobnie ze spadkiem - owszem, można to notarialnie ustanowić, ale taki zapis rodzina zmarłego może podważyć. I bujaj się po sądach przez następne 10 lat, udowadniając, że jest twoje to, co kupiłaś :o.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wystarczy podpisanie deklaracji wcześniej, fakt że nie każdy myśli przyszłościowo ale wiele rzeczy da się załatwić bez ślubu. ślub Ułatwia bo nie trzeba oddzielnie załatwiać tych spraw tylko wystarczy podpisać jeden papierek ale da się żyć i pozałatwiać ważne sprawy i bez niego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość :))))))))))))))))))))))))))
konkubent konkubina bękart :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mamuśka007
dobrakawa - to mnie ręce opadają. W podanym cytacie wyraźnie piszę o TYPIE rodziny a nie o rodzinie. Typ czyli rodzice homo lub hetero, w zalegalizowanym związku bądź nie, rodzina zastępcza, samotny rodzic itd. Z tego co pamiętam, to negowałaś, że konkubinat wpływa na dzieci, więc wskaż publikacje, która neguje wpływ TYPU rodziny na wychowanie dziecka. Naukową publikację. Gdzie będzie napisane, że konkubinat nie wpływa na rozwój dziecka. Czekam z utęsknieniem. Co do artykułów, które podałaś: dotyczą jakości badań naukowych, a nie rodziny. Poza tym nie podważają metodologii zastosowanej w tym konkretnym artykule, dotyczą zagadnień jakości badań naukowych ogólnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mamuśka007
wściekła mrówa - a słyszałaś o zachowku? Ciekawe, ile konkubina będzie musiała oddać rodzinie konkubenta, na wypadek jego śmierci, kiedy on łaskawie da jej spadek :).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mamuśka - zachowek dostają osoby które miały by prawo do majątku w drodze dziedziczenia ustawowego bez testamentu - czyli żona i tak musi się z nimi podzielić. Gdzie problem ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dobrakawaa
no i nadal widzę nie rozumiesz... typie rodziny = rodzinie - tożsame ja tego nie neguję oczywiscie samotny rodzic i dwojka rodzicow to jest inny typ rodziny, ale związek nieformalny i związek formalny to jest dokładnie ten sam typ rodziny (tylko ma inny status prawny) poza tym dalej... ja o chlebie a Ty o niebie zapomniałaś juz o czym dyskutowałaś przedtem. jak pouczałaś mnie jak powinna wyglądać każda publikacja naukowa? skąd mam taką złą opinię o jakości publikacji ? proszę bardzo, więc specjalnie w odpowiedzi na te Twoje zachwyty nad wiarygodnością badań naukowych wskazuję Ci dobre opracowanie, które o tym traktuje, a Ty co, ignorujesz je ? :DD ach rozumiem, przecież trzeba by było pomyśleć samodzielnie, coś przeanalizować, zrozumieć, a to przecież nie jest Twoją mocną stroną, Ty tylko czekasz aż ktoś Ci napisze pracę pt. brak wpływu konkubinatu na zdrowie i rozwoj dziecka - bo sobie mozesz przeczytac ja bez refleksji i nawet sie nie zastanowisz czy jest rzetelnie wykonana i zrecenzowana, tak ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mmLena07
Jest naprawdę wiele związków nieformalnych, gdzie nie ma ten fakt braku ślubu większego znaczenia. To prawda dwoje oddanych, kochających się ludzi, którzy są sobie wierni do końca życia. Takie przypadki rzeczywiście istnieją i nie ma żadnego problemu, że nie było ślubu. Jednak nie może nikt zaprzeczyć, że kilka kwestii przemawia za tym, żeby sformalizować taki związek: 1.Kobieta, która nie chce ślubu może bardzo łatwo stać się ofiarą wygodnych cfaniaków, często określanych mianem „Piotrusia Pana. W swoim otoczeniu, spotkałam się z kilkoma takimi typkami, którzy nie chcieli za nic ślubu i zwyczajnie kłamali swojej długoletniej partnerce, że będą z nimi na zawsze, wcale tak nie myśląc! Przy czym pojawienie się dziecka, lub większego kryzysu spowodowało rozstanie. Kobieta, która chce w przyszłości ślub bardzo łatwo przepłoszy takiego cwaniaka, ta która nie chce ślubu, może być oszukiwana latami. 