Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

porzucona przed ślubem

Polecane posty

gdyby mieli wspolnie mieszkanie to nie bylaby calkowicie uzalezniona od niego ale chodzi tez o cos innego ale kobiety nigdy tego nie zrozumija i tylko dostane op*****l jak cos wiecej powiem to prawda ze 4 lata to za dlugo facetowi juz dawno nie zalezalo ale z braku innych mozliwosci i z przyzwyczajenia byl z toba

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Trudno powiedzieć czy z braku innych możliwości. Jeszcze w czerwcu latał za mną jak głupi. A teraz no cóż... Już nie lata. Mieszkanie mieliśmy wynajmować, ale nie każdy ma kupę kasy na to, więc wygodniej było w tym, które już miał. To chyba naturalne, gdybym ja miała swoje pewnie mieszkaliśmy u niego. Czarownica, to co piszesz jest dla mnie ok, może Twoje rady wykorzystam w następnej relacji. Wydajesz się osobą albo mocno niezrównoważoną, albo mocno stąpającą po ziemi. Jeszcze nie umiem zdecydować. Może w takim razie, skoro masz receptę na wszystkie bolączki- powiesz jak iść do przodu i nie patrzeć wstecz na faceta, któremu jestem tak obojętna, że nawet nie mogę dać mu satysfakcji, że cierpię?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie martw się kochana :) Za dobre jesteśmy dla tych półgłówków. Wcześniej też myślałam że kobiety to wredne materialistki, wykorzystujące suki, ale prawda jest tak że pod tym względem jest 50/50 po jednej i po drugiej stronie. Faceci to nawet gorsze świnie, potrafią tylko zniszczyć psychikę, bo po nich rozstanie spływa jak po kaczce i ten twoj już pewnie układa sobie życie na nowo a ty płaczesz w poduszkę. Nie rób tego, zacznij żyć

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Te co twierdzą że 4 lata chodzenia ze sobą to za długo, że już powinniście być po ślubie i inne brednie... gdyby była po ślubie, to dziś braliby rozwód!!! Tak po prostu bywa, zakochanie potrafi trwać 2-3, czasem 4 lata, potem mija i albo przerodzi się to w poważne uczucie, albo człowiek się nudzi i szuka znów tych samych emocji co przedtem. Jedni są stworzeni do monogamii i tych jest mniejszość, a reszta do związków się nie nadaje. Nie powinnaś zakładać tego tematu autorko, nie powinnaś o tym myśleć, bo tylko rozdrapujesz świeżą ranę, zmuś się i idź na tę siłownię, potem zrób prawko i żyj po swojemu, bycie samotną ma swoje plusy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dokładnie, układa. Z nową koleżanką z pracy. Zresztą, dla niego ten etap się po prostu zakończył. Pięknie napisał, że nigdy nie będę mu obojętna, że nie żałuje naszego czasu razem, że dobrze mi życzy i że ma nadzieje, że sobie poukładam życie. Nie wiem, czy ci ludzie są poje***ni, że myślą, że to w jakikolwiek sposób pomaga tym porzuconym? Muszą się sami przed sobą wybielić i pogadać nic nieznaczące frazesy? Za dużo komedii romantycznych? Nie wiem. On jest już zamkniętym rozdziałem w moim życiu, nie ma co do tego złudzeń, nigdy nie wróci. Tylko, że to nie zmienia faktu, że ja nie wiem jak iść do przodu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Kochana może rzeczywiście na początek powinnaś porzucić ten temat, bo tylko sobie o wszystkim przypominasz. Nie masz może jakieś przyjaciółki, rodziny w innym mieście, oraz czasu by wyjechać na chwile. To by było dla ciebie dobre, nowe otocznie, inne sprawy, choć na chwile, nawet na dwa dni

