Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Pomoc doraźna

Czy jesteś w związku, w którym partner molestuje Cię psychicznie? cz.3

Polecane posty

Gość piglet28
Czesc dziewczyny, Do Buszujacej w zbozu; Piszesz, ze bylas tak opuchnieta, ze nie wychodzilas z domu.. Wiesz na Twoim miejscu to poszlabym na policje I zlozyla zeznania, oczywiscie w tajemnicy przed nim, podkreslajac fakt, ze jestes z nim uwiazana umowa i tym samym narazona na takie sytuacje jak ta przemoc fiz bo nie mozesz sobie o tak odejsc.. Takie zgloszenie z dowodem przemocy fizycznej przyspieszylby bardzo Twoja sprawe pozbycia sie odpowiedzialnosci do placenia za dom i jego zakaz zblizania sie do was bylby b rygorystyczny.. Mozesz rowniez wyprowadzic sie z domu o tak po prostu z dnia na dzien i kiedy juz nie bedziesz tam mieszkac tam to wygasa Twoja odpowiedzialnosc mieszkasz gdzies indziej i tu placisz, a tam juz nie musisz.. Wtedy Twoj M musi placic calosc jak chce w tym domu dlaej mieszkac, a jezeli nie chce to wyprowadza sie - zrywa umowe, a konsekwencje sa tego takie, ze tracicie depozyt.. Jestem tego prawie 100% pewna ale potwierdz to w Citizen Bureau lepiej. Moja historia jest opisana (po krotce) w 2 czesci..:) Tak mieszkam w UK Derbyshire, a Ty w jakim regionie? 2 dni temu po toksycznej wykanczajacej rozmowie z M; podczas, ktorej musialam odpowiadac na jego chore pytania - pytania na ktore juz tyle razy odpowiadalam! I pytania na ktore on zna odpowiedz, tzn ma tak naprawde swoja odp; zawsze obwiniajaca mnie..) pozwolil malej jechac teraz na wakacje do PL.. Nie dlatego, ze zgadza sie, ze jest to dla niej wazne on tak nie uwaza; zaprzecza temu, ze ona moze byc zzyta z babcia, (ktora jest od jej narodzic caly czas w jej zyciu obecna co tygodniowe kontakty to minimum,wspolne wakacje, a ostatni rok przeciez razem z babcia mieszkamy!) z kuzynka, ktora tez ma b regularny kontakt od 2 lat i obie szaleja za soba, ze uwielbia i spedza z nimi duzo czasu, ze ma przyjkaciolke w Pl, i na zabawe i sptkania z nia nie moze sie zawsze doczekac.. Wiem, ze robi to tylko dla mnie, prosilam go o to by jej pozwolil (bo balam sie, ze nie uda sie przez sad) i on tez jest juz troche spruty ta swoja agresja/zloscia z ostatnich tygodni i teraz wlacza sie jego 2 oblicze; wrazliwosc, sumienie, dobroc czyli ok odpuszcze juz niech jej bedzie.. Watpie, zeby bylo to spowodowane tym, ze wierzy, ze wrocimy do siebie; o dziwo nie neka mnie; nie pisze, nie dzwoni, ja tez nie, moze gdzies na to liczy nie twierdze, ze nie, ale ja jak na razie konsekwentnie trzymam sie tego, zeby wkoncu skonczyc z ta chora miloscia/relacja/zyciem z nim..i on chyba probuje to akceptowac Chociaz umowa byla, ze musze z nim jeszcze raz porozmawiac - to wtedy jej pozwoli..i zgodzilam sie na kolejan jedna z wielu takich samych chorych, wykanczajacych mnie psych rozmow, ktora bedzie o tym samym co zawsze o nas, probowanie udowodnienia mi win, bledow przy usprawiedliwianiu siebie, jego milosci, rozpaczy, bolu a jak sie zezlosci; to troche mi poubliza (ja jemu tez) a jak wlaczy sie nam wrazliwosc i bol zwiazany z rozstaniem to bedziemy ryczec i on obiecywac poprawe.. i ja daje mu kolejna szanse.. i tak juz od kilku lat przerabiamy ten sam schemat..i tym razem podczas tej naszej niby ostatniej rozmowy musze ten schemat zlamac i trzymnac sie tego, ze nie ze to juz jest koniec..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość maajka
Do czasami was podczytuje Wypracowalam sobie podobna sytuacje,nawet sie w niej znajduje i nie przejmuje sie toksykiem veto 12 zgadzam sie z Toba,to nie jest prawdziwa wolnosc,powolutku,powolutko przygotowuje sie na zmiane,ale to nie jest takie proste,jeszcze troche potrwa.Wiem na pewno,ze nie bede soba,jesli nie zakoncze tego zwiazku. Dziewczyny,pozdrawiam Was serdecznie,jestescie wspaniale,madre ,dziekuje ze moge byc z Wami

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oooonnnnaaaaa
czasami was podczytuję masz rację, trzeba przestać kochać, żeby się odciąć. Od ponad roku konsekwentnie do tego dążyłam i udało się :-) Też kiedyś zrobiłam sobie listę plusów i minusów - minusów była cała strona A4, plusiki tylko dwa i nie za mocne ;-) z czasem nawet te dwa się wykruszyły, za to minusów przybyło. Teraz jesteśmy na etapie wyzwisk i pogróżek, oczywiście on wyzywa i straszy, ja zachowuję stoicki spokój, a wszystko przez to, że ostatecznie wybrałam SIEBIE. Jakiś miesiąc temu on wyprowadził się, ale bywał u mnie, mieliśmy się zastanowić nad naszym związkiem, oczywiście obietnica terapii poszła w zapomnienie. No i ja się zastanowiłam, ale na jego niekorzyść i się zaczęło. Chyba się tego po mnie nie spodziewał, w końcu zawsze dawałam mu kolejną szansę. Ale kiedyś byłam głupia, ślepa, zakochana i naiwna. A teraz juz naprawdę nie mam siły dalej tkwić w tym szambie. Idaalia, to, co napisałaś, pozwala mi jeszcze bardziej uwierzyć, ze podjęłam najbardziej trafną decyzję, jaką mogłam podjać, a plusy rozstania, jakie wypisałaś, to jakbyś moje obecne życie opisała, dla mnie pierwszy jest najważniejszy, chyba dla każdej z nas: "odkąd rozeszłam się z mężem, mam więcej cierpliwości, miłości i czasu dla dziecka" Ja mogę dopisać jeszcze jeden - na szczęście to nie był mój mąż, tylko, hm... konkubent ;-) I bardzo,bardzo Wam wszystkim dziekuje. Gdybym Was rok temu przez czysty przypadek nie odkryla, nie bylabym teraz na tym etapie, na ktorym jestem. I pewnie dalej wylabym w poduszke, ze on sie kiedys w koncu zmieni. Z pelna swiadomoscia moge teraz stwierdzic MAM GO W D....