Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość POMOC DORAZNA

Czy jesteś w związku, w którym partner molestuje Cię psychicznie? cz.2

Polecane posty

Blawatek - \"powiada,że czuje się fatalnie, nie może się skupić na pracy, nie może spać w nocy, traci przytomność w ciągu dnia.\" Mazgaj. Baba. A poza tym czy Ty masz z tym cos wspolnego (z jego zlym samopoczuciem) - pod warunkiem ze nie uzywasz laleczki voo-doo ;) Ciebie jego zle samopoczucie nie dotyczy i nie musisz sie czuc za to odpowiedzialna. Nie daj sobie wmowic ze to dlatego ze odeszlas bo to bzdura. On chce Toba manipulowac wlasnie poprzez litosc - on taki chory, biedny, nieszczesliwy itp. Gdyby byl chlop z jajami to by zrobil cos (ZADZIALAL) jesli chce zebys wrocila i chce naprawde sie zmienic - pokazac ze jest czlowiekiem czynu, ze warto na nim polegac, ze wzial sobie do serca to co sie wydarzylo i wyciagnal wnioski ktore zaowocuja Waszym zgodnym zwiazkiem, gdyby mial jakas ambicje. A on liczy ze sie po jego zalach zltujesz i wrocisz (i bedzie oczywiscie piec dni jak w raju i wogole cud miod orzeszki - a potem sprawy potocza sie starym, dobrze znanym trybem. I bedzie mial to co chce tanim kosztem. Wyobraz sobie ze ide do banku i mowie im: przez to ze splacam wasz kredyt (celowo uzylam tego slowa - WASZ) nie spie po nocach, czuje sie fatalnie, nie moge skupic sie w pracy, miewam omdlenia, zaniki pamieci i ch*j wie co jeszcze, jestem na skraju zalamania psychicznego\" - a bank oczywiscie umarza mi kredyt i daje jeszcze ze trzy tysiace na podleczenie zszarganego zdrowia. Powiedz mu zeby sie podleczyl i wtedy pogadacie. Nie daj sie wpuscic w kanal. Nie podejmuj gry - bo to jest gra na Twoja litosc. Madrze dziewczyny mowia - i ja powtarzam, ze gdyby naprawde chcial cos zmienic to by dzialal z efektami tego dzialania! Imialabys dowod a nie tylko czcze gadanie i jojczenie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wyobraz sobie ze ide do banku i mowie im: przez to ze splacam wasz kredyt (celowo uzylam tego slowa - WASZ) nie spie po nocach, czuje sie fatalnie, nie moge skupic sie w pracy, miewam omdlenia, zaniki pamieci i ch*j wie co jeszcze, jestem na skraju zalamania psychicznego\" - a bank oczywiscie umarza mi kredyt i daje jeszcze ze trzy tysiace na podleczenie zszarganego zdrowia. BINGO ! :-) :-) :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Niebo... dziękuję Ci za odpowiedź i również mocno przytulam :) czytam was od początku, nie wiem czy pamiętacie mój wpis 20:11 [zgłoś do usunięcia] łyżeczka30 to stało się 4 dni temu, nadal kiedy o tym myślę łzy same napływają mi do oczu. Mąż trochę sobie wypił ale wydawało mi się, że nie jest pijany. Pomagał mi nawet przy wieczornym sprzątaniu przy kolacji. Kiedy przebierał naszego synka w piżamkę do snu nagle zaczął na niego krzyczeć, ja słysząc to stanęłam w obronie synka, który zaczął płakać i kazałam mężowi wyjść z pokoju dziecka. Uspokoiłam synka tłumacząc mu że tatuś nie chciał na niego krzyczeć i położyłam go do snu. Wychodząc z pokoju podeszłam do męża i powiedziałam żeby więcej tak nie robił, że nie powinien się tak zachowywać bo przecież dziecko nic złego nie zrobiło. Mąż wpadł w jakiś szał, zaczął mnie wyzywać od najgorszych, złapał mnie za kark i trzymał z pięścią uniesioną w górze pytając czy \\\"mam Ci przyp......lić\\\" . Błagałam go, żeby się uspokoił, potem żeby mnie nie bił. Puścił mnie i wyszedł do pokoju. Dla mnie to był szok, tak bardzo się przestraszyłam że zadzwoniłam z płaczem po mojego brata. Kiedy brat przyszedł opowiedziałam mu o wszystkim i kiedy poszedł do mojego męża żeby z nim porozmawiać ten wyparł się wszystkiego. Powiedział że nigdy nie podniósłby na mnie ręki i że wszystko sobie wymyśliłam, że jestem psychicznie chora skoro mówię coś takiego, że jak wogóle mogę oczerniać go w oczach mojego brata i że