Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Nusiaaa

IN VITRO - zapraszam te które przed, w trakcie i po

Polecane posty

Wlasnie doczytalam, ze trasnfer mialas 5.04 to dzisiaj 14 dzien po transferze. Super wynik!!! x A gzdie podchodzilas do IVF? Bo wiem, ze tez w Nimeczech, no nie? A ja tu jakos nie mam do nich zaufania :O x

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość denis----a
swedzi mnie krocze moze byc od inseminacji? dostalam tez zielony sluz jest jego duzo i byly krople krwi co to jest ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
stefania GRATULUJE!!!!!!!! :-D Uwazaj na siebie teraz!!! Piekny okres przed Toba!!! xx Gerwazy sa szanse, tak jak napisala lunka powyzej 5 ciu to juz ciaza. Poczekajmy do srody. Nie zawsze beta od razu jest mega wysoka. Nie stresuj sie. Trzymam kciuii!!! xx Lunka lampa superasna. Widzialam rozne fikusne, ale balon jeszcze nie wpadl mi w rece. Chyba normalnie zmalpuje po Tobie :-) xx

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gerwazy, ja sie lecze w berlinie. ogolnie w niemczech jest trudno o dobrego lekarza, ale ja jestem b. zadowolona z mojej kliniki. X maz akurat w delegacji, wlasnie mu powiedzialam przez skypa, a zobaczymy sie dopiero w niedziele.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziewczyny, nadal nie moge uwiezyc:) dziekuje za wsparcie i zrozumienie teraz umawiam sie na wizyte i oczywiscie dam znac jak bylo:)))

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziewczyny jeszcze do mnie nie dociera, ze sie udalo :) tyle razy mialam dosc i chcialam sie poddac. dzieki za wsparcie i zrozumienie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
nie oszukacie natury co ma byc to bedzie jak nie dzis to jutro wiecej wiary w Boga

