Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość pampucia

Mój mąż tyran psychczny

Polecane posty

Dziewczyny pisałam na tym forum prawie lata temu.Udało mi się uwolnić po prawie 25 latach. Paradoksem było to że to on wystąpił o rozwód. Jak zaczęłam być asertywna to ON postanowił mi zrobić na złość. Ja o dziwo czułam się porzucona, płakałam przez pół roku i nie chciałam się zgodzić na rozwód. Do czasu.Kiedy poszłam do sądu poczułam ulgę. Zrobił na złość owszem ale nie mnie tylko sobie. potem wspólne mieszkanie w domu było horrorem. " Idziesz na spotkanie z nowym kochankiem " słyszałam gdy gdziekolwiek wychodziłam. Poszłam do psychiatry i do psychologa gdy postawił ścianę na środku pokoju. To było najlepsze co mogłam zrobić. Wspaniała Pani psycholog uzmysłowiła mi że słowo " chcę" muszę zamienić na słowo "muszę" Jestem dzisiaj w swoim mieszkaniu. Nikt mi nie mówi co mam robić.Nikt mnie nie przezywa i nie dręczy moich dzieci. Zostawiłam mu dom. Nie wzięłam ani jednego garnka. To są tylko rzeczy. Pomogło mi w tym parę osób, takich prawdziwych przyjaciół. Tak pomogli mi ale nie zrobili niczego za mnie. Musicie powiedzieć sobie czas zacząć coś robić a nie tylko płakać i myśleć o tym jak jest źle. Mam za sobą wiele problemów , które są przed wieloma z Was, ale wierzcie mi można zacząć żyć własnym życiem bez bagażu w postaci powolnego zabójcy Waszych serc i umysłów. Trzymam za Was kciuki. Nie dajcie się. Szkoda mi strasznie dziewczyny która opisuje tyrana ojca. To Twoja mama powinna walczyć a Ty powinnaś ją wspierać. Pozdrawiam Was Wszystkie Ofiary Miłości.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aszcz26
Witajcie!!! ElaAla super nawet po 25 latach związku, moje gratualcje, ja też pisałam tu jakiś czas temu, dzis jestem juz od pół roku po rozwdzie i nie żałuje tej decyzji mimo, że jestem młoda a moje małżeństwo trwało tylko rok, jak niektórzy mówią Boże jeszcze się dotrzecie, ale ja wiem że pewne zachowania w człowieku się nie zmienią, tym bardziej, że jest to uwarunkowane zachowaniem wyniesionym z domu i jedynie na takie coś może pomóc jakas terapia, oczywiście jeżeli ta druga osoba chce i zależy jej. Nie powiem jest mi ciężko, samej dźwigać te bary, bo mam 1.5 roczną córeczkę, która jest moim największym skarbem świata, i jestem zdana całkowicie na siebie, ale warto naprawdę, niż żyć w chorym związku, dlatego przyłączam się do słów koleżanki, zamiast siedzieć i lamentować jakie to macie podłe życie w koncu zróbcie cos z tym, ja wiem, ze nie jest łatwo bo to ejst strach obawa, ale póki nie powiemy A to nie powiemy też B.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość cantlive
długo szukałam miejsca,w którym mogłabym opisać,co tak naprawdę dzieje się w moim domu. Chciałam was prosić w sumie o jedno.Powiedzcie,czy mam racje czując się,tak jak się czuję,czy może jestem po prostu tak beznadziejna i wyolbrzymiam. Nasz "związek" trwa od ponad 3lat. Przedtem,przez długi okres czasu się kolegowaliśmy. I tutaj pierwsza rzecz-on dla osób "obcych",poza rodziną,jest wcieleniem dobra. Pomaga,jest zabawny i zaradny. Dlatego tez nie dostrzeglam w nim ani jednej z tych potwornych wad, z którymi zmagam się teraz na co dzień. Na początku było świetnie,on znał mnie dobrze. Byłam rozrywkową,młodą dziewczyną, z mnóstwem znajomych i jemu to nie przeszkadzało. Zamieszkał z nami. Tzn.z moimi rodzicami w duzym domu. Byl wtedy prawie zakochany w moim ojcu. Odnosiłam wrazenie,ze wolal spedzac czas z nim,niz ze mna. Powol przestawal ze mna rozmawiac. Zaczal robic wyrzuty,o to,ze czasem musze zostac w pracy dosłownie pol godziny dluzej,przy czym sam nie raz wracal po nocy-pijany. Staralam sie jak mogla,ale kiedy doprowadzil do tego,ze nie moglam wyjsc spotkac sie z przyjaciolmi,postanowilam to skonczyc. Byc moze to,ze stal sie potworem wynikalo tez z tego,ze moj tata zbankrutowal,musielismy oddac dom bankowi, a sami wynajac mieszkanie.Zaczal obrazac moja rodzine i robi to do dzis. W mysl zasady-nie ma kasy,nie jest nic wart. No i tak przeciagalam to rozstanie,az okazało sie,ze jestem w ciazy. Po jakims czasie,musialam zrezygnowac z pracy. Bylo coraz gorzej. On przejmowal sie ciaza tylko przy znajomych. "Mojemu dziecku niczego nigdy nie zabraknie!Bede go kochal nad zycie,bawil sie itp."