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Siłownia to dobry pomysł, porządne wymęczenie organizmu pozwala zapomnieć o przykrych sytuacjach, a również pozwala wyładować nagromadzoną złość i agresję, jak człowiek pada ze zmęczenia na pysk, to nie myśli o głupotach :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Z moimi znajomymi to jest tak, że każdy jakieś trudne rozstanie przechodził i gdzieś tam to jeszcze pamięta. Ale z drugiej strony każdy ma już swoje życie, rodziny, domy, facetów, którzy są zbyt zmęczeni tym, żeby zapłakana przyjaciółka siedziała u nich kątem. Mam dobrego kolegę, który mi pomaga, dużo rozmawia, ale tylko zdalnie, bo sam schodzi się ze swoją dziewczyną po którymś tam rozstaniu więc nie do końca ma czas. I ja to wszystko rozumiem, taka jest kolej rzeczy. Chociaż trochę boli, bo ja dla swojej przyjaciółki mimo faceta i ciężkim egzaminów byłam zawsze, nawet 3 razy dziennie. Temat mogę porzucić, ale nie mam się komu wygadać, a mam takie poczucie krzywdy, że jak go spotkam to go chyba zamorduje. A spotkam już za dwa tygodnie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pan krac
Przygotuj się na kilka miesięcy żałoby! Ale z każdym tygodniem będzie lepiej, aż do całkowitego wyleczenia! Już zrobiłaś pierwszy, NAJWAŻNIEJSZY krok. Nie żyjesz nadzieją, porzuciłaś ją. Good girl!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
a czemu spotkasz go za dwa tygodnie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Rozumiem Cie choć ja mam nieco inną sytuacje. Kocham swojego faceta, ale ten związek doprowadza mnie do depresji, załamania i poczucia krzywdy. Sama muszę to skończyć, sama muszę odejść bo dłużej tak nie można żyć. :( Wrócę do domu rodzinnego z niczym, po 6 latach związku. Możesz sobie wyobrazić jak się czuje, jak będę traktowana przez rodzinę, znajomych, dla których mój związek i facet wygląda na idealny :(:(:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Bo mamy razem zajęcia, z których nie da rady zrezygnować. Ani on, ani ja. Poza tym, za 3 tygodnie 3dniowy wyjazd szkoleniowy (ta sama branża, szkolenie obowiązkowe), na który zawsze jechaliśmy razem, razem w pokoju. I wykłady przez cały dzień, potem imprezy nocne. Cudowna perspektywa, nie ma co. On oczywiście jechać musi, no bo jak? On miałby z czegoś zrezygnować? On już i tak uważa, że tak się dla mnie poświęcił w tym związku, że ani jednej rzeczy więcej już nie zrobi. Paranoja. Co do tej nadziei- jako, że umiera ostatnia, wiem, że nie wróci, nawet nie wiem, czy bym jeszcze chciała. Ale są chwile słabości, że myślę o tym jakby to było gdyby. Masakra. I oddał mi mój pierścionek zaręczynowy, z karteczką "sprzedaj go proszę albo przetop albo cokolwiek". A prosiłam, tłumaczyłam, że go nie chcę. Bo dla mnie jest symbolem porażki, złamanych obietnic, pustych słów. No to mam go w szafie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość32
Byłam parę lat temu w podobnej sytuacji świat mi się wtedy zawalił i z perspektywy czasu mogę Ci dać jedną dobrą radę jak najszybciej się uporaj z bólem młodość trwa tylko chwilę szkoda jej marnować na takich kolesi. Jak nie jesteś w stanie zrobić tego sama to idź do specjalisty ! Ja tego nie zrobiłam i tego tylko żałuję, straciałm na żale 1,5 roku Ja byłam w tej dobrej sytuacji ze się wyprowadziłam z tego miasta gdzie z nim mieszkałam zaczęłam studia na innej uczelni znalazłam nową pracę i znajomych to pomogło. Spędzaj jak najwięcej czasu z przyjaciółmi znajdź hobby np lekcję tańca itp... cokolwiek zajmij sobie czas i myśli

