Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Zaloguj się, aby obserwować  
MagdaLena36

Męczennice związkowe

Polecane posty

Witajcie, jestem tutaj nowa, poczytałam trochę postów, ale chciałabym poznać stanowisko innych kobiet, które zmagają się z podobnymi problemami. Opinie, wskazówki, wymiana doświadczeń mile widziane, hej zatrzymajcie dla siebie.

Otóż, mam 36 lat, żyję w związku małżeńskim od 8 lat (stuknie w tym roku), ale ogólnie ze sobą już 14 lat.  Nie mamy dzieci. Ja realizuję się zawodowo w tym, co kocham, on pracuje w mundurówce. Jakoś nigdy nie było między nami większych problemów, a kłótnie czy ciche dni zdarzają się u każdego. Wiem natomiast że ten związek zmienił mój charakter. Stałam się potulna, pod pantoflem, nie brnęłam w kłótnie, nie odpyskiwałam...zawsze milkłam. On miał więcej zawsze do powiedzenia, ja jedynie płakałam. Źle też go sobie "wychowałam" od początku znajomości. Wracał do domu, miał posprzątane, ciepły obiad podstawiony pod nos, uprane, uprasowane. Załatwiałam za niego wszystkie sprawy urzędowe, bo on przecież w kolejkach stać nie może. Wtedy jeszcze nie pracowałam, chciałam być idealną partnerką. Dziś wiem że popełniłam wiele błędów. Nigdy nie podniósł na mnie ręki, ale raczej stłamsił mnie psychicznie. Wiecznie zależna od niego, nie sprzeciwiająca się. Zdarzało mu się wybuchać słownie, gdzie ja nigdy nie użyłam w stosunku do niego słów wulgarnych. Milczałam i płakałam. Nigdy nie przepraszał, zawsze to ja czułam się winna i przepraszałam.  Nigdy nie mówił o swoich uczuciach, bo twierdził, że "rodzice go tego nie nauczyli", kilka razy w przeciągu tych wielu lat słyszałam "kocham cię" i to jedynie w odwecie. Kilka lat temu mielimy pierwszy kryzys. Nawiązałam znajomość pisemną z facetem z jego pracy. Nigdy go nie zdradziłam. Gdy dowiedział się w pierwszej chwili zażądał rozwodu bez winy ściągając gotowy wzór pozwu z internetu. Nie miało to z nami nic wspólnego. Po wyjaśnieniu jakoś to się rozwiało. Żyliśmy nadal w tym "cudownym" układzie. Praca, dom i tak w kółko. Nie mieliśmy wspólnych marzeń...swoje pragnienia (materialne) zaspokajałam sama (często w ukryciu), a jego były najważniejsze.  Nie wyjechaliśmy nigdy nigdzie wspólnie. W jego opinii na wycieczki nie mieliśmy kasy, ale na kupno nowego samochodu, sprzętu muzycznego czy działki rekreacyjnej już tak. Nadal milczałam godząc się na to wszystko. Podchodziłam do tego ze stanowiska "ciężko pracuje na te pieniądze niech ma". Sex nigdy nie był rewelacyjny między nami. Nigdy nie dał z siebie wszystkiego by mnie zaspokoić. Pragnienie posiadania dziecka zakończyło się na etapie "jak będzie to będzie jak nie to nie". Moje prośby o leczenie specjalistyczne nigdy nie zostały zrealizowane "bo on  jeździć nie ma czasu". Pogodziłam się z tym...a może i nie. Ciągle czuje pustkę. Wiem , że jestem nieszczęśliwa, ale jakoś nie umiem odejść od niego. Jestem uwikłana w chory układ. Jedynie chyba co mnie trzyma to bezpieczeństwo materialne. Mam gdzie mieszkać, mam na opłaty i mam na swoje zachcianki. Boję się, że sama nie podołam finansowo. Ukruci mi się życie na obecnym poziomie. Nie wiem czy jestem na to gotowa. Wczoraj usłyszałam od niego, że nic nie robimy wspólnie, że nasze wspólne życie nie ma już sensu. Z jednej strony powiedział to w złości po sprzeczce, a z drugiej strony obawiam się że naprawdę może tak czuć. Bo chyba normalni ludzie ot tak na prawo i lewo nie mówią o rozwodzie. Nie podjęłam dalszej rozmowy. Czekam...na kontynuację z jego strony....na uciszenie problemu....Nie wiem na co. Czasem myślę że łatwiej by mi było gdyby on sobie kogoś znalazł i odszedł niż mielibyśmy rozstać się z byle błahego problemu, bo on miał gorszy dzień, gorszy nastrój. Nie wiem co ma dalej robić, co myśleć. Jako dobra żona ugotowałam właśnie obiad, posprzątałam i czekam aż postanowi wrócić do domu z działki. 

