Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Zlota jesien

Magia czterech por roku dojrzalych kobiet

Polecane posty

Czas dzieciństwa muz. K. Dzokas - sł. M. Komorowska Odbierzmy sercom bagaż czarnych trosk Jak nić Ariadny splećmy myśl Na dnie pamięci mieszka piękna baśń Pamięć przywróci barwę snom To czas dzieciństwa, najpiękniejszy sen Kiedy świat mały był, jak złoty ląd Raj utracony, w którym rządził czar Cień starych dobrych drzew za domem stał To czas odległy, ale będzie żył Dopóki w sercach naszych trwa To najpiękniejszy i największy czar Najprostszych, najzwyklejszych spraw To czas dzieciństwa, najpiękniejszy sen Kiedy świat mały był, jak złoty ląd Raj utracony, w którym rządził czar Cień starych dobrych drzew za domem stał To czas dzieciństwa, najpiękniejszy sen Kiedy świat mały był, jak złoty ląd Raj utracony, w którym rządził czar Cień starych dobrych drzew za domem stał To czas dzieciństwa, najpiękniejszy sen Kiedy świat mały był, jak złoty ląd Raj utracony, w którym rządził czar Cień starych dobrych drzew za domem stał To czas dzieciństwa, najpiękniejszy sen Kiedy świat mały był, jak złoty ląd Raj utracony, w którym rządził czar Cień starych dobrych drzew za domem stał

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
witam WBW Maryla Rodowicz » Ale to już było Z wielu pieców się jadło chleb Bo od lat przyglądam się światu Czasem rano zabolał łeb I mówili zmiana klimatu Czasem trafił się wielki raut Albo feta proletariatu Czasem podróż w najlepszym z aut Częściej szare drogi powiatu Ref.: Ale to już było i nie wróci więcej I choć tyle się zdarzyło to do przodu Wciąż wyrywa głupie serce Ale to już było, znikło gdzieś za nami Choć w papierach lat przybyło to naprawdę Wciąż jesteśmy tacy sami Miłego dnia dla wszystkich milusinskich , nie potrafie wszystkich wymienic 👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Niesmiala
Złota pycha👄 Gałczyński Konstanty Ildefons Wesoła gwiazdka Zakochani idziemy pod rękę pod światłem Wielkiego Wozu. A pamiętasz czarną udrękę, gdy listy pisałem z obozu? W snach jedynie widziałem wtedy twoje oczy, Wisłę i most - o, dni pełne strachu i biedy , o, Kriegsgefangenenpost. Tyle lat zmarnowanych w udręce - jak dwie siostry: groza i nuda. Księżyc wisiał jak srebrne serce na niemieckich kolczastych drutach, rzekę bólu do dna wtedym pojął i płynęły noce i dni z widłami w niemieckim gnoju lub na pryczach w Strafkompanie. A dzisiaj przynosi noc nam pocałunki i winogrona i szumi jak wieczna wiosna flaga, flaga biało-czerwona... I znów ta uliczka pochyla, i tych klonów pod śniegiem rząd. Wesołych Świąt, moja miła. Miła moja! "Wesołych Świąt"!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Niesmiala
http://www.kapucyni.gorzow.pl/wallpaper/swieca-1024.jpg Świeca Nie tak znów dawno i nie tak daleko, w każdym razie nie za górami lecz w ich majestatycznym cieniu, zaczyna się ta opowieść. Pewnego razu górskim szlakiem wędrowała młoda dziewczyna. Słoneczny pył osiadał na jej długich ciemnych włosach. Szła wolno, jakby przygnieciona skrywanym ciężarem. Niedawno straciła ukochanego młodszego braciszka, który był jedyną bliską jej osobą. Serce miała ciężkie od smutku. Kiedy tak szła ujrzała stromą skalną ścianę mroczniejącą na tle jasnego nieba. Tam właśnie dostrzegła wejście do jaskini. Podeszła bliżej, by po chwili śmiało wkroczyć w mrok skalnej kryjówki. Szła coraz dalej i dalej, ledwo widząc drogę przed sobą. Czas płynął a korytarz zdawał się nie mieć końca. Nieoczekiwanie jej oczy uderzyło światło bijące dziwną poświatą z końca korytarza, którym zmierzała. Ostrożnie zbliżała się do tego światła a jej oczy przywykały do blasku. Ze zdumieniem odkryła, że znalazła się w ogromnej skalnej sali, pełnej płonących świec. Spojrzała dookoła uważnie i dostrzegła, że nie wszystkie świece płoną. A każda była inna - jedne wielkie, piękne, jakby dopiero zapalone, inne już mniejsze. Gdzieniegdzie stały i takie, które już dogorywały. Dostrzegła też parę wygasłych już ogarków. Wtem jej oko przykuł nagły ruch między płomieniami. Zobaczyła wysoką postać w ciemnej opończy, która przechadzała się od świecy do świecy. Co jakiś czas przystawała, pochylała się i coś poprawiała lub gasiła płomień. Tajemnicza osoba kryła twarz pod kapturem, a coś w jej posturze sprawiało, że patrząca poczuła zimny dreszcz. Dziewczyna oderwała wzrok od postaci w kapturze i spojrzała na najbliższe jej otoczenie. Tuż przy swym prawym boku zobaczyła małą skalną półeczkę, na której płonęły dwie świece. A właściwie jedna, bo drugi płomyk dogorywał. Kiedy tak patrzyła na te dwa ogniki zrobiło jej się smutno. Wspomniała braciszka, którego straciła i pomyślała, że chciałaby móc przedłużyć jego życie. Jakże łatwo byłoby sprawić by ten gasnący ogarek zapłonął nowym blaskiem. Tylko trzeba cierpliwie przelać wosk z większej świecy. Czemu równie łatwo nie można przelać swojego życia na osobę, bez której ono i tak nie ma sensu? Rozmyślając nad tym wyciągnęła rękę po dużą świecę. Zaczęła pomalutku przelewać jej wosk na tę, która już prawie gasła. Zapomniała o świecie dookoła. Miała wrażenie, że w ten sposób przelewa z siebie resztę własnej nadziei. To był dla niej taki symboliczny gest w obliczu bezradności i niemocy. Po twarzy spłynęła ukradkiem otarta łza. Nagle padł na jej ręce cień. Podniosła głowę i niemal wypuściła świecę z dłoni. Tuż przy niej stała owa mroczna postać, której twarz nadal krył kaptur. - Czy wiesz coś uczyniła nieszczęsna? - głuchy głos zdawał odbijać się od sklepienia i ścian i powracać echem. - Ta świeca gasła. Żal mi jej było więc... Chciałam dobrze... Przepraszam... - odszepnęła drżącym głosem. - Spójrz na tę salę pełną świec. Wiesz czym one są? - spytała postać. Dziewczyna w milczeniu pokręciła przecząco głową. - To płomyki ludzkiego życia. Widzisz tę małą świeczkę, którą tak bezmyślnie ratowałaś? Oto życie małego chłopca, który miał odejść. Dziecko jest śmiertelnie chore. Teraz przedłużyłaś jego agonię. - Nie wiedziałam - po jej policzkach popłynęły łzy. Zakapturzona postać w milczeniu wyciągnęła rękę i starła łzę z jej twarzy. - A czyja jest ta większa świeca, z której wosk przelewałam? Czy kogoś skrzywdziłam skracając mu życie? Bez słowa rozmówca wskazał jej przeciwległą skalną ścianę. Dopiero teraz dostrzegła tam ogromne lustro. Spojrzała w nie i zobaczyła obcą kobietę. Nie dwudziestoletnią lecz znacznie starszą. Miała jakieś 40 lat i twarz znaczyły już pierwsze zmarszczki, a we włosach pobłyskiwały srebrne nitki. Uśmiechnęła się smutno do tego odbicia, a ono odpowiedziało jej tym samym. Westchnęła z ulgą patrząc we własne, choć znacznie starsze, oczy. Przynajmniej nikt nie został pozbawiony swego cennego życia. A ona... Jej już nie zależało. Na chwilę zapomniała o swym milczącym towarzyszu, gdy ten znów się do niej odezwał: - Nie płacz. To dziecko mogłoby zacząć żyć na nowo gdybyś tego zapragnęła. Zdrowe. Lecz aby tak się stało musiałabyś poświęcić cały wosk z własnej świecy. - A kim będzie kiedy dorośnie? Czy będzie dobrym człowiekiem? - Uratuje wielu ludzi rękami chirurga - usłyszała cichą odpowiedz. Skinęła głową jakby akceptowała taką odpowiedź. Spojrzała na obie świece i uśmiechnęła się. Jej dłoń sama powędrowała ku większej świecy. Wosk, kropla po kropli, topił się i kapał na tę mniejszą. Z każdą przelaną kroplą jej dłonie słabły. Twarz pokrywały kolejne zmarszczki, a we włosach pojawiały się następne srebrne nitki. Jednak na jej ustach wciąż błąkał się uśmiech. W końcu osunęła się na skalną podłogę z dłonią wciąż kurczowo zaciśniętą na malejącym ogarku jej świecy. Już nie miała siły jej trzymać. Wtedy poczuła rękę, która pomogła jej dokończyć to co zaczęła. Raz jeszcze spojrzała na towarzyszącą jej postać, która pieszczotliwym gestem zgasiła nikły płomyk trzymanego przez kobietę ogarka. Uśmiechnęła się raz jeszcze, a jej oczy zgasły, tak jak jej własna świeca. Pozostał tylko ten uśmiech, gdy milczący zakapturzony towarzysz delikatnie układał ciało na skalnej podłodze. Chwilę później wszystko pokryła mgła. Wówczas postać w opończy schowała zgasłą świecę w przepastnej kieszeni. Gdy spojrzała po raz ostatni tam gdzie leżało ciało niczego już nie dostrzegła. Pokiwała zakapturzoną głową i odeszła w morze płomieni, by znów gasić te, których pora nadeszła. Ata

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Niesmiala
WBW!!!MIŁEGO DNIA ŻYCZĘ:-D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie Kochani👄 wróciłam i tak sobie przegladam co tu słychać - przez tydzien nazbierało się oj nazbierało🌼 miło mi przywitać nowe osóbki które dołączyły do naszego grona a teraz chwila reflaksji.. Beskid sądecki piękny , śnieg mróz, troszke pracki, troszkę spacerków - cudowne miejsce http://www.krynica.pl/zdjecia/zdjecia_gora_parkowa.php no i jeszcze jedna dobra wiadomosc - zdałam egzamin z ekonomii i zarządzania !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! wyniki były w czwartek i zdałam, nawet nie wiecie jak sie ciesze a teraz pora troszke dom po tygodniowej nieobecnosci doprowadzic do porzadku - wieczorkiem zajrze tu do nas koniecznie;) http://sunnyania.wrzuta.pl/audio/9uAjZG1kWS/hanna_banaszak_-_w_moim_magicznym_domu 🌼❤️👄🌼❤️👄🌼❤️👄🌼❤️👄🌼❤️👄🌼❤️👄🌼❤️👄🌼❤️👄🌼❤️👄🌼❤️👄🌼❤️👄🌼❤️👄🌼❤️👄🌼❤️👄🌼❤️👄🌼❤️👄🌼❤️👄🌼❤️👄🌼❤️👄🌼❤️👄🌼❤️👄🌼❤️👄🌼❤️👄🌼❤️👄🌼❤️👄🌼❤️👄🌼❤️👄🌼❤️👄🌼❤️👄🌼❤️👄🌼❤️👄🌼❤️👄🌼❤️👄🌼❤️👄🌼❤️👄🌼❤️👄🌼❤️👄🌼❤️👄🌼❤️👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 60 siatka
🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ALLIISS.
