Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Mayaa

toksyczny związek - prosze o pomoc poważne osoby

Polecane posty

Kotku, ciesze sie ze sie nie poddajesz. Upadki bywaja częste i bolesne ale w koncu muszą zaowocowac. Nie mozna wiecznie upadac i latami nie poprawiac sytuacji. Dlatego tak ciężko mi czytac wątek o molestowaniu psychicznym, na ktorym jest znacznie większy ruch. Rozumiem trudnosci gdy kobieta jest uwiklana z partnerem poprzez dzieci, mieszkanie, sytuacje finansową, ale czasem mam wrazenie ze niektore osoby nie chcą zmienic sytuacji a tylko narzekają. Znam z zycia kobiety ktore startowaly od zera po zerwaniu z toksycznym partnerem/mężem, po rozwodzie i wyprowadzce do rodziny. Wiem ze mozna to zrobic i wiem ze zbyt dlugie roztrząsanie szkodzi. Ale kazdy ma swoją drogę :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość całkowicie czarny kot
uwaga uwaga moj mózg zaczyna normalnie pracować tzn. w końcu się głosno odzywa i nakazuje sercu siedzieć cicho i patrzeć na fakty co więcej - zaczynam widzieć fakty :-) za tydzień minie pół roku od rozstania

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pojdz do...
dlugo tu nie pisalam i troche czasu tez nie zagladalam... Mayaa, bardzo sie ciesze, ze znalazlas w sobie sile i odwage zeby odejsc!!! gratuluje:-)! całkowicie czarny kot, ciesze sie tez z postepu u Ciebie, przerzucenia sie na bardziej racjonalne myslenie, to juz bardzo duzy krok do odejscia, wierze, ze Ci sie tez uda:-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość niepewnaaaaaaaaaaa
witam dziewczyny, chce opowidziec wam moja historie i prosze o rade warto zaczac od tego ze od zawsze brakowalo mi miłosci, moi rodzice umarli gdy bylam mala dziewczynka mieszkalam z dziadkami gdzie oni nie mogli na mnie patrzec traktowali mnie jak smiecia, byłam samota, bezbronna ale te lata zycia w piekle wykształciły moj charakter stalam sie silna nizalezna młoda kobieta. Pewnego dnia poznalam chlopaka-ideal okazywal mi tyle miłosci czułosci, mowlismy sobie wszystko, swietnie man sie rozmawialo itp, był jednak problem- zazdrosc. On chcial mnie odciac od wszystkich znajomysch, nie moge chodzic tu i tam bo kogos poznam, nie moge miec kolezanki bo powinnam spedzac czas tylko z nim. z poczatku to było w niewielkim stopniu i oczywiscie sie buntowalam, pokazywalam ze i tak ze mna nie wygra i ze ja jestem silniejsza, doprowadzalam go do łez, raniłam slowami a on i tak byl przy mnie. Po pewnym czasie on chcial zabronic mi wszystkiego, bo w jego mniemaniu jestem zbyt atrakcyjna jak dla niego i poznam kogos przytojniejszego bogatszego itp ale ja w ogole nie myslalam takimi kategoriami..chcialam byc z nim wspanialym facetem ktorego naprawde kochalaam/kocham..dotego nigdy nie dawlaam mu powodow do zazdrosci z zadnymi facetami nie roamawialam byle tylko mi wierzyl ze jestem mu wierna. Pare razy nie wytzrymalan i zrywalam, on zawsze dzwonil obiecywal ze sie zmieni ze mnie kocha bardzo i zebym wrocila a ja sie godzilam. Zauwazyl ze ja duzo dagam a malo robie, wyczul ze nie moge bez niego funkcjonowac wtedy On sie zmienil w druga strone. Wyczuł moje słabe punkty, ze nie potrafie byc sama ze za bardzo potrzebuje czułosci i bliskosci i zaczal to wykorzystywac. Zaczal krzyczec na mnie bez powodu, mowic ze juz mu tak nie zalezy tak jak kiedys, ze jestem okropna dziewczyna a ja plakalam i marzylam tylko o tym by mnie przeprosil i przytulil. Z czułego faceta zmienil sie w despotycznego nieczułego tyrana ktory nie chcial mi w niczym pomagac, kontrolowal kazdy moj krok. Ostatanio to po klotni on powiedzial mi zegnaj a ja w glebi serca sie ucieszylam bo nie chcialam funkcjowac w takimk chorym zwiazku. Boje sie tylko jak on zadzwoni ze znowu sie złamie a pozatym nie moge zniesc mysli ze on by mogl byc z inna kobieta a ja samotna..:(:( Mam dopiero 20 lat , cale zycie przed soba ale nie wiem czy jestem na tyle silna.. Kolezanki zapropowaly mi wakacje ale wiem ze jak pojade on mnie znienawidzi i zacznie robic na złosc, ale moze to znak ze moge odmienic swoje zycie??? ps. w tym chorym ukladzie trwam 2 lata

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie ma czego mi gratulować. Czuję się bardzo samotna i mam depresję. Żyć mi sie nie chce. Nie ma wokół mnie żadnych mężczyzn mną zainteresowanych. Sama nie wiem co lepsze. Toksyczny związek czy totalna samotność?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość silniejsza
Mayaa - uwierz, że samotność jest lepsza. Nie czytałam calego topiku, więc nie wiem, jak wyglądało Twoje odejście od toksyka,mogę powiedzieć tylko jak to jest u mnie. W wielkim skrócie, bo jakbym miała opisywać cały nasz prawie dwuletni związek to ksiązka by wyszła. I przekonasz się, że jesteś w o wiele lepszej sytuacji ode mnie. Spotkałam go w momencie, gdy moje małżeństwo istniało już tylko na papierze. Wielka miłość, szybkie zamieszkanie razem i co? Sielanka trwała raptem trzy miesiące. Po miesiącu kłótni wyszły na jaw zdrady. Wybaczyłam. Po kolejnym miesiącu znowu. Znów wybaczyłam. Głupia idiotka, co? Trzy miesiące temu urodziłam mu dziecko. Zero wsparcia w ciąży, zero pomocy przy dziecku, wieczne pretensje, wyzwiska od szmat itp., jedyne co się dla niego liczy to seks. A ja już nie umiem się z nim kochać. Brzydzę się, że być może dopiero co przespał się z inną, a teraz chce ze mną. Jest kierowcą, od poniedziałku do piątku jest w trasie, nie wierzę, że mnie nie zdradza, tym bardziej że sam mnie na każdym kroku podejrzewa, a zdradzacze tak mają. Tydzień temu wywaliłam go z domu po tym jak nie wrócił na noc. Nie chcę go znać, a jednak czuję, że wymiękam. Nie wiem, czy go kocham, chyba zabił we mnie to uczucie. Jutro ma przyjechać do dziecka (odezwały się ojcowskie uczucia!) i boję się, co będzie. Znowu obiecanki-cacanki? Zebym się tylko nie dała nabrać. Tak więc mam dwoje dzieci z dwoma różnymi facetami, formalnie jeszcze jestem mężatką. Poza tym jestem po studiach (on podstawówka), mam dobrą pracę, własne mieszkanie. I dałam się tak omotać. Wiem, że życia już sobie nie ułożę, bo kto będzie chciał taką kobietę? I co Ty na to? Tak więc ciesz się życiem i spędzaj dużo czasu wśród ludzi, byś miał mało czasu na myślenie. Trzymaj się.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość u.m.