-mówił. Ja stałam się grubą krową. On dalej imprezowal i wracal po nocach pijany. Chciał ode mnie tylko jednego... nie dając mi nic w zamian..a kiedy się nie zgadzałam,były awantury. Urodziłam.Nic się nie zmieniło. Syna ma gdześ,mnie jeszcze bardziej. Zdarzyło mu się mnie uderzyć,jak się stawiam drze sę wniebogłosy,rzuca wszystkim co ma pod ręką,trzaska drzwami,tak ze sciany pekaja,po prostu sie go boje. Po czym mówi,ze to wszystko moja wina,ze ja go doprowadzam do takiego stanu,ze juz ma mnie dosc, ze jestem beznadziejna itp. Kiedy pytam czy moglabym gdzies wyjsc,odpowiada "ty sie lepiej dzieckiem zajmij" [ siedzę w domu 24h na dobe,robi ,i awantury nawet kiedy wychodzę na spacery z małym! ówi,ze sie "szlajam" calymi dniami.] Muszę prosić go zeby kupil malemu pieluchy,czy chusteczki. A i tak robi mi awantury,ze za duzo zuzywam tego wszystkiego. Jedzenie kupuje,tylko jak ktos ma przyjsc,albo kiedy sam ma wolne. W pozostale dni,jem to co zostalo,bo nie ma kasy. A sobie wciaz kupuje,nowe ubrania,wydaje krocie na swoj samochod,zamawia sobie zegarki,wędki i inne. Twierdzi,ze "jemu tez sie cos nalezy"... tak jakby mi sie cokolwiek nalezalo..ja mam tylko zajmowac sie malym,prac,prasowac,sprzatac i byc jego prywatna dz***ka. Niewolnica wrez.po pracy musze robic wszystko co on chce,bo on tylko lezy i oglada telewizje. Nie wiem,nie mam juz sily.Boje sie wyjsc z domu,boje sie tez go zostawic,bo mowi,ze nigdy sie ze mna nie rozstanie,a jesli odejde to zabierze mi syna. Dziecko,które bardziej poznaje sąsadów niz jego. Jest dla mn ie jeszcze jakas szansa?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Witam,jestem tu pierwszy raz,ale mam wrażenie że ktoś napisał o moim życiu.AlaEla kobieto masz świętą rację, ja co prawda odeszłam od mojego tyrana sama ale właśnie dopiero kiedy nawet noce moje były nieprzespane,bałam że jak usnę to mnie zabije.Zostawiłam cały dorobek życia, ale czy to ważne teraz wiem,że żyje i po co.Kobiety trzeba walczyć!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
kocham mojego tyrana .Uwielbiam jak mnie bije i torturuje !

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Witam właśnie przeczytałam o Twojej niezbyt komfortowej sytuacji życia z mężem, który kawałek po kawałku zabija nie używając do tego narzędzi lecz mając brutalne słowa i myśli wycelowane w Ciebie. Nie uważam wcale, że widziały gały co brały jest to myślenie potoczne u ludzi. Ponieważ te typy nieżle się maskują nawet przez wiele lat skąd to wiem- bo sama mam takie życie. Lecz nie urodziłam się po to żeby jakiś podczłowiek tak podczłowiek traktował Mnie jak zero. Niestety obudziłam się dopiero po 20 latach życia w marazmie. Więc każdej kobiecie radzę pomyśleć o sobie i o tym, że naprawdę możemy sobie poradzić bez tego typa. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
też jestem w takiej sytuacji, jestem całkowicie uzależniona od niego, pomimo że mnie nie szanuje i publicznie upokarza. Ja w dodatku lepiej zarabiam i nie chcę się z nim rozstać. Podpowiedzcie jednak jak mu dokuczyć, jak żyć

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dec21
