Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość słodkaJA

Czy chciał WRÓCIĆ do Was eks?Jak tak to po jakim czasie od rozstania?

Polecane posty

dobrze wiesz, że nie czekałam :) a to co napisałam wyżej to była odpowiedź na pytanie od o tym jak długo musiałabym czekać na jego "przemianę", gdybym rzeczywiście czekała :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
dobrze wiesz, że nie czekałam a to co napisałam wyżej to była odpowiedź na pytanie od o tym jak długo musiałabym czekać na jego "przemianę", gdybym rzeczywiście czekała ;p mała poprawka coś mi wcięło ;p I tak na pewno nie żałują, szukają powrotu jak im się nie udaje i podświadomie myślą, że na nich czekamy. Prędzej czy później się odezwą jak los ich kopnie w dupsko ale czy my wtedy ich zechcemy- to już nasz wybór :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Thuja
Ano właśnie- gdyby te dziewczyny, które zdecydowały się pójść do przodu, postanowiły jednak wiernie czekać- do dzisiaj by czekały! Ja po prawie pół roku nie czuję praktycznie żadnego sentymentu do pana, z którym znajomość kosztowała mnie tyle nerwów. Dopiero gdy wyrzuciłam go z mojego życia, poczułam, że żyję i poczułam, że uwolniłam się od znajomości, która wysysała ze mnie życie. Ależ oczywiście, że zdarzyło mu się kiedyś tam odezwać. Olałam.Wciąż jednak ma moje rzeczy. Co prawda nie muszę ich odzyskiwać, bo mogę się bez nich obyć i nie mam zamiaru przypominać mu o zwrocie, ale najwyraźniej on sam się z tym nie kwapi. Jak znam życie, kiedyś jeszcze posłuży się nimi, by próbować odnowić kontakt;P na pewno niejedna z dziewczyn tu obecnych może potwierdzić;P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tak jak Luka napisał, że żałują, że zostali sami -to wystarczająco dużo BARDZO DOBRZE!!! Chciałabym tego doczekać, ale że nie u mnie takiej opcji nie ma to ciesze się, że u Kiciusi to się wydarzyło :) Poza tym ciesze się, że wszystko Ci się poukładało, może i ja doczekam chwili kiedy powiem, że dobrze, że tak się stało. Ściskam i pozdrawiam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość moje ukochane forum
a tu taka cisza nastała :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Thuja
To chyba dobrze, to znaczy, że wszyscy się ogarnęli i życie toczy się dalej. Ktoś zaliczył wielki powrót? :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość minął wlasciwie rok ale ciagle
rozmawialismy,on z nikim nie byl,ja tez nie. rozstanie z powodu takiego,ze nie wiedzial co do mnie czuje,ja go bardzo ograniczalam,bylam b.zazdrosna o wszystko... teraz twierdzi,ze bardzo mu mnie brakowalo,etc ale to b.skomplikowane i chyba nie wroce do niego...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość cola zero
Kiedyś tu pisałam jako cola zero chyba parę postów. Boże, jaka ja byłam wtedy nieszczęśliwa i jak mnie to teraz śmieszy:))))) Nie, ex nie chciał do mnie wrócić ale teraz, przy moim nowym facecie (jestem z nim juz rok) to zastanawiam się, dlaczego ja chciałam żeby tamten wrócił i jak dobrze się stało, że tak się nie stało:) Trzymajcie się:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość V.
