Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Pomoc doraźna

Czy jesteś w związku, w którym partner molestuje Cię psychicznie? cz.3

Polecane posty

" Za to gdy ja zaczęłam walczyć o siebie, to usłyszałam, że dobrze by było, żebym była taka sama jak kiedyś." tez tak mialam :) bo sie zmieniam i po co, tylko sie tych ksiazek naczytalam i mi glupoty przychodza do glowy...bo od czytabnia sie babom w glowie przewraca i nikt takiej nie bedzie chcial.... on biedaczyna w zyciu tylko gazete 'the Sun' czytywal (taka na poziomie Faktu czy innego badziewia) ....i podreczniki o tymn, jak poderwac laski. kurna nabrac sie dalam...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość piglet28
I znowu zostaje oceniana przez was nieslusznie szkoda.. szczegolnie przez Ciebie dziekuje, ze jestes czy przeczytalas moj post , umiesz czytac ze zrozumieniem i podejsc obiektywnie do opinii/kwesti, z ktora niekoniecznie sie zgadzasz? Zarzucasz mi ,ze mam problem z wyrazaniem zlosci a przeciez napisalam wyraznie, ze go nie mam/nigdy nie mialam, a po prostu nie lubie tego uczucia chyba przede wszystkim dlatego, ze za duzo go bylo w moim zwiazku z mojej i z mojego M. Strony..to chyba znaczaca roznica, czyzby nie? i przede wszystkim NIKOMU NIE ZABRANIALAM SIE ZLOSCIC! Poza tym podkreslalam i podkreslam jeszce raz, ze napisalam ze zlosc, gniew, nienawisc - mi sie nie podoba, jako uczucie , ktore jest u mnie bardziej destruktywne niz konstruktywne jezeli wystepuje przez dluzszy czas, destruktywne dla nas samych..bo przeciez nie na naszych M. Z ktorymi juz nie jestesmy w zwiazkach...i wyraznie napisalam, ze je rozumiem, ze jest potrzebne a nawet niezbedne na pewnym etapie uwalniania sie od toksycznych zwiazkow.. Nie wiem, czemu tak sie oburzacie i mnie atakujecie tak naprawde za nic, bo nie zarzucilam wam tego o czym piszcie przeczytalam jeszcze raz swojego i wiatr we wlosach posta - ja nie czuje w nich zlosci, krytyki, drwiny czy jakichkolwiek ublizajacym wam slowom - gdy piszemy o waszym podejsciu.. sorry ale, czy po toksyczych zwiazkach, jestescie takie nadwrazliwe i w ten sposob reagujecie na opinie, ktora wam sie nie podoba (bo krytyka to za duzo powiedziane ja nie skrytykowalam was) czy w ten sposob sie ustosunkowujecie do normalnych w swiecie kwesti jak; to ze ktos ma inne zdanie? przeciez wcale nie znaczy, ze musi byc z tego wielkie halo, czy klotnia jak sie to zazwyczaj odbywalo w w naszych chorych relacjach z M, ze brak porozumienia, inne opinie itp prowadzily do jazd.. Jesienna Rozo, No ja juz sie wypowiedzialam i nie chce wiecej wyrazac swojego zdania na wasz temat, bo nie chce doprowadzic do klotni, czy jakis sprzeczek..to wcale nie jest tak , ze jestem lagodna, ciepla owieczka, uwierz umiem pokazac calemu swiatu jak trzeba rogi,(rodzinie, wspolpracownikom, przyjaciolom, swojemu M.) ale w ostatnich czasach szczegolnie daze do umiejetnosci radzenia sobie sz toksykami, trudnimi sytuacjami w sposob najzdrowszy dla mnie i taki ktory mi sie podoba; z opanowaniem ale konkretnie i stanowczo, bez krzykow, bez zlosci.. Nie mylcie ciepla i lagodnosci/delikatnosci z ulegloscia, bezsilnoscia, nie zawsze tak przeciez jest..wedlug mnie mozna byc cieplym, lagodnym i nie dac sie wykorzystywac i poniewierac przez innych, asertywnym , opanowanym , wyciszonym, stanowczym bez zlosci, nerwow, do tego daze do osiagniecia tej umiejetnosci (ktora zaburzyl moj zwiazek z M.) i o poslugiwaniu sie zloscia, agresja, wulgaryzmami tylko wtedy kiedy naprawde bedzie trzeba:) Mi tez brakuje Oneil, Consekwecji, Blekitnego Nieba dojrzalych, cieplych kobietek , ktore pomimo traum przezytych w swoich zwiazkach byly cieple, opanowane, wywazone, i tak zdrowo pogodzone z bolesna przeszloscia.. odezwijcie sie dziewczyny jezeli tu jestescie.. pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
piglet przytaczam ciekawy artykuł o złości. Może to pomoże rozwiać wątpliwości. "Złość pozwala nam odczuć naszą odrębność: odczuć nasze potrzeby i ochronić nasze granice. Złość mobilizuje do walki lub obrony siły fizyczne i psychiczne. Często bywa skutecznym sposobem wyjścia z długotrwałego poczucia bezsilności i rozpaczy. Każdy człowiek bez wyjątku wpada w ZŁOŚĆ. Złość jest NIEZBĘDNA - jako źródło energii oraz sygnał, że dzieje się coś niekorzystnego." Ale... (teraz UWAGA): "PO CO SIĘ ZŁOŚCIĆ? Najkorzystniejsze jest wyrażanie złości, ale bez atakowania - to trudna sztuka... Asertywne wyrażanie złości to mówienie o tym, że ją odczuwamy oraz wskazywanie zachowań drugiej osoby, które tę złość u nas wywołały. Dzięki stanowczemu, ale nie agresywnemu wyrażeniu złości, zmniejszamy odczuwane w ciele napięcie, ustanawiamy granice, unikając jednocześnie walki. Ważne jest również to, po prostu, że reagujemy - już nie musimy obwiniać siebie samych za brak reakcji. Wyrzucamy z siebie złość i już nie musimy jej dłużej czuć, unikamy jej eskalacji. Gdybyśmy dusili ją nadal w sobie i rozpamiętywali w swoich myślach - "nakręcali się złością" - ona rosłaby nadal i niszczyła nas od środka. Skrzywiała by nasz sposób patrzenia na innych ludzi, odsuwała nas od kontaktu z nimi, powodowała poczucie osamotnienia i niezrozumienia. Kiedy zdobędziemy się powiadomić kogoś o tym, że odczuwamy złość - ochraniamy własne samopoczucie. Pułapka druga: ATAK Niektórzy ludzie przeżywają złość chroniczną. Żyją wciąż napięci, wyszukują powody do złości, przedłużają wyrażanie i odczuwanie złości, "nakręcają" emocje złości, rozdrażnienia i irytacji, poprzez myślenie, mówienie o tym i o swojej krzywdzie. Jednym ze sposobów na zapewnienie sobie powodów do złoszczenia się jest "trzymanie urazy" i "roztrząsanie własnej krzywdy". Złość dławi inne ich uczucia, staje się rozwiązaniem wszelkich problemów, daje, choćby chwilowe, uczucie przyjemności. Takie osoby świetnie się czują podczas kłótni, mają poczucie mocy i ważności. Potem pojawia się poczucie winy i wstyd, ale to nie zmienia zachowania, złość bowiem wymyka spod kontroli. Złość jest niekiedy wyrażana w intensywny i gwałtowny sposób, zostaje przekroczona granica między złością a agresją. Złość to nie to samo co agresja. Złość jest uczuciem, agresja zachowaniem. Złości się każdy! Nie każdy zachowuje się agresywnie pod wpływem złości. Niektórzy dążą do zniszczenia lub uszkodzenia obiektu wywołującego złość. Chodzi nie tylko o agresję fizyczną, ale też o psychiczną, dla przykładu: słowną. Najczęstszy sposób wyrażania złości to właśnie krytyka słowna. Agresywne wyrażenie złości czasami ją wręcz wzmacnia, jej poziom wzrasta. Agresja zawsze utrzymuje złość na wysokim poziomie jeszcze przez pewien czas po konfrontacji. Jeśli pod wpływem ogromnej złości uderzę kogoś - jeszcze przez parę minut