Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość kolorowa jak diabli

decydujemy sie na dziecko.. swiadome TEGO WSZYSTKIEGO

Polecane posty

Asiek i Witajcie Dziewczyny Ja rozumiem jak najbardziej potrzebę oderwania się od pieluch. To jest konieczne, żeby nie zwariować. Jaknajbardziej się z Wami zgadzam. TYLKO ŻE.... mnie chodzi o to, że ( jeśli finanse na to pozwalają ) to czy nie sądzicie, że można się tak oderwać niekoniecznie wracając do pracy? Świat nie jest czarno - biały. dziecko- praca. Czy nie ma klubów sportowych, kawiarni, stowarzyszeń, galerii, kin, teatrów itd? Tylko PRACA, choćby najgorsza - jest jedynym sposobem na posiadanie \"swojego kawałka życia\" - jak to określiłyście? Moja mama ma znajomą, która nigdy w życiu nie pracowała. Jej mąż zarabia dużo i ona może sobie na to pozwolić. Ale czy jest sfrustrowaną, siedzącą kiedyś w pieluchach a obecnie w życiu swoich dzieci jak wrzód babą? Skąd! Ma liczne grono przyjaciół, jest bywalczynię kliku klubów, interesuje się wieloma rzeczami, ma czas na swoje pasje, na kino, na operę, na kosmetyczkę itd. Jest bardzo oczytana - bo ma na to czas. Nie wtrąca się do życia córki, jak przykładowa wredna teściowa, bo ma zbyt wiele swoich pasji i zainteresowań, żeby dniami i nocami rozpatrywać dobre i złe \"posunięcia\" córki i zięcia. Do czego zmierzam. Uważam, że gdybym miała do wyboru oderwać się od pieluch : 1) pracą na kasie, czy w recepcji, czy 8 godzin za biurkiem lub 2) być aktywną klubowiczką np. w klubie jeździeckim czy tenisowym. lub 3) realizować się w malarstwie, wyjkeżdżać w plenery, urządzać i oglądać galerie swoje i przyjaciół to kurde, bez ściemy do licha - oczywiście, że wybieram opcję 2 i 3 :) Czekam na dalsze opinie. Dziękuję, że podjęłyście temat!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość witajcie dziewczyny
tak Shalla są kina, teatry, kluby sportowe ale tam nie pójdziesz przecież codziennie. Ile razy idziesz do kina? Choćby raz w tygodniu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie będziesz
eej, witajcie dziewczyny, mi wystarczy, jak raz w tygdoniu wyjdę z domu do ośrodka na wolontariat-wracam do moich chłopaków jak na skrzydłach:D I czuje, że się spełniam, choć wciąż chcę robic więcej i wiecej...wszystko w swoim czasie:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie dziewczyny - ależ oczywiście, że pójdę co dziennie! No w każdym razie to jest wyznacznikiem, czy coś jest moją pają, czy śmiemą... Nie, może źle to napisałam. Bo przecież każdy ma inne potrzeby. Jeden będzie latał gdzieś trzy razy dziennie, a inny raz na miesiąc, co nie znaczy, ze się czymnś nie pasjonuje. Ok, więc to wycofuję. Ale powiem Ci, że moja przyjaciółka ze studiów urodziła synka 4 miesiące temu i... wyobraź sobie, że właśnie codziennie jest z nim w stajni - wcześniej od lat zajmowała się prywatnie i zawodowo końmi. Najpier sie pukałam jej w głowę, że miesięcznego malucha zabiera do stajni, ale teraz widzę, że się myliłam. Ona jest szczęśliwa - nie zrezygnowała ze swojej miłości - koni, ale i nie siedzi w domu zakopana w stertę pieluch i jęcząca, że dziecko, to same poświęcenia. Żeby było uczciwie w dyskusji powiem jak jest ze mną. Wcześniej procowałam. Bardzo ( BARDZO ) dużo. W biurze, owszem, ale była to praca pasjonująca poniekąd, bo