Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość bretttchen

Wspominamy dziecinstwo

Polecane posty

Gość karooooooooooolinna
Hej, hej, wracajcie!!! chc pewnie porzadni ludzie pracuja :-) ja niestety stracilam prace i stad moja nagla aktywnosc na kafe. I czas na myslenie o dziecinstwie. Ktos wczesniej napisal o szyciu spodnic z przescieradel, mi sie wczoraj przypomnial inny hit: bluzki z pieluch, Tez taka mialam. Bralo sie tetrowe pieluchy i zszywalo z nich tube. do tego szly jeszcze ramiaczka-ruloniki z kawalkow pieluch. Potem toto bylo farbowane, w naszym przypadku (bluzke miala mama i ja, szyla przyjaciolka mamy) na fioletowo. PAmietam takie papierowe paczki z farba, trzeba bylo ciuchy w tej farbie gotowac, chyba dodawalo sie tez octu, pamietam, ze to troche smierdzialo. I potem bylo wciaganie zlotej nitki. Taka metalowa zlota nitke miala mamy przyjaciolka i pokazala mi, jak mam to robic: trzeba bylo delikatnie przeciagac igle pod niteczkami pieluchy i wciagac te nitke a poprzek bluzki. tak powstawaly modne paseczki. A teraz moda na zlote paseczki i inne swiecidla wrocila! tylko chyba juz nikt tego odrecznie nie robi. Uwielbialam te bluzke, rzede wszystkim dlatego, ze nosilysmy jednakowe z mama.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość karooooooooooolinna
I jeszcze jak bykam mlodsza, tzn jako kiulkulatka nosilam takie cuda mody: buty z wycietymi noskami. babcia brala buty, z ktorych wyroslismy(wiadomo ze szybko, a buty kupisc to sztuka) i wycinala na okraglo palce i piety, obszywajac otwory kordonkiem. Takie "ciapki" nosilismy w domu jako kapcie albo do przedszkola. Na lokciach byly obowiazkowe laty-z czego sie dalo, albo z grubszego materalu , albo z kawalkow dermy lub w najlepszym przpadku ze skory. Rekawy w za krotkich sweterkach byly obcinane przy lokciu i rowniez obszywane. I jeszcze nosilam wszystkie ciuchy po bracie, w ogole jakos to nei mialo znaczenia, co dziewczece a co chlopiece.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jedendwatrzy123
To ja szyłam te spódnice,ale bluzki z tetry też .przypomniało mi się jeszcze coś fajnego.Mama często brała pracę do domu.Dużo papierów i liczenia.Ogromne liczydła miała.Krążki zielone,jak jej nie przeszkadzałam to dawała mi się nimi pobawić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość karooooooooooolinna
ja sie bawilam zeszytami, bo mama byla nauczycielka, ciagle brala siatki pelne zeszytow ze szkoly do domu. Pozwalala mi je ukadac, albo np otwierac na wypracowaniu i przygotowywac do sprawdzenia. Zawsze pracowala wiedzorami w kuchni. Kuchnia w bloku to w ogole bylo takie wielofinkcyjne miejsce-siedzialo sie z lolezankami, uczylo, przyjmowalo gosci. mieszkanka po prostu za male byly. zreszta-dalej takie sa:-D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jedendwatrzy123
Dokładnie tak było.Kuchnia była najważniejszym miejscem w domu.Wszystkie uroczystości ,święta i inne okazje w kuchni.Zaraz kończę pracę i zobaczę co się w mojej dzieje.Dziś panowie tam rządzili.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wadarika
Karolinaaa ja też miałam wycinane w ten sposób buty:) a rajstopy jak sie stopy przetarły to mama je odcinała i doszywała skarpety do nich. Zreszta skarpety, rekawiczki i swetry dużo robiła sama na drutach, ja niestety nie odziedziczyłam po Niej tego talentu. Czarną wołge tez pamietam, a nawet miałam zwiazana z tym przygode i do dzis do pamietam dokładnie. Stałam na poboczu , jakies 200 m od swojego domu wieczorkiem, bo u sasiadow było wesele i tak sobie podgladalam, w pewnym momencie po drugiej stronie ulicy zatrzymała sie czarna wołga i facet przez