Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Lea99

Do samotnych - czy pogodzilyscie sie z tym, ze byc moze od konca zycia bedziecie

Polecane posty

Do poprzedniczki: otwarcie napisane. Ja nie chce sie godzic bo samotnosc nie jest ludziom pisana, a raczej nie powinna byc. nie wiem czemu jestescie same, bo napewno jest powod. Ja jestem sama bo popelnilam blad (a moze za bardzo sie winie). Bylam egoistka, myslalam o sobie ale i Ci chlopcy/mezczyzni nie byli na tyle silni (tak mysle, moze sie myle)aby cos wiecej zbudowac. Ja mialam leki, moze potrzebowalam atencji, moze potrzebowalam motywacji, moze potrzebowalam duzo uczucia, pasji...Nie umielismy sie komunikowac, balismy sie , pewnie cos jeszcze czego nie jestem w stanie ubrac w slowa... Pozdrawiam cieplo, serdecznie wszystkie samotne ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Chetna na romans
11.10.11 Lea99 same? Jak wyglada zycie kiedy czlowiek pogodzi sie wreszcie, ze nie jest mu pisane spotkac mezczyzna, ktorego pokocha ze wzajemnoscia? Czy jak juz nie ma nadziei, to jest latwiej, czy wrecz przeciwnie, wszystko traci swoj sens? Jak wyglada zycie po etapie "zgrywania szczesliwego singla"? * * Zle nie wyglada. Od razu robi sie spokojniej. No moze troche nudniej ale na pewno spokojniej.Jak juz przestaje sie zgrywac szczesliwego singla to sie zaczyna takim szczesliwym singlem naprawde byc. Obojetnieje sie na wiele rzeczy. Mozna sie wtedy zajac czyms innym , mozna miec jakis hobby albo zajecie. Albo mozna tylko spokojnie patrzec jak dni mijaja. Naprawde nie jest tak zle.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
nie jest źle? u mnie jest fatalnie, obojętnieję na wszystko, mam smutne oczy, nie chce mi się gadać z ludźmi, odcinam się od nich, nie mogę spać w nocy, często płaczę.. może jeszcze nie doszłam do takiego etapu kiedy oswoję samotność.. szczęśliwa miłość jest największym skarbem jaki człowiek może mieć, to jak loteria, jedni wygrywają, inni nie..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ja jeszcze do niedawna mialam nadzieje ze jeszcze uloze sobie zycie , ale po naglej smierci mamy umarlo we mnie wszystko i juz nie widze sensu ani tez nie mam ochoty na zakladanie rodziny , jedna noga ( myslami ) jestem juz na tamtym swiecie i teraz wiem ze oddalabym wszystko i moglabym byc samotna do konca zycia byleby tylko moja mama zyla , bo tak naprawde tylko ona byla moja druga polowka .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
"nie mogę spać w nocy, często płaczę..." Kiedyś leczono kobiecą histerę wibratorem. Może warto spróbować? Po to sa wynalazki by z nich korzystać. Pościg za partnerem to tylko fizjologiczna potrzeba, wbudowana w organizm by rozpowszeniać jego geny. Rozładowanie napięcia nieco oszuka naturę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość powyżej, guzik prawda, zupełnie nietrafiona rada - potrzeba czułości, bliskości, wspólne spędzanie czasu, świadomość, że jest się dla kogoś ważnym i wyjątkowym z wzajemnością, wspólne budowanie teraźniejszości i przyszłośc****oczucie bezpieczeństwa, przyjaźń, oparcie, to nadaje życiu sens, rodzina, dzieci, zwykłe czynności, jak wspólna kolacja, zakupy, czy nawet weekend w domu, ale z kimś kogo kochamy z wzajemnością..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Zauważyliście ile jest kobiet i mężczyzn samotnych piszących tu i na innych forach że są samotni całe życie?...Dlaczego trzeba się godzić z samotnym losem?... jak tuż pod nosem macie innych samotnych którzy tak samo mają dość wszystkiego.Ja mam 30 lat i też nigdy nie zaznałem miłości od kobiety myślałem że jestem sam na świecie,ale nie pogodziłem się z tym i chcę kogoś poznać też samotnego,przez internet...a może akurat to będzie ktoś kogo szukałem całe zycie. Zainteresowanym kobietom podaje mail czyjestprzeznaczenie@o2.pl