bylam z kims kto od dawna mnie zatruwa, kto sprawil, ze moja wielka uczuciowosc gdzies zanikla, przez ktorego zaczelam wierzyc, ze wszystkie klotnie, wszystkie dolki sa spowodowane mna - bo za bardzo chcialam kontrolowac, bo nie podobalo mi sie, ze ma takich a takich kolegow. bylam jego 'kumpela' jeszcze gdy mial inna dziewczyne, potem spedzil 3 lata ze mna na odleglosc - ja krakow, on warszawa. i tak przez 3 lata! zero wlasnego zycia, wszystko poswiecilam dla niego. a mimo to, nie bylo miesiaca bysmy sie nie klocili. po jakims czasie zauwazylam ze mam nerwice, jeszcze wieksza niz mialam wczesniej. pochodze z patologicznej rodziny, jestem DDA, on z kolei z rozbitej, jego matka to despotka, ktora nigdy nie okazywala mu uczuc. U mnie z okazywaniem uczuc nie bylo lepiej. ale mimo to usilnie sie staralam pokazac mu, ze mozna kochac. Nie docenial tego. klotnie po poltora roku sie nasilily i wlasnie wtedy zaczely sie te rozstania i powroty, ciagle obietnice, ze sie zmieni, ze juz wiecej nie wyrzuci mnie od siebie, ze nie bede musiala nagle wyjezdzac, ze nie zastosuje sily wobec mnie, ze nie nazwie brzydko. Swieta nie jestem, ale jedyne czego oczekiwalam od zwiazku na odleglosc to okazywania sobie uczuc slowami, by uciszyc tesknote. Nawet nie potrafil sam z siebie napisac mi smsa z czyms milym. Zaczelismy sie oddalac od siebie, choc w lozku nadal bylo cudownie. Byl lekiem na wszystkie klotnie. Nawet czesciej niz rozmowa, jak sobie o tym pomysle. Teraz znow jestem sama, i zastanawiam sie w sumie, czy tym razem za poltora tygodnia znow napisze, odezwie sie. Teraz nie stac go bylo nawet na zwykle przepraszam. Jestesmy tak cholernie dumni i uparci. Od pol roku ciagle sie rozchodzimy i z kazdym powrotem mam coraz mniej wiary, ze kiedys to sie wszystko skonczy...gdzies tli sie ta mysl, ze przeciez jestem mloda i dam sobie rade bez niego, a jednoczesnie kocham go tak przytlaczajaco, i z taka sila, ze ona mnie wykancza psychicznie i fizycznie:( a i tak czuje ze znow czekam...czekam na niego:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ajti
Witam wszystkich :) Przeczytałam cały ten wątek od początku i na 100% wiem, ze ten problem toksycznego zwiazku dotyczy tez mnie. Chcialam sie poprostu teraz wygadac, a moze i poczytac tez co o tym sadzicie. Opisze w skrocie, bo mozna by bylo pisac i pisac... Z T. znamy sie od 5 lat.2,5 bylismy w zwiazku stalym w miare, reszta to rozstania i powroty.Mieszkalismy ze soba, bylismy nawet zareczeni.Mieszkanie ze soba pod koniec bylo juz uciazliwe- dla niego, ciagle mi mowil, abym czasami pojechala do mamy, bo potrzebuje czasami samotnosci, ciszy, zatesknic.Ja z bolem serca jezdzailam albo i nie, bo potem juz mnie to wkurzalo.Zareczyny - zerwane po pol roku, bo spodobala mu sie koleznaka na weselu na którym bylismy razem i potem wyczulam, ze chcial sie mnie jak najszybciej pozbyc, aby z nia pisac na gg, smsowac(ona byla z innego miasta). W czasie zwiazku tez odkrywalam rozne rzeczy - konto gg na ktorym mial zapisane 70 nr do dzieczyn chyba z jakichs portali randkowych, odkrywalam jakies smsy - oczywiscie za kazdym razem klotnia, awantura zerwanie a na koniec on wracal na kolanach, lub wszytsko obracal w zart, ze to niby takie tylko pisanie, ze nawet ich nie zna, ze juz nie bedzie itd. Ale ja z czasem caly czas odkrywalam cos nowego i jednoczesnie moj prog tolerancji chyba obnizal sie, bo nie potrafilam odejsc. Po zerwaniu zareczyn, myslalam ze sie zabije, ryczalam non stop.Chcialam go nawet sledzic...Ale dalam rade, przetrzymalam.Mineo miesiac- dwa, ja probowlaam zyc normalnie, ale caly czas myslalam o Nim, co robi z kim czy ma kogos...odezwal sie po miesiacu- wrocilismy do siebie i przez kolejne 2 lata, srednio co 2-3 msc zrywalismy i schodzilismy sie ponownie na 2-3msc znowu.Nikt z moich znajomych prawie i rodziny oczywiscie nie wiedzial, ze sie schodzilismy bo bylo mi wstyd. Na samym poczatku to ogolnie zawsze byl ten sam schemta - on o mnie zabiegal, byl milutki kochany, steskniony, chcial sie spotykac codziennie, byl boski seks, on jakby mogl to dalby mi gwiazdke z nieba, przyjezdal do mnie do pracy z kanapaeczkami w srodku dnia, a jednoczesnie caly czas na boku spotykal sie z innymi, obnizal poczucie mojej wartosci przez jakies zgryzliwe uwagi, aby za 10 min powiedziec, ze jestem taka ladna. Robil mi pranie mozgu.Po czym zrobil cos takiego, ze poszedl na randke z przyjaciolka mojej siostry rodzonej (18lat) on 25- nie mialam wtedy wyjscia i musialam zrywac, choc serce az wylo do niego, a z 2 strony go nienawidzilo. Teraz jestesmy na etapie