związana z marketingiem, no i przywilejami stanowiska ( udało mi się doczołgać wysoko :) ) - no ale to się również wiązało z tym, że w domu mnie prawie w ogóle nie było. Dosłownie. Ale po dziecku powiedziałam sobie DOŚĆ. I choc miałam otwarty powrót do firmy, nie zdecydowałam się. I nie żałuję. Pierwszy raz w życiu mam wreszcie czas na czytanie książek i robienie tego wszystkiego, co sprawia mi największą frajdę. Nie mówię przyjaciółkom: oh nie, nie dziś, jestem tak zarobiona. Nie mówię mężowi - skarbie, sorry, ale miałam potworny dzień, więc nie dziś.... daj mi spokój. Nie mówię dziecku - odejdź kochanie, bo mamusia pada na pysk nie mówię rodzicom - nie przyjadę, bo nie dostałam urlopu i tak dalej. Heh, mój szef tego nie rozumie. On żyje pracą, żyje swoją firmą i uważa, że skazałam się na gnicie w pieluchach :) A mi go żal :) Bo ja dopiero teraz czuję się najszczęśliwsza na świecie. AAaaa! Nie pomyślcie przez to, że chcę Wam sprzedać jedyną słuszną receptę na życie!!! A broń Panie! Wyrażam tylko swoje zdanie. I bardzo chcę zrozumieć punkt widzenia innych. Bo znać - to już go znam :) Ale chcę zrozumieć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość witajcie dziewczyny
hej nie naskakujcie na mnie!! tylko mówię co myślę. Shalla ja też chcę zostać z dzieckiem najdluzej jak to będzie możliwe. Fajnie, ze Twoja zanjoma chodzi sobie do tej stajni codziennie. Ja tak nie umiem...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gia
Shalla U mnie- poza tym, ze to cor robie ronoczesnie mnie pasjonuje...dochodzi do tego rowniez kwestia NIEZALEZNOSCI. To bardzo wazne slowo w moim zyciu- chodzi tutaj o wiele rodzajow niezaleznosci; finansowa oraz po prostu zachowanie pewnych dziedzin zycia,ktore sa tylko moje. Milosc jest wazna i bycie razem. Uwielbiam mojego mezczyzne ale nie wszedzie musimy chodzic razem, nie wszystko musimy robic razem. Wtedy czulabym sie w jakims stopniu ograniczona- a wtedy czuje sie jak ryba bez wody, po prostu sie dusze. On na szcsecie to rozumie... To samo dotyczy kwestii finansowej. W trakcie studiow bylam finansowo zalezna od rodzicow, nawet jesli cos gdzies dorobilam to i tak byla to kropla w morzu...Bardzo mnie ta zaleznosc denerwowala. Postanowilam sobie wtedy, ze bede dbala o to by juz w takiej sytuacji sie nie znalezc. Bycie na utrzymaniu mojego mezczyzny doprowadziloby mnie do frustracji - wiec na konie i teatry nawet nie mialabym ochoty :( Poza tym szkoda byloby mi tych wszystkich lat nauki, do siedzenia w domu studia nie sa potrzebne. Odpowiadam juz na ewentualny argument, ze studiujemy dla siebie... owszem- ale wiedze zdobywac mozna czytajac samemu ksiazki w domu a roznica jest taka, ze wtedy dyplom jest zbedny ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie dziewczyny - nie naskakujemy :) Przeciwnie - cieszę się, że piszesz swoje zdanie i pomagasz mi zrozumieć to, o co proszę. Gia - zgadzam się z tym, że argument niezależności finansowej może być istotny. Ale... kurcze, no ja mam inne podejście do tego. Wydaje mi się że w małżeństwie nie ma podziału na: mój partfel, Twój portfel, moje konto, Twoje konto. MOJE pieniądze idą np. na rachunki, a TWOJE na coś tam innego. Po prostu nie pojmuję, że dwoje kochających się ludzi może dzieciś wspólny majątek na TWOJE I MOJE. Jeśli Ty krempujesz się żyć za JEGO zarobione pieniądze, to ON powinien się krępować nosić koszule wyprasowane przez CIEBIE, jeść obiad ugotowany przez CIEBIE, nosić skarpetki i majtki wyprane przez CIEBIE. To przeciez też TWOJA ciężka praca. A że państwo za to nie płaci... cóż. Tak jest ten świat poukładany.