Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość POMOC DORAZNA

Czy jesteś w związku, w którym partner molestuje Cię psychicznie? cz.2

Polecane posty

Gość Autodetox
NIEBO BŁEKITNE-- polecam książkę ,,Tęsknota silnej kobiety za silnym mężczyzną,, autor Maja Storch w kontekście brakującej połówki... ...trochę się rozpisałem ale mam grypę i co robić...........?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
u mnie w domu nie było partiarchalizmu, raczej "rządziła" matka. Czyli swoisty matriarchalizm ;) Ja już teraz nie mam na to wpływu, ale wyciągając wnioski mam wpływ na to jak wychowam swojego syna. I zastanawiam się tylk gdzie istnieje "zdrowa" granica pomiędzy stawianiem dziecku granic, wymagań i uczenia co dobre co złe, bo w końcu skąd małe dziecko ma to wiedzieć...niejednokrotnie zastanawiam się, czy np. to, że wymagam od niego posprzatania po sobie zabawek, to nie za dużo...pomimo, że on nie ma na to ochoty...ale porozrzucałeś, posprzątaj...znalezienie tej granicy, przyznaję jest bardzo dla mnie trudne...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
a jeszcze dodam tylko, a czy to tez nie jest narzucaniem moje woli z tym sprzątaniem, czy element wychowania...i dotyczy to też wielu innych sytuacji z którymi się w tej chwili spotykam w wychowaniu synka...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Autodetox
corobić-- to mimo wszystko jest tylko forum drukuj swe teksty i do psychologa z nimi.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Autodetox....dzieki za ksiązkę, tej jeszcze nie czytałam. A wiesz...odrobiałm lekcję i poszperałam i tych moich wpisów zebrało się sporo, zaczęłam je kopiować do jednego folderu....mam wenę :P Pewnie dużo czasu mi to zajmie.... ale faktycznie, myslę, że to jest bardzo teraoeutyczne zajęcie. Autodetox...zdrówka Ci życzę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie;) Szczerze wyznam - corobic -, ze nie bardzo wiem na czym polega Twoj problem; nie jestem w stanie spamietac historii kazdej z nas, choc moze historie i pamietam, ale nie potrafie jej polaczyc z konkretna osoba, po jakims czasie oczywiscie; na biezaco nie wyrabiam z czytaniem postow, nie ma czasu na cofanie sie; dlatego prosze wybacz, jesli powiem, ze malo o Tobie wiem, nie jest to wynikiem mojej zlej woli jednakze, czy brakiem zainteresowania; w kwestii wychowania dzieci, ktoras z dziewczyn zacytowala wczesniej jakas znawczynie tematu, wg ktorej, to nie same nakazy, rady, granice wyrzadzaja dziecku krzywde, ale pozbawienie go mozliwosci okazania wlasnych emocji, tzn.niezadowolenia, niecheci; a niech sobie dzieciaczek sie podasa, pofuczy, ponarzeka, ale niech zrobi co do niego nalezy; trzeba mu tlumaczyc, ze mamusia nie moze wszystkiego robic sama, ze chec niesienia pomocy drugiemu czlowiekowi jest chluba, a nie ujma; teksty oczywiscie stosowne do wieku dziecka; uwazam, ze jak najbardziej mozesz zadac od swojego synka, zeby sprzatal swoje zabawki, czasem mu odpusc, ale generalnie wymagaj;) Teraz zjezdzam do pracy; Trzymajcie sie cieplutko;

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
yeez, staram się sprzątać razem z nim, czasem jak widzę duży opór, to daję mu do rączki określoną zabawkę i proszę, żeby odłożył na jakieśtam miejsce, sama zaś sprzątam inne zabawki, ale generalnie jak widzi, ze ja się za to biorę sama, to \"mi pomaga\":D:D:D:D:D.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
vacancy, nic nie szkodzi, ze nie pamietasz mojej historii:) Dzięki za odniesienie się do wychowania i choć to nie topik o tym, to miła odskocznia:) Miłej pracy:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