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Chyba nikt się nie godzi dobrowolnie na samotność.Ja się nie godzę i pomimo tego,że stuknęła mi już 35 wiosna...dalej będę szukać miłości i tego jedynego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tak pogodziłam się z tym.Nie ma sensu żyć złudzeniami i czekać na coś czego nie doświadcze.Wychowana zostałam przez toksycznego ojca i takich mężczyzn przyciągam do siebie.Dlatego nie wierze,że mogę poznać wartościowego mężczyzne

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rn79
Pogodziłem się już dawno z faktem, że zawsze będę sam. Dla mnie to stan naturalny, jak sen czy oddychanie. Jestem zupełnie nieprzystosowany do życia, liczba moich fobii i dziwactw wystarczyłaby na zapełnienie średnio dużego szpitala psychiatrycznego. Ten świat jest dla mnie zbyt dziwny i trudny, a może po prostu urodziłem się za wcześnie albo za późno. Ludzi nie rozumiem i nigdy nie rozumiałem. Tak sobie myślę, że towarzystwo zwierząt bardziej mi odpowiada i na starość, o ile dożyję i będzie mnie stać, zamieszkam z gromadą psów i kotów. I wtedy już nie będę sam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
a nie myslicie o tym zeby adoptowac dziecko? (samotna osoba moze w PL adoptowac)a dzieci kocha sie najbardziej i one chetnie i bez fochow beda z wami czas spedzaly i na przyszlosc jakies plany mozna miec, wnuki itd

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość eryka12345
ja też pogodziłam się już z tym, że będę sama, kiedyś miałam chłopaka - 2 lata temu, ale zostawiał mnie dla młodszej - wiem, takie rzeczy się zdarzają, ale ja do dzisiaj nie pogodziłam się z jego stratą i chyba nigdy nie pogodzę - przez to nie jestem w stanie być z innym facetem - choć fakt faktem w mojej okolicy wolnych facetow nie ma...więc i dlatego nie szukam, owszem od czasu do czasu ktoś mnie tam próbuje swatać, ale z takimi facetami, że nie jedna z was za głowę by się złapała...no cóż...tai mój los...wiecznego singla...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
dziecko adoptować? to już lepiej zwierzątko jakieś przygarnąć

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Cześć dziewczyny:) akurat jestem facetem i pewnie to nie do końca forum dla mnie, ale googlując natrafiłem na ten topik (który niniejszym odświeżam), podobnie jak wy zmagam się od wielu lat z samotnością, mam już 36 lat i pętla uciekającego czasu zaciska mi się na szyi, u mnie to było tak: na progu młodości wszystko się pięknie układało, byłem w 6-letnim związku, ale zniszczyłem go przez pychę, głupotę i egoizm, myślałem jednak, że wejdę w nowe relacje... i wówczas przyplątały się do mnie dziwne choroby (na tle nerwicowym, lękowym), które uniemożliwiły mi normalne życie społeczne... przez lata trwałem w tym paraliżu, aż w końcu zacząłem się z tych stanów otrząsać i powoli wychodzić, ale wtedy okazało się, że jest już późno, wszyscy naokoło mają rodziny albo są w stabilnych związkach... teraz znalezienie dziewczyny i bycie z nią wydaje mi się abstrakcją, choć w sensie zewnętrznym nie ma ku temu przeszkód, wyglądam normalnie, mam pracę, nerwice i stany lękowe w dużym stopniu ustały, mógłbym nawiązać relację, ale nie mam już pomysłu –gdzie szukać… były oczywiście portale randkowe (choć mimo wszystko uważam to za trochę sztuczne środowisko), kilka randek w realu itd., ale raczej nieudanych… na kursy językowe czy inne formy edukacji nie mam za bardzo kasy, nie jestem też człowiekiem religijnym, więc różne chrześcijańskie stowarzyszenia czy wspólnoty – odpadają, wg mnie największe trudności w naszej sytuacji to m.in. fakt, że: z wiekiem krąg znajomych się zawęża, jest coraz mnie okazji do wyjść, imprez na których można poznać kogoś przez kogoś (tak się najczęściej ludzie poznają), druga rzecz: to coraz mniej energii, nadziei, taka trochę wyuczona bezradność (było już przecież ileś tam prób, randki, spotkania, różnego rodzaju epizody i nic na dłużej się nie udało, dlaczego więc miałoby się to zmienić), natomiast jeśli chodzi o to, co najbardziej bolesne: to może to rosnące zdziwienie całą sytuacją (rodzinki, znajomych, ludzi z pracy)... jedni pytają, inni przestali już pytać, niektórzy są zniecierpliwieni i mówią: sam sobie jesteś winien, i oczywiście zarzucają - wygodnictwo, egoizm etc. niby nie wprost, ale jednak... co wy na to? Mam nadzieję, że temat odżyje, bo chyba problem samotności jest cały czas aktualny… pozdrawiam serdecznie wszystkie forumowiczki i forumowiczów