ze mamy kontakt, od poczatku powiedzial ze nie chce teraz zwiazku, oczywiscie sex byl i zachowywanie jak para tez, zabral mnuie nawet na weekend nad morze. Odkrylam jednak, ze spotyka sie na boku z innymi, pisze smsy, ze 'jak dobrze zasypiac jak poduszka pachnie Toba' i powiedzialam sobie DOSC. Nie dosc ze wprost mowi mi ze nie chce ze mna byc, choc spotykac sie chce i bzykac :], to jeszcze robi moze to z innymi. Od ndz sie do niego nie odzywam, dalam mu odczuc ze moze lepiej zerwac kontakt, no ale nie zrobilismy tego oficjalnie. Chce sie od niego uwolnic, ale boje sie ze jak odezwie sie za jakies 2 msc i bede sama - ulegne, nawet dla zabicia czasu i samotnosci:( Sama nie wiem czy lepiej zerwac kontakt definitywnie co zawsze niby robilismy i najdluzej wytrzymalismy pol roku, czy miec powierzchowny bez spotykania i probowac ukladac sobie zycie ... Jak myslicie ? w moim zyciu sa tez inni faceci, ale nie moge sie zakochac i wszytskich poroznuje do tego gnojka, bo a to sex, a to mi imponuje, bo jest zaradny, umie mnie wspierac, ale z 2 strony niszczy mnie psychicznie :( Przepraszam, ze tak duzo napisalam, ale nie moglam inaczej ... Pozdrawiam :*

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ajti
Dodatm jeszcze fragment z jednego listu jaki napisała pewna kobieta, która ma tez ten problem i który doskonale opisuje i mnie - 'Jak go nie ma, to "oddycham". Ale jak tylko sie pojawi znowu, to nie wyobrażam sobie życia bez niego. Czy istnieje jakiś sposób na wyzwolenie się? Jak wytłumaczyć mu, tak żeby zrozumiał, żeby dał mi spokój?' No wlasnie... czy istnieje? :( :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ajti
Dziękuję za artykuł :) Przeczytałam, teraz moj kolejny krok to zapisac sie do jakiegos psychologa, moze terapie, grupe wsparcia... Mam dylemat, mama tego mojego toksyka ma urodziny, a ja od zawsze skladalam jej zyczenia i Ona mi na rozne takie okazje i wlasnie nie wiem czy nie przerwac tego lancuszka i nie skladac zyczen, choc bedzie mi bardzo ciezko i glupio czy jednak zlozyc. Jak myslicie? Wspomne jeszcze, ze ta mama bardzo mnie lubi i bardzo by chciala, abym byla z jej synem. Sama nie wiem co zrobic :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ajti
urodziny ma w pon ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dlaczego tak się w życiu dzieje, że nic nie jest tak jak powinno? Ile jest dziewczyn na forum, ile jest takich co tylko czytają, ile takich co nigdy nie przeczytają niestety i zostają same z problemami? Wiele jest po studiach, twarde babki, racjonalnie myślące, uznawane za logiczne, poukładane, takie do których się przychodzi po rade. I nagle dzieje się coś takiego...jakieś spięcie w mózgu, które wszystko zmienia, wydaje się czasem, że już nieodwracalnie? Marzymy o zmianie czegoś, o wielkiej miłości, o rodzinie, o starości razem w domku pod miastem, z wnukami, owczarkiem niemieckim, bokserem i trzema kotami... I pewnego dnia BUm! i mamy to, i tak bardzo boimy się, że to na co tak długo czekałyśmy gdzieś zniknie, albo okaże się pomyłką i znowu pozostanie tylko czekanie, że tracimy siebie starając się zatrzymać nasze piękne sny..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A gdy to Bum przylatuje i mówi Ci, że pragnie tego samego? Szaleństwo, chemia, amorki, nemesis.... Hurra!!! Po tylu latach samotności, cierpień i oczekiwania! W końcu zasłużyłam na prawdziwą miłość... Moja historia jest jedną chyba z tysięcy, nie wiem czy komuś się będzie chciało to czytać ale nie mogę ogarnąć mojego świata, który w tym momencie nie dość, że jest w totalnym chaosie to jeszcze w środku jakiejś burzy...i nie mam co zrobić z myślami i rękami więc zamiast palić 20 papierosa, zwymiotuje moje myśli przed wami... Impreza u koleżanki, w dużym mieście, ukradkowe spojrzenia, raz ja na niego, raz on na mnie, wymiana telefonów i nic więcej, nie pisałam bo byłam twardą laską i nie bawiłam się w bzdety w stylu randek z kolesiami z imprezki, napisał on, na drugi dzień, na trzeci przyjechał do mnie do miasta, do domu, na jeden dzień i został na tydzień, cudowny, magiczny tydzień. Po tym tygodniu rzuciłam prace i wyjechałam do niego, mieszkanie u jego rodziców tydzień, potem nasz wynajęty pokój, duży jasny pokój ze słonecznym balkonem, cudowne gorące lato, wolność aż dech zapierało, wszyscy opowiadali naszą historię, pokrewieństwo dusz, te same myśli, plany, muzyka w telefonach... Później jakieś kłótnie, mój płacz, który do dziś nie wiem ska się brał, po prostu przychodził i odchodził bez większej przyczyny... Kłamstwo numer 1. Mówił, że skończył studia - okazało się, że zawodówkę, kłamie ponieważ tak mu wpojono, że bez wykształcenia jest się nikim w społeczeństwie i się wstydził, i bał, że mnie straci...biedny, porozmawiałam, tłumaczyłam, że ważne być sobą, wybaczyłam bo przecież kocham, tak jak i rozmowy na gg, których więcej miało nie być... Było cudownie i były kłótnie. I to też było cudowne ponieważ można się godzić, taka huśtawka, nie zauważyłam jak się uzależniam od adrenaliny, od bólu i od tych cudownych momentów 'po', kiedy się przytulamy...cicho, bezpiecznie, przytulnie... Kłamstwo numer 2 ...w sumie to ciągłe chyba kłastwo Mówił, że już nie ćpa, jak będzie chciał to mi powie, godziłam się bo wiem, że to nie jest łatwe, ale nigdy nie mówił, zostały tylko domysły, słuszne w niektórych przypadkach chyba i moja lekka już paranoja...proszę nie okłamuj mnie, jesteśmy przyjaciółmi, ja wszystko zrozumie Boże Narodzenia u mnie, Jezu! Na nowo się zakochałam... Boskie uczucie... Nie pracował 7 miesięcy, narobiłam sobie wiele długów, porzuciłam studia magisterskie z braku pieniędzy ale też i braku powołania więc nie żałuje.. W końcu praca, jakas glupia w ochronie, podziw, że tyle tam wytrzymuje i to dla mnie...mogliśmy sobie pozwolić na wiele pryjemności...nie było problemów finansowych...ale stale kłótnie, kłótnie, kłótnie, brak zaufania... I znowu zrezygnował z pracy, pojechałam na urlop do domu, sama bo prawie szalałam już, tylko praca, dom, praca, dom i jego nastroje, dwa miesiące bez pracy ja na skraju sfrustrowania, nie dawałam mu już w ogóle pieniędzy, sam wymyślił suwerenność materialną... Jestem w domu, dzwoni, że już ma tą prace, i nie może rozmawiać bo jest na przerwie i zaraz mu się skończy zadzwoni po pracy... Współlokatorka pisze, że to nie prawda, że cały dzień siedzi i gra.. Nie było mnie dopiero 3 dni...zostałam w domu dwa tygodnie... Przepraszam, nie chciałem wyjść znowu na nieudacznika...to było Kolejne KŁAMSTWO Minął od tego wydarzenia tydzień i jestem dzisiaj w miejscu, do którego nie myślałam, że trafię... Właśnie odkryłam, że w nocy wymknął się z domy z moja kartą do bankomatu i wziął 30 złotych niby nic, ale to kradzież...brak zaufania, wyrzuciłam go z domu, zabrałam klucze...nie ma odwrotu chyba Ale wiem, że jak przestanę pisać to zacznę płakać i tęsknić bo kocham i czuję, że jestem kochana... nie wiem czy tak jest, ale tak czuję a o uczucia chodzi prawda? Piszecie wiele rzeczy i wydaję mi się, że to dopiero początek, że wiele przede mną rozstań i powrotów, i wiem , że wszystkie bezsensowne ale nie potrafię, pęknie mi serce... a już topnieję... Moi znajomi go nie cierpią, moja przyjaciółka , z która mieszkaliśmy nie chce go więcej widzieć... Jest prawie 4 rano a ja umieram...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jak zapomnie? Jak pamiętać bez żalu, bez bólu i tęsknoty? Kiedy wszystko, cała muzyka, każda rzecz, ubranie, kubki do kawy, każdy centymetr naszej przestrzeni przesiąknięty jest uczuciami, wspomnieniami...w powietrzu unosi się adrenalina, emocje, spokój i chaos, od którego jesteśmy uzależnieni? To jest uzależnienie tylko psychiczne? Boli jakby cały organizm fizycznie tęsknił, jakby to nie było tylko w mojej głowie... Jak spakować jego rzeczy, które nasączone są nami... Niby nieodwracalne nastąpiło, tylko pozostało wytrwać, a jednak ta natrętna myśl, gdzieś w głębi, że nie dam rady, ta myśl, która mówi, żebym się nie oszukiwała bo wiem, że to nie jest koniec...ta myśl pozwala mi odsunąć na bok ten ból, i daje nadzieję, że znowu będę na karuzeli, z dołu do góry... Gdy spokój wydaję się zbyt zwyczajny, mało kolorowy, mało zróżnicowany, jak zdjęcie o słabym kontraście... Dzwoni i mówi, że kocha, że tak musiało się stać po to by teraz wszystko odmienić... Że znajdzie prace, wynajmie mieszkanie i jeśli tylko będę chciała się do niego wprowadzę, bo życie beze mnie jest nic nie warte, ale tyle mu dałam, że nadałam sens jego życiu, że wszystko się zmieni, na nowo odbuduje moje zaufanie, żebym nie pakowała jego rzeczy, żeby tak nie cierpieć, żebym się nie martwiła tym i nie płakała... Płacze do mojej słuchawki... Przyjedzie dzisiaj do mnie do pracy...po ładowarkę do telefonu i teczkę z cv... A ja nie płaczę bo wiem, że się z nim spotkam, nie mogę się odciąć, i nie wiem czy chce... Tyle rzeczy się nie zmieni, mój brat, moi przyjaciele...nie chcą go znać...jak miałoby to wyglądać? Tyle pięknych razem dni, taka wielka miłość, która miała być na zawsze... cyt. " Cierpienie jest głębokim napięciem, napięciem psychicznym. Człowiek nieustannie cierpiący (choćby tu chodziło nawet o "zwykły