SWIATECZNA OPOWIESC - Wierzysz w św. Mikołaja? - zapytano mnie w zeszłym tygodniu. - Tak, to naturalne... - Ha ha. Przecież on nie istnieje. - Kiedyś też tak twierdziłem. Ale teraz jestem pewien. Wiem, że św. Mikołaj jest wśród nas... Trzydziestokilkuletnia Joanna po cichu weszła do pokoju swojego młodszego syna. Minęła dopiero ósma, ale wedle zawartej dzień wcześniej umowy o tej właśnie porze miała obudzić Piotrusia. Stawiała kroki powoli. Wpadła w prawdziwe zaskoczenie, kiedy nie zobaczyła syna w łóżku. Po zebraniu myśli, uświadomiła sobie, gdzie teraz zapewne znajduje się chłopiec. Złożyła kołdrę i odsłoniła zasłony. Zobaczyła rysunek, leżący na podłodze przy łóżku Piotrusia. Kobieta uroniła łzę, widząc wyobrażenie Piotrka. Rysunek przedstawiał dwoje dorosłych ludzi i ich dwóch synów, których starsi trzymali w uścisku. Domyśliła się, że są tu zapewne rodzice, brat i sam Piotrek. Kobieta odłożyła rysunek na biurko i ocierając łzę, raptownie ruszyła do salonu. Joanna rozstała się z Włodzimierzem trzy lata temu. Kiedyś tworzyli doskonała parę. Wielu ludzi zazdrościło im takiej prawdziwej idylli. Do czasu... Zaczęły się kłótnie, często nie do wytrzymywania. Włodzimierz pogrążył się w kryzysie, rzadko kiedy wracał na noc do domu. Żona podejrzewała go o romans. Co prawda, jej domysły nie okazały się prawdą, ale po jakimś czasie mężczyzna postanowił odejść i wprowadził się do małej kawalerki. Jej starszy syn, Tomek doskonale pamiętał ojca, a jeszcze bardziej kłótnie rodziców. Gorzej było z Piotrusiem, któremu było nawet ciężko określić wygląd swojego taty. Nie dało się ukryć, że niekiedy bardzo go potrzebował. Wielu rówieśników w przedszkolu opowiadało Piotrusiowi o swoich tatusiach, z którymi jeździli na ryby, albo na hamburgera. Syn Joanny nie mógł opowiedzieć im podobnej historii. Wielokrotnie pytał swoją mamę, gdzie jest tata. Kobieta musiała mu kłamać, że wyjechał służbowo i nie prędko wróci. Joanna wiele razy próbowała skontaktować się z Włodzimierzem. Nieraz wprost mówiła mu, jak bardzo potrzebuje go Piotruś. Łamała swoje zasady, i proponowała mu powrót do domu. Gdyby nie jej synek, nigdy by się na to nie zdecydowała. Ale dla Piotrka była gotowa zrobić wszystko. Mężczyzna nie miał zamiaru wrócić do rodzinnego domu. Zerwał z przeszłością i definitywnie nie chciał do niej wracać. Raz na miesiąc przesyłał alimenty i uważał, że to i tak za dużo. Joanna nie rezygnowała. Kilka dni temu wysłała mu zaproszenie na Wigilię. Chciała, by zjawił się choć na chwilę. Oddzwonił do niej, mówiąc, że wyjeżdża i nie przyjdzie, ale kobieta w duchu liczyła, że zmieni zdanie. Wchodząc do salonu, zobaczyła Piotrusia śpiącego na kanapie, obok choinki. Delikatnie złapała go za ramię, mówiąc, żeby wstał. - Dzień dobry, synku - powitała go z szerokim uśmiechem na twarzy. Piotruś zerwał się momentalnie na równe nogi i podszedł do choinki. - Mikołaja jeszcze nie było - wyraźnie posmutniał na twarzy, dostrzegając, że nie ma jeszcze żadnego prezentu. - Piotrusiu, jest dopiero ósma rano. Mikołaj na pewno się zjawi, ale nie tak wcześnie... - Czekałem na niego. - To dlatego spałeś tutaj, a nie w swoim pokoju. Możesz być chory, nie przykryłeś się, synku. - Czekałem na Mikołaja, ale chyba zasnąłem... - Na pewno przyjdzie, zobaczysz. A teraz, wstań. Mamy przecież iść na świąteczne zakupy. - Pamiętam, masz dla mnie jakąś niespodziankę. - Owszem, ale najpierw musisz się umyć. Mama w tym czasie przygotuje śniadanie. - Dobrze - powiedział, po czym szybko pobiegł do łazienki. - Tylko wyszoruj zęby! Joanna skierowała się na dół, do kuchni, uśmiechając się w duchu. Ile w tym małym brzdącu energii życiowej! Zobaczyła siedzącego przy stole, starszego syna Tomka. Nastolatek jadł kanapkę. - Już wstałaś? - zapytał, wyraźnie zdziwiony. - Idziemy z Piotrkiem na zakupy świąteczne... - A, no tak. Chętnie bym wam pomógł, ale wiesz... - Tak, musisz rozwieźć paczki. Mam nadzieję, że szybko wrócisz. Pamiętaj, że na siedemnastą mają przyjść na wigilijną kolację ciocia Aneta i wujek Zbyszek. - Przecież wiesz, że rozwiozę wszystko w kilka godzin. Jeszcze ci pomogę w domu - uśmiechnął się do matki. - Dzięki, skarbie - poklepała syna po ramieniu. Z Tomkiem nie było żadnych problemów. Świetnie się uczył, miał szczerych i otwartych przyjaciół, którzy wielokrotnie mu pomagali. Joanna nie musiała się nigdy o niego martwić. Odnosił także sukcesy. Wygrywał w wielu konkursach z języka angielskiego. Kobieta była z niego bardzo dumna. Tomek pytał czasem o ojca. Ze względu na jego wiek, kobieta nie musiała go oszukiwać. Doskonale pamiętał kłótnie rodziców i ich rozstanie. Chłopak wsiadł na rower i pojechał. Zmierzał do firmy, która miała mu wręczyć różne paczki do rozwiezienia ludziom. Tomek pracował tak już od jakiegoś czasu. W pakunkach znajdowało się głównie jedzenie dla ludzi starszych i różnego rodzaju prezenty. Dziś po raz ostatni miał zawieźć kilka paczek dla ludzi mieszkających w tej samej dzielnicy. Nie powiedział tego matce, ale po zakończeniu pracy, był jeszcze umówiony z Przemkiem- swoim najbliższym kumplem. Mężczyzna walnął pięścią w budzik, stojący na małym stoliku. Co za pogańska pora! Włodzimierz jeszcze przez kilka minut leżał na łóżku z otwartymi oczami, po czym zdecydował się wstać. Poszedł do salonu i wyciągnął papierosa z paczki, która leżała na stole. Mocno zaciągnął się, co przyniosło mu zadowolenie. Kątem oka zobaczył leżącą na stole kartkę z zaproszeniem na Wigilię od byłej żony. „Głupia jędza! Życie z nią to prawdziwy koszmar! I ona chce, żebym w takiej atmosferze spędził świąteczny wieczór! Jeszcze ma czelność zasłaniać się dziećmi. Że to niby one chcą, abym przyszedł. Jasna sprawa...” Włodzimierz z papierosem w ręku, podszedł do lodówki. Nie znalazł w niej jednak, swoim zdaniem, niczego porządnego do zjedzenia. Wczoraj miał zrobić zakupy, ale jakoś wyleciało mu to z głowy. „Dobra, zrobi się po powrocie z pracy. W ogóle co to za głupi pomysł, żeby pracować w Wigilię. Niestety, chcesz mieć pieniądze, to haruj ile wlezie”. Mężczyzna nie pracował już w firmie budowlanej. Tam znajdował zatrudnienie przez kilka ostatnich lat. To w niej spędzał piękne chwilę ze swoją kochanką, zdobywał kolejne awanse na wyższe stanowiska. To po powrotach, z owej firmy, kłócił się z żoną. I pewnie dalej, by pracował, gdyby nie wyrolowaliby go na szaro. Jego kochanka użyła podstępu, po czym Włodzimierz został zwolniony. Oczywiście, nie chciał się tak łatwo poddać, ale jego działania nie przyniosły rezultatu. Kobieta, z którą się związał, zajęła jego stanowisko. Było to kilka miesięcy temu. Od tamtej pory, Włodzimierz za wszelką cenę, szukał nowej pracy. Przecież musiał się jakoś utrzymać. Głównie łapał jakieś roboty, w których dawało się dorobić. Od kilku dni siedział przez kilka długich godzin przebrany za św. Mikołaja i bawił się z dziećmi. Wręczał im drobne prezenty i sprawiał radość. Gdyby dzieci wiedziały, kim tak naprawdę jest ich święty Mikołaj... Pół godziny później, Włodzimierz udał się do miejsca pracy. Siostra Joanny- Aneta i jej mąż- Zbigniew byli małżestwem od prawie dwudziestu lat. Nie mieli dzieci, mieszkali w dość sporym trzypokojowym mieszkaniu. Zbigniew pracował w firmie ochroniarskiej, jednej z najlepszych w Polsce. Był w niej dyrektorem, przez co powodziło im się bardzo dobrze. Aneta przygotowała śniadanie, Zbigniew usiadł na jednym z krzeseł przy stole. - Naprawdę musisz iść dzisiaj do pracy? Jest wigilia... - dziwiła się kobieta. - Anetko, jestem dyrektorem, dobrze o tym wiesz. To zobowiązujące stanowisko- tłumaczył się Zbyszek - Postaram się być jak najszybciej. - Pamiętaj, że mamy jechać jeszcze po parę prezentów... - Wiem, tak jak co roku. Załatwię wszystko, co trzeba i jestem z powrotem... Pół godziny później mężczyzna opuścił mieszkanie i pojechał w kierunku firmy. Aneta zajęła się sprzątaniem naczyń ze stołu. Znowu się zamyśliła. Doskonale wiedziała, że mąż od dłuższego czasu się od niej oddala. Przeszkadzało jej coraz częstsze przebywanie Zbyszka w pracy. Mężczyzna stawał się także coraz zimniejszy. Kiedyś nie zapominał o ważnych imieninach czy rocznicy ślubu, spędzał dużo czasu w rodzinnym ognisku. Z tygodnia na tydzień zmieniało się to coraz bardziej na gorsze. Nawet dzisiaj, w Wigilię, kiedy Aneta tak bardzo liczyła, że wybierze się z nim na świąteczne zakupy, on pojechał do pracy. Jest dyrektorem, ale nikt nie może go zastąpić. Została jej tylko nadzieja, że Zbyszek wróci dostatecznie szybko i pojadą razem do centrum handlowego. Joanna i Piotruś byli w galerii handlowej już od godziny. Kupowali wszystkie najbardziej potrzebne rzeczy. - Mamo... długo jeszcze? - dopytywał się wyraźnie znudzony chłopiec. - Kupię jeszcze tylko karpia. - A co z tą niespodzianką? - Spokojnie, wszystko w swoim czasie. Niedługo później, gdy matka z synkiem przebrnęli przez ogromną kolejkę do kasy, skierowali się na małą scenę w środku centrum handlowego. Zniecierpliwiony Piotruś ujrzał świętego Mikołaja, siedzącego na tronie. Dzieci były ustawione do niego w gigantycznej kolejce. Każde siadało na chwilę na jego kolanach, rozmawiało przez