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ja tez myslalam ze do konca zycia bede samotna...bylam juz dobrze po 30 tce i kazdy mowil ze bede jak moja ciotka---samotna i bezdzietna cale zycie....co prawda mialam par****lopakow ale nic z tego nie wychodzilo,szybko nudzili mi sie i dawalam spokoj sobie...dopiero po 30 spotkalam milosc swojego zycia i to zupelnie przypadkowo..dzis jestesmy ze soba juz 5 lat,mamy wspaniala corke i wreszcie czuje ze zyje..wiec glowa do gory samotni,bo milosc moze przyjsc zupenie niespodziewanie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A ja wam ludzie proponuję czat a nie portale randkowe. Na czacie zawsze można porozmawiać bezzobowiozująco. Oczywiście sa rózni ludzie i róznie siebie przedstawiają ale dużo jest takich normalnych ludzi którzy chcą sobie jakoś życie poukłądać. Powiem wam, że ja tam poznałam mojego faceta i jesteśmy teraz razem. Wiem, że wiele par się tam odnalazło. Oczywiście pełno tam ludzi którzy szukają erotycznej zabawy czy kochanki, ale trafiają się normalne interesujące osoby któe jak wy są same, sa w kropce potrzebują rozmowy, są w związkach które im się nie ukłądają i chcą pogadac poznac przyjaciela a to może być dobry poczatek :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
smutno mi samej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Po kazdej burzy swieci slonce...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
szkoda, że wątek odżył tylko na chwilę... a idzie jesień - pora roku, która samotność ma wpisaną w naturę, zastanawiam się, czy gdyby ludzie wokół uważali, że samotność jest czymś normalnym, byłoby nam łatwiej, dla mnie najgorsza jest chyba presja społeczna, ale to chyba jest kwestia biologiczna, po prostu każdy gatunek (także gatunek homo sapiens) domaga się regeneracji, członkowie grupy, którzy nie chcą lub nie mogą uczestniczyć w rodzeniu nowych osobników - są wyrzucani poza jej nawias, gatunek w swojej masie dąży do przetrwania i nie akceptuje tych, którzy nie uczestniczą w procesie reprodukcji, wszyscy jesteśmy jednak zwierzętami