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Co do studiów - oczywiście masz rację. Nie po to się studiuje ( przynajmniej z założenia ), żeby potem nic nie robić . Ale i tu bym znalazła odstępstwo od tego. Otóż... ile osób pracuje zgodnie z kierunkiem ukończonym na studiach? Ilu Twoich znajomych? Bo z moimch tylko jedna koleżanka, która jest biotechnologiem. A reszta... no cóz takie mamy czasy, że 90 % ludzi chowa po studiach dyplom do szuflady bo ciężko im znaleźć pracę w zawodzie i pracują tam, gdzie się tylko uda pracę dostać. I inny jeszcze argument. Jeśli skończyłaś np. Studia z historii sztuki, albo starożytnej. Oczywiście możesz po tych studiach pracować jako nauczycielka historii i SPEŁNIAĆ się w zawodzie..... A możesz też korzystać z profitów swojego męża i zwiedzać świat, osobiście odwiedzać najpiękniejsze zabytki, pojechać na wyprawę do Egiptu, przyłączyć się do ekspolatorskiej wyprawy po Ameryce Południowej w poszukiwaniu złotych miast Inków itd. ( a dyplom mieć w szufladzie :) ), nurokwać na jachcie w poszukiwaniu Atlantydy, szperać w sekretach Wyspy Świętojańskiej i cholera wie na co tam jeszcze starczyłoby kasy. No, to jest MÓJ punkt widzenia, podkreślam raz jeszcze. Nikogo nie chcę do tej wizji przekonać. Tylko piszę co myślę. Teraz Wy :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Shalla - rozumię co masz na myśli, ale mnie najzwyczajniej w świecie na to nie stać, choć bardzo miła wizja... marzenia;). Nie biedujemy wprawdzie, ale mąż nie zarabia na tyle, żebym mogła wszystko rzucić w diałby i oddać się tylko i wyłącznie swoim rozrywką. Nie twierdzę, że praca jest jedynym sposobem na oderwanie się od pieluch, ale jak słusznie sama zauważyłaś mąż tej znajomej zarabia kupę kasy - sama, więc sobie odpowiedziałaś ;) Poza tym to, że wróciłam do pracy nie oznacza iż poza tym nie robię nic dla siebie. Jak pisałam już wcześniej wychodzę ze znajomymi, chodzę od czasu do czasu na różne imprezy, dyskotekę, idę do fryzjera (dla mnie to też rodzaj relaksu), kosmetyczki, solarium, nas często odwiedzają znajomi i my ich, itd. Moje życie \"poza dzieckiem\" nie ogranicza się do chodzenia do pracy, choć to jest tego częścią. Pracę mam taką, że po 8 godzinach jestem w domu i mam jeszcze siły oraz ochotę zająć się dzieckiem oraz mężem, który nigdy ode mnie nie usłyszał \"nie dziś\";) itd. Wszystko zależy charakteru i miejsca pracy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Acha, no i jeszcze najważniejsze: oczywiście mój punkt widzenia musi się pokrywać z myśleniem męża. To wszystko musi się dziać za obopólną zgodą. Bo jaki sens ma związek, kiedy np. mąż będzie uważał żonę za pijawkę, która żeruje na jego krwawicy? Oczywiście wtedy to wszystko nie ma sensu :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gia