Hej wszystkim. Widzę, że forum nieco zamarło, a chciałam się podzielić z Wami swoją historią, po cichu liczę też na konstruktywne rady ;) Przeczytałam sporo postów i w sumie nie znalazłam sytuacji podobnej do swojej, a też ciężko byłoby mi opisywać ją tak obszernie. Postaram się streszczając wszystko, nie pominąć najważniejszych kwestii. Jesienią zeszłego roku związałam się z facetem z liceum, byliśmy wtedy na pierwszym roku studiów. Zaczęło się raczej od pisania, potem od łóżka (co akurat nie miało złego wpływu, bo z każdym dniem rozmawialiśmy ze sobą coraz bardziej szczerze i coraz bardziej odczuwałam jego zaangażowanie). Któregoś dnia spytał, co o tym wszystkim myślę, do czego to zmierza. Powiedziałam, że z początku była to dla mnie fascynująca przygoda, ale z czasem zaczęłam się angażować. Powiedział że czuje to samo i zostaliśmy razem. Dbał o każdą moją potrzebę, wyjechaliśmy razem na narty na sylwestra z jego znajomymi, poznałam jego rodzinę, spędziliśmy ze sobą cudowne pół roku. Mój były jest bardzo utalentowany muzycznie, podzielam i podziwiam jego pasję, chociaż sama ledwo brzdękam na gitarze, ale kiedyś chodziłam do muzycznej. Muzyka była takim naszym małym odrębnym światem, uwielbiałam te wspólne uczenie się, wspieranie, chodzenie na koncerty, poza tym oboje mieliśmy niewybredne, ironiczne poczucie humoru, potrafiliśmy mówić do siebie ciągiem skojarzeń aluzjami, półsłówkami i tylko my wiedzieliśmy o co chodzi. Kiedyś nawet popłakał się ze szczęścia, że ze mną jest. Nigdy nie podniósł głosu, nigdy mi się nie sprzeciwił...do czasu oczywiście. Mam spore problemy emocjonalne, właściwie to bardziej miałam niż mam, ale po kolei. Byłam cholerną egoistką - całe życie. I zdawałam sobie z tego sprawę, ale nie widziałam potrzeby, by to zmienić, bo widocznie na nikim jeszcze aż tak mi nie zależało. Mojego eksa szantażowałam zerwaniem mniej więcej 2 razy w tygodniu o naprawdę niesamowite pierdoły. Byłam zaborcza, złośliwa, czepiałam się szczegółów. A on zawsze cierpliwie tłumaczył i robił wszystko, żebym nadąsana księżniczka wreszcie się uśmiechnęła. I teraz kwestia, o której najtrudniej mi pisać, ale skoro oczekuję rady, to muszę uwzględnić. Otóż od gimnazjum miałam problem z samookaleczaniem. I cholernie głupią manierę zrzucania odpowiedzialności na faceta. Po prostu byłam głupia i chyba przyjemność sprawiało mi jego martwienie się o mnie, przepraszanie za coś, co nie jest jego winą i płaszczenie się przede mną. Pewnego dnia chlasnęłam się tak mocno, że aż pojechaliśmy do szpitala na szycie. Przez co? Bo ogólnie tego dnia byłam zdenerwowana operacją taty, a eks spóźniał się pół godziny. Nawet po tym zdarzeniu choć przerażony i roztrzęsiony, utrzymywał, że kiedy wreszcie ze sobą zamieszkamy, to będzie lepiej, bo dotrzemy się i będzie zawsze przy mnie. O planach na przyszłość rozmawialiśmy często i zawsze to było takie realne, byliśmy tacy szczęśliwi... bo pomimo moich napadów furii, przecież były także te dobre chwile, nie zawsze byłam zołzą, choc niestety za często. Zawsze powtarzał, że jesteśmy tacy wyjątkowi, że ze wszystkim damy radę, że idealnie do siebie pasujemy i naprawdę to czułam. Tylko nie potrafiłam sobie odpuścic tych fochów i napadów. To było chyba trochę niezależne ode mnie. Problem w tym, że o ostatniej sytuacji dowiedział się jego ojciec, który jest lekarzem, a