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Idalia ❤️ 🌻 👄 Co za zbieg okoliczności - że dziś tu zaglądam i widzę Twój wpis. Też się tu (1-sza część) pojawiłam 5 lat temu. Długo wisiałam na płocie, a dokładniej żyłam w iluzji, oczekiwaniu na cud. Przełom nastąpił pod w połowie 2008, od pracy z koleżanka terapeutką. Od lutego 2009 jestem w terapii dla współuzależnionych, i od tego tez czasu rozstajemy sie z m. Od roku jesteśmy w separcji, a jutro ma się nasze małżeństwo zakończyć prawnie. Co czuję? Spokój i nadzieję. pozdrawiam ciepło wszystkie mniej lub bardziej wierne czytelniczki. 🌻 ja

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nokia 3310
Cześć wszystkim! nie przeczytałam większości Waszych postów ale może odpowiecie mi na moje pytanie. Dręczy mnie jedna sprawa. Nie dotyczy ona mnie, tylko dziewczyny, którą poznałam w zeszłym miesiącu. Byliśmy z chłopakiem u znajomych, spędziliśmy tam 4 dni, był tam też pewna para: Ania i Maciek. Anka ma 24 lata, jest bardzo delikatną kobietą, nie podnosi głosu w żadnej sytuacji, wręcz usługuje wszystkim naokoło, jest bezwzględnie w każdej sytuacji miła i nie chce nikogo urazić, jest nieśmiała, nie obraża się za nic na nikogo, kiedy ją pytam czy chce herbaty to swoją ochotę uzależnia od tego, czy komuś to nie zrobi kłopotu. Kiedy coś mówi i proszę ją o powtórzenie to zawsze odpowada"nic nic, nic ważnego". Mój chłopak chodził z nią do szkoły, do jednej klasy i mówi, że odkąd pamięta taka była. Jej chłopak Maciek jest jej całkowitym przeciwieństwem. Nie przejmuje się ani trochę tym co myślą ludzie naokoło, nie przestrzega podstawowych zasad kultury, przykro z nim siedzieć przy jednym stole, szczególnie w miejscu publicznym, potrafi na cały głos bekać, śmiać się a raczej ryczeć, tak żeby wszyscy to słyszeli. nie jest osobą z "nizin społecznych" ale co trzecie słowo mówi "k..., spier...." itp. Mam wrażenie, że chce być ciągle w centrum uwagi. Przez 4 dni, które miałam nieprzyjemnosc z nim spędzić odnosił się do swojej dziewczyny (są juz ponad 2 lata ze soba) wulgarnie, nieuprzejmie byłoby malo powiedziane. Każdą, ale to każdą jej sugestie komentował "ale Ty pierdolisz", wyśmiewał wszystko co mówiła, "na żarty" ją popychał i się śmiał "bo wpadniesz pod samochod" ona na to " a smutno by Ci bylo" na co on z sarkastycznym usmieszkiem, "nie, chyba niezbyt", po czym odwracał się do mojego chłopaka i kontynuował z nim rozmowę. Ona nie wyglądała na pokrzywdzoną, zabrzmi to strasznie, szczególnie, że jest bardzo sympatyczną osobą ale zachowywała się jak wierny pies. Nie reagowała, nie zmieniała swojej postawy względem niego. Kiedy wchodził do sklepu to ją wysyłał trzy rzędy dalej mówiąc "idź przynieś". Kiedy ona wchodziła przed nim to zawracała żeby mu otworzyć drzwi! Czasem bez powodu zagajał : -Aniu, wiesz co? -co? - weź się pierd.... w łeb". dziki śmiech. Jak przychodził do niej sms jego standardowy "zartobliwy" komentarz brzmiał (zawsze) "z kim mnie zdradzasz". I teraz rzecz w tym: czułam się całkowicie zszokowana, było to dla mnie przykre, krepujące, wręcz czulam się za nią upokorzona. Powiedziałam swojemu chłopakowi o tym, że jestem rozczarowana, że chciał, żebym spotkała się z takim człowiekiem, że mnie irytował na każdym kroku i że moim zdaniem Maciek przekracza już granicę nie tylko dobrego smaku. Zarzuciłam mu, że nie zareagował na jego zachowania, nie zwrócił mi uwagi. Zostałam wyśmiana, mój chłopak powiedział, że z Macka strony to są tylko żarty, że on taki po prostu jest. Powiedziałam, że moim zdaniem, oni nigdy nie będą mogli być szczęśliwi, że za jakiś czas albo ona nie wytrzyma albo wpadnie w depresję, albo on się nią znudzi. Mój chłopak oczwyiście nie zgodził się ze mną. Zastanawiam się, czy takie są faktycznie jego poglądy (niepokoiłoby mnie to) czy po prostu wstydzi się przyznać mi rację, bo tamten chłopak to jego bardzo dobry kumpel. Błagam, wypowiedzcie się, bo już któryś tydzień o tym myślę i rozszadza mi to czaszkę. Czy to co robi ten chłopak to już przemoc?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nokia 3310