Niewiem od czego zaczac pierwszy raz pisze na forum.Ale juz nie mam poprostu sił.Moze zaczne od tego ze mieszkam w Irlandii i tu zaczynaja sie moje problemy bo niewiem gdzie mogla bym udac sie o pomoc i do kogo? jestesmy malzenstwem 7 lat,mamy dwoje dzieci 6 i 1.5 roku. Moj maz tylko pracuje i dlatego jest Panem I Wladca.Do tego jest alkoholikiem i na dodatek nalogowo pali papierosy i marihune.(twierdzi ze musi palic zeby jesc i miec sile pracowac)mam malo znajomych,bo i poco tylko jeszcze bardziej mnie obgadaja za plecami ,pozatym czym mam sie chwalic.Moj maz nie bije mnie ale ciagle wyzywa,codziennie slysze ze jestem k****,szmata ch*jostwem i tlusta swinia (zajadam slodyczami stres).rano wstaje 0 5.30 robie herbate i sniadanie do pracy i czekam do 6.00 az w koncu wyjdzie do pracy,modlac sie zeby tylko poszedl(czasami nie idzie bo mu sie niechce)jak pojdzie mam pare godzin spokoju,oczywiscie na kazdej przerwie dzwoni co slychac, jest misiowanie i buziaczki bo jest trzezwy i nie pamieta lub nie chce pamietac co gadal i wyzywal wieczorem.wraca tak ok.godz 16/17 dzwoni ze mam po niego wyjechac bo nie ma sily isc (10 min.na nogach)przywita sie i idzie do siebie pokoju na gore (mieszkamy w domu).No i po jakis 4 piwkach i paru skretach zaczyna sie.nie chce mu sie wstac to wola,dzwoni na tel,albo noga wali w podloge zebym przyszla do gory,no i wtedy mowi co mam zrobic czy cos przygotowac czy pojechac po cos.jak cos nie pasuje albo czegos nie ma w domu na co ma ochote musze zapakowac dzieci do auta i mu poto pojechac,albo jego gdzies zawiez bo na szczescie po pijanemu nie jezdz.No i tak codziennie do piatku ,bo weekendy sa najgorsze bo pije i pali od rana do nocy.Nie mam wogole zycia Ja z dziecmi na dole on u gory,jestem tylko sluzaca.Najgorsze jest to ze jestem sama nie mam nikogo,on i jego rodzina.Mialam tylko mame ktora zmarla 3 lata temu na raka.Nie znam dobrze jezyka.niewiem co dalej ? do polski nie zjade bo niemam nic ani nikogo,w irlandii nigdy nie pracowalam.Mam tylko jego! Przepraszam ze tak chaotycznie ale jest tyle tego...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jeju tak Was czytam kobietki i płakać się chce, ja nawet nie będę pisała co ja mam u siebie', bo po prostu już umieram od środka. Kiedyś ktoś mi powiedział, albo jestes p*****lnięta, albo będziesz święta......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
mam ten sam problem., kobiety... błagam powiedzcie czy wy naprawdę z nimi żyjecie., czy takim mężczyzną można udowodnić w Sądzie że się nad nami znęcaja psychicznie ., upakarzając nas , poniżają matki swoich dzieci... ok., jak z nimi wygrać???? ja jestem w jego oczach nikim bo -tak jak on-nie chodzę na siłownię., nie studiowałam wtedy kiedy on-no bo ja byłam wtedy w ciąży... potem pieluchy, gotowanie , pranie.... a teraz on kwitnie, awansuje, licencjat zrobił... a ja... obwisły brzuch, trójka dzieci, zmarszczki.... do diabła, czy mając trójkę dzieci i 40 lat jestem już na straconej pozycji????????????? proszę., powiedzcie że mogę jeszcze to zmienić-być szczęśliwa!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość KasiaTe
jestem w związku 3 lata z mężczyzną starszym ode mnie o 4 lata, ja mam 33, wspólnie wychowujemy 3 dzieci, jedno moje, 2 dziewczynki są jego, ja mam stałą pracę, M. dorabia 3 razy w tygodniu, nie brakuje nam pieniędzy, gdy go poznałam, zastanawiałam się czemu jest sam, poprostu ideał, gotował to co lubię, wychodził po mnie do pracy, siedział z dziećmi gdy miał dni wolne, cieszył się na każdy wolny dzień ze mną, czekał na każdą wolną chwilę by być ze mną, przytulał mnie, mówił ciepłe słowa, chwalił, razem planowaliśmy zakupy, weekendy, wyjazdy, potrafiliśmy siedzieć razem przy stole i rozmawiać, przy kolacji, przy obiedzie, razem chodziliśmy do parku, ja się też tym cieszyłam, dbałam o jego dzieci jak o swoje, każdy wszystko miał, wszystko wszystkim kupowałam, ubrania, kosmetyki, itd...sprzątałam prałam chodziłam do pracy na 10 godzin dziennie, M.gotował, zresztą bardzo dobrze...z czasem, powiedział że nie musimy się przytulać, że ma prawie 40 lat, zaczęły się chamskie odzywki, wulgarne, w stosunku nawet do psa- przy dzieciach, wszczynanie awantur o cokolwiek, o ręcznik o zupę o pranie, wmawianie mi rzeczy które nigdy nie miały zajścia, których nigdy nie zrobiłam, moje zarzekanie że czegoś nie zrobiłam doprowadziło do obłędu, czułam że warjuję, że wrabia mnie celowo, w absurdalne wymyślone rzeczy, zadawanie pytań- np. czy jest sól w domu prowadziło do awantury