w takiej sytuacji to już koniec naszego małżeństwa. Następnego dnia przeprosił naszego synka za to, ze na niego krzyczał jednak kiedy synek powiedział, żeby przeprosił również mamę to mąż nic się nie odezwał. Nie przeprosił mnie do dzisiaj, nie odzywa się do mnie, tylko \\\"służbowo\\\" jeśli musi mi odpowiedzieć na moje pytanie. On twierdzi chyba, ze to moja wina. Czasami żałuję że nie nadstawiłam policzka, wtedy miałby dowód na to że nie wymyśliłam tego. Nie wiem co mam robić. Nie spodziewałabym się po nim takiego zachowania, na codzień jest spokojny, pracowity, pomaga w domu no facet na medal. Ale tym co zrobił zranił mnie bardzo. Pomóżcie mi, co mam robić? już sama nie wiem co mam o tym myśleć. M przeprosił, jeśli można to nazwać przeprosinami, bo nawet na mnie nie popatrzył mówiąc przepraszam. Oczywiście pamiętał wszystko, że mnie wyzywał, ze chciał uderzyć. Rozmawialiśmy bardzo długo, tzn praktycznie ja prowadziłam monolog ale powiedziałam co mnie boli, co myślę o jego zachowaniu, że mam dość traktowania mnie jak koleżankę a nie jak żonę. Poprawiło się... na chwilę. Niby już wszystko zmierzało w dobrym kierunku... do wczorajszego popołudnia. Rano wycieczka w góry na sanki, obiad w domu, miłe słowa od M... no wszystko pięknie. Wizyta u znajomych, M wypił piwo z kolegą i oczywiscie za chwilę zaczęło się picie wódki. Ja widzac to zaczęłam ubierać synka i powiedziałam że idziemy już do domu (wizyta trawała już około 3 godzin). M oczywiście nie chciał iść bo przecież jeszcze był alkohol do wypicia. Wyszliśmy razem i zaczeło się. Obrażony, nie odzywał się do mnie, spytałam się go co się stało ze milczy, nic się nie odezwał. Nie kontynuowałam tematu wczoraj bo stwierdziłam że może mu przejdzie. Dzisiaj miałam ochotę żebyśmy poszli na spacer z synkiem po pracy ale usłyszłam od M, że nigdzie z nami nie idzie, że w pracy jest lepiej niż w domu, że pewnie wygaduje na niego do ludzi niestworzone rzeczy. Wziął nadgodziny tylko po to, zeby nie być ze mną i z synkiem w domu. Ja mam juz dość takiej huśtawki emocjonalnej, wczoraj było pięknie, dzisiaj jest źle, najgorsze jest to że ja nie wiem co takiego mu zrobiłam? czy ta butelka wódki naprawdę jest ważniejsza ode mnie? Ja się boję go właśnie kiedy jest wypity bo wtedy jest agresywny i dlatego nienawidzę kiedy pije. Już sama nie wiem czy mam z nim rozmawiać czy może dać sobie spokój. On chce żebym to ja się zmieniła, zebym pozwalała mu na picie, nic się nie odzywała ale ja tak nie potrafię, nie chce żyć z alkoholikiem, którym on już albo jest albo niedługo będzie, pije w każdy weekend, w tygodniu też mu się zdarzy wypić z ojcem. Nie pamietam już kiedy ostatni raz w weekend był całkiem trzeźwy. Poradźcie mi coś bo chyba zwariuję.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość prawie 40
Vacancy ❤️ dziękuję za słowa otuchy Wiem, że inni mają gorzej... Wiem że nie mogę się poddawać.. ale to jest jakby poza moim świadomym wpływem...Nie czuję się jak nowo narodzona... tak się czułam jak jeszcze tu był, choć odcięłam się całkowicie wtedy od niego, mobilizował mnie chyba na zasadzie kontrastu, a teraz męczy mnie wszystko,mam problemy z koncentracją...mam nadzieję, że z czasem mi przejdzie... w każdym razie tendencji samobójczych nie mam... zbyt zależy mi na dzieciach... wiem, że im jestem potrzebna... Vacancy.. współczuję ci serdecznie, i podziwiam... Ja bym 10 lat nie wytrzymała, od pierwszych łez z powodu powrotu do domu... Myślisz, że i moje uczucie do mojego męża to też litość?... może i tak jest... bo jednak nie tęsknie za nim i nie chcę z nim być...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wiecie co? szlag mnie trafia gnojekpo pracy nie włączył się na gadu a ja już zastanawiam się czy wszystko u niego ok , psychiczna jakaś jestem :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość blawatek.