Długiego wysmażyłam tego posta :P Piszecie o strasznych przypadkach, na różnych stronach internetowych też opisują te bardziej drastyczne przykłady przemocy. Ale jak określić gdzie to się zaczyna?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nokia oto interpretacja przemocy: "Przemoc w związku dwojga ludzi nie polega wyłącznie na wykorzystywaniu fizycznej przewagi jednej ze stron w celu zniewolenia, molestowania seksualnego i bicia partnera, lecz także na psychicznym znęcaniu się nad nim, lżeniu i urąganiu jego godności osobistej. W przypadku, gdy partner posuwa się tylko do tego drugiego rodzaju przemocy, jego ofiara często sama nie jest pewna, czy ten typ zachowań mieści się w granicach normy burzliwych związków, czy może je przekracza". Jest tego więcej na 1. stronie topiku oraz na dwóch wcześniejszych, do których linki zostały wklejone na 1.stronę wątku. Bez wątpienia Twój znajomy "urąga godności osobistej" swojej dziewczynie. Okazuje jawny brak szacunku, zachowuje się niekulturalnie. To chłopak, którego nie nauczono poszanowania godności drugiej osoby. Jeżeli chcesz pomóc swojej koleżance, odeślij ją do lektur jakie tu przytaczamy, a nawet do topiku - o ile zechce. Bo nie wiem, czy ona widzi problem, czy tylko TY:( Przykre jest to co piszesz i słusznie, że zwróciłaś na to uwagę. Twój partner nie reaguje prawdopodobnie dlatego, że nie chce stracić kolegi. Ale to moralność Pani Dulskiej. Każda osoba doznająca przemocy powinna mieć oparcie wśród bliskich sobie osób. To bardzo ważne. Pozdrawiam Cię serdecznie i na koniec napiszę jeszcze, że jesteś wartościową osobą, skoro niepokoi Cię problem koleżanki i chcesz jej pomóc. Powodzenia!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
idaalia fajnie, że tu zajrzałaś i poświęciłaś czas na podzielenie się swoimi doświadczeniami..Dzięki za to. Właśnie czytam pierwszą część topiku, może dokopę się do Twojej historii. Jest tam tyle mądrych słów.. Np. zdanie, któremu emocjonalnie się opierałam: dziecko jest szczęśliwe, kiedy rodzice są szczęśliwi. Czy inaczej: kiedy mama jest szczęśliwa, to dziecko również. Stwierdzenie oczywiste, ale trochę mi zeszło, zanim ta prawda doszła do mojej świadomości. Uff, tak lekko się robi na duszy, kiedy te mądre słowa wreszcie docierają .. Albo te niezwykłe słowa w formie modlitwy: "Boże, użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić, odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić, i mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego" Też dopiero do mnie docierają..Tego się również nauczyłam na terapii: że to czego nie da się zmienić, bo nie ma się na tę zmianę absolutnie wpływu (uczucie jakie temu towarzyszy to bezsilność), należy zaakceptować albo odpuścić. Tutaj jest interpretacja tej modlitwy: http://www.jutrzenka.cba.pl/modlitwa.html Co prawda, ja nie jestem wierząca, ale te słowa są uniwersalne dla każdego potrzebującego:). Może jeszcze kiedyś uwierzę.. idaalia Pozdrawiam Cię serdecznie. Trzymaj się ciepło!!! dziekuje ze jestescie - pozdrówki Buszująca, ściskam Cię. Silna k - buźka. Trzymajmy (cie) się wszystkie bez wyjątku. Uczmy się żyć od nowa, damy radę!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
przytoczę jeszcze słowa Present z I. cz. topiku o wybaczaniu, bo są bardzo jak sądzę mądre i pomocne: "Zosia. Thanks. Napisalas:"To, co robię, to chcę wybaczyć, a to kosmosu/boga sprawa, jak mi to zorganizuje." I love you for this!!!!!" Powiedziano mi (ludzie znacznie madrzejsi niz ja), ze nalezy sie modlic za osobe, do ktorej czuje sie uraze..Mam taka osobe, z ktora musze kooperowac czasami, a mam do niej niezla uraze, oj niezla!!! (business). Zaczelam sie modlic, tzn. Panie Boze daj mi gotowosc do przebaczenia...I tak kolejne razy, najpierw bez przekonania, potem bylo coraz lepiej. Dzisiaj juz moge modlic sie bez urazy o zdjecie ze mnie urazy...hahah!, ale to jescze nie skonczone, bo do konca sierpnia z Ta osoba wspolpracuje, a to caly czas nie jest latwe. Uraza zabija nas, nasz srodek pustoszy...Robimy sie jej niewolnikami. Na mysl o tej osobie zaczyna sie kompulsywne myslenie, analizowanie jak mogl/mogla itd.Dopoki nie wybaczymy kompletnie nie bedziemy wolni.....ani szczesliwi na dluzsza mete.....Bedzie wracalo... Ex mezowi kompletnie wybaczylam, ale to zajelo laaaata... Kiedys nie rozumialam dlaczego mam odpuscic uraze, az pojelam, ze robie to tylko dla siebie........nie dla tej sosoby...dla siebie wylacznie. Prawdziwe wybaczenie jest (jak pisala Zosia), gdy wyciagnie sie wnioski...dla siebie...Gdy sie wybaczy, (bo czlowiek przeciez ulomny jest), mozna isc dalej. Ten kat wtedy juz nie ma nad nami zadnej przewagi, strach mija, zostaje wspolczucie tylko....Wszystko wyglada wtedy inaczej. Nie ma szarpaniny, jest sila. Mozna spokojnie odejsc i zaczac nowe. Przebaczyc nie znaczy zapomniec...Ale juz sie nie karmic tym bolem..... Pozdrawiam Was. Wiem ze dla wielu z Was jeszcze dluga droga do wybaczenia...ale dobrze starac sie o taka gotowosc (dla siebie wylacznie)."