Opowiedzcie swoje historie, jak żyjecie w uwikłanych relacjach, skąd czerpiecie  siłę w codzienności, jak znaleźć odwagę na kroki ku samodzielności...

Edytowano przez MagdaLena36

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Jestem w 13 letnim zwiazku "partnerskim" choc partnerstwa tu nie ma. Mialam 18 lat jak go poznalam, on duuuzo starszy z dwojka dzieci (oszukiwal mnie z wiekiem i brakiem dzieci przez 6 miesiecy). Przez 13 lat nie zdazyl powiedziec o mnie dzieciom, bo "przezyliby traume". Mieszkamy razem, ale jak dzieci przychodza to ja chowam wszystkie swoje rzeczy i udaje sie do drugiego mieszkania. Wszystkie swieta, sylwester spedza z dziecmi. Na wakacje, ferie jezdzi z nimi, ja ten czas spedzam sama (sama podrozuje). Oczywiscie dzieci sa najwazniejsze, dlatego praktycznie codziennie wraca do mieszkania o 21 (byl okres, gdzie wracal o 22, 23). W pakiecie mam byla zone, ktora nim rzadzi. Ostatnio wpadli na pomysl, ze dzieci maja za malo miejsca u nich, wiec dziecko zazyczylo 4 pokojowego mieszkania. Dowiedzialam sie o tym z smsow bo oczywiscie sam mi tego nie powiedzial. Pozniej przyznal sie, ze zastanawial sie takze nad kupnem mieszkania (dzisiaj znalazlam plan 5 pokojowego mieszkania, ktore byly w jego torbie). Nie, zebym byla wredna, ale dzieci sa ustawione bo maja po mieszkaniu od dziadkow. Od przeszlo roku jest bardzo zle (doszla przemoc domowa,wyrzucanie mnie z wspolnego mieszkania). Miesiac temu zakonczylam zwiazek, ale ugielam sie pod jego prosba i mielismy sprobowac wszystko naprawic. Jest to czlowiek o dwoch twarzach. Ogolnie jest bardzo dobry, dba o mnie, rozpieszcza, a z drugiej strony sa akcje o ktorych pisalam wczesniej. Moze byc np caly miesiac bardzo dobrze, a przychodzi moment, w ktorym cos wychodzi. I ostatnia perelka, ktora byla tydzien temu to ... znalazlam w jego telefonie, ze wchodzil na portal z anonsami erotycznymi (od wrzesnia nie uprawiamy seksu po akcji o ktorej chcialabym zapomniej). Jego tlumaczenie: ze on sie nie spotkal, ze ogladal z ciekawosci i skoro jak ogladam filmy porno to to jest to samo). Pytal sie, czy ma utworzonego maila do pisania z dziewczynami i przysiegal, ze nie. Wczoraj zupelnie przypadkowo musialam skorzystac z jego telefon (jest to drugi telefon, z ktorego praktycznie nie korzysta). Wlaczyl mi sie mail (falszywe imie i nazwisko) i bylo, ze wstawil ogloszenie "Starszy pan spotka sie z dziewczyna za pieniadze, bez seksu). Chcial sie spotkac, zeby dziewczyna patrzyla sie jak sobie robi i zeby rozebrala sie. Jego tlumaczenie (oczywiscie na poczatku mowil, ze nie wie o co chodzi, jak mu pokazalam to uslyszalam) "Nie spotkalem sie, a ogloszenie bylo sprawdzeniem jaki jest odzew na tego typu ogloszenia, jak odejde od niego. I ze my nie uprawiamy seksu". Ostatnie sytuacje sprawily, ze zaczelam pic mimo ze przez 30 lat nie tknelam, ani troche alkoholu. Noenawidze tego, co on ze mna zrobil, na co pozwalam. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Wiem jak ciężko być i zarazem ciężko odejść. Powiem ci szczerze że ja tak czasem myśle że wolałabym aby stało się między nami coś „gorszego” może wtedy to pchnęłoby mnie do odejścia. Normalni ludzie rozmawiają, próbują rozwiązać problemy. Najwidoczniej my nie jesteśmy normalni. Chociaż czuje że wisi bomba w powietrzu i może coś pierdyknać lada moment. 
Wiem też z doświadczenia zarówno zawodowego jak i prywatnego moich koleżanek, że im człowiek dłużej tkwi w takim układzie tym trudniej odejść. Zawsze wmawiamy sobie że jakoś to będzie. 
Tobie współczuje bardzo bo pokazuje że stawia dzieci na pierwszym miejscu, owszem są ważne ale nie najważniejsze. Widocznie jest to człowiek niedojrzały do stworzenia relacji partnerskiej. 
Eh jakże łatwo być doradcą nie widząc swoich problemów. Życzę Tobie siły...na jakakolwiek decyzje do podjęcia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Witaj, jak to mówią „dzieci zmieniają wiele”...czasem na plus czasem na minus. Ja uważam że jest między wami uczucie tylko w obecnej sytuacji oboje się pogubiliscie. On zrzuca cały ciężar opieki i wychowania oraz utrzymania domu (wnioskuje ze on tylko pracuje zawodowo) a ty czujesz się tym sfrustrowana. Są kobiety które spełniają się w takiej roli, ale są tez kobiety które mają ambicje. Czasem macierzyństwo wymaga wyborów i poświęceń. Chyba że znajdzie się sposób by to połączyć dla obustronnej satysfakcji. To że powróciła stara znajomość jest czymś normalnym. Jest ci przyjemnie że ktoś powie miłe słowo, doceni, wesprze, zrozumie. Każda kobieta (bez wyjątku) oczekuje od partnera ciepłego słowa. A skoro dostaje je od kogoś innego, to idzie tym torem. To jest zgubne. Musisz przemyśleć czego oczekujesz TY jako kobieta. W każdej decyzji weź także pod uwagę dziecko. To najcenniejszy skarb. Rodzice mogą ci truć głowę „ze tak nie wypada, nie tak cie wychowaliśmy”, ale pamiętaj że to twoje życie. Rodziców kiedyś zabraknie. Odwagi...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
 