moment, po czym otrzymywało prezent i szczęśliwe wracało do swoich rodziców. - Mikołaj! - ucieszył się chłopiec. - Chcesz do niego podejść i otrzymać prezent, Piotrusiu? - No, pewnie. Mogę stać w tej kolejce nawet przez cały dzień... Piotruś ustawił się w kolejce do Mikołaja za pozostałymi dziećmi, a Joanna usiadła na małej ławce. Miała nadzieję, że oczekiwanie nie portwa jednak całego dnia. Tomek jeździł na rowerze i rozwoził kolejne świąteczne paczki starszym ludziom. Praca zajęła mu już kilka godzin, a on był bardzo zmęczony. Jechał właśnie na drugi koniec dzielnicy, do pani Dobrzańskiej, z ostatnią paczką. Doskonale znał tę kobietę. Nagle zadzwonił telefon. Tomek odebrał połączenie. - Siema Tomek. Wpadasz na kwadrat w końcu? - powiedział przez komórkę kumpel chłopaka. - Muszę pojechać z jeszcze jedną paczką... - Oj, daj spokój, Tomek. Ja potem nie będę miał czasu. Mam tylko teraz godzinę. - Poczekaj, ja tylko ją zawiozę i dotrę do ciebie za pół godziny. - A gdzie musisz jechać? - Na Mickiewicza, do takiej jednej starszej babki. - Przecież to zajmie tobie minimum z godzinę. Tomuś, mam mało czasu... - Przemek, później. - Tomek, naprawdę potem nie mogę. - A jak później sprawdzą, że nie dostarczyłem tej paczki? - Daj sobie siana. Po prostu gdzieś wyrzuć tę paczkę i po sprawie. Czekam na ciebie przy trzepaku. - No, dobra, będę za pięć minut. Tomek jednak się przekonał. Podjechał na rowerze do najbliższego śmietnika i wrzucił ostatnią paczkę do kontenera. Potem, skierował się do swojego kumpla. Janina Dobrzańska mieszkała w malutkiej kawalerce przy Mickiewicza. Jej mąż, Henryk zmarł już prawie pięć lat temu i od tamtej pory kobieta mieszkała sama. Dostawała emeryturę, ale prawie wszystkie pieniądze wydawała na lekarstwa i rachunki. Nie miała najbliższej rodziny. Jej jedyny syn również zmarł dziesięć lat temu na raka. Pani Dobrzańska strasznie przeżyła wówczas jego śmierć. Pani Janina rzadko kiedy wychodziła z domu. Miała problemy z chodzeniem, poruszała się o lasce. Była emerytką. Czasem decydowała się iść do sklepu, albo do kościoła. Dziś czekała na świąteczną paczkę. Rano zadzwoniono do niej i poinformowano, że jeszcze przed wieczorem otrzyma to, co zamówiła. Potrzebowała wszystkich rzeczy, które były jej potrzebne do przyrządzenia dla siebie małej wigilijnej wieczerzy. Wydała na ową paczkę ostatnie pieniądze. Pani Janina spojrzała na zegar w kuchni. Pokazywał czternastą. Zaczęła się denerwować. Dlaczego wciąż nie było chłopaka, który przywiezie jej paczkę świąteczną? Posmutniała. Wyobraziła sobie najpiękniejsze święta w roku spędzone bez wieczerzy. A póki nie dostała paczki, takie myśli też przychodziły jej do głowy. Zbigniew siedział w pracy przy komputerze. Zapisywał jakieś informacje, ale co jakiś czas spoglądał na zegarek. Zastanawiał się, kiedy przyjdzie osoba, na którą czekał. Nagle ktoś zapukał do drzwi. - Proszę - odezwał się głośno mężczyzna. W gabinecie zjawiła się jego sekretarka. - Przed chwilą był jakiś kurier. Przywiózł jakiś list dla pana, panie dyrektorze - odezwała się kobieta. - Dziękuję. Zbyszek otworzył kopertę. Znajdowała się w nim jakaś kartka i kilka zdjęć. „Drogi Zbigniewie! Wiem o wszystkim. Chodzi mi o twój romans. Od dłuższego czasu obserwowałem cię, i mam na to dowody. Zapomniałeś już o swojej żonie, która bardzo cię kocha. Dam ci szansę. Dzisiaj jest Wigilia. Możesz jeszcze jechać do niej, przeprosić za spóźnienie i w dobrym nastroju jechać do swojej szwagierki na kolację. Ona o niczym nie wie. Jeśli tego nie zrobisz, będę musiał wysłać jej drugi komplet zdjęć, który dołączyłem. Mam nadzieję, że dokonasz właściwego wyboru, a wtedy zapomnimy o całej sprawie. Wesołych świąt!” Zbyszek był zszokowany. Nie miał pojęcia, kto jest autorem listu. Ale wszystko się zgadzało. Co do joty. Nie mógł w to uwierzyć. Popatrzył jeszcze na zdjęcia, które ktoś dołączył. Zobaczył na nich siebie z jego kochanką w różnych miejscach. Nie zastanawiał się zbyt długo. Wyłączył komputer, wziął swoją marynarkę i skierował się do wyjścia. W tym samym momencie do jego gabinetu, weszła jakaś młoda i piękna kobieta. - Witaj, Zbyszek- podeszła do niego i próbowała pocałować - Czekałeś na mnie... Mężczyzna odsunął się od niej. - Coś się stało? Co się dzieje? - nie rozumiała kobieta. - Bardzo się spieszę. Żona na mnie czeka... - Nigdy się tym nie przejmowałeś. Sekretarka już poszła, zostaliśmy tylko we dwoje... - Przestań, muszę jechać! - O czym ty mówisz? - zaczęła się do niego zbliżać. - Z nami koniec. Wracam do żony... - Ale dlaczego? Było nam ze sobą wspaniale... - Nie możemy być dłużej razem. Kocham swoją żonę i chcę z nią spędzić święta. Po tych słowach, Zbyszek opuścił pomieszczenie, zostawiając w nim zaskoczoną kobietę. Pobiegł na dół i wsiadł do swojego samochodu, po czym bardzo szybko pojechał w stronę domu. Włodzimierz nie miał wyjścia. To była jedyna praca, którą udało mu się znaleźć. A przecież musiał zarobić. Galeria handlowa zapewniała prezenty dzieciom, których rodzice robili zakupy powyżej 200 złotych w okresie przedświątecznym. Mężczyzna ukradkiem popatrzył na zegarek. Jeszcze tylko godzina i koniec. Na jego kolanach usiadło kolejne dziecko. Przebrany za Mikołaja wypowiedział tę samą kwestię, po czym wręczył dziewczynce prezent. I nagle sięgając po niego, kątem oka ujrzał swoją byłą żonę, która stała z założynymi rękami, kawałek dalej. Dając dziecku prezent, cały czas był zamyślony. Co ona tu może robić? Dobrze, że chociaż go nie poznaje, bo jest przebrany za dobrego ducha świąt. I wtedy, na jego kolanach usiadł chłopiec. Jedno spojrzenie wystarczyło, żeby Włodzimierz na chwilę zapomniał o całym świecie. Był to Piotruś. Od razu rozpoznał swojego syna. - Jak... masz na imię? - zapytał, niezbyt pewnie. - Piotruś - odpowiedział z radością, a w jego oczach mężczyzna ujrzał prawdziwe szczęście. Był zszokowany. - Byłeś... grzeczny w tym roku? - wyjąkał. - Parę razy zdenerowałem moją mamę, ale później ją przeprosiłem. Ogólnie byłem grzeczny. - To bardzo dobrze, Piotrusiu. Jaki prezent chciałbyś dostać od świętego Mikołaja? - Właściwie to żaden, ale mam pewne marzenie. Ale ty Mikołaju, chyba go nie spełnisz... - A o czym marzysz, Piotrusiu? - Chciałbym, żeby mój tatuś wrócił do nas, do domu. Bardzo mi go brakuje. Mężczyzna był zszokowany. Na chwilę zamarł. Ciarki przeszły mu po ciele, z trudem powstrzymał łzę. - Obawiam się, że nie mogę ci w tym pomóc. Ale mogę ci wręczyć jakiś prezent. - Tak jak myślałem. W takim razie chcę tę najnowszą grę komputrową. Włodzimierz bez trudu znalazł najnowszy hit na rynku i wręczył go Piotrusiowi. Chłopiec zszedł z jego kolan i podbiegł do mamy. Włodzimierz odprowadził go wzrokiem. Był starsznie zamyślony. Tomek dotarł na trzepak, do swojego kumpla. - Siema - podał mu rękę na przywitanie. - No, siema. To co idziemy na górkę? - Jasna sprawa. Byle szybko. Jest mało czasu. Obaj młodzieńcy skierowali się kawałek dalej, na niewielką osiedlową górkę. - No, jesteśmy. - No, ale gdzie one są? - Tomek nie krył zdziwienia. - Przyjdą później... - I będziemy na nie czekać? - Daj spokój. Przygotowałem coś. - Co takiego? - ciekawość Tomka nie była trudna do rozpoznania. Kumpel chłopaka wyjął z kieszeni małą samarkę i fifkę. - Co to ma być? - oburzył się syn Joanny. - Uspokój się. To nie żadne narkotyki. To tylko zielone. - Zielone to też narkotyki. - Nieprawda... - mówił kumpel, ubijając towar w małej fifce. Po chwili wyjął zapalniczkę - Zaczynaj. - Chyba sobie jaja robisz. Gdzie są dziewczyny? Tomek był ogromnie zdenerwowany. Jego kolega miał przyprowadzić dziewczyny z osiedla, które od jakiegoś czasu wpadły im w oko. Mieli złożyć życzenia świąteczne. Tomek miał nawet przygotowany prezent dla jednej z nich. - Przyjdą później. Póki co się rozgrzejemy - zaczął palić chłopak, a Tomek przyglądał się mu z ciekawością. - Co to jest? Przyznaj się. - Oj, to nie żadne twarde narkotyki... To tylko trawa. - To też narkotyk. I tylko miałem tu przyjechać? Dobrze się czujesz? - Nie chciałem palić sam. Masz, spróbuj. - Nie mam najmniejszego zamiaru - Tomek zaczął wsiadać na rower. - Co ty robisz? - Jadę do domu. Jestem za bardzo uległy wobec ciebie. Na razie, wesołych świąt. - Poczekaj, Tomek. Chłopak przyspieszył, zjechał z górki. I wtedy przypomniał sobie o wyrzuconej do kontenera paczce świątecznej. Może uda mu się ją jeszcze uratować. Najszybciej, jak potrafił pojechał do śmietnika, w którym wcześniej umieścił paczkę. Niedługo później zaczął przeszukiwać ostrożnie śmieci. Najpierw wzrokiem, następnie ręką. Niestety, paczki nie było. Przyszło mu już tylko jedno rozwiązanie do głowy. Pojechał w kierunku mieszkania pani Dobrzańskiej. Znał kobietę, gdyż kiedyś udzielała mu w przeszłości korepetycji z matematyki. Włodzimierz siedział na fotelu i palił papierosa. Telewizor był włączony, ale on, o dziwo, nie mógł skupić się na teleturnieju. Był zamyślony. Cały czas przypominał sobie słowa, które usłyszał stosunkowo niedawno, gdy był w pracy. „Chciałbym, żeby tatuś wrócił do domu. Bardzo mi go brakuje”. Włodzimierz cały czas słyszał tę sentencję w głowie. Starał się myśleć