Dzięki, dziewczyny :) Macie rację - przykład z kredytem świetny :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość platon7
Jest coraz gorzej... Niby nie płaczę, niby wszystko jest ok, ale chodzę jakbym była gdzieś obok. Nie mogę się na niczym skupić, mam parę rzeczy do zrobienia, które wymagają koncentracji i próbuje nad tym usiąść drugi dzień i drugi mi nie wyszło... :( Rozmawiałam z nim przez moment bo się odezwał z jakąś pierdoła, ale po jednym zdaniu go spławiłam, więc milczy... Głupia jestem, ale cały czas czekam, że mnie zacznie przepraszać, chociaż wiem, że lepiej dla mnie że się nie odzywa... Dziewczyny, które mają już za sobą rozstanie: po jakim czasie przychodzi największy dół? teraz, mija dopiero kilka dni, na razie nie tęsknie, jestem zła i odpoczywam, ale co będzie dalej? :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Myślałam, że będzie lepiej... :( Myślałam, że będę mieć spokój... O, ja naiwna. Właśnie się dowiedziałam, że zniszczyłam mu życie, a teraz on zniszczy moje, tak żebym wstydziła się wyjść z domu... I wiecie co, nastraszył mnie... Wiem, że jest zdolny do wszystkiego... :( Co ja mam robić?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tak czytam co piszecie i myślę sobie, że tyle jest na tym ziemskim padole nieszczęśliwych ludzi, no a ten topik dowodem ile jest wrażliwych kobiet których to partnerzy/ mężowie powzięli chyba za punkt honoru, żeby je zadręczyc... :( Myślę też, że u mnie nie jest źle, uwolniłam się chociaż pozornie i przynajmniej nie trzęsę się ze strachu, że coś powiem i rozpęta się kłótnia, że przestanie się odzywac i będzie mnie tresował, bo pierwszy ręki do zgody nie wyciągnie itd... Ale przemknęło mi też dzisiaj przez myśl, że on nie jest z gruntu złym człowiekiem, wręcz przeciwnie, że ma dużo zalet o których zapomniałam, jeszcze będąc z nim i rozpamiętując wiecznie to co złe. Dziwnie się poczułam... Chyba znowu skłaniam się ku wersji, że to moja wina :-O Jakkolwiek by nie było, nie wiedziałam, że kiedyś nadejdzie taki dzień, że to powiem, ale dziękuję Bogu, za istnienie zjawiska takiego jak- sesja- :P dzięki temu wieczorem jestem już zazwyczaj tak zmęczona, że nie mam siły na łzy czy rozmyślania Miłego wieczoru mimo wszystko 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
no coz no coz nie daj się zastarszyc proszę Cię.... naprawdę najlepszym sposobem jest oalanie tego co mówią ja wiem że to trudne ,bo sama daję się wciągną w gierki mojego M , trzymam kciuki żeby nam wszystkim udało się wyrwac z tego popieprzonego życia......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Wierna czytelniczka
No cóż no cóż Dzisiaj usłyszałam dokładnie to samo i niestety muszę przyznać mu rację zmarnowałam mu życie bo powinnam odejść 12lat temu. Nie zrobiłam tego zmarnowałam życie i jemu i sobie,brakiem decyzji wtedy................. A Ty nie daj się zastraszać,to tylko czcze gadanie, Kiedy nie mają żadnych logicznych argumentów to wtedy zaczyna się zastraszanie....................ale to świadczy tylko o jego słabości. Nic nie może już zrobić,już dokonał swojego dzieła zniszczenia Ciebie,wydaje mi się że już wystarczy,czy nie pora powiedzieć dość!!!!!!!!!!!! Tego i Tobie i sobie życzę:) Pozdrawiam P.s. Dziękuję za to że jesteście,bardzo dziękuję:))

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kochana 40-stko - wybacz, ze Cie postarzam, bo Ty jestes \"prawie\", ale jakos tak mi wygodniej pisac; mam nadzieje, ze nie masz mi tego za zle;) zdajesz sobie sprawe z faktu, ze depresja to \"straszna rzecz\" i niestety trzeba ja leczyc, najlepiej przy pomocy specjalisty; rozumiem, ze z powodu czasowgo zamieszkania poza granica Polski, mozesz miec z tym klopot; mnie tutaj w Stanach tez raczej nie byloby stac na chodzenie do psychiatry, czy psychologa; no moze stac by bylo, ale wtedy nie odlozylabym kasy, a po to miedzy innymi tutaj przyjechalam; ja wiem, ze sama wtedy bym sobie nie poradzila, za usilna namowa przyjaciolki udalam sie po pomoc i jestem jej teraz bardzo wdzieczna; moze jednak w Twoim przypadku, to tylko chwilowe zalamanie, sama wiesz najlepiej jak dlugo ten stan sie utrzymuje; ja pamietam, ze autentycznie zaczelam sie juz bac o swoje zdrowie psychiczne, a przeciez tak jak i Ty - mam dla kogo zyc i nie dlatego, ze musze, ale chce; czlowiek dotkniety depresja czuje sie absolutnie zrezygnowany, nic mu sie nie chce i wlasnie rola lekarza i lekow jest sprawic, zeby czlowiekowi chcialo sie znowu chciec; mam nadzieje, ze poradzisz sobie sama, ze kryzys szybciutko minie; co do Twoich uczuc wzgledem meza, to sadze, ze milosc to raczej nie jest, ale oczywiscie moge sie mylic; pozdrowka;) no coz no coz - wiem, ze strachu jest sie trudno pozbyc, ale wiem tez, ze on nic Ci nie zrobi, najpierw Cie postraszy, a jak nic tym nie wskora, to uderzy w inne struny - moze Cie \"brac na litosc\"; ale nie daj sie podejsc, trwaj przy swojej decyzji; trzymam kciuki;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość blawatek.
