Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość ignacia

zerwaliśmy po 8 latach związku , bycia ze sobą

Polecane posty

Gość tonacy statek
czikiczikitkat mieszkacie razem?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
mireczka - po 4 latach dbania tylko i wyłącznie o jego potrzeby, i tak jak on chce, on potrzebuje, on lubi... Nie sądzisz że można egoistycznie pomyśleć o sobie, i o tym jakie się ma potrzeby, i co się lubi? Kocham go, ale to nie zmienia faktu że jestem coraz bardziej nieszczęśliwa, niepewna, zaczynam przypominać znerwicowaną kupkę nieszczęścia, do tego z coraz większymi kompleksami... A rozmowa o tym nie pomogła...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tak, prawie 3 lata mieszkamy razem... I zaczynam uważać, że popełniłam błąd, bo... Ma małżeństwo, ma żonę, ale - nieformalnie, więc dla niego to nic nie zmienia, że weźmie ślub... :( I jak wcześniej widziałam same plusy wspólnego mieszkania, to teraz spadły mi na głowę minusy...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tonacy statek
czikiczikitkat w sumie skoro juz tak dlugo mieszkacie to masz prawo oczekiwac juz "czegos wiecej". wiesz z drugiej strony jak mireczkaaa pisze moze nie warto tego ot tak rozwalac.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tonacy statek
niestety albo stety ale dwoje ludzi musi znalesc zloty srodek. nie potrafie zrozumiec, ze skoro partner kocha to dlaczego nie moze sie "poswiecic". dla mnie jak i dla ciebie takie zachowanie daje do myslenia czy to aby napewno milosc z jego strony a nie przyzwyczajenie. skoro rozmowy juz nic nie daja to rozwiazanie nasuwa sie jedno..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
mireczka - i jeszcze odnośnie 'rozmawiałabym, dawałabym argumenty ' - nie uważasz, że w ten sposób uzyskałabym tylko wybłagane, wyżebrane oświadczyny na siłę, bo go ględzeniem do tego zmusiłam? Mi byłoby potem źle, bo nie zrobiłby tego z własnej, nieprzymuszonej woli, tylko dlatego że go zmusiłam, potem pewnie przy każdej kłótni bym miała to wypominane... Chciałabym żeby on sam z siebie podjął taką decyzję, a nie z przymusu... tonący statek - ja mam taki mętlik i natłok myśli w głowie, że aż mi pęka po prostu... przestaję powoli wierzyć w to że mnie kocha, że mu zależy, zaczynam mieć wrażenie że jestem na przeczekanie na 'chude' lata, chwilówka... nie mam przecież pewności że będę w stanie to zakończyć, powiedzieć że odchodzę, że koniec, że wytrzymam, nie mam odnośnie niczego pewności :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
statek, tylko to nie powinno być przecież żadne poświęcenie, żadna rezygnacja z tego co się chce, ja myślę że to jest coś czego powinno się chcieć będąc z drugą osobą, a nie uważać że się trzeba wielce poświęcić i zrobić komuś łaskę. Nie chcę żeby się dla mnie ktoś poświęcał, chciałabym, żeby po prostu chciał... :( Zresztą myślę że Ty to rozumiesz :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