eks zadzwonił do niego wtedy spanikowany spytac co ma ze mną zrobic, skoro nie chcę jechac do szpitala. No ale tata bezwarunkowo kazał nam jechać, bo powiedział, że taka rana sama się nie zagoi. I dwa dni później zaczęło się szykanowanie go przez rodzinę. Muszę też dodac na swoją niekorzyść, że przeze mnie wyleciał ze studiów, bo często zawalał jakiś egzamin przez to, że siedział u mnie po nocach i próbował się dogadać albo martwił, czy znów sobie czegoś nie zrobię. Ja dawałam radę, bo mam lżejsze studia, poza tym przecież w końcu zwalałam wszystkie problemy na niego i miałam spokojną głowę. Doszło do tego, że bał się mi powiedziec, ze ma inne zdanie na jakiś temat. I pewnego dnia przyjechał, mówiąc że potrzebujemy przerwy. Zmroziło mnie, uderzyłam go i chciałąm wyrzucic z domu, kolejna histeria. Uspokoił mnie i obiecał, że to nie na zawsze, że on bardzo chce, żebym zaczęła terapię , uporała się z własnymi emocjami a póki jest obok, nie uda mi się to - miał rację. Powiedział, że będzie na mnie czekał, bo wciąż niezmiennie kocha i niezależnie ile to potrwa. Oczywiście zaszantażowałam go i powiedziałam, że skoro tak stawia sprawę to niech stąd wyjdzie i to nasze ostatnie spotkanie. Nie chciał kończyć, więc znowu stanęło na moim - nie doszło do przerwy. I teraz bardzo żałuję, bo powinnam była mu zaufac, obiecac, ze wezmę się w garść i odejść, a za jakiś czas sam by się przekonał, że coś ze sobą zrobiłam. Po tym wszystkim wpadłam w jeszcze większą paranoję, ciągle go pytałam, czy nadal mnie kocha, czy nie zmienił zdania, kontrolowałam, wpadałam w szał, kiedy nie odpisywał pół godziny, a on dalej się starał, dalej zapewniał, choc widziałam, że wypala się w nim ten zapał do wszystkiego. Ciągnęliśmy to 2 miesiące. Robiłam z siebie idiotkę, pisałam do jego kumpli, gadałam z ojcem, pisałam listy, udowodniłam jedynie tyle, że wymagam poważnego leczenia i nic teraz nam z tego nie wyjdzie. Powiedział, że ma dosc, ze to zrobiło się toksyczne. Na czym stanęło? Powiedzial, ze jest mu źle, że to koniec, ale że nie może ze mną byc w takim stanie w jakim teraz jesteśmy, bo zaniedbał wszystkie możliwe obowiązki, zatracił samego siebie, myśląc tylko o mnie, a ja potrzebuję teraz skupienia się na sobie i leczeniu. Dowiedziałąm się też potem, że na tydzien przed pomysłem przerwy, był u mojej mamy pytac ją o rady, jak ma postepowac ze mną, żeby było dobrze. Podobno miał łzy w oczach i mama mówiła, że naprawdę widac, że mu ogromnie zależało. Sama nie wiem, jak ja do tego wysztkiego dopuściłam, tak mi głupio. Od kilku miesięcy chodzę na terapię i naprawdę pomaga, od eksa odcięłam się niemal całkowicie. SPotykaliśmy się , ale zauważyłam sama że jeśli coś ma z tego wyjsc, to zupełnie na nowo i po mojej "metamorfozie", ze teraz nie jestem w stanie ogarnąć bliskości z drugim człowiekiem, mając takie problemy ze sobą. Zerwaliśmy kontakt, choc w trakcie wychodzily jakies pojedyncze rozmówki to z jego , to z mojej inicjatywy. Pod koniec czerwca nawet zagadaliśmy i subtelnie spytałam, czy widzi dla nas jeszcze kiedykolwiek szansę. Powiedział, że sam nie wie i że na razie próbuje się uporac z tym wszystkim, co zaniedbał. Dla mnie to i tak pocieszające słowa, bo juz był moment na nie, a poza tym mam na uwadze to, co między nami było, a pomimo tego, że niby tylko pół roku, żyliśmy tak intensywnie, że