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
do miłego poczytania:) "Obudziłem się wczesnym rankiem, ze świadomością jak wiele różnych spraw muszę załatwić przed zapadnięciem nocy. Jestem odpowiedzialny za tyle rzeczy. Jestem potrzebny. Mam jeszcze jedno ważne zadanie: zdecydować, jaki dzień będę dzisiaj mieć. Dzisiaj mogę narzekać, że pada deszcz... albo mogę być wdzięczny, że trawa jest podlewana za darmo :) Dzisiaj mogę być smutny, bo nie mam już pieniędzy... albo mogę się cieszyć, że moje zarobki nauczają mnie jak lepiej i mądrzej planować wydatki :) Dzisiaj mogę ponarzekać na swoje zdrowie... albo być wdzięcznym, że ciągle żyję :) Dzisiaj mogę mieć pretensję do rodziców za to wszystko, czego mi nie dali, kiedy byłem dzieckiem... albo cieszyć się, że zechcieli mi dać życie :) Dzisiaj mogę rozpaczać, ponieważ róże mają kolce... albo cieszyć się, że kolce mają róże :) Dzisiaj mogę płakać z powodu braku przyjaciół... albo wybrać się na wyprawę w celu odkrywania nowych przyjaźni :) Dzisiaj mogę być wściekłym, bo muszę iść do pracy... albo mogę skakać z radości, że mam zajęcie :) Dzisiaj mogę nie chcieć iść do szkoły... albo otworzyć swój umysł i cieszyć się, że dowiem się o czymś nowym :) Dzisiaj mogę przeklinać to, że mam prace w domu do wykonania... albo cieszyć się, że mam dom :) Jaki będzie dzień dzisiejszy - to zależy tylko ode mnie. Jestem kowalem własnego losu. Sam wybieram swoje nastawienie do rzeczy, które przynosi los. Nie mam wpływu na tak wiele sytuacji w życiu. Za to mogę zmienić właśnie własne nastawienie. Dzisiaj mogę zaakceptować moje życie takie, jakim jest. Mogę być wdzięczny i radosny, tutaj i teraz, z tym, co mam! Życzę Ci miłego dnia... chyba że masz inne plany :)"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nokia 3310
Dzięki, Paulina36! Czytałam różne definicje przemocy psychicznej zanim tu napisałam. Nie wiedziałam, czy te odzywki już się do niej zaliczają, czy jeszcze nie. Przez te dyskusje z moim chłopakiem zaczęłam wątpić we własny osąd. Ale wiesz/wiecie co jest najgorsze? Że oni mają brać ślub, są już zaręczeni. Rodzice się poznali itd. Nie mam pojęcia jak się zachować. Z jednej strony ona nie jest moją przyjaciółką, nie jest nawet dobrą znajomą. Jest dziewczyną, z którą się spotkam może raz do roku i nie chcę jej wchodzić z butami w życie osobiste a z drugiej strony jak na coś takiego patrzeć? Mogę jej powiedzieć "słuchaj, on traktuje cie jak szmate, on cie nie kocha" ona może się obrazić, może mnie zbluzgać, może mnie wziąc za szurniętą, w sumie nie zależy mi co sobie pomyśli ale czy to cokolwiek by dało? Gdyby ten gość był w moim domu mogłabym go z niego wywalić mówiąc mu, że nie toleruje takiego zachowania, ale wtedy wywaliłabym też ją, bo ona wyszłaby za nim. I odpowiedzcie mi na jedno pytanie: co mam w tej sytuacji pomyśleć o moim chłopaku? Zastanawiam się, czy mam prawo zażądać od niego, żeby głośno coś powiedział na ten temat, mam prawo od niego oczekiwać, żeby zainterweniował? Chciałabym poznać wasze opinie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość czasami sobie Was podczytuję..
Nokia..chyba nie powinnać wymagać tego od swojego chłopaka...Bo taka rozmowa z kumplem nic nie da jeżeli on już taki jest. Żli ludzie nie zmieniają się pod wpływem jednej rozmowy.... Najgorsze jest to,że tamta dziewczyna może zmarnować sobie życie i może mogłabyś jej sobie to uświadomić. Z drugiej jednak strony, skoro ona jest taka nieśmiała to nie sądzę żeby podjęła tak odważną decyzję jak zerwanie zaręczyn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nokia 3310
No, raczej by nie podęła, masz rację, ale może chociaż ziarenko wątpliwości bym w niej zasiała. Dwa razy przy niej zwróciłam temu prymitywowi uwagę. Wprost, bez owijania. Ale ona.. bez reakcji. A on tylko się śmiał. W każdym razie tego kolesia nigdy na oczy nie chce widzieć i to już powiedziałam mojemu chł. Mimo wszystko coś mi nie gra na myśl, że mój chł. miałby się z tamtym gnojkiem spotykać na piwie. Może to mój egoizm a może dzwonek alarmowy intuicji... Nie mogę nikomu zabraniać spotykać się ale kurcze... po prostu coś mi zgrzyta!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nokia 1. Masz świetną intuicję, nigdy w nią nie wątp. 2. Możesz zasiać w koleżance nutkę zwątpienia, ale bez jej woli kompletnie nie masz wpływu na zmianę jej myślenia. Nałykała się toksyn, może w dzieciństwie(?) a teraz powiela schemat. 3. "Być neutralnym w walce dobra ze złem, to opowiadać się po stronie zła". Ale żądać od nikogo nic nie możesz, bo to manipulacja, możesz poprosić o jasną deklarację w jakiejś sprawie i wyrazić swój pogląd. Co z tego wyniknie, bóg jeden wie..może zmiana poglądów, a może nie.. Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nokia 3310
Dziewczyny, dzięki za dobre rady :) Podoba mi sie co piszecie i przekonuje mnie to. Gadalam długo z Lubym, tym razem na spokojnie, i przeczytalam mu rozne definicje z internetu i tez z tego forum, i przyznał mi rację, że koleś zachowuje się fatalnie. (wczesniej zaprzeczał!! czyli jednak to widział od początku) jestem skołowana. Jestem pewna, że nie będę na coś takigo dawać przyzwolenia. Jeśli nie moge nic zrobić to mówię głośno swoje zdanie i umywam ręce. A on zdaje się, chce przyznac rację mnie ale z tamtym dalej sie kumplowac. Czy to nie hipokryzja? Czy ja jestem przewrażliwiona? Czy mam nierealistyczne wymagania względem faceta?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