Kasia3000, napisałaś: "Ale przemknęło mi też dzisiaj przez myśl, że on nie jest z gruntu złym człowiekiem, wręcz przeciwnie, że ma dużo zalet o których zapomniałam, jeszcze będąc z nim i rozpamiętując wiecznie to co złe. Dziwnie się poczułam... Chyba znowu skłaniam się ku wersji, że to moja wina" Nie ma człowieka, który byłby całkowicie dobry albo całkowicie zły - tak myślę. Ok, nie jesteś całkowicie zły, masz swoje zalety ALE to nie daje Ci prawa, żeby mnie źle traktować, poniżać, ubliżać mi, pomniejszać moją wartość. NIGDY.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wszystko we mnie chce do niego zadzwonić.... chore i głupie tyle krzywd, poniżania , obrażania, ostatnio doszło popychanie mnie , płacz dziecka , a ja chciałabym usłyszeć jego głos choć przez moment, reaguje jak narkoman.... wiem że szkodzi , a jednak mnie ciągnie, źle mi i ciężko .Jak człowiek może do kata zatęsknić???? czy ja naprawdę jestem jakaś obłąkana?? czuję się jak na głodzie ............... :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
\"Kiedy nie mają żadnych logicznych argumentów to wtedy zaczyna się zastraszanie.\" Alez tak i to jak najbardziej. Chwala Ci ze to zauwazylas, okreslilas i napisalas. Teraz tym z nas ktore sa wlasnie zasatraszane bedzie latwiej znajac motywy. Z reguly to tchorze. Kasiu - zaden z naszych partnerow nie ma 100% zlych cech - gdyby tak bylo to odejscie nie stanowiloby takiego problemu dla niektorych. Zaden czlowiek nie jest 100% zly ani 100% dobry. W kazdym z nas istnienie mieszanina roznych cech. Problem w tym - z ktorymi cechami u partnera MY nie jestesmy w stanie zyc. Ktore jego cechy NAS krzywdza. Z ktorymi MY nie potrafimy sobie poradzic. Ze ktos inny by mogl - OK - ale MY jestesmy MY. No i masz - nie doczytalam a blawatek napisal to samo - ale niech bedzie, masz to teraz z dwoch niezaleznych zrodel :) Zono31 - Czas pomoze uleczyc Twoje uzaleznienie, czytaj nasz topik, swoje niestety przecierpiec musisz jak kazdy nalogowiec; objawy odstawienia itp. Ty nie tesknisz za nim tylko za swoja dawka \"narkotyku\", jak narkoman za dzialka. Ale dobrze ze masz swiadomosc. 😍

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smutek123
Tak jestem "narkomanką" uzależnioną od narkotyku w postaci działania mojego m. Ale wiecie co wczoraj był mój pierwszy dzień na detoksie. Pewie pierwsze dni są najmniej bolesne z powodu odstawienie, potem głód się wzmaga ale i tak będzie ok. Nie wiem czy to chwilowe dobre samopoczucie ale ciesze się chociażby tą chwilą. Wiele razy już mówiłam mojemu m co mnie boli i co mi się nie podoba - ale to i tak nic nie dało. Pierwszy raz powiedziałam że już się tym zmeczyłam, że rezygnuje z matkowania, kontrolowania itp. Że ma wziąć odpowiedzialność za siebie i swoje czyny. Koniec kropka. Ja nie tylko tak powiedziałamja naprawde tak czuje. Od dziś chce być odpowiedzialna tylko za siebie i swoje życie. Wiecie co ulzyło mi, poczułam się lepiej, poczułam się tak jak dawniej - odetchnełam pełną piersią. Jego wypowiedzi były szarpane, momentami miały być obrazliwe dla mnie - ale już nie były. Już jego słowa przestały mnie boleć. Wiem że to tylko słowa i tylko odemnie załeż czy mnie urażą. Pewnie taki miał być ich cel - ale one mnie już nie bolały (już nie pozowle zadac sobie bólu). Jest lepiej. Lepiej dzięki WAM. Naprawde dziekuje

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zatruta
Witahcie wszystkie Wspaniałe Panie!!! ... kiedyś tam pisałam, że akurat sie z tą POCZWARĄ rozchodzę...i było jakoś nawet spokojnie,,do wczoraj.... glupia wdałam się z nim w gadkę na komunikatorze i w złościach powyzywałam go zresztą z wzajemnością...nie mógł znieść że jestem taka twarda...niby od kiedy...więc zastraszył mnie, że dziś pożałuję..będę płakać..bo pojedzie do moich rodziców i im wszysko powie,, jaka to ze mnie dz**, k**,..a jak kiedyś wspominałam rodzice nie wiedzą że z tą POCZWARĄ dalej jestem...niech sobie gada co chce, tego sie nie boję.. ja trzęsę ze strachu, że on może coś im zrobić :(( ... straszy mnie i straszy:((... chore mam myśli, wyobrażenia...ale do końca nie wiadomo do czego człowiek jest zdolny.... nie dać się zastraszyć ...powtarzam to sobie... piekło psychiczne.... co robić? gdzie szukać pomocy?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smutek123