o czymś innym, ale bezskutecznie. Przygasił papierosa w popielniczce i podszedł do szafki. Chciał znaleźć discmana. Miał zamiar posłuchać muzyki, rozluźnić się. I szukając odtwarzacza, nagle znalazł zaproszenie, które Joanna wysłała mu kilka dni wcześniej. Zaproszenie na Wigilijną wieczerzę. Mężczyzna przeczytał je dokładnie, po czym rzucił kartkę na stół. Z całej siły kopnął w ścianę i powstrzymał się od łez. Nie mógł tego zrozumieć. Dlaczego akurat teraz? Nie wytrzymał. Wziął swój portfel i klucze, po czym opuścił mieszkanie. Przewidywania Anety się sprawdzały. Jej mąż był cały czas w pracy, i po raz kolejny kompletnie o niej zapomniał. Kobieta pojechała już na świąteczne zakupy, a teraz wsiadała do taksówki, która miała zabrać ją do siostry na kolację. Próbowała dodzwonić się do swojego męża, ale ten nie odbierał telefonu. Oczywiście, jak zwykle. Pozbyła się już wszelkich złudzeń. I nagle, kiedy już wsiadała do samochodu, jakieś auto z piskiem jechało na parking. To był Zbyszek. Zatrzymał się i podbiegł do taksówki. - Aneta, już jestem. Przepraszam, że to tak długo trwało. Chodź, jedziemy - mówił z przejęciem do swojej żony. - Zbyszek, ja już zamówiłam taksówkę. - To nic. Zbigniew niemal postawił kobietę przed faktem dokonanym. Zapłacił taksówkarzowi, po czym wyjął z bagażnika wszystkie torby i przełożył je do swojego samochodu. - Wsiadaj, jesteśmy już chyba spóźnieni - zauważył, spoglądając na zegarek. Kobieta wsiadła do samochodu. - Przepraszam cię za wszystko, Anetko - powiedział, wręczając bukiet kwiatów, który miał schowany w aucie. - Boże! Dziękuję... - mówiła kompletnie zaskoczona kobieta - Co się stało? - Po prostu zasiedziałem się w pracy. Ale to już się więcej nie powtórzy. Obiecuję. - Już nieraz tak mówiłeś. - Ale nigdy nie obiecałem. Słuchaj, kupiłem trochę prezentów. Leżą na tylnich siedzeniach. - Zbyszek, ja już wszystko kupiłam. - Dostaną więcej. Będą szcześliwi. W końcu są święta- magiczny czas. - Nie poznaję cię... - Kocham cię - mężczyzna wprawił żonę w osłupienie. Ta położyła dłoń na jego czole. - Zimna. Piłeś coś? - Zwariowałaś? Teraz tak już będzie zawsze - przyspieszył. Joanna przygotowywała ostatnie potrawy na stole. Zbyszek i Aneta już przyjechali. Zajęli swojej miejsca i rozmawiali z Piotrusiem. Nagle zabrzmiał dzwomnek do drzwi. Joanna w progu ujrzała swojego syna, razem z dosyć ładnie ubraną panią Janiną. - Proszę, wejdźcie - mówiła, ukrywając zaskoczenie. - Przepraszam za najście, ale... - zaczęła mówić kobieta. - Proszę się uspokoić, jest Wigilia. Dobrze, że pani do nas przyszła. Pani Dobrzańska i Tomek weszli do środka i zajęli miejsca przy stole. Joanna przyniosła jeszcze jeden talerz, który miał symbolizować wolne miejsce. - Zgubiłem paczkę dla pani Janiny - opowiadał Tomek - Nigdzie nie mogłem jej znaleźć, więc wpadłem na pomysł. Pojechałem do pani. Wytłumaczyłem, o co chodzi. Zostawiłem rower i oboje przyjechaliśmy taksówką. Musi pani u nas spędzić te święta - dodał do starszej pani. - Jeszcze raz wam wszystkim dziękuję. - Już jest pierwsza gwiazdka - krzyknął uradowany Piotruś. - No to zaczynajmy. Najpierw podzielmy się opłatkiem... W tym samym momencie zabrzmiał znowu dzwonek do drzwi. Joanna była zdziwiona. Przecież są już wszyscy. - Pójdę otworzyć - powiedziała, wstając z miejsca. Kobieta otworzyła drzwi. W progu ujrzała swojego byłego męża. - Dobry wieczór. Czy zaproszenie jest jeszcze aktualne? - zapytał delikatnie. - Oczywiście, wejdź - przepuściła go w progu. Nawet nie próbowała ukryć zaskoczenia- Coś się stało? - Proszę, to dla ciebie - wręczył bukiet jej ulubionych, czerwonych róż. -Dziękuję... ale... - To na przeprosiny. Że nie odzywałem się wcześniej. Wiem, że chłopcy mnie potrzebują - skasował jej wszystkie wątpliwości. Oboje poszli do pokoju. Wszyscy byli jeszcze bardziej zaskoczeni od Joanny. Poza Piotrusiem, który nie poznał swojego ojca. - Kim pan jest? - zapytał otwarcie. - Piotrusiu, to nieładnie. To nasz gość - wytłumczyła Joanna. - Jestem znajomym twojej mamy. Mam nadzieję, że mogę zostać - Włodziemierz zwrócił się do chłopca. - Pewnie. Nie mam nic przeciwko. Mężczyzna usiadł przy stole. Chwilę później, wszyscy zaczęli dzielić się opłatkiem. Włodzimierz podszedł do Joanny. - Przepraszam. Zaniedbałem ciebie i nasze dzieci - mówił z prawdziwym przejęciem - Wiem, że nie jesteśmy już małżenśtwem, i nie mam na co liczyć, ale chciałbym, żeby Tomek i Piotrek mieli ojca. Zwłaszcza Piotruś, który nawet mnie nie pamięta... - Cieszę się, że w końcu to dostrzegłeś... - Lepiej późno niż wcale. - Masz rację. W takim razie życzę ci dużo zdrowia i wytrwałości w swoim postanowieniu. - Dziękuję, a ja tobie tego, by twoja dobroć nie miała granic. Oboje pocałowali się w policzek, nie kryjąc swoich emocji i podzielili się opłatkiem. Joanna cały czas nie mogła uwierzyć w to, że jej były mąż zjawił się na wieczerzy. Nie przyznawała się do tego, ale była zadowolona. Włodzimierz skierował się do pani Dobrzańskiej. - Dawno pani nie widziałem. Jak zdrowie, pani Janino? - zaczął rozmowę. - Nie najlepiej. Coraz gorzej chodzę. Ale najważniejsze, że jeszcze jestem z wami... - Proszę nawet nie myśleć, że mogłoby być inaczej. - To dla mnie największy prezent. Ma pan wspaniałego syna. Gdyby nie Tomek... - Wiem o tym, ale na jakiś czas o tym zapomniałem - mówił ze skruchą w głosie. - Jeszcze nic straconego. Proszę mi zaufać. - Już ich nie odzyskam. Tomek jest już prawie dorosły, a Piotruś nawet mnie nie pamięta... - Nigdy nie jest za późno. A dziś jest odpowiednia chwila. W końcu to ten magiczny czas. Może pan jeszcze odbudować, to co rozwalił przez kilka lat, panie Włodku. - Dziękuję za dobre rady, ale obawiam się, że to niemożliwe. - Dlaczego pan tak sądzi? - Bo jest już za późno. - Jeśli będzie pan cierpliwy i wytrwały, czego panu z całego serca życzę, uda się. - Dziękuję, pani Janino. Nie wiem, czy mógłbym tak porozmawiać z kimś innym. Wszyscy tu tak na mnie dziwnie patrzą. - Przyzwyczają się. Zapewniam pana. Zbyszek i Aneta również dzielili się opłatkiem. - Jeszcze raz przepraszam cię za wszystko, Anetko. - Już się na ciebie nie gniewam. Mam nadzieję tylko, że tak będzie zawsze. - Na pewno. Kocham cię Oboje pogrązyli się w długim pocałunku. - Brakowało mi ciebie. Tylko ty jesteś taką osobą, z którą mogę zawsze pogadać, przytulić się - mówiła Aneta. - Mnie ciebie też brakowało, ale to się zmieni, zobaczysz. Jakiś czas później, Włodzimierz usiadł obok Piotrusia. - I jak ci smakuje jedzenie? - rozpoczął rozmowę. - Dobre jest. - Mnie też bardzo smakuje. Ale chyba pomagałeś mamie. Sama by sobie nie poradziła. - Trochę pomagałem, ale niedużo. - Nie bądź taki skromny, Piotrusiu- popatrzył na niego z uśmiechem. - Wcale nie jestem. A to zła cecha? - Oczywiście, że nie. Bardzo dobra. - To dobrze. A pan długo u nas zostanie?- chłopiec wyraził swoją ciekawość. - Nie wiem, to zależy od ciebie i twojej mamy. - Ja panu pozwalam zostać. - Cieszę się. Jeśli chcesz, będziemy mogli razem pograć na komputerze, albo rozwiązać krzyżowkę- ochoczo zaproponował Włodzimierz. - Jasne, uwielbiam to robić. Mama ma zawsze tyle spraw na głowie, że nigdy nie ma czasu. A Tomek albo się uczy, albo gdzieś wychodzi. - Ja z tobą pogram. Ale najpierw będziesz musiał mi wszystko wytłumaczyć. - Nie ma problemu. Choćby teraz. - Spokojnie, teraz jest kolacja. Za chwilę będziemy odpakowywać prezenty. Niedługo potem, Piotruś zaczął odpakowywać prezenty. Był niesamowcie szczęsliwy, kiedy dostawał różne gry, zabawki. Pani Janina dostała album ze zdjęciami i małe radio. Nie mogła powstrzymać łez, gdyż nie spodziewała się żadnego prezentu. - Dziękuję bardzo. To wspaniałe prezenty. Będę oglądała zdjęcia i słuchała radia - mówiła ze wzruszeniem. Piotruś wyjął spod chonki jeszcze jeden, tajemniczy prezent. Nie był w ogóle podpisany. - Połóź go tutaj. Odpakujemy go wszyscy. Joanna zaczęła otwierać dziwny prezent. Wszyscy zobaczyli jakąś ramkę ze zdjęciem. Zaczęli spoglądać na siebie, ale nikt nie chciał się przyznać, czyj to prezent. Na zdjęciu byli objęci Włodzimierz, Joanna, Tomek i Piotruś. I nagle wszyscy usłyszeli jakieś dzwonki. Piotruś jako pierwszy podbiegł do okna. - Ja nie mogę! Chodźcie tutaj!!! - zaczął krzyczeć. Wszyscy szybko podeszli do okna i ujrzeli coś niesamowitego. Był to prawdziwy święty Mikołaj na saniach. Ciągnęły je renifery. - Wesołych świąt! - krzyknął - Dla was wszystkich! Chwilę potem, sanie wzbiły się w powietrze. Wszyscy nie mogli w to uwierzyć. Patrzyli ze zdumieniem przez okno. Włodzimierz lekko przytulił Joannę, a jego objął Piotruś. - To był magiczny czas. Nigdy tego nie zapomnę. Teraz już nie jestem małym Piotrusiem, a dorosłym Piotrem, a od tego zdarzenia minęło już prawie dwadzieścia lat, ale nigdy nie przestałem wierzyć w świętego Mikołaja. Nigdy nie doszliśmy do porozumienia, czy to był sen, czy prawda. Jedno jest pewne. Dobry duch świąt sprawił, że się pojednaliśmy. To po prostu niesamowite. Wam też życzę podobnych wrażeń. Wesołych świąt! To jak- wierzysz w świętego Mikołaja? KONIEC Podpis: Pieróg

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ALLIISS.