witajcie :) postanowiłam sobie wklejać co jakiś czas te swoje przemyślenia sprzed 5 lat; być moze akurat nie trafią w wasze obecne emocje, ale może coś poruszą, może przypomną; sama wiem jedno - kontakty, ktore utrzymuję z EXcentrycznym są dobre; poprawne, niekiedy pozwalam sobie na wysluchanie jego problemów itd; ale muszę bardzo uważać; to chyba jak z każdym innym nałogiem; chwila nieuwagi i znów sięgamy po papieroska; oto kolejna wklejka, może złapiecie:), co miałam na myśli powyżej :) - znalazłam to w sieci chwilkę temu i postanowiłam tutaj wkleić... chyba powieszę to sobie przed nosem jak przysłowiową osiołkową marchewkę, żebym 24 godziny na dobę pamiętała o przeszłości... "Umiejętne przeplatanie nagród i kar, to skuteczna tresura. Nagrody, zwłaszcza kontrastując z karami, wydają się darem z niebios i uzależniają. Chcę na nie zasłużyć. Dałam się wytresować. Ale coraz trudniej na nie zasłużyć, poprzeczka jest coraz wyżej." - pozdrawiam 🌼 a tak na marginesie, zeby nie było, że mam tak idealnie:) została mi do przerobienia mamusia - toksyczna oczywiście:) już trzyma buzię na wodzy, już szanuje, a przynajmniej respektuje moje granice; ale - taaaaakkkk, mam ogromny, przeogromny problem, żeby ją pokochać; a tylko wtedy będę mogła przestać mieć do niej żal o to wszystko, co mi zrobiła i czego nie potrafiła zrobić; moja złość i ból i żal są tak wielkie, że samą mnie to przeraża; a jej ze swojego życia niestety nie mogę wywalić jak EXcentrycznego i niekiedy bardzo żałuję, że nie mogę;

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Idaalia, to o poprzeczce, to żywcem wyjęte z mojego dawnego związku! Nigdy tak o tym nie myślałam, ale rzeczywiście - poprzeczka coraz wyżej, jak do skoku o tyczce (a może i tyczki by zabrakło), a ex wmawiał, że to taki lajtowy bieg przez płotki ;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ewa :) miło Cię widzieć, chociaż w tym miejscu??? no cóż,ja też tu zaglądam :D co do mojej mamy; mechanizmy takie jak u byłego męża; spod skrzydeł mamusi wpadłam prosto w objęcia mężula wężula - a skrzydła tak samo ostre i kłujące; w zadnym przypadku nie ma mowy o jakiejś nadmiernej miłości mi okazywanej przez mamusię; jedyne co dostawałam i dostaję to ból, poczucie krzywdy i niedowartościowania; pisałam tu kiedyś o tym; ale z racji pewnych rzeczy i spraw, jestem z nią na co dzień; to mój wybór ale i też pewna konieczność; nie winię siebie, że jej nie kocham jakoś szczególnie, bo niby za co? och tak, dała mi zycie, mialam dach nad głową i pełną lodówkę; w zamian za to musialam znosić jej psychotyczne wybuchy złości, upokorzenia, bicie za byle co ( oczywiście wychowawcze ) i fochy podczas ktorych stawałam na rzęsach i klaskałam uszami, zeby tylko się "odfochowała"; potem takie samo zycie u boku meża - bo jakżeby inaczej po takim dzieciństwie; to już za mną; wszystkiego jestem swiadoma; wiele już wyprostowałam i w sobie i w naszych relacjach; ale moim problemem jest moje podejście do niej; pełne złości, niecierpliwości, zero wyrozumiałości; po prostu nie odpuściłam jej tego, czego zaznałam i co pamiętam; a exowi odpuściłam; jednak on tyranizował mnie dwie dekady krócej :D dam radę :D nie takim potworom stawiałam już czoło :D ophrys - cieszę się, że trafiło do Ciebie :) tylko nie zaprzepaść tego; każde zdanie, ktore Cię poruszy, zapamiętuj lub zapisuj; uwierz - potrzebne Ci to będzie nie jeden raz jeszcze; żadna z nas tutaj wchodzacych nie jest jednostką całkiem zdrową na duszy; i tej choroby/uposledzenia nie da się wyleczyć raz na zawsze, na dobre; nie ma tak lekko; trzeba się pilnować; pamiętać, dmuchać na zimne; wszystkie chorujemy na niedowartościowanie, na brak silnej woli i na bujanie w obłokach - tworzenie alternatywnej rzeczywistości, ktora niekiedy z prawdą realną nie ma nic wspólnego :) dlatego trzeba mieć ulotkę :D w razie potrzeby - uzyć :D buźka 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Idaalia 🌻 Właśnie tak robię :-) Zapisuje urywki, a potem do nich wracam, czytam... Za kazdym razem odkrywam coś nowego na temat siebie. Też juz wiem, że emocjonalne dziury mogą we mnie zostać na zawsze, ale przecież zawsze mozna sobie zrobić protezę, nawet czasem lepszą niz oryginał ;-) Lilka-ona Zajrzyj na pierwszą stronę tego topiku. Tam masz informacje co JEST przemoąa psychiczną. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej dziewczyny. Zagladam tutaj czasami, choć nie mam juz takiej potrzeby, ale jestem ciekawa ilu z Was udało sie wyrwać z chorych związków. Zaczynałam w połowie pierwszej częsci topiku i dzieki Wam udało mi sie zrozumiec jakie zło przezywam, dzieki Wam udało mi sie w pierwszej częsci podjąc odpowiednie kroki, by skończyc z dotychczasowym życiem i zacząć je od nowa, dzięki Wam mi sie to udało. Dlatego pragne Wam za wezystko podziekować, za to że wspierałyście mnie w trudnych momentach, że słuzyłyście radą, potrafiłyście mną wstrząsnąć piorządnie kiedy było trzeba. Dlatego postanowiłam wrócic do Was, nie jako poszkodowana i pojrzywdzona, ale po to, by wspierac Was w waszych problemach, bardzo chiałabym sie Wam odwdzieczyć za okazana pomoc i życzliwośc. Mam nadzieję, ze będę mogła słuzyć Wam radą, pomocą bo patrzę juz