2.Kwestia zaufania do mężczyzny, bo tą w o wiele większym stopniu musi się wykazać kobieta, która nie chce ślubu. Jest to z jednej strony godne pochwały i pozazdroszczenia, że takie pokłady zaufania są w związku, a z drugiej strony może się okazać skrajna naiwnością i zwyczajną krzywdą dla naszych ewentualnych dzieci. Załóżmy, że są dwie pary ludzi naprawdę się kochających, na ta chwilę wszystko się układa wspaniale, miłość kwitnie. Jedna z tych par bierze ślub, druga nie chce, bo po co? Przecież sobie ufają, nie potrzebują papierka itd. Mija dwadzieścia lat, w między czasie pojawiły się dzieci i w obydwu parach facet się zakochuje w innej kobiecie i postanawia odejść. Oczywiście jest to dramat dla kobiet w obu związkach, małżeństwo wcale nie gwarantuje stałości związku, więc jest rozwód. Co dalej? Więcej zyskuje dla siebie i swoich dzieci kobieta poślubiona. Chyba nie ma nikt co do tego watpliwości? Z jednej strony miłość i wiele zakochanych kobiet oburzy się, że jak to z góry zakładać rozpad idealnego związku? Jednak człowiek ma rozum i czasem musi oddzielić emocje i skoro ślub w kwestii emocjonalnej nie ma znaczenia w ich przypadku, to zrobić to ze względu na niewiadomą przyszłość swoich własnych dzieci. Tutaj nie ma miejsca na emocje i ślepe zapewnienia o miłości do grobowej deski. Wiem, że wiele kobiet, które żyją w konkubinacie odrzuci ten drugi punkt, bo trudno wiązać miłość i zaufanie z takim oburzająco zimnym podejściem. Jednak rozumna kobieta to zrobi i nie musi być wcale materialistką, to założenie możliwej prozy życia. Zakładanie z góry, że do końca życia będzie nam się idealnie układać z partnerem jest w pewnym stopniu naiwnością i nie powinna istnieć w obliczu troski o dobro naszych dzieci. 3.Możliwe negatywne aspekty w dorastniu naszych dzieci. Tutaj jest dużo kwestii niewiadomych, bo nie oszukujmy się, ale większość osób żyjących w związkach nieformalnych wychowało się w związkach małżeńskich i tak naprawdę nie wiedza jak ich dzieci będą ten fakt przeżywać. Nie wiedzą o czym tak naprawdę trzeba koniecznie rozmawiać z dzieckiem. A powinni, bo pewna świadomość prędzej czy później się pojawi. W serialach, filmach, a nawet bajkach zawsze będą istnieć małżeństwa jako relacja największej więzi między kobietą i mężczyzną. Można tutaj trafić na niejedną minę, można i pewnie przejść bezboleśnie, jednak tak naprawdę nie wiemy jak to będzie mieć skutek w przyszłości. Trochę na pewno przeciwnicy małżeństwa ryzykują i to ryzykują więzią i myśleniem swoich własnych dzieci. Oczywiście zgadzam się absolutnie, że najważniejsza jest miłość, rozmowy, zrozumienie itd. To wszystko prawda, jednak dodatkowo bierzeci ena siebie poletko minowe, które musicie rozbroić. Po co? Wciąż nie rozumiem dlaczego tak bardzo nie chcecie tego ślubu, skoro w sumie jest wam on obojętny? Może mi ktoś to wytłumaczy, będę bardzo wdzięczna. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mamuśka007
dobrakawa - w takim razie wskaż, w którym miejscu metodologia zastosowana przez autora, odbiega od rzetelnych zasad pracy naukowej wg podanych przez Ciebie artykułów. Tylko konkretnie. Cytat z jednego - cytat z drugiego. Tak, żeby jasno wykazać, w którym miejscu autor wykazał się nieznajomością metodologii badań lub celową manipulacją. To, że istnieją artykuły o prawidłowości badań lub jej braku, to b. dobrze. Dzięki temu właśnie nauka sama się motywuje do pozytywnych zmian i stara się ukrócić patologię. Ale żeby skrytykować metodę jednego autora, trzeba ją na konkretnym przykładzie podważyć. Ty twierdzisz, że wybrał niereprezentatywną grupę dzieci. Świetnie. Który fragment artykułu o tym świadczy? Popolemizuj trochę z tekstem. Co do artykułów odnośnie konkubinatów - skoro jeden autor o tym pisze, to nie sądzę, żeby tylko on jeden. Dlaczego nie potrafisz więc znaleźć artykułu o pozytywnej/neutralnej roli konkubinatu w rozwoju dziecka?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hgwothgot4