ból istnienia") jest jak w amoku. Ma nieprzytomny umysł - bo w ciele takiej osoby wytwarzają się i nieustannie utrzymują pewne endorfiny uśmierzające ból. To działa jak narkotyk. Nieprzytomny umysł + pożądanie jeszcze więcej tego samego. A wiadomo narkoman nie postrzega trzeźwo rzeczywistości. Cierpiący traktuje powaznie tylko swoje cierpienie, które staje się dla niego "bezcennym skarbem" - jak mu powiesz że to tylko urojenie, to zapewne zostaniesz zaatakowany - ciężko bowiem gada się z "nawalonym" o przedmiocie jego "narkotycznych" wizji i przekonań. Ludziom którzy długo cierpieli proces trzeźwienia i uleczenia może wydawać się bolesny, niebezpieczny lub niepotrzebny (tyczy się to także zmiany warunków swojego życia na lepsze- też albo sądzą że to niebezpieczne albo niepotrzebne). "

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jak zapomnie? Jak pamiętać bez żalu, bez bólu i tęsknoty? Kiedy wszystko, cała muzyka, każda rzecz, ubranie, kubki do kawy, każdy centymetr naszej przestrzeni przesiąknięty jest uczuciami, wspomnieniami...w powietrzu unosi się adrenalina, emocje, spokój i chaos, od którego jesteśmy uzależnieni? To jest uzależnienie tylko psychiczne? Boli jakby cały organizm fizycznie tęsknił, jakby to nie było tylko w mojej głowie... Jak spakować jego rzeczy, które nasączone są nami... Niby nieodwracalne nastąpiło, tylko pozostało wytrwać, a jednak ta natrętna myśl, gdzieś w głębi, że nie dam rady, ta myśl, która mówi, żebym się nie oszukiwała bo wiem, że to nie jest koniec...ta myśl pozwala mi odsunąć na bok ten ból, i daje nadzieję, że znowu będę na karuzeli, z dołu do góry... Gdy spokój wydaję się zbyt zwyczajny, mało kolorowy, mało zróżnicowany, jak zdjęcie o słabym kontraście... Dzwoni i mówi, że kocha, że tak musiało się stać po to by teraz wszystko odmienić... Że znajdzie prace, wynajmie mieszkanie i jeśli tylko będę chciała się do niego wprowadzę, bo życie beze mnie jest nic nie warte, ale tyle mu dałam, że nadałam sens jego życiu, że wszystko się zmieni, na nowo odbuduje moje zaufanie, żebym nie pakowała jego rzeczy, żeby tak nie cierpieć, żebym się nie martwiła tym i nie płakała... Płacze do mojej słuchawki... Przyjedzie dzisiaj do mnie do pracy...po ładowarkę do telefonu i teczkę z cv... A ja nie płaczę bo wiem, że się z nim spotkam, nie mogę się odciąć, i nie wiem czy chce... Tyle rzeczy się nie zmieni, mój brat, moi przyjaciele...nie chcą go znać...jak miałoby to wyglądać? Tyle pięknych razem dni, taka wielka miłość, która miała być na zawsze... cyt. " Cierpienie jest głębokim napięciem, napięciem psychicznym. Człowiek nieustannie cierpiący (choćby tu chodziło nawet o "zwykły ból istnienia") jest jak w amoku. Ma nieprzytomny umysł - bo w ciele takiej osoby wytwarzają się i nieustannie utrzymują pewne endorfiny uśmierzające ból. To działa jak narkotyk. Nieprzytomny umysł + pożądanie jeszcze więcej tego samego. A wiadomo narkoman nie postrzega trzeźwo rzeczywistości. Cierpiący traktuje powaznie tylko swoje cierpienie, które staje się dla niego "bezcennym skarbem" - jak mu powiesz że to tylko urojenie, to zapewne zostaniesz zaatakowany - ciężko bowiem gada się z "nawalonym" o przedmiocie jego "narkotycznych" wizji i przekonań. Ludziom którzy długo cierpieli proces trzeźwienia i uleczenia może wydawać się bolesny, niebezpieczny lub niepotrzebny (tyczy się to także zmiany warunków swojego życia na lepsze- też albo sądzą że to niebezpieczne albo niepotrzebne). "

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do MIRY
doskonale Cię rozumiem... tkwię w tym samym.... uwierz mi, jestes młoda masz szansę!! :) wiem jakie to trudne!!!! wiem jak nikt!! ale wiem że trzeba i że można.... Ty też możesz

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Małgonia_1980
Czytam i nie wierzę wszystkie te opisy toksycznych zwiazków pasują jak ulał do mojej sytuacji:(.Ja od tygodnia walczę sama ze sobą, on dzwoni kilka razy dziennie, teraz wymyślił że mam oddać mu pieniadze za które dostałam od niego niby prezent, wymyśla cały czas nowe sytuacje, wykańcza mnie, nie mam siły! A to wszystko trwało 3 lata, były zdrady które oczywiscie wybaczyłam, teraz mam dobry kontakt z ta dziewczyna, ma pozamykane furteczki i to tak go bardzo wkurza, został sam:)Oczywiście zawsze byłam beznadziejna, wszystko tylko dla niego, nigdy nie było mowy o mnie on był najwazniejszy, księciunio pieprzony!!Wszyscy moi znajomi go nie cierpią, maja zal do mnie ze z nim rozmawiam, ze odbieram tel., natomiast cała jego rodzina jest za mna i co z tego??Jest strasznie ciężko, chce