Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Chyba dam sobie spokój

W swoich związkach zawsze byłam lojalna, uczciwa, wierna i dobra

Polecane posty

Gość Powracająca autorka wątku
Gościu z godziny 21:56, nigdy nie było tak, że "moje" było "bardziej mojsze". Jeśli chodzi o byłych partnerów, to byli to mężczyźni starsi, wykształceni, z silnym kręgosłupem moralnym (a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało, hm), twardzi w swoich postanowieniach i słowach. W ogóle, imponują mi osoby silne, nie tyle fizycznie, co psychicznie właśnie. Które dbają o swoje zasady, nie wstydzą się ich. Które nie wstydzą się wypowiadanych słów. Jestem osobą konserwatywną, co wyniosłam z domu i z życia, ale nie wyniosłą, zbyt pewną siebie, nieempatyczną. Jeśli jestem pewna swoich przekonań, mówię je wprost, głośno. Boże, ileż to razy za nie obrywałam, zostawałam wyśmiana. Szukam ludzi podobnych do mnie. Twardych, ale i jednocześnie-wrażliwych. Zresztą, jeśli wierzysz w charakterystyki znaków Zodiaku (to jedyne rzeczy, w które wierzę, jeśli chodzi o "magiczne" klimaty), to jestem typowym Wodnikiem. 90% rzeczy, które o nich przeczytasz, sprawdzają się u mnie. Związek, to nie "moje"; związek, to "nasze", "wspólne"...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Konserwatywna hahaba i niedziewica haha

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Powracająca autorka wątku
Gościu z godziny 22:18, no, widzisz, hah! Jak się chce, to można pogodzić obie te rzeczy (cechy/walory/wady, jak tam zwał). Wszystko jest kwestią "dogadania się" z samym sobą, ze swoimi wymaganiami, potrzebami, wartościami. Poza tym, pojęcie "konserwatyzmu", to nie tylko pojęcie, które dotyczy seksu, ale całokształtu. Dla mnie temat seksu, to nie temat tabu, ale nie lubię pisać lub mówić o nim otwarcie, bo to temat bardzo intymny, delikatny. Poza tym-nie każdy chce o nim mówić głośno, co bardzo szanuję. Seks nigdy nie kojarzył mi się ze złem, bólem, czy innymi, gorszymi, rzeczami. A jeśli chodzi o te "niedziewice", na które się totalnie zafiksowałeś, z całym szacunkiem, to jest to kwestia równie intymna i delikatna, co sama seksualność człowieka. Ani nie Tobie, ani nie mnie, ani-komukolwiek innemu z tego forum, oceniać, kto i kiedy musi (M U S I) stracić dziewictwo. Czy jest to nastolatka, czy kobieta, która jest w podeszłym wieku-to sprawa tylko i wyłącznie tejże kobiety oraz mężczyzny, z którym je straci...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość NieLubieTatuazy
Dobrze Ci ktoś napisał, że wydadujesz bzdury. Pozatym nie jesteś konserwatywna, gdybyś była to trzymała byś dziewictwo do ślubu, a skoro nie trzymasz to nie jesteś konserwatywna, i nie, nie da się tego połączyć. Tak samo jak nie da się połączyć bycia świętym z bycia mordercom. Wygadujesz bzdury, które są tobie wgodne, uważasz się za dobrą, ale skąd wiesz co ktoś inny o Tobie myśli. Skoro tamci faceci odeszli to był jakiś powod. Pozatym znam wiele takich DOBRYCH kobiet. Skąd wiem, że są DOBRE. Bo latają po ludziach i gadają jakie to one dobre :D. Natmoiast to świętobliwe hipokrytki, które w rzeczywistości reprezentują postawe dyktaturalną polegającą na tym: Jest dobrze jeśli robisz tak jak ja chce, jeśli nie jestes ZŁY. Albo masz bardzo mały rozumek, że tego nie widzisz, albo działasz z premedytacją, udając świętoszke. Choć stawiam na to drugie. (Żeby było jasne nie jestem przeciwnikiem "niedziewic", tylko takiego gadania: "ja jestem konserwatywna, ale....." - to ale tak naprawde oznacza, że nie jestem konserwatywna, tylko robie jak mi wygodnie i dorabiam bajki żeby wyglądało miło)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Powracająca autorka wątku