mogę być rozdygotany złością, będą drżały mi ręce, serce będzie łomotać. Wtedy często przychodzi ochota na obniżenie tego napięcia poprzez alkohol czy rytuał zapalenia papierosa. DRABINA ZŁOŚCI Pierwszy szczebel: podstępna złość, np. zapomnisz, o co cię poprosiłam. Taki mały, zakamuflowany sposobik, aby mnie ukarać. Albo magiczna formułka: "tak, ale..." oraz tzw. udawanie głupiego, dzięki czemu możesz się na mnie odegrać. Złośliwe przeoczenie czegoś i udawanie niewiniątka, mówisz "przykro mi", choć tak naprawdę czujesz złość. Podstępna złość to także gderanie pod nosem, utyskiwanie. Drugi szczebel: chłodna obojętność. Obrażanie się. Małżeńskie "ciche dni". Milczenie jest rodzajem broni. Trzeci szczebel: obwinianie i zawstydzanie. "Przez ciebie boli mnie głowa. Złościsz mnie!" W twoich myślach przewija się wciąż i wciąż: "przez ciebie!". Chętnie porozmawiasz o brakach mojego charakteru. Powiesz mi coś w rodzaju: "Jesteś nic niewarta. Nie jesteś dość dobra. Nie można cię kochać. Nie pasujesz tu. Nie masz prawa do istnienia." Czwarty szczebel: przekleństwa, krzyki, wrzaski, wyzwiska. Piąty szczebel: żądania i groźby. "Zrób to albo naprawdę się wścieknę i dostaniesz lanie", "Zrób to albo się wyprowadzę!". Szósty szczebel: nagonki i przepychanki. Atakujesz potokiem oskarżających słów, nie przestajesz nawet wtedy, gdy chcę wyjść - podążasz za mną. Pełen zazdrości i podejrzeń zasypujesz mnie podchwytliwymi pytaniami. Kiedy chcę się uwolnić, łapiesz mnie za przeguby rąk, przyciskasz do ściany, nie pozwalasz swobodnie odejść. Ograniczasz moją wolność - na tym polega przemoc fizyczna. Siódmy szczebel: przemoc. Popychasz, ciągniesz za ubranie, uderzasz w twarz, walisz i kopiesz, przyduszasz, przypalasz papierosem, wymachujesz nożem, strzelasz. Masz władzę, boję się ciebie. Doskonale wiesz co robisz, uruchamiasz złość po to, by osiągnąć jakiś cel. Możesz jednak łatwo stracić głowę w czasie ataku złości. Może cię ponieść i wyrządzisz mi "nieplanowaną" krzywdę. Ósmy szczebel: Ślepa furia. Jej celem jest niszczenie, jest bardzo niebezpieczna. Pamiętaj: możesz mnie zabić! Możesz też targnąć się na swoje życie. Świadome myślenie jest odłączone. WYRAŹ ZŁOŚĆ W ZDROWY SPOSÓB Asertywne wyrażenie złości to skoncentrowanie się na zadaniu, jakim jest zmiana niepożądanej rzeczywistości zewnętrznej. Przy czym człowiek wyrażający gniew, czyni to w sposób nie naruszający praw innych osób. Jednocześnie pozwala sobie na ekspresję tego uczucia, co uwalnia go od napięcia emocjonalnego. Ważne by używać stosownego języka. Można mówić głośno a nawet krzyczeć, ale zaczynać od komunikatów JA, zamiast komunikatów TY. Nie jest więc asertywnym powiedzenie w złości: "Ty idioto, jak zwykle nie można na ciebie liczyć! Zawalasz każde zlecenie!". Zdrowe wyrażenie złości brzmieć mogłoby tak: "Jestem wściekły na Ciebie, zawaliłeś kolejne zlecenie! Liczę, że w przyszłości będziesz się lepiej starał!" "Nie podoba mi się to, co robisz!" "Nie lubię, gdy mówisz do mnie w ten sposób!" "Irytuje mnie ton, w jakim się do mnie zwracasz!" "Drażni mnie sposób, w jaki odzywasz się do interesantów!" "Denerwuje mnie sposób, w jaki mnie traktujesz!" "Złości mnie to, że nie dajesz mi dojść do słowa" "Jestem na ciebie tak wściekła, że z trudem panuję nad sobą!" "Nie życzę sobie takich żartów na mój temat!" "Doprowadzasz mnie do furii!" "Zaraz się wścieknę!" "Zupełnie się z Tobą nie zgadzam!" "Cholernie złości mnie, kiedy tak mówisz!" "Ta cała sprawa wyprowadziła mnie z równowagi!" "Przestań zawracać mi głowę!" "To naprawdę mnie wkurza!" "Nie masz prawa tak robić!" "Jestem wściekły jak diabli i nie zamierzam dłużej tego znosić!" PROCEDURA STOPNIOWANIA REAKCJI Gdy złości mnie czyjeś zachowanie, to: Po 1 - zwracam uwagę na to zachowanie i proszę o jego zmianę. Informuję o tym, co dzieje się ze mną w związku z tym, jak ta osoba postępuje. "Nie pozwalasz mi dokończyć tego, co chcę powiedzieć. To mnie irytuje! Pozwól, że powiem, co mam do powiedzenia i oddam głos Tobie, OK.?" Po 2 - jeśli mój rozmówca lekceważy jednak poprzednią informację - dobitniej wyrażam swoje uczucia: "Nie przerywaj mi! Już cię o to prosiłam i coraz bardziej mnie to wkurza! Przestań!" - mówię to głośniej, z większą siłą, ostro i zdecydowanie. Po 3 - jeżeli ta osoba, mimo coraz intensywniej okazywanego niezadowolenia, nadal nie zmienia swojego zachowania - przechodzę do przywołania zaplecza. Nadal nie mam zgody na jej sposób bycia i traktowania mnie, więc żeby nie dopuścić do uczucia bezradności - skupiam się na tym, co jeszcze mogę uczynić w tej sytuacji. Informuję tę osobę, co mam zamiar zrobić, jeśli nadal będzie kontynuować swoje irytujące zachowanie. Zaplecze - to coś, co mogę uczynić, aby przerwać niekorzystną dla mnie sytuację. Nie jest jednak groźbą, nie chodzi mi bowiem o ukaranie czy upokorzenie drugiej osoby. Działam po to, by zadbać o własne prawa. Najczęściej użytecznym zapleczem jest odmowa kontaktu z drugim człowiekiem: "Jeśli jeszcze raz mi przerwiesz, przestanę z Tobą rozmawiać!" "Uprzedzam Cię! Nie przerywaj mi albo przestanę Cię słuchać i wyjdę!" Moim zapleczem mogą być także moje emocje, gdy nie chcę uciekać się do zerwania kontaktu. Chodzi o to, że jeśli nie mogę zmienić zachowania partnera, to mogę jednak wciąż konsekwentnie informować go o tym, że mi ono nie odpowiada i jakie wywołuje we mnie uczucia. "Ta rozmowa jest dla mnie ważna. Jednak kiedy mi wciąż przerywasz, ja bardzo się złoszczę. Nie chcę rozmawiać w ten sposób - jeszcze raz proszę byś uszanował to, co do ciebie mówię i starał się mnie wysłuchać!" Zazwyczaj taka taktyka daje pożądany rezultat: większość ludzi nie chce wprawiać kogoś ustawicznie w niezadowolenie i postara się dostosować swoje zachowanie do moich uwag. Jeśli jednak mój partner czerpie wyraźną satysfakcję z mojej złości, oznacza to, że nasza wzajemna relacja jest zaburzona i powinna ulec poważnej zmianie lub wręcz zerwaniu. Po 4 - skorzystam z zaplecza, to znaczy: jeśli sytuacja nie uległa zmianie, robię to, co zapowiedziałam. I tu istotna uwaga - należy wybierać takie zaplecze, z którego rzeczywiście zdecyduję się skorzystać w razie potrzeby. OD MYŚLI DO UCZUCIA Prawie każdy z nas ma błędne przekonanie, że złość jest po prostu rezultatem przykrych zdarzeń. W rzeczywistości, pomiędzy zdarzeniem życiowym a pojawieniem się jakiejkolwiek emocji, występuje jeszcze bardzo ważne ogniwo: nasze myślenie na temat tego, co się wydarza. A. ZDARZENIE B. MOJA OPINIA O TYM ZDARZENIU C. MOJE EMOCJE Krótko mówiąc: to co czujemy, zależy od tego w jaki sposób zinterpretujemy sytuację. Zmiana sposobu myślenia zmienia odczuwane emocje. A. Dostałem mandat za jazdę bez biletu. B. Moja myśl: "Los się na mnie uwziął, kolejna porażka" C. W rezultacie czuję: złość, przygnębienie, niskie poczucie własnej wartości, rezygnację. Spróbujmy sobie to wyobrazić w nieco innej wersji: A. Dostałem mandat za jazdę bez biletu. B. Moja myśl: "No cóż, kiedyś w końcu musieli mnie złapać. Zresztą nie ja jeden płacę mandaty. Właściwie to i tak wychodzę na swoje - od tak dawna nie kupuję biletów..." C. W rezultacie czuję: ulgę, zadowolenie, spokój; Dręczymy się przykrymi emocjami właśnie dlatego, że stosujemy iiracjonalne myślenie - nawykowo. To znaczy, takiego wzoru myślenia nauczyliśmy się i praktykowaliśmy je przez wiele lat. Teraz, jeśli szukamy drogi do poradzenia sobie z naszą emocjonalnością, warto zacząć uświadamiać sobie ten monolog wewnętrzny, który doprowadza nas do gniewu, rozpaczy czy innych przykrych uczuć