zupełnie inaczej na świat niz jeszcze rok czy dwa lata temu. Wioem, ze nie do konca jeszcze udało mi sie wyleczyć z tegi i pewnie długa droga przede mną, ale jest wszystko na najlepszej drodze do szczesliwego wreszcie zycia :). Jęsli więc zechcecie przyjąc mnie ponownie do wspólnoty" będe bardzo wdzięczna i obiecuję pomagać i pokazywac inny, zdrowy juz punkt widzenia. Tymczasem pozdrawaim wsztyskie dziewczyny bez wyjątku, te zasiedziałe juz tutaj jak i nowe. Napisze moze coś o sobie, co sie zmieniłao a co nie, w wielkim skrócie. Mianowicie dzieki Wam zrozumiałam, ze małżeństwo w którym tkwiłam było toksyczne. Piodjęłam decyzję o razstaniu, mimo wielu problemów nie tylko ze strony męża ale i mojej rodziny stawiłam czoła wszystkiemu czując ze wóz albo przewóz.Jestem od lutego juz po rozwiodzie, radzę sobie świetnie i jestem szczesliwa. Całuję Was mozno, życząc zwycięstwa!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
aweb:) Witaj, fajnie, że zajrzałaś i że chcesz wspierać. Sprawdza się więc motto, że dobro wraca ze zdwojoną siłą. Dlatego też warto dzielić dobrym słowem, udzielać wsparcia a dobro wróci do nas podwójnie. Cieszę się, że Ci się układa i wyszłaś z tego. Z ciekawości zapytam, czy masz dziecko z tamtego związku? Czytam właśnie I. część, może natrafię na Twoją historię, jeśli miałaś ten sam nick. Ten I. topik czytałam kiedyś wyrywkowo, ale po jakimś czasie uświadomiłam sobie, że nic mi to nie daje. Więc czytam teraz strona po stronie, mam lekturę na samotne wieczory:). Dużo tam naprawdę mądrych słów, takiego ciepłego wsparcia. Dziewczyny wszystkie bez wyjątku bardzo inteligentne i świadome. Czytam ze wzruszeniem te historie i wyciągam wnioski dla siebie, darmowa terapia:). Na przykład nauczyłam się już większej pokory wobec życia dzięki tym starym wpisom. Nie wiedziałam, że jestem taka butna i nietolerancyjna. Np. złościłam się często, kiedy ktoś nie robi tak jak ja chcę.. Teraz jest mi o niebo lżej..Jeśli mam świadomość, że mogę coś zmienić, nazywam to po imieniu i w miarę swojego (!) tempa to zmieniam. Już się nie denerwuję, że takie czy inne zmiany zachodzą za wolno, już się tym nie obwiniam. No może gdyby sytuacja była dramatyczna, że działaby mi się teraz krzywda albo mojemu dziecku, to ta cierpliwość nie byłaby aż tak duża:). Jak czytam historię Smutenki (Radosnki) to widzę u siebie takie same emocje, jakby to była ja. Mimo, że motywy zupełnie odmienne. Pozdrówki i odzywaj się do nas:) Może napisz co jeszcze Ci pomogło w Twoim zdrowieniu, co sama osiągnęłaś, z czego jesteś dumna (np. jak pracowałaś nad poczuciem wartości albo strachem przed samotnością...).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tak, nick miałam ten sam. Mam dwie córki z tego małżeństwa. Na Twoje pytanie co pomogło mi dojrzeć do decyzji trudno odpowiedziec, myslę, ze wszystko po trochu. Najpierw musiałam sobie uświadomić, ze to co sie działo w moim małżeństwie nie było czyms normalnym. Myślę, ze to była najdłuzsza droga. Stale wierzyłam, ze cos sie zmieni, albo zw3alałam winą na siebie, ze to mi sie w tyłku przewraca, ze przeciez co ja od niego chcę. Dojrzewałam do tego latami, a rzeczy, które mi sioe nie podobały, potrafiłam tłumaczyć na tysiące sposobów. Tylko to ciągłe poczucie winy, które we mnie siedziało, nie pozwalało normalnie funkcjonowac. Przyszedł taki dzień, kiedy chwyciłam do reki nozyczki i o mały włos rzuciłam sie na niego. Bo zaczął denerwowac mnie juz na kazdym kroku. Wszędzie węszyłam podstęp z jego strony, jak sie później okazało, słusznie.On mógł sie w ogole nie odzywac a ja juz czułam sie osaczana, blokowana, kontrolowana. Jak sie pózniej dowiedziałam, od kilku lat mnie nagrywał, zkładał podsłuchy kiedy byłam w domu jak i wtedy kiedy wychodziłam do pracy. To były straszne chwile, kiedy zadawał mi szczegółowe pytania, a ja nie miałam pojęcia skąd zna tresc danej rozmowy. teraz myślę, ze chciał abym dostała na głowę. Robił to w białych rękawiczkach. Pamiętam jak dziewczyny na topiku smiały się, ze on ogląda moja bielizn w koszu na brudy.Ale wtedy było to dla mnie tak poniżające jak nigdy.Ciagłe oskarzania o zdradę, wynajmowanie samochodu, śledzenie mnie. Masakra. Kiedy nadszedł moment krytyxczny - z tymi nozyczkami- ocknęłam się, zapisałam sie do psychiatry, bo sama bałam sie swoich odruchów. Pani była bardzo mądra, powiedziała mi w zasadxzie to samo co Wy uświadamiałyście mi przez cały czas, ale chyba potrzebowała usłyszec to od specjalisty. Ta sama pani skierowała mnie do psychologa do AA. Tam sama sobie odpowiadałam na pytanie i wtedy udało mi sie wiele rzeczy zrozumiec tak dogłębnie. Ale wtedy juz nie mieszkaliśmy razem, bo odważyłam sie wreszcie wyrzucić go z domu. Może tez dlatego było mi łatwiej. Napisałam pozew o rozwód, złozyłam do sądu i tak sie to zaczęło. Pierwsza rozprawę mielismy juz po miesiącu. Bałam sie jak cholera, ale poniewaz mojemu ex chodziło głównie o kasę to przeciągał sprwę doputy, dopóki nie iosiągnął tego co chciał, czyli zabrał nam wszysto czego sie wspólnie dorpbiliśmy. My slałam, ze jest kulturalnym człowiekiem, ale okazała sie na co go stać, jak bardzo mnie nie nawidził przez te wszystkie lata. Szkoda tylko, ze tak bardzo skrzywdził starsza córkę- ona nie chce sie juz z nim spotykać, gdzyz ich spotkania były dla niej bardzo przykre. Do mojego zdrowienia tez