nigdy nie słyszałam o tym, ale musze się zastanowic, co jest jego ulubioną zabawką, bo ma ich sporo, ale chyba żadnej bez której nie mógłby życ:):):) Jak jakaś zniknie, to niekoniecznie się tym przejmuje. Robięc zasem \"porządek\" w zabawkach i czesc wydaję, bo szczególnie w święta dużo ich przybywa:) A poza tym dorasta. I tu też o moich rodzicach :D:D:D:D:D:D - respektują moje prośby, żeby nie kupować mu po kilka zabawek i często. Za to teściowie mnie wkurzają pod tym kątem na maksa, bo w doopie mają moje prośby i ilością zastępują jakość i siebie. To znaczy w ich pojeciu respektują, bo zamiast 7 dostanie 4 ....:D:D:D:D:D:D. ALe cóż przeżyję...ale wiem, że synek nie będzie z nimi raczej związany. Wiem, ze nei mają obowiązku widywania się z nim co chwilę, ale mnei ubodłoby, gdyby wnuk poweidizał do mnie Pani. Ale ja to jestem ja w końcu:):):)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
tak apropos' jeszcze tej ulubionej zabawki, czy dzicko ma widziec, ze ja schowałam i sprzatanie ma byc warunkiem jej zwrotu, czy na zasadzie " jak posprzątaasz, to się na pewno znajdzie" bo do końca nie zalapalam?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oktavia :D Jak ja bardzo sie ciesze, ze sie odezwalas... Corobic.... Na pierwszy rzut oka to twoje dziecinstwo bardzo fajne bylo .... Mysle, ze chcialabym takie miec .... Co prawda nie koncentrowalas sie w twoim opisie na odczuciach w czasie tych gier i zabaw... ale nie widzialam tez nigdzie strachu ... zaniedbania.... Skoro juz weszlas w dziecinstwo to moze warto zastanowic sie czy w twoim domu byly klotnie i to stalo sie dla ciebie norma i dlatego tolerujesz to u meza w domu .... i dlatego sprzeczasz sie tutaj zajadle ...i dlatego pani przy kasie ustapila ci miejsca bo sie ciebie bala... (tak mi sie przypomnialo) ... Powodzenia w poszukiwaniach ..... mam nadzieje, ze uda ci sie znalezc sposob na szczesliwe zycie... ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
consenfencja, szukam powodów, bo chcę być szczęśliwa:) I mam nadzieję, że znajdę...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
tj. szukam od niedawna, bo wczorajsza niefajna dla mnie sprzeczka z yeez, Twój komentarz, autodetox komentarze dały mi do myślenia. Pozdrawiam i życze miłego weekendu yeez o matko...nie cierpię bałaganu ;)...dobrze, ze na razie wspolne sprzątanie skutkuje;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Autodetox
YEEZ-jesli możesz przytocz owe cztery umowy,bowiem nie opierałem się nigdy o ,,de Mello,, .gdzies to mam zapisane ale nie jestem na bieżąco lub podaj jakiś link do tych treści?proszę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A teraz znikam i przez weekend mnie nie bedzie w sieci:) Nie uciekam, ani się nie chowam. No mozę się pochowam z synem:) Miłego wszystkim🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Autodetox
Yeez- w jaki sposób i w oparciu o co pracujesz nad duchowością jako jednym z elementów samorozwoju i uleczenia? jeśli mogę zapytać?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
O WŁAŚCIWYM RODZAJU EGOIZMU Jeśli naprawdę pragniesz swego przebudzenia, to chciałbym, abyś najpierw zrozumiał, że w gruncie rzeczy nie chcesz się przebudzić. Pierwszym krokiem do przebudzenia jest uczciwe przyznanie się, że to ci się nie podoba. Nie chcesz być szczęśliwy. Chcesz przeprowadzić mały test? No to spróbujmy. Zajmie ci to dokładnie minutę. Możesz zamknąć oczy lub pozostawić je otwarte. To nie ma znaczenia. Pomyśl o kimś, kogo bardzo kochasz, z kim jesteś bardzo blisko, o kimś, kto jest ci bardzo drogi i powiedz do niego w myślach: \"Bardziej pragnę być szczęśliwy, niż mieć ciebie\". Zobacz, co się dzieje. \"Wolę być szczęśliwy, niż mieć ciebie. Gdybym miał możliwość wyboru, bez wahania wybrałbym szczęście\". Ilu z was podczas wypowiadania tych słów czuło się egoistami? Sądzę, że wielu. Widzicie, co z nami zrobiono? Zobaczcie, jak w was wdrukowano myślenie: \"Jak mogę być takim egoistą\". Ale spójrzcie, kto tu jest egoistą. Wyobraź sobie osobę, która mówi do ciebie: \"Jak możesz być takim egoistą, że wybierasz szczęście zamiast mnie?