okno zawołał zebym podeszła, ale ja zaczełam sie cofać i wtedy on wysiadł, ja przerazona zaczełam uciekać do domu. Nie pamietam jak tam dobiegłam, ale nie mogłam sie długo uspokoić. Może to teraz śmieszne, ale wtedy myslałam, ze umre ze strachu. Baba Jaga też mnie straszyli i milicjantem, a jeśli chodzi o bicie to raz tylko dostałam od mamy w twarz , ale miała racje, bo sobie urzadziłam 2 tygodnie wcześniej wakacje i zamiast do szkoły ja przesiadywałam u "koleżanek", gdzie było ich dziesiecioro w domu, na dodatek tam dwa razy sie zawszyłam:o Od taty też dostałam raz, bo mówił do mnie, a ja walnełam pieścia w stół. A tak to ogólnie była dyscyplina i nie trzeba bylo dwa razy powtarzać, Tata tez sobie czasem wypił, ale jak byliśmy gdzieś wszyscy u sasiadów lub rodziny- awantur nie bylo, ale mama była na niego czasem zła. Raz tylko pamietam kłotnie między nimi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja bardzo lubię tutaj zaglądać, widać że ludzie nie potępiali mnie, że nie byłem bity. Nie wiem, czy nawet była dyscyplina, bo moi rodzice umieli mnie zmotywować do działania. Powiem jeszcze coś, moje życie już jako dorosłego człowieka nie było usłane różami. Straciłem najbliższą mi osobę. Teraz mam od kilkunastu lat mam dziewczynę z problemami. Wiem, że tu nie o tym, ale to właśnie dzieciństwo pomogło mi się nie załamać, kiedy moja dziewczyna zmagała się z depresją. Moja mama, jak byłem mały pomagała innym ludziom, może nie była psychologiem, ale wszyscy sąsiedzi wiedzieli, że mogą się do niej zwrócić. Pomagaliśmy bezdomnym psom, mieliśmy kilka zawsze w domu, a ja znosiłem też pisklaki. Uwielbiałem i uwielbiam zwierzęta. My byliśmy zawsze otwartym domem, drzwi się prawie nigdy nie zamykały. Pamiętam jak przestałem chodzić do szkoły w soboty, wtedy robiliśmy porządki. Wiecie czego jeszcze nauczyła mnie mama? Tego, że mimo że jestem facetem, nie jestem świętą krową i nie mam czekać aż przyjdzie służąca i odniesie mój talerzyk, tylko odnieść do zmywaczka. Owszem mogłem mieć w swoim pokoju jako taki bałagan, ale nie taki by walały się jakieś niedojedzone resztki czy śmierdzące ubrania. Nie miałem też tak, że moje rzeczy musiały być złożone w kosteczkę, nie po prostu by były złożone. Moja mama i mój tata nigdy nie weszli do mojego pokoju bez pukania, uważali to za przejaw grzeczności, a nie dlatego, że mógłbym robić coś złego, szczególnie że wymagali ode mnie bym do ich pokoju pukał. Nigdy też nie grzebali mi w rzeczach, nie przeszukiwali moich szafek w poszukiwaniu bałaganu, czy też mojego pamiętnika. Pamiętam, że jak miałem może z 15 lat interesowałem się komiksami, dostałem wtedy od taty wiele komiksów, interesowałem się sztukami walki i dzięki mojemu tacie mogłem trenować, bo nie bał się mnie zapisać na karate.Interesowałem się też bardzo komputerami i dzięki tacie mogłem się rozwijać w tym kierunku. Nigdy nie śmiał się z moich marzeń. Powiedział mi, że mogę być kim tylko zechcę, ale ważne bym robił to z sercem i miłością. Nie ważne czy będę lekarzem czy mechanikiem, ważne bym był dobry w tym co robię. Nie zostałem ani mechanikiem ani lekarzem, ale robię to co lubię. A jak Wam się udało wasze dorosłe życie? Robicie, to co lubicie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość strasznie było
bardzo sie ciesze a zarazem zadroscze ze masz tak fantastyczne cieple wspomnienia i relacje z rodzicami, chyba bym wszystko oddala zeby ja tez tak miala , super ze ci sie tak ułozyło, to duzo motywuje, masz chociaz w kims wsparcie i oparcie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