Shalla My jeszcze malzenstwem nie jestesmy... Jesli chodzi o prasowanie to mnie nie dotyczy- moj mezczyzna jest nisamowicie dokladny i uwaza, ze prasuje najlepiej- plusy tego takie, ze i moje koszule prasuje. Gotowac tez on gotuje- wiec niestety ta sytuacja mnie nie dotyczy. Co do bycia utrzymywana przez meza- to nawet wyprawa do kraju Inkow by mnie nie przekonala- feminizm wyssalam z mlekiem matki. Swoja droga do Amerki Poludniowej sie wybieram i praca mi w tym wcale nie przeszkadza a wrecz pomoze ;) Zreszta kto powiedzial, ze moj mezczyzna zarabia lepiej niz ja ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziewczyny, to super, że tak jest u Was. ja oczywiście nie pytam o Waszą dokładnie sytuację, tylko co myślicie o kobietach, które wmawiają innym, że SPEŁNIAJĄ się w pracy, choć gołym okiem widać, że to dla nich ciężka harówka i pół ycia by oddały, żeby pobyć z dziećmi, czy mieć więcej czasu dla siebie. Przykład znajomej mamy podałam, żeby podkreślić w jakiej sytuacji kobieta faktycznie może nie iść do pracy i nikt jej nie wciśnie kitu, że jest małoambitna, czy dyplom w szufladzie trzyma. Ja oczywiście zdaję sobie sprawę, że takich kobiet jest mało. Faktycznie, większość jest do pracy ZMUSZONA warunkami finansowymi. Gia, oczywiście, ze Ty możesz zarabiać więcej od swojego mężyczny i to super - szczególnie, jeśli masz głęboko zakorzeniony feminizm :) To jest dla Ciebie sytuacja komfortowa, jak sądzę :) I super. Ja zarabiałam dużo więcej od mojego męża, ale feminizm jest mi obcy :) Heh. Widać, jestem typem pijawki ha ha ha Po prostu ja mam duszę chyba sprzed wieków i w mojej świadomości sytuacja, gdzie mężczyzna utrzymuje kobietę, siebie, ich dzieci jest: a) bardzo zdrowa dla JEGO ambicji i poczucia odpowiedzialności za rodzinę ( w pozytywnym sensie jak najbardziej! ) b) bardzo wygodna i komfortowa dla kobiety, która ma dość pracy fizycznej w domu. A dodatkowo czas dla siebie i na rozwijanie swoich zainteresowań. Gia, Ty masz ten \"komfort psychiczny\" że Tobie ta sytuacja odpowiada. Ale śmiem przypuszczać, ze wiele kobiet zarabiających więcej od mężów często ma na dnie serducha żal, że MUSI pracować, bo ON by tej rodziny nie utrzymał. To na pewno nie jest reguła - Ty choćby jesteś tego przykładem. Ale w moim otoczeniu są dwa takie przypadki. Moja koleżanka - bardzo ambitna dziewczyna - zarabia na jeden raz tyle, ile ja w życiu nie miałam na koncie, a on.... cóż. I wiem, że chłopak bardzo źle się z tym czuje. Są małżeństwem od kilku lat i to on ma praktycznie stałą deprechę na tym punkcie. Bo wychował się w domu, gdzie to mężczyzna itd.... wiecie o co chodzi. Drugi przypadek jest w mojej rodzinie. Właśnie się rozwodzą. Po 25 latach. Ona zawsze zarabiała lepiej..... W końcu po 25 latach szlag ją trafił, jak zrozumiała, ze jemu się po prostu nie chciało nic robić - bo po co, skoro żona na to zarobi? Opieprzał się więc jak się dało, a ona zasówała coraz bardziej. Aż wkońcu ta nić pękła... co było do przewidzenia. Może te dwa przypadki dodatkowo utwierdziły mnie w moim przekonaniu, a może coś innego. Nie ważne. Bo już odbiegłam od tematu :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gia