NieLubieTatuazy, już Ci kiedyś pisałam, że nic o mnie nie wiesz, a "ciśniesz" po mnie niemiłosiernie. Ale OK, sam sobie wystawiasz tym ocenę. Poza tym, w porządku, napisałeś, co myślisz. Chwała Ci za to. Wiesz, myślę, że jesteś w głębi duszy mocno zranionym człowiekiem. Ktoś Ci wyrządził krzywdę i teraz mierzysz wszystkich swoją miarą, obojętnie, jaki stosunek by do Ciebie miał. To raczej Ty masz większy problem, niż ja. Ja nie kreuję się na świętą, drugą po samym Bogu. Wręcz przeciwnie. Znam swoje wady i staram się z nimi walczyć każdego dnia. Ty tego nie zauważasz, bo mnie nie znasz, czytasz wyrywkowo ten temat, a poza tym-nastawiłeś się na mnie negatywnie od samego startu. A ciężko z kimś takim prowadzić dyskusję. Dobrze, można się nie lubić, nie zgadzać z pewnymi kwestiami, ale traktowanie wszystkiego "z buta" nie zbuduje mostu między ludźmi, tylko mur. NieLubieTatuazy, dziękuję za Twoją opinię, ale nie zgadzam się z nią. Znam siebie oraz swoje wady. Tobie radzę to samo: poznać siebie i walczyć z nimi...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość NieLubieTatuazy
Teraz ty strzelasz z tym zranieniem. Ja nie zgadzam się z Tobą, generalnie. Zresztą to co mówie wynika z tego co piszesz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Powracająca autorka wątku
NieLubieTatuazy, no, i w porządku. Ja nie zgadzam się z Tobą, a Ty-ze mną. Jesteśmy kwita. Ty będziesz forsował swoje racje, ja-swoje. Zauważ tylko jedno: temat nie dotyczy mnie, a moich byłych związków. Dokładniej-facetów, którzy odeszli bez słowa wyjaśnienia, pożegnania. Na tym się skupmy, nie-na mnie. Przedstawiłeś mi swoją wizję. Uważasz, że odeszli przeze mnie, bo w każdym związku miało być tak, że to ja stałam na pierwszym miejscu, że tylko ja miałam rację, że stawiałam im zbyt wysoką poprzeczkę, że chciałam ich zdominować w każdym aspekcie życia we dwoje. Tak, przynajmniej, zrozumiałam Twoją wypowiedź. Gdybyś czytał ten wątek od początku, wiedziałbyś, że wiązałam się z mężczyznami, którzy byli podobni do mnie. Byli twardzi, ale mieli wrażliwe i dobre serca. "Coś" skłoniło ich do odejścia ode mnie, mimo tych wszystkich pięknych słów. Więc może to oni chcieli być nade mną (idąc Twoim tokiem myślenia...)? Tu nie ma jednoznacznej odpowiedzi, jak sam widzisz. A "wymagania" mam, jak każdy, względem partnera.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Autorko nie wdawaj się w dyskusję z debilami, szkoda twojego pisania i czasu.Jesteś fajną mądrą i szczerą osobą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Powracająca autorka wątku
NieLubieTatuazy, już Ci to kilka razy tutaj napisałam: Ty od samego początku jesteś nastawiony na moją osobę negatywnie; starasz się mi dopiec za wszelką cenę, choć nie znasz ani mnie, ani moich byłych chłopaków, ani też tego, jak wyglądały moje związki. Po prostu-zapiekliłeś się na mnie, widząc we mnie samo zło; że to, że tamci odeszli bez słowa wytłumaczenia, to tylko i wyłącznie moja wina, a nie-ich. Nie, żebym negowała Twoją wypowiedź w stosunku do mnie, bo dziękuję Ci za nią (jak i za każdą inną tutaj), ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że już zawsze będziesz na "nie", jeśli chodzi o całokształt tematu, który założyłam. No, i w porządku. Kłócić się nie zamierzam, walczyć na "racje"-też nie. Wracając do tematu, to chcę Ci jeszcze tylko napisać, że Ty też, z pewnością, miałeś/masz/będziesz miał "wymagania" względem swoich kobiet. Bez jasnych i klarownych "reguł" żaden związek nie ma sensu. I, co najważniejsze, będziesz walczył i bronił tego, co dla Ciebie ważne, także postanowień, które uformujesz z nimi..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Powracająca autorka wątku