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość eureka+marta
Planowaliśmy z mężem, że będziemy mieli dużą rodzinę. Bardzo podobały nam się wielodzietne rodziny ze wspólnot neokatechumenalnych - do jednej z takich wspólnot sami należymy. Przez kilka miesięcy chcieliśmy poczekać ze staraniem się o poczęcie dziecka, ale potem nie widzieliśmy żadnych poważnych powodów, aby czekać. Miesiące mijały, niestety nie dochodziło do poczęcia. Po roku zdecydowaliśmy się szukać przyczyny niepłodności. Poszliśmy do zwykłej przychodni, ale okres oczekiwania na wizytę u specjalisty okazał się bardzo długi - przerażająco długi. W sytuacji, gdy jest jakaś choroba i trzeba ją zdiagnozować, nikt nie chce czekać kilka miesięcy na wizytę u specjalisty. Musieliśmy pójść na wizytę do prywatnej przychodni. Przyjął nas dość młody lekarz, miał przed sobą dobrego laptopa. Obejrzał nasze wyniki badań i powiedział, że nigdy nie będziemy mieć dzieci! Dla nas był to szok! Powtórzył to kilkakrotnie, bo być może nie wyglądaliśmy na przekonanych. Powiedział, że jedyną szansą dla nas jest in vitro. Do głowy by nam nie przyszło, aby decydować się na taki krok. Po prostu wiedzieliśmy, że tej granicy nie można przekroczyć. Prosiliśmy za to o jakąś inną pomoc. Po prostu leczenie, jakieś leki czy witaminy. Nie wykluczaliśmy, że może będzie potrzebna operacja, bo wiedzieliśmy o pewnym schorzeniu, które miało jedno z nas. Zapytaliśmy więc, czy nie pomogłoby naszej płodności wyleczenie tego schorzenia. Lekarz nie miał tak naprawdę pojęcia i raczej przekonywał nas, że żadne interwencje lekarskie nam nie pomogą, a chirurgów to powinniśmy się bać i unikać. Zapytaliśmy, czy mógłby nam kogoś polecić. Również nie mógł tego zrobić. Ponieważ nie chcieliśmy się zdecydować na in vitro, nie mieliśmy już o czym rozmawiać z tym lekarzem, więc pożegnaliśmy się i wyszliśmy. Dopiero na ulicy pozwoliłam sobie na łzy. Obydwoje z mężem byliśmy zdruzgotani, zdenerwowani, zbuntowani. Nie wierzyliśmy temu lekarzowi, gdyż - tak jak w dowcipie o lekarzach - przyszliśmy do niego z pewnym schorzeniem, mówiąc mu o nim, aby już nie zmuszać go do myślenia, a on i tak nie zajął się problemem, tylko go ominął. Cóż - wróciliśmy do domu. I sami musieliśmy zostać ekspertami od naszej choroby. Zaczęły się poszukiwania informacji w internecie. Znamy kilka języków, więc próbowaliśmy w każdym z nich. Znaleźliśmy informacje o niepłodności, przyczynach. Jak prowadzić wywiad lekarski z parą z problemami z płodnością. To, co nas najbardziej zirytowało, to fakt, że lekarz nie zrobił wyczerpującego wywiadu medycznego, co - wydaje mi się - jest jakimś pierwszym krokiem. Mógł nam zaproponować wiele i badań, i leków. On po prostu chciał robić in vitro, jakby zachłysnął się techniką, a nie chciał już widzieć człowieka. Opatrzność jednak czuwała nad nami, bo znaleźliśmy pracę doktorską lekarza na temat schorzenia, które mogło obniżać naszą płodność. Z wyników wynikało, że operacja może pomóc. Natychmiast zgłosiliśmy się do niego i zaczęło się oczekiwanie na operację. Po kilku miesiącach doszło do zabiegu. Wszystko przebiegło pomyślnie. I znowu kazano nam czekać około roku na niezbyt pewną poprawę. Towarzyszyły nam nadzieja, wsparcie modlitewne. Przechodziliśmy bunt wobec Boga - dlaczego to nas musiało spotkać. Niestety, chroniczny stres działał negatywnie na nasze relacje ze znajomymi, bo przecież wszędzie dookoła rodziły się dzieci. A o takich parach jak my - z problemami, nie wiedzieliśmy ani nie słyszeliśmy. Po roku okazało się, że nie ma znaczącej poprawy i że i tak jesteśmy poza wszelkimi normami "nadawania się" do poczęcia dziecka. To był cios, o którym chyba najwięcej wiedziała nasza wspólnota, to ona nosiła nasz krzyż. Nie mogłam znieść komentarzy, dobrych rad, pocieszania, litowania się nad nami. Rzucałam kubkami o podłogę na wieść o każdym nowym poczęciu wśród znajomych. Trwaliśmy jednak na modlitwie z mężem. Nie było oskarżeń, była jedność i miłość - tego Pan Bóg darował nam wiele. W końcu znowu pojawiła się nadzieja. Znajomi powiedzieli nam o lekarzu, który podjąłby się leczenia. Poszliśmy do niego pełni zaufania. Słyszeliśmy o nim dobre rzeczy, spodziewaliśmy się spotkać wspaniałego lekarza. Zlecił u siebie nowe badania. Okazało się, że zupełna katastrofa. Lekarz powiedział, że może jego terapia przygotuje nas do in vitro w Białymstoku. Znowu musieliśmy się tłumaczyć, że nie chcemy in vitro. Tłumaczyliśmy lekarzowi, że jeżeli leczenie nie pomoże nam w sposób naturalny zajść w ciążę, będziemy rozważać adopcję. Nie wykluczaliśmy tego, że Pan Bóg nas do tego będzie chciał powołać, ale w tamtym momencie nie byliśmy jeszcze na to gotowi. No i zaczęło się. "Te dzieci was pozabijają, lepiej mieć pieska czy kotka, a nie adoptować dziecko!" - mówił lekarz. "To są ludzie gorszej kategorii!". Nie wytrzymałam i spytałam o skutki uboczne in vitro, bo o skutkach "ubocznych" adopcji już usłyszałam. Pan profesor doktor habilitowany