CDN::: - Tomek jeździł na rowerze i rozwoził kolejne świąteczne paczki starszym ludziom. Praca zajęła mu już kilka godzin, a on był bardzo zmęczony. Jechał właśnie na drugi koniec dzielnicy, do pani Dobrzańskiej, z ostatnią paczką. Doskonale znał tę kobietę. Nagle zadzwonił telefon. Tomek odebrał połączenie. - Siema Tomek. Wpadasz na kwadrat w końcu? - powiedział przez komórkę kumpel chłopaka. - Muszę pojechać z jeszcze jedną paczką... - Oj, daj spokój, Tomek. Ja potem nie będę miał czasu. Mam tylko teraz godzinę. - Poczekaj, ja tylko ją zawiozę i dotrę do ciebie za pół godziny. - A gdzie musisz jechać? - Na Mickiewicza, do takiej jednej starszej babki. - Przecież to zajmie tobie minimum z godzinę. Tomuś, mam mało czasu... - Przemek, później. - Tomek, naprawdę potem nie mogę. - A jak później sprawdzą, że nie dostarczyłem tej paczki? - Daj sobie siana. Po prostu gdzieś wyrzuć tę paczkę i po sprawie. Czekam na ciebie przy trzepaku. - No, dobra, będę za pięć minut. Tomek jednak się przekonał. Podjechał na rowerze do najbliższego śmietnika i wrzucił ostatnią paczkę do kontenera. Potem, skierował się do swojego kumpla. Janina Dobrzańska mieszkała w malutkiej kawalerce przy Mickiewicza. Jej mąż, Henryk zmarł już prawie pięć lat temu i od tamtej pory kobieta mieszkała sama. Dostawała emeryturę, ale prawie wszystkie pieniądze wydawała na lekarstwa i rachunki. Nie miała najbliższej rodziny. Jej jedyny syn również zmarł dziesięć lat temu na raka. Pani Dobrzańska strasznie przeżyła wówczas jego śmierć. Pani Janina rzadko kiedy wychodziła z domu. Miała problemy z chodzeniem, poruszała się o lasce. Była emerytką. Czasem decydowała się iść do sklepu, albo do kościoła. Dziś czekała na świąteczną paczkę. Rano zadzwoniono do niej i poinformowano, że jeszcze przed wieczorem otrzyma to, co zamówiła. Potrzebowała wszystkich rzeczy, które były jej potrzebne do przyrządzenia dla siebie małej wigilijnej wieczerzy. Wydała na ową paczkę ostatnie pieniądze. Pani Janina spojrzała na zegar w kuchni. Pokazywał czternastą. Zaczęła się denerwować. Dlaczego wciąż nie było chłopaka, który przywiezie jej paczkę świąteczną? Posmutniała. Wyobraziła sobie najpiękniejsze święta w roku spędzone bez wieczerzy. A póki nie dostała paczki, takie myśli też przychodziły jej do głowy. Zbigniew siedział w pracy przy komputerze. Zapisywał jakieś informacje, ale co jakiś czas spoglądał na zegarek. Zastanawiał się, kiedy przyjdzie osoba, na którą czekał. Nagle ktoś zapukał do drzwi. - Proszę - odezwał się głośno mężczyzna. W gabinecie zjawiła się jego sekretarka. - Przed chwilą był jakiś kurier. Przywiózł jakiś list dla pana, panie dyrektorze - odezwała się kobieta. - Dziękuję. Zbyszek otworzył kopertę. Znajdowała się w nim jakaś kartka i kilka zdjęć. „Drogi Zbigniewie! Wiem o wszystkim. Chodzi mi o twój romans. Od dłuższego czasu obserwowałem cię, i mam na to dowody. Zapomniałeś już o swojej żonie, która bardzo cię kocha. Dam ci szansę. Dzisiaj jest Wigilia. Możesz jeszcze jechać do niej, przeprosić za spóźnienie i w dobrym nastroju jechać do swojej szwagierki na kolację. Ona o niczym nie wie. Jeśli tego nie zrobisz, będę musiał wysłać jej drugi komplet zdjęć, który dołączyłem. Mam nadzieję, że dokonasz właściwego wyboru, a wtedy zapomnimy o całej sprawie. Wesołych świąt!” Zbyszek był zszokowany. Nie miał pojęcia, kto jest autorem listu. Ale wszystko się zgadzało. Co do joty. Nie mógł w to uwierzyć. Popatrzył jeszcze na zdjęcia, które ktoś dołączył. Zobaczył na nich siebie z jego kochanką w różnych miejscach. Nie zastanawiał się zbyt długo. Wyłączył komputer, wziął swoją marynarkę i skierował się do wyjścia. W tym samym momencie do jego gabinetu, weszła jakaś młoda i piękna kobieta. - Witaj, Zbyszek- podeszła do niego i próbowała pocałować - Czekałeś na mnie... Mężczyzna odsunął się od niej. - Coś się stało? Co się dzieje? - nie rozumiała kobieta. - Bardzo się spieszę. Żona na mnie czeka... - Nigdy się tym nie przejmowałeś. Sekretarka już poszła, zostaliśmy tylko we dwoje... - Przestań, muszę jechać! - O czym ty mówisz? - zaczęła się do niego zbliżać. - Z nami koniec. Wracam do żony... - Ale dlaczego? Było nam ze sobą wspaniale... - Nie możemy być dłużej razem. Kocham swoją żonę i chcę z nią spędzić święta. Po tych słowach, Zbyszek opuścił pomieszczenie, zostawiając w nim zaskoczoną kobietę. Pobiegł na dół i wsiadł do swojego samochodu, po czym bardzo szybko pojechał w stronę domu. Włodzimierz nie miał wyjścia. To była jedyna praca, którą udało mu się znaleźć. A przecież musiał zarobić. Galeria handlowa zapewniała prezenty dzieciom, których rodzice robili zakupy powyżej 200 złotych w okresie przedświątecznym. Mężczyzna ukradkiem popatrzył na zegarek. Jeszcze tylko godzina i koniec. Na jego kolanach usiadło kolejne dziecko. Przebrany za Mikołaja wypowiedział tę samą kwestię, po czym wręczył dziewczynce prezent. I nagle sięgając po niego, kątem oka ujrzał swoją byłą żonę, która stała z założynymi rękami, kawałek dalej. Dając dziecku prezent, cały czas był zamyślony. Co ona tu może robić? Dobrze, że chociaż go nie poznaje, bo jest przebrany za dobrego ducha świąt. I wtedy, na jego kolanach usiadł chłopiec. Jedno spojrzenie wystarczyło, żeby Włodzimierz na chwilę zapomniał o całym świecie. Był to Piotruś. Od razu rozpoznał swojego syna. - Jak... masz na imię? - zapytał, niezbyt pewnie. - Piotruś - odpowiedział z radością, a w jego oczach mężczyzna ujrzał prawdziwe szczęście. Był zszokowany. - Byłeś... grzeczny w tym roku? - wyjąkał. - Parę razy zdenerowałem moją mamę, ale później ją przeprosiłem. Ogólnie byłem grzeczny. - To bardzo dobrze, Piotrusiu. Jaki prezent chciałbyś dostać od świętego Mikołaja? - Właściwie to żaden, ale mam pewne marzenie. Ale ty Mikołaju, chyba go nie spełnisz... - A o czym marzysz, Piotrusiu? - Chciałbym, żeby mój tatuś wrócił do nas, do domu. Bardzo mi go brakuje. Mężczyzna był zszokowany. Na chwilę zamarł. Ciarki przeszły mu po ciele, z trudem powstrzymał łzę. - Obawiam się, że nie mogę ci w tym pomóc. Ale mogę ci wręczyć jakiś prezent. - Tak jak myślałem. W takim razie chcę tę najnowszą grę komputrową. Włodzimierz bez trudu znalazł najnowszy hit na rynku i wręczył go Piotrusiowi. Chłopiec zszedł z jego kolan i podbiegł do mamy. Włodzimierz odprowadził go wzrokiem. Był starsznie zamyślony. Tomek dotarł na trzepak, do swojego kumpla. - Siema - podał mu rękę na przywitanie. - No, siema. To co idziemy na górkę? - Jasna sprawa. Byle szybko. Jest mało czasu. Obaj młodzieńcy skierowali się kawałek dalej, na niewielką osiedlową górkę. - No, jesteśmy. - No, ale gdzie one są? - Tomek nie krył zdziwienia. - Przyjdą później... - I będziemy na nie czekać? - Daj spokój. Przygotowałem coś. - Co takiego? - ciekawość Tomka nie była trudna do rozpoznania. Kumpel chłopaka wyjął z kieszeni małą samarkę i fifkę. - Co to ma być? - oburzył się syn Joanny. - Uspokój się. To nie żadne narkotyki. To tylko zielone. - Zielone to też narkotyki. - Nieprawda... - mówił kumpel, ubijając towar w małej fifce. Po chwili wyjął zapalniczkę - Zaczynaj. - Chyba sobie jaja robisz. Gdzie są dziewczyny? Tomek był ogromnie zdenerwowany. Jego kolega miał przyprowadzić dziewczyny z osiedla, które od jakiegoś czasu wpadły im w oko. Mieli złożyć życzenia świąteczne. Tomek miał nawet przygotowany prezent dla jednej z nich. - Przyjdą później. Póki co się rozgrzejemy - zaczął palić chłopak, a Tomek przyglądał się mu z ciekawością. - Co to jest? Przyznaj się. - Oj, to nie żadne twarde narkotyki... To tylko trawa. - To też narkotyk. I tylko miałem tu przyjechać? Dobrze się czujesz? - Nie chciałem palić sam. Masz, spróbuj. - Nie mam najmniejszego zamiaru - Tomek zaczął wsiadać na rower. - Co ty robisz? - Jadę do domu. Jestem za bardzo uległy wobec ciebie. Na razie, wesołych świąt. - Poczekaj, Tomek. Chłopak przyspieszył, zjechał z górki. I wtedy przypomniał sobie o wyrzuconej do kontenera paczce świątecznej. Może uda mu się ją jeszcze uratować. Najszybciej, jak potrafił pojechał do śmietnika, w którym wcześniej umieścił paczkę. Niedługo później zaczął przeszukiwać ostrożnie śmieci. Najpierw wzrokiem, następnie ręką. Niestety, paczki nie było. Przyszło mu już tylko jedno rozwiązanie do głowy. Pojechał w kierunku mieszkania pani Dobrzańskiej. Znał kobietę, gdyż kiedyś udzielała mu w przeszłości korepetycji z matematyki. Włodzimierz siedział na fotelu i palił papierosa. Telewizor był włączony, ale on, o dziwo, nie mógł skupić się na teleturnieju. Był zamyślony. Cały czas przypominał sobie słowa, które usłyszał stosunkowo niedawno, gdy był w pracy. „Chciałbym, żeby tatuś wrócił do domu. Bardzo mi go brakuje”. Włodzimierz cały czas słyszał tę sentencję w głowie. Starał się myśleć o czymś innym, ale bezskutecznie. Przygasił papierosa w popielniczce i podszedł do szafki. Chciał znaleźć discmana. Miał zamiar posłuchać muzyki, rozluźnić się. I szukając odtwarzacza, nagle znalazł zaproszenie, które Joanna wysłała mu kilka dni wcześniej. Zaproszenie na Wigilijną wieczerzę. Mężczyzna przeczytał je dokładnie, po czym rzucił kartkę na stół. Z całej siły kopnął w ścianę i powstrzymał się od łez. Nie mógł tego zrozumieć. Dlaczego akurat teraz? Nie wytrzymał. Wziął swój portfel i klucze, po czym opuścił mieszkanie. Przewidywania Anety się sprawdzały. Jej mąż był cały czas w pracy, i po raz kolejny kompletnie o niej zapomniał. Kobieta pojechała już na świąteczne zakupy, a teraz wsiadała do taksówki, która miała zabrać ją do siostry na kolację. Próbowała dodzwonić się do swojego męża, ale ten nie odbierał telefonu. Oczywiście, jak zwykle. Pozbyła się już wszelkich złudzeń. I nagle, kiedy już wsiadała do samochodu, jakieś auto z piskiem jechało na parking. To był Zbyszek. Zatrzymał się i podbiegł do taksówki. - Aneta, już jestem. Przepraszam, że to tak długo trwało. Chodź, jedziemy - mówił z przejęciem do swojej żony. - Zbyszek, ja już zamówiłam taksówkę. - To nic. Zbigniew niemal postawił kobietę przed faktem dokonanym. Zapłacił taksówkarzowi, po czym wyjął z bagażnika wszystkie torby i przełożył je do swojego samochodu. - Wsiadaj, jesteśmy już chyba spóźnieni - zauważył, spoglądając na zegarek. Kobieta wsiadła do samochodu. - Przepraszam cię za wszystko, Anetko - powiedział, wręczając bukiet kwiatów, który miał schowany w aucie. - Boże! Dziękuję... - mówiła kompletnie zaskoczona kobieta - Co się stało? - Po prostu zasiedziałem się w pracy. Ale to już się więcej nie powtórzy. Obiecuję. - Już nieraz tak mówiłeś. - Ale nigdy nie obiecałem. Słuchaj, kupiłem trochę prezentów. Leżą na tylnich