Gościu z godziny 18:52, bardzo dziękuję za miłe słowa i wsparcie. Cieszę się, że dołączają tutaj nowe osoby, które chcą wypowiedzieć się w tym temacie. Hm, Gościu, nie jestem z kamienia, nie mam skóry nosorożca, ale też nie umiem długo przejmować się opiniami ludzi, których nie znam. No, i którzy nie znają mnie. Z jednej strony, dziwię się, że wątek szedł na moją osobę, ale, z drugiej strony-chcę określić jak najwięcej, by każdy, z Komentujących, miał jakiś ogląd sprawy. Od samego początku (no, ja wiem, że cofanie się o 30 stron i czytanie wszystkiego "od deski do deski", to może być nie lada "udręka", hehehe...) nie pisałam o sobie w superlatywach. Domyślam się, w czym tkwiła moja wina, ale to i tak nie usprawiedliwia tych facetów. Nie po tych wszystkich momentach, które z nimi spędziłam, a które nie były liczone w dniach, ale w "grubych" miesiącach. Wydaje mi się, że kilka osób, które tutaj pisały, próbuje całą winę zrzucić na mnie, a z tego, to mogę się tylko wyśmiać donośnym śmiechem, z całym szacunkiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
haha podoba mi się ostatnie zdanie Twojego poprzedniego postu :) I tak trzymać- z dziwnych ludzi trzeba się pośmiać, a nie dyskutować z nimi... Tracisz niepotrzebnie zbyt wiele słów na jakieś tam tatuaże... A temu komuś tylko o to chodzi... Nie daj się prowokować. Gdy ktoś temu od tatuaży napisał coś dosadnie i brakło mu argumentów to jakoś się słowem nie odezwał i zamilknął na kilka dni... A Ty się "dajesz" wciągać w głupie dyskusje. Moja rada- nie odpisuj, szkoda czasu... On w kółko pisze to samo i to myląc się w wielu prostych życiowych kwestiach... W końcu mu się znudzi jak nie odpiszesz :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Powracająca autorka wątku
Gościu z godziny 15:50, jeszcze raz dziękuję za tak pozytywnego kopa, hehehe. Miło jest przeczytać słowa, które podniosą na duchu. Wiesz, ja się nie zrażam zbytnio tutejszymi prowokatorami, hejterami i wyzywaczami, bo po to jest forum, żeby każdy mógł się na nim wypowiedzieć, w temacie, który go zainteresuje, a poza tym-tutaj każdy jest anonimowy; tyle tylko się wie o kimś, co sam o sobie napisze. No, i wyczyta z nicku, który i tak niewiele mówi o wypowiadającej się osobie, hehehe. W każdym bądź razie-racją jest, by nie wikłać się w jakieś głupawe prowokacje i przepychanki, bo one do niczego nie prowadzą, tylko psują krew i główny temat. No, ale, poniekąd, miło mi, że i taki prowokator raz na jakiś czas się odezwie, bo to znaczy, że temat budzi emocje, że coś jest na rzeczy, że może on zachowuje się w podobny sposób, a tu próbuje się odgryźć i, przy okazji, dogryźć myślącym przeciwnie do niego. Cóż... Jeszcze raz-bardzo wielkie dzięki, Gościu, za Twój ciepły komentarz. Postaram się nie karmić trolli więcej...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gościówa7777