\" Czy nie miałbyś ochoty wówczas jej odpowiedzieć: \"Wybacz, ale jak możesz być takim egoistą, żeby wymagać ode mnie, bym wyżej cenił ciebie od szczęścia?\" Pewna kobieta opowiadała mi, że kiedy była dzieckiem, jej kuzyn-jezuita głosił rekolekcje w kościele jezuitów w Milwaukee. Każdą konferencję rozpoczynał słowami: – \"Spełnieniem miłości jest poświecenie, jej miarą brak egoizmu\". Wspaniałe stwierdzenie. Zapytałem ją: – Czy chciałabyś, abym cię kochał kosztem mego szczęścia? – Tak – odparła. Jakież to urzekające! Czyż to nie cudowne? Kochałaby mnie kosztem swego szczęścia, a ja kochałbym ją kosztem mego szczęścia. I tak mielibyśmy w konsekwencji dwie nieszczęśliwe istoty. Ale to nieważne, niech żyje miłość.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Autodetox
yeez- mam w tej chwili inne zajęcie i chcę się skupić na nim . wejdę na forum za jakieś trzy godziny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jak rozumie druga umowe? Nie bierz do siebie tego ci ciebie nie dotyczy. Chyba lwia wiekszosc z nas WIE co nas nie dotyczy, jesli mamy watpliwosci to trzeba nad tym pracowac, wyodrebnic - co nas dotyczy a co nie. NAS SAMYCH jako odrebna, indywidualna, niepowtarzalna, jedyna w swoim rodzaju jednostke. Wlasnie miedzy innymi to co nas dotyczy okresla nasza osobowosc. Jest jej czescia skladowa. Granice. Wyznaczanie granic. Mysle ze zazebiaja sie z \"braniem czy nie braniem do siebie\" - ale tutaj tez na poziomie indywidualnym. Wiem ze to bardzo ogolnie ale jak na dzisiaj taki mam obraz. Jeszcze sie nad tym glebiej od tej strony nie zastanawialam. Ale przyjrzyjmy sie takiemu przypadkowi - mowisz cos dla dobra konwersacji, cos co w Twoim mniemaniu jest neutralne jak pogoda - a Twoj rozmowca od razu zaczyna narzekac (czyli bierze do siebie kwestie pogody) i wchodzi na Twoje podworko czujac ze ma prawo bo to Ty go/ja sprowokowalas wspominajac o pogodzie. Sa ludzie ktorzy niemal wszystko biora do siebie po czym naruszaja czyjes granice. Tak jak po alkoholu ktos jest agresywny. Tak ja to na teraz rozumiem. Branie zbytnio do siebie powoduje brak dystansu do siebie i innych, zamazanie granic. I w rezultacie taka osoba nie wie co jest jej a co poza nia. Nie majac obrazu wlsnych granic - narusza granice innych. Brak ustabilizowanych granic powoduje lek - lek braku punktu odniesienia. Mialam ten problem przez wiele lat. I widze teraz powiazanie pomiedzy braniem do siebie a rozmytymi granicami. A nawet ich brakiem - i lekiem. Lek dotyczyl takze stawiania tych granic - jesli zaczen je okreslac inni wpadna w gniew i mnie skrzywdza...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Yeez - dokladnie TAK. Nie masz wplywu na to co ktos mysli, a przynajmniej nie az takiego zeby czyjes myslenie zmienic udowadniajac (co jest strata czasu i energii) ze nie jestes wielbladem. Przez cale lata tak wlasnie robilam - tlumaczylam sie, wyjasnialam - i jak pomysle ile pozytecznych rzeczy moglam zrobic zamiast tego... Nie zebym zalowala tego co bylo bo to tez bez sensu. Ja czulam jakas kompulsywna potrzebe tlumaczenia sie. Jakby to miala byc taka obrona a priori, zanim sprawy nie pogorsza sie i dana osoba nie wystapi otwarcie przeciwko mnie z sobie tylko wiadomego powodu... Cala skladalam sie z leku, strachu przed nieprzewidywalnoscia ludzi i braku zaufania. Nikomu nie mozna ufac bo predzej czy pozniej i tak mnie skrzywdzi, w najlepszym razie nie obroni. Widze ogromny postep choc jeszcze wiele mi brakuje. Dobre wiesci, mieszkanie bedzie do wykupu, juz zostalo wycenione - jak sie utrzyma obecny kurs euro to jakies 8500€, czyli nie tak tragicznie. Mialabym wykonany plan na ten rok. Wakacje by sie przelozylo i juz - sa inne priorytety.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość prawie 40