dochodziłam okręznymi drogami. Moi rodzice , którzy niby mi pomagali ale nigdy nie wspierali, oskarzali mnie, ze to moja wina itd. A ja żyłam w wiecznym poczuciu winy, mimo iz byłam juz po trozwodzie, bo oniu nie pozwoalai mi zyc od nowa. Dopiero, gdy po jakiejs akcji przyjechało do mnie pogotowie, mama zrozumiała chyba o co chodzi. Szkada, ze tak długo to trwało. Teraz wiem, ze jesli czuje sie ze jest cos nie tak, nalezy to ucinać, bo siedzenie w tym do niczego dobrego nie prowadzi. Ale teraz łatwo mi to mówić, bo mam juz to za sobą. Doskonale rozumiem co Wy przezywacie, ciągłe łudzenie sie, tłumaczenie tuyrana, wybaczanie a w końcu paterzac w klustro stwierdzacie, ze nie mozecie juz na siebie patrzeć.Znam to i wiem jak to jest, jak w jakiejs sieci, gdy czujesz, że brakuje Ci sił do walki. Ale uwierzcie, my jesteśmy bardzo sile, baaardzo, nawet nie zdajecmy sobie sprawy z tego. A ile szczescia daje spokój!! Matko!!Chwila spokoju, gdy wracasz do domu i wiedz, ze to Twoja oaza spokoju, mimo iz dzieci hałasuję, biegaja, czegoś chcą. I co najwazniejsze, ja doszłam do wniosku, ze zostając sama z dziećmi mam więcej czasu dla siebie niz będąc z m.Jakos wszytsko jest kolorowe wreszcie. mam owszem jeszcze skurcze zołądka na smsa od niego- kontaktuje sie tylko w sprawie dzieci i to baaaardzo zadko. Choc zauwazam, ze tego stracha w sobie mam coraż rzadziej na szczeście. Czytałam poradniki typu "Toksyczni ludzie", wiele artykułów poświęconych temu tematowi. To mi tez duzo pomogło, bo juz nie chciałam wierzyć ze będfzi ok, chciałam sie upewnaic na kazdym kroku ze to zły zwiazek, koniec złudzeń. I mi to pomagało, ale kazda z nas ma swoja receptę na swoje szczescie, tylko nalezy ją w sobie odszukać. A teraz najważneijsze. Wiele kobiet piszacych na tym topiku, zyjacych w chorych związkach, często powtarza, jak bardzo kochają ich, jak ni potrafia bez nich życ, jak boją sie być same, jak po raz enty daja sznsę, bo on tylko na chwilkę powie, ze kocha, ze bedzie inaczej bla bla bla. Więc po pierwsze, to nie jest z Waszej strony miłość- to strach. Uwierzcie mi, ze jak tylko uda Wam sie wyrwac z tego siwatka, dotrze do Was, ze nie kochałyście ich, ale sie bałyście. Dziwne spostrzezenie prawda?? Bo wydaje Co sie ze kochasz, bo tak niby czujesz.Nikt nir pomslałby że można uczucie miłosci porównywac z uczuciem strachu.A jednak. Po drugie, uwierzcie, umiecie bez nich życ, a życie bez nich jest fajniesze i daje wreszcie to o czym marzycie. Jesteście paniami siebie, postepujęcie zgodnie z e soba, bez poczucia winy- no chyba że coś przeskrobiecie :). Po trzecie bycie samemu daje mnostwo satysfakcji, noe mozna sie uzalezniac od faceta! Zwłaszcza od faceta. nawet nie wiecie jak on was blokują. Bez nich robicie co chcecie i jak chcecie. Po czwarte, kazdy człowiek zasługuje na szansę, wiec jesli raz ją komuś dacie a ta osoba Wasze zaufanie naduzyje, to kolejnej nie ma.To warunek!! Czy jesli ktos by Wam cały czas mówił dobra, ok, sporobujemy, wybaczam, wybaczam, wybaczam,a Wy za kaxdym razem robiłybyscie to samo, to co ten człowiek by sobie o Was pomysklał?? Normalny człowiek o czyywiście. Bo my , nie obrazając nikogo, normalne nie jestesmy i juz nigdy nie bedziemy. Możemy jedynie starac sie nie popełniac tych samych błędów. To tyle, ale sie rozpisalałam, za chwilkę to ksiązkę tu wysmycze. A w zasadzie czemu nie, moze napisze histrię swojego życia ku przestrodze innym :) Jakby co to pytajcie o wszystko, bez pogródek. Jesli tylko bede potrafiła pomogę!! Obiecuję

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość piglet28
czesc dziewczyny:) ostatnio mialam kolejna jazde z M apropo wyjazdu malej - po tym jak sie zgodzil znowu zmienil zdanie i zostalam zmuszona do tego aby mu przysiadz, (czego nigdy nie robie i nie znosze) apropo rzeczy dotyczacych naszej relacji - zdrady itd zrobilam to zeby tylko mala pojechala..niech mu bedzie apropo decyzji o naszym rozstaniu - wydaje mi sie, ze tym razem mi sie uda - za duza mam swiadomosc i doswiadczen z tego zwiazku ktore przemawiaja/potwierdzaja, ze nie ma za wielu szans aby kiedykoliwek bylo dobrze - on nie wyleczy sie ze swojej agresji slownej, atakow szalu, pretensji, bycia ofira i stalego obwiniania mnie .. ja osoboscie - nie ufam mu i nie za bardzo potrafilabym i juz dawno nie potrafilam - czuc sie bezpiecznie - w sensie - ufac, przytulic tak szczerze - bez zastanawania sie nad tym kiedy i o co wybuchnie kolejna awantura.. jest w nas obojgu za duzo zalu w stosunku do siebie nawzajem a w naszym zwiazku za duzo zlych rzeczy sie dzialo - w porownaniu do tych dobrych..:( jest juz wiekszosc dni i chwil, ze godze sie z faktem, ze sie rozstajemy, ze nie mozemy byc razem i lepiej niz te pol roku temu to znosze - gdzie w ciagu dnia kilkanascie razy odczuwalam i przechodzilam rozne- przeciwstawne stany; odejsc /dac jeszce jedna szanse..- tortury psychiczne :( jesli chodzi o tesknote za tym co bylo dobre i za jego dobrymi stronami" to na pewno gdzies jest - ale jest tez pamiec o tych szystkich bolesnych doswiadczeniach - slowach, sytuacjach - i to jakos to tlumi .. najgorsze wydaje mi sie teraz - pogodzenie sie z faktem, ze mala nie bedzie miala przy sobie ojca, ze pozbawiam ja tego - swoja decyzja, ona go b kocha i boje sie jak zniesie chwile kiedy on juz przestanie do niej przychodzic.. i ten moj bol zwiazany z porazka - ogromna osobista porazka zyciowa - nie udalo mi sie stworzyc pelnej rodziny..:( jak sobie z tym poradzilyscie/ radzicie? ten bol jest ogromny - najtrudniej nad nim jest zapanowac albo czyms go oszukac" jakos tak smutno mi dzisiaj..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość piglet28