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
witajcie. Ja jednak wybrałam samotność. Zakończyłam kolejny nieudany związek na odległość. Mam 30 lat i postanowiłam że już będę sobie sama. Nie wierzę że spotkam jeszcze mężczyznę, z którym bym chciała być. A tak w ogóle to już mi się po prostu nie chce, znowu się poznawać od nowa, znowu chodzić na te randki, malować paznokcie, zastanawiać się jak się ubrać, itd, już mi się po prostu NIE CHCE. Cieszę się, że mam rodziców, że jeszcze żyją, są zdrowi i to jest najważniejsze, a nie jakiś doopek, który i tak myśli tylko o sobie i nie mam w nim żadnego wsparcia, tak jak było z każdym moim ex. Zawsze ważniejsza była jego mamusia, jego koledzy, jego hobby.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
hej:) rozumiem, co masz na myśli z tym wyborem, ale chyba nie tyle chodzi o decyzję: dobra, jestem samotna i kropka, ale o takie nastawienie, w którym się nie spinamy, nie dążymy na siłę do znalezienia tego męża (czy żony), warto powiedzieć sobie: ok, teraz jest w takim, a nie innym miejscu życia, nie myślę o przeszłości ani przyszłości, nie zaprzątam sobie głowy porażkami - tymi prawdziwymi i tymi wyobrażonymi, tylko po prostu - jestem - i żyję dniem, każdą chwilą - spotkaniami, pracą, odpoczynkiem, zainteresowaniami, a co się może jeszcze wydarzyć? tego nie wie nikt...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
tak, ale jak tak żyjesz już parę lat - to po pewnym czasie przychodzi dzień, kiedy czujesz, że nie dasz rady dłużej i nie chodzi o szukanie kogoś na siłę - serio po prostu jest się zmęczonym porażkami - nietrafionymi zauroczeniami - czyli takimi, że widzisz, że się podobasz, ale okazuje się, że facet jest żonaty - co z tego że już po raz trzeci, albo że jest żonaty - ale oprócz tego, że z flirtuje z Tobą, to flirtuje i z młodszymi od Ciebie, a ze starszą o 4-6 lat ma doskokowy romans (a ceniłaś go za prostolinijność), albo że samotny 52-latek, który wpadł Ci w oko i przez moment byłą między wami chemia - kocha bardziej koty niż kobiety i kupuje sobie kolejnego 9tego i nie ma zamiaru nigdy zaprosić Cię na kawę gdzie kolega z pracy, starszy o 20 lat Niemiec - pyta kiedy wyjedziesz, bo chce pokazać Cię synom - czyli ocenia faktycznie, że jesteś fajna laską - ale coś jest nie tak i od lat jesteś sama z nikim, w żadnym związku - choć jesteś równą kumpelą, odważną dziewczyną, oddaną przyjaciółką, sympatyczną i czarującą osobą - podtrzymującą rozmowy, napędzającą dobrą atmosferę (bo sama tego potrzebujesz dla rozluźnienia) i całkiem ładną - wysoka, smukła, duży biust, ładne rysy twarzy - ok od czasu do czasu problemy z cerą i co - jesteś sama OK - mam dużo męskich cech - ale ja je lubię - dzięki nim kumpluję się z chłopakami, ale to nie jest i nie powinno być przeszkodą - i tak nie zakochujesz się w kumplach - ktoś wpada Ci w oko - zachowujesz się inaczej, kobieco nie wiem - to coś innego - więc - przez lata czekasz, szukasz, masz nadzieję, zakochujesz się, nawet kogoś kochasz przez pięć lat bez totalnej wzajemności - ale przyjdzie dzień, że myślisz - nie chce mi się tego, tamtego, owego - bo nie masz dla kogo (pseudopsychologiczne gadki, że dla siebie wepchajcie sobie wiecie gdzie) i dobrze wiesz - że nawet jadąc na nadziei, że tym razem się uda Twoja wydajność wzrasta o 70% ludzie, którzy tego nie przeżyli - nie zrozumieją tego spróbujcie pomyśleć, że nigdy nie byliście z nikim, OK - jesteście społecznie lubiani, szanowani, macie przyjaciół, ale - jesteście sami - od zawsze bycie z kimś staje się czymś abstrakcyjnym zresztą w międzyczasie brak związku rozwala wam inne sfery życia uwielbiam te rady od wszystkowiedzących, którzy tego nie przeżyli a pytanie główne jest sensowne - dziewczyna pyta o to, jak łatwiej żyć - czy karmić się nadzieją, która przypomina o braku czy zrezygnować - czy rezygnacja koi ból - bo o zabicie roz******lającej nas potrzeby miłości, związku chodzi