No i pan od mojego szczęścia znów pokazał jakieś zaburzenia emocjonalne... I co z tego, że jedna strona może być w porządku, jeśli druga okazuje się wadliwa... Toksyczna...Niby się mówi, że wina nigdy nie leży po jednej stronie... Ale jak to się ma do sytuacji, gdy jedna osoba jest ok, mówi coś miło, a druga słyszy jakieś negatywne treści, których nie było i robi się niemiła? Toksyczność trudno opisać... Cichy, toksyczny, niepozorny terror, który niszczy i truje... I sprawia, że w końcu zamiast cieszyć się na spotkanie człowiek zaczyna myśleć czy nie lepiej by się czuł sam... bez trucizny... Tylko czemu ta "trucizna" potrafi dać tyle szczęścia gdy mu nie odbija? Jestem w kropce i próżni... To jak wybór między oddychaniem skażonym powietrzem, a nie oddychaniem- przestaniesz oddychać- umrzesz, nie przestaniesz- też umrzesz... :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dalabym sobie sianka

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Powracająca autorka wątku
Cześć, Gościówo7777. Z przykrością przeczytałam Twój wpis. A jeszcze dwa dni temu myślałam o Waszym związku, jak Wam się układa; chciałam do Ciebie napisać tutaj, ale nie byłam pewna, jak na to zareagujesz i czy, w ogóle, odpiszesz. Wiesz, myślę, że tak na dłuższą metę się nie da, bo jest właśnie tak, jak piszesz. Powietrze, którym oddychasz, jest mocno skażone, ale bez niego-też jest trudno. To patowa sytuacja. Każde wyjście z niej będzie dla Ciebie bolesne. Skoro rozmowy, prośby, czy nawet i krzyki nie działają, to ciężko jest się przedostać przez taki mur, który on stworzył wokół siebie. Gościówo7777, Twój chłopak ma rodzeństwo, bliskich przyjaciół lub znajomych? Jeśli tak, to może spróbuj się skontaktować z którąś z tych osób i delikatnie wypytać, skąd u niego wzięła się ta agresja. Chyba, że przed nimi nieźle się kamufluje, jest zupełnie innym człowiekiem. Wyjaśnij, że bardzo Ci na nim zależy, ale nie chcesz walczyć już więcej z jego paskudnymi humorami, które niszczą Ciebie od środka. Może któraś z osób

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Powracająca autorka wątku
(C.D.) z jego bliskiego otoczenia wie o nim więcej. Fakt, może to i mało fajne, żeby o tak delikatne sprawy wypytywać bez wiedzy zainteresowanego i za jego plecami, ale, skoro on sam Ci o tym nie mówi, woli milczeć, jak zaklęty, to wyjścia innego nie widzę. Ta agresja, jej momenty, muszą mieć gdzieś swoje korzenie. Może boi się, że Cię straci, albo, że odejdziesz do innego, jeśli kogoś poznasz? Nie wierzę, że można być agresywnym bez powodu. Można oszukiwać ludzi wokół, ale tego, co siedzi w głowie, nie da się oszukać. Dobrze by było, gdyby sam Ci to powiedział. To nie jest normalne i on musi zdawać sobie z tego sprawę. Może pomógłby mu psycholog? To chyba wyjście ostateczne jednak. W każdym bądź razie-wytłumacz mu, że masz dosyć tej jego ciągłej huśtawki nastrojów, że nie chcesz, by traktował Cię w taki sposób, że to dla Ciebie bardzo bolesne. On musi się przemóc i wyjaśnić Ci przyczyny swojego zachowania, bo inaczej, to będzie Wam bardzo ciężko zbudować związek, który będzie trwał lata. Przykro czytało się

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Powracająca autorka wątku