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
cd. Po 4 - skorzystam z zaplecza, to znaczy: jeśli sytuacja nie uległa zmianie, robię to, co zapowiedziałam. I tu istotna uwaga - należy wybierać takie zaplecze, z którego rzeczywiście zdecyduję się skorzystać w razie potrzeby. OD MYŚLI DO UCZUCIA Prawie każdy z nas ma błędne przekonanie, że złość jest po prostu rezultatem przykrych zdarzeń. W rzeczywistości, pomiędzy zdarzeniem życiowym a pojawieniem się jakiejkolwiek emocji, występuje jeszcze bardzo ważne ogniwo: nasze myślenie na temat tego, co się wydarza. A. ZDARZENIE B. MOJA OPINIA O TYM ZDARZENIU C. MOJE EMOCJE Krótko mówiąc: to co czujemy, zależy od tego w jaki sposób zinterpretujemy sytuację. Zmiana sposobu myślenia zmienia odczuwane emocje. A. Dostałem mandat za jazdę bez biletu. B. Moja myśl: "Los się na mnie uwziął, kolejna porażka" C. W rezultacie czuję: złość, przygnębienie, niskie poczucie własnej wartości, rezygnację. Spróbujmy sobie to wyobrazić w nieco innej wersji: A. Dostałem mandat za jazdę bez biletu. B. Moja myśl: "No cóż, kiedyś w końcu musieli mnie złapać. Zresztą nie ja jeden płacę mandaty. Właściwie to i tak wychodzę na swoje - od tak dawna nie kupuję biletów..." C. W rezultacie czuję: ulgę, zadowolenie, spokój; Dręczymy się przykrymi emocjami właśnie dlatego, że stosujemy iiracjonalne myślenie - nawykowo. To znaczy, takiego wzoru myślenia nauczyliśmy się i praktykowaliśmy je przez wiele lat. Teraz, jeśli szukamy drogi do poradzenia sobie z naszą emocjonalnością, warto zacząć uświadamiać sobie ten monolog wewnętrzny, który doprowadza nas do gniewu, rozpaczy czy innych przykrych uczuć

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Eutenia "Jak wreszcie "zamknąć" tą k**ewską przeszłość!!!!!??? jak jak jak ???? życie jest tu i teraz ........." Czy dobrze rozumiem, że mówisz o rodzicach? Tak sobie myślę jak ja to zrobiłam i jaką odczuwam teraz ulgę z tego powodu. 1. to przyszło z czasem - jak wszystko, ale im wcześniej tym lepiej dla siebie 2. najpierw się złościłam i wszystko co złe w moim życiu przypisywałam im, że tacy nieporadni, toksyczni, zniszczyli mnie już od poczęcia, wręcz w momencie zapłodnienia.. 3. stopniowo - dzięki terapii i książkom dotarło do mnie to, co było mi potrzebne do zamknięcia tego rozdziału: wybaczenie im - tego właśnie uczucia mi brakowało, żeby się już nie wściekać i na nich i na siebie mimowolnie.. 4. wybaczyć to znaczy wg mnie zaakceptować to co było. Powody są nieistotne. Chociaż można to sobie wytłumaczyć, żeby było łatwiej to zrobić, np. że mój ojciec był chory, bo był alko. Matka była chora bo była współuzależniona. Chorym łatwiej jest wybaczyć.. 4. wybaczyć to nie mieć żalu, pretensji o nic. Tak było i już, nieważne czyja była wina (bo być może to był splot okoliczności, może przypadek, a może wola boska a może też niewiedza i niska świadomość..) 5. wybaczyć to nie zapomnieć, ale zamknąć rozdział książki i zacząć zupełnie nowy, na swoich zasadach. Czyli jak pisze Maja: go ahed - rób swoje. Kiedy to wszystko zrozumiałam i przeszłam przez te wszystkie etapy od zrozumienia do wybaczenia, to doznałam jeszcze jednego uczucia: przypomniałam sobie, że ich kocham. Może to dzięki temu pokochałam siebie, nareszcie.. nie wiem..ale takie właśnie wyciągnęłam z tego wnioski. Wybaczenie było jako olśnienie. Za nim przyczłapały się inne pozytywne uczucia: tolerancja a wraz z nią pokora. Są takie konstruktywne. I tak cieszą duszę:) ściskam:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wiatr we wlosach
Kobiet, Kobietki, Dziewczyny!!! cala ,, afera,, o zlosci, reagowaniu itp. i to kierowane do Piglet podczas gdy to ja kilka dni wczesniej napisalam, ze jestem przerazaona Wasza wulgarnoscia. Bo jestem, bo nienawidze wulgarnosci ! Nienawidzilam jej u mojego M. nienawidzilam jej gdziekolwiek ja slyszalam. Wyrazanie zlosci nie musi byc poparte wulgarnymi epitetami jak rowniez brak epitetow wulgarnych nie oznacza postawe bierna podczas gdy ktos nas atakuje. Zawsze umialam sie zloscic, wsciekac i nigdy podczas moich jazd z M. nie zwijalam sie w klebek wysluchujac biernie jego obelg, ale rowniez nie pozwolilam sobie na wulgarnosc. Lecialy szklanki i filizanki, kopalam mury. Wlasnie dzieki temu nie zwariowalam, ale nie jestem tez dumna, ze zachowywalam sie tak a nie inaczej. Moja uwaga na temat wulgarnosci jest tylko moja. Piglet bardzo ladnie i dyplomatycznie z Wami rozmawia, jest delikatna i spokojna. Ja byc moze tak nie umiem. Przepraszam kazda z Was jesli moje zwrocenie uwagi odebralyscie jako wyrzut i cos przeciwko Wam. Tak nie jest, jestesmy tylko troche rozne... polaczone jednak wspolnymi ciezkimi przezyciami.... Piglet: decyzje o leczeniu podjelismy ktoregos wieczoru, gdy M. podczas normalnej dla 1000 ludzi sytuacji nie wytrzymal i z przerazeniem w oczach poprosil mnie o pomoc.Poszlismy razem najpierw do psychologa, potem psychiatry. Diagnoza, o ktorej pisalam: depresja plus kompletne nieradzenie sobie z agresja werbalna i nieradzenie sobie w normalnych sytuacjach, zaborcza zazdrosc i jeszcze inne. Konieczna psychoterapia. Jestesmy na poczatku drogi, bo narazie trwaja badania i konsultacje. Prawdziwa psychoterapia zacznie sie do polowy wrzesnia. Nie wiem co mam myslec, bo...naczytalam sie tych wszystkich artykulow podanych w tym temacie, rozdizlow ksiazek ze strony Kobiece serca,itp. Jestem przerazona artykulem ,, Skorpiony wsrod zab,,... Tak jak pisalam, to czas oczekiwania i obaw. Jestem w kontakcie z psychologiem, ktory zaleca mi psychoterapie, bym wreszcie przestala sobie wybierac taki a nie inny typ faceta, bym zrozumiala jak powiedzial,, nie tylko moje potrzeby, ale pragnienia,,.... Mysle o tym, ale dopiero w styczniu. Nie wyrabiam czasowo. Praca, szkolenie, dzieci i dom. Jakies lektury ma poslac mi Mama z Polski. Tylko u mnie to jakos tak dziwnie narazie, bo nie wiem, zabijcie mnie ale nie wiem, czy mam sie,, leczyc,, z niego, czy moze mam sie leczyc, by byc z nim.