Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość kasiutka90

Tusk skrzywdzony w Smoleńsku, prokurator bada sprawe

Polecane posty

Gość mnie coś wydaje, że obrońcy
profeson Nowaczyk, jest fachowcem, owszem, ale od lotów kosmicznych,a przy dzisiejszej specjalizacji, to pan profesor moze najwyżej piardnąć na wiwat.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"- Tak nie było, samolot nie zmienił tego kursu, nie ma co do tego cienia wątpliwości. To stało się dużo dalej, po minięciu punktu wyznaczonego przez aparaturę TAWS, a między punktem zamrożenia wszystkich funkcji, zamrożenia pamięci centralnego komputera. Wtedy, kiedy doszło na skutek dwóch wielkich wstrząsów do awarii systemu zasilania, systemu elektrycznego powiedział Macierewicz. Jak dodał, stało się to 15 metrów nad poziomem pasa." Nie było żadnego zamrożenia. Piloci do samego końca rozmawiali spokojnie. Mało tego. Do samego uderzenia o ziemie słychac było głos pilotów a wiec, nic nie mogło się zamrozić. To że ostatnie dane pochodzą z wysokości 15 metrów bierze się stąd że bufor pamięci nie zdąrzył przekazać do zapisu swojej zawartości bo na skutek uderzenia o ziemię, wysiadło zasilanie. A wiec Antek Milicjant opowiada głupoty...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"Wtedy, kiedy doszło na skutek dwóch wielkich wstrząsów do awarii systemu zasilania" Nie było żadnej awarii systemu zasilania. Doszło do niej na skutek rozstrzaskania się samolotu... Zapis foniczny jest do samego uderzenia... Nie mógłby być gdyby wysiadło zasilanie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość znawcanieprzyzwoity
Ale przeciez wystarczy przeczytac raport komisji Millera żeby to włąśnie wiedzieć... i tak bezkrytycznie przyjmujesz jego założenia?? ja nie i spora cześć zainteresowanych także

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie bezkrytycznie. Porównywałem zawarte tam rzeczy z moją wiedza na temat. Porównywałem z wiedza specjalistów na ten temat. I wszystko się zgadza... Wracajac do Antka Milicjanta... O tym profesorze mówił 2011-07-28. Od tego czasu minęło już sporo miesięcy i ???? Ano własnie. I nic.... Żadnego umocowania owych "wstrząsów" w faktach... W zapisie fonicznym... Nic... Czy dla ciebie to nic nie znaczy?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość znawcanieprzyzwoity
czekam i analizuje, na dzień dzisiejszy opinii nie zmienie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A taka manipulacja jest kompletnie bez sensu... "- Wiemy, że powodem katastrofy nie było zahaczenie o brzozę - podkreślił Macierewicz. - Samolot nie zmienił kursu po minięciu tej brzozy, zmienił kurs dopiero (...) dużo dalej - powiedział." Zachaczenie o brzozę nigdy nie było uznawane za powód katastrofy. Powodem katastrofy była próba lądowania w warunkach nie spełniajacych norm. Samolot nie zmienił kursu po uderzeniu w brzozę. Stracił tylko fragment skrzydła co spowodowało obrót a nie zmiene kursu... To następna manipulacja Antka Milicjanta.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czy myślisz, że posiadając jakieś nowe fakty, powiązania tych wstrząsów z wypadkiem itp, pis nie wykorzystałby tego w kampanii dla obalenia Tuska? Wykorzystałby... Jakby miał co. I to jest też dowodem na to, że owe brednie o wstrząsach sa tylko bredniami...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość znawcanieprzyzwoity
czas pokaze

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"Dwa wielkie wstrząsy", a nie uderzenie o brzozę, są przyczyną katastrofy smoleńskiej - oświadczył Antoni Macierewicz (PiS). Szef parlamentarnego zespołu badającego przyczyny tragedii powołał się na analizę prof. Kazimierza Nowaczyka, eksperta pracującego w USA. Według raportu MAK do uderzenia samolotu o ziemię doszło po tym, jak kilkanaście metrów nad ziemią uderzył skrzydłem w drzewo. Szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych płk. Edmund Klich ocenił, że hipoteza o "dwóch wstrząsach" jest nieprawdopodobna. - Nie jestem w stanie odnieść się do tych teorii, ponieważ one są mi kompletnie nieznane - powiedział Klich. Jak dodał, według jego wiedzy, nic takiego nie miało miejsca podczas katastrofy smoleńskiej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ppoipn
jasno widać, że Klich nie zna się na tym co robi, sam przyznaje ze brak mu wiedzy :D:D:D:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ppoipn
mowi ze teorie nie sa mu znane :D:D:D jako ekspert powinien zajac sie wszystkimi mozliwosciami a on ma je w dupie :D:D:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie może zajmowac się wszytskimi teoriami. Odrzuca te które są mało prawdopodobne alebo nie maja żadnego potwierdzenia w faktach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ppoipn
gdyby faktycznie byl uczciwym ekspertem, zajmowalby sie WSZYSTKIMI mozliwosciami ale jest rosyjska wtyczka, ktora ma z tej strony zamaskowac ZAMACH :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie może zajmowac się wsyztskimi MOZLIWOSCIAMI bo nigdy nie ukończyłby pracy. Jest coś takiego jak selekcja. Odrzuca np takie o ataku UFO, o ataku krasnoludków, o wpływie Marsa, o wstrząsach itp...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"ale jest rosyjska wtyczka, ktora ma z tej strony zamaskowac ZAMACH" Czyli w zasadzie wszyscy specjaliści od wypadków lotniczych to rosyjskie wtyczki????