Autodetox podobają mi się twoje posty... nawet jeśli nie są do skierowane mnie wyjaśniają mi wiele... "macie wydrukowane swe wpisy na papierze i złożone w postać skryptu własnego autorstwa ? doskonałe doświadczenie by było dla Was..." - ja mam... Dziś miałam wiele wyjaśniającą i ożywczą rozmowę z kimś kogo nie podejrzewałabym o takie głębokie przemyślenia... czasem wystarczy dobra rozmowa, niekoniecznie psycholog. I nie mówiliśmy o mnie, ale troszkę mi się poukładało. Lubię inspirujących ludzi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość prawie 40
Natomiast jeśli chodzi o "Nową Sommerfield" A. S. Neilla czytałam już o tym dawno. Popieram antypedagogike. A. S. Neill, który stworzył Szkołę w Sommerfield w Anglii jest jedną z osób, która mnie zainspirowała w wychowaniu własnych dzieci. "Każde dziecko ma w sobie Boga. Nasze wysiłki by je urobić, powodują że Bóg przemienia się w diabła. Do mojej szkoły przychodzą dzieci podobne do diablątek, nienawidzące świata, destruktywne, nie wychowane, kłamiące i kradnące. W ciągu sześciu miesięcy stają się szczęśliwymi, zdrowymi dzieciakami, nie czyniącymi niczego złego" Tak pisał o swojej szkole A. S Neill i jeszcze o sobie napisał "Nie jestem geniuszem, jestem człowiekiem, który odmawia kierowania każdym krokiem dziecka" Dzieci w tej szkole uczą się na zasadzie ponoszenia naturalnych konsekwencji swoich czynów. Szkołą tworzy taką mini społeczność, gdzie wolność każdego jest ograniczona wolnością drugiego człowieka, gdzie uczą się współpracy i i demokratycznego rozwiązywania problemów.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
O tej szkole kochana prawie 40 z wielkim szacunkiem pisze również Anthony De Mello. O szkole i o jego założycielu. Reszta wieczorkiem. Dla wszystkich zostawiam wielkie roześmiane szczerze do siebie i świata buziory o takie : :D:D:D:D:D:D:D:D:D:D:D:D I na osłodę różowiutkie ❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość prawie 40
corobić - poczytaj swoje ostatnie wpisy... nie daj się wkręcać, nie idź w tył trzeba do przodu... Nie doszukuj się drugiego dna proooszę... To mi dziś właśnie powiedziano idź do przodu, to co było już dawno za nami... Nie szukaj dziury w całym, zlituj się nad sobą...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja mam skopiowane iwklejone w 1 arkuszu swoje wypowiedzi na przestrzeni 2 lat.... Przydały mi się po rozwodzie. Przypominały jak się czułam. Z czym tak naprawdę skończyłam i uświadomieniu, że to za czym tęsknię, płaczę nie ma nic wspólnego z byłym małżenstwem! Bardzo mi Wasze ostatnie wpisy pomagają -> dziękuję 🌻 🌻🌻🌻 🌻🌻🌻 🌻🌻🌻 🌻🌻🌻 🌻🌻🌻 🌻🌻🌻 🌻🌻🌻 🌻🌻🌻 🌻🌻🌻 🌻🌻🌻 🌻🌻🌻 🌻🌻🌻 🌻🌻🌻 🌻🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzisiaj po sugestii Autodetox zajęłam się archwizacją swoich wpisów... ale też wyszukałam wiele ciekawych postów. To fragmenty od Ewy z Raju ❤️, którą pozdrawiam serdecznie, która pierwsza podała mi tutaj pomocną dłoń... Związki: Splot miłości i nienawiści ----------------------------------- Dopóki twoja świadomość nie otworzy się na teraźniejszość, wszelkie związki - zwłaszcza intymne - dotknięte będą głęboką skazą i w sumie zaburzone. Przez chwilę - na przykład gdy jesteś „zakochany” - może się wydawać, że jest doskonale, ale ta pozorna doskonałość nieuchronnie pryska, w miarę jak coraz częściej dochodzi do sporów, konfliktów, wybuchów niezadowolenia i aktów emocjonalnej, a nawet fizycznej przemocy. Niemal każdy „związek miłosny” przeradza się niebawem w splot miłości i nienawiści. Miłość może wtedy w mgnieniu oka ustąpić miejsca dzikiej napastliwości, wrogości lub zupełnej nieczułości. Uchodzi to za zjawisko normalne. Przez pewien czas - kilka miesięcy czy lat - związek taki waha się między biegunami „miłości” i nienawiści, dając obojgu uczestnikom