zatruta nie wiem jak jest u Ciebie ale moj m też zawsze tak mnie straszył np. pójde do rodziców, powiem to i tamto, zrobie to i tamto i nigdy tego nie robił. Tylko straszył i chciał żebym tak własnie się czuła - zastraszono. Jezeli brac pod uwago mojego m - a pewno wiele się z tego co widze powtarza u innych to tylko zastraszanie ciebie. Nie daj się, nie podejmuj tej jego chorej jazdy. Trzymaj się i nie daj się zastraszyc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
I mój mnie straszył... Wygadywał w chwila podwyższonej adrealiny takie rzeczy, że strach się bać :D Krzyczał, wygrażał... i nigdy oczywiście niczego nie spełnił. To jedno z ich narzędzi, a nuz się uda coś wyegzekwować, przeciagnąć na swoją stronę, cos ugrać dla siebie. Znamy siebie nawzajem bardzo dobrze, nikt nie zna lepiej nas, naszych leków, stresów jak nasi partnerzy, nikt bardziej niż oni (i my też) nie umie bardziej dowalić, upokorzyć, wystraszyć... Ja kiedyś, kiedy M tak straszliwie mi groził... pojechałam po nim tak bardzo, że sama się zdziwiłam skąd mi takie rzeczy przyszły do głowy (oczywiście były to groźby, których w zyciu bym nie spełniła), ile inwencji twórczej było w tym moim straszeniu, ale podziałało... Innymi słowy doskonale wiedziałam co jemu sprawi ból, co go zaskoczy i przerazi i się nie pomyliłam. Później pytał mnie dlaczego tak powiedziałam... to był instynkt samozachowawczy...Ty mi, ja Tobie, przecież nie będę stała z podkulonym ogonem i sie tylko bała...wiedz, że też mogę uderzyć. Straszenie się skończyło. Wczoraj byłam znowu u mojej Psycholozki. Powiedziała, że widzi u mnie przemianę, że też paradoksalnie ta cała sytuacja związana z moim zdrowiem i z tym jak się M nie zachował pomogła mi. Ja czuję, że mój związek we mnie umiera, a tym samym ja zdrowieję. Psycholog mówiła jak ważne w zdrowieniu jest bycie sama ze sobą... uczenie się siebie, słuchanie, kochanie i rozumienie... To o czym tak często mówimy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Uciekający Anioł
witam :) trafilam na ten watek przypadkiem, moze szukalam jakies rady a moze chcialam przeczytac ze nie jestem z tym problemem sama.Niedawno uwolnilam sie z toksycznego zwiazku.nie sadzilam ze to taki powszechny problem bo zadnemu z moich znajomych nieprzytrafilo sie cos podobnego.wiec czuje sie z tym wszystkim samotna ale mam nadzieje ze mnie wesprzecie.Mam 22 lata mojego bylego poznalam w wieku 20 lat.kiedy go poznalam myslalam ze to ten jedyny,nigdy nie spotkalam tak czarujacego faceta,bardzo o mnie dbal.wszystko zmienilo sie po jakis dwoch tygodniach...nagle on przestal miec dla mnie czas,a jak juz go mial to strasznie mi go wydzielal...rzadko sie odzywal...potem zaczal podnosic na mnie glos..pewnego dnia wykrzyczal mi ze "wpierdalam sie w jego zycie "a ja po prostu pytalam sie co u niego slychac...pozniej przyszedl sylwester...nie spedzilismy go razem...podal jakies dziwne powody, ze jedzie na jakas konferencje i nie moze mnie zabrac,po sylwku dowiedzialam sie ze byla u niego impreza...tlumaczyl mi ze to wyszlo w ostatnim momencie.od tego czasu ciagle sie klocilismy..mimo to strasznie mi na nim zalezalo...choc mialam do niego zal ze tak mnie traktuje, w koncu nagle przestal sie odzywac i wogole nie mial dla mnie czasu...po jakims czasie napisal mi smsa ze mna zrywa bo nie potrafi byc w zwiazku i woli zycie singla.strasznie mnie to bolalo.po jakis dwoch tygodniach zaczal do mnie pisac smsy ze strasznie teskni i ze zaluje ze mna zerwal .postanowilismy sie spotykac jak przyjaciele i zobaczyc czy on sie zmieni.ukladalo sie super miedzy nami do czasu kiedy okazalo sie ze on ma polowinki i mnie na nie nie zaprosil strasznie mnie to zabolalo zerwalismy kontakt bo jakos nie potrafilam mu wybaczyc.po 4 miesiacach sie odezwal postanowilismy sie znowu spotkac ,przyszedl i powiedzial ze sie zmienil ze gardzi soba ze tak mnie traktowal ze bardzo