siedzeniach. - Zbyszek, ja już wszystko kupiłam. - Dostaną więcej. Będą szcześliwi. W końcu są święta- magiczny czas. - Nie poznaję cię... - Kocham cię - mężczyzna wprawił żonę w osłupienie. Ta położyła dłoń na jego czole. - Zimna. Piłeś coś? - Zwariowałaś? Teraz tak już będzie zawsze - przyspieszył. Joanna przygotowywała ostatnie potrawy na stole. Zbyszek i Aneta już przyjechali. Zajęli swojej miejsca i rozmawiali z Piotrusiem. Nagle zabrzmiał dzwomnek do drzwi. Joanna w progu ujrzała swojego syna, razem z dosyć ładnie ubraną panią Janiną. - Proszę, wejdźcie - mówiła, ukrywając zaskoczenie. - Przepraszam za najście, ale... - zaczęła mówić kobieta. - Proszę się uspokoić, jest Wigilia. Dobrze, że pani do nas przyszła. Pani Dobrzańska i Tomek weszli do środka i zajęli miejsca przy stole. Joanna przyniosła jeszcze jeden talerz, który miał symbolizować wolne miejsce. - Zgubiłem paczkę dla pani Janiny - opowiadał Tomek - Nigdzie nie mogłem jej znaleźć, więc wpadłem na pomysł. Pojechałem do pani. Wytłumaczyłem, o co chodzi. Zostawiłem rower i oboje przyjechaliśmy taksówką. Musi pani u nas spędzić te święta - dodał do starszej pani. - Jeszcze raz wam wszystkim dziękuję. - Już jest pierwsza gwiazdka - krzyknął uradowany Piotruś. - No to zaczynajmy. Najpierw podzielmy się opłatkiem... W tym samym momencie zabrzmiał znowu dzwonek do drzwi. Joanna była zdziwiona. Przecież są już wszyscy. - Pójdę otworzyć - powiedziała, wstając z miejsca. Kobieta otworzyła drzwi. W progu ujrzała swojego byłego męża. - Dobry wieczór. Czy zaproszenie jest jeszcze aktualne? - zapytał delikatnie. - Oczywiście, wejdź - przepuściła go w progu. Nawet nie próbowała ukryć zaskoczenia- Coś się stało? - Proszę, to dla ciebie - wręczył bukiet jej ulubionych, czerwonych róż. -Dziękuję... ale... - To na przeprosiny. Że nie odzywałem się wcześniej. Wiem, że chłopcy mnie potrzebują - skasował jej wszystkie wątpliwości. Oboje poszli do pokoju. Wszyscy byli jeszcze bardziej zaskoczeni od Joanny. Poza Piotrusiem, który nie poznał swojego ojca. - Kim pan jest? - zapytał otwarcie. - Piotrusiu, to nieładnie. To nasz gość - wytłumczyła Joanna. - Jestem znajomym twojej mamy. Mam nadzieję, że mogę zostać - Włodziemierz zwrócił się do chłopca. - Pewnie. Nie mam nic przeciwko. Mężczyzna usiadł przy stole. Chwilę później, wszyscy zaczęli dzielić się opłatkiem. Włodzimierz podszedł do Joanny. - Przepraszam. Zaniedbałem ciebie i nasze dzieci - mówił z prawdziwym przejęciem - Wiem, że nie jesteśmy już małżenśtwem, i nie mam na co liczyć, ale chciałbym, żeby Tomek i Piotrek mieli ojca. Zwłaszcza Piotruś, który nawet mnie nie pamięta... - Cieszę się, że w końcu to dostrzegłeś... - Lepiej późno niż wcale. - Masz rację. W takim razie życzę ci dużo zdrowia i wytrwałości w swoim postanowieniu. - Dziękuję, a ja tobie tego, by twoja dobroć nie miała granic. Oboje pocałowali się w policzek, nie kryjąc swoich emocji i podzielili się opłatkiem. Joanna cały czas nie mogła uwierzyć w to, że jej były mąż zjawił się na wieczerzy. Nie przyznawała się do tego, ale była zadowolona. Włodzimierz skierował się do pani Dobrzańskiej. - Dawno pani nie widziałem. Jak zdrowie, pani Janino? - zaczął rozmowę. - Nie najlepiej. Coraz gorzej chodzę. Ale najważniejsze, że jeszcze jestem z wami... - Proszę nawet nie myśleć, że mogłoby być inaczej. - To dla mnie największy prezent. Ma pan wspaniałego syna. Gdyby nie Tomek... - Wiem o tym, ale na jakiś czas o tym zapomniałem - mówił ze skruchą w głosie. - Jeszcze nic straconego. Proszę mi zaufać. - Już ich nie odzyskam. Tomek jest już prawie dorosły, a Piotruś nawet mnie nie pamięta... - Nigdy nie jest za późno. A dziś jest odpowiednia chwila. W końcu to ten magiczny czas. Może pan jeszcze odbudować, to co rozwalił przez kilka lat, panie Włodku. - Dziękuję za dobre rady, ale obawiam się, że to niemożliwe. - Dlaczego pan tak sądzi? - Bo jest już za późno. - Jeśli będzie pan cierpliwy i wytrwały, czego panu z całego serca życzę, uda się. - Dziękuję, pani Janino. Nie wiem, czy mógłbym tak porozmawiać z kimś innym. Wszyscy tu tak na mnie dziwnie patrzą. - Przyzwyczają się. Zapewniam pana. Zbyszek i Aneta również dzielili się opłatkiem. - Jeszcze raz przepraszam cię za wszystko, Anetko. - Już się na ciebie nie gniewam. Mam nadzieję tylko, że tak będzie zawsze. - Na pewno. Kocham cię Oboje pogrązyli się w długim pocałunku. - Brakowało mi ciebie. Tylko ty jesteś taką osobą, z którą mogę zawsze pogadać, przytulić się - mówiła Aneta. - Mnie ciebie też brakowało, ale to się zmieni, zobaczysz. Jakiś czas później, Włodzimierz usiadł obok Piotrusia. - I jak ci smakuje jedzenie? - rozpoczął rozmowę. - Dobre jest. - Mnie też bardzo smakuje. Ale chyba pomagałeś mamie. Sama by sobie nie poradziła. - Trochę pomagałem, ale niedużo. - Nie bądź taki skromny, Piotrusiu- popatrzył na niego z uśmiechem. - Wcale nie jestem. A to zła cecha? - Oczywiście, że nie. Bardzo dobra. - To dobrze. A pan długo u nas zostanie?- chłopiec wyraził swoją ciekawość. - Nie wiem, to zależy od ciebie i twojej mamy. - Ja panu pozwalam zostać. - Cieszę się. Jeśli chcesz, będziemy mogli razem pograć na komputerze, albo rozwiązać krzyżowkę- ochoczo zaproponował Włodzimierz. - Jasne, uwielbiam to robić. Mama ma zawsze tyle spraw na głowie, że nigdy nie ma czasu. A Tomek albo się uczy, albo gdzieś wychodzi. - Ja z tobą pogram. Ale najpierw będziesz musiał mi wszystko wytłumaczyć. - Nie ma problemu. Choćby teraz. - Spokojnie, teraz jest kolacja. Za chwilę będziemy odpakowywać prezenty. Niedługo potem, Piotruś zaczął odpakowywać prezenty. Był niesamowcie szczęsliwy, kiedy dostawał różne gry, zabawki. Pani Janina dostała album ze zdjęciami i małe radio. Nie mogła powstrzymać łez, gdyż nie spodziewała się żadnego prezentu. - Dziękuję bardzo. To wspaniałe prezenty. Będę oglądała zdjęcia i słuchała radia - mówiła ze wzruszeniem. Piotruś wyjął spod chonki jeszcze jeden, tajemniczy prezent. Nie był w ogóle podpisany. - Połóź go tutaj. Odpakujemy go wszyscy. Joanna zaczęła otwierać dziwny prezent. Wszyscy zobaczyli jakąś ramkę ze zdjęciem. Zaczęli spoglądać na siebie, ale nikt nie chciał się przyznać, czyj to prezent. Na zdjęciu byli objęci Włodzimierz, Joanna, Tomek i Piotruś. I nagle wszyscy usłyszeli jakieś dzwonki. Piotruś jako pierwszy podbiegł do okna. - Ja nie mogę! Chodźcie tutaj!!! - zaczął krzyczeć. Wszyscy szybko podeszli do okna i ujrzeli coś niesamowitego. Był to prawdziwy święty Mikołaj na saniach. Ciągnęły je renifery. - Wesołych świąt! - krzyknął - Dla was wszystkich! Chwilę potem, sanie wzbiły się w powietrze. Wszyscy nie mogli w to uwierzyć. Patrzyli ze zdumieniem przez okno. Włodzimierz lekko przytulił Joannę, a jego objął Piotruś. - To był magiczny czas. Nigdy tego nie zapomnę. Teraz już nie jestem małym Piotrusiem, a dorosłym Piotrem, a od tego zdarzenia minęło już prawie dwadzieścia lat, ale nigdy nie przestałem wierzyć w świętego Mikołaja. Nigdy nie doszliśmy do porozumienia, czy to był sen, czy prawda. Jedno jest pewne. Dobry duch świąt sprawił, że się pojednaliśmy. To po prostu niesamowite. Wam też życzę podobnych wrażeń. Wesołych świąt! To jak- wierzysz w świętego Mikołaja? KONIEC Podpis: Pieróg

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam Alis, to jeszcze nie koniec czekam na ENDE:-D Ja już zdążyłam piernika spalić, zaczytałam się kurde.... Jutro wpadnie znajoma z dzieckiem i będę piec jeszcze jednego....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
kolędy już w radio lecą:) tekst piosenki Na zielonej łące - Kolędy Na zielonej łące Na zielonej łące przy niskiej dolinie, a tam sobie rozmawiali same zbawiciele. Przyleciało z nieba małe pacholątko, przyleciało i znak dało, że będzie Dzieciątko. Najświętsza Panienka nisko się skłoniła, swoje oczy i twarz świętą nisko opuściła. Najświętsza Panienka Syna porodziła i w stajence we żłóbeńku siankiem Go okryła. A jak Go okryła, tak Jemu śpiewała: uśnijże mi mój Syneczku, ja też będę spała. Matuś moja matuś poczekaj z godzinę, niech ja skoczę tam do raju, przyniesę pierzynę. Synu Ty Mój Synu gdzieżbyś Ty to zrobił, jeszcze nie ma pół godziny, jakżś się narodził. Matuś moja matuś gdzieżbym Ja nie zrobił, a Jam stworzył niebo, ziemię i wszelkie stworzenie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ALLIISS.
Znalazłam:-D - Aneta, już jestem. Przepraszam, że to tak długo trwało. Chodź, jedziemy - mówił z przejęciem do swojej żony. - Zbyszek, ja już zamówiłam taksówkę. - To nic. Zbigniew niemal postawił kobietę przed faktem dokonanym. Zapłacił taksówkarzowi, po czym wyjął z bagażnika wszystkie torby i przełożył je do swojego samochodu. - Wsiadaj, jesteśmy już chyba spóźnieni - zauważył, spoglądając na zegarek. Kobieta wsiadła do samochodu. - Przepraszam cię za wszystko, Anetko - powiedział, wręczając bukiet kwiatów, który miał schowany w aucie. - Boże! Dziękuję... - mówiła kompletnie zaskoczona kobieta - Co się stało? - Po prostu zasiedziałem się w pracy. Ale to już się więcej nie powtórzy. Obiecuję. - Już nieraz tak mówiłeś. - Ale nigdy nie obiecałem. Słuchaj, kupiłem trochę prezentów. Leżą na tylnich siedzeniach. - Zbyszek, ja już wszystko kupiłam. - Dostaną więcej. Będą szcześliwi. W końcu są święta- magiczny czas. - Nie poznaję cię... - Kocham cię - mężczyzna wprawił żonę w osłupienie. Ta położyła dłoń na jego czole. - Zimna. Piłeś coś? - Zwariowałaś? Teraz tak już będzie zawsze - przyspieszył. Joanna przygotowywała ostatnie potrawy na stole. Zbyszek i Aneta już przyjechali. Zajęli swojej miejsca i rozmawiali z Piotrusiem. Nagle zabrzmiał dzwomnek do drzwi. Joanna w progu ujrzała swojego syna, razem z dosyć ładnie ubraną panią Janiną. - Proszę, wejdźcie - mówiła, ukrywając zaskoczenie. - Przepraszam za najście, ale... - zaczęła mówić kobieta. - Proszę się uspokoić, jest Wigilia. Dobrze, że pani do nas przyszła. Pani Dobrzańska i Tomek weszli do środka i zajęli miejsca przy stole. Joanna przyniosła jeszcze jeden talerz, który miał symbolizować wolne miejsce. - Zgubiłem paczkę dla pani Janiny - opowiadał Tomek - Nigdzie nie mogłem jej znaleźć, więc wpadłem na pomysł. Pojechałem do pani. Wytłumaczyłem, o co chodzi. Zostawiłem rower i oboje przyjechaliśmy taksówką. Musi pani u nas spędzić te święta - dodał do starszej pani. - Jeszcze raz wam wszystkim dziękuję. - Już jest pierwsza gwiazdka - krzyknął uradowany Piotruś. - No to zaczynajmy. Najpierw podzielmy się opłatkiem... W tym samym momencie zabrzmiał znowu dzwonek do drzwi. Joanna była zdziwiona. Przecież są już wszyscy. - Pójdę otworzyć - powiedziała, wstając z