(C.D.) całą tę wypowiedź. Widać, że bardzo Ci na nim zależy, ale nie umiesz poradzić sobie z jego destrukcyjnym zachowaniem. Gość z godziny 1:23 napisał, że odpuściłby sobie ten związek. Hm, ja jednak chciałabym wiedzieć, znać przyczynę jego postępowania. Skąd to się wzięło u niego oraz dlaczego krzywdzi tak bliskie mu osoby. Ja do dzisiaj nie umiem ogarnąć myślenia moich byłych, mimo, że też chciałabym ich zrozumieć. Łatwo jest odejść bez słowa wytłumaczenia, ale co ma myśleć osoba, która bardzo chciałaby znać powód? Okazywać swoje fochy i agresję jest łatwo, ale taki ktoś nie zdaje sobie sprawy z faktu, jak bardzo rani kochającą i wspierającą go osobę. Każdy dorosły, nie tylko w dokumencie tożsamości, człowiek posiada na tyle rozbudowany umysł, że potrafi wytłumaczyć swoje postępowanie. Chyba, że się boi, że coś ukrywa, że nie chce kłótni i nieporozumień. Ale to i tak nie jest żadne usprawiedliwienie. Gościówo7777, masz prawo znać prawdę i wymagać, by Ci powiedział, co jest przyczyną jego dziwnych zachowań.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Powracająca autorka wątku
Gościówo7777, jesteś już po rozmowie ze swoim chłopakiem? Mam nadzieję, że udało Ci się uzyskać od niego odpowiedź, co jest przyczyną jego przykrego zachowania. Wiesz, myślałam nad zachowaniem swoich byłych, czy było, choć w promilu, podobne do zachowania Twojego chłopaka, ale wyszło mi na to, że nie. Ale może to też wynika z tego, że boję się osób, które miewają agresywne usposobienie, wolę takiego kogoś unikać. Tym bardziej, jeśli ta wrogość jest nieuzasadniona i przelewa się też na inne, niewinne osoby. Moi byli umieli oraz chcieli przy mnie płakać, gdy coś było nie tak, kiedy wspominali o przykrych zdarzeniach z życia, które później rzutowały na ich dalsze lata. Nigdy nie uważałam tego za niemęskie. Wręcz przeciwnie. Jedyne łzy, w które nie wierzę, to te wypłakiwane pod wpływem alkoholu, ale to zupełnie inna sprawa. Dużo zależy od charakteru, otwartości człowieka na opowiadanie o swoim życiu, jakie by ono nie było. Gościówo7777, jeśli nadal tu jesteś i chcesz się podzielić swoimi odczuciami, to daj znać..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gościówa7777
Dziękuje Ci autorko za wsparcie. Jak już kiedyś pisałam rozmowy były i on niczego nie ukrywa. Poza tymi akcjami jest cudowny, wrażliwy, dobry i wgl nieba by mi przychylił... Zadałaś kiedyś kilka pytań o niego i niektóre z nich były trafione, np narkotyki... To było dawno i niby niedługo, ale jednak to rozwala mózg i potem czyjeś zachowania bywają dziwne... Tam gdzie "czysta" osoba ma emocje itd, tam ktoś inny ma "dziury" w mózgu krótko mówiąc... Gdyby źródło tych zachowań miało jakieś inne powody to byłoby pewnie do ogarnięcia, rozpracowania itd. Ale jeśli powód jest taki jak wyżej to mimo jego starań może być ciężko... To trochę tak jakby chorej na grypę osobie powiedzieć, żeby wzięła się w garść i nagle wstała i miała siłę jakby była zdrowa... I to mnie martwi- że tak naprawdę nie wiadomo czego się spodziewać i czy kiedyś coś się nie pogorszy... O jego powrocie do brania nie ma mowy, sam widzi, że mu to zaszkodziło i nie tknie tego już, ale skutki są i pewnie będą... I właśnie to mnie dobija...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Powracająca autorka wątku
Hej, Gościówo7777, cieszę się i dziękuję za Twoją odpowiedź. Proszę, Ty za nic mi nie dziękuj, ponieważ bardzo chętnie chcę Ci pomóc, może coś też doradzić, a poza tym-wczuwając się, w jakimś stopniu, w Twój problem, staram się zrozumieć przyczynę zachowań moich byłych w porównaniu do Twojego chłopaka, bo może mieli jakiś wspólny mianownik. I chyba znalazłam. Otóż, właśnie te nieszczęsne narkotyki. Ostatni, najstarszy z moich chłopaków, miał z nimi problem. Niby, również, niewielki, ale to jest tak, jak piszesz-czasami wystarczy tylko raz, a skutki mogą być opłakane. Tylko, że ten mój nigdy agresywny nie był, wręcz przeciwnie. Wiesz, on pochodził z trudnej rodziny. Nie-"czysto" patologicznej, ale trudnej. Jego mama zmarła, gdy był nastolatkiem, jakiś czas później jego starszy brat popełnił samobójstwo, a ojciec często nie radził sobie z jego wychowaniem. Tylko siostra, najstarsza, ułożyła sobie życie kompletnie inaczej, najlepiej, patrząc realnie. W każdym bądź razie-mimo tylu tragedii on nigdy nie podniósł n