(???) Pozdrawiam serdecznie Was wszystkie. artykul o zlosci i zapleczach jest swietny! Dziekuje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tak sobie myślę jeszcze, że gdyby nie moja przeszłość, mogłabym nie chcieć się doskonalić i wiedzieć, co mi w duszy gra.. A więc wszystko ma jakiś cel, dzięki czemu jest zachowana jest równowaga we Wszechświecie. Co tak naprawdę oznacza żyć chwilą? Życie chwilą to tak naprawdę całkowite uwolnienie się z kajdan poczucia winy, żalu i gniewu, w które zakuła nas nasza przeszłość, lęku i niepewności tego, co nastąpi, w które wciąż próbuje zakuć nas nasza przyszłość. Aby całkowicie wyzbyć się z niszczących wpływów przeszłości i przyszłości, należy każdego dnia starać się z tym, co wczoraj i jutro - paradoksalnie zintegrować. Nie uciekać. Nie lękać się. Nie szperać jak w starej szufladzie tylko po to, aby uczucia nazwać i zostawić tak jak były - a przeżyć raz jeszcze, zaakceptować i pokochać. Dobranoc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie! Piszę, prosząc o radę, może jakieś wsparcie, bo już sobie zupełnie nie radzę... Jestem mężatką, dwoje dzieci, kot- z zewnątrz wydawałoby się wszystko super. Mój mąż pochodzi z "ciężkiej" rodziny- jego ojciec pił i terroryzował rodzinę, matka nic w sumie z tym nie zrobiła- nie odeszła, pomimo tego,że bił ją i dzieci. Do dziś mieszka z nim w jednym mieszkaniu. Mój mąż ma absolutny wstręt do alkoholu i nienawidzi ojca, od lat nie rozmawia z nim i nie był w domu rodzinnym. Kiedy poznaliśmy się, nie mówił mi tego wszystkiego, pojechaliśmy do jego rodziców dopiero, gdy byłam w ciąży- ślub- mąż wprowadził się do mieszkania, w którym wówczas mieszkałam i zaczęła się jazda... Apogeum było 11 miesięcy po ślubie, kiedy to uderzył mnie (jak on to nazywa "odepchnął" - pierwszy raz), bardzo przepraszał, ja oczywiście mu wybaczyłam i powiedzmy, że wszystko było "w miarę"- później jeszcze miał kilka takich wstawek- ostatnia w okolicy gwiazdki w 2006 roku- wrzucił mnie do wanny- właściwie pchnął, wpadłam do wody i uderzyłam głową o krawędź... Znowu przeprosiny i przez parę lat był względny spokój- tzn. pohamował agresję Fizyczną, ale pozostała słowna- wyzwiska, krzyki, urąganie mi. Trwałam przy nim, bo bardzo kochał naszą córkę i cały czas miałam nadzieję,że "dojrzeje" do posiadania rodziny. Później wyjechał zawodowo na ponad pół roku zagranicę- mieliśmy bardzo sporadyczny kontakt- tylko wtedy, gdy on tego chciał, o godzinach, które jemu pasowały. Ja zaczęłam chodzić na psychoterapię w tym czasie, nie radziłam sobie z emocjami i jego milczeniem, nasza córeczka miała raptem 3 lata- chciałam dać nam jeszcze szansę. Kiedy wrócił do kraju, byliśmy "zachłyśnięci" - to chyba najlepsze słowo- sobą nawzajem, ta rozłąka chyba dobrze zrobiła naszemu związkowi. 3 miesiące później okazało się,że jestem w ciąży. On na początku wydawał się być szczęśliwy, ale gdzieś po 3 dniach, po rozmowie z moją teściową, zaczął szaleć, nie chciał tego dziecka, wzięłam starszą córkę i wyjechałam na jakiś czas do mojej mamy (mieszka w pobliżu), stamtąd woziłam małą do przedszkola i jeździłam do pracy. Później wróciłam, ale nie dlatego,że chciałam z nim być, tylko ciąża i te codzienne podróże zaczęły mi się dawać we znaki. Przeprosił, ja się czułam coraz gorzej. Okazało się,że choroba, na którą choruję od lat weszła w fazę zaostrzenia i stąd to złe samopoczucie. W 1 trymestrze byłam operowana. Później już nie mogłam pracować, byłam w domu, na podtrzymaniu. Mój mąż marzył o synu, kiedy okazało się, że to kolejna dziewczynka, był wściekły. Tak przetrzymałam do połowy 3 trymestru, miałam cesarkę - okazało się, że dziecko miało wadę serca. Wtedy ponownie moja teściowa wkroczyła do akcji, twierdząc, że wszystkie wady genetyczne dziecka, czy inne problemy zdrowotne, to wina matki... W maju miałam mieć ponowną operację, ale mąż wyjechał na szkolenie, operowana byłam w czerwcu. Na początku tego miesiąca pediatra stwierdziła,że z małą chyba jest coś nie tak i kazała obserwować córeczkę. W dniu, gdy byłam operowana, moja mama wzięła małą do neurologa- dziecko na pewno miało wzmożone napięcie mięśniowe i prawdopodobnie coś więcej. Mój mąż dotarł do mnie do szpitala 8 godzin po operacji- tego dnia za całe 20 tys. naszych oszczędności kupił sobie motor, na którego nawet (do dziś) nie ma prawa jazdy. Ja wyszłam ze szpitala, wiedząc co się dzieje z małą, już w drugiej dobie po operacji, mój ojciec odebrał mnie ze szpitala, wchodzę do domu,a mąż rzuca tekstem: po co wróciłaś, żebym miał 3 dzieci do obsługi? ( przez te kilka dni mojej nieobecności non stop była u nas moja teściowa i z doskoku moja mama- tak gwoli wyjaśnienia tych dzieci,do obsługi...). Później latał po chacie pokrzykując na mnie, walnął pięścią w mojego laptopa . Prosiłam go kilkakrotnie, spokojnie, by się uspokoił, w końcu wrzasnęłam, że ma się uspokoić. Na co wpadła moja znakomita teściowa i zaczęła na mnie krzyczeć (?), że nie mam się drzeć na jej syna... Jak stałam, wzięłam ze sobą córki i wyszłam. Znowu pojechałam do mojej mamy, tak jak rok wcześniej... Byłam u niej parę tygodni, w międzyczasie okazało się,że mała ma zaniki w korze mózgowej, ze względu na dziecięce porażenie mózgowe... Mój mąż nie pojechał z nami na żadne badania, jeszcze przed moją operacją zaczął mu się urlop, siedział w domu i grał przez 6 tygodni na komputerze. Moi rodzice zaoferowali się sponsorować małej rehabilitację (na nfz miała ją zacząć dopiero w listopadzie), ja ponownie wróciłam do domu- ośrodek reh. mamy bardzo blisko stamtąd, a od mojej mamy jadę w korku prawie 2 godz. w jedną stronę. Między moim mężem a mną dochodziło do ciągłych utarczek słownych. Wytrzymałam tak prawie 2 miesiące,ale w sobotę 21 znowu przegiął. Wyprałam i wysuszyłam kojec po starszej córce,bo mała usprawniona przez rehabilitację, jest coraz bardziej ruchliwa. Ustawiłam go w dużym pokoju koło biblioteczki, godzinę tak stał, w pewnym momencie mój mąż wpada jak wariat do pokoju i krzyczy, że go "mega wkurwiłam tym kojcem tutaj, było mówione, że ma stać w pokoju córek" - spokojnie odpowiedziałam,że nie było mówione, tylko ty powiedziałeś, a ja nie mam zamiaru całymi dniami siedzieć w pokoju dzieci, by patrzeć co robi mała. W tym momencie, kojec na kopach wyleciał z dużego. Ja nadal byłam w miarę spokojna, powiedziałam mu,że ok, skoro kojec ma stać u dzieci, to niech zniknie stamtąd jego gratowisko zepsutego sprzętu komputerowego i zaczęłam wynosić zepsuty komputer, zepsutą drukarkę, płyty. Kiedy wzięłam siatkę z kierownicą (taką do gier), podleciał do mnie i zaczął mnie szarpać za szyję... Ja