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mówiłam autorce wczoraj, naprawde psycholog, psychiatra bardzo pomaga, szczegolnie gdy nie ma przyjaciół obok, bo sa zajęci. Zreszta cieżko sie czasem otworzyć przed bliskimi paradoksalnie. Czasem człowiek nie umie sobie sam poradzić z bólem, a nie ma sensu go przeciągać. Ja tam robiłam dwa razy. Czysta głupota.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
I jak najwiecej zajęć. Nowych. Trzeba to z siebie wyrzucić. Po prostu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Z tym psychiatrą to jest tak, że powinnam tam iść. Jak najszybciej, zeby uporać się z tym wszystkim w swojej głowie. Ale trochę się też boję, że usłyszę, a raczej, że dojdę do wniosku, że wszystko to co się stało to moja wina. Że byłam taka na nim "uwieszona" i po prostu skutecznie odstręczyłam go od siebie. No bo jak sam powiedział "każda akcja powoduje reakcję". A jakoś podświadomie mi łatwiej nie obwiniać się o to (chociaż i tak cały czas to robię). Pewnie powinnam zamknąć ten temat i ruszyć naprzód. Chciałabym potraktować to jako mój osobisty dziennik, gdzie nie raz będę płakać, albo się wkurzać. Ale żebym mogła tu też wrócić za jakiś czas - z jedną tylko myślą, że to już wszystko jest za mną. Że to mnie nie dotyczy...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
on po prostu zakochał się w innej dziewczynie- nie zmienisz tego. Czy ta koleżanka z pracy też będzie na tym szkoleniu? Jeśli tak to ja bym się rozchorowała, powaznie- nie dasz rady. Zresztą przemyśl jak się wymiksować z tego szkolenia. Chyba, że liczysz, ze coś "tyrknie" to inna sprawa :) A jak żyć? Rzucić się w wir zajęć. Siłowania, prawo jazdy- bardzo dobre pomysły. I jeszcze jedno Ci napiszę. Jeśli on będąc w zwiazku z Tobą, "zakochał" się w innej znaczy, że Cię nie kochał i czekał aż jakaś dziewczyna się napatoczy. Wiem, ze to boli ale pomyśl, że lepiej teraz niż jakbyście np. mieli dzieci. Powodzenia!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dziękuję wszystkim za ciepłe słowa. Koleżanki nie będzie, ale będą jego koledzy z pracy- którzy coś mogą powiedzieć na ten temat. Nie liczę, że coś tam zaskoczy, a przynajmniej staram się nie liczyć. Jak facet jest już myślami gdzie indziej, to już nie będzie do starych czasów powrotu. Zresztą, on już całkowicie wyrzucił mnie ze swojego życia, oddał wszystkie rzeczy, pieniądze. Nic nas już nie łączy. Gdyby się wahał- nie zrobiłby tak. To przykre, ale ten rozdział mojego życia jest już na prawdę skończony, a ja nie mogę tego rozpamiętywać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
wiesz zazdroszcze Ci tego, że stało się to u Was przed ślubem.... mnie mąż zostawił z 2ką malutkich dzieci kiedy miałam 26 lat to jest dopiero dramat dziewczyny dobrze Ci radzą - znajdź sobie zajęcie, taniec czy fitness jakiś to świetne rozwiązania albo nauka nowego języka ja poszłam na studia i jakoś przetrwałam chociaż nigdy tak naprawdę nie odetnę się od byłego bo łączą nas dzieci, kredyt hipoteczny itp Ty jesteś w zdecydowanie lepszej sytuacji doceń to! niedawno mój brat zostawił narzeczoną, w tym roku miał być ślub itp oczywiście twierdził że się wypaliło itp a tak naprawdę poznał nowa laskę....i kiedy zostawiał narzeczoną był już mocno zaangażowany w nowy związek :-/ z narzeczoną był 5 lat faceci nie odchodzą w próżnię.... mi się wydaję że teraz ogólnie kobiety mają ciężkie czasy, nawet ślub, dzieci, wspólny dom nie gwarantują powodzenia.... ja się jakoś uporałam z odejściem męża, ale szkoda mi tylko dzieci....one na to nie zasłużyły