Ja mam taki problem, kiedyś z narzeczonym świata poza sobą nie widzieliśmy. Teraz mamy prawie 7 miesieczną córkę i niestety jest tylko coraz gorzej między nami. Ja mam dość siedzenia w domu, ciągle mam do niego pretensje o wszystko. Kłócimy się dość ostro, aż dom się trzęsie. On mi często zarzuca, że jestem leniwa i rozpieszczona.  Jestem znerwicowana każdym płaczem córki, czuję się zniewolona i załamana, że odłożyłam na później dobrze zapowiadającą się karierę, że z życia energicznej młodej kobiety przeszłam do trybu niewolnika 4 ścian. Nikt mnie nie rozumie. Narzeczony mówi, że mam przetrzymać i po roku wrócę do pracy, ale mówi też, że chce uciec do pracy, żeby dziecka nie wychowywać, moja matka mówi, że powinnam poświęcić się dziecku i egoistka jestem, ojciec też mówi, że powinnam się cieszyć, że dziecko zdrowe. Mam w głowie ciężki poród, urodziłam naturalnie dziecko o wadze 4600, myślałam że umieram i to ostatnie moje chwile, wszystko przez błąd USG, które wskazywało wagę 3900.  Mój narzeczony też nie rozumie o co mi chodzi i ciągle tylko powtarza, że kobiety rodzą i żyją. Mówi coś o drugim dziecku, a ja juz za nic nie chcę. Moje ciało po porodzie też jest okropnie obwisłe plus okropne rozstępy. Psychicznie i fizycznie czuję się na kobietę lat 50, mimo że mam dopiero 27 lat. Nadto mam wrażenie, że wiodę życie robota zaprogramowanego na opiekę nad dzieckiem, nie sprawia mi to przyjemności.  Kocham tą córkę, ale czasami mam ochotę zamknąć drzwi z drugiej strony i uciec gdzieś na tydzień. Mam wrażenie, że jestem z nim tylko dla "dobra" dziecka, bo on oczywiście świata poza nią nie widzi. Jesteśmy razem 5 lat i ja już nie czuje do niego tego co do momentu urodzenia dziecka. Mało tego ostatnio do mnie odezwał się mój były, z którym rozstałam się 6 lat temu, on był zawsze bardzo ambitny i szanował moje ambicje. No i mimo tego, że jesteśmy teraz  w dwóch innych miastach to mam wrażenie, że to uczucie odżyło. Nie wiem może to z powodu tego marazmu jaki panuje w moim życiu od kilku dobrych miesiecy, ten kontakt z jego strony wprowadził taki powiew świeżości w moje życie. Wreszcie poczułam, że ktoś traktuje mnie jak kobietę, a nie jak robota zaprogramowanego na ogarnianie wszystkiego. 