byłam dosłownie przytkana tym co się dzieje, nawet się nie broniłam, tylko zaczęłam płakać i pytać "dlaczego mnie dusisz, co złego ci zrobiłam?". On się darł, że w tym domu on rządzi. Po chwili się opamiętał i poszedł do łazienki. Cała ta akcja była późnym wieczorem. Po północy jak gdyby nigdy nic przyszedł do sypialni, ja wzięłam łóżeczko córeczki i przejechałam z nią do dużego, zamknęłam drzwi na klucz i spałam na kanapie. Rano mieliśmy jechać razem odebrać starszą córkę z działki od mojej mamy, ale on oczywiście nie odzywał się do mnie słowem. Wzięłam małą, wózek, kilka pampersów i mleko, i wyszłam. Znowu zostałam u mamy. Odezwał się dopiero w czwartek, miałam przekazać starszej córce, że tata za nią tęskni i ją kocha (mała i ja chyba nie istniejemy... ), mnie zapytał: kiedy wracacie, jakby nic się nie stało... Niestety w ubiegłym tygodniu miałam stłuczkę, więc musiałam pojechać do niego, by podpisał coś tam do PZU. Pojechałam z dziewczynkami, zostawiłam mu je na jakąś godzinę, bo musiałam pojechać do szpitala, z moją do dziś niezagojoną raną - przyjechałam, mała spała, duża bawiła się u siebie, a mój mąż siedział przy kompie. Wzięłam dzieci i znowu się nie odzywa. Jeszcze jedna rzecz- w zeszłym tygodniu poprosiłam go, by nakarmił małą (on nie robi przy niej absolutnie nic), bo wychodziłam do lekarza, mała płakała, wchodzę do dużego, on ją trzyma jak worek kartofli i drze się, że z tego dzieciaka nic nie będzie, rehabilitacja gówno daje i, że mała pójdzie na zmarnowanie... Nie wiem, co się przez ostatnie lata stało z tym człowiekiem, wielka miłość, która nas łączyła, chyba już zupełnie wygasła, ja muszę się teraz skoncentrować na rehabilitacji małej, on w niczym nie uczestniczy. Chyba lepiej po prostu dać sobie z tym wszystkim spokój, prawda? Wstydzę się powiedzieć o tym co on wyprawia moim przyjaciółkom, wstydzę się tego, że od lat pozwalam się traktować w taki sposób... Czy mogę Was prosić o poradę i wsparcie? Bardzo przepraszam za długość tego posta :( musiałam się w końcu wygadać przed kimś, padło na Was...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość keteryna
[zgłoś do usunięcia] holly golightly hmmmm pełna emocji historia :( Masz terapeutkę? z tego co napisałaś tak wynika :( Porozmawiaj z nią o tym wstydzie. zastanów się kto w tym domu powinien się wstydzic swojego zachowania? Pomysl o pomocy. Nie o mamie czy tacie bo oni cierpią tak jak ty ale o pomocy prawnej. jak widac ucieczki twoje niewiele dają bo zawsze wracasz. moze zdobądz się na odwagę i wyzbądz sie wstydu. jesli nie chcesz robic interwencji policji moze warto porozmawiac o tym z dzielnicowym oni posiadają dzis ogromną wiedze na temat przemocy w rodzinie. Kazde zranienie ciała poproś aby opisano ci w karcie do lekarza. To są dowody które moze jeszcze nie wiesz ale napewno kiedys bedą ci pomocne. Musisz pomóc sobie i dzieciom. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do wiatr we wlosach
nie wiem co gorsze, rzucanie talerzami i szklankami czy wulgaryzmami?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czesc Dziewczyny Paulina🌼 Juz sie o Ciebie martwilam. Gdzie zniknelas? Co nowego? Buziaki i przytulam. To o gniewie.... Ostatnio tak mam,ze caly czas jestem zla. To cholerne wycie i uzalanie sie nad soba zamienilo sie w zlosc, nie wiem kiedy. Przeczytalam to co napisala Holly i znowu szlag mnie trafil.Facet, ktory mowi,ze NIC NIE BEDZIE Z DZIECKA....nie pomaga, nie skupia sie na pomocy wlasnemu choremu dziecku,tylko gnebi, poniza i obraza.... Wiatr we wlosach i Piglet; Dziewczyny, przestancie sie skupiac na tym jak sie powinno postepowac z wlasnym m. i wlasnym gniewem...co lepsze,co gorsze,co etyczne a co nie...nie oceniajcie. Kazda tutaj ma klopoty,zyjemy w ekstremalnych warunkach,jak na wojnie,kazdy dzien to wyzwanie. Jak bedziemy mialy spokoj w domu, to popracujemy nad spokojem w glowach. Jasne,ze agresja i wulgaryzmy sa zle, ale do cholery jasnej, tu jest takie miejsce, gdzie kazda moze sobie pozwolic na zlosc,byc soba,bez obawy.Dla niektorych, to jedyne takie miejsce.Dlatego wszelkie proby tak zwanego moralizatorstwa sa niewskazane, przynajmniej w mojej opinii. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Keteryna- ja właśnie usiłuję utwierdzić się w przekonaniu, że nie mam już czego szukać przy tym człowieku - nie chcę iść ani na obdukcję, ani do dzielnicowego- po prostu nie mam zamiaru dopuścić więcej do sytuacji, że on podniesie na mnie rękę... Poza tym boję się, że z czasem może on przenieść agresję również na młodszą córkę- myślę, że do dziś jej nie zaakceptował, ona go zupełnie nie interesuje (nie przyszedł nawet na jej chrzciny...), a nie mogę pozwolić na to, by jeszcze kogoś krzywdził. Co do psychoterapii, to w sumie nie wiem czy ona skutkuje, pomimo 2 lat, nie czuję się mocniejsza psychicznie- zwykle moja terapeutka nie mówi nic co mogłoby przechylić szalę, w którąś stronę. Choć w ubiegłym tygodniu pierwszy raz była subiektywna i powiedziała mi,że nie powinnam do niego wracać, bo wg niej nasz związek skończy się jakąś tragedią... BuszujacaWzbozu- ja mu nie pozwolę sobie wmówić, że z małej nic nie będzie, choćbym miała sprzedać wszystko co mam, będę walczyć o nią!!! Dziękuję Wam naprawdę bardzo, że zadałyście sobie trud przeczytać to, co napisałam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
turkusku hmmmmmm jaka jest roznica miedzy akceptacja a rezygnacja ? rezygnując mozesz miec poczucie straty, krzywdy akceptując cos co kiedys uwieralo pamietasz ze to bolalo ale nie masz juz poczucia krzywdy tylko czujesz spokoj gdy o tym myslisz czy rozmawiasz to jest rodzaj wybaczenia coz ja musialam przejsc przez faze samotnosci bez przyjaciol by nauczyc sie dopbierac ich w sposob wlasciwy dla mnie czlowiek nie zyje w prozni i nikt ale to nikt wbrew temu co mu sie wydaje nie jest samowystarczalny to sztuka, ktorej niektorzy musza sie nauczyc jak dobierac a potem jak kontynuowac kontakty by nie byc zraniona i sama nie ranic. ale nie nami\awiam do totalnej i wiecznej samotnosci a do nauki wspolzycia z innymi nie win sie turkusku,ze znow sie zawiodlas na ludziach ludzie sa ulomni , popelniaja bledy tak jak i ty przyjdzie wlsciwy czas to i wlasciwi dla ciebie ludzie sie znajda a teraz to masz co robic masz na czym sie skupic uporzadkuj sobie to co jest najwazniejsze czyli egzystencje, stworz jakies dobre solidne w miare fundamenty a reszte w miare swoich mozliwosci dobrze jest miec kogos zaufanego obok siebie ...ale nic na sile pisalam euteni jak pracowac ze soba by wybaczyc mozesz sprobowac ... dobrze ci to zrobi bo jak pamietam wlsnie poczucie krzywdy i brak umiejetnosci wybaczenia dlugo mnie sama trzymalo jak kotwica w przeszlosci wracajac do dyskusji o zlosci to napisze i powtorze : "to nie złość jest zła sama w sobie- tylko sposób w jaki niektorzy ja wyrazaja" Eutenio zycze wytrwalosci 🌼 wiem, ze bedzie ci potrzebna :D pozdrawiam cieplo wszystkich