tak wielkiej, że nie można go było przekrzyczeć, człowiek czuł się tak bezsilny, wrzask i wydzieranie się było tak wsiekłe, że chciałam uciec ukryć się lub zabić się, nie byłam wstanie przedrzeć się przez jego ryk przez ciągłe podejrzenia o bzdury, coś co nie miało miejsca, ale wmawiał, że tak właśnie zrobiłam, że zrobiłam to źle lub że nie zrobiłam a powinnam, potem już nie spałam co noc, bałam się powrotów jego, bo dosłownie od progu, zanim zdjął buty już krzyczał, dzieci się go boją, mówiły to mnie mówiły to nauczycielce i babci swojej, pies się go boi, chowa się pod łóżko, dni wolne ostatnio spędza tylko przed tv, ja zabieram dzieci na spacery, ostatnio na święta zabrałam je na lody i na plac zabaw, "zmęczony"M. z dziećmi nigdzie nie był przez tyle dni wolnego, wychodzę czasami wieczorem na spacer długi 2 godzinny, mam ochotę iść pod most, lub nie wrócić, zabić się, cokolwiek, ale ..dzieci...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kasiu jesteś madrą kobietą i nie możesz pozwolić sobie na takie życie a raczej nie życie a piekło dla Ciebie i dzieci.Choroby psychicznej nie widać jak złamanej reki lub nogi a niszczy chorego i rodzinę .To co koniecznie powinnaś zrobić to iść do psychiatry aby dowiedzieć sie więcej o chorobie na którą z pewnością jest chory Twój mąż ,wiem to powinien iść Twój mąż ale on powie ,że to Ty jesteś chora ,musisz dowiedzieć się więcej i działać .Musisz myśleć o sobie i dzieciach ,kup sobie dyktafon i koniecznie nagraj jego awantury abyś miała dowody ,to bardzo ważne ,nagrywaj na telefon .Jeśli Twój mąż nie będzie chciał się leczyć uciekaj jak najdalej bo bedzie jeszcze gorzej .Pamiętaj zawsze jest jakies wyjście ,nie poświęcaj siebie i dzieci dla psychola a on nie leczony na pewno sie nie zmieni.Trzymaj sie i szukaj rozwiązania problemu ,pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ENVY jeśli jeszcze czekasz na odpowiedz to napiszę Ci ,że szczęście ,że będziesz szczęśliwa tego nikt nie wie ale że możesz zawalczyć o siebie to pewne.Nie wiem w jakim wieku masz dzieci i czy pracujesz .Jesteś jeszcze młoda ,postaraj sie teraz zainwestować w siebie ,pokochać siebie ,jesteś dobrą matką i żoną a Twój mąż to burak.Dlaczego on chodzi na siłownie a Ty nie ,musisz wziąść się za siebie nie dla mężą a dla siebie .Zaplanuj sobie siłownię ,basen ,może jakiś areobik ,planuj i działaj .Dbaj o siebie i dzieci a pan niech się bierze za robote bo Ty wychodzisz.Musisz powiedzieć stop przemocy psychicznej ,nagrywaj jego zachowanie bo dowody to podstawa w sądzie a rozwód z jego winy daje Ci prawo do wystąpienia o alimenty także na siebie. Masz dzieci dla których powinnaś być uśmiechnięta a ciągły stres zniszczy Ci zdrowie.To jest Twoje życie i Twoje decyzje ,trzymaj sie ,pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Sandra501
Czy sam fakt, ze tutaj zagladam swiadczy juz o czyms? Wprowadzilam sie do mojego partnera 2 miesiace temu, jestem w 9 mcu ciazy, terminowo w kazdej chwili moge urodzic, jestem cala opuchnieta, a moim najwiekszym zmartwieniem jest to, zeby leciec po swiezy chleb dla niego, bo jak wroci z pracy to bedzie nie zadowolony gdyby zabraklo. Zakupy codziennie robie wylacznie ja, bo jemu sie nie chce jechac ze mna, a pozniej ma pretensje ze nie ma tego i tamtego. Jak mu raz zwrocilam uwage,ze byloby mi milo gdyby po sobie posprzatal, bo ostatnio srednio sie czuje, to w koncu uslyszalam, ze mam mu nie pisac takich jebnie**ch smsow. Wczoraj z łaska pojechal ze mna na komunie, po czym na miejscu dostalam zjeb*e, bo mu nie powiedzialam,ze powinien inaczej sie ubrac. Wiedzialam,ze nie najlepiej wyglada,ale podarowalam sobie bo wlasnie jak mu kiedys powiedzialam,ze powinien sie przebrac, to dopiero byl obrazony. Co za dzieciak. Czytalam wasze posty i wiem jedno, ze sie nie dam. Nie bede mu schodzila z drogi i przytakiwala. Nie bede robila z siebie slabej idiotki przed kolejnym zakompleksionym chlopem, ktory buduje wlasne ego wyżywajac sie na kobiecie o miekkim sercu, bo jego mina kiedy ta '"jego dobra kobieta" mu cos z nienacka wygarnie - jest bezcenna