dziewczyny, czy nie ma w was ani troche ambicji i samozaparcia? jakiejs woli zycia i poczucia wartosci? musicie wziasc sie w garsc, wiem , ze jest ciezko po rozstaniu, ale kazdy czlowiek jest w glebi duszy egoista, nie dajcie soba pomiatac ja mialam tyle zwiazkow , wiekszosc rozpadala sie po 6 miesiacach, chyba najdluzej bylam z kims rok, owszem bylo mi przykro i zle , ale lepiej teraz niz pozniej, po co marnowac sobie cenne lata zycia na ludzi ktorych nie kochamy ani nie lubimy? jestescie jeszcze mlode, jeszcze macie po co zyc i jeszcze mozecie wiele zrobic wyjdzie na dwor, zapiszcie sie na kurs jezyka, ja tak zrobilam zeby poznac przyjaciol w nowym miescie do ktorego sie przeprowadzilam, a noz widelec bedzie tam jakis fajny facet, albo jakas spoko kolezanka z ktora sie zaprzyjaznicie na cale zycie ? prozno szukac milosci bedac mlodym czy nawet 20-parolatkiem, wiekszosc ludzi opamietuje sie z calego tego amoku mlodosci okolo 30 a nawet i pozniej przede wszystkim nalezy myslec o sobie w pierwszej kolejnosci i o tych ktorzy nie moga myslec za siebie ( dzieci, niemowlieta, osoby starsze ), dopiero potem osoby nam towarzyszace, musicie miec swoje ID, swoje pasje i zainteresowania, nigdy nie pozwolcie zeby jedna osoba byla calym waszym swiatem, bo co jesli odejdzie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tonacy statek
wiesz ja bylam w troche innej sytuacji jak ty. wiem, ze "moj" mnie na swoj sposob kocha ale dla mnie na niewystarczajacy dlatego osmielilam sie to ostatecznie zakonczyc. tez nawet teraz nie jestem pewna czy chce to na 100% zakonczyc. jak juz pislalam dlatego nie odbieram tel bo boje sie ze zmiekne. mysle, ze najlepszym rozwiazaniem bedzie jak dasz sobie troche czasu ( miesiac, dwa, trzy) i wtedy podejmiesz decyzje. teraz za duzo zlych emocji siedzi w tobie. moze dojdziecie do porozumienia, np. za 2, 3 lata slub, przeciez nie musi byc odrazu. ty poczujesz sie pewniej a i on nie osaczony.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tonacy statek
nie dawno. my sie juz wielokrotnie z tego powodu rozstawalismy. on uwazal, ze przeciez jest wszystko ok. dla mnie nie bylo. bez zadnego kontaktu jestem juz tydzien, on dzwoni ja nie odbieram, mysli sobie pewnie, ze jak zwykle mi przejdzie. ale sie przeliczy bo nie tym razem. chce miec kiedys dzieci a dobija mnie mysl, ze nawet nie wiem czy napewno mam je z kim miec, skoro on nawet mieszkac nie zamierza ze mna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Heh, na moim przykładzie widać, że wspólne mieszkanie też nic nie oznacza :( Dlaczego oni wychodzą z założenia, że to my mamy dla nich zrobić to co oni chcą, bez patrzenia na to czego oczekujemy my? Przecież po tylu latach razem to naturalne, że chce sie czegoś więcej, że pasowałoby żeby oczekiwania i potrzeby obu osób były brane pod uwagę... A nie tylko jednej. Dlaczego to nam ma 'przechodzić' a nie im? :( A tym bardziej skoro u was rozstania są tylko z tego powodu, to powinno mu dać dosadnie do myślenia że dla Ciebie to jest niefajne, skoro ten powód ciągle nad wami wisi i ciągle z tego samego powodu rozstania... I powinien coś z tym zrobić a nie czekać aż Ci przejdzie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tonacy statek
czikiczikitkat moj sie zrazil do wszelkich zwiazkow przez swoj poprzedni zwiazek. z tamta kobieta ma dziecko i wiele przykrych wspomnian. jestem sama sobie winna, ze predzej nie odeszlam. ale kurcze jak sie kogos kocha to ciezko jest podjac taka decyzje. zawsze sobie powtarzalam, kochasz go wiec badz z nim na takich zasadach ktore on dyktuje. ale dlaczego ja mam sie poswiecac. dlaczega ja mam swoje marzenia odsowac na bok? po drugie skoro on nawet nie ma ochoty na zamieszkanie razem to moze wogule mnie nie kocha. wiem, ze od paru dni mam istna burze w glowie, mysle, mysle i co chwile dochodze do innych wnioskow. przynajmniej bede wiedziala za jakis czas czy czlowiek ktoremu oddalam kilka lat moje zycia naprawde mnie kochal. ja traktuje te rozstanie jako "wstrzas" dla niego. moze da mu cos do myslenia. ( jak narazie nic nie dalo i pewnie nie da ). powiedz a co ty postanowilas? tzn. co chcesz zrobic. rozstac sie, dac mu czas, pogadac czy dalej tak zyc? nie zal ci odchodzic i cos "niszczyc"?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 32latka smuatna