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
jeśli ulgę przynosi machnięcie talerzem o scianę czy podłogę - to lepsze rzuty naczyniami, choć kosztowne :) jesli ulge sprawia pewien wyraz z ogromnym akcentem na literkę RRRRRRRRRRR - a dlaczego by sobie nie ulzyć w ten sposób, skoro złość nas rozpiera??? to jak z bąkiem - lepiej zeby smierdzialo, niż zeby bok rozerwało :D po prostu - ważne zeby ulzyło; ale nalezy pracować nad sobą; nasza złość to nic innego jak reakcja NASZEGO organizmu na CUDZĄ głupotę, niewiedzę, czyny; agresja tkwi w nas samych; z róznych powodów; zmęczenie, bezsilność w danej sytuacji, stres, itd.; na tym powinnysmy się skupiać; na samej sobie; ciągłe napięcie, zycie w zlości nie sprzyja naszemu zdrowiu; wydziela się krotyzol, który potrafi być zabójczy nawet ( to naprawdę stwierdzenie drogą na skróty ); czyli my tracimy własne zdrowie, bo ktoś jest pokazowym dupkiem???!!! nie zmienimy otoczenia, nie zmienimy ludzi; możemy zmienić tylko samą siebie; mozemy zmieniać postrzeganie swiata i ludzi; możemy zmienić swoje podejście do zycia; cięzka praca niekiedy te zmiany; ale warto; rozgryzamy przeszlość, dzieciństwo naszych dręczycieli, rozgryzamy ich obecne postepowanie, słowa, czyny; po co??!!! co to daje???!!! czy on się zmieni, kiedy my go zrozumiemy??? czego tak naprawdę chcę ja?! chcę nowego obecnego ukochanego??? tak się nie da; z wlasnego doświadczenia wiem,jak cięzko zmienić siebie, mając ogromną motywację i zarliwą chęć; jak ma to zrobić ktoś na nasze żadanie/prosbę???!!! nie rozumiejąc tego kim jest, czy nie chcac zrozumieć??? zycia może nam nie starczyć na wyjasnianie i tłumaczenie i motywowanie; i nasze życie skończy się szyciej u boku takiego paskuda; i jakiej jakości to zycie będzie; a raczej egzystencja-przezycie; tego chcesz??? ale zaręczam - o wiele krócej trwa "reperacja" samej siebie :) do zarzygania piszą wszedzie, ale przemadrze : NALEZY POKOCHAĆ SIEBIE; trudne; co ta baba wypisuje? bzdury, ja kocham siebie; acha,jasnee; gdybyś kochała samą siebie, nie siedziałabyś na tym topiku i nie miała wrzoda na tyłku w postaci ukochanego toksyka; bo gdybyś kochała samą siebie, to byś się szanowała; a gdybyś się szanowała, w zyciu byś nie doprowadziła do sytuacji, w której ktokolwiek by cię szmacił i poniżał; w jakikolwiek sposób; niewazne, jak wygladasz i tak jesteś warta wielu rzeczy; warta i szacunku i miłości; warta błysków w czyichś oczach na twój widok, warta szacunku i podziwu; tylko znajdź to w sobie; tę godność, ten szacunek do samej siebie, odszukaj gdzieś na dnie siebie swoją dumę; spójrz na inne, szczesliwe kobiety; czy one nie są dumne, ludzie ich nie szanują, czy nie są pewne siebie, choć daleko im do ideałów proporcji czy urody??? zastanów się nad sobą; czy nie było tak, że obecny dręczyciel był dowartościowaniem ciebie samej??? czy nie dlatego padł taki wybór??? czym kierowałaś się w swoim uczuciu? czy zadecydował urok osobisty czy prozaiczne parzenie herbaty z sokiem z malin o 3 w nocy, kiedy bolało cię gardło??? i sięganie po siatkę z zakupami na tasmie kasy w markecie??? bardzo duzo jest tych wszystkich : zastanów się, poszukaj, przemysl, weź pod uwagę, przeanalizuj; ale tylko tak możemy odbudować zdrową siebie, nauczyć się nawet zyć w związku z takim padalcem bez szwanku dla siebie ( o ile twoja miłość jest tak ogromna i oblędna), ale i nabrac siły na nową drogę bez padalca i mieć baczenie na innych padalców, który zawsze będą gdzieś tam krązyć na naszej orbicie zycia; ja wolę być sama do końca życia, niż chocby jeszcze jeden dzień z byłym mężem; mam w sobie tyle siły, ze dam radę, choć nie byloby pewnie radosnie :) ale kiedy pakowałam jego rzeczy - tak bardzo bałam się kolejnego dnia bez niego; bez seksu, bez znajomych, którzy byli mi wtedy bliscy, bez kasy ale za to z długami, bałam się ze nie będę miała wsparcia; znalazłam i wsparcie, lista znajomych się zawęziła,ale ta weryfikacja pokazała mi, ile zyczliwych osób mialam dookoła siebie,a ile zerowało na mojej dobroci i łagodności; nauczyłam się walczyć; o kasę na dziecko; o szacunek do mnie; o samą siebie i z samą sobą; a skoro mi się udało, to dlaczego ma nie udac się tobie? a w czym niby ja jestem lepsza? a może nawet gorsza jestem??? chociaż ja jestem przecież wspaniała i wyjątkowa :D i niech mi ktoś spróbuje udowodnić, ze nie - zagryzę, a nie udowodni :D trzeba pokochać samą siebie i codziennie rano uśmiechać się do siebie w lustrze - chocby nie wiem co się działo! kochać się i usmiechać :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Idaalia - wiem, że Twoje słowa są skierowane do wszystkich, ale ja jako ja, bardzo Ci za nie dziękuję- mam nadzieję, że kiedyś będę miała tyle siły co Ty. A na razie utwierdzam się w przekonaniu, że to jest koniec tego toksycznego związku!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
holly - ujmę to tak: przez całe zycie nosiłam wlosy długie albo do pasa albo do posladków; od kilku lat chciałam mieć inną fryzurę, ale wciąż szukałam propozycji pasujących do mnie; znalazlam 2 lata temu; nosiłam w torebce wydrukowaną fotkę jakiejś modelki i wciąż patrzyłam i mówiłam sobie: no tak to ja w zyciu wygladac nie będę; i nadal nosiłam smętne kłaki niemal do pasa; UTWIERDZAJAC SIĘ w przekonaniu, ze ta fryzura do mnie pasuje; po roku utwierdzania byłam niemal przekonana, ze jednak nie zetnę wlosów, bo nie wiem jak będę wygladała w krótiej fryzurze; aż kilka tygodni temu zadzwoniłam, umówiłam się i zanim zdążyłam się UTWIERDZIĆ, po prostu sciełam włosy, do linii brody i szyi; wyglądam bosko :D no może bez szaleństw - o niebo lepiej jednak niż w dlugich smętnych kłakach bez wyrazu; w moim przypadku UTWIERDZANIE SIĘ omal nie skończyło się kolejnymi latami smętnych wlosków; a teraz mam nowych adoratorów cichych w autobusie w drodze do pracy :D :D :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wielkie piekne mroczne.... czy tak czujesz w swoim sercu ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do ewy
wampiry tak maja.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