przeżyłam z nim dużo więcej niż z innymi z któymi byłam dłużej, dlatego staż dla mnie nie ma najmniejszego znaczenia. Po prostu połączyło nas to COŚ, a ja zjeba^łam, ale z całego serca żałuje i pracuję nad sobą naprawdę ostro. Dla nas, ale i dla samej siebie, żęby było mi lepiej w zyciu, bo mój charakterek utrudnia mi życie w wielu dziedzinach, nie tylko z facetem. Kiedyś po rozstaniu miałam gorszy okres i usunęłam wszystkie nasze zdjęcia z facebooka, powiedziałąm mu, że jeśli nie chce nigdy więcej próbowac, to niech zrobi to samo. Nie zrobił... mało tego wytłumaczył się po raz kolejny, chociaż nie musiał. I o dziwo tym razem nie zrobiłam tego w wybuchu, bo juz sporo się zmieniło. Powiedziałam to raczej na spokojnie z pełną akceptacją, także nie ma opcji, by mi pobłażał w obawie o moje zdrowie, zresztą kiedyś nawet o tym rozmawialiśmy i powiedziałam mu, że nie chcę byc karmiona jakimiś kłamstewkami "dla mojego dobra", ze zawsze lepiej zniosę najgorszą prawdę niż najsłodsze kłamstwo niby w dobrych intencjach. Co o tym myślicie? Mnie sie wydaje, ze zaden facet który juz przyszłości żadnej z kobietą nie wiąże, nie trzyma jej fot publicznie na jakimś portalu? Tym bardziej, ze są to zdjęcia naprawdę osobiste, z podpisami z naszych piosenek, na których się całujemy. Co innego gdzies na kompie, na dysku... ale publicznie? Brzmi troche jakbym się pocieszała, ale moze tak właśnie jest. Tylko ze widze w tym jakąś logikę i chyba nawet nie jest to takie naiwne, wydaje mi się. Mamy wielu wpsólnych znajomych i choc juz od dawna nie dopytuje, to wiem, ze z nikim sie nie spotyka i o to mogę byc spokojna. Nawet ostatnio robi jaieś dziwne podchodzy, wstawia nasze piosenki z akuzyjnym przesłaniem, ale nie chcę tego traktowac jakoś bardziej osobiście, choc podświadomie czuję, że to sugestia. Ogólnie jest mi strasznie głupio za to wszystko i bardzo, ale to bardzo mocno nad sobą pracuję. PRzyjaciele i bliscy mówią , że zrobiłam duze postępy, choc wiem, ze jeszcze sporo przede mną. Tylko błagam, nie wrzucajcie mi jką to jestem idiotką i egoistką, bo o tym doskonale wiem i już dostałam za swoje. Najwazniejsze chyba, ze zrozumiałam błędy i podjęłam konkretne kroki. Myślicie, ze jest dla nas szansa, jesli będę konsekwentna w tych zmianach? Czy on bedzie chciał sie o tym przekonac? Przepraszam za taką kluchę tekstu i z góry dziękuję za wszelkie rady :*

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"V." Przeczytałem to co naskrobałaś, napisane zwięzłym i spokojnym językiem, widać emocje tobą aż tak nie targają :) do twojego pytania na końcu tekstu: Mi ktoś kiedyś powiedział, że ludzie się nie zmieniają i teraz po pewnym czasie prawie się z tym zgadzam. Prawie, bo jestem zdania, że człowiek może zmienić w sobie pewne rzeczy na lepsze, pod warunkiem, że bardzo tego chce i robi to dla siebie, na spokojnie, nie pod wpływem chwili, emocji. Nie można zmieniać się dla kogoś, dla czegoś to najgorszy błąd, bo jak osiągniemy to co chcemy to stare nawyki wracają. Przed twoim byłym chylę czoło i klękam, bo człowiek niezmiernie cierpliwy i darzący ciebie silnym i prawdziwym uczuciem, bo inaczej nie dało by się wytrzymać z taka osobą jak Ty :D Myślę, że jak ogarniesz się, to coś z tego może być. Tak w ogóle, to miło wrócić na stare forumowe śmieci ;p

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość V.