tyleż bólu, ile przyjemności. Dość często zdarza się, że obie strony popadają w nałogowe uzależnienie od tej sinusoidy. Dzięki dramatowi, w którym tkwią, nareszcie czują, że żyją. Kiedy znika równowaga między biegunem pozytywnym a negatywnym i mroczna, destruktywna faza powraca z rosnącą częstotliwością i mocą (a większość par prędzej czy później osiąga ten etap), w niedługim czasie związek ostatecznie się rozpada. Można by sądzić, że gdyby tylko się udało wyeliminować negatywną, destruktywną fazę, wszystko byłoby cacy, a związek przepięknie by kwitł - ale jest to, niestety, niewykonalne. Bieguny nawzajem od siebie zależą. Nie można mieć tylko jednego z nich: trzeba brać oba naraz. Faza pozytywna od początku zawiera w sobie negatywną, choć ta nie od razu się ujawnia. Obie są tak naprawdę dwiema stronami tej samej anomalii. Mówię tu o związkach, potocznie zwanych romantycznymi, a nie o prawdziwej miłości, która nie ma negatywnego odpowiednika, ponieważ płynie z rejonów dalszych niż umysł. Miłość jako stan ciągły wciąż jeszcze jest wielką rzadkością: spotyka się ją nie częściej niż ludzi w pełni świadomych. Krótkie, złudne jej przebłyski mogą się jednak zdarzać, ilekroć w umysłowym nurcie powstaje luka. Oczywiście dużo łatwiej jest dostrzec anomalię w negatywnym aspekcie związku niż w pozytywnym. Z większą też łatwością dostrzega się źródło wszystkiego, co negatywne, w partnerze aniżeli w sobie. Skłonności negatywne mogą się przejawiać pod wieloma postaciami: jako zaborczość, zazdrość, żądza władzy, oddalenie i milcząca uraza, potrzeba stawiania na swoim, niewrażliwość i pochłonięcie samym sobą, emocjonalnie umotywowane żądania i manipulacje, chęć toczenia sporów, krytykowania, osądzania, obwiniania lub napastowania, gniew, bezwiedna zemsta za ból, zadany niegdyś przez któreś z rodziców, wściekłość i przemoc fizyczna. Pozytywna strona związku przejawia się w tym, że „kochasz” osobę, z którą jesteś związany. Początkowo do głębi cię to zaspokaja. Wyraźnie czujesz, że żyjesz. Twoje życie nabrało raptem sensu, ponieważ ktoś cię potrzebuje, pragnie, napawa poczuciem, że jesteś wyjątkowy, ty zaś wszystko to odwzajemniasz. Kiedy jesteście razem, czujecie się pełni. Uczucie to bywa tak silne, że reszta swata blaknie i traci znaczenie. Być może jednak zauważyłeś, że w tych silnych uczuciach jest pewien element niesamodzielności i kurczowego przywierania. Wpadasz w nałogowe uzależnienie od drugiej osoby. Działa ona na ciebie jak narkotyk. Dzięki niej doznajesz euforii, ale samo przypuszczenie, że ukochana istota mogłaby kiedyś stać się niedostępna, potrafi wywołać zazdrość, zaborczość, próby manipulacji za pomocą szantażu emocjonalnego, obwinianie i oskarżanie - a wszystko to z obawy przed utratą. Jeśli zaś twoja druga połowa w końcu rzeczywiście cię opuści, może to wzbudzić w tobie zajadłą wrogość albo najgłębszą rozpacz i żal. Miłosna tkliwość w jednej chwili ustępuje miejsca dzikiej napastliwości lub straszliwemu żalowi. Co się nagle stało z miłością? Czy może ona w oka mgnieniu przedzierzgnąć się we własne przeciwieństwo? I czy ogóle była to miłość, czy po prostu nałogowe lgnięcie i chciejstwo? Nałóg a poszukiwanie pełni Czemu popadamy w nałogową zależność od drugiego człowieka? Romantyczny związek miłosny jest tak silnym i powszechnie upragnionym przeżyciem, ponieważ zakochani mają wrażenie, że uwolnili się od głęboko zakorzenionego lęku, łaknienia, niedosytu i niedoskonałości - stanów, które są nieodłącznym elementem człowieczeństwa nieświadomego. Mają one zarówno wymiar fizyczny, jak i psychiczny. W sferze fizycznej oczywiście daleko ci do pełni i nigdy jej nie osiągniesz: jesteś mężczyzną albo kobietą, czyli połową, a nie całością. Na tym poziomie tęsknota za pełnią - za powrotem do stanu jedni - przejawia się jako przyciąganie między