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Powracająca autorka wątku
(C.D.) na mnie głosu, nigdy nie powiedział czegoś, co mogłoby mnie zaboleć. Wręcz przeciwnie-nawet nasze kłótnie, przekomarzania potrafił zamienić w rozmowę ze stonowanym głosem. Mówiłam mu, że boję się, by nie wrócił do narkotyków, ale on zawsze mnie uspokajał, mówił, że to już dawno za nim i że nie mam się tym martwić. No, i tak też było. Przez cały ten czas, kiedy byliśmy razem, już nigdy więcej nic nie wziął. Domyślam się, czemu je brał, ale nigdy nie zapytałam go o to wprost. Wystarczyło mi, że we wspomnieniach bardzo ciepło wypowiadał się o swojej mamie i bracie, a ja już wiedziałam, że to tam tkwiła przyczyna tego, że wszedł w to paskudztwo. Bogu dzięki, że nie na poważnie i na stałe. Jak jest dzisiaj, to tego nie wiem, ale jeśli jest nadal z tą dziewczyną, o której myślę, to, raczej, nic dobrego z tego nie będzie. Ale już mnie to nie obchodzi. Gościówo7777, fakt, każda używka może zmienić człowieka, ale narkotyki, wydaje mi się, najbardziej. Być może jest tak, że to właśnie po nich Twój chłopak jest t

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Powracająca autorka wątku
(C.D.) tak pobudzony, agresywny, niemiły, opryskliwy. Może któryś ze składników tego narkotyku coś uszkodził w jego mózgu i jest to nieodwracalne. Mam jednak nadzieję, że to tylko nasze domysły, które okażą się nieprawdziwe, bo wina jego zachowania może ma ujście gdzie indziej. Nigdy nie ma tak, by związki były idealne na sto procent, ale też trzeba mieć w sobie mnóstwo miłości, cierpliwości, odwagi, by zmierzyć się z takim problemem, jaki reprezentuje Twój chłopak. Jedyne, co mogę Ci radzić, Gościówo7777, i co ja bym robiła, to natychmiastowa reakcja na każde jego złe słowo, które skieruje w Twoją stronę. Najgorzej, to udawać, że się nie słyszy, że nic się nie dzieje. Musisz się bronić. Mówić mu, że nie ma prawa tak się do Ciebie odnosić. Może to, w końcu i za jakiś czas, przyniesie pozytywny skutek. To bardzo boli, gdy słyszy się różne przykre słowa, i to z ust kochającego partnera. Dlatego-musisz być zawsze stanowcza i konsekwentna w tym postanowieniu o obronie. Chodzi przecież o Was, Wasz związek, miłość.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
... I gdzie są teraz wszyscy znawcy tematu związków, którzy twierdzą, że wina zawsze leży po obu stronach? Jak widać nie da się tego przykleić do wszystkich par, bo w powyższych przypadkach możnaby robić i mówić wszystko idealnie, a ktoś z przećpanym mózgiem i tak usłyszy coś innego, wrogiego, zareaguje nieadekwatnie itd. Zaraz pewnie ktoś powie, że winna jest sama sobie, bo się związała z kimś kto cokolwiek brał- a ile osób brało, a nawet się nie przyzna potem kobiecie? I pewne zachowania wyjdą dopiero po czasie? A i bez ćpania różni są ludzie i czasem "wina" leży tylko po jednej stronie. Jak w temacie całego wątku- niestety, można być w 100% ok, nie idealnym, ale naprawdę ok, a i tak można obrywać i się po prostu odechciewa związków...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Powracająca autorka wątku