vibovit w saszetkach, pomidory w śmietanie, guma Kaczor Donald, Fanta w puszce (to bylo cos), chryzantemy sadzone przez dziadkow w tunelu foliowym i ten cieply piec, ktory je ogrzewal. pomidory zbierane z pola. marchewka prosto z ogrodka z piaskiem skrzypiacym miedzy zebami. sad i drzewko wisniowe, od ktorego mam blizne na kolanie. piec, do ktorego wrzucilam mojego smoczka. i sprzedany dom, w ktorym sie urodzilam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wspominanka 72
Bluzki z pieluchy tez pamietam , mysmy je farbowali na batik czasem 2 kolorami , a srebne i zlote nitki przede wszystkim do apaszek , tez z tych pieluch!!!! A ze straszenia to popularne bylo -"bo Cie zamkne w piwnicy" , strasznie sie balam , bo zawsze w czasie burzy wszystkie dzieciaki z sasiedztwa wywolywaly tam duchy! A na koloniach zawsze musiala byc :wywolywanie duchow , zielona noc , dzien kolonisty i naturalnie sluby kolonijne!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Naprawdę jest mi ogromnie przykro, że tak jest u Ciebie, że nie miałaś wsparcia u rodziców, że rodzice Cię tłamsili, nie byli dla Ciebie wsparciem.Moja dziewczyna też jest lekko stłamszona i nie potrafi wyrazić swojego zdania, bo za własne zdanie była karcona. Ja nigdy nie miałem takich problemów,bo rodzice pozwalali mi mówić, co tak naprawdę myślę, nie musiałem im kłamać nigdy, bo się ich nie bałem. Mogłem i mogę powiedzieć im wszystko. Nigdy nie musiałem im kłamać na temat ocen wiedzieli, że stopnie mam różne od 3 do 5, że uczę się dla siebie, nie zmuszali mnie bym ze wszystkiego był najlepszy i miał średnią 6,0, nigdy n nie porównywali mnie do dzieci znajomych czy rodziny, kiedy krytykowali mnie, to zawsze moje zachowanie, a nie mnie w całości. Kiedy jako młody kilkunastoletni chłopak chodziłem na imprezy umawiałem się, kiedy przyjdę, jeśli nie mogę przyjść na czas, dzwoniłem, że nie dam rady, chyba że tata po mnie przyjedzie. Tata po mnie przyjeżdżał bardzo często niezależnie od tego, o jakiej porze czy to o 2 w nocy, gdy byłem starszym nastolatkiem, czy o 4, czy też o 0:00, zawsze mogłem poprosić o to by po mnie przyjechał. Jak nie mógł, prosił bym został w miejscu, a nie tłukł się po nocy.Nauczył mnie, że najgorsza prawda jest lepsza od najsłodszego kłamstwa, że jak nie będzie wiedział co się stało, to nie będzie potrafił mi pomóc. Dlatego współczuję osobom, które nie miały szczęśliwego dzieciństwa i pasuje do nich powiedzenie, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To straszenie dzieci bylo straszne, uwazam...mialam niezlego pietra czasami wstac w nocy do kuchni po picie czy do toalety, cale mieszkanie bylo zaludnione Babami Jagami czy czarnymi lapami albo jakimis innymi stworami :-) W moim domu pamietam panowal zawszw chaos. Moja mama byla bardzo rozrywkowa. tata byl muzykiem i czesto poza domem. Bylam bardzo dobrze zapowiadajaca sie uczennica, szczegolnie dobra polonistka. Reprezentowalam klase na olimpiadach polonistycznych...Poniewaz odziedziczylam po tacie dobry sluch mama wozila mnie do szkoly muzycznej na nauke gry na pianinie, ale kiedy moj tata dostal kontrakt za granica i byl raz na trzy miesiace w domu, moja mama duzo imprezowala, ciagle byli goscie w domu albo my w gosciach. Szkola muzyczna poszla na bok, bo nie miala ochoty mnie wozic, nie pilnowala zebym cwiczyla, wiec i ja sie zniechecilam, jak to dziecko. Brak dyscypliny...Do dzisziaj mam do mamy o to zal. Pamietam swieta Bozego Narodzenia, kiedy odwiedzala nas rodzinka, a ja gralam koledy na pianinie, jaka wtedy byla ze mnie dumna...Nie rozumiem kompletnie jak mozna przyjemnosci przekladac nad dzieci, az mi wstyd pisac, ale tak bylo :-( Przyznaje rowniez, ze jako dziecko wcale nie bylam nieszczesliwa