Ja jestem pewna, że zmienię się i konsekwentnie utrzymam zmiany. Rozwaliłam 3 związki przez podobne zachowanie, więc dla mnie nie ma innego wyjścia. Rozwalam też relacje z bliskimi, rodziną, więc ja po prostu wiem, że innej opcji jak zmiany po prostu nie ma. Leczę się już pół roku i zauważam ogromną poprawę, otoczenie także. I robię to zarówno dla bliskich, jak i dla siebie, bo z tymi zmianami czuję się spokojniejsza, przestałam być tak wybuchowa. Apropo Twojego stwierdzenia, że nie warto zmieniać czegoś dla kogoś, jeśli samemu się tego nie chce - ja bardzo chce i się udało już po części. Poza tym wiesz, to jest tak, że gdyby mojemu facetowi nie pasowało moje poczucie humoru albo jakieś tam przyzwyczajenia, gesty, to wtedy niech się buja, takich rzeczy faktycznie dla nikogo nie zmienię, ale egoizm i niestabilność emocjonalna utrudniłaby mi całe życie, dlatego muszę się tego pozbyć i jestem na razie na dobrej drodze :) Dzięki za opinię, dobrze było usłyszeć ją od faceta. Dodam jeszcze, że jakieś 10 dni temu, mój eks się do mnie odezwał wreszcie ;) Rozmawialiśmy bardzo ciepło, zaproponował nawet spotkanie. Potem coś mu niestety wypadło, ale nie dopatruję się w tym niczego złego, każdemu może się zdarzyć. Musiał coś załatwić za miastem. Najważniejsze, że codziennie jesteśmy w kontakcie, a jeszcze jak pisałam tego posta w sierpniu, strasznie się bałam, że do tego w ogóle nie dojdzie ;) Trzymajcie się i pamiętajcie, że jeśli coś zawaliliście, warto się zmienić. Zarówno dla siebie jak i przy okazji dla partnera. Po to, by Wam razem było łatwiej :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a co u słodkiejja???
co u Ciebie założycielko tego topiku????

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość upupupipii
upupu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jest ktos???? jjj
????

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam wszystkich bardzo serdecznie!:) Ehh..ja tez jestem tak samo jak Wy dziewczyny w tej samej, cholernie trudnej, ciezkiej sytuacji do ogarniecia.. Zwlaszcza ze sama sobie zawinilam ? Moze po krotce opisze moja sytuacje.. Trwalam w tym zwiazku niecale 2 lata, znamy sie troche dluzej. Poczatkowo bylo wszystko idealnie, jak to w swiezym zwiazku bywa, spotykalismy sie - bylo fajnie. On po jakis 4 miesiacach powiedzial mi "Kocham Cie" na co ja nie odpowiedzialam nic.. I nie potrafilam wydusic tych slow z siebie przez bardzo dlugo, mimo ze tesknilam za nim gdy sie nie widzielismy, pragnelam go itd jednak nie potrafilam powiedziec kocham. On byl na kazzde moje zawolanie, latal doslownie za mna, byl kochany, czyly, nosil mnie na rekach, z kolan nie pozwalal mi schodzic. Kazdy mowil ze on jest we mnie zatracony do reszty, nieraz tez mowil mi ze mam go na skinienie palca. Ja niestety olewalam go, nie docenialam - wiedzialam ze moze byc na moje kazde zawolanie..zrywalam z nim kilkartonie "rzucalam go" - i tak wiedzialam ze wrocimy do siebie. Po prostu zlewalam go po calosci, potrafilam byc strasznie niemila..ale rowniez kochana :) bywalo ze sie swietnie dogadywalismy, znajomi mowili ze swietna z nas para i ze