za mna tesknil...nawet zaczel plakac...naprawde mu uwierzylam ze sie zmienil...znow bylismy razem i bylo cudownie...wreszcie zauwazylam ze mu zalezy...czesto sie odzywal czesto przychodzil byl czuly i kochany...to trwalo 2 tygodnie...potem spoznial mi sie okres i balam sie ze jetem w ciazy...to trwalo tydzien...w tym czasie on ani razu do mnie nie przyszedl zosawil mnie z tym wszystkim sama rzadko sie odzywal potem rozmawialismy na gg powiedzial mi ze jesli jestem w ciazy to musze usunac albo wychowywac sama bo on nie uzna tego dziecka..poczulam sie jakby wbil mi noz w plecy...na drugi dzien dostalam okres.Moj byly nigdy mnie przeprosil,nawet nie chcial rozmawiac na ten temat.potem ciagle mi mowil ze nie nadaje sie do zwiazku ze przez cale zycie byl singlem i jest typem wiecznego kawalera...a ma juz 24 lata.ciagle mi mowil ze mam poszukac sobie innego faceta bo nasz zwiazek nie ma sensu.w koncu nie wytrzymalam odeszlam..wytrzymalam miesiac i wrocilam do niego bo bardzo tesknilam i nadal go kochalam...kiedy do niego wrocilam znow zaczal sie zachowywac jak pare miesiecy wczesniej kiedy bylismy pierwszy raz razem czesto na mnie krzyczal nie mial dla mnie czasu.wydzielil mi dwa wieczory w tygodniu po 2-3 h a dla kumpli ciagle mial czas.rzadko sie odzywal ...czasem pare dni potrafil sie nie odzywac...nawet czasem nie odp na moje wiadomosci.na nk mial zdjecia z innymi dzieczynami a ze mna ani jednego :( pomimo ze byl ze mna pisal innym dziewczynom komentarze jaka sa sliczne itd...na imprezy nigdy mnie nie zabieral,nie znam jego znajomych.Robil mi straszne afery ze chce zrobic z niego pantoflarza.stasznie mnie to wszytsko bolalo...czesto plakalam,czulam sie przez niego glupia,brzydka,nieinteligentna...ciagle doszukiwalam sie winy w sobie...bo przeciez skoro on mnie tak traktuje to musialam cos zrobic zle...ciagle myslalam nad tym co zrobic zeby bylo lepiej,zeby on zaczal mnie dobrze traktowac...strasznie sie staralam...dbalam o niego,zawsze mogl na mnie liczyc...chyba w zyciu nie staralam sie tak bardzo o faceta i strasznie sie zadreczalam...bylam klebkiem nerwow :( czulam ze on mnie nie szanuje...tak czesto mi to okazywal...bardzo czesto sie zdarzalo ze bylismy umowieni ja czekalm juz przyszykowana a on pisal juz w czasie w korym powinien u mnie byc ze nie przyjdzie...wolal kumpli ode mnie...nawet pare razy mi o tym powiedzial...czasem gdy nie mialam ochoty na seks bo bylam chora obrazal sie na mnie...i ciagle zwalal wine na mnie...denerowal sie kiedy pytalam jak minal mu dzien...mowil ze to nie moja sprawa...potem zblizal sie kolejny sylwester stwierdzil ze woli spedzic go z kumplami...plakalam...zastanawialam czym sobie na to wszystko zasluzylam...przeciez tak bardzo sie staralam :( potem stwierdzil ze komplikuje nasz zwiazek i mam pretensje o glupoyty i pare dni przed swietami stwierdzil ze nie bedziemy sie spotykac przez miesiac zebym zrozumiala jak strasznie sie zachwouje...to byl dla mnie cios...on traktowal mnie okropnie, a ja bylam dla niego cudowna i kochajaca dziewczyna a on postanowil mnie ukarac bez powodu...cal e swieta przeplakalam...a on milczal ...w koncu nie wytrzymalam zadzwonilam do neigo ze musimy pogadac...przyszedl i ze mna zerwal..nie podal zadnego konkretnego powodu...tydzien pozniej przyszedl po swoje rzeczy i powiedzial ze za mna teskni,ze ma ochote mnie pocalowac i ze zrywa ze mna dlatego ze jest dupkiem ktory nie potrafi mnie dobrze traktowac i ze robi to dla mojego dobra...odkad nie jestesmy razem minely juz 3 tydognie..czuje sie dziwnie...jednoczesnie czuje spokoj,bo nikt juz mnie nie olewa i nie ma ciaglych pretensji bez powodu ale jednoczescie sa dni podczas ktorych bardzo tesnie...nie wiem czy kiedys komus zaufam i zbuduje normalny zwiazek...czuje sie emocjonalnie wypruta :( .boje sie ze nie potrafie bez niego zyc.prosze was o rady i opinie :) prosze tez o rady jak zyc po rozstaniu i jak unikac takich toksuycznych partnerow