z tego powodu, ze po szkole musze jeszcze jechac do szkoly muzycznej i nawet mi bylo to na reke ;-), ale przeciez myslalem jeszcze wtedy kategoriami dziecka... Dzisiaj wiem, dzieci trzeba dopilnowac i motywowac... I rozmawiac z nimi. Za naszych czasow dorosli byli czesto zdania, ze ryby i dzieci glosu nie maja, a przeciez dziecko-to indywiduum. Trzeba go wysluchec, zrozumiec. Nie mozemy dzieciom podarowas swoich mysli, maja przeciez wlasne... Niestety w moich rodzicach nie mialam partnerow do rozmow, smuci mnie to do dzisiaj, bo tyle stracilismy. Mojego syna wychowywalam bardzo otwarcie, przez to wiedzialam o wielu sprawach, o jakich dzieci z rodzicami nie rozmawiaja. Tak jest do dzisiaj chodziaz ma 20 prawie lat :-) Jak ma problemy milosne to dzwoni do mamy, hehe...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
I widzisz dzięki temu nie masz problemów z synem, ja mamie też opowiadałem o wszystkim. Ona zawsze przedkładała nas, a nie rozrywkę i nigdy nie powiedziała że dzieci i ryby głosu nie mają. Owszem czasem ktoś to w mojej rodzinie mówił, ale mama nigdy na to nie zwracała uwagi. Kiedy miałem problem z dziewczynami, rozmawiałem z nią, kiedy straciłem najbliższą osobę opowiedziałem mamie. Kiedy przeżywałem pierwsze miłości też Jej o tym opowiadałem. Kiedy się naprawdę zakochałem na studiach, a dziewczyna nie chciała ze mną być, to opowiadałem o tym mamie. Mama radziła mi co mam robić. jak Ją zachwycić. Opowiadałem Jej o wszystkim, ale nie na zasadzie przesłuchania, ale po prostu sam z siebie. Uwielbiałem niedzielę. Wtedy po śniadaniu siadaliśmy, piliśmy herbatę i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Mama opowiadała o problemach w pracy, tata o nowych programach, o tym czego się nauczył, a ja o studiach, znajomych i tak dalej i uważam, że takie wychowanie a nie hodowanie jest dużo lepsze, bo daje nam siłę do walki, o to co jest dla nas ważne. Uważam, że wychowanie niby to w "szacunku" do rodziców a bez szacunku do dziecka i wychowanie zahukanej i posłusznej, bezwolnej istoty nie jest aż tak dobre, bo potem takie osoby, jak ktoś na nie krzyczy się kulą i nie umieją nic odpowiedzieć, nie są asertywne, a bronić nie umieją się wcale, najczęściej krzyczą bądź płaczą. Ja umiem obronić swoje zdanie. Meg jesteś fantastyczną matką i Twój syn, jest Ci na pewno wdzięczny. Trzymajcie się.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziekuje Stivie :-) Popelnilam tez wiele bledow, ale potrafilam moje dziecko tez przeprosic. Rodzic tez ma prawo postapic nieslusznie i powini przyznac sie do tego przed dzieckiem. Nie znam tego za naszych czasow, ile bylo niesprawiedliwosci, a dzieci byly takie bezbronne... jakbym dzisiaj uslaszala ze nauczyciel zdzielil moje dziecko linijka po reku, to na drugi dzien polamalabym mu ta linijke na lbie :-) Od wymierzania kar sa rodzice... Dostalam kiedys linijka po lapie, bo szeptalam z kolezanka na lekcji. Bardziej bolalo to ponizenie przed klasa niz reka. Nauczyciele naszych czasow czesto bywali bardzo srodzy, targali dzieci za uszy, szarpali za ramie... Cos strasznego :-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość strasznie było
Taaak meg 41, masz racje od wymierzania kar sa rodzice, ale nie kar cielesnych ani fizyznych tylko kar takich na przemyslenie swoich błędow, mnie w szkole potrafili takze niekiedy zdzielic za pierdole, za to ze sie biegalo nawet po korytarzu, w domu tez , nie fajnie to wspominam, mimo ze jestem porządną uczciwą osoba, ale nie dzieki "twardej rece" tylko dzieki swojej mentalnosci

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość perła krynicy