męskością a kobiecością: to, że mężczyzna potrzebuje kobiety, a kobieta - mężczyzny. Jest to niemal niepohamowany pęd do połączenia z przeciwstawnym biegunem energetycznym. Ten fizyczny popęd ma swoje duchowe źródło w pragnieniu, żeby położyć kres dwoistości, odzyskać stan pełni. Na poziomie fizycznym najbliższe tego ideału jest zespolenie seksualne, toteż spośród wszystkich przeżyć, jakich może dostarczyć sfera fizyczna, właśnie ono sprawia ludziom najgłębszą satysfakcję. Ofiarowuje im jednak zaledwie przelotną wizję pełni, moment błogostanu. Dopóki bezwiednie traktujesz je jako narzędzie “zbawienia”, usiłujesz położyć kres dwoistości na poziomie form - to zaś jest niewykonalne. W efekcie ukazuje ci się kuszące mgnienie raju, ale nie dostajesz zezwolenia na stały w nim pobyt i lądujesz z powrotem w swoim osobnym ciele. Na poziomie psychicznym wrażenie niedosytu i niedoskonałości doskwiera jeszcze silniej niż na fizycznym. Dopóki utożsamiasz się z umysłem, twoje poczucie Ja” opiera się na zewnętrzności. Innymi słowy, swoje wyobrażenie o sobie czerpiesz ze spraw, które tak naprawdę nie mają nic wspólnego z tym, kim jesteś, takich jak rola społeczna, majątek, wygląd zewnętrzny, sukcesy i porażki, przekonania itd. To fałszywe, z umysłu zrodzone ,ja”, czyli ego - kruche, niepewne siebie - szuka coraz to nowych rzeczy, z którymi mogłoby się utożsamić, bo tylko dzięki nim czuje, że istnieje. Nic jednak nie daje mu wystarczająco trwałego spełnienia. Wciąż dręczy je lęk, niedosyt i łaknienie. Idealny związek? I oto nagle pojawia się zupełnie wyjątkowy związek. Wygląda na to, że rozwiązuje on wszelkie problemy ego i zaspokaja wszystkie jego potrzeby. Przynajmniej z początku tak się wydaje. Wszystko, na czym dotychczas opierałeś swoje poczucie ,ja”, staje się stosunkowo mało istotne. Skupiasz się odtąd na jednym jedynym zjawisku, które zajęło miejsce wszystkich dawniejszych spraw, nadaje twojemu życiu sens, ty zaś właśnie przez jego pryzmat określasz swoją tożsamość. Zjawiskiem tym jest osoba, którą „kochasz”. Przestałeś być odrębną drobiną w obojętnym wszechświecie - przynajmniej na pozór. Twój świat ma teraz centrum: ukochaną istotę. Fakt, że owo centrum mieści się na zewnątrz ciebie - czyli nadal czerpiesz spoza siebie wyobrażenie o tym, kim jesteś - początkowo wydaje się błahy. Grunt, że ulotnił się tak typowy dla umysłu egotycznego, stale ci dotąd towarzyszący lęk, a wraz z nim wrażenie twojej własnej niedoskonałości, niedosytu i niespełnienia. Ale czy naprawdę się ulotniły, rozwiały? A może wciąż czają się pod cienką powłoką szczęścia? Jeśli w twoim związku „miłość” przeplata się z tym, co jest jej zaprzeczeniem - napastliwością, przemocą emocjonalną itp. - należy się obawiać, że mianem miłości pochopnie określasz egotyczne przywiązanie i nałogowe lgnięcie. Nie można kogoś kochać, aby już za chwilę go atakować. Prawdziwa miłość nie ma negatywnego odpowiednika. Jeśli twoja „miłość” ustępuje niekiedy miejsca swojemu przeciwieństwu, znaczy to, że nie jest miłością, lecz silnym popędem ego, które pragnie zyskać pełniejsze i głębsze poczucie „siebie“, a partner chwilowo potrzebę tę zaspokaja. Ego osiąga dzięki temu namiastkę zbawienia, która przez krótki czas nieomal sprawia wrażenie autentyku. W pewnym momencie partner zaczyna jednak postępować w sposób sprzeczny z twoimi potrzebami - a raczej z potrzebami twojego ego. Lęk, ból i niedosyt - stałe elementy świadomości egotycznej, które tylko prowizorycznie zamaskował „związek miłosny” - znów dochodzą do głosu. To tak, jak z każdym innym nałogiem: po odp

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