Gościu z godziny 12:33, dziękuję serdecznie za Twoją opinię. Miło, że odkryłeś ten wątek i zechciałeś się w nim wypowiedzieć. Jeśli chodzi o Twoją wypowiedź, to tak, ten temat założyłam właśnie po to, by dowiedzieć się, co, tak naprawdę, kieruje mężczyznami, którzy co innego robili i mówili, będąc w związku, a co innego-okazywało się prawdą po jakimś czasie. Oczywiście, w odwrotną stronę też ten wątek działał i działa nadal: może kiedyś wypowie się jeszcze tutaj jakiś mężczyzna, który został skrzywdzony w podobny sposób. Bardzo chętnie przeczytałabym takie historie, mimo, że są one bardzo bolesne, nawet po latach. Jeśli chodzi o używki, to one mogą, choć nie muszą, rzutować na rozstanie. Wszystko zależy od funkcjonowania, że tak to nazwę, osoby, która miała styczność z narkotykami, na przykład. Zresztą, osobę, która nadal jest w nie uwikłana, można wyczuć w sekundę, ale normalna osoba nie będzie całe życie błagać, by ta ukochana przestała to brać, bo jeśli prośby i groźby nie pomagają, to co może pomóc? Tylko

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Powracająca autorka wątku
(C.D.) zimny prysznic, w postaci odejścia od takiej osoby. To nie jest łatwe, ale czasami tak trzeba, dla dobra byłego partnera i swojego. Dzięki Bogu, ja nie musiałam stawiać ultimatum, bo ten temat był poza nami (moim ówczesnym chłopakiem i mną), ale często biłam się z myślami, co będzie, jeśli coś lub ktoś go znowu do tego pociągnie. Jak jest dzisiaj-tego nie wiem. Z kimkolwiek teraz jest i cokolwiek robi-nie życzę mu ani źle, ani by wpadł w to bagno kolejny raz. Bardzo mnie zranił swoim ostatecznym podejściem do naszego związku, ale na to nie miały wpływ narkotyki, a inna dziewczyna. Żeby było "śmieszniej" (choć tu, na Kafeterii, mają inną nazwę na to-"bardziej patologicznie") moja, swego czasu, dobra koleżanka. Chciałabym wiedzieć, jak brzmiałoby ich usprawiedliwienie, jak podeszliby dzisiaj do tego tematu. Może czegoś się nauczyli. A, może, wcale nie. Nie wiem. Nie tracę nadziei na nową miłość, bardzo chciałabym się zakochać na nowo, ale te obawy, ten strach już pozostanie we mnie na zawsze, niestety...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Przykro czytać, że jeden z Twoich związków tak się skończył. Niestety wiele jest takich historii. Dobrze, że tylko koleżanka, a nie np bliska przyjaciółka... Bo i tak się zdarza, a wtedy noże w plecach i rany się mnożą i jeszcze trudniej dojść do siebie czy zaufać komukolwiek, nawet znajomym. Potem tak jak piszesz- obawy zostają już na zawsze. Niby wiadomo, że zawsze jest ryzyko końca z jakiegokolwiek powodu, ale niektóre końce są niespodziewane, paskudne, bardziej bolesne i zostawiające uraz. Odejście z inną/ do innej działa trochę podobnie do zdrady i zostawia podobne urazy na przyszłość. No ale, to akurat osób zdradzających wgl nie obchodzi. W sumie wnikając w temat- chyba lepiej odejść do innej niż zdradzać. W jakimś tam sensie to jednak byłoby lepsze i to zdecydowanie. Wiadomo, że też zostawi uraz, ale jednak chyba wolałabym zakończyć związek i niech sobie idzie ( bo skoro myśli o innej to ja dziękuję bardzo) niż żebym była zdradzana, okłamywana, wystawiania na pośmiewisko gdyby inni wiedzieli i patrzyli na mnie z politowaniem, że nic nie wiem itd... To wszystko zostawia ogromne spustoszenie. Ogólnie to ciężki temat, a z emocjami nie ma żartów, tylko szkoda, że niektórzy nie zdają sobie z tego sprawy. Wiadomo, że nie da się samemu wszystkiego przewidzieć