No i dziewczyny tak jak mowilam on znowu sie odezwał. I co? znowu wymiękne i dam 1000 szansę????czy tak wyglądają prawdziwe zwiazki????czy on musi mnie stłamsić psychicznie a potem jak już wybuchne wracać jak gdyby nigdy nic???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 32latka smuatna
Nie mam nawet z kim o tym pogadać, do mamy mam straszny żal za to ze nie znając kompletnie sytacji mówi ze to znowu ja wydziwiam...Nie potrafię po tym z nia normalnie rozmawiac, zreszta my nigdy nie rozmawiałyśmy o takich sprawach. Wazniejsza pogoda, warunki drogowe niż moje życie, uczucia...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tonacy statek
32latka smutna widze, ze przechodzisz to co ja. moj dzwonil wczoraj, ja nie odbieralam tel. dzis cisza, ale mysle, ze nie na dlugo. jezeli z nim rozmawiasz powiedz, ze zdania nie zmienilas, ze jezeli potrzebuje cie jako kolezanke to mu pomozesz ale na dalszy taki sam zwiazek nie ma co liczyc. jak najda cie chwile niepewnosci przypomnij sobie co tu kazda z nas wypisywala. uwierz mi ja tez boje sie uslyszec jego glos bo wiem, ze wszystko "wroci do normy" a calym sercem tego nie chce. pierwszy raz sie az tak zaparlam i tobie sie uda!!!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 32latka smuatna
tonący statek okropnie boję się że znowu dam szanse bo...MAM 32 LATA!:-( Moje poczucie wlasnej wartosci rowna sie zero, nie mam kompletnie wsparcia nawet u najblizszych... Ryczę teraz nie potrafię się opanować, nawet persen mi nie pomaga...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 32latka smuatna
Boję się i odejść definitywnie, ale też boję się że znowu do niego wrócę...to chore... Nie chce ani tego, ani tego...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jesteście niezrównoważone
psychicznie i jeszcze się dziwicie, ze faceci nie chcą się z wami wiązac na całe życie :-O ja im się nie dziwię jedna się faszeruje tabsami, druga nie odbiera telefonu :-O jesteście jak małe dziewczynki, któe absolutnie nie są dojrzałe aby stworzyć fajne i trwałe związki. jesteście psychiczne z tym waszym dążeniem do obrączki

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tonacy statek
rowniez mam te dylematy. boje sie bez niego , boje sie z nim byc. pozalic czy porozmawiac rowniez nie mam z kim. moge jedynie do mamy zadzwonic ale tego nie zrobie. wole sie najpierw uporac sama z uczuciami a dopiero pozniej innym oznajmiac "wesola" nowine. widzisz samotna ja na szczescie doszlam do tego, ze nie chce tak zyc jak do tej pory i nic naprawde nic mnie nie przekona. moze tylko jego widok by mnie rozczulil. ale akurat jego wizyzte moge wykluczyc ( dzieki bogu pracuje od rana prawie do nocy). ja wiem, ze mu jest takdobrze ze mna ale mi juz nie. a o wiele nie prosze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tonacy statek
czyzby nie rozumiemmmmm sie odezwala pod innym nikiem? ja nie daze do obraczki wiec prosze mi nie ublizac!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość czikiczi......