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ppoipn
tylko że teoria o dwoch wstrząsach jest bardzo prawdopodobna

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość znawcanieprzyzwoity
Marek Strassenburg-Kleciak i Hans Dodel dla Niezależna.pl , 20-05-2010 11:34 Informacja, że Tu-154 podchodził do lądowania prawie do końca na autopilocie, w 100 proc. potwierdza tezę, że załogę wprowadzono w błąd przy użyciu tzw. meaconingu twierdzą Marek Strassenburg-Kleciak, specjalista ds. systemów trójwymiarowej nawigacji, i Hans Dodel, ekspert od systemów nawigacji i wojny elektronicznej, autor książki „Satellitennavigation. Z raportu rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego wynika (zauważyła to telewizja TVN24), że samolot prezydencki podchodził do lądowania na autopilocie, który sterował zarówno wysokością, ciągiem, jak i kursem rządowej maszyny. Wyłączenie autopilota nastąpiło 5,4 sekundy przed uderzeniem w pierwszą przeszkodę. To bardzo ważna informacja. Autopilot jest urządzeniem do automatycznego sterowania samolotem, pobierającym do tego celu dane z GPS i innych wskazań przyrządów pokładowych. Dodajmy, że wyłącza się go jednym ruchem ręki, a więc w ciągu sekundy można jeśli jest taka potrzeba przejść na sterowanie „ręczne. Ostatni etap przed lądowaniem na autopilocie to przelot przez kolejne, blisko obok siebie leżące tzw. waypoints: 10 km przed pasem / wysokość 500 m, 8 km / 400 m, 6 km / 300 m, 4 km / 200 m, 2 km / 100 m ten ostatni punkt to tzw punkt decyzji i wysokość decyzyjna: jesli pilot nie widzi tutaj pasu startowego, to MUSI zrezygnować z lądowania i polecieć na inne lotnisko. Tymczasem załoga polskiego samolotu (w tak trudnych warunkach pogodowych) wyłączyła pilota dopiero 5 sekund przed katastrofą, mimo że jak już zaznaczyliśmy można to zrobić w sekundę. Dziennik Fakt, powołując się na rosyjskiego prokuratora, który słyszał rozmowy w kokpicie, napisał kilka dni temu, że parę sekund przed tragedią piloci dotąd spokojni zaczęli wołać: Daj drugi W drugą! Musiał być to po prostu pierwszy moment, w którym załoga zorientowała się, że jest w złym miejscu i na złej wysokości prawdopodobnie minęli wtedy znajdującą się tam antenę NDB. Dlaczego piloci schodzili spokojnie do lądowania na autopilocie i dopiero kilka metrów nad ziemią zorientowali się, że samolot jest tak nisko? Wytłumaczenie jest tylko jedno: autopilot opierał się na błędnych danych satelitarnych. To, że 10 kwietnia pod Smoleńskiem odbiór GPS w Tu-154 był zakłócony co doprowadziło do błędu pozycji samolotu w pozycji horyzontalnej jest oczywiste. Najprostszą metodą takiej agresji jest meaconing, polegający na nagraniu sygnału satelity i ponownym nadaniu go (z niewielkim przesunięciem w czasie i z większą mocą) na tej samej częstotliwości w celu zmylenia załogi samolotu. W przypadku Tu-154, podchodzącego właśnie do lądowania, wystarczyłoby niewielkie przekłamanie sygnału, by doprowadzić do tragedii. Meaconing można ustawić z precyzją do 0,3 metra, a do zaburzenia prawidłowego działania może dojść ze źródła oddalonego nawet kilkadziesiąt kilometrów od samolotu. W podobny sposób można też zmylić wysokościomierz radiowy. Gdyby dodać do tego przekazanie nieprawdziwej wartości ciśnienia barometrycznego (Rosjanie nie poinformowali dotąd, jakie ciśnienie podali dowódcy Tupolewa), załoga samolotu była nawet przy dużo lepszej widoczności niż ta, która panowała w Smoleńsku bez szans. Charakterystyczne ukształtowanie terenu przed lotniskiem Smoleńsk-Siewiernyj rozległa niecka stanowiło dodatkową gwarancję powodzenia ataku. Wskazania wysokości przez GPS nie były prawidłowe, ale mimo wszystko wystarczające, by uruchomić EGPWS (system ostrzegający pilotów o odległości samolotu od gruntu). System ten włącza się, gdy samolot schodzi poniżej 666 metrów nad ziemią. Piloci słusznie zignorowali ostrzeżenie EGPWS (jako że jego zadaniem jest ostrzegać przed zbliżającą się ziemią i robi on to za każdym razem, kiedy się laduje) i lecieli dalej, oczekując, że za jakiś czas zobaczą pas startowy. Problem w tym, że EGWPS także opiera się na pomiarach położenia uzyskanego z odbiornika GPS i wysokości z wysokościomierza radiowego: Tu-154 wkrótce znalazł się więc 5 metrów nad ziemią. Piloci nie zdążyli nawet poszukać wzrokiem pasa startowego Jeszcze raz powtórzmy: skoro samolot leciał na włączonym autopilocie, to piloci wierzyli, że są znacznie wyżej i w innej pozycji. Dla laików wątpiących w techniki rodem z Jamesa Bonda: od czasu lotniczych zamachów terrorystycznych w Nowym Jorku na World Trade Center w prawie wszystkich krajach świata używa się meaconingu do ochrony obiektów specjalnego znaczenia, takich jak np. elektrownie atomowe. Atak na przyrządy nawigacyjne można stwierdzić po analizie czarnych skrzynek. Niestety, rejestratory lotu to nośniki magnetyczne i usunięcie śladów meaconingu zwłaszcza dla służb znających od podszewkę budowę Tu-154 i jego przyrządów nie jest trudnym zadaniem. Wystarczy, żeby nikt im w tym nie przeszkadzał. Marek Strassenburg-Kleciak specjalista ds. systemów trójwymiarowej nawigacji Hans Dodel ekspert od systemów nawigacji i wojny elektronicznej, autor książki „Satellitennavigation