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kochane Wspaniele Dziewczyny!! ❤️ Nie zagladalam tu od bardzo dawna. Ponad rok? Czy wiecej? Nie pamietam. Chcialam Was pozdrowic z glebi serca i wesprzec w Waszym poszukiwaniu samych siebie. Przytulam Was mocno - z Miloscia. Zachwycam sie tym Waszym pragnieniem, ktore i mnie rowniez nie opuszcza. Pragnieniem bycia swiadomym. To nie jest latwa droga, ale prowadzi do wolnosci. Do wolnosci od cudzych opinii o sobie. Do zobaczenia siebie jako Autentycznie Wyjatkowej w Swoim Rodzaju Osoby. Ale do tego potrzebne Pragnienie. Mocne Pragnienie. Nie bac sie Pragnac. O pragnioeniu napisal John Eldredge : \"Pragnienie stanowi istote ludzkiej duszy, tajemnice naszego istnienia, Absolutnie zadnego aspektu ludzkiej wielkosci nie da sie osiagnac bez pragnienia. Nie napiano zadnej symfonii, nie zdobyto zadnej gory, nie naprawiono zadnej krzywdy, ani nie ocalono milosci - bez pragnienia. Szkody wyrzadzone przez zaniechanie pragnien sa jak utrata samej istoty zycia. Pragnienia nigdy nie odchodza. Jesli je porzucamy, jesli nie odnajdujemy zycia, do ktorego stworzone zostaly nasze serca - tesknota nie zanika - schodzi do podziemia. W pragnieniach zlozona zostala cala wiecznosc..\" Pozdrawiam bardzo bardzo serdecznie wszystkie. Sciskam mocno kochana Oneill, ktora mialam przyjemnosc i radosc poznac w Krakowie. A ktora stale doglada tego topiku i wspiera innych. ❤️ Moje pragnienia przez wiekszosc zycia byly na samym koncu listy priorytetow. Dlatego wiec, w konsekwencji, sciagalo mnie z wlasnej drogi pragnienie nalezace do kogos innego. Znajdywalam sie w cudzych planach i cudzych pragnieniach. A to nie tak. Nie tak mialo byc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Uciekający Aniele....człowiek z którym byłaś jest bardzo chory, bardzo zabuzony i niestety on się nigdy nie zmieni. Będziecie tak do siebie wracali (jesli Ty na to będziesz pozwalała), będzie dobrze dwa dni (miesiąc miodowy), a potem znowu Cię będzie niszczył psychicznie, nie będzie szanował i będzie Cię doprowadzał do rozpaczy. Bardzo dobrze, że tutaj trfaiłaś... Jedyne co możesz zrobić dla siebie samej to zaprzestać jakichkolwiek z nim kontaktów...nie odpowiadac na sms-y, nie odbierać tel, nie wpuszczać do domu. ZERO KONTAKTU! To chwilę będzie Cię bolało, bo zero z nim kontaktu, to zero narkotyku...tak, tak to nie miłośc, to uzależnienie i musisz się z tego uzależnienia sama wyleczyć, sama sobie pomóc, musisz chcieć. Oczywiście najlepiej byłoby spotkać się z psychologiem, ale już choćby przychodzenie tutaj na topik i czytanie to duża pomoc dla Ciebie. Ten chłopak nigdy się nie zmieni, pamiętaj o tym. Nie licz, że jak przyjdzie padnie na kolana i będzie błagał to to spełni. Robi tak, bo wie, że Ty na to pójdziesz, że kolejny raz ulegniesz... a póxniej i tak będzie tak samo czyli tragiucznie źle! Jedyną osobą, która może Ci naprawdę pomóc jesteś Ty sama! Szanuj siebie! Pokochaj siebie! I zapomnij o tym gadzie... uratuj siebie. Przytulam Cię mocno ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Present 🌻 tyle tutaj Dziewczyn Ciebie z miłością wspomina. Bardzo miło mi Ciebie poznać. Ja trafiłam tutaj ponad pół roku temu i jestem cały czas obecna. Moja psycholog powiedziała, że to wspaniałe miesjce i bardzo terapeutyczne i ja też tak uważam... Cos musi być tutaj magicznego skoro ludzie przychodzą i zostają...często nawet jak już są zdrowe i wyleczone pragną wspierać innych. Pozdrawiam Cię ciepło ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tak kochana, to magiczne miejsce. :) W tym miejscu nastepuje rozbicie zludzien. Nikt bowiem nie da tu latwej recpety na szczescie. Ale pomimo tego, dziwczyny zostaja tu. I w tym jest magia. Magia jest w naszej zgodzie na droge, ktora wiedzie ku swiadomosci. A swiadomosc boli, jak wiemy.:) Ale nagroda sa stale otwierajace sie przed nami drzwi ku samopoznaniu. Ku nowemu. I pewnego dnia zamist bolu pojawia sie uwazna i cicha pewnosc czego my naprawde chcemy i przychodzi niewiadomo skad, malo nam znana - konsekwencja. I sila. Pomalu zaczynamy stawac sie takie, jakie chcialysmy zawsze byc, i jakimi zaplanowal nas Stworca - soba zaczynamy byc. PS Jesli sie pokaze moj adres mailowy, to jest on juz dawno nieaktualny. Musze go jakos zdjac.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