Stivie - opis twojego dzieciństwa to dla mnie jak taki nierealny świat z bajek i marzeń - serio zajebiscie nieprawdopodobne,gratuluje i zazdroszcze :) i Ty tez taki nierealny jestes....czytalam twoje wpisy na innym temacie,no po prostu cud facet z Ciebie :D jesli to nie sciema to wraca mi nadzieja,ze trafie na kogos twojego pokroju :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wspominanka 72
Ale musicie przyznac , ze takiego chamstwa i pijanstwa jak dzis u dzieci, to za naszych czasow nie bylo , nie mowie ,zeby dzieci lac , ale co to za swiat w ktorym dzieci do nikogo szacunku nie maja, no krowa noga!!!! Jak w kiedys smarkacze chcieli zapalic , to sie gdzies za rogiem kryli , a jak obcy dorosly to widzial , to powiedzial tylko " juz ja to powiem Twojemu tacie" i smarkacze w locie te pety wypluwali! A teraz siedzi 12, 13- letnia mlodziezi pije czysta , ludzie udaja ze nie widza , glowa w druga strone!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
oczywiscie, ze nie kar cielesnych. sa przeciez inne kary. jest przeciez udowodnione ze biciem nic sie nie wskora. Niestety kiedys stosowano takich metod. I bylo to prawie normalne ! Kiedy ochrzanilam taka mloda mame, ktora walila w pupe swoja moze 5 letnia coreczke na przystanku tramwajowym, to jeszcze mnie naskoczyla ze to nie moja sprawa. potem sie dziwic, ze dzieci same uzywaja przemocy, jak nie znaja innego rozwiazania :-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
to prawda, mlodziez dzisiaj jest zupelnie inna... ciezko powiedziec, co jest tego powodem... wydaje mi sie, ze jednym z nich jest zatracenie wiary w Boga. Kiedy chodzilo sie na religie, co niedziele do kosciola. Pamietam ze zawsze rozmyslalam co robie zle i co tam w niebie o mnie mysla :-) Pewnie, ze i glupoty czlowiek robil jak przechodzil okres dojrzewania i hormony robily mu rozne kawaly hihihi, ale zawsze sie pozniej meldowalo sumienie, a to juz duzo :-) Dzisiaj nic, mlodziez jest niepokorna :-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wspominanka 72
Mlodziez niepokorna , a dorosli zastraszeni i wszystko (sorry) olewajacy!!! Trzeba miec czas robic kariere , a firma wymaga elastycznosci , a potem poogladac seriale , a gdzie czas na wpajanie dzieciom zasad??? Co kiedys bylo piekne- ludzie nie pracowali do nacy - moj tata konczyl o 14 ,a mama o 15 i wiedzialam , ze potem beda w domu i mozna bedzie cos zaplanowac , teraz moj maz , prawie nigdy przed 19 nie sciaga i nigdy nie wiem o ktorej przyjdzie ! A jak ja sie wyklocalam z pracodawca o to, by z powodu dziecka nie zostawac dluzej niz do 15 , to na mnie jak na nienormalna patrzal!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cóż może to wychowanie, naprawdę istnieją tacy faceci, wiem nierealni. I to prawda dawniej nie było ani takiego picia, ani palenia, ani takich dziewczyn, co to nie wiadomo ile mają lat, bo ubrane jak nie wiem nawet jak to wyrazić, wymalowane. Tak udzielam się na topiku kącik kobiet zgwałconych i chyba jeszcze na dwóch innych. Ja nie wiem czy cud ze mnie facet, mam wady jak każdy, czasem szybciej mówię niż myślę, czasem reaguję zbyt nerwowo. Moi rodzice są ciepłymi i dobrymi ludźmi, wiem dzieciństwo miałem bardzo dobre, ale czy to się nie zdarzało? Kary cielesne nie są w ogóle karami, bo one nie uczą niczego. To nie ściema, po co miałbym ściemniać?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
to tez racja, pogon za pieniadzem ponad wszystko. jak sama nie gonisz- to pracujesz dla kogos, kto jest pazerny na pieniadze a Twoje dziecko musi za to cierpiec. ale dzieci moga sobie poczekac, przeciez jest w domu komputer i telewizor, to maja czym sie zajac :-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wspominanka 72