to bardzo mądra kobieta,myśli logicznie i rozsądnie.Popieram cię.Jak człowiek sam o siebie nie zawalczy i nie ma godności to trudno oczekiwac, że za nas zrobi to ktoś inny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja tez rozstalam sie z facetem po 7 latach zwiazku(tzn on mnie rzucil dla innej)Na poczatku bylo cholernie ciezko-depresja,brak checi do zycia ogolna masakra!on mial gdzies czy zyje ,czy jakos sobie radze,poprostu mial w d...e !!czas leczy rany!przezylam ten najgorszy czas,zajelam sie swoim zyciem,czesciej wychodzilam ze znajomymi, zaczelam spotykac sie innymi facetami(chociaz caly czas mam w sobie blokade jesli chodzi o zwiazki)!jestem sama ,ale szczesliwa,bo dopiero z perspektywy czasu zdalam sobie sprawe ze to byl toksyczny zwiazek,ktory wyniszczal mnie nerwowo i psychicznie!sam fakt,ze zerwal ze mna przez sms swiadczy o jego niedojrzalosci(a ma 32 lata),pomijajac fakt ,ze mieszkamy od siebie pol km!brak slow,poprostu tchórz!uwierzylam w sprawiedliwosc losu,bo przed samymi swietami zerwala z nim panienka i rowniez przez telefon!kiedys gdy zerwal ze mna po tak sobie myslalam-kurcze chcialabym zeby chociaz przez chwile poczul sie jak ja wtedy i co?Cierpi!moze teraz zanim cos zrobi to najpierw przemysli jak delikatnie "zalatwic"sprawe ,zeby jak najmniej zranic drugiego czlowieka!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja tez rozstalam sie z facetem po 7 latach zwiazku(tzn on mnie rzucil dla innej)Na poczatku bylo cholernie ciezko-depresja,brak checi do zycia ogolna masakra!on mial gdzies czy zyje ,czy jakos sobie radze,poprostu mial w d...e !!czas leczy rany!przezylam ten najgorszy czas,zajelam sie swoim zyciem,czesciej wychodzilam ze znajomymi, zaczelam spotykac sie innymi facetami(chociaz caly czas mam w sobie blokade jesli chodzi o zwiazki)!jestem sama ,ale szczesliwa,bo dopiero z perspektywy czasu zdalam sobie sprawe ze to byl toksyczny zwiazek,ktory wyniszczal mnie nerwowo i psychicznie!sam fakt,ze zerwal ze mna przez sms swiadczy o jego niedojrzalosci(a ma 32 lata),pomijajac fakt ,ze mieszkamy od siebie pol km!brak slow,poprostu tchórz!uwierzylam w sprawiedliwosc losu,bo przed samymi swietami zerwala z nim panienka i rowniez przez telefon!kiedys gdy zerwal ze mna po tak sobie myslalam-kurcze chcialabym zeby chociaz przez chwile poczul sie jak ja wtedy i co?Cierpi!moze teraz zanim cos zrobi to najpierw przemysli jak delikatnie "zalatwic"sprawe ,zeby jak najmniej zranic drugiego czlowieka!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
tonący - wiej od niego... wiem że mi się latwo mówi, bo nie siedzę w Twojej skórze, ale wiej kobieto.. Jak jemu przez tylelat trauma z przeszłości nie przeszła, to co dalej? Przecież każdy człowiek ma jakieś traumy z przeszłości i sobie z nimi radzi jakoś, próbuje pokonać po to, żeby było normallnie. Na co on chce czekać? Jak nim rozstanie nie wstrząśnie, to nic nim nie wstrząśnie, trafi na kolejną przy której będzie miał już 2 traumy z przeszłości - bo przecież on był taki dobry i kochany, a Ty go zostawiłaś bo miałaś nie po kolei w głowie. 