Dzieci biorą się za robienie dzieci. A później płacz i zgrzytanie zębów.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Wniosek jeden, który dawno do mnie dotarł. Żadna kobieta nie namówi mnie na dziecko a trochę ich było i wszystkie po czasie nalegały. Po co w taki sposób niszczyć sobie życie. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Moko123- nie wrzucaj wszystkich kobiet do jednego worka bo są takie które dzieci nie chcą mieć. Takiej zatem ci życzę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 11.04.2020 o 13:15, MagdaLena36 napisał:

Witajcie, jestem tutaj nowa, poczytałam trochę postów, ale chciałabym poznać stanowisko innych kobiet, które zmagają się z podobnymi problemami. Opinie, wskazówki, wymiana doświadczeń mile widziane, hej zatrzymajcie dla siebie.

Otóż, mam 36 lat, żyję w związku małżeńskim od 8 lat (stuknie w tym roku), ale ogólnie ze sobą już 14 lat.  Nie mamy dzieci. Ja realizuję się zawodowo w tym, co kocham, on pracuje w mundurówce. Jakoś nigdy nie było między nami większych problemów, a kłótnie czy ciche dni zdarzają się u każdego. Wiem natomiast że ten związek zmienił mój charakter. Stałam się potulna, pod pantoflem, nie brnęłam w kłótnie, nie odpyskiwałam...zawsze milkłam. On miał więcej zawsze do powiedzenia, ja jedynie płakałam. Źle też go sobie "wychowałam" od początku znajomości. Wracał do domu, miał posprzątane, ciepły obiad podstawiony pod nos, uprane, uprasowane. Załatwiałam za niego wszystkie sprawy urzędowe, bo on przecież w kolejkach stać nie może. Wtedy jeszcze nie pracowałam, chciałam być idealną partnerką. Dziś wiem że popełniłam wiele błędów. Nigdy nie podniósł na mnie ręki, ale raczej stłamsił mnie psychicznie. Wiecznie zależna od niego, nie sprzeciwiająca się. Zdarzało mu się wybuchać słownie, gdzie ja nigdy nie użyłam w stosunku do niego słów wulgarnych. Milczałam i płakałam. Nigdy nie przepraszał, zawsze to ja czułam się winna i przepraszałam.  Nigdy nie mówił o swoich uczuciach, bo twierdził, że "rodzice go tego nie nauczyli", kilka razy w przeciągu tych wielu lat słyszałam "kocham cię" i to jedynie w odwecie. Kilka lat temu mielimy pierwszy kryzys. Nawiązałam znajomość pisemną z facetem z jego pracy. Nigdy go nie zdradziłam. Gdy dowiedział się w pierwszej chwili zażądał rozwodu bez winy ściągając gotowy wzór pozwu z internetu. Nie miało to z nami nic wspólnego. Po wyjaśnieniu jakoś to się rozwiało. Żyliśmy nadal w tym "cudownym" układzie. Praca, dom i tak w kółko. Nie mieliśmy wspólnych marzeń...swoje pragnienia (materialne) zaspokajałam sama (często w ukryciu), a jego były najważniejsze.  Nie wyjechaliśmy nigdy nigdzie wspólnie. W jego opinii na wycieczki nie mieliśmy kasy, ale na kupno nowego samochodu, sprzętu muzycznego czy działki rekreacyjnej już tak. Nadal milczałam godząc się na to wszystko. Podchodziłam do tego ze stanowiska "ciężko pracuje na te pieniądze niech ma". Sex nigdy nie był rewelacyjny między nami. Nigdy nie dał z siebie wszystkiego by mnie zaspokoić. Pragnienie posiadania dziecka zakończyło się na etapie "jak będzie to będzie jak nie to nie". Moje prośby o leczenie specjalistyczne nigdy nie zostały zrealizowane "bo on  jeździć nie ma czasu". Pogodziłam się z tym...a może i nie. Ciągle czuje pustkę. Wiem , że jestem nieszczęśliwa, ale jakoś nie umiem odejść od niego. Jestem uwikłana w chory układ. Jedynie chyba co mnie trzyma to bezpieczeństwo materialne. Mam gdzie mieszkać, mam na opłaty i mam na swoje zachcianki. Boję się, że sama nie podołam finansowo. Ukruci mi się życie na obecnym poziomie. Nie wiem czy jestem na to gotowa. Wczoraj usłyszałam od niego, że nic nie robimy wspólnie, że nasze wspólne życie nie ma już sensu. Z jednej strony powiedział to w złości po sprzeczce, a z drugiej strony obawiam się że naprawdę może tak czuć. Bo chyba normalni ludzie ot tak na prawo i lewo nie mówią o rozwodzie. Nie podjęłam dalszej rozmowy. Czekam...na kontynuację z jego strony....na uciszenie problemu....Nie wiem na co. Czasem myślę że łatwiej by mi było gdyby on sobie kogoś znalazł i odszedł niż mielibyśmy rozstać się z byle błahego problemu, bo on miał gorszy dzień, gorszy nastrój. Nie wiem co ma dalej robić, co myśleć. Jako dobra żona ugotowałam właśnie obiad, posprzątałam i czekam aż postanowi wrócić do domu z działki. 