no i doooopa wiekszosc tu wlasnie wspomina piekne czasy , gdy dziecinstwo spedzalo sie na dworze z grupa rowiesnikow!!!! Czasem bylo lepiej , czasem gorzej , ale sie czlowiek uczyl zasad wspolzycie z innymi ludzmi ,o innych pogladach i zachciankach !!! teraz produkujemy egocentrykow, ktorzy z trudem zauwazaja inne istoty dookola ,nie potrafia wspolpracowac , ani isc na kompromis!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A mnie wydaje się, że to nie zatracenie wiary w Boga. Ja jestem niewierzący. Wydaje mi się, ze to dlatego, że rodzice gonią za pieniędzmi , nie mają czasu dla dzieci, jedyne co jest dla nich ważne to pieniądze, jak ktoś ich nie ma, to jest nikim i dzieci mają takie samo zdanie, dla nich teraz jest ważne jakie mają ciuchy, komputery i inne gadżety. A gdzie czas na rozmowę? Gdzie czas by pokazać dzieciom co jest ważne, rodzice nie mają czasu na nic, a jak wracają z pracy są zbyt zmęczeni, by cokolwiek jeszcze z dzieckiem zrobić. Ponieważ w pracy są sfrustrowani to wyładowują się na dzieciach. A dzieci zamiast rodziców dostają co i rusz jakieś nowe zabawki, a to ma im zastąpić rodziców. Nie ma takich więzi rodzinnych, jak dawniej. Nie ma wspólnych posiłków, w weekend rodzice są tak zmęczeni, że odganiają się od dzieci jak tylko mogą, włączą dziecku bajkę, włączą komputer, nie kontrolując tego co dzieci robią, a dzieci mają dostęp do pornografii, przemocy, a jak nie mają w rodzinie oparcia, to skąd mają mieć jakiś wzorzec? Teraz podobno trendi jest podążać za tłumem, więc jak mają sobie radzić? A teraz najważniejsze jest mieć kasę i nic więcej, a jeżeli z dzieckiem nikt nie rozmawia, to jak ono ma wiedzieć co jest dobre, a co złe. Rodzice nie mają autorytetu, bo mają wszystko w przysłowiowych czterech literach i gonią jedynie za kasą a dziecko sobie rośnie, nie wychowywane, a hodowane, bo daje im się gadżety zamiast miłości i według mnie to jest próba wołania zauważcie mnie tu jestem, potrzebuję waszej uwagi, a nie kolejnej mp3. Ja tego nie miałem, ale za to miałem rodziców na co dzień.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jedendwatrzy123
Dzień dobry nocne marki.To co, przejmuję dyżur.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jedendwatrzy123
W przedszkolu najważniejszą osobą była pani Marysia.Taka pani od rozdawania posiłków,sprzątała.Ciągle chodziła ze szmatą ,którą nie raz dzieliła nas po karkach.Wszyscy się jej baliśmy.Nawet pani straszyła nas panią Marysią.Była gruba ,miała siwe włosy i strasznie krzyczała.Kiedyś tak głośno na nas krzyknęła,że okno się zatrzasnęło.Czytała nam bajki, a panie w tym czasie na zapleczu popijały kawę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość perła krynicy
no nie wiem po co,mało to w necie ściemniaczy? :P ja nie zakladam ze Ty tez do nich nalezysz,nie sądze,ale po prostu chodzi mi o to,ze ciezko uwierzyc,ze są jeszcze tacy ludzie...no w kazdym razie ja takich nie znam :P I Twoja dziewczyna,jakkolwiek miała pecha,że spotkało ją to co ją spotkało,tak teraz poszczęściło sie jej,że ma Ciebie :) życze Wam dużo szczęścia 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość karooooooooooolinna