miejsca. Kobieta otworzyła drzwi. W progu ujrzała swojego byłego męża. - Dobry wieczór. Czy zaproszenie jest jeszcze aktualne? - zapytał delikatnie. - Oczywiście, wejdź - przepuściła go w progu. Nawet nie próbowała ukryć zaskoczenia- Coś się stało? - Proszę, to dla ciebie - wręczył bukiet jej ulubionych, czerwonych róż. -Dziękuję... ale... - To na przeprosiny. Że nie odzywałem się wcześniej. Wiem, że chłopcy mnie potrzebują - skasował jej wszystkie wątpliwości. Oboje poszli do pokoju. Wszyscy byli jeszcze bardziej zaskoczeni od Joanny. Poza Piotrusiem, który nie poznał swojego ojca. - Kim pan jest? - zapytał otwarcie. - Piotrusiu, to nieładnie. To nasz gość - wytłumczyła Joanna. - Jestem znajomym twojej mamy. Mam nadzieję, że mogę zostać - Włodziemierz zwrócił się do chłopca. - Pewnie. Nie mam nic przeciwko. Mężczyzna usiadł przy stole. Chwilę później, wszyscy zaczęli dzielić się opłatkiem. Włodzimierz podszedł do Joanny. - Przepraszam. Zaniedbałem ciebie i nasze dzieci - mówił z prawdziwym przejęciem - Wiem, że nie jesteśmy już małżenśtwem, i nie mam na co liczyć, ale chciałbym, żeby Tomek i Piotrek mieli ojca. Zwłaszcza Piotruś, który nawet mnie nie pamięta... - Cieszę się, że w końcu to dostrzegłeś... - Lepiej późno niż wcale. - Masz rację. W takim razie życzę ci dużo zdrowia i wytrwałości w swoim postanowieniu. - Dziękuję, a ja tobie tego, by twoja dobroć nie miała granic. Oboje pocałowali się w policzek, nie kryjąc swoich emocji i podzielili się opłatkiem. Joanna cały czas nie mogła uwierzyć w to, że jej były mąż zjawił się na wieczerzy. Nie przyznawała się do tego, ale była zadowolona. Włodzimierz skierował się do pani Dobrzańskiej. - Dawno pani nie widziałem. Jak zdrowie, pani Janino? - zaczął rozmowę. - Nie najlepiej. Coraz gorzej chodzę. Ale najważniejsze, że jeszcze jestem z wami... - Proszę nawet nie myśleć, że mogłoby być inaczej. - To dla mnie największy prezent. Ma pan wspaniałego syna. Gdyby nie Tomek... - Wiem o tym, ale na jakiś czas o tym zapomniałem - mówił ze skruchą w głosie. - Jeszcze nic straconego. Proszę mi zaufać. - Już ich nie odzyskam. Tomek jest już prawie dorosły, a Piotruś nawet mnie nie pamięta... - Nigdy nie jest za późno. A dziś jest odpowiednia chwila. W końcu to ten magiczny czas. Może pan jeszcze odbudować, to co rozwalił przez kilka lat, panie Włodku. - Dziękuję za dobre rady, ale obawiam się, że to niemożliwe. - Dlaczego pan tak sądzi? - Bo jest już za późno. - Jeśli będzie pan cierpliwy i wytrwały, czego panu z całego serca życzę, uda się. - Dziękuję, pani Janino. Nie wiem, czy mógłbym tak porozmawiać z kimś innym. Wszyscy tu tak na mnie dziwnie patrzą. - Przyzwyczają się. Zapewniam pana. Zbyszek i Aneta również dzielili się opłatkiem. - Jeszcze raz przepraszam cię za wszystko, Anetko. - Już się na ciebie nie gniewam. Mam nadzieję tylko, że tak będzie zawsze. - Na pewno. Kocham cię Oboje pogrązyli się w długim pocałunku. - Brakowało mi ciebie. Tylko ty jesteś taką osobą, z którą mogę zawsze pogadać, przytulić się - mówiła Aneta. - Mnie ciebie też brakowało, ale to się zmieni, zobaczysz. Jakiś czas później, Włodzimierz usiadł obok Piotrusia. - I jak ci smakuje jedzenie? - rozpoczął rozmowę. - Dobre jest. - Mnie też bardzo smakuje. Ale chyba pomagałeś mamie. Sama by sobie nie poradziła. - Trochę pomagałem, ale niedużo. - Nie bądź taki skromny, Piotrusiu- popatrzył na niego z uśmiechem. - Wcale nie jestem. A to zła cecha? - Oczywiście, że nie. Bardzo dobra. - To dobrze. A pan długo u nas zostanie?- chłopiec wyraził swoją ciekawość. - Nie wiem, to zależy od ciebie i twojej mamy. - Ja panu pozwalam zostać. - Cieszę się. Jeśli chcesz, będziemy mogli razem pograć na komputerze, albo rozwiązać krzyżowkę- ochoczo zaproponował Włodzimierz. - Jasne, uwielbiam to robić. Mama ma zawsze tyle spraw na głowie, że nigdy nie ma czasu. A Tomek albo się uczy, albo gdzieś wychodzi. - Ja z tobą pogram. Ale najpierw będziesz musiał mi wszystko wytłumaczyć. - Nie ma problemu. Choćby teraz. - Spokojnie, teraz jest kolacja. Za chwilę będziemy odpakowywać prezenty. Niedługo potem, Piotruś zaczął odpakowywać prezenty. Był niesamowcie szczęsliwy, kiedy dostawał różne gry, zabawki. Pani Janina dostała album ze zdjęciami i małe radio. Nie mogła powstrzymać łez, gdyż nie spodziewała się żadnego prezentu. - Dziękuję bardzo. To wspaniałe prezenty. Będę oglądała zdjęcia i słuchała radia - mówiła ze wzruszeniem. Piotruś wyjął spod chonki jeszcze jeden, tajemniczy prezent. Nie był w ogóle podpisany. - Połóź go tutaj. Odpakujemy go wszyscy. Joanna zaczęła otwierać dziwny prezent. Wszyscy zobaczyli jakąś ramkę ze zdjęciem. Zaczęli spoglądać na siebie, ale nikt nie chciał się przyznać, czyj to prezent. Na zdjęciu byli objęci Włodzimierz, Joanna, Tomek i Piotruś. I nagle wszyscy usłyszeli jakieś dzwonki. Piotruś jako pierwszy podbiegł do okna. - Ja nie mogę! Chodźcie tutaj!!! - zaczął krzyczeć. Wszyscy szybko podeszli do okna i ujrzeli coś niesamowitego. Był to prawdziwy święty Mikołaj na saniach. Ciągnęły je renifery. - Wesołych świąt! - krzyknął - Dla was wszystkich! Chwilę potem, sanie wzbiły się w powietrze. Wszyscy nie mogli w to uwierzyć. Patrzyli ze zdumieniem przez okno. Włodzimierz lekko przytulił Joannę, a jego objął Piotruś. - To był magiczny czas. Nigdy tego nie zapomnę. Teraz już nie jestem małym Piotrusiem, a dorosłym Piotrem, a od tego zdarzenia minęło już prawie dwadzieścia lat, ale nigdy nie przestałem wierzyć w świętego Mikołaja. Nigdy nie doszliśmy do porozumienia, czy to był sen, czy prawda. Jedno jest pewne. Dobry duch świąt sprawił, że się pojednaliśmy. To po prostu niesamowite. Wam też życzę podobnych wrażeń. Wesołych świąt! To jak- wierzysz w świętego Mikołaja? KONIEC Podpis: Pieróg

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pozdrawiam serdecznie WBW ! Niedawno przyszłam z miasta i nawet kupiła już parę podarków ! dla wnuczki dla meza i dla siebie oczywiscie:-D Zycze milego sobotniego wieczorku❤️ - Czy jest...takie miejsce - Czy jest takie miejsce na świecie...i czy jest - taki kraj - gdzie nie leją się łzy, a szczęście...w każdym miejscu tkwi. Czy jest - takie miejsce... Gdzie marzenia się spełniają... i nie wiesz, co to rozpacz i złość, a życie nie daje Ci w kość. Czy jest - takie miejsce nas ziemi...i czy jest gdzieś - taki czas - który nie biegnie za szybko...i ludzi na miłość jest stać. taką - Prawdziwą...bezkresną... i gdzie zamilkł już - całkiem płacz. Gdzie tylko...śmiech radości usłyszysz, ze śpiewem ptaków...połączysz się... Przysiądziesz - ze szczęściem - nad oceanem ciszy...i za ręce chwycisz - Je - A gdy...to wszystko Ci się przydarzy... wiedz, że jesteś...nad zatoką marzeń. Mariola

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
http://www.wrzuta.pl/audio/yEKDxf2gPo/zbigniew_wodecki_-_tak_bardzo_wierze_w_nas RÓŻA W tym parku pobladłym bez śmiechu i gości przy róży rozkwitłej stoję. Otośmy jedynymi świadkami piękności - ja jej, a ona mojej. http://www.parales.pl/images/zima_9.jpg http://www.parales.pl/images/zima_6.jpg http://www.parales.pl/images/zima_10.jpg

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
http://jaszczurka32.wrzuta.pl/audio/lCV4VXM6Rt/zbigniew_wodecki_-_opowiadaj_mi_tak_1 Piękna i mroźna jest zima. Puchowa pierzynka ziemię pokrywa. Drzewa jak z bajki-tak sobie marzę Okna jak kwieciste witraże. :-D Zima, zima śnieżek prószy, Aż zajączki tulą uszy. Jak tu jasno, jak tu biało, Śnieg obsypał ziemie całą. Skrzypi śnieżek gwiazdeczkami, Świat obrodził bałwankami, Zaszronione okna szklana, Kwiaty mrozem malowane. Zimą cały las pamięta, O kolędach i o świętach! ...już niedługo Kochani :-D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość XL
dzięki za Wodeckiego 👄 Pozdrawiam👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość XL
Przychodzi skrzat do apteki i mówi: - Tabletkę na żołądek poproszę. - Zapakować? - Nie trzeba. Poturlam. Do apteki wszedł mężczyzna I poprosił o możliwość rozmowy z aptekarzem mężczyzną. Kobieta w okienku: - Proszę pana, nie zatrudniamy ani jednego mężczyzny. Właścicielką apteki jest moja siostra, ja natomiast jestem farmaceutką, w czym mogłabym pomóc? - Proszę pani, mam jednak taką sprawę, ze wolałbym porozmawiać z mężczyzną... - Proszę pana, jestem dyplomowaną farmaceutką I zapewniam pana, że podejdę do sprawy absolutnie profesjonalnie, dyskretnie i bezosobowo... - Proszę pani, bardzo ciężko MI o tym mówić, naprawdę wolałbym z mężczyzną... Mam wielki kłopot, ponieważ mam permanentną erekcję. Co pani mogłaby MI dać? - Mmm... proszę poczekać chwilkę, muszę zapytać mojej siostry. Po kilku minutach wróciła: - Proszę pana, naradziłyśmy się z siostrą i wszystko, co możemy Panu dać to 1/3 udziałów w aptece, służbowy samochód i 5000 miesięcznej pensji... ::::::: Wpada facet do apteki i krzyczy: - Ludzie! Przepuście mnie bez kolejki! Tam człowiek leży i czeka! Ludzie poruszeni przepuścili, facet podbiega do okienka i krzyczy: - Dwie prezerwatywy proszę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość XL
Ksiądz w kościele: - Małżeństwo, to jakby dwa statki spotkały się w porcie. Jeden pan odwraca się do kolegi i szepcze: - To ja chyba trafiłem na statek wojenny. Rozmawia dwóch pijaczków: - Ciekawe dlaczego dali mi ksywkę Dżin? Pewnie dlatego, że wszystko mogę? - Nie, stary, po prostu gdy tylko ktoś odkręca butelkę, Ty od razu się pojawiasz.... Wspomnienia kolesia: - Jak byłem kawalerem, zawsze gdy spotykały mnie jakieś zgrzybiałe ciotki na weselach, to poklepywały mnie po ramieniu i mówiły: - Będziesz następny. - Przestały, kiedy na pogrzebach zacząłem robić im tak samo. ZEBRAŁO MNIE NA :-D 7.77

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pozdrawiam kochani cichutko dzisiaj w Oazie m, pewnie wszyscy sprzątają albo prezenty kupują ?:-D A może pieką coś na 1 ADWENT? Ja już sypialnie wysprzątałam , zaraz będę pieklą piernik z marmolada:-D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