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jeśli tak o tym pomyśleć- to pewnie, że dobrze, że to teraz się stało. Ja nie umiem tylko przejść nad tym do porządku dziennego. Bardzo go kochałam, myślałam, że to ten jedyny, mój książę na białym koniu:( Jak Ci się udało to przeboleć? Czy Twój były ma już inną? Jak to znosisz? I jak znosisz spotkania z nim?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Żaden psychiatra kochanie nie powie Ci, ze cos jest Twoja wina. On jest jest od rozsądzania. Taka terapia właśnie ściąga kamień z duszy, pozwala przyjrzeć się lepiej temu co było i może nawet zrozumieć, ze właśnie ten medyczna nie był dla Ciebie. Mnie to bardzo pomogło, bo dzisiaj pewne rzeczy inaczej rozumiem i paradoksalnie pewnie sama stałam się lepsza partnerka, bo nie zadręczam ani siebie ani nikogo. Tez się bałam. Po fakcie stwierdzam, ze nie wolno nam zostawać z myślami samemu. To my najgorzej siebie oceniani i dajemy sobie w kość. My same.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Witajcie, dzisiaj mijają już dwa tygodnie. Niestety, lepiej nie jest. Nie otrząsnęłam się jeszcze z szoku i tego poczucia winy "on mnie tak kochał, a ja to popsułam". Wiem, że człowiek uczy się na swoich błędach i że to ja to uczucie z jego strony zabiłam. To nie prawda, że faceci kochają zołzy. Tylko czy człowiek musi za te błędy płacić zakończeniem wspólnej drogi? Z pozytywów - nie zapłakuję się już po nocach, śpię w miarę normalnie (bez wspomagaczy). A wczoraj ruszyłam w końcu tyłek i poszłam na zajęcia na siłownię. Spoko sprawa, bo zmęczyłam się trochę. A i zaczęłam podejmować kroki, żeby ruszyć na kurs prawka. Pytanie do doświadczonych - ile trwa zanim mija takie codzienne myślenie co by było gdyby, co mogłam zrobić inaczej?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pan krac
Nie "już dwa tygodnie", a "dopiero". Pisałem Ci - przygotuj się na miesiące, ale z każdym tygodniem będzie lepiej. Obwinianie się to drugi etap, po szoku i niedowierzaniu. Stawiam że szybko Ci pójdzie, bo najbardziej przeszkadza w wyleczeniu złudna nadzieja. I zrezygnuj z tych szkoleń!! Twoje życie uczuciowe i psychika są ważniejsze od ewentualnych profitów zawodowych! Poważnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Co to jest dwa tygodnie przy kilku latach spędzonych z kimś? Rozpamiętywać będziesz jeszcze tygodniami, miesiącami, ale z każdym dniem będzie coraz lepiej. I w żadnym wypadku nie rezygnuj z kursu i siłowni, im więcej będziesz miała zajęć, tym mniej będziesz myśleć o byłym, a przy okazji zrobisz coś dla siebie. Lepiej coś robić i nie myśleć i niż siedzieć, płakać i zastanawiać się co by było gdyby. Jeśli ktoś odchodzi, to po prostu przestał kochać, nie warto się za to obwiniać, bo nic nie było można zrobić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Pewnie macie rację - skoro on już podjął tą decyzję tak dawno, to nie mogłam zrobić już nic, żeby go zatrzymać. Ale mogłam wcześniej. Miałam na to cztery lata. Cudowne lata. Prawko i siłownia - zdecydowanie dla mnie. Ale on zawsze chciał, żebym to zrobiła. A ja miałam zawsze coś. Takim zachowaniem też można zabijać uczucie. Powoli, stopniowo, ale do skutku. Co do zajęć - niestety nie mogę z nich zrezygnować, chociaż to jedyne czego pragnę. Zajęcia są obowiązkowe, kończę właśnie ostatni rok studiów podyplomowych, a nas rozliczają bardzo skrupulatnie z obecności na tych zajęciach. Poza tym,wpakowałam w to bardzo dużo kasy. I własnego wysiłku. To były ciężkie lata nauki. A i tytułu zawodowego bez nich nie uzyskam, więc jak z nich zrezygnuje to nie mam już nic. Ani pracy ani przyszłości.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Życie jest czasami niefajne. Albo my sami sobie czynimy je takim...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Autorko może przyglądanie się swojemu eks na wspólnych zajęciach, obserwowanie teho jak traktuje Cię z rezerwą, unika, pomoże Ci się szybciej uporać z tym, co się stało. Lepsze to niż ciągle mieć przed oczami obrazy z minionego okresu w życiu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Sama nie umiem ocenić co dla mnie lepsze. Myślę, że gdybym miała wybór - wolałabym nie oglądać go już nigdy. Mnie się będzie przypominać, on to będzie mieć głęboko. Po co? Ale nie bardzo z tym mogę cokolwiek zrobić niestety. Przeżywam to bardzo mocno. Ale myślę, że mogło i tak być gorzej, w końcu wstaję rano, idę do pracy, coś tam jednak robię. A co do powrotów - on nigdy by nie chciał, trudno wracać do kogoś kogo się nie kocha. Ale co zastanawiające, przez to piekło, które przeszłam, wiem, że ja nigdy nie będę chciała wrócić do niego. I to trochę pomaga, bo chociaż wiem, że on nie przyjdzie prosić, mam świadomość, że ja też mam tu wybór, że nie usycham z tęsknoty, tylko świadomie sobie mówię "nie chcę Cię już także".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Witajcie, jak minął weekend wszystkim porzuconym i tym w szczęśliwych związkach?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nikt mi nie odpisuje, ale ja sama sobie popiszę, bo to mi jakoś pomaga. Mijają dwa i pół tygodnia. Jest trochę lepiej. Nie zalewam się łzami non stop. Zaczęłam jeść, śpię w miarę normalnie. Dzisiaj mi się śnił, więc trochę mnie tąpnęło. Najgorzej to z tym wolnym czasem...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×