zapomniec, ułozyc sobie zycie i byc w koncu szczesliwa, czuc sie kochana i sama kochac:) .Dodam jeszcze ze jestem po rozwodzie, po 7 latach sie rozwiedlismy, to była moja decyzja i było mi naprawde dobrze samej, poczułam wolność, miałam duzo energii byłam sama ale szczęśliwa! I po co mi był w życiu potrzebny ten typ, mogłam juz miec dawno rodzinę a z nim tylko same rozstania i powroty, płacz i zastanawianie sie co ja takiego zrobiłam, on twierdził ze sie do mnie nie odezwie ani sie nie spotkamy bo mam kare, słabo kary mi jakies ustalał jak dziecku!!!A pózniej dzwonił a ja biegłam do niego pełna radości .... ale mam nadzieje i wierze ze dam rade ze sie w koncu pozbede uczucia ktorym go darze i ze juz wiecej sie nie spotkamy!!!!!Mam wspaniałe przyjacółki dzieki ktorym jakos daje rade, zawsze sa przy mnie i mnie wspieraja, to jest piekne:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie potrafię...wracam w nocy po pracy do pustego pokoju, w którym jest coraz mniej jego rzeczy a coraz większy bałagan...na stole leży jeszcze zeschnięta kromka chleba, której nie zdążył zjeść podczas ostatniej kłótni (tej o kradzież). Nie potrafię jej wyrzucić... Dzisiaj się z nim spotkałam, po pracy, około pierwszej w nocy chociaż na 10 muszę wstać znowu do pracy...niby oddać mu rzeczy, ale chyba po to ... No właśnie dlaczego chce go dalej widywać, czuć, kochać... Ciężka sprawa z tą miłością, nałogiem, toksynami... Nie chce mi się jeść..dzisiaj sobie zdałam sprawę, że w sumie nic nie jadłam od dwóch dni i nawet nie zauważyłam. Dieta cud! Usuwa zbędne kilogramy razem z mózgiem. Okłamywał mnie, okłamywał, okłamywał... Przepraszał, okłamywał, okradł... A ja co? Kretynka!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Małgonia_1980
Mayaa, wiem co czujesz, jak Ci jest cięzko:( ja juz dawno stwierdziłam ze na to nie ma leku, chyba ze jakis cud sie zdarzy, albo zostaniemy juz do granic upokorzone tak ze bardziej sie nie da i moze zrozumiemy, ze gdzies jest taki mezczyzna ktory bedzie nas kochał, szanował, dla ktorego bedziemy całym swiatem! Ale... czy my umiemy z takimi mezczyznami zyc?Czy nas nie kreci ta cała adrenalinka przy tych naszych toksykach???? Ten moj wczoraj zadzwonił jak by nigdy nic sie nie stało i proponuje kolacyjke, spotkanie, winko, oczywiście wspolna noc, odmówiłam:), ale wiem ze długo nie wytrzymam, wstyd mi przed wszystkimi znajomymi, rodzina!!! Mayaa głowa do góry, pokaż że dajesz rade bez niego, zobaczysz po jakims czasie bedzie lepiej, bedziesz czuła sie leciutka i w koncu zaczniesz oddychac i patrzec na swiat w innych barwach:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zuzanna153
Witajcie ,czytam i aż mi ciarki przechodzą ,Boże jesteście takie młode i już z takim bagażem złych doświadczeń.Sama żyłam 30 lat w toksycznym związku i dziś chcę Wam powiedzieć ,że nie marnujcie swojego życia i zdrowia na chory związek.Wiem ,sama zawsze pytałam jak oddzielić serce od rozumu i wiecie co jak się chce to można i trzeba.Dam Wam jedną radę najpierw trzeba pokochać samą siebie ,uwierzyć w siebie i w żadnym wypadku nie pozwalać na ubliżanie.Nie ma usprawiedliwienia dla braku szacunku.Dziewczyny związek powinien być radością i jestem tego pewna ,że zasługujecie na szczęście.Są wyjątki ale generalnie tacy psychopaci nie zmieniają się ,jeśli zdradził raz to zrobi to znowu to kwestia czasu bo to seksoholik a to też choroba tylko z takim to jak z alkoholikiem zniszczy rodzinę a leczyć się nie będzie.Jesteście młode i życie przed Wami a uzależnienie od przemocy psychicznej to tak jak każdy nałóg trzeba walczyć aby z tego wyjść.Na początku na pewno będzie bolało ale ból minie i będzie szansa na normalne życie ,będąc jednak w takim związku ten ból będzie zawsze a nie o to chodzi w życiu.Jesteście kobietami ,przyszłymi matkami i zadbajcie o swoją godność ,jeśli taki nie szanuje swojej matki to i Ciebie nie będzie szanował i Ty tego nie zmienisz.Wiem takie jesteśmy dzielne ,że na pewno go zmienimy ,dziś po latach jestem mądrzejsza i wiem na pewno nie ma takich szans.Uciekać od takiego jak najdalej bo jak będą dzieci to i dzieci będą ofiarami psychopaty i toksycznego związku.Piszę do Was jak bym miała radzić własnym córkom to wy jesteście najważniejsze i walczcie o siebie i uciekajcie najdalej jak się da a życie jest pełne niespodzianek i wiele pięknych chwil przed Wami.Z całego serca życzę Wam powodzenia i jak będziecie miały pytania to proszę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Małgonia_1980