Opowiedzcie swoje historie, jak żyjecie w uwikłanych relacjach, skąd czerpiecie  siłę w codzienności, jak znaleźć odwagę na kroki ku samodzielności...

Jakbym widziała siebie. Okazało się,  że mnie zdradzał.  Nie jesteśmy razem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość JakNieJakTak

Jaki tutaj cudowny wybór kandydatek do związku / romansu. Każda niezadowolona z małżeństwa, wystarczy tylko złożyć jednej czy drugiej propozycje nie do odrzucenia. Szkoda, że nie jestem facetem, ale na pewno znajdą się chętni na przeżycie przygody. Jacyś znudzeni małżeństwem, nieszczęśliwi. Kiedy się znajdą uratujecie ich dziewczyny? 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Autorce tematu serdecznie wspolczuje. Nie mialabym sily byc z takim. Ja rozstalam sie z mezem bo tylko spal i jaral trawe (plus praca), nie zajmowal sie dzieckiem, domem. Nie bylo miedzy nami wyzwisk (w ostatnim roku, raz)  ani nie doszlo do rekoczynow. Umarlo cos we mnie. Raz zaplakalam za nim. Stwierdzialm ze lepiej byc sama singielka z dzieckiem niz samotna zona bo my nic nie robilismy razem. Wspolnych zdjec mamy killa z 6 lat bycia razem.

Nie wiem czy kiedys kogokolwiek znajde ale narazie skupiam sie zeby utrzymac prace na caly etat z 18mc dzieckiem i brakiem rodziny.Mieszkam za granica.

Dziecko niestety duzo zmienia w zyciu kobiety. Cale zycie..nie mozna sobie tak po prostu zamknac drzwi i byc stara wersja siebie. Ale wciaz mozna sie realizowac, podrozowac, probowac. Plus ma sie kogos do kochania, troszczenia sie.

Powodzenia Dziewczyny. Te, ktore zyja w nieszczesliwym zwiazku od lat: nie marnujcie lat. Zycie jest takie krotkie. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Wszystkie związki kiedyś się kończą, strasznie boli,gdy uświadamiasz sobie,że umiera właśnie kolejny. Strach przed byciem samą,wstyd za ten strach oraz ogromne poczucie zawodu sprawia się odechciewa się żyć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Jak odejdziecie zobaczycie jak to jest dobrze być samemu i będziecie czuć do tych partnerów obrzydzenie, ale dopiero jak przyzwyczajenie minie. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 4.04.2022 o 21:52, Nowy w mieścіe napisał:

Same sobie to robicie. Bez sensu.