My oboje wychodzimy z zalozenia, ze chcemy by nasza praca sprawiala nam satysfakcje. Wiec jemu to nie przeszkadza...Tak jak zauwazylas mi taka sytuacja jest na reke, bo moje feministyczne ego jest zaspokojone - chociaz narazie roznica jest jeszcze niewielka (niedawno zaczelam ;) ) a wszystko idzie w kierunku by bylo lepiej.Oczywiscie gdyby bylo odwrotnie to nie rwalabym sobie wlosow z glowy ze zlosci czy zazdrosci, bo lubie to co robie i jest to najwazniejsze. Moj meczyzna kiedy sie ze mna wiazal wiedzial jakim jestem typem kobiety, ostrzegalam go czego sie moze spodziewac. Bral i chcial mimo to - twierdzac, ze taka mnie pokochal i z taka chce byc. Zreszta trafil mi sie partner dla mnie idealny- u nich w rodzinie ( tak jak w moim rodzinnym domu) tata byl np. glownym kucharzem- bo to byla jego pasja i w synach te pasje zaszczepil , z czego profity mam okazje czerpac ja oraz szwagierka mojego faceta. Wydaje mi sie, ze jest to po czesci kwestia szczescia. Zawsze marzylam o mezczyznie,ktory mnie i moje poglady zrozumie i uszanuje. Uwazam,ze takie sprawy powinno sie ustalac przed slubem czy ciaza- przynajmniej w zarysie bo wiadomo, ze moga sie pojawic jakies nieprzewidziane okolicznosci- zeby potem nie bylo jakichs wzajemnych pretensji.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gia - zgadzam się w 100%! A Tobie gratuluję, bo znaleźć w życiu wymarzonego partnera, to nie jest prosta sprawa. Ale czy nie o to właśnie chodzi??? :) Oby jaknajwięcej kobiet umiało odnaleźć, czy może raczej - miało szczęście odnaleźć wymarzonego męża w świecie .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość witajcie dziewczyny
jestem :-) Hmm ja nie krepuję się żyć za pieniądze męża, zresztą uznajemy ze to Nasza kasa a nie jego czy moja, ale chcę być niezależna. Studiowalam i pewnie nie znajdę pracy w moim kierunku... Shalla>> co do twojego pytania "co myślicie o kobietach, które wmawiają innym, że SPEŁNIAJĄ się w pracy, choć gołym okiem widać, że to dla nich ciężka harówka i pół ycia by oddały, żeby pobyć z dziećmi, czy mieć więcej czasu dla siebie" - zależy, jesli są w cieżkiej sytuacji finansowej i MUSZA pracowac to je podziwiam, bo wiele znoszą. A w innej sytuacji.. hmm czy moze być inna

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość witajcie dziewczyny
bo wiesz nie wyobrazam sobie tego innaczej, kto przy zdrowych zmysłach cięzko pracuje, cierpiąc ze nie ma czasu dla dzieci - chyba tylko ktoś kto ma ciężką sytuację finansową, albo ktoś kto nie chce spędzać czasu w domu, gdzie trzeba posprzatac, zajac sie dziećmi itd. Właśnie taki przypadek ja znam - niezlezna kobieta, ciężko pracująca, placze ze zdrowie sobie wypruwa itd. ale każdą chwilę by tylko w pracy spędzała. Jak ma czas wolny to robi wszystko zeby nie wracać do domu, bo tam czeka na nią 5 dzieci, ktorymi trzeba się zając i bałagan, który dzieci zrobily, mąż który czeka, bo calymi dniami jest sam z dziećmi. Dadam, że bez jej pracy mieliby spokojną sytuację finansową.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość thomson
jesli moge wtracic moje niesmiale zdanie , to chcialem sie wypowiedziec na temat tego ,ze moja zona rowniez nie pracuje. ja zarabiam nawet niezle i to ona jest na "oim utrzymaniu" ale wiecie co dopiero teraz to jaby zauwazylem, po waszych wypowiedziach. moge mowic jedynie za siebie, ale ja nie mam nic przeciwko temu. to chyba zalezy jaka jaka zazylosc jest miedzy malzenstem. i nie potrafie powiedziec co by bylo jesli to ja bylbym "trzymaywany". podoba mi sie, temat troche odbiegl od pierwotnego, ale widac ze ewoluuje:)pozdrawiam