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ale to co podałeś powyżej jest duuuuzo wczesniej przed raportem Millera. To co podałeś nawiązuje do raportu MAK, który jest bardzo jednostronny. Poza tym na temat pilotażu wypowiedają się ludzie od systemów trójwymiarowej nawigacji i systemów nawigacji i wojny elektronicznej. A to nic wspólnego z pilotażem nie ma. Autopilotem również... Z wypadkami lotniczymi też...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A data tego to... 20-05-2010 Tzn wtedy kiedy jeszcze niczego nie było wiadomo, nie było żadnych danych itp... I znowu się ośmieszyłeś... Czy to u ciebie normalne????

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość znawcanieprzyzwoity
Piloci wściekli na rosyjski raport Wojskowych lotników nie satysfakcjonuje rosyjski raport. Wynika z niego, jakbyśmy byli wariatami, którzy latają wbrew wszelkim regułom bezpieczeństwa mówią. - Z raportu MAK wynika, że wojskowy pilot leciał na łeb na szyję, wbrew wszelkim zasadom bezpieczeństwa, narażając życie pasażerów i swoje podkreśla oburzony pilot z 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego. A naszej jednostce przypnie się łatkę wariatów. Arek [kpt. Arkadiusz Protasiuk, dowódca załogi Tu-154] był najspokojniejszym człowiekiem na świecie, wyważonym. Nigdy nie zrobił niczego przeciwko procedurom. - Mieli prawo podjąć próbę podejścia do lądowania dodaje jeden z oficerów 36. Pułku. Zejść na wysokość decyzyjną, a wtedy, kiedy pilot przekonuje się, że nie wyląduje, odchodzi znów do góry. Byli poniżej tej wysokości, ale rosyjski raport wciąż nie odpowiada na pytanie: dlaczego. O co chodzi wojskowym lotnikom, precyzyjnie wyjaśnia były pilot wojskowy Michał Fiszer, jednocześnie kolega gen. Andrzeja Błasika, który zginął w Smoleńsku. Rosjanie podali, jaka była widoczność. To prawda. Ale nie poinformowali, jaką informację o panującym na lotnisku ciśnieniu przekazali załodze tupolewa mówi Fiszer. A to klucz do odpowiedzi na pytanie, czemu byli tak nisko. Bo właśnie na podstawie informacji o ciśnieniu pilot ustawia przyrządy służące do określenia pułapu maszyny podczas podchodzenia do lądowania. MAK przyznał też, że czarne skrzynki zarejestrowały w kokpicie głosy osób, które nie były członkami załogi tupolewa. Jedną z tych osób był gen. Błasik. Łatwo sobie resztę dopowiedzieć: trzygwiazdkowy generał za plecami i każe lądować mówi jeden z wojskowych lotników. Tyle że Błasik, którego znałem bardzo dobrze, to nie był facet, który jak coś powiedział, to nie było dyskusji. Jedyne, co niepokoi w tych informacjach, to fakt, że takie wycieczki do kabiny pilotów mogą dekoncentrować załogę. Koledzy generałowie zapewniają: Błasik był gwarantem, że nikt nic nie nakaże pilotowi. Choć oczywiście obecność dowódcy może deprymować pilota. - Jeśli gen. Błasik coś by im kazał, to najwyżej, by absolutnie nie lądowali w Smoleńsku twierdzi Fiszer. Szkoda, że tego nie zrobił. Źródło: Gazeta Wyborcza

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ppoipn
shatyn nie osmieszaj sie, robisz z siebie juz kompletnego durnia:o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×