sie dobralismy. Pewnego razu rzucilam go kolejny raz i tym razem cos sie zmienilo. Stal sie inny, nasze relacje zmienily sie. Zaczelismy osobno wychodzic, rzadziej sie spotykac..on powtarzal ze cos jest nie tak..po czym mi zaczelo zalezec tak jak nigdy dotad..? poczulam ze go trace, on mowil ze moze sie to zmieni z czasem, ze moze to chwilowe. Pytalam go cczy ta jego nagla zmiana to wynik poznania innej dziewczyny, ten jednak zapewnial ze nie, ze nie ma zadnej, ze bedzie sam, dodam tez ze byl chorobliwie zazdrosny... Minelo juz troche ponad pol roku od ostatniego zerwania, kontakt nadal mamy staly, widujemy sie dosc czesto. Spotkania nie odbiegaja niczym od tych kiedy bylismy razem, on nadal zazdrosny, pytajacy co robie gdzie z kim, denerwuje sie gdy jestem w towarzystwie chlopakow, a wrecz obraza sie.. a o co skoro nie jestesmy razem ? Jest on typem imprezownika, jednak nie podrywa na nich dziewczyn(wiem bo znam go bardzo dobrze, nieraz bylam na niejednej imprezie widzialam jego zachowanie, pil przy barze ze znajomymi nic wiecej).Zapewnial mnie zawsze ze kocha ze jestem najwaniejsza, ze to nie jest przyzwyczajenie..Nagle sie w nim cos wypalilo mimo ze ciagle jest zazdrosny ? Mi nadal na nim zalezy mimo ze mu tego nie ujawniam.. Ostatnio nasze kontakty sie polepszyly, zaczelam go bardziej olewac i on chyba chcial wrocic a ja sklamalam ze nie chce juz nigdy z nim byc..:( Co o tym myslicie ? Jest szansa na powrot? Mam 24 lata.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam Was bardzo serdecznie Drogie Panie!:) Jestem w tej samej, beznadziejnej i cholernie trudnej sytuacji do ogarniecia. Od rozstania z chlopakiem minelo ponad pol roku. Stanelam na nogi dzieki czytaniu wlasnie takich postow, watkow jak ten - tak jestem pewna ze to i czas jaki minal pomoglo mi najbardziej. Poczatkowo przezylam szok, rozczarowanie - wrak czlowieka, bezustanny placz, niewychodzenie z lozka, chudlam itd. Po krotce opisze moja historie. Mam 24 lata. Bylismy ze soba 2 lata, znamy sie jednak nieco dluzej. Ogolnie historia jak z bajki - ale mniejsza z tym. Koleś od poczatku wpadl mi w oko. Dlugo nie musialam czekac na reakcje, zdobyl kontakt do mnie i napisal (wyobrazcie sobie ma radosc..). Od samego poczatku chlopak wyraznie pokazal ze jestem dla niego calym swiatem, nosil na rekach :).. Zaczely sie klotnie, jego straszna zazdrosc najczesciej do nich doprowadzala. "Rzucalam" go kilka razy w czasie tych dwoch lat, jednak wiedzialam ze bedzie dobrze za kazydym razem, bo "rozstanie" nie trwalo nigdy dluzej niz dwa, trzy dni. Podswiadomie wykorzystywalam to, myslalam ze nawet jakby mnie zostawil to splynie to po mnie, w koncu wiedzialam ze gory by dla mnie przeniosl to co mnie to obchodzilo ? Oczywiscie ten zwiazek to nie tylko kllotnie, bywaly momenty niesamowite, wrecz idalnie, wspolne wyjazdy, wycieczki itd. Doszlo jednak do kolejnej klotni..znowu powiedzialam KONIEC! Od tamtego czasu cos sie zmienilo, zaczelismy osobno wychodzic, czulam dystans z jego strony (mimo tego ze nadal mnie calowal, tulill - czuc bylo dystans). Powiedzial ze cos sie zmienilo, ze nie jest