wszystkie fumfele :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Macie rację dziewczyny - znaleźć odpowiedniego partnera w życiu to bardzo wiele :) ja ze swoim zawsze się dogadywałam i poza tym, że są między nami typowe relacje damsko-męskie ;) od zawsze byliśmy także kumplami, a nawet przyjaciółmi. Razem potrafimy dobrze się bawić, pośmiać, pożartować, a także porozmawiać o wszystkim. Zawsze byłam z tego dumna, a inni nas za to podziwiali. Jak to określili \"jesteśmy prawdziwymi połówkami pomarańczy\" :D Ja pracuję w swoim zawodzie i studia bardzo mi się akurat przydały. Lubię też wiedzieć, że robię coś ważnego, a także dzielić się tym z mężem. My też nie dzielimy pięniędzy na \"moje\" czy \"twoje\" wszystko jest wspólne i nawet jeszcze przed ślubem tak było. Dla nas to jest najzdrowsze podejście ;) zmykam teraz na film, bo mały już śpi :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No i znowu sie wlaczm jak juz nikogo nie ma :( Shalla - wiesz, mnie sie wydaje, ze te panie z Biedronki i biura ogolnie nie maja wyboru, czy isc do pracy czy do klubu. Jaka sytuacja finansowa w wiekszosci domow w Polsce panuje kazdy wie, i jezeli one gdzies moga wyjsc, to do pracy wlasnie...A ze dorabiaja do tego mit ze potrzebuja sie spelnic? Tego nie wiem, bo z zadna akurat nie mialam okazji rozmawiac...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A co do zycia za czyjes pieniadze - to mozna tez i tak, ze raz na utrzymaniu jednego raz drugiego - akurat oboje siedzimy w nauce, wiec z kasa jest roznie, i po prostu na kogo wypadnie na tego bec. Ewentualnie dodatkowe prace jak przycisnie - i znowu, ten komu sie uda...I nigdy kwestia kto na czyim garnuszku nie stanowila u nas problemow - podswiadomych rowniez. wiec mysle ze o ile obu stronom uklad odpowiada, to i panie utrzymywane i utrzymujace moga byc szczesliwe

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A co do realizowania pasji i spotykania sie z ludzmi - dopoki nie pracowalam bylo pieknie! Moglam zabrac wszedzie malego, w dzien, wieczorem mogl zostac z mezem, albo u dziadkow, i bylo pieknie ogolnie. Teraz - o 16.30 odbieram go od opiekunki, a ze teskni za mama, wiec jest to czas dla niego, i jak pojdzie spac o 20, to mamy z mezem te 2-3 godziny na ZYCIE. I raczej wolimy je razem spedzic, niz realizowac sie osobno...A poza tym, jakby mocy przerobowej nie ma...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hnhbjhb
wiesz, autorko topiku, mowisz na pierwsszej stronie,z e facet wzial sobie np. zone szczupla i zgrabna i najpewniej chcialby, zeby jak najdluzej taka byla.. a ja wyszlam za faceta szczuplego, w miare.. po roku malzenstwa straszliwie sie roztyl.. ja wygladam tak, jak rok temu.. mam do niego o to zal, ale przeciez nie bede mu wytykac, ze jest gruby.. z drugiej strony, jesli nic nie podzxialam, z roku na rok bedzie wygladal coraz gorzej.. dlaczego jest tak, ze kobieta dla factea sie stara,a facet dla kobiety nie?..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
powiem Ci moze nie z wlasnego ale z osobistego doswiadczenia - to jest okropne :( Faceci tyja tak samo brzydko jak kobiety, i potem zamiast przystojnego atlety zyjesz z paskudnym grubasem - trudno mowic o fizycznym porzadaniu...Ale moze to tylko kilka dodatkowych kilogramow, a urok zostaje?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość witajcie dziewczyny