32latka - nie wymiękaj. Ja nawet nie proponowałabym tego koleżeństwa, nie umiałabym się kolegować z kimś, kto mnie aż tak skrzywdził :( Masz jakieś koleżanki? Siostrę? Kuzynkę? Kogoś innego do wylania żali oprócz mamy? Raz od niego odeszłaś, co to zmieniło w jego podejściu do Twoich potrzeb? Kurde dziewczyny, przykre jest to że czasami miłość nie wystarcza... Przecież dałyśmy im swój czas, kawał (i to długi kawał) swojego życia, najlepszy czas naszego życia... I co? Ile można kochać beznadziejnie? Ile można czekać? Ile można swoje pragnienia odkładać na bok dla kogoś? Im jest dobrze, im jest fajni, ich potrzeby są spełniane, ich marzenia są realizowane... A co z nami? Dziwią mnie osoby, które to śmieszy, i które tego nie rozumieją... W innym temacie dałyby po dupie za nie realizowanie własnych pragnień, za tkwienie w nieszczęśliwym, do niczego nie prowadzącym związku. W jednym temacie jadą po tych które tkwią w nieszczęśliwych związkach, w drugim po tych, które taki związek kończą. Gdzie sens, gdzie logika? Dążenie do obrączki... Jak ktoś nie rozumie, co dla drugiej osoby oznacza ślub, to nigdy tego nie zrozumie, skoro mówi że to dążenie do obrączki czy papierek. Poza tym - dlaczego nie wolno tego robić? Co to do cholery, jakiś luksus, wczasy na księżycu, czy 200calowy telewizor, żeby komuś kto tego nie ma nie było wolno do tego dążyć? Czy wszyscy muszą chcieć rezygnować z życia rodzinnego i zajmować się nie wiem, karierą, hobby, robieniem pieniędzy? Co złego jest w tym, że ktoś marzy o rodzinie? Ja nie mam parcia na bycie nie wiadomo jaką business woman, która od rana do nocy zapierdziela w korpo, która wybiera związek z pracą a nie z ludźmi, która wciąga kreskę za kreską żeby wyrobić czasowo i umysłowo w firmie - ale co mi do tego, że ktoś chce? Jak ma takie marzenia i plany, to dlaczego mam to wyśmiewać? Mam mieszkanie, mam auto, mam fajną pracę, rozwijam powoli swoją działalność, i mi to wystarczy - nie muszę tworzyć światowej korporacji ani robić wynalazków... Czy to że marzę dodatkowo o rodzinie, to taki grzech? Taki luksus? Takie śmieszne? Dlaczego ja nie mogę realizować swoich pragnień, tylko je spychać na bok swoim kosztem dla kogoś? Dlaczego ja mam być ugodową stroną, która zrezygnuje, wybaczy, pogłaska po główce, i będzie coraz bardziej nieszczęśliwa? Na razie nie postanowiłam nic... Siedzę taka kupka nieszczęścia zasmucona, która nie wie co zrobić z tym wszystkim. Żal mi odchodzić, skreślać to wszystko, te lata wspólnie spędzone, jak sobie pomyślę że miałabym żyć bez niego to mam dławiącego gula w gardle, i w ogóle nie umiem sobie wyobrazić życia 'po'. To znaczy umiem, wiem jakie powinno być, jak powinnam zrobić żeby było dobrze, ale nie wiem czy będę na tyle silna, żeby postąpić tak, żeby takie było :( Na razie daję czas, za 2 miesiące spróbuję znowu pogadać... Zresztą on też ślepy nie jest, widzi że coś jest nie tak, pyta czemu jestem taka smutna i czy coś się stało... Tak jakby nie wiedział dlaczego, jakbym mu nie powiedziała :( Chciałabym być silna i zrobić to, co postanowiłam zrobić za ten czas. Chciałabym znaleźć tę siłę żeby móc o siebie zawalczyć, o swoje marzenia, i mam nadzieję że będę ją miała... :( Chociaż czuję że będzie ciężko :( Do osoby: 18:48 [zgłoś do usunięcia] czikiczi...... Dziękuję że rozumiesz :) Słucham sobie piosenki Stonesów 'You can't always have what you want' i pochlipuję do tekstu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tonacy statek