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dgwiazda
Do wszystkich udręczonych, poniżonych i upokorzonych. Opracujcie sobie plan "ucieczki" i kończcie te związki. Z każdej sytuacji jest jakieś wyjście. Nawet gdyby realizacja planu zajęła Wam dłuższy czas, to dążcie do celu. Uciekajcie, bo zostaniecie zniszczone, Wy i Wasze dzieci. Tak nie można żyć. Wiem, co to znaczy nienawidzić godziny, w której mężuś wróci do domu. Nie jesteście ze stali, wcześniej, czy później Wasza psychika nie wytrzyma. UCIEKAJCIE, a zobaczycie, że życie ma dla Was jeszcze miłe niespodzianki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Key_system
Witajcie! Dla odmiany może facet napisze w tym wątku. Chciałbym Was zapytać o zdanie w pewnej sprawie. Mianowicie moja żona ostatnio bardzo mnie zawiodła - bardzo zależało mi , aby oddała mi auto, które było mi bardzo potrzebne. Ona w tym czasie była na imprezie z pracy. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że teoretycznie przewidziałem tą sytuację i zaproponowałem, że zorganizuję sobie jakoś dojazd i obejdę się bez tego samochodu, bo wiedziałem, że tego typu imprezy się zwykle się przedłużają. Ta, obiecała, że spokojnie zdąży i nie ma powodów do paniki. Moja żona zawiodła mnie, przyjechała grubo po czasie, nie musiałem już wtedy nigdzie jechać, bo i tak bym nie zdążył (chyba tylko Star Trek wchodził w grę :) ). Zawiodła mnie, ponieważ bardzo cenię sobie lojalność i punktualność. Szanuję drugiego człowieka, pomijam fakt, że jestem jej mężem, więc chyba choćby teoretycznie, powinienem być dla niej najważniejszy. Niestety w tym dniu nie byłem...(choć to nie pierwszy raz). Moja żona nazwała mnie tyranem, bo się ze złościłem i powiedziałem kilka mocnych argumentów (nie obrażając jej). Moje pytanie: Czy nie słusznie mam prawo się czuć oszukany, powiem kolokwialnie - "wydymany", że mnie zawiodła, że nie jest wobec mnie nie lojalna, bo akurat znajomi z pracy dla mojej żony, w tym dniu byli ważniejsi??? Czy przesadzam??? Czy się czepiam???Zaznaczę, że bardzo potrzebowałem tego auta, a moja żona doskonale o tym wiedziała. Ba, pojechała najpierw odwieźć znajomych, a później dopiero przyjechała do domu....Pozdrawiam i współczuję wszystkim pokrzywdzonym Paniom z tego wątku. Key

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
co wy pieprzycie wy tylko widzicie siebie aniołki ciągle wam źle a myślicie że mężczyzna to kto jakiś śmieć wy oczywiście wszystko dobrze robicie a mężczyzna jak zwykle źle imprezy prywatki a chłop w domu z dziećmi byście chcieli by za was wszystko robić księżniczki trzeba dzielić obowiązki na dwóch a nie narzekać ciągle związek małżeński polega by się wspierać i razem podejmować decyzje a nie ciągle narzekać ( księżniczki)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Hey dziewczyny u Mnie jest podobnie. Tylko mój partner to nie mąż . Nazyczony. Jestem w 39 tyg9dniu ciazy mieszkam za granicą. Naszczescie nie mieszkamy razem. Mam w czwartek termin na cesarke. Potem dwa tyg9dnie udręki. I partner wraca do Polski. W domu ciagle krzyki ponizania. Zawsze wszystko jest zle. A i agresja do tego dochodzi. Kiedy odchodze jest płacz szukanie proszeni. Mam troszkę związane ręce bo jest u mnie daleko od domu. Ale odliczam dni do jego odjazdu . I koniec z tym szaleńcem. Wiem ze dzieciaczek bedzie wychowywał się bez ojca. Ale chyba lepiej tak jak gdyby miał na to wszytsko patrzeć. Pozdrawia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam was kobietki. Znalazłam to forum przypadkiem, nawet nie sądziłam,że można znaleźć tak nurtujący, ważny temat. Nie myślałam,że jest nas tak dużo, w sumie to myślałam,że mało kobiet przeżywa to co przez co i ja przechodzę. Po pierwsze zadaję sobie pytanie, dlaczego Ja? dlaczego mi się tak nie ułożyło w życiu, co robię źle,że jest jak jest? i dużo więcej pytań, na które nie znam