jak na poczatku ale tez nie powiedzial "NIE KOCHAM CIe"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"NIE KOCHAM CIe" - nie bylo czegos takiego, to ja powiedzialam "okej skoro cos sie zmienilo to tyle, nic na sile". Zaczelo mi cholernie zalezec, nie potrafilam sobie zycia bez niego wyobrazic, myslalam jakim cudem ? zapewnial mnie o milosci, mowil ze nie da mi spokoju, ze kocha:(.. nie moglam w to uwierzyc, totalnie inny czlowiek..alee! pomimo tego kontaktu nie porafil zerwac, powiedzial ze nie umie, nie potrafi. Do tej pory go mamy, rozmawiamy, spotykamy sie (calujemy, przytulamy), nadal jest o mnie zazdrosny, pyta z kim wychodze, gdzie, kto byl, czy beda faceci, nawet proponuje wspolne wyjscia..ale ja sie nie zgadzam, nie chce robic sobie zbednej nadziei.. Gdy mowie o jakims facecie dostaje szalu, obraza sie wrecz ale nie powie 'wrocmy do siebi", ostatnio powiedzial ze zaluje ze tak wyszlo, ze teksni..na co ja nie doslownie ale powiedzialam ze to juz nie to, ze nie czuje tego itd (sklamalam by sie zaczal starac?). Jego zachowanie ukazuje ze zalezy mu na mnie i to bardzo..ale chyba nie chce sie do tego przyznac..wnioskuje to z tego co pisze.. Dodam ze nie chodzi o zadna dziewczyne, znam go pod tym wzgledem bardzo. Co o tym myslicie..?:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Szczęśliwych WALENTYNEK
:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość V.
A więc kochani, witajcie po czasie :) Udało się nam. Po roku czasu Pozdrawiam i życzę cierpliwości, o ile nie było w związku zdrady albo jakichś poważniejszych problemów i oszustw :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Potrzebuje Waszej porady. Byłam w związku 2 lata. Poza kilkoma awanturami było wszystko dobrze. I ostatnio mój chłopak mnie wkurzył(jak byliśmy na spotkaniu z moimi znajomymi, on wyszedł wcześniej i miał wracać do domu bo rano musiał iść do pracy, Jak się później okazało zadzwonił brat i poszedł z nim do klubu o czym powiedział mi na drugi dzień dopiero). Chciałam z nim o tym porozmawiać i wyjaśnić sytuacje. Niestety jak mu wylewałam swoje żale to on milczał i jedyne co wtedy powiedział, ze jak mam sie tak czepiać to może lepiej się rozstać. Że znajdę sobie lepszego chłopaka i po co mam się z nim męczyć i że może lepiej jak od siebie odpoczniemy. NIe chciałam, ale musiałam uszanować jego decyzję. W nocy wysłałam mu sms-a, chociaż pewnie nie powinnam. Na drugi dzień napisał, że dziękuje za tego smsa i ze o nim pamiętam. Wtedy też wspomniał o naszym związku, że chyba coś się między nami wygasło. Zaskoczył mnie bo wszystko było super ostatnio byliśmy na bardzo udanym wyjeździe w góry i wszystko było super aż do środy kiedy mu napisałam że powinniśmy porozmawiać. Nie wiem co robić bo pęka mi serce. Podobno on tez to przezywa.Chciałabym się odezwać z drugiej strony wiem, że nie powinnam bo chce mu dać chwilę odpoczynku. Jednak boje się ze jak będę milczała to że go stracę zupełnie, ze się całkiem odsuniemy od siebie. Od ponad 2 tygodni nie odzywamy sie do siebie poza zyczeniami swiatecznymi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość V.