cd. To tak, jak z każdym innym nałogiem: po odpowiedniej dawce narkotyku czujesz się świetnie, ale nieuchronnie przychodzi czas, gdy narkotyk już na ciebie nie działa. Kiedy powracają owe bolesne uczucia, doznajesz ich z jeszcze większą niż dawniej silą, a w dodatku uważasz, że druga strona związku jest ich sprawcą. Rzutujesz je więc na zewnątrz i ze wściekłą brutalnością, wyrosłą z twojego bólu, atakujesz partnera. Może to w nim zbudzić jego własny ból i skłonić do kontrataku. Ego na tym etapie wciąż jeszcze żywi nieświadomą nadzieję, że jego napastliwość lub próby manipulacji okażą się wystarczającą karą, aby współuczestnik dramatu zmienił postępowanie i znów dal się użyć w charakterze parawanu, przesłaniającego twoją boleść. Każdy nałóg bierze się stąd, że człowiek nieświadomie wzbrania się przed stawieniem czoła własnemu bólowi i przejściem przez ten ból. Każdy nałóg od bólu się zaczyna i na nim też się kończy. Niezależnie od tego, co jest twoim narkotykiem -alkohol, jedzenie, legalnie lub nielegalnie kupowane psychotropy, czy wreszcie druga osoba - używasz czegoś albo kogoś, żeby ukryć swój ból. Właśnie dlatego, po przeminięciu początkowej euforii, pojawia się w związkach osobistych tyle nieszczęścia, tyle bólu. To nie związki są ich przyczyną. One tylko wydobywają na jaw nieszczęście i ból, które już wcześniej w tobie tkwiły. Działa tak każdy nałóg. W każdym nałogu następuje moment, gdy narkotyk już nie wywołuje pożądanego efektu, wtedy zaś boli cię bardziej niż kiedykolwiek. Między innymi dlatego ludzie nieustannie próbują uciec przed teraźniejszością i szukają takiego czy innego zbawienia w przyszłości. Jeśliby skupili się na obecnej chwili, pierwszą rzeczą, jaką mogliby napotkać, byłby ich własny ból, a przecież to jego najbardziej się obawiają. Gdyby tylko wiedzieli, jak łatwo jest tu i teraz odnaleźć potęgę obecności, która rozpuszcza przeszłość wraz z całym zmagazynowanym w niej bólem - jak łatwo jest odkryć rzeczywistość, w obliczu której topnieją urojenia. Gdyby wiedzieli, jak bliscy są własnej rzeczywistości wewnętrznej, bliscy Boga. Unikanie związków też nie jest sposobem na to, żeby uniknąć bólu. Tak czy owak - boli. Trzy nieudane związki w ciągu trzech lat prędzej wyrwą cię z uśpienia, niż trzy lata na bezludnej wyspie albo w zamkniętym pokoju… Czy związek oparty na nałogowym uzależnieniu można przemienić w prawdziwy? Owszem. Uda ci się to, jeśli postarasz się stopniowo być jeszcze bardziej obecny i skupiony na chwili obecnej, coraz głębiej wnikając uwagą w teraźniejszość: jest to kluczowa sprawa niezależnie od tego, czy żyjesz samotnie, czy z kimś w parze. Jeśli miłość ma rozkwitnąć, blask twojej obecności musi być dostatecznie silny, żebyś nie oddawał się już bezustannemu myśleniu, osądzaniu lub robieniu z siebie ofiary. Wiedzieć, że tak naprawdę jest się Istnieniem, które tylko przesłania bezustannie racjonalizujący umysł, cichym bezruchem pod warstwą umysłowego zgiełku, miłością i radością pod pokładami bólu - oto wolność, zbawienie, oświecenie. Wyzbyć się ciągłego utożsamiania z osobowością ofiary, to znaczy ogarnąć to poczucie własną obecnością i świadomością, a zatem poddać przeistoczeniu. Wyzbyć się utożsamienia z myśleniem, to stać się milczącym obserwatorem własnych myśli i zachowań, a zwłaszcza powtarzalnych klisz umysłowych oraz ról, które gra ego. Kiedy pozbawiasz umysł rangi niezawisłego ,ja”, przestaje on natrętnie ci się narzucać; natręctwo to w zasadzie polega na przymusie osądzania i opierania się temu, co jest. Opór ten powoduje konflikty, dramaty i nowy ból, gdy natomiast przestajesz ferować wyroki i zgadzasz się na to, co jest, uwalniasz się od wiecznie osądzającego umysłu. Robisz tym samym miejsce miłości, radości, spokojowi. Najpierw przestajesz osądzać siebie, a potem partnera. Największy przełom w związku dwojga ludzi dokonuje się, gdy w pełni akceptujesz drugą osobę, biorąc ją z dobrodziejstwem inwentarza, nie pragnąc w żaden sposób osądzać jej czy zmieniać. Natychmiast przekraczasz