odpowiedzi. Jestem osobą wierzącą, pochodzę z dobrej rodziny, wielodzietnej, wszyscy trzymamy się razem, nawzajem pomagamy itd. Jestem najmłodsza w rodzinie, moje rodzeństwo ułożyło sobie życie a ja będąc w długoletnim narzeczeństwie myślałam,że i mi się także uda, że mój przyszły mąż, w którym byłam bardzo zakochana będzie moją drugą połową, która mnie kocha, szanuje, wspiera. Niestety życie nie jest takie piękne jak by nam się wydawało. Realia są zupełnie inne, tak właśnie stało się po ślubie. Będąc razem prawie 7lat myślałam,że czeka Mnie wspaniałe życie z moim przyszłym mężem,który jak mi się wydawało bardzo Mnie kochał, tuż po ślubie zaczął się Mój koszmar. Będąc tyle lat w związku,później narzeczeństwie nie pomyślałabym NIGDY co Mnie tak na prawdę czeka po ślubie. Byłam zakochana,naiwna, głupia-mój Mąż to wykorzystał. Choć jest dobrym człowiekiem a może był dobry ma najgorszą wadę z możliwych, ta wada to 'alkoholizm', to przez alkohol On staje się innym człowiekiem, nigdy za czasów narzeczeństwa nie pokazał,że ma z tym problem a ma i to duży, najgorsze jest to,że nie widzi tego problemu i tego,że Mnie bardzo krzywdzi. Pod wpływem staje się dla Mnie kimś obcym, nie szanuje Mnie, jest agresywny,nie miły,obwinia za to,że nie możemy mieć dzieci itp. jest jeszcze więcej innych rzeczy, które mu przeszkadzają, np. moje lęki nocne, które przez niego mam, myśli samobójcze itp. Jak żyć? żyjemy od kłótni do kłótni, robię wszystko aby ratować nasze małżeństwo bo tak jak większość nie mam w nikim oparcia, komu mogłabym się zwierzyć... męczę się z tym już 6lat po ślubie(w tym roku konczę 30tkę) i nie mam siły dalej walczyć, jest mi ciężko,żeby się z nim rozstać, kocham go a on tak mi się odpłaca, gdyby nie to,że wiem iż samotność jest straszna dawno podjęłabym ten krok aby skończyć raz na zawsze rozwodem,ale nie po to brałam ślub,żeby zaraz się rozwodzić. Wiem może myślicie,że rozwód w tych czasach to błahostka, nie udało się to koniec, nie ten to inny, ale nie dla Mnie. Ciężko komuś zaufać na nowo, chyba lepiej być samemu niż męczyć się do końca życia ale to nie takie proste, ciężko od tak przekreślić tyle wspólnych lat razem, nie zawsze były te gorsze chwile, były i przyjemne, choć ostatnio już coraz ich mniej.. Tak jak wcześniej pisałam ciężko mi zajść w ciąże, wiem może to i lepiej, by dziecko nie przechodziło tego co ja, nie widziało i nie znosiło co muszę na co dzień ale czuję,że gdybym je miała nie byłabym sama na tym świecie, wiem,że dawało by mi siłę do walki, do życia a tak tracę nadzieję i czuję,że kiedyś tego nie wytrzymam,że odbiorę sobie życie. Jeśli się już zwierzam to i napiszę,że jakiś czas temu po długich staraniach udało mi się zajść w ciąże, byłam szczęśliwa, sądziłam,że uda mi się tym naprawić małżeństwo. Niestety płód okazał się martwy,strasznie to przeżyłam, moja nadzieja umarła razem z dzieciątkiem Mój mąż nie dostrzega jak bardzo Mnie rani, zwłaszcza przez swój problem alkoholowy, nie raz obwiniał Mnie za to,że to moja wina,że straciłam nasze dziecko. Uwierzcie mi nie jest łatwo tak żyć, zwłaszcza gdy nie ma się wsparcie od własnego męża, który znęca się psychicznie a nawet fizycznie. Może kiedyś zrozumiem,że nie warto ratować czegoś co jest toksyczne ale teraz żyje z tym i jest ciężko to wszystko zakończyć, miłość jest głupia,ślepa i naiwna,ale tak ciężko ją zostawić,może czas pokaże co będzie dalej... Pozdrawiam wszystkie ofiary mężów-tyranów. Nie jesteście same!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość goLolaść