W czasie rozstania interesowałam się tematem naprawdę wszechstronnie i uwierz - mężczyźni (szczególnie młodzi) mylą wygaśnięcie miłości z natłokiem problemów, albo wymaganiami kobiety. Też słyszałam, że marudzę, że to nie ma sensu i to akurat była prawda, ale nawet jeśli kobieta wcale nie jest aż tak bardzo winna, mężczyzna chce być neizależny i nienawidzi zrzędzenia. Polecam ksiażkę "Dlaczego mężczyźni kochają zołzy?". Przeczytaj i czekaj na jego ruch, żebyś miała okazję mu zaprezentować zmianę podejścia. Pamiętaj, że na faceta nie działają słowa, a brak kontaktu. Na gadanie on się wyłącza, na milczenie reaguje bardzo szybko. Sama to przechodziłam i na mojego mężczyznę podział właśnie brak kontaktu. Zaczął się odzywać maniakalnie. Dziś jesteśmy razem, a ja już nie popełnię starych błędów. Nie masz wyboru, musisz przestać się odzywać, każdy Twój sms i prośba powrotu skończy się jego jeszcze większym zdenerwowaniem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
V., dajesz mi nadzieję! Ja właśnie zabiegałam o ten kontakt jak porażona, on nie wytrzymał (sytuacja rodzinna) i się odsunął, nasza cisza leci już 2 tydzień, ale mam zamiar wytrzymać i pokazać mu, że się zmieniłam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
a po jakim czasie sie odezwał? kurcze bo mnie ten brak kontaktu doprowadza do szlu czasami. I mam wrażenie, że jemu juz faktycznie nie zalezy. a przecież przez 2 lata nie trzymałam go na siłę przy sobie, także musiał coś czuć. Pewnie gdybym nie poruszyła tematu jego pojscia do klubu to bym teraz przez to nie przechodzila.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
a_ncik, to zależy od faceta, nie ma jakiegoś ustalonego czasu milczenia. Ja mam o wiele, wiele gorzej, bo zabiegałam o kontakt, wydzwaniałam, zasypywałam smsami, potem niby przestałam, a nasz kontakt ograniczał się do "będziesz na treningu?", "tak", "do zobaczenia", "narazie". Teraz ja milczę i naprawiam swój wizerunek. Nie odzywaj się do niego, jak jest Ci pisany to się odezwie i wróci. U mnie przynajmniej powiedział, że może do siebie wrócimy, nikt nie zna przyszłości i to nie jest czcze gadanie, bo on z takich nie jest. Cierpliwości, będzie dobrze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
no wlasnie nie wiem ile mi tej cieprliwosci starczy :-) i wiem ze to po jakim czasie i czy w ogole sie odezwie zalezy od faceta. tak pytam z ciekawosci. Z par ktore znam i ktore sie rozstaly a potem wrocily do siebie to byl to okres ok 4 miesiecy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
poza tym slyszalam gdzies, że facet potrzebuje wiecej czasu żeby zatęsknić i żeby zrozumieć co traci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
to wszystko zależy od konkretnego przypadku, o co poszła kłótnia, czy są inni partnerzy w tym wszystkim.. nie ma nic jasno określonego. Mnie mój facet kocha, ale posprzeczaliśmy się jak głupie kundle, poszła męska duma, relacje rodzinne, moja wybuchowość (ale już jej nie ma, wystarczyło się wyprowadzić), jego kłamstwa i wzajemne żale. Facet najpierw musi poczuć wolność, potem trochę poszaleć, a potem wrócić z podkulonym ogonem ;) na razie czas. Tylko to pomoże, a jeżeli jesteście sobie naprawdę pisani, to nie pójdziecie do innych, tylko po pewnym czasie zrozumiecie, że dawaliście sobie nawzajem szczęście takie, jakiego nikt inny nie jest w stanie dać. U jednych to trwa rok, u innych 9 miesięcy, a inni sobie zdają sprawę po 3 tygodniach, że nie potrafią bez siebie żyć. Nie generalizujmy. Będzie dobrze!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×