odpowiedział, że nie istnieją żadne skutki uboczne in vitro! Miał pecha, bo trafił na wykształcone w tym temacie osoby. Dużo czytaliśmy o możliwości przestymulowania jajników, o skutkach ubocznych leków, które podaje się kobiecie w celu wywołania superowulacji, o rozwodach małżeństw, które zanim doczekały się dziecka z in vitro, już się rozwiodły (bo tak wyczerpujące były procedury, którym musieli się poddać w trakcie in vitro), o małej skuteczności tej procedury, o takiej koncentracji na pragnieniu posiadania dziecka, że przysłania ona życie innych dzieci, które może być zamrożone w ciekłym azocie. Pan profesor wyraźnie kłamał, abyśmy może bardziej skłonni byli poddać się temu zabiegowi? Zapytałam go: "Jak to nie ma żadnych skutków?". Pan profesor na to: "A jakie?". To już przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Powiedziałam, że jestem zszokowana jego podejściem do ludzi, do życia; zamilkłam, bo już prawie płakałam. Lekarz odmówił nam pomocy i jakiegokolwiek leczenia. "Dziękuję państwu i do widzenia!". "Do widzenia" - odparłam i wybiegłam z gabinetu, nie oglądając się na mojego męża. Już na ulicy zaczęłam krzyczeć, tak jak w kryminałach słychać krzyk kobiety w ciemnej ulicy. Byłam tak zszokowana, że robiłam to zupełnie bezwiednie. Nie wiedziałam, co dalej. To był ostatni lekarz, na którego myśleliśmy, że możemy liczyć. To oznaczało koniec naszej drogi związanej z leczeniem. Toczyła się we mnie walka duchowa. Jeden głos mówił mi: "Coś ty zrobiła? Dlaczego się odezwałaś? Twój mąż nie daruje ci tego! Gdybyś podjęła leczenie u tego lekarza, za rok miałabyś dziecko" itd. Drugi głos mówił: "To Bóg daje życie, a nie lekarz". Mąż dołączył do mnie. Był blady jak trup. Szliśmy ulicą pogrążeni w rozpaczy. Zastanawiałam się, czy mam iść przeprosić tego lekarza, aby mimo wszystko nas leczył. Mąż przekonywał mnie, że nie ma powodu, aby przepraszać za powiedzenie prawdy. Przyznał mi się jeszcze do tego, że pan doktor podarł na jego oczach wyniki naszych badań! Wróciliśmy do domu. W tym czasie modliłam się, czytałam Pismo Święte, a Bóg przychodził z ciągłym pytaniem o moją wiarę. Czy ja wierzę w to, że On może wszystko, że może sprawić iż będziemy uczestniczyli w Jego akcie stwórczym. Odpowiadałam: "Tak, Panie. Ty wszystko możesz". Trwała we mnie niewzruszona wiara w Jego potęgę. Minęły dwa tygodnie, miesiączka się nie pojawiła. Myśl o ciąży była tak nieprawdopodobna, że mój mąż odradzał mi zrobienie testu ciążowego. A jednak kupiłam go po kryjomu i zrobiłam. I wciąż zastanawiałam się, czy to możliwe, że poczęło się we mnie nowe życie. Wierzyłam, że dla Boga nie ma nic niemożliwego, z drugiej strony, tak strasznie buntowałam się na Niego... Czyżby więc Bóg mógł kochać grzesznika, kogoś takiego jak ja, i chciał okazać mu miłosierdzie? Test był pozytywny! Odśpiewałam "Magnificat". Dostałam dowód na istnienie Boga w moim życiu po raz kolejny. A przede wszystkim dowód, że nie gorszy się moimi buntami i kocha mnie, właśnie jako grzesznika. Mąż - fizyk, cały dzień studiował ulotkę z objaśnieniami dotyczącymi testu ciążowego. Uwierzył w wyniki testu dopiero po zrobieniu badań krwi. Poczęło się nasze dziecko. Jeszcze dzisiaj po kilku latach jestem tym ogromnie wzruszona i wdzięczna Bogu za Jego miłość do mnie. Potem był cudowny czas oczekiwania na narodziny. Pełen radości, energii. Nie miałam żadnych niedogodności związanych ze stanem błogosławionym. Wszyscy cieszyli się z nami, a obcy ludzie dziwili się tej wielkiej radości. Pan Bóg robi cuda nie tylko dla nas. Wiele osób przychodziło do nas, dzieląc się, jak to wydarzenie zmieniło ich życie. Dotyczyło to wiele razy otwierania się na nowe życie, dzięki zaufaniu, że to Bóg jest Panem Życia, a nie człowiek. Prowadzimy też spotkania w poradni rodzinnej, przygotowując pary narzeczonych do ślubu. Za każdym razem każda z par słyszy nasze świadectwo. W momentach ciemności i cierpienia trudno widzieć działanie Pana Boga. Czasami trzeba przejść wiele prób trwających miesiącami czy latami, aby można było zobaczyć sens doświadczeń i tego, że historia mojego życia jest Świętą Historią. Od momentu powrotu płodności po porodzie pragniemy mieć kolejne dziecko. Niestety, niepłodność nie została wyleczona, więc nadal mamy problemy z poczęciem. Córeczka ma już cztery lata. Zaczęło się cierpienie związane z tym, że nie ma rodzeństwa. W maju ubiegłego roku poszliśmy do ośrodka adopcyjnego, aby zacząć rozeznawać wolę Boga co do naszego rodzicielstwa. Spotkanie z psychologiem wyznaczono nam w naszą ósmą rocznicę ślubu. Modliliśmy się, aby Bóg pokazywał swoją wolę. I pokazał. Pani psycholog stwierdziła, że nie jesteśmy jeszcze gotowi do adopcji. Wyszliśmy znowu rozczarowani. Jak długo będziemy stać w miejscu? To nie był, jak się okazało, koniec historii. Kilka tygodni później poprosiłam koleżankę o jakiś tekst do tłumaczenia, aby nie zapomnieć języka angielskiego. Okazało się, że był to tekst o nowym podejściu do leczenia