Witam wszystkich! Nie wiem czy dobrze trafiłam i nie wiem czy w ogóle mam męża tyrana, ale zachowanie mojego męża wskazuje na znęcanie się psychiczne, chociaż sama nie wierze że to piszę. Mój mąż przy ludziach miły i opiekuńczy, opowiada historię jak to cudownie się poznaliśmy itp. w domu ktoś zupełnie inny, przy każdej lepszej kłótni mnie poniża, wyzywa od najgorszych, umniejsza mojej wartości. Chociaż prowadzę własną działalność i utrzymuję naszą trzyosobową rodzinę, on funduje jedynie wakacje czy kupuje coś do mieszkania (swojego zaznaczam), nie uważa że jestem kimś wartościowym, kiedy nie chcę z nim sypiać, straszy mnie że mi pokaże, że będzie chodził na prostytutki, że ma potrzeby itd. (oczywiście to są słowa łagodne, bo jakbym chciała to wszystko napisać co mówi to chyba by wszystkich uszy zwiędły), kiedyś rzucał we mnie różnymi przedmiotami, wyzywał itd. ale nie odeszłam dla dobra dziecka. Teraz jest trochę lepiej, chodzimy na terapię małżeńską, ale przy każdej kłótni mi grozi, że mi nie pozwoli odejść, że mnie zniszczy, a potem się kaja i mówi że mnie kocha i zrobi wszystko żeby było dobrze. Rok temu spotykał się z jakaś dziewczyną i przez przypadek to wyszło, a mianowicie powiedziała mi o tym koleżanka która go z nią zobaczyła, to zrobił taki raban że z nią mi nie pozwala się spotykać, wylał na nią piwo w knajpie i oczywiście jej nawrzucał od najgorszych. Wybiera mi znajomych z którymi mogę się spotykać, spotykamy się z jego znajomymi, moich nie lubi, wspólnych nie mamy. Do moich rodziców i braci jeździć nie chce, jego rodzina też go nie interesuje. Nie wiem czy mam do czynienia z tyranią czy to za mocne słowo. Chciałabym go zostawić, bo nasze dziecko nie ma dobrego wzorca, jest związane ze mną emocjonalnie, ale potrzebuje ojca i ja to widzę. Mąż nie zajmuje się dzieckiem za bardzo, ale czasami coś razem robią. Mały krzyczy kiedy się kłócimy i bije męża piąstkami, mąż cały czas bluźni więc mały też mówi "kulwa". Nasza terapeutka próbuje z nami pracować, ale mój mąż uważa że jak coś posprząta czy wyładuje zmywarke to jest wszystko ok (na to narzekałam u terapeutki), a ja wciąż w głowie słyszę te jego słowa wypowiadane z agresją, bluźnierstwa, obelgi i nie mam ochoty z nim gadać, starać się być jego przyjacielem, mówić mu wszystko (terapeutka tak zasugerowała-ale on wszystko wykorzystuje przeciwko mnie), sypiać z nim. Proszę o opinię jakiejś osoby która coś takiego przechodzi bo ja już tracę siłe....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
jak najszybciej odciac pepowine.to jest zwykle znecanie sie.to ani maz ani przyjaciel.maz tyran to zakompleksiony koles,ktory znalazl swoj worek treningowy.uciekac od nich z daleka.mozna a nawet trzeba dbac o swoj komfort psychiczny,tym bardziej dzieci bo potem trauma do konca zycia...pomysl o tym.tyran nigdy sie nie zmieni...to pan i wladca

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość goLolaść
ja uważam że problem alkoholowy to bardzo duży problem, sama jestem córką alkoholika i to wszystko co widziałam jako dziecko zostało mi do tej pory w pamięci, także trzeba oszczędzić dzieciom skrzywienia na przyszłość. Sugeruję terapię dla męża i dla Ciebie jako współuzależnionej, albo chociaż dla Ciebie jeżeli on nie pójdzie, będziesz wiedziała jak postępować z takim "kimś", a wiele zależy od Ciebie przede wszystkim musisz się wzmocnić i dowartościować.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość goLolaść
ElizaKa dobrze że nie macie dzieci, bo uwierz mi lepiej nie będzie. Napewno jesteś wartościową dziewczyną i młodą, więc ułożysz sobie jeszcze życie. Ja też myślałam że jak się urodzi dziecko to mój mąż się zmieni, będzie lepiej ale jak mnie wyzywał tak robi to nadal, a dziecko słucha, jest agresywny, nigdy mnie nie uderzył ale potrafi ta walnąć drzwiami że mało nie wylecą z futryn. Złość, agresja, nienawiść, to cechy których nie zmienisz. Sama trwam w takim związku już cztery lata, ale powoli się szykuję na odejście, odnawiam kontakty z ludźmi, kończą wynajmować swoje mieszkanie żeby sobie przyszykować na przeprowadzkę. Jakoś pewnie będzie chociaż nie wiem kiedy podejmę taką decyzję. Mój mąż kocha pieniądze i zawsze jeździmy do 5 gwiazdkowych hoteli bo on takie lubi, każe mi się wtedy stoić w sukienki i obcasy, obracamy się w towarzystwie które ma pieniądze, a ja tak naprawdę tego wszystkiego nie potrzebuję, chciałabym akceptacji i ciepła najzwyczajniej. Jest jeszcze jeden problem, spotykał się z innymi kobietami jak mieszkaliśmy razem i jeździłam na zajęcia do innego miasta, ale dowiedziałam się o tym w 9 miesiącu ciąży, tak świetnie to ukrywał, na zdradzie go nie złapałam ale sytuacja powtórzyła się w zeszłym roku, jak już pisałam moja koleżanka go zobaczyła z jakąś(o zgrozo tą samą co kilka lat temu) więc jak ja mam zaufać takiemu człowiekowi....