i uczucia mogą się zmienić, ale świadome bawienie się kimś nie czując nic i widząc, że druga strona się angażuje to dla mnie niewybaczalna zbrodnia. Uczucia to poważna sprawa, oddając komuś swoje serce oddajemy w jakimś sensie swoje życie i część siebie, dlatego obawy po zranieniu są jak najbardziej uzasadnione, bo kto chciałby znów się tak paskudnie czuć jak po rozstaniu... Odbija się to również na zdrowiu i wielu aspektach życia. A gwarancji niestety nie ma nigdy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Powracająca autorka wątku
Gościu z godziny 15:21, w pełni popieram Twoją opinię. Cieszę się, że znalazłam tutaj kolejną, podobnie odczuwającą osobę. Wiesz, bardzo często myślę nad tym, że byłoby mi łatwiej przejść przez to wszystko i zrozumieć (przynajmniej-postarać się) decyzje moich byłych, gdyby tylko oni znaleźli w sobie tyle odwagi, by spojrzeć mi w twarz i wszystko wyjaśnić, bez owijania w bawełnę. Szczera, ostateczna rozmowa. Twarzą w twarz. Mimo, że byłoby to bardzo bolesne, to uszanowałabym ich wybór. Zaakceptowałabym taki stan rzeczy. To, po dojściu do siebie, pozwoliłoby mi znaleźć u siebie błędy (gdyby takie wytknęli) i zwalczyć je, by nie powtarzać ich w nowym związku. Bo ja nigdy nie sądziłam, że jestem nieomylna, ponadperfekcyjna. To, co każdy z nich zrobił, to-wyłącznie-ucieczka. Tak im było najłatwiej w tamtej chwili. Ciekawe, czy tak samo postąpili w kolejnych związkach, jeśli, od tamtej pory, w jakichś byli. Nie życzę im źle, ale nie rozumiem takiego chowania głowy w piasek. Gdybym chciała odejść, z różnych przyczyn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Powracająca autorka wątku
(C.D.), to podjęłabym się tego odważnego i bolesnego czynu-powiedziałabym jasno oraz wprost, dlaczego odchodzę. Każde rozstanie boli, obojętnie, w jakie słowa jest ubrane, ale wzięcie odpowiedzialności za spędzone tygodnie/miesiące/lata, byłoby dla mnie nieunikinone. Uczucia są bardzo delikatną materią, jak już tutaj wielokrotnie pisałam. Jeśli ktoś lubi się nimi bawić, to prędzej, czy później los nie potraktuje dobrze takiego człowieka, w co wierzę. Oczywiście, gwarancji na wieczność nie ma, i to dotyczy wszystkiego, ale można i należy się starać, by związek trwał w najlepsze nawet po latach. Wiadomo, wszystko z czasem powszednieje, nie jest tak kolorowo, jak na samym początku, ale jeśli dba się o każdy aspekt w związku, to może być pięknie nawet i po długich latach. Ja w to wierzę. Wierzę, że miłość może trwać do grobowej deski. Ale muszą tego chcieć obie osoby. Bez tego nic się nie ułoży. Niestety, jak widać, i to nie tylko w tym temacie, jest ogrom osób podobnie zranionych, a to jest bardzo przykre i złe.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Witaj autorko, odswiezylas temat, lub mnie tu dawno nie było. Czy ktoś z tych facetòw zranił Cię wyjątkowo podłe? Bo zalozylas wątek w lipcu zeszłego roku. Podejrzewam, że leczysz swoje złamane serce, pisząc tak obszernie tutaj. I nie, to nie byli porządni,odważni faceci/facet, jak ich opisałam na początku. Prawdziwy mężczyzna ma odwagę , by poinformować kobietę, choćby smsem, że dziękuje i że odchodzi. "Twoi" faceci byli, pardon, złamasami i tchòrzami, ktòrzy na koniec wpędzili cię w poczucie winy i mękę niepewności, czyli co zrobiłam nie tak, może coś mogłam zrobić inaczej, lepiej,,itp. To podłe i nikczemne z ich strony. Na koniec do pomyslenia- może byłaś zbyt dobra? Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×