Cześć :-) Co do tycia facetów. Hmm mój się raczej nie roztyje bo ma dużo pracy fizycznej w domu, wiec tłuszczyk wypoci :-P ale gdyby co to bym mu po prostu powiedziała, że ma na drążek wskakiwać, w końcu po coś to dziadostwo szpeci mi pokój ;-) Pogadaj z nim tak na żarty. Powiedz np. że ma predyspozycje do uksztaltowania fajnej muskulatury i kup mu np. ten już wspomniany drążek w prezencie. Niech ćwiczy.Albo razem ćwiczcie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam:) Tycie facetów to często spotykana sprawa po ślubie - z moich obserwacji. Wprawdzie mój nadal szczupły, ale wynika to raczej z jego natury i stylu życia, choć nie ma pracy fizycznej. Wydaje mi się (może się mylę), że jeśli mężczyzna po ślubie ma konktetne 3 posiłki dziennie (często żony chcą dogadzać lub mąż tego żąda), do tego co jakiś czas ciacho upieczone w domu lub kupione i piwka na wieczór to często tak kończy się wygląd partnera. Jak ma do tego spokojna i mało \"ruchliwą\" pracę to wszystko dąży to dąży niestety do tego. Najlepsze, że często potem ten sam mężczyzna jak zauważy jakiś dodatkowy kg u żony to jej to wytyka... obłuda :P To taka moja prywatna teoria ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
aaa i jeszcze jedno. Teraz w lecie pozwala sobie na piwka wieczorami i czasem na żarty mu mówię, że ma uważać na brzuszek, bo jak nie to będzie ćwiczył ;) Na szczęście przynajmniej na razie ma płaski :D po ślubie jesteśmy 3 lata.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość witajcie dziewczyny
ooo piwko by się przydało przy tym upale... No tym razem nam się nie udało zrobić dzidziusia :-( mam okres :-( Ale na jedno to dobrze bo mogę spokojnie zaszczepić się przeciw żółtaczce...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kolorowa jak diabli
heja dziewczyny( i chyba nie tylko dziewczyny... jak zauwazylam:P):) ale sie napisalo.. hoho.. staralam sie "wbic w temat"( przyczytalam wszystko z grubsza.. to ja zaczne od konca:P co do tycia facetow- to mnie sie wydaje ze sa w lepszej sytuacji.. po 1 z wiekiem staja sie tacy.. mezniejsi.. dojrzalsi.. ze zmarszczkami im ladnie..nawet jesli przytyja pare kilo to raczej urody im to zazwyczaj nie ujmuje;) a my? boze my to jestesmy bidule:).. zmarszczki.. rozstepy, zbedne kilogramy.. az strach pomyslec bo pewnie z wiekiem jest coraz gorzej.. to teraz troche o pracy:) ja zawsze wyobrazalam sobie to w ten sposob- bedziemy z mezem pracowac.. zrobimy dzidziusia.. posiedze z nim z 7 miesiecy najwyzej.. i albo maz pojdzie na wychowawczy.. albo zatrudni sie opiekunke..meza mam kochanego wiec jestem pewna ze jego "wklad" w wychowywanie dziecka bylby znacznie wiekszy niz sporadyczne pomaganie.. u nas nie ma problemu" mezus przychodzi z pracy i jest bardzo bardzo zmeczony".. ja nie bede gotowac obiadkow.. podawac zimnego piwka..i skakac jak niewolnica... u nas w zwiazku na poczatku wszystko zostalo jasno sprecyzowane- ja nie jestem od sprzatania, gotowania, prania.. predzej bede od tego zeby lezec i pachniec:P.. u nas ma byc podzial obowiazkow! mieszkalismy z mezem 4 lata przed slubem.. i w tej chwili nie mamy zadnych problemow.. z niczym.. z podzialem rol.. z tesciowa.. tesciowa "wychowalam" na samiutkim poczatku.. mama mojego meza ma potworny charakterek( z reszta jak ja:P).. jest zaborcza dama przeswiadczona o tym ze glosi dogmaty.. na poczatku uwazali mnie za wredna suke( bo nie dalam sobie w kasze dmuchac, zawsze mialam swoje zdanie).. ale teraz chyba sie przyzwyczaili.. nie powiedza do mnie zlego slowa( co sobie mysla to ich oczywiscie;)).. moze nawet troche sie mnie boja.. ale powiem wam ze wole zeby sie mnie bali.. niz wlazili mi na glowe.. ale wroce do pracy.. na razie nie zapowiada sie zebym pracowala.. skonczylam studia.. i nic.. nie moge znalez pracy.. w ogole niewiele mi sie ukada..juz rok temu mialam zajsc w ciaze.. i nic:) znow okres dostalam.. no ale trudno..wychodzac z zalozenia ze wszystko jest inaczej niz planuje.. zastanawiam sie nad jedna rzecza- kobieta siedzi w domu z kurde mialam cos napisac.. a ze jestem dosyc roztrzepana i mam 1004 mysli na sekunde to zgubilam watek:P:P sorry

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kolorowa jak diabli
----------> hnhbjhb wlasnie--- to jest zajebiscie niesprawiedliwe.. faceci wymagaja od nas podczas gdy od siebie nie sa w stanie nic dac.. bylismy ostatnio na piwie z takim kolesiem.. poznalismy go na imprezce i sie do nas przyczepil.. caly czas molestowal nas o to zebysmy wyskoczyli z nim na piwo.. zal mi sie go zrobilo.. no i poszlismy.. a ze podczas tamtej imprezki bylam w stanie wskazujacym.. poprostu nie pamietalam jaki ten koles jest.. i jak wyglada.. maz mi mowil ze to jest dziwny czlowiek.. i lepiej bedzie zebysmy sie z nim nie spotykali.. ja jednak nie posluchalam.. a ze mam dobre serduszko:P zdecydowalam sie zlitowac i uraczyc kolesia naszym towarzystwem:P:P:P jak go zobaczylam to myslalam ze walne.. boze poprostu chlopak wygladal gorzej niz korki taczer( nie wnikam w pisownie:).. nie chodzi o to ze ludzi oceniam po wygladzie.. ale na litosc boska on wygladal nie tylko jak uposledzony umyslowo czlowiek.. koszula w spodniach a spodnie podciagniete prawie pod szyje..mial tluste wlosy z jakimis cholernie wielkimi luskami..mial wstretne krzywe zolte zjedzone przez prochnice zeby.. kapalo mu z nosa.. i zamiast go wytrzec .. on wszystko wciagal i polykach.. myslalam ze sie zrzygam..nie bede opisywac dokladniej jego wygladu.. do tego wszystkiego gadal takie bzdety ze szok..koles rabniety na maksa.. ale czemu to pisze.. bo koles ten caly czas opowiadal o swoich przygodach z kobietami..kiedy zaczal mowic jakie ma w stosunku do kobiet wymagania to padlam.. powiedzial cos w rodzaju" no przeciez ja mam oczy, jak widze taka laske ktora zaklada biale spodnie a ma wielka dupe to sie zastanwiam czy ona ma lustro i czy sie widzi".. kur*a normalnie mnie rozwalil ten koles.. mialam ochote podstawic mu pod gebe lustro i spytac czy wie i widzi jak onn wyglada.. i kiedy tak krytykowal przechodzace dziewczyny( oczywiscie wskazywal ten na te ktore chcialby miec) tak sobie myslalam czemu faceci sa tacy glupi( oczywiscie nie wszyscy wiec sorry za uogolnienie).. czemu jakis 120 kg grubas szuka sobie fotomodeli? jakim prawem krytykuje kobiety ktore sa pulchne? no jakim? skoro sam wyglada jak baleron faszerowany smalce?? no i doszlam do wniosku ze faceci juz tacy sa..i nic tego nie zmieni;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×