on na razie jeszcze jest - caly czas jest obecny w moim zyciu - przeciez przychodzi po mala , widzimy sie, a nasza relacja wyglada tak, ze jestesmy oboje cieci" na siebie - on na to,ze chcialam jechac na urlop bez niego (zdradzic go, oszukac) ja na to jak b mi naublizal kiedy dowiedzial sie o moim planie.. jednak czasami boje sie, ze przejdzie nam ten okres zlosci - i znow cos sie stanie - cos" - odeziwe sie moje wspouzaleznienie i wrocimy do siebie.. jesli nie - to i tak sie boje - zostac sama bez niego - mimo iz ,ze juz tak dlugo nasz zwiazek - jest b nienormalny; klotnie, ciche dni, moje samotne z mala wyjazdy itd mimo tego boje sie, zostac bez jego osoby gdzies tam w cieniu".. boje sie zostac sama bez siwdomosci, ze ktos tam gdzies jest" i jakos takos" sie troszczy,nieodpowiedzilanie i chorze kocha i bedzie przy nas.. i wiem to jest moje wspouzaleznienie - moja choroba.. sorry, za tego dolka i cofke :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do piglet
dlaczego tak bardzo zalezy ci na tym aby twoje dziecko wyjechalo do polski pod opieke ojczyma pedofila?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość piglet28
do piglet, moze to dziwne ale mimo tego co moj tato (ojczym) mi zrobil tej wielkiej krzywdy - sklamalabym gdybym cos innego zlego mogla na niego powiedziec; dostalam rowniez duzo ciepla, milosci, uwagi, pomocy, zainteresowania z jego strony.. nie zapomnialam ale wybaczylam wlasnie ze wzgledu na to, ze poza tym byl dla mnie dobrym ojcem.. dlaczego mi zalezy? dlatego, ze malej ogromnie na tym zalezy! jezdzi tam od 4 lat regularnie, nigdy nie bylo sytuacji zebym ja jechala albo jej bacia na urlop, a ona by nie jechala.. dlatego, ze wiem, ze dziadkowie ja ogromnie kochaja - dbaja, okazuja ogromnie duzo milosci i zainteresowania i ona jest z nimi b szczesliwa i b zzyta (szczegolnie z babcia, ktora jest w jej zyciu obecna od zawsze") dlatego, ze jestem pewna, ze nic jej nie grozi, a czeka zabawa, odpoczynek od calorocznego uczeszczania do przedszkola, dlatego, ze ona od 2 mcy - nie moze sie doczekac i jej nie puszczenie jej w sytuacji teraz kiedy mieszkamy z babcia byloby duzym przykrym przezyciem; "babcia pojechala nie wziela mnie ale wziela druga wnuczke.."

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość piglet28
nie wysylam jej pod opieke swojego ojczyma, i nigdy samej nie wysle - nie dlatego ze wierze, ze moze jej cos grozic, ale tylko dlatego, ze gdyby sie cos stalo - to bym nigdy sobie nie wybaczyla.. jedzie z babcia, ktora o wszystkim wie i zdaje sobie sprawe, ze ponosi odpowiedzialnosc za mala... a jak myslisz z jakie inne moglabym miec powody zeby walczyc o to, zeby mogla tam jezdzic?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Piglet- Rybko Spróbuje ze swojego doświadczenia coś Ci opowiedziec. Przed Moik odejsciem od M miałam równiez pełna głowę mysli, ktore raz były pozytywne, raz negatywne. Większośc z nas, osob, ktore doswiadczyły przemocy, ma dokładnie te same obawy i watpliwości. Jesli chodzi o dziecko\dzieci- to wiesz ze to jest swietna wymówka zeby tylko nie odejsc od przemocowca?? Ja mowiłam dokładnie to samo, ze moje dzieci musza miec ojca, ze ja pooczekam az dorosna a dopiero wtedy go zostawuię, bałam sie co sama zrobię z dwójką, jak sobie poradzę, jak będxzie wyglądało moje zycie. Ojciec moic=h dzieci sprawiał wrazenie kochającego je, opiekuńczego, martwiacego o kazdy szczegół. Po naszym rozstaniu, po zaledwie miesiącu, starsza córka powiedZiała do mnie : mamusiu, ciesze sie, ze mieszkamy same, wreszcie jest spokój i sie z tata nie kłócicie. A ich tatuś?? No cóz, przez pwien bardzo krotki czas jeszcze jakos je probował odwiedzac, potem coraz bardziej ograniczał czas wydzielony dla niego, a kiedy go z corkami spedzał, to nie umiał nawet wukozystac odpowiedznio, zeby dzieci sie dobrze z nim czuły. Bo jak sie okazało, nienawidził mnie przez całe lata małzeństwa, a gdy mnie zabrakło, nienawiścia karmił dzieci.Doprowadxził do tego, ze starsza corka nie chce go widziec na oczy, szkoda tylko ze on nie rozumie dlaczego. Nawet mimo terapii u psychologa. Nie mów więc, ze wiesz ze powinnaś co s zrobic akle bnie zrobisz bo dzieci to czy tamto.Patrz co dla Ciebie jest teraz najwazniejsze, dzieci nie mogą miec matki, ktora bładfzi myslami gdzies indziej, nie słucha dzieci, bo przytulając sie do ich taty zastanawia sie kiedy bedzie kolejna awantura. Serwujesz dzieciom życie od awantury do awantury. Co jest dla nicgh lepsze. A moze spróbuj wyjsc z siebie na chwilkę, stanąc obok i posłuchac siebie i swoich mysli, pomyśl, ze ta osoboa, ktora sie żali to twoja przyjaciółka, co byś jej wtedy powiedziała, co radziła, zeby zrobiła. A teraz odpowiedz mi prosze, czy jestes ssczesliwa?? Choc w tej malutkiej częsci?? Jesli tak, to co sprawia ze tak sie czujesz. Jesli nie, to juz wiem co jest przyczyną. Ściskam Ciebie mocno, a zawiechami sie nie przejmuj, to standardowe uczucie dopoki zyje sie w taki sposob.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×