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Kochana tez mam taką sytuację od roku jesteśmy po ślubie córeczkę mieliśmy przed ślubem. Codziennie słyszę ze jestem zjebana pusta abym wypierdalala do mamy bo mieszkam u niego w domu rodzinnym.w ciągu roku może byl pełny tydzień ze przyszedł do domu trzeźwy .wiesz pomaga mi modlitwa gdzie często też się buntuje przeciw Bogu dlaczego dostałam takiego męża.sama jestem abstnentem zawsze myślałam racjonalnie ale raz mi rozum odebrało gdy zaczęłam się spotykac z nim.smutne to wszystko jest czasami juz mam taką depresję a on jakby mógł to by mnie jeszcze dobił. Jestem z nim tylko dla dziecka bo córeczka ma bardzo dobry z nim kontakt jest za nia bardzo ale jemu wali czy ona będzie miała pełna rodziNe sam się wychowywał bez ojca i wlasnemu dziecku tez taki los gotuje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość goLolaść
Nie mam pojęcia dziewczyny dlaczego tak jest, brak szacunku do drugiej osoby, wyzywanie to chyba znęcanie się psychiczne ale nigdzie niestety nieodnotowane, jak się pójdzie na policję z takim zgłoszeniem to pewnie wyśmieją, a jak się mąż tyran dowie to pewnie głowę ukręci bo przecież policja ochrony nie da....ja się już męczę od dawna, aż serducho mi wysiada, popadam w smutek i tak naprawdę tylko moje dziecko mnie cieszy, na terapię już nie chodzimy bo tak jak wcześniej pisałam przy ludziach jest miły itp. na początku terapii się starał ale jak zwykle mu minęło, całkiem niedawno przy kłótni nazwał mnie "szmatławcem" i "tępakiem" ale nie mam pojęcia dlaczego. Tak naprawdę tylko mój tata mnie wspiera i mówi że mi pomoże bez względu jaką decyzję podejmę. Boję się o dziecko bo wcześniej mi starał się wperswadować że chce widzieć dziecko codziennie i w każdą niedzielę jakbyśmy się rozstali, albo najlepiej jakbym się sama wyprowadziła bez dziecka. Wiem że to niemożliwe ale sam strach jest gorszy...poza tym dzieckiem się nie zajmuje za bardzo, chodzę na siłownie raz bądź dwa razy w tygodniu na godzinę to wtedy z nim zostaje, albo jakieś sporadyczne przypadki że już zupełnie nie ma kto dziecka odebrać z przedszkola, to wtedy on odbierze i zostanie 2h, potem ja wracam i resztę czasu spędza na kanapie, fotelu lub w łóżku, a ja piorę, gotuję i w między czasie ogarniam dziecko (kąpanie, czytanie bajek, usypianie). Poradźcie co ja mam robić?????

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Też mam w domu męża tyrana i jak by tego było mało jest alkoholikiem. Jestesmy juz prawie 7 lat po slubie. Czesto mysle o odejsciu od niego ale moja sytuacja finansowa i mieszkalna narazie mi na to nie pozwala.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość goLolaść
Wiem, że to trudna sytuacja dla każdej terroryzowanej kobiety. Myślę że potrzebny byłby terapeuta żeby podnieść poczucie własnej wartości, odnowić relacje ze znajomymi i rodziną i poszukać alternatywy żeby się uwolnić. Ale łatwo się pisze, ja też już od dawna się zastanawiam co mam zrobić, nie mam ochoty wracać każdego dnia do domu bo się boję, o co będzie znowu kłótnia, nie czuję się tam bezpiecznie ale też boję się odejść, boję się zostać sama z dzieckiem, o sytuację finansową, chociaż mam swoją firmę i zarabiam na wszystko do domu, na co dzień robię zakupy i ciuchy dla mnie i dla mojego 4 -letniego synka. Chciałabym być po prostu szczęśliwa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
mam tak 26 lat....dziś zapomniałam załadować komórki i nie mógł się dodzwonić .....boje się wrócić

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×