A konkretnie co? Mamy chodzić jak muzułmańskie żony i potakiwac? Nie mówię tu o układzie kochanki.... 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Kobieto kopnij go w zadek i poszukaj sobie facet bez bagażu w postaci dzieci, Nie rozumiem jak można brać faceta z dziećmi, przecież to logiczne że dzieci będą ważniejsze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 31.10.2021 o 16:33, Tymka napisał:

Wszystkie związki kiedyś się kończą, strasznie boli,gdy uświadamiasz sobie,że umiera właśnie kolejny. Strach przed byciem samą,wstyd za ten strach oraz ogromne poczucie zawodu sprawia się odechciewa się żyć.

Ten strach przed samotnością, szczególnie po 30stce jak nie ma dzieci, najbardziej trzyma w takich związkach...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 16.04.2022 o 14:14, Onba napisał:

Kobieto kopnij go w zadek i poszukaj sobie facet bez bagażu w postaci dzieci, Nie rozumiem jak można brać faceta z dziećmi, przecież to logiczne że dzieci będą ważniejsze.

Nie zgadzam się z tym,że dzieci będą ważniejsze...mój prawie były mąż odszedł ode mnie i dzieci i wogole o synu nie pamięta a corke raz na jakiś czas zabiera....za to dzieci swojej kochanki chyba pokochał,co mnie bardzo boli. W Sądzie grał idealnego tatusia ,ale jak tylko zapadł werdykt z orzekaniem o jego winie pokazał swoje prawdziwe "ja". Odwołał sie i po roku czasu mam wyznaczoną rozprawę. Kwestia formalna,ale ile trzeba  czekać.... wracając do meritum sprawy ,nie dla każdego ojca dzieci są najważniejsze.   Przykre, ale jakże prawdziwe...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
3 godziny temu, Agrest napisał:

Nie zgadzam się z tym,że dzieci będą ważniejsze...mój prawie były mąż odszedł ode mnie i dzieci i wogole o synu nie pamięta a corke raz na jakiś czas zabiera....za to dzieci swojej kochanki chyba pokochał,co mnie bardzo boli. W Sądzie grał idealnego tatusia ,ale jak tylko zapadł werdykt z orzekaniem o jego winie pokazał swoje prawdziwe "ja". Odwołał sie i po roku czasu mam wyznaczoną rozprawę. Kwestia formalna,ale ile trzeba  czekać.... wracając do meritum sprawy ,nie dla każdego ojca dzieci są najważniejsze.   Przykre, ale jakże prawdziwe...

Nie dla każdego ale wie pani co, jak słyszę od kobiety  że mąż olał dzieci i nimi nie interesuje, mam wrażenie że standardowa historia, kobieta wzgardzona nastawia dzieci przeciw ojcowi i próbuje wyciągnąć z niego całą kasę, niestety ale przeważnie nic nie jest takie jak ludzie opisują.

  • Thanks 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
6 godzin temu, Onba napisał:

Nie dla każdego ale wie pani co, jak słyszę od kobiety  że mąż olał dzieci i nimi nie interesuje, mam wrażenie że standardowa historia, kobieta wzgardzona nastawia dzieci przeciw ojcowi i próbuje wyciągnąć z niego całą kasę, niestety ale przeważnie nic nie jest takie jak ludzie opisują.

Mój mąż wie, o życiu swoich dzieci tylko tyle, ile mu powiem. Jest jak daleki krewny, który czasem wpadnie i zaczepi jakimś głupim pytaniem. Nie jesteśmy po rozwodzie, mieszkamy razem. Tylko on jakby w swoim świecie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 18.04.2022 o 19:53, Ambra napisał:

Mój mąż wie, o życiu swoich dzieci tylko tyle, ile mu powiem. Jest jak daleki krewny, który czasem wpadnie i zaczepi jakimś głupim pytaniem. Nie jesteśmy po rozwodzie, mieszkamy razem. Tylko on jakby w swoim świecie.

I ma pani wyjaśnienie, zapewne uniemożliwia pani mu kontakt, blokuje dostęp do dzieci i dziwi się że mąż olał dzieci, przepraszam ale taka jest prawda że nikt nie jest bez winy w związku ale często to kobieta niszczy sama swój związek.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować  

×