niepłodności - naprotechnologii. Potem przeczytałam książkę ze świadectwami kobiet, którym pomogło leczenie tą metodą. Czytając doświadczenia innych, doszłam do wniosku, że nie zostałam całkowicie zdiagnozowana. Na podstawie badań hormonalnych - trzech w ciągu cyklu, stwierdzono, że wszystko jest w porządku. Jednak objawy, które miałam, wskazywały na to, że coś jest nie tak z moim zdrowiem. Dlaczego jednak po ośmiu latach dowiaduję się takich rzeczy? Odczytałam to jako kolejny plan Boga, aby mogła okazać się Jego chwała w moim życiu. Jakie są fakty dotyczące naprotechnologii? Dwadzieścia pięć lat temu profesor Hilgers poruszony encykliką "Humanae vitae" Papieża Pawła VI założył Instytut Papieża Pawła VI w Nebrasce w st. Omaha. Instytut miał zajmować się zdrowiem prokreacyjnym kobiety i mężczyzny bez łamania zasad moralnych, przy zachowaniu pełnej godności kobiety i mężczyzny. Pomoc udzielana jest każdej kategorii prokreacyjnej. Czy jest to problem bezpłodności, nawykowych poronień, depresji po porodzie, cykli nieregularnych, bezowulacyjnych, w okresie perimenopauzy itd. Celem jest znalezienie problemu i rozwiązanie go. Podstawą diagnozy są obserwacje cyklu przeprowadzone przez kobietę. Jest to zmodyfikowana metoda Billingsa, pod nazwą Creighton Model. Kobieta poznaje obserwacje przy pomocy instruktora metody, który uczy parę na kolejnych sesjach. Obserwacje muszą być przeprowadzane bardzo dokładnie, rutynowo. Chodzi o to, że ta karta obserwacji jest podstawą do rozmowy z lekarzem. Biomarkery, które obserwuje kobieta, a więc śluz, krwawienia, plamienia w nietypowych dniach cyklu, wskazują na choroby, które może mieć kobieta, np. zespół policystycznych jajników, mięśniaki, stan zapalny szyjki macicy, niedomogi hormonalne. Pewne symptomy są charakterystyczne dla wczesnego stadium raka. Po dwóch, trzech cyklach para udaje się do lekarza naprotechnologa, który może już zauważyć pewne problemy. Następnie zleca profil hormonalny, ale w ścisłym powiązaniu z fazą w cyklu kobiety, a więc np. trzeciego, piątego, siódmego, dziewiątego dnia po owulacji, po dniu objawu szczytu, który - jak zbadano - jest ściśle związany z dniem owulacji. Oczywiście to tylko przykład, ale to, co jest unikalne w tej metodzie, to fakt, że lekarz nie działa na oślep. Wie, kiedy zlecić te badania, bo pacjentka ma obserwacje cyklu. Po zidentyfikowaniu choroby lekarz proponuje leczenie farmakologiczne, stosując leki, które są ogólnie znane, ale rzadko stosowane. Dni podawania leków również skorelowane są z aktualną fazą cyklu, którą kobieta zna na podstawie obserwacji. Jeżeli chodzi o niepłodność, to jej przyczynę są w stanie znaleźć w 97 proc., a więc praktycznie nie występuje zjawisko niepłodności o niewyjaśnionej przyczynie. 20-40 proc. par niepłodnych zachodzi w ciążę bez leczenia, tylko po nauczeniu się prowadzenia obserwacji według Modelu Creightona. Prawie u 80 proc. par dochodzi do poczęcia i urodzenia dziecka, gdy dodatkowo zastosuje się leczenie farmakologiczne czy też operacyjne, "naprawiając" w ten sposób płodność. Jest udowodnione, że szanse pary na poczęcie są mniejsze, jeżeli para poddała się wcześniej zabiegowi in vitro. Sami znaleźliśmy więc instruktorkę Modelu Creightona - jest nią Polka mieszkająca w Stanach Zjednoczonych, i przez telefon uczyłam się obserwacji cyklu. Nie wiedzieliśmy, co będzie potem, kto nas skonsultuje w Polsce. Opatrzność czuwała i w październiku ubiegłego roku fundacja MaterCare Polska z Marią Środoń na czele zaprosiła naprotechnologa doktora Phila Boyla do Warszawy na konferencję ginekologiczną. Kobieca intuicja pozwoliła mi znaleźć doktora Boyla wśród wykładowców i przedstawić się z kartą obserwacji w ręku. Doktor Boyle skonsultował nas, zaproponował leczenie i powiedział, że daje nam 75 proc. szans na poczęcie dziecka! Nie muszę mówić, że inni nie dają nam żadnych szans, pomimo urodzenia już jednego dziecka. "Pewnie cuda się zdarzają, ale niech państwo już więcej na cuda nie liczą" - usłyszeliśmy od innego lekarza, który nas konsultował. Oczywiście nie wiemy, czy Pan Bóg da nam kolejne dzieci, ale dzięki temu krzyżowi możemy pomagać parom niepłodnym. W połowie listopada zrobiłam kurs instruktora Modelu Creightona w Nowym Jorku. Teraz prowadzę pary małżonków, te z problemami z płodnością. I jak tu w końcu nie uwierzyć, że z krzyża płynie życie nie tylko dla mnie, mojego małżeństwa, ale też dla innych?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Stefania, super wiadomosc!! Wlasnie widzialam w stopce, ze masz b podobna sytuacje do mojej ( pco). Super ze sie udalo!! Xx Nielotek, fajna lampka, tak nas jakos chwycila za serce jak ja zobaczylismy w sklepie, we Francji, gdzie jezdzimy czesto na zakupy, sa popularne, w kazdym sklepie dla dzieci. :) Xxx Madziulka, malego slucham codziennie, seerduszko ldnie bije, wiec mam nadzieje, ze wszystko OK. Lekarz mowil, ze w pon byl juz upside down, glowka w dol. Xxx Pozdrowienia dla wszystkich