Dziekuje za te słowa Zuzanno 153:), ja nie chce z nim byc, wiem ze nie warto ze tylko cierpienie mnie czeka u jego boku, a najgorsze jest to ze caly czas dzwoni do mnie a ja nie mam na tyle siły zeby nie odebrac, nie umiem mu jeszcze odmawiac tak w 100%, wow wczoraj odmowiłam a dzisiaj, czy dam rade??????Mam nadzieje ze tak, trzymajcie kciuki:) Moje całe dziecinstwo było porabane, nigdy nie mialam normalnego zycia, wiec nie mam przykładu, dobrego przykładu:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zuzanna153
Małgoniu to nie miłość to uzależnienie od przemocy psychicznej poczytaj topik czy żyjesz w związku z przemocą psychiczną jakoś tak ,zobaczysz ,że musisz walczyć sama o siebie i nie myśl ,że jestem beznadziejna ,tylko udowodnię ,że zasługuję na godne życie .Kim on jest ,że bawi się Tobą zmień nr telefonu i bądz twarda .Wiesz już ,że potrafisz być sama i na pewno możesz cierpliwie poczekać na swoje szczęście bo jeśli stracisz zdrowie na szarpaninę to tego nikt Ci nie zwróci.Poszukaj książek na ten temat ,poczytaj .Jak śpiewa K Kowalska masz to na co godzisz się.Powodzenia i prawdziwego przyjaciela Ci życzę z całego serca.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Małgonia_1980
I spotkałam sie z nim wczoraj i sie stało, jest mi zle nie umiem nie potrafie mu odmowic, poooooommmmoooooccccccyyyyyyyyyyyyy!!!:(((((

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość camden
Jak większośc z Was myślałam, że tylko ja mam taki problem- niestety myliłam się...:( Aktualnie nie mam kontaktu z moim "ciemiężycielem" od prawie dwóch miesięcy, ale zacznę od początku... Poznaliśmy sie w Anglii w pracy co wydawało sie jak w bajce- przeznaczenie- w końcu tak daleko, a byliśmy niemal z tego samego miejsca w Polsce :P Tam w UK było mi strasznie źle, ale on mi pomagał- był cudowny- miłośc jak z filmu- wtedy tak myślałam. Wszystko było takie jak powinno byc (cudowne wspomnienia:) rozmowy do białego rana- wydawaliśmy niemal tacy sami. Wróciliśmy do Polski i nadal był kochający i taki zapatrzony we mnie- dumny, że jestem z nim. Nawet zarzucał mi, że jestem skryta, że boje sie powiedziec mu co czuję, a ja bałam sie angażowac i weszcie otworzyłam isę- wpadłam- miłośc. Pierwsza kłótnia była po praru miesiącach kiedy upił się do nieprzytomności u znajomych a ja nie chcąc tam zostac w środku nocy sama wracałam do domu. Kolejna jakiś czas później- upił sie tak, że panicznie bałam się, że sobie i mnie zrobi krzywdę- płakałam kiedy nie rozumiał i stwierdził to może sie rozstańmy. Zostaliśmy razem. Nie pamiętam dokładnie kiedy zaczęła się "faza" na wspomnienia o jego ex. Maltretował mnie tym a ja "chciałam" wiecej. Czułam sie coraz brzydsza i gorsza od niej. Ale nadal okazywał uczucia na swój sposób (do wylewnych nie należy) pisał czasem wierszem smsy- to było cudowne:) Prawie codziennie sie widzieliśmy, dużo czasu spędzaliśmy u niego w domu- jego rodzice mnie polubili i tylko czekali na zaręczyny. Ja natomiast coraz bardziej brnełam w fnatatyczną zazdrośc o byłą niszcząc sie od środka i udajac, że jestem szczęśliwa. Znowu wyjechaliśmy do Uk- na poczatku pięknie ale potem cos zaczeło sie psuc. Jego obojętnośc na mój ból i płacz była okropna. Zero uczuc i wyzwiska od egoistek, histeryczek i ciągłe wypominanie. Zachorowałam więc wracalismy do Polski- nie mógł sie z tym pogodzic- w końcu chciał zarobic pieniądze, a ja myślałam tylko o sobie. Potem wakacje nad morzem, wizyta u jego rodziny. nagłe spotkania z jego dobrą znajomą (tylko koleżanka), której o dziwo nie chciał mi przedstawic i nagłe zerwanie- dzis już wiem ,że dla niej. Ryczałam jak głupia. Chciałam umrzec- tak go kochałm. Ale szybko wrócił, ale ja nie mogłam zaufac. Niby było ok, ale po paru miesiacach znalazłam wiadomości miłosne do tamtej laski z tamtego okresu- szok płacz, ale nie zerwalismy (zerwal kontakt z tamta). Totalny deficyt uczuc- nigdy nie powiedział że kocha! potrafił mówic super o innych dizewczynach niegdy o mnie. Jak sie upił mowił że kocha swoja ex, mowil ze mnie p...i i inne rzeczy- potem sie wypieral. ja wpadałam w histerie. Zachwycał się nowa koleżanka z pracy- modelką a ja byłam wg niego chorobliwie zazdrosna- o nic nie znaczące obiadki, wyjazdy do kosmetyczek i ciagłe opowieści o niej- jaka to ona biedna i z drugiej str super itp. Jego koledzy mówili mi żebym od niego odeszła, że opowiada świnstwa na mnie i ze tylko ja chce z nim byc a on jest swinia! zerwalismy, a ja poczułam ulgę- juz nie wydzwaniał po 5 razy dziennie. mowil ze zaluje, że przeze mnie zerwał kontakt z jego znajmoma. zaczeli sie spotykac a my mielismy kontakt. Czyli paromiesięczne jakby bycie ze