wtedy granice ego. Kończą się wszystkie umysłowe gry, ustaje nałogowe przywieranie. Nikt nie jest już ofiarą ani sprawcą, oskarżycielem ani oskarżonym. Przestaje zarazem działać sprzężenie zwrotne, które dotychczas sprawiało, że dawałeś się wciągać w cudze nieuświadomione schematy, tym samym przedłużając ich żywot. Wtedy zaś albo rozstajecie się - ale w atmosferze miłości - albo też razem wnikacie jeszcze głębiej w teraźniejszość, w Istnienie. Czy to aby nie za proste? Nie, to właśnie takie jest: całkiem proste. Miłość jest stanem Istnienia. Nie można jej “osiągnąć”. Ona po prostu jest w Tobie. Twoja miłość nie mieszka gdzieś na zewnątrz ciebie - tkwi głęboko w tobie. Nie możesz jej utracić i ona także nie może cię opuścić. Nie jest zależna od żadnego innego ciała, zewnętrznej formy. W pełni obecny, ogarnięty cichym bezruchem, czujesz prawdziwego siebie - bezpostaciowego, ponadczasowego - jako życie nieprzejawione, dzięki któremu twoja fizyczna forma w ogóle żyje. Zaczynasz też wtedy czuć, że to samo życie trwa we wszystkich ludziach i w innych istotach, w samej ich głębi. Przejrzałeś zasłonę formy i odrębności. To integracja. To jest urzeczywistnienie jedni. To właśnie jest miłość. Czym jest Bóg? Jest życiem - wiecznym - trwającym we wszystkich formach życia. A czym jest miłość? Tym, że czujesz to Jedno życie głęboko w sobie i we wszystkich stworzeniach. Ze nim jesteś. A zatem wszelka miłość jest miłością Boga. Miłość nie działa wybiórczo, tak jak i blask słońca pada na wszystko bez wyboru. Nie wyróżnia jednej osoby spośród innych. Nie wie, co to wyłączność. Kiedy opiera się na wyłączności, nie jest miłością Boga, lecz „miłością” ego. Ale siła, z jaką odczuwa się prawdziwą miłość, bywa rozmaita. Zdarza się, że ktoś odbija ku tobie twoje uczucie z większą niż inni wyrazistością i mocą, a jeśli osoba ta czuje do ciebie to samo, co ty do niej, można powiedzieć, że łączy was związek miłosny. Ma on dokładnie taki sam charakter jak więź między tobą a sąsiadem z autobusu, pierwszym lepszym ptakiem, drzewem lub kwiatem. Jedyną różnicę stanowi intensywność odczuwania tej więzi. Nawet w związku opartym skądinąd na nałogowym uzależnieniu może chwilami przeświecać spod powierzchni coś prawdziwszego, głębszego niż wzajemne potrzeby dwojga nałogowców. Wasze umysły zawieszają wtedy działalność, a ego chwilowo przysypia. Może się to zdarzyć w momencie fizycznej bliskości albo kiedy oboje jesteście świadkami cudu narodzin, w obliczu śmierci lub gdy jedno z was ciężko zachoruje: w każdej sytuacji, która obezwładnia umysł. Miłość pogrzebana zazwyczaj pod umysłem, zawarta w Twoim Istnieniu - objawia się wtedy, umożliwiając prawdziwą komunikację. Prawdziwa komunikacja to komunia - urzeczywistnienie jedni, czyli miłość. W większości wypadków nie udaje się jej podtrzymać przez dłuższy czas, chyba że oboje potraficie wytrwać w stanie obecności dość intensywnej, aby nie miał do was przystępu umysł i jego stare klisze. Gdy tylko bowiem powraca on i twoje utożsamienie z nim, nie jesteś już sobą, lecz umysłowym wyobrażeniem o sobie, a wtedy znów zaczynasz toczyć gry i wcielać się w rozmaite role, żeby zaspokoić potrzeby ego. Znowu przepoczwarzasz się w ludzki umysł, który udaje ludzką istotę, prowadzi wymianę z drugim umysłem i odgrywa dramat zwany „miłością”. Chociaż mogą wam się zdarzać krótkie przebłyski miłości, nie rozkwitnie ona, dopóki oboje raz na zawsze nie uwolnicie się od poczucia tożsamości z umysłem i nie staniecie się wystarczająco obecni Tu i Teraz, żeby rozpuścić bezustanny ból i walkę ego - lub przynajmniej nie nauczycie się trwać jako przytomni obserwatorzy. Emocjom i ego nie uda się już wtedy zawładnąć wami i odciąć Was od wewnętrznego źródła miłości. Na bazie “Potęga teraźniejszości” E. Tolle

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×