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Stefania gratuluje !!Super!!Teraz kolej na tłustą betę u Gerwazy!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Stefania jednak Ty poddatna jestes na in vitro super!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
stefania -GRATULACJE, Gerwazy trzymam kciuki bedzie dobrze :) -kochane az mi łezka sie zakreciła, bo przypomniałam sobie to uczucie. dzis miałam badania usg i test pappa i moje dzieciatko ma wszystko ok. ufff a tak sie denerwowałam. A za 10 dni wynik testu pappa ach ach moja kruszynka ma 6 cm i troche. i termin porodu 28 pazdziernik. Pozdrawiam mamy i przyszłe mamy wszystkie. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Margo 15
Stefania gratulacje !!! Super, ze sie udało :) X Gerwazy a Ty nie możesz iść gdzieś prywatnie zrobić bety w niedziele? Na pewno są laboratoria czynne cała dobę tak jak u nas :) Ja na Twoim miejscu bym nie wytrzymała do środy ;) a w niedziele jakbyś poszła to byś zobaczyła jaki przyrost ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
stefania gratulacje a za 5 dni bedziemy gratulować Gerwazy zobaczycie ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Diana to super ze z maleństwem wszystko dobrze,oby tak dalej.Jak czytam o pozytywnych wynikach bety to faktycznie aż łezka w oku się kręci.Mam nadzieje ze ja i pozostałe dziewczyny tez będą mogły doświadczyć tego uczucia.Im bliżej transferu,tym bardziej się obawiam jak to będzie,czy się uda czy nie,zobaczymy....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
madziula ja tez sie bardzo boje....tego ze sie nie uda:( i co wtedy nie wiem jak to przezyje....coraz czesciej mysle czemu sie ie udalo, i ze nigdy nie bede mama moze nie zasluzylam???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mamaElisabeth
eureka - wspaniale swiadectwo, Bog jest wielki i zlitowal sie nad waszym cierpieniem, poblogoslawil wam za wasza wiare i wiernosc. uwazam jednak, ze nawet w przypadku invitro to rowniez ON Bog decyduje czy pocznie sie zycie!!! Stefania-gratuluje, i zycze zeby malenstwo lub malenstwa juz nie dlugo pokazaly sie na usg i zebys mogla uslyszec nadzwyczajny dzwiek uderzen serduszka... Gerwazy- ktory to juz dzien po transferze jestes? Bo ja pamietam, ze ja w 14 dniu po transferze mialam bete 6, a to byla 3 dniowa mrozoneczka a juz w 26 dniu mialam132