http://www.opoka.org.pl/zycie_kosciola/modlitwa/rozwazania/swieczka.jpg Adwent to czas radosnego oczekiwania na przyjście Jezusa. Adwent dzieli się na dwa podokresy, z których każdy ma odrębne cechy, wyrażone w dwóch różnych prefacjach adwentowych: * Pierwszy podokres Adwentu obejmuje czas od pierwszej niedzieli Adwentu do 16 grudnia, kiedy czytane są teksty biblijne, zapowiadające powtórne przyjście Zbawiciela na końcu świata i przygotowujące do spotkania z Chrystusem Sędzią. Dni powszednie w tym okresie przyjmują wszystkie obchody wyższe rangą (tzn. wspomnienia dowolne, obowiązkowe, święta i uroczystości); * Drugi okres Adwentu, od 17 do 24 grudnia, to bezpośrednie przygotowanie do świąt Bożego Narodzenia. W tym okresie w dni powszednie można obchodzić jedynie święta i uroczystości.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wieniec adwentowy wieniec adwentowyJednym z najbardziej wymownych zwyczajów adwentowych jest wieniec adwentowy, który ustawia się koło ołtarza. Zwyczaj ten pochodzi z Niemiec, gdzie w 1839 r. pastor prowadzący przytułek dla sierot wpadł na pomysł, aby wieńcem przystroić świetlicę dla dzieci. Razem z wychowankami w I niedzielę adwentu zapalił pierwszą świecę adwentową by wytworzyć nastrój skłaniający do modlitwy. Następne, mniejsze dwadzieścia cztery świece podopieczni zapalali każdego dnia aż do Wigilii, gromadząc się na śpiew i modlitwę. Później drewniane koło przystrojono gałązkami jodły. Z czasem liczbę świec zmniejszono do czterech, a zwyczaj ten szybko rozszedł się po wielu krajach. W Polsce zwyczaj ten pojawił się po pierwszej wojnie światowej. Obecnie mamy wieńce adwentowe w kościele, ale także w wielu domach stroiki bożonarodzeniowe mają właśnie kształt wieńca. Wykonuje się go z gałązek szlachetnych drzew iglastych, takich jak: świerk, jodła czy sosna. Na wieńcu są umieszczone cztery świece symbolizujące cztery niedziele adwentowe. Świece zapala się w kolejne niedziele Adwentu (najpierw jedną, potem dwie itd). Zapalanie świec oznacza czuwanie i gotowość na przyjście Chrystusa. Wiąże się to ze słowami Chrystusa, który określał siebie mianem \"światłości świata\".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Świece roratnie - roratka - lampiony W okresie Adwentu bardzo ważnym, wymownym i często stosowanym znakiem w liturgii jest świeca. Świece i lampiony posiadają bogatą symbolikę. Światło jest symbolem Chrystusa, gdyż prorocy zapowiadali Go jako światłość, a także sam Chrystus mówi o sobie: \"Ja jestem światłością świata, kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia\". ŚWIECA MARYJNA - RORATKA Zazwyczaj jest to wysoka świeca koloru białego lub jasnożółtego, przewiązana białą wstążką i udekorowana zielenią. W kościołach umieszczana w środku wieńca adwentowego lub na ołtarzu i zapalana w czasie roratnich Mszy świętych. Symbolizuje Maryję, która w mroczny czas adwentowy w swoim łonie niesie światu Chrystusa - Światłość Prawdziwą. Zwyczaj umieszczania jej na ołtarzu pochodzi z czasów Bolesława Wstydliwego (XIII w.). Wówczas na początku Adwentu przed ołtarzem w katedrze stawali przedstawiciele wszystkich siedmiu stanów - król, prymas, senator, szlachcic, żołnierz, kupiec, chłop - i trzymając w dłoniach zapalone świece każdy oznajmiał zebranym: \"Jestem gotów na sąd Boży\". LAMPIONY ADWENTOWE Innym przejawem adwentowej liturgii światła jest lampion. Przygotowuje się go najczęściej z brystolu lub kartonu. Stanowi on formę czworoboku zamkniętego, którego ścianki, podklejone od wewnątrz kolorową bibułką, przypominają gotyckie witraże z symbolami chrześcijańskimi lub scenami biblijnymi. Wewnątrz umieszcza się świecę, która zapalana jest na początku mszy roratniej. Idąc na roraty, dzieci zabierają je ze sobą aby rozświetlały mroki grudniowej nocy. Ta piękna w swej wymowie symbolika przypomina nam o konieczności zbierania przez cały adwent dobrych uczynków, które mogłyby rozjaśnić mroki grzechu w naszej duszy, wskazać Chrystusowi drogę do naszego serca. By, kiedy w pięknie przyozdobionej świątyni znajdzie się miejsce na betlejemski żłóbek, w naszym sercu znalazło się jednocześnie miejsce dla małego Jezusa. To wszyscy wiemy , ale nie zaszkodzi jeszcze sobie przypomnieć:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
🌼 Ryszard Rynkowski » Nie mówimy, że to miłość Ja przy Tobie Mogę śmieszny być, Pewny siebie Jak kościelna mysz. Małozgrabny, Nieporadny, Ot, na wróble strach, Lecz spokojny, lecz bezpieczny tak. Ja przy Tobie Mogę konie kraść. Być jak wino, Co mu sprzyja czas. Nie mówimy, ze to miłość Po co kusić los? Życie jest cudowną chwilą, Ze mną bądź. Cieszmy się najkrótszą chwilą, Miłość nie chce słów, Żyjmy tak, jakby nie było Jej tu. A ty przy mnie Możesz sobą być. Tak niewinnie Ze mną wino pić. Więc nie mówmy, ze to miłość, Po co kusić los? Życie jest cudowną chwilą, Ze mną bądź. 🌼 Sami » Za mało Samotność wyszła na ulice, Na każdym kroku pełno jej I ja też chciałbym biec i krzyczeć Że już nie mam Cię Mówiłaś razem a nie obok Nie rozumiałem takich słów Rozmawiam teraz sam ze sobą Choć wkrąg ludzi tłum Za mało jest w nas Odwagi, by żyć dla kogoś choć raz Za mało w nas jest Uczynków i serc gorących jak krew Zaglądam w twarze innych ludzi Ten sam w nich widzę mały strach Że zanim zjawi się ktoś drugi Zasną, swój stracą czas 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
miłego wieczorka , moze po 22.00 bede 🖐️ Kombi » Czekam wciąż na cud Nie daję wiary a jednak to fakt Zostałem znów zupełnie sam Zrównał się bilans mych zysków i strat Od kiedy tylko siebie mam Nie pragniesz mnie Nie czujesz nic Z innym dzielisz swój czas - ja wiem Przegrałem już tę próbę sił Czy coś łączy dziś nas Czekam na cud na jeden twój znak Bym mógł cofnąć czas Czekam na cud najmniejszy twój ruch Bo wciąż wierzę w nas A jeśli kiedyś wydarzy się tak Że zechcesz wrócić do mnie znów To moje serce stopnieje jak lód Nie będę pytał siebie już Czy pragnę cię Czy czuję coś

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pozdrawiam Wieczorkiem i witam mile panie Wszystkie bez wyjątku! Z ochota poczytałam o Adwencie! To naprawdę oczekiwania piękny czas. Jutro przyjdą do nas teście , myślę, ze to będą wypitki :-D ....co dzieci i my chcielibyśmy pod choinkę.... A potem teściowa jak widzi nas uśmiechniętych to mówi do teścia \" widzisz miałam racje,ze oni będą się z tego cieszyć\"... Kochana z niej kobitka .... Mam wspaniałych teściów....:) Juz ciesze się na święta i Nowy rok :-D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Staff Leopold Ballada o darowanym sercu Trzy siostry, piękne siostry trzy, Chowały w sercu tajne sny. Pierwsza miała węże złote, Mądre nad dziwotę, Co znały wiedzę i mądrość tajemną I w ucho jej nocą zwierzały je ciemną. Lecz ona chciała jeszcze Mieć pierścień, wróżek rzadki dar, Którego czar Zgaduje przyszłe losy wieszcze. A druga siostra miała kamienie zielone, Zielone kamienie, Droższe nad złoto i szczęścia wspomnienie. Lecz chciała mieć jeszcze koronę, Aby w nią wprawić kamienie zielone I ustroiwszy złotą skroń, W blasku słonecznych południ Spoglądać w toń, Piękną podziwiać się w studni. A trzecia siostra miała jeno serce, Swe serce rubinowe. Niosła je w dłoniach wzniesionych nad głowę, Przez łąk przechodząc kobierce Wśród barwnych kwiatów tysięcy. Nie chciała bogactw ni mądrości znać I już niczego nie pragnęła więcej. Jeno swe serce chciała w darze komu dać. Poszła pierwsza siostra przez łąk rosy W daleką stronę Szukać pierścienia, którego czar-siła Zgaduje przyszłe losy. I opuściły ją węże zdradzone, Ze dla pierścienia poszła w obcą stronę. A kiedy znów wróciła, Ukryły się węże jej, węże wzgardzone, Głęboko wśród zielonych mchów, Nie chcąc już zwierzać mądrych wiedzy słów. A druga siostra poszła, by znaleźć koronę, I zielone kamienie zgubiła, Zielone kamienie. Zgubiła w słoneczne południe złocone Po trawie zielonej kamienie zielone, Droższe niż szczęścia wspomnienie. Nie wie, czy szukać wśród traw czy róż, Nie znajdzie już!... Stracone zielone kamienie\'... A trzecia siostra szła przez łan, Szła polem i przez ciernie, Serce swe w dłoniach niosąc wiernie. Na koniu jechał złoty pań, Hej, zbrojno i rycernie. W twarzy miał bladość i tęsknotę, Na srebrnej tarczy lilie złote I lilie na konia błękitnym czapraku, I pióra bogate na szczycie w szyszaku. Rzekł: \"Jadę w bój, w daleki kraj. Serce mi swe, dziewczyno, daj. Stań mi na stopę u strzemienia, U mego wesprzyj się ramienia.ť Stopę na stopie wsparła mu, biała, Wspięła się, serce młode podała, Swe serce rubinowe, Swe usta malinowe. I rycerz z sercem odjechał w dal, Śpiewając szczęście swe i żal. A ona dłońmi objąwszy głowę, Dłońmi obiema, Wróciła, aby w ciszy łkać, Ze serca nie ma, Ze je musiała dać. A gdy płakała cichą nocą, Przyszły węże do niej. W księżycu się złocą Węże mądre, mądre nad dziwotę: Znalazły kamienie posiane po błoni, Wśród chaszczy, \'Po trawie zielonej kamienie zielone, A każdy wąż kamień zielony ma w paszczy. I w obręcz, i w koło zwijają się złote, Dziewczynie na skroni się plotą w koronę, A w złotej koronie kamienie zielone Skrzą w paszczach wężowych na białym jej czole. Piękności korona Z cierpienia spleciona, Z wężów, co w złotym owiły skroń kole. I szepcą jej mądrość do ucha Węże złote, Mądre nad dziwotę, Mądrość i wiedzę jej szepcą do ucha I oto wie wszystko, i słucha a słucha.. Skroń się pochyla mądrością wieńczona .. Ach, gorzka ta mądrość, ach, ciężka korona, Zbyt ciężka zielonym kamieniem! A jeden wąż złotym pierścieniem, Pierścieniem z zielonym kamieniem, Owinął jej palec: los przyszły pokaże... Ach, smutny los serca danego raz w darze? I dziwnie dziewczyna pobladła, Gdy przyszły los serca odgadła, Los serca danego raz w darze. ŤAch, nędzą ma mądrość, ma piękność, bogactwo!* A noc już przemija i budzi się ptactwo! Ach, serce oddane czerwone! Hej, złota korona! Kamienie zielone! Pierwszą siostrę odeszły jej węże uczone, Druga siostra straciła kamienie zielone, A trzecia skonała, bo serce oddala... Na grobie jej zakwitła lilia jak śnieg biała.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Listeczku, piękna ta ballada👄 Milo się czyta , jak tak chwalisz teściową , ja tez nie mogę na swoja złego słowa powiedzieć... To dobra kobieta i traktuje nas wszystkich równo.. To znaczy swoja córkę i jej dzieci, mnie i moje dzieciaki.... Zauważyłam wielokrotnie , ze dzieli wszystkich po równo... A jeszcze wam coś powiem u mnie jak u mnie bo ja miałam rodziców złotych, ale moja koleżanka to zawsze mówi , ze jej teściowa to była lepsza od rodzonej matki... Dlatego zawsze w towarzystwie nie lubi dowcipów o teściowych:-D A ja to zawsze mowie teściowa to tez człowiek:-D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Anna Wojdecka PIOSENKI DLA DZIECI III KULIG Jedzie, jedzie kulig parkową aleją na saneczkach dzieci. Buzie im się śmieją ha , ha kulig gna ha, ha, ha kulig gna! Powozi woźnica grzywiastego konia głośno pokrzykuje lejce trzyma w dłoniach ha, ha kulig gna ha, ha, ha kulig gna Śmiechem się alejka wypełniła cała nie ma to jak zima Zima jest wspaniała ha, ha kulig gna ha, ha, ha kulig gna A ja tak tęsknię już za prawdziwa zimą....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×