holly golightly bardzo Ci współczuję, to wszystko co Cię spotyka i Twoje dzieci jest okrutne i ściska za serce.. piszesz: " nie chcę iść ani na obdukcję, ani do dzielnicowego- po prostu nie mam zamiaru dopuścić więcej do sytuacji, że on podniesie na mnie rękę.." czy już wiesz jak chcesz to zrobić?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Buszująca:) cześć Kobietko:) To miłe, że o mnie pomyślałaś..U mnie spokój, jest naprawdę dobrze, więc nie piszę. Nadal czytam, chodzę na terapię. I życie się toczy. Mogę polecić kolejną lekturę B. Pawlikowskiej, W Dżungli miłości: "W nowej książce piszę o spełnianiu marzeń, życiowym lenistwie, byciu wojownikiem, samotności, silnej woli, odwadze, oczekiwaniach, samodzielności, alkoholu, o tym jak sobie radzić z brakiem poczucia własnej wartości, złymi emocjami i bezsilnością, piszę też o szczęściu. Także w miłości." A widzę, że i u Ciebie wiele pozytywnych zmian, że jesteś coraz bardziej świadoma stąd te decyzje. Będę nadal trzymać kciuki za Ciebie, baaardzo mocno i będę myślami bardzo blisko:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
idaalia piszesz: "do zarzygania piszą wszedzie, ale przemadrze : NALEZY POKOCHAĆ SIEBIE; " wiesz, ja to też wcześniej wiedziałam i szczerze nie lubiłam tego: "należy pokochać siebie". Za to doskonale umiałam siebie nienawidzieć, żadna sztuka perswazji nie była mi do tego potrzebna, to było moje naturalne Ja, z tym się urodziłam i nie potrafiłam inaczej. Ja nawet nie próbowałam dotrzeć i zrozumieć do czego mi to pokochanie miało by być potrzebne. Taki dziwoląg bez twarzy.. I 30 lat musiało minąć, żeby wiedzieć po co i dlaczego, i że to potrzebne tak samo jak tlen, woda i mnóstwo innych fajnych uczuć. Najważniejsze, że z tym kochaniem siebie, może nawet równolegle, przyszło całe to wybaczenie innym. Brak nienawiści w sobie to coś niezmiernie przyjemnego. Nienawiść to bardzo destrukcyjne uczucie, zarówno do siebie jak i do innych. Czułam w sobie coś na kształt bariery, która mnie ograniczała: w konstruktywnym myśleniu, w byciu kreatywnym, w byciu sobą, w naturalnym uśmiechu, w relacjach z innymi. Wszystko we mnie krzyczało: jest beznadziejnie i nic tego nie zmieni! A to było kłamstwo, samoograniczające i samonakręcające się kłamstwo. A przecież nie ma większej zbrodni wobec siebie niż okłamywanie się.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
idaalia na Twoje trafne pytanie: "zastanów się nad sobą; czy nie było tak, że obecny dręczyciel był dowartościowaniem ciebie samej??? czy nie dlatego padł taki wybór???" odpowiem krótko: - Tak dokładnie było a nie powinno, tak teraz też to wiem. Uzupełniałam swój deficyt emocjonalny jego obecnością. A tak się nie da. To znaczy da się, ale zatraca się siebie dalej, pasożytując na kimś. To lenistwo. Brak wyzwań to lenistwo. Brak decyzji to też lenistwo. Niechęć do rozwoju to lenistwo. A brak świadomości? Nie wiem, może też ..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oooonnnnaaaaa
Holly, popłakałam się. Gnój, szmaciarz, gnida (nie pojadę po całosci, bo mnie mogą zjechać, ale jeden wyraz mi się ciśnie na usta - sk....) Walcz, o siebie, o dzieci, o tą malutką...Dasz radę, masz rodziców, masz wsparcie, a to jest najważniejsze. Wstydzisz się mówić przyjaciółkom, a ja daję sobie głowę uciąć, że gdy powiesz co Ci leży na sercu, poczujesz ulgę. Będziesz bardziej pewna swoich racji, bo wszyscy staną za Tobą. Mam jedną przyjaciółkę, która na moim facecie suchej nitki nie zostawia, zawsze mogę na nią liczyć, a pamiętam jak kiedyś też głupio było mi powiedzieć, co się dzieje u nas w domu. Czyje jest mieszkanie? Bo napisałaś, że on wprowadził się do Ciebie, czyli Twoje, a to już duży plus. Pisz tutaj wszystko na co masz ochotę, dla mnie osobiście ten topik wiele znaczy, dzięki niemu w dużej mierze udaje mi się wyjść na prostą. U mnie spokojnie, powoli zaczynam życ powietrzem ;-) ale obiecałam sobie, że chociażbym miała przymierać głodem to nie poproszę go o pieniądze. Tylko satysfakcję by miał, że taka mądra byłam, a teraz łaski potrzebuję. Lepiej niech na dziwki ma więcej. Pa dziewczynki 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dziekuje ze jestescie
długo się zastanawiałam czy napisać na post pod tytułem wyrażanie złosci i nadwrazliwość nasza na toksyków.Wiem,że może się to zmienic w durną pyskówkę na topie a tego nie chcę.Moje rozumienie tego wynika z prostego faktu ,że na topie są dziewczyny na róznych etapach wychodzenia z toksycznych związków.I takie emocje, jak napisałam wczesniej ,mogą się pojawiać. Nie każda jest i musi być od razu doskonała.U mnie trwało to 3 lata i będzie trwało dalej.A to ,że któraś zaklnie i wyrzuci cos z czym nie daje sobie rady na dany moment ,nie oznacza ,że za jakiś czas do tego nie dojdzie.To forum dla niektórych jest jedyną formą pomocy,jeżeli tu mamy wchodzić w formy poprawności i gotowych ramek to trochę traci to sens wg mnie.Jednym praca i wyciąganie wniosków idzie szybko ,inne muszą przepracować to wiele razy.I tyle w temacie ,więcej razy do tego nie będę się odnosić. Holly musisz udac sie po formy pomocy prawnej.W takiej sytuacji z chorym dzieckiem obawiam się ,że będzie ci o wiele trudniej ,bo po prostu masz więcej trosk i zmartwień na głowie.Jeżeli się zdecydujesz poszukamy ci wszystkiego co mozliwe. Buszująća całuski ,Paulina też.i [kwiatek} dla wszystkich

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
dziekuje ze jetescie fajnie to napisałaś, podoba mi się taka definicja. A mój m. stwierdził, że moja terapia nie działa, bo dziś zadzwoniłam do niego z pytaniem gdzie jest (dawno tego nie robiłam, staram się siebie kontrolować ile wlezie dla swojego dobra). Potem była dyskusja, bardzo wyważona, spokojna, jakie to mi pranie robi terapia i książki:).Trochę go nakręcałam do tej wymiany zdań, nie będę ukrywać:). Co do terapii, to jest to wg niego sekta:). On to sprawdził nawet: mianowicie wynajął taksówkę, żeby mnie śledziła i żeby taksiarz sprawdził, gdzie i z kim się zadaję w tej sekcie. Podobno też słono muszę płacić za sesje prania mózgu przez guru w sekcie. A myślałam, że mnie już nic nie zdziwi:). A tu następna gruszka:) Chyba opowiem to na terapii, w ramach relaksu dla wszystkich:) Ech, życie:) Buziaki, spokojnej nocy Dziewczyny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość piglet28