sobą- seks, imprezy rodzinne, wycieczki, parotygodzniowe przerwy i jego okropne zarzuty i nieraz wyzwiska- czułam sie brzydka. W koncu wyznał, że chce mnie odzyskac, że żałuje, że tamta mu sie znudziła itp. Uwierzylam, ale nie potrafiłam zaufac, ale on sie starał- z dwa tygodnie moze? okłamywał tamtą, jak my sie widzielismy. Potem wyjechałam na tydzien, dzwonilismy do siebie, ale jak wrocilam powiedział, że to nie ma sensu, że wie że potrafi beze mnie zyc i obrazil sie jak chciałam zerwac kontakt i zeby sobie do tamtej wracał. Zrobil parę świnstw, znowu jakeis wywalanie starych brudów. w koncu pokłóciliśmy ise przez telefon i od tej pory siedzi cicho- duma nie pozwoli mu zadzwonic. czasem przez znajomych przekazuje info ze jego propozycja nadal jest aktualna- zawsze moge na niego liczyc hahahah!!!! żal. Jest z tamtą. Podobno szczęśliwy, ale unika znajomych. Nie ma pracy. Jego rodzice ciągle o mnie pytają, a ja tęsknię, za tamtymi ludźmi i moimi naiwnymi marzeniami... Teraz rozwijam skrzydła i nei szukam faceta- dodam że mam bardzo duże powodzenie- wbrew temu jaką kreował mnie mój ex. Wreszcie czuje sie piekna i próbuje siebie pokochac i zapomniec.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość camden
Dodam jeszcze, że jego była po 6 latach ciagłych rozłak po prostu od niego uciekła zrywajac kontakt z całym otoczeniem i wyjechała daleko stąd. Na poczatku kreował jej wizerunek jako zdradzającej. Hahaha jaka głupia bylam. jeszcze w Anglii kolega ostrzegał mnei przed nim, że chyba ma dziewczyne w Polsce- zaprzeczył oczywiście- niby kolezanka, ale wypisywała do niego i czekała, a potem zerwała z nim kontakt jak inne. Jak przez przypadek ją spotkaliśmy patrzyła z nienawiścią na mnie- szkoda, że chciałam wierzyc w jego uczciwosc :( Zniszczył mnie psychicznie- schudłam ponad 5 kilo- teraz znowu 2 w ciągu tygodnia jak dowiedziałam sie, ze jest z tamtą- powinnam się cieszyc ob przecież wyszła cała prawda na jaw, ale jest mi zle- czuję sie zgnojona i oszukana. Szkoda 2 lat dla takiego frajera. Jedynym moim marzeniem było tylko to żeby mnie pokochał, teraz wiem, że nikogo nie kocha tylko siebie samego. Gorzkie zwycięstwo :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Małgonia-1980
Współczuje Ci z całego serca, doskonale rozumiem co czujesz, sama przez to przechodze, ten ,moj toksyczny ponownie wrocił do swojej ex a ja wyszłam na totalnie niezrownowazona psychicznie:(. Moja wadą jest ze ufam ludziom a pozniej dostaje po tylku, mialam kontakt z tamta, rozmawialysmy bardzo duzo o nim, dawala rady a teraz dowiaduje sie ze wszystko odwrocila przeciwko mnie a on uwierzył jej oczywiscie, przeciez ona jest ta dobra a ja zła, nie mam z nim kontaktu od prawie tygodnie, jest ciezko ale głowa do gory i zyjemy dalej, wierze w to ze dam rade i ze spotkam mezczyzne dobrego i kochajacego mnie prawdziwie. Tamten tez wyzywał, czułam sie przy nim nikim, nie mialam energii byłam bez sił, teraz ja odzyskuje i jest mi z tym dobrze:). Nie chce sie wiazac, chociaz moge, mam powodzenie ale chce teraz odpoczac od tego podgatunku. Mam tak jak Ty wszyscy znajomi i jego rodzina sa za mna wieczne tel i pytania jak sie czuje, a z tamta tez sie ukrywa!Zycze im szczescia i 3 dzieci i niech sobie zyja w swiecie pełnym zakłamania!! Powodzenia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość załammana
Witam Zastanawiam się czy ja nie wpakowalam sie w toksyczny związek. Jestesmy razem 2 lata i dopiero teraz zaczynam zauwazac, że się duszę. Do tej pory nie zdawalam sobie sprawy z pewnych rzeczy. On uważa mnie za zbyt atrakcyjną jak dla niego kobietę. Ciągle powtarza, że pewnie poznam kogos przystojniejszego, bogatszego, madrzejszego. On ma wielkie kompleksy bo jest dużym facetem ( niestety nic z tym nie robi ) tylko przenosi je na nasze zycie. Z jego powodu zrezygnowalam ze znajomości z kumplami, by przypadkiem nikt na mnie nie spojrzal inaczej niz na koleżankę. Nigdy nie dałam mu powodu do zazdrości, nigdy bedąc z nim nei spojrzalam na innego męzczyznę. Z jego tez powodu nie chodzimy na basen ( bo on ma kompleksy zwiazane z tuszą, na rower tez nie pojdziemy, wszystko jest na nie bo On bedzie zle się czuł, bedzie dyskomfort itd. itd ). Zaczyna mi to bardzo przeszkadzac bo rezygnuje z rzeczy, które uwielbialam do tej pory robic a jesli poszłabym sama to uraziłabym go, że bez niego i ze moglabym kogos poznać. To jest chore ale sama sobie uwiązalam sznur na szyi. Teraz kiedy "walczę o siebie " to wychodzą z tego same kłotnie a ja juz nie wiem co robić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×