Witam wszystkich! Z orzedszkola mialam podobne wspomnienia. Byla wychowawczyni i panie w kuchni, zawsze ze scierkami. PAmietam, ze bylo dosyc rygorystycznie-trzeba bylo wszystko zjesc do konca, spac w porze lezakowania, nie rozmawiac, kiedy to bylo zabronione. NAs strszono pania Mira, wychowawczynia starszakow, podobno bardzo surowa. Kiedys pani Mira zeszla na ploteczki do naszej pani i pamietam, ze nas postraszyla strzykawka. To byla taka ogromna strzykawa chyba z jakims drutem zamiast igly na koncu, albo przynajmniej w mojej pamieci pozostala taka ogromna. Pani Mira powiedziala, ze jak nei bedziemy grzeczni, to nam zrobi zastrzyk. Oczywiscie balismy sie strasznie. To ni edo konca normalny sposob wychowywania dieci, a jednak nikt nie protestowal... I jeszcze kiedys pani mowila, ze mamy przestac rozmawiac , a kto nie przestanie, temu zaklei w koncu usta plastrem. I padlo na mnie-pani mi zakleila buzie tasma klejaca i kazala siedziec na stoleczku obok biurka. PAmietam, ze nawet nie bylo to dla mnie wielkim szokiem, tylko zdziewieniem. i dzieci tez sie ze mnei nie smialy, tylko sie przeygladaly. Pani ten plaster za chwile odkleila i juz bylo dobrze. Ale i tak mysle, ze dzis taki numer by nie przeszedl. Co by bylo, gdyymmiala problemy z oddychaniem? dzis nie wyobrazam sobie tego.Mialam wtedy 3 lata, to bylo w pierwszej grupie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jedendwatrzy123
Straszne.Sam fakt ,ze zapamiętałaś to zdarzenie,musiałaś być bardzo przestraszona.W Wychowaniu edukacyjnym wiele się zmieniło.Okres przedszkolny jest moim najgorszym wspomnieniem.Co dzień płakałam w drodze do przedszkola, a potem jeszcze ze 2godz.w przedszkolu.Pani kazała innym dzieciom przezywać mnie płaczką żydowską i żeby się nikt ze mną nie bawił.Do tej pory mam wielki żal do mojej mamy .Wcale nie musiałam tam chodzić.W domu była babcia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość karooooooooooolinna
Ja tez nie lubilam przedszkola, ale nie jakos tak bardzo dramatycznie. W domu bawilam sie z bratem i robilam rzeczy, ktorych w przedszkolu nie wolno bylo robic, np mysmy bardzo wczesnie nauczyli sie jesc nozem i widelcem, a w przedszkolu z tego co pamietam jedlismy wszystko lyzka. Pamietam, ze tego nie lubilam. ale mialam tez swietne kolezanki i kolegow, duzo sie razem bawilismy i mialam tez narzeczonego:-) W sumei dzieci maja bardzo duzo fantazji i przystosowuja sie do srodowiska. mysmy sie doskonale bawili mimo ze zabawek bylo niewiele i byly bardzo zniszczone. Ale wracajac do tego co bapisal Stevie-musze poweidziec, ze zgadzam sie z nim. Wazne jest, by uznac zdanie dziecka, rozmaiwac z nim, dac mu poczucie wlasnej wartosci. U nas sie duzo rozmawialo, ni bylismy bicic, ale jednak glowna dewiza wychowanaia bylo: badz grzeczny i sluchaj starszych, nie masz nic do powiedzenia. Nei wiem, ^moze mama byla zbat obardzona praca i zyciem w kryzysie, ze nie ingerowala w wychowanie babcine, a babcia trzymala nas krotko w przedwojennym stylu. Moj ojciec nigdy sie nami nie interesowal, zniknal po rozwodzie i nigdy go nie poznalam. To wymaganie bycia grzecznym, spelaniania oczekiwan innych zabilo we mnie sporo poczucia wartosci i indywidualnosci. Dzis mam 36 lat i duze problemy-poprosic o podwyzke, zdobyc lepsza prace, wymagac cod dla siebie-to nie dla mnie. Spelniam oczekiwania mojego prtnera i widze, ze moje zawsze sa jakby mneij wazne, wyrabiam (wyrabialam wlasciwie, bo firma upadla) nadgodziny bez konca i nigdy nie prosilam o rekompensate, teraz szukajac nowej pracy nie mam odwago powiedziec, ile chcialabym zarabiac, bo zawsze mi sie wydaje, ze "jak na mnie " to bedzie za duzo... Ech... DZiecinstwo mialam fajne, ale oprocz wyposazenia mnie w szeroka wiedze, znajomosc literatury, kultury, sztuki, zabraklo mi wyposazenia w takie normalne zdolnosci zyciowe: poszucie wlasnej wartosci, pewnosci siebie. Tak szialala rodzina, przedszkole, szkola, ze trzeba bylo przede wszystkim byc grzecznym i spwlniac zyczenia innych. Teraz sie z tym strasznie mecze...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×