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gerwazy, beta 8 :) to juz cos! do tej pory zawsze zero, badz pozytywna please :) czekamy do srody XXXXXX Stafania piekna betka, gratuluje kochana :) XXXXXX Dziewczyny wcinajcie teraz duzo ananasa razem ze srodkiem, oraz trzymajcie cieple stopy, to ponoc wazne Izabelka dbaj o siebie teraz :) XXXXXX

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja rowniez juz po transferze, dzis przyjachalam do kliniki I okazalo sie ze tylko 4 przetrwaly niestety, transferowalismy 2 najlepsze, wszystkie byly grade B bo ponoc sie wolno rozwijaly, zaden nie osiagnal stadium blastocysty, jeden tylko tak jakby zaczynal dopiero na blastocyste sie ksztaltowac :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gerwazy nie martw sie, ktos tutaj mial tez niska bte I udalo sie, nie wiem czy to Lunede nie byla. Glowa do gory kochana

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Juloni, oby teraz ktores z Wami zostalo! x Ogarnelam sie troche i wiem juz, o co chodzi u mnie z ta beta. To jest niestesty tyko reszta tego zastrzyku HCG, ktory mialam tydzien temu. Zupelnie o nim zapomnialam :O Zrobilam dzisiaj jeszcze wczesnego sikanca (10-tke) ale naturalnie jedna kreska. Tak, ze nie ma co sie ludzic, to jest negatywny rezultat i drugie IVF nie wyszlo. x Musze sie pozbierac i dzialac dalej choc powoli nie wiem czy to wogole ma sens u mnie bo tak w sumie dalej nie wiadej nie wiadomo co jest problemem :( x Milego dnia Wam zycze! x

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gerwazy przestan pitolic:) beta wzrosnie zobaczysz a sikancom ja nie wierze! Zarzalo sie ze dziewczyny byly w ciazy mimo ze test wskazywal tylko 1 kreche takze do kolejnej bety miej wiare ze sie udalo!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Stefania jak sie czujesz dzisiaj? Przespalas noc:) Powiedz mi prosze jak zylas po transferze wrocilas do pracy. Bylas aktywna? Co jadlas? Moze tym razem powinnam cos zmienic! X Lunede lampka jest sliczna:) X Ja wczoraj idac do szpitala powiedzialam sobie ze nie wazne jakiej jakosci bedzie zarodek bede szczesliwa bo przewidywalam czarny scenariusz. Takze teraz jestem mega wdzieczna ze dostalam kolejna szanse i szczesliwa bo wierze ze jestem w ciazy!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A nie mówiłam, ze na wiosnę się ruszy ;-) Stefi jeszcze raz gratulutje :-) Gerwazy mam nadzieje ze test źle wyszedł. Teraz czekamy na wyniki izabelki i julion? Czy kogos jeszcze bo juz nie pamietam i chyba Pati ! Ja w poniedziełek do dr zobaczym co dalej ! A Wy joasia i madziula kiedy na wizyte? Pozdrawiam!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Juloni teraz czekanie 2 tygodnie!! Fajnie byłoby sie wylączyc:) Oby z nami zostały te kruszynki!! Którego testujesz??? Bo ja 3 maja. x yassmin jak tam miałaś podglądanko?? Jak stymulacja idzie?? x Jaki ruch tutaj się zrobił na forum i bardzo dobrze, oby same pozytywy trwały długooooo:) x Ja dzisiaj w domu posiedze a od poniedziałku zaczne normalnie funkcjonowac:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×