Dzien dobry kolezanki :) czikiczikitkat Kiedy przeczytalam slowo "wiej" az mnie w sercu zakulo. zmory przeszlosci on chyba pokonal, a moze i nie skoro boi sie czegos powazniejszego. ja naprawde nie wymagan nie wiadomo czego od niego. Narazie wspolnego zamieszkania, a reszta rozwinie sie dalej. Zreszta od wczoraj siedzi we mnie jakis niesmak. Mam zal do jego mamy, do siebie. To chyba efekt ciaglego analizowania. Dobrze, zle, dobrze, zle....Zdaje sobie sprawde, ze takim "wstrzasnieciem" niczego nie wskoram ale mi juz przestaje na wszystkim zalezec. Tak sobie pomyslalam, ze chyba wole zyc sama niz dalej w zwiazku, w ktorym moj ukochany nie patrzy na moje potrzeby. To smutne, ze wybieram samotnosc a nie jego. Ale jak mam niby wybrac :( Zawsze myslalam, ze stworze fajny zwiazek malzenski oparty na przyjazni, milosci, zrozumieniu. Patrzac na naszych znajomych( wszyscy juz malzenstwem ) to bylismy naprawde fajna para z miare dlugim juz starzem dlatego boli podwojnie. W zyciu codziennym swietnie sie dogadywalismy, mielismy podobne zdanie w wielu srawach, tylko jak sie klocilismy to ziemia drzala. Patzrac obiektywnie widocznie nie bylam "ta". Co do twojego zwiazku, nie wiem czemu ale mam wrazenie, ze twoj mezczyzna cos z tym zrobi. Wydaje mi sie, ze nie pozwoli ci odejsc. Poki co nie dawaj mu az tak bardzo odczuwac, ze cos jest nie tak, bo stanie sie tak jak juz wyzej napisalas. Poczuje presje. Badz soba. Zastanawia mnie dlaczego tak wiele osob nie potrafi zrozumiec czy zaakceptowac zdania, czy poglodow innych ludzi. Sama nie uwazam sie za nie wiadomo jak tolerancyjna ale jezeli ktos mi powie, ze zyje czy chce zyc bez slubu zrozumie to. Natomiast tutaj nastapila mala nagonka jakbysym planowaly cos co jest nieodwracalne, zabronione. Mozna zawierac zwiazek malzenski ale mozna tez sie i rozwiesc. Wiec w czym problem. 32latka smutna Jak dzisiaj samopoczucie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mireczkaa
to i ja wracam:) czikiczika..- pogubiłam się w tym, co piszesz...Na początku pisałaś, ze jesteś szczęśliwa w związku, a teraz piszesz mi, że przez 4lata dbałaś tylko o jego potrzeby- to jak w końcu jest? Nie, nie sądzę, że rozmawianie o ślubie jest żebraniem. Sorry, ale masz 28lat i dojrzały, czteroletni związek. Jeśli jest tak, jak piszesz, że przez cztery lata dbałaś tylko o jego potrzeby, zawsze było tak, jak on chciał to moze czas dla Ciebie zacząć realizować własne potrzeby, zacząć myśleć o sobie? A jeśli jestescie dobraną parą i jedyny temat w jakim się nie dogadujecie to kwestia ślubu to wciąż Cię nie rozumiem :):) Wiesz dlaczego? Bo gdybym ja była w takiej sytuacji siadłabym z gościem i powiedziałą, ze jestem tradycjonalistką (o czym wiedział od początku), chciałabym mieć dzieci a nie wyobrażam sobie ich bez ślubu. Cztery lata razem, w tym trzy wspólnego mieszkania to dość czasu, żeby wiedzieć, czy facet chce z Tobą spędzić resztę życia, czy nie! I nie wystarczy Ci to, co masz- chcesz być jego żoną, chcesz myśleć o dzieciach, chcesz wspólnego planowania życia. I tyle. Dążyłąbym do uzyskania konkretnej odpowiedzi dlaczego jest przeciwny, argumentów. Moim zdaniem tak wygląda dorosły związek partnerski. Jężeli twój facet jest przeciwnikiem ślubu to sam z siebie takiej decyzji nie podejmie- i doskonale o tym wiesz. Więc żądasz niemożliwego i na nic Twoje dawanie czasu i czekanie. Tonący statek- a dlaczego Ty z gościem nie porozmawiasz? Nie powiesz czego oczekujesz? Jeśli się boisz, ze zmiękniesz wyślij mu smsa, maila. I może w ten sposób się komunikujcie? Tak, zeby on sie jasno określił jak widzi Wasz związek! Czasem łatwiej jest przelać myśli na papier niż gadać :) I to samo radziłabym 32latce! Jeśli wracać to na jasnych zasadach! Powodzenia laski!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tonacy statek