U mnie w pracy początek roku to...totalna plaża :D A wiadomo markowanie pracy gorsze od góry roboty... No ale tak tutaj jest. Tak patrzę po wpisach, to wygląda jak ja bym za dnia tutaj dyżur pełniła :P i to z własnej nieprzymuszonej woli...hehe Consekwencja...❤️ Miaa777 odezwij się Kochana...wszystko Oki u Ciebie...cmok

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzień dobry wszystkim! ;) u mnie dobry to nie jest bynajmniej,ale zaczynam się powoli przyzwyczajać ;) nawiązując jeszcze do tego co napisałam wcześniej- bo faktycznie zabrzmiało to naiwnie... to oczywiście nie jest tak, że istnieją ludzie w 100% dobrzy czy źli, tylko ja po prostu mam teraz takie podejście hmm jakby to określić- w chwilach zwątpienia przypominam sobie wszystkie sytuacje kiedy mnie źle potraktował i pomaga mi \"pomstowanie\", wyliczanie jego win i podsycanie jakiejś nienawiści do niego... bo gdy dochodzą do głosu dobre wspomnienia, których notabene było chyba jednak więcej...to czuje się winna, bo pojawia się myśl \"przecież on wcale nie jest taki zły\" a zaraz za nią- \"to ja się wiecznie czepiałam i byłam niezadowolona, to ja przestałam dostrzegać te cudowne rzeczy które ma w sobie= szukałam dziury w całym= to ja jestem winna\". Trudno mi to wyjaśnić... W każdym razie, ja już nie wiem co można, a czego nie gdy jest się z drugą osobą, co jest ok, a co jest już zabieraniem komuś powietrza czy \"przestrzeni\", pogubiłam się :( Zastanawiam się, analizując różne sytuacje czy miałam prawo się zachować tak jak się zachowałam. Zastanawiam się czy to dlatego, że we mnie jest problem i żadna inna, dojrzała czy jakby to ująć zrównoważona emocjonalnie (bo jeśli chodzi o mnie to nie wiem czy jestem :-O) kobieta by się tak zachowała. Zastanawiam się czy miałam prawo wymagać tego i tamtego, może tak naprawdę nie dawałam niczego w zamian? ITP. ITD. ... Męczy mnie to strasznie. Nie wiem już kim jestem, zgubiłam gdzieś po drodze swoją wartość, pewność siebie, swoich sądów i przekonań, jak mam to odzyskać? :( Pozdrawiam 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Niebo kochana ... ja cały czas Was czytam ... obserwuję szczególnie Ciebie i aż buzia mi się śmieje, gdy Cię czytam ... pięknie sobie radzisz choć wiem, że i trudnych chwil będzie jeszcze trochę ... A na to jedyna rada to tak, jak pisały dziewczyny ... oswoić ból, pozwolić mu być ... nie odpychać, nie zagłuszać ... Zdrowiej Niebo ... piękny z Ciebie człowiek ❤️ Present ... miło Cię widzieć ... miło Cię czytać, jak zawsze 🌻 A u mnie ... wszystko w jak najlepszym porządku ... jestem spokojna, uśmiechnięta ... jestem sobą ... przeszłość zamknięta na cztery spusty i klucz wyrzucony ... obok mnie człowiek, na widok którego ciepło się robi w sercu ... właśnie minął rok, odkąd poznaliśmy się jednak dopiero od kilku miesięcy jestem z nim ... on ze mną był przez cały ten czas. Cały czas chodzę na spotkania do psychiatry ... powolutku zacznę zmniejszać dawki leku, mój stan ustabilizował się i już potrafię odczuwać radość i szczęście. Za kazdym razem pani doktor pyta mnie o ten topik ... kiedyś jej opowiadałam, że jestesmy tu dla siebie taką wspaniałą grupą wsparcia ... i również bardzo pochwalała moją obecność tutaj. Jedno mnie martwi ... nie wiem, o co chodzi ale mam wrażenie, że nie mam nic mądrego do napisania tutaj ... niejednokrotnie siadam, by napisać parę słów i pustka ... Podziwiam dziewczyny, które podobnie jak ja odnalazły już swoją drogę a jednak wciąż piszą. Mam nadzieję, że to u mnie stan przejściowego odmóżdżenia :D i wkrótce wszystko wróci do normy. W każdym razie zawsze Was czytam dziewczyny ... Moc serdeczności ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Present ❤️ popłakałam się. Jesteś:D:D:D:D Boże kochany, jak się cieszę i tak mi Ciebie brakuje. Tak strasznie....Czasem myślę, że jeszcze jedno spotkanie, jeden jedyny raz w życiu.... Mam nadzieję, że odbijam się od dna, choć boli strasznie.... Twoja Tuptusia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×