Paulina 36:) Dziekuje za artykul o zlosci, jednak nie omieszkam zaznaczyc:) ze nie rozwial on zadnych moich watpliwosci jako, ze takich absolutnie nie mialam i nie mam odnoscie uczucia zlosci; znam jej znaczenie ,pozytywne i negatywne strony, znam jej przyczyny, skutki , i tej okazywanej prawidlowo, nieprawidlowo czy tej ukrywanej ,nie tylko z teoretycznego punktu widzenia ale i z praktycznego, z dowiadczen w swoim toksycznym zwiazku ..:( w zwiazku z czlowiekem, ktorego zaburzeniem byl duzy problem z wyrazaniem, kontrolowaniem, radzeniem sobie ze zloscia..to nie alkoholizm, narkomania, bicie, zle traktowanie (bo kiedy byl normalny byl do rany przyloz, wrazliwym, dobrym czlowiekem, nigdy mi nie ublizajal, nie krytykowal, nie lekcewazyl dopoki nie doszlo do jakies nerwowej sytuacji,albo klotni miedzy nami, bo niestety wtedy jego zlosc, gniew zazwyczaj konczyl sie nie tylko brutalna agresja slowna, ale i koszmarnie niszczaca mnie przemoca emocjonalna; jak osadzanie mnie, irracjonalnymi zarzutami, wypominaniem, czasami nawet straszneniem.. To bylo dla mnie okropne poniewaz nie znalam z domu, czy ze swojego srodowiska takiej brutalnosci, tak chorego wyrazania zlosci..moj ojciec kiedy mama sie jego czepiala wychodzil, mama kiedy stawala sie agresywna slownie, szybko sie stopowala zwracajac uwage na nasza obecnosc (dzieci), takze zlosc byla, ale pod kontrola, i w miare zdrowo wyrazana porownujac do wielu innych przypadkow, ale jak dla mnie to i tak byla malo asertywna... Probowlam nauczyc mojego M, zdrowego wyrazania zlosci ; bylo wiele sytuacji kiedy swoj gniew, komunikowalam mu w sposob prawidlowy; bez wulgaryzmow, bez zarzucania, bez oceniania.. niestety nie odnosilo to wiekszych rezulatatow , poniewaz najczesciej jego zlosc, gniew wyrazany potworna agresja slowna - musial osiagnac eskalacji ..nie potrafil sie wycofac czy pohamowac, ale prowokowal do tego zebym go uderzyla, albo czyms rzucal nerwowo , nie potrafil swojego ataku zlosci przerwac, opanowac sie i np wyjsc, ale krzyczal, wyzywal, wypominal, zarzucal wiele razy zupelnie paranoidalne rzeczy tylko po to zeby udalo mu sie wyprowadzic mnie z rownowagi, czyli tez krzyczalam, obrazalam, to dzialo sie b czesto obrzydliwe.. on chyba tylko raz wycofal sie, zawsze bylo tak, ze ja juz nie mialam sily i wycofywalam sie z przepychanek slownych i fizycznych i szlam do innego pokoju, a on nie byl jeszcze do konca rozladowany wiec przychodzil do mnie kontynujac walke; wyzywal, prowokowal abym tylko dalej trwala w tej wykanczajacej walce slownej, emocjonlanej to mu pomagalo wrocic do stanu normalnosci; aby jego gniew, zlosc, agresja i cale napiecie zeszlo z niego..ten fakt byl i jest przerazajace dla mnie.. Jesli chodzi o rozne etapy/stadium zlosci przydaly mi sie:) ja przeszlam wszystkie do 6, a przypomiajac sobie mojego M. On nie stosowal 1 czy 2 poziomu/etapu ale od 3 do 6...co wedlug mnie wskazuje jak b nie potrafil sobie ze zloscia radzic.. Male czy duze powody szybciutko wyprowadzaly go z rownowagi i najczesciej kiedy zlosc sie pojawiala - zawsze byli winni wszyscy dookola to oni/ja doprowadzili do jego agresywnych zachowan..nigdy winny nie byl on sam sobie - a tym bardziej jego problem... Z czasem uswiadomilam sobie, ze z tym czlowiekiem nigdy nie bedzie mozliwe aby zyc i radzic sobie ze stresowymi , nerwowymi sytuajami i wystepujacymi w zyciu uczuciami gniewu, zlosci normalnie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość piglet28
, ale niestety on zawsze bedzie ja wyrazal w sposob chory, wyniszczajacy mnie i dziecko ..pewnie tez dlatego jestem anty wyrazeniu zlosci w destuktywny i chory sposob.. a zlosci i gniewu o ktorym mowilam w waszym kontekscie to b ze wzgledow osobowosciowych nigdy nie przepadalam za srodowiskami w ktorych uzywa wulgaryzmow i ludzi , ktorzy reaguja gniewem nieproporcjonalnie do danej sytuacji ..zawsze czulam sie lepiej w towarzystwie ludzi opanowanych, spokojnych ale konkretnych i stanowczych; takich , ktorzy potrafili wyrazac swoja zlosc wlasnie w asertywny sposob.. Co nie znaczy, ze wam tego zabraniam czy krytykuje nie bo wiem, ze wam to moze byc potrzebne i pomocne, bo zdaje sobie sprawe, ze jestemy inne jak madrze i obiektywnie napisala Wiatr we Wlosach i ze jestem na takim a nie innym topiku tak jak napisala Dziekuje wam, ze jestescie.. A tak na nawiasie ten Twoj ostatni post Dziekuje ze jestescie to pod tymi Twoimi slowami moge sie podpisac, z nimi sie zgadzam, one barzdziej pasuja do przeslania z mojej orginalnej i pozniejszych wypowiedzi.. Wiatr we wlosach:) Na szczescie umiem sie jescze sama bronic takze nie przejmuj sie, z takimi wojenkami czy potyczkami slownymi jak tutaj lekko sobie radze nie ma to jak zaprawa po toksycznym zwiazku: - to taki moj zart.. Ale fajnie wiedziec, ze jest ktos kto mysli podobnie..:) Rowniez juz wczesniej o tym napisalam, ze rozumiem, ze dziewczyny tak nieproporcjonalnie zareagowaly , tak wyolbrzymily nasza opinie i zrobily z tego zarzuty, krytyke, atak na nie itp wlasnie ze wzgledu, ze sa nadwrazliwe, dopiero odchodza czy sa w trakcie odejscia od toksykow, choc ja tez dopiero niedawno tak naprawde odeszlam - emocjonalnie i psychicznie..choc dalej jest b trudno czasami,.. Niezwykle jest, patrzac na postawy innych M. I mojego oczywiscie, ze Twoj poszedl z wlasnej woli na leczenie jak dla mnie to znaczy, ze zdaje sobie sprawe,ze swojego problemu i ma chec sie go pozbyc dla siebie, dla was - a przeciez do podstawa! I jak dla mnie to wielka nadzieja..na to, ze moze wam sie udac ! bede trzymac kciuki! Nie potrafie odpowiedziec na Twoje pytanie czy powinnas leczyc sie by byc nim, czy leczyc sie z niego, to b trudne pytanie, ale mysle, ze mimo iz teraz jestes niepewna, to wieksza pewnosc bedziesz mogla nabrac po tym jak on skonczy leczenie, po tym jak Ty przejdziesz swoja terapie i oczywiscie po waszym kontakcie podczas leczenia.. Nie przejmuj sie ta niepewnoscia i hustawka w swoich odczuciach, opiniach, osadach to normalne mnie tez przez b dlugi czas te rzeczy towarzyszyly..przy swojej pracy; kontakt z psychologiem, czytaniu, obserwowaniu i kontakcie z M. Wierze, ze Napewno predzej czy pozniej - bedziesz wiedziala co chcesz zrobic, czy warto bardziej zainwestowac , starac sie o was, czy o siebie... Czy wy mieszkacie razem czy osobno?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hej... parę miesięcy temu tu pisałam. trochę mi pomogłyście. Nie jestem już w toksycznym związku 7 miesięcy ale... nie jest dobrze. Nie poradziłam sobie sama i wylądowałam na psychoterapii. Jak mnie toksyczny związek zminił i do czego doprowadziła?: - depresja - nienawiść do samej siebie - autoagresja - myśli samobójcze, próba rozbicia lustra i chęć pocięcia sobie twarzy - zaburzenia odżywania - totalna bierność wobec życia, dzień za dniem - owa "przezroczystość" o której gdzieś któaś dziewczyna pisała -> brak tożsamości, nie wiem kim jestem, nie wiem co lubię, zdaje mi się że jedyny sens ma bycie jego dziewczyną, która go zmieniła w lepszego człowieka I nie wiem co dalej. Pierwszą wizytę przepłakałam. Kolejne - wyrzucam z siebie co mnie boli ..ale póki co nie jest mi lżej. Jest mi dalej ciężko i jeżeli to mi nie pomoże to już chyba nic. Mój były się tymczasem ożenił bo zmajstrował jednej kolejnej naiwnej dzieciaka i robi szopę jaki to jest szczęśliwy. Wiem, że uniknęłam czegoś potwornego ale chcę być WRESZCIE SZCZĘŚLIWA. :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×