mireczkaaaa jestes tu naszym "glosem rozsadku". milo sie ciebie czyta. Dlaczego z nim nie porozmawiam? Rozmawialam i uslyszalam, ze on ze mna nie zamieszka. Wiec o czym mam wiecej rozmawiac? Mam dalej tak to ciagnac?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mireczka - kurcze tak dziwnie to opisać, bo jednocześnie jestem i nie jestem szczęśliwa. Widzisz mi nie przeszkadza robienie tego co on chciał, dbanie o jego potrzeby, ba, lubię to robić, bo dla mnie naturalne jest że jak się kocha drugą osobę, to się dba o to żeby jej było dobrze. I nie na zasadzie poświęcania, ale właśnie czując radość z tego, że tej drugiej osobie się sprawia przyjemność, ustępując nawet w kwestii spędzania czasu, wybranego filmu, i tak dalej. Ja nawet grafik w pracy sobie pod niego układam :) Tylko tak jak mówię - dla mnie to jest naturalne. Ale - patrząc się obiektywnie - widzę że ta naturalność wychodziła głównie ode mnie, a on przyjmuje to tak, jakby się mu należało, a o moje potrzeby nie trzeba zadbać. No wiesz o co mi chodzi. I boli mnie, że on tą moją potrzebę ignoruje, bo tak naprawdę to pierwsza poważna potrzeba, która u mnie jest. Ale z góry mówię że nie jest tak, że ja się nie spełniam czy nie realizuję, mam oprócz niego swoje życie, koleżanki, hobby, że nie mam innego życia poza nim, innych potrzeb poza nim. Po prostu całą resztę mam ułożoną, w całej reszcie życia się realizuję, i brakuje mi do pełni szczęścia tylko rodziny. Swojej. Kogoś z kim pójdę do dziadka czy babci na cmentarz we wszystkich świętych, kogoś z kim spędzę swoją wigilię, Wielkanoc... Bo wiesz trochę mi głupio żeby 28letnia stara krowa chodziła wszędzie z rodzicami i rodzeństwem, chciałabym spędzać takie chwile z mężem i z dziećmi. I nie z mężem który się trafi, a z konkretnym człowiekiem którego kocham i z którym przez 4 lata robiłam plany :( Ale dla mnie szczęśliwy związek prowadzi do małżeństwa - a tutaj widzę że nie prowadzi. Siedziałam i rozmawiałam z nim - nawet używając dokładnie tych samych słów, których Ty użyłaś! Że od początku wiedział, że ja ślubu chcę, że dzieci chcę, że tyle lat wspólnego mieszkania powinno już mu dać obraz naszej przyszłości i że powinien wiedzieć, czy chce być ze mną, czy nie. Że mi taki stan rzeczy jaki jest nie odpowiada i nie wystarcza. Odpowiedzi też dostałam - on przeciwnikiem ślubu nie jest, ale - nie jest gotowy, nie ma wystarczająco dobrej pracy, nie zarabia wystarczająco dużo. Dla mnie to są bzdetne argumenty - bo przecież dorabiać się można razem, i nie trzeba mieć do tego miliardów na koncie. Mieszkanie jest, auto jest (oba moje, ale ja traktuję jak nasze). I też mu to powiedziałam - co złego jest we wspólnym dorabianiu się? I ja to odbieram jako wymówki, najzwyklejsze wymówki, żeby tego ślubu ZE MNĄ nie brać, bo on przecież przeciwnikiem ślubu nie jest. I jak on mi mówi że dla niego to bardzo poważna sprawa, że przysięganie przed Bogiem to poważna sprawa, że to nie takie hop siup - odbieram to jako że ja nie jestem na tyle poważna dla niego, żeby mi to przysięgać... Statku - no właśnie, nie wymagasz od niego wczasów na księżycu czy na atlantydzie, żeby to było aż tak... traumatyczne. Mam wrażenie że Twój facet to taki niebieski ptak, tłumaczący się traumami :( Bo z tego co piszesz to związkowi