A Wam tylko o te pieniądze chodzi :D Tylko kasa, kasa, kasa, kasa... Największy Wasz życiowy problem jak oskubać faceta z którym dzielicie życie w razie czego. I nic więcej. Szczerze? Współczuję Wam. Nie boicie się o zdrowie i życie mężczyzny z którym jesteście a jedynie o to, że po nim nie dostaniecie ani grosza więc sądzicie, że dzięki ślubowi na choć trochę pieniędzy się załapiecie. Moim zdaniem to straszne. Ja po swoim mężczyźnie nie dziedziczę nic, on po mnie też nic w razie czego. A wiecie dlaczego? Bo my nie jesteśmy ze sobą dla pieniędzy. Nie mam potrzeby udowadniać co jest moje a co jego bo wszystko jest wspólne i nie planujemy się rozstać. Ale podejrzewam, że osoby które są w związkach dla picu tylko myślą ile dostaną po rozwodzie. Dziedziczą po nas nasze dzieci i odpowiednie dokumenty zostały już dawno sporządzone. Jakoś u Was też wszystko wszędzie niesamowicie komplikują (pewnie tylko na potrzeby tego tematu) bo i ja leżałam w szpitalu i mój partner i bez problemu każde z nas było informowane o stanie zdrowia drugiej osoby bez żadnych wcześniejszych upoważnień. Nieszczęśliwie się złożyło, że moje porody kończyły się cc i to nagle i gdy ja byłam jeszcze na sali operacyjnej przyjeżdżał partner i bez problemu był informowany o moim stanie i dziecka.Cud, normalnie cud. Ciekawo co jeszcze wymyślicie? A teraz nasza jakże patologiczna i pozbawiona jakichkolwiek prawidłowych wartości i miłości pseudo rodzina na czele z pozbawionymi poczucia bezpieczeństwa dziećmi udaję się na zakupy. Miłego dnia :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mamuśka007
Wściekła mrówa - odsyłam do prawa spadkowego. Żona musi się dzielić, tylko jeśli nie ma dzieci. Jeśli są dzieci, to dziedziczy żona i dzieci. Z tym, że jeśli dom był wspólny przed śmiercią, to dzieci dostają tylko część z połowy męża. Konkubina nic nie dziedziczy, więc wisi kasę dzieciom i całej rodzinie męża (najczęściej rodzicom i rodzeństwu). A często konkubent i konkubina mają oddzielne majątki (nie ma wspólnoty majątkowej), więc wtedy konkubina musi zapłacić nie od połowy domu jak żona, ale od całości. Bardzo korzystnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mmLena07
dobrakawa, właśnie się zapoznałam z: Johna Ioannidisa: Why Most Published Research Findings Are False Powiedz szczerze, czytałaś to? Autor studiował na medycznej uczelni i pisze artykuły dotyczące medycyny konwencjonalnej, o badaniach laboratoryjnych. Jego prace absolutnie nie dotyczą dziedziny psychologii, tzn on nie pisze o takich badaniach, jak wspomniane w tym wątku. On pisze o tym jak badania nad lekami są przekłamane, bo często są sponsorowane przez koncerny medyczne itd. W swoich artykułach podaje pewne wyliczenia matematyczne, wykazując jak łatwo o błąd badań laboratoryjnych. Przyznaj, że sama nie czytałaś tych jego artykułów? :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mamuśka007
hgw.... - skoro wszystko jest u Was wspólne, to dlaczego gdyby partnerowi coś się stało, Ty nic z tego nie dostaniesz? Ja uważam, że to co mamy, jest wspólne, więc w razie śmierci męża należy się mnie, bo to ja szłam z nim przez życie, to również dzięki mnie mógł się dorobić tego, co ma. Dlaczego ma z tego korzystać ktoś inny? Dlaczego mam się dzielić z teściami, szwagrem, szwagierką i Bóg wie kim jeszcze, skoro sama na to pracowałam? Jeśli nawet facet wszystko zapisze dziecku, to dziecko i tak musi zapłacić zachowek jego rodzinie. Poza tym nie wiem, czy bym chciała, zeby właścicielem mojego domu stał się z dnia na dzień przechodzący bunt nastolatek, albo dorosły syn, którego żona namawia, żeby go sprzedał. Po co utrudniać sobie życie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mmLena07
"Ja po swoim mężczyźnie nie dziedziczę nic, on po mnie też nic w razie czego. A wiecie dlaczego? Bo my nie jesteśmy ze sobą dla pieniędzy." no i super! gratuluję i życzę, żebyście nigdy się w przyszłości nie rozstali, bo z czasem wypracujecie wspólne dobra i będziesz się głowić, czy dom na Ciebie, czy na Niego, czy samochód na Ciebie, czy Jego itd. Niestety to, co piszesz to bzdura. Ja jestem mężatką i mieszkamy w mieszkaniu, które przed ślubem było moje, mój mąż w dniu ślubu nie miał żadnego majątku. Jednak jak najbardziej chciałam się pobrać. Nie muszę latać i załatwiać, żeby po mojej śmierci mąż z automatu dostał to mieszkanie, a nie moi rodzice, nie muszę załatwiać papierków o ewentualne decyzje medyczne itd. Ciekawe, że dla przeciwników małżeństwa to żaden problem załatwić tą tonę papierów, a tego jednego to za nic się nie tkną :D. Papierek obojętny i szkoda zachodu, ale załatwienie w zamian dziesięciu innych to nie problem :D. O co tak naprawdę chodzi? o udowodnienie na siłę, jak bardzo się kochamy i ufamy? Lepszym dowodem jest ślub moim zdaniem, jeśli już chcecie coś udowadniać ;).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×