nic nie brakowało, nic nie było źle, oprócz tej jednej - i dla Ciebie najważniejszej kwestii. Znam to, ja z moim nawet zdania za siebie kończymy, rozumiemy się bez słów. O co masz żal do jego mamy? Nie lubi Cię? A taki wybór - jest bardzo trudny, i jeszcze bardziej bolesny. Ale patrząc racjonalnie - ile można czekać, ile można dawać czasu? Analizowanie znam, z autopsji, i już sama nie wiem czy bardziej pomaga, czy szkodzi. Tyle że ciężko żyć chwilą w naszych czasach :( Ja lubię mieć wszystko w miarę zaplanowane, wiedzieć na czym stoję, i tak dalej... Myślę, że Ty podobnie. Mireczka dobrze mówi, może komunikujcie się smsami? Albo mailami? Może będzie Ci łatwiej wyjaśnić mu, pokazać, że dla Ciebie to jest ważne... Że pójście do przodu jest ważne. A dlaczego on nie chce zamieszkać z Tobą? Jaki powód " konkretny" podał? Patrząc też na moich znajomych, to my też jesteśmy świetną parą. Uzupełniamy się. Podobne pasje, podobne poglądy, nie brakuje nam tematu do rozmów, wolimy pogadać niż oglądać tv, wolimy książki poczytać leżąc obok siebie niż imprezować...Ja nie włóczę się z kolegami nigdzie, on z koleżankami, jak gdzieś idziemy imprezować to razem (nie mówię o wyskoczeniu na piwko ze swoimi znajomymi, ale o konkretnych imprezach - bo i ja sobie idę gdzieś z koleżankami raz na jakiś czas, i on z kolegami). Tylko coraz mniej 'wolnych' par wśród znajomych, i coraz trudniej o takie wyjście... Bo tu dzieci, tu wizyta u teściów, u rodziców, u dziadków, tu to, tu tamto, no i powoli zostajemy sami... Ja już zaczynam myśleć, że dopadła mnie jakaś sprawiedliwość losu, za to że wcześniej to ja kończyłam związki, to ja odwołałam ślub... I że za to mnie teraz los karze :( Mi naprawdę nie zależy na ślubie. Mi zależy na ślubie z nim :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tonacy statek
czikiczikitkat Ja rowniez uwazam, ze w zwiazku mozna sie razem dorobic. Nie rozumiem tego toku rozumowania,hmmm. Wiesz po tym co teraz napisalas mam wrazenie, ze on chyba nie chce albo sie boi odpowiedzialnosci za ciebie. Wkoncu kiedy bedziesz zona bedzie za ciebie tak samo odpowiedzialny jak za siebie. Hmmmm przyznam szczerze, ze sama juz nie wiem co ci doradzic, skomplikowane to bardzo. Pierwssza mysl jaka mi sie nasunela po przeczytaniu tego to on poprostu nie chce :( Piszesz, ze mam mu smsa wyslac czy meila napisac. Ale po co ? On przeciez wyrazil swoje zdanie, powiedzial je glosno i wyraznie, NIE. Wiec o co ja mam go pytac? Argunentowal, ze on z kobieta nie chce mieszkac, ze takie zycie go nudzi, ze to zycie jak w klatce, ze raz juz tak zyl i wiecej nie chce! Wiec ponawiam pytanie co ja niby mam mu napisac. Moj "partner" jest ciezkim czlowiekiem z dwoma twarzami. Jedna twarda skorupa na zewnatrz, taka do ktorej inni nie maja dostepu. Udaje twardziela, mowi wiele przykrych rzeczy, zawsze zrownowarzony i twardy jak skala i przede wszystkim dobrze selekcjonujacy slowa wypowiadane do innych. Druga jego twarz to male dziecko ktore leka sie swiata, ktory boi sie zranienia, ktorego wiele rzeczy trafia w serca. Nawet mi pokazuje sie z tej twardej strony, czasami sie tylko otorzy i po jego zachowaniu widze, ze mnie kocha i mu zalezy. Ale napewno nie po slowach. Wielokrotnie pisal mi kiedy z nim sie rozstawalam, ze zaden mnie juz tak nie pokocha. Wiec ja sie pytam skoro zaden to po co mnie puszczac wolno?!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×