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja sie pogodzilam. Nie ma co sie szarpac ani na sile cos tworzyc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
myślę, że tej potrzeby miłości, o której piszesz nie da się zabić, to niemożliwe, to jest największe z pragnień człowieka, ludzie różnie sobie radzą z samotnością, jedni uciekają w miłość do zwierząt, inni w wolontariat, jeszcze inni w filozofię... to na dłuższą metę nic nie daje... dla mnie też bycie z kimś w związku stało się już abstrakcją, czymś tak nierealnym, że nie wiedziałbym jak się w tym wszystkim odnaleźć, miałem w życiu dwa związki: jeden długi, drugi krótki, a później już tylko nieodwzajemnione zauroczenia i epizody, jakie są wyjścia dla osób takich jak my (czyli w przedziale wiekowym 30-40): 1) poddać się i zrezygnować z nadziei na miłość, ale to jest jak zgoda na piekło (u Dantego w Boskiej Komedii nad bramą piekła jest napis: porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie) 2) żyć tylko bieżącą chwilą, bieżącym dniem, ale nie popadać w rutynę (w sensie dom-praca-dom), szukać nowych doświadczeń, znajomości itp., dawać sobie szansę ale bez napinki 3) znaleźć źródło miłości nie w drugim człowieku, ale w Bogu (ta druga jest najtrudniejsza, bo bardzo trudno jest wierzyć, nielicznym to się udaje i ci są szczęśliwi niezależnie od życiowych burz, klęsk i zawodów) pozdrawiam nocną porą:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
dla mnie abstrakcją jest wyjście za mąż :( chciałabym ale żaden mi sie nigdy nie oświadczył. Nie wiem jak inne to robią że się tak szybko żenią bez problemów.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
tak króciótko - p. 3ci ja wierzę, nigdy z tym nie miałam problemu - miałam problem z odniesieniem się do mojej wiary miedzy innymi zauważyłam, że wiara zaprzecza miłości forever and ever w wydaniu romantycznym - a ja z niej, z miłości do kogoś - nie zrezygnowałabym, by tylko żyć wiecznie jestem niepoprawną romantyczką i raczej oczekiwałabym od kogoś podobnej intensywności podejścia przynajmniej w prawosławiu biorą śluby na wieczność ;) u nas - tylko do śmierci;) poza tym o wiele łatwiej modlić mi się do Boga starotestamentowego - zawsze można się z nim potargować, jak robił to Jakub, więc - nie dla mnie opcja trzecia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ok, rozumiem tę "romantyczną" obawę, że miłość nie na wieczność itd., ale ja sobie wyobrażam to mniej więcej tak: jak już tam będziemy, po tej drugiej stronie, to całe nasze ziemskie życie wyda nam się czymś, czym teraz, w dorosłości wydaje się nam nasze dzieciństwo, pamiętasz jak byłaś dzieckiem, to zgubienie ukochanej zabawki było dla Ciebie ogromnym dramatem... albo jak mama nie pozwoliła zjeść piątego kawałka tortu:) to były wtedy naprawdę wielkie problemy, które teraz nas rozbawiają, rozczulają... wspominamy te sytuacje z sentymentem ale nie na pewno nie wywołują w nas uczucia bólu, i może na takiej zasadzie to działa w niebie: owszem pamiętamy życie na ziemi, ale te ziemskie troski wydają nam się błahostką wobec prawdziwego szczęścia, którego w tym niebie doświadczamy... a co do starotestamentalnego Boga - JHWH, też Cię rozumiem, judaistyczne ujęcie Boga wydaje się bardziej prawdziwe: bo tam jest żar, emocje, napięcia, niezgoda, bunt... samo życie... a w chrześcijaństwie: wszystko polukrowane... ale to nieprawda, taka wizja chrześcijaństwa ze słodkim Jezuskiem, zwierzątkami i Matką Bożą, która od samego początku była ideałem świętości - to wizja wypaczona, to jest tylko ludowa tradycja i różne prymitywne naleciałości, prawdziwe chrześcijaństwo nie ma z tym nic wspólnego, Jezus jest w rzeczywistości bardzo prawdziwy i bliski temu, co ludzkie: kiedy prosi o oddalenie kielicha goryczy, kiedy woła na krzyżu do Boga: "dlaczego mnie opuściłeś?", kiedy jest dręczony na pustyni przez demona itd. Samotność Jezusa i Jego rozdarcie - to są doświadczenia, w którym każdy z nas może się odnaleźć... tak mi się wydaje, u mnie z religią jest bardzo na bakier, ale znam ludzi, którzy naprawdę wierzą i widzę, że żyją inaczej, że są szczęśliwi albo przynajmniej mają w sobie pokój, niezależnie od okoliczności życiowych, i to nie są ludzie, którzy bezmyślnie klepią zdrowaśki i mają na twarzach wymalowany słodki, sztuczny uśmiech... także jest taka rzeczywistość, która wszystko odmienia... czasem sobie marzę, żeby tą drogą iść, ale jak na razie - nie potrafię... bo wierzyć jest bardzo trudno, ale jak już się uwierzy, to można góry przenosić... i wtedy chyba wychodzi się poza te wszystkie indywidualne pragnienia, niespełnienia, poza własne ego... pozdrowionka!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
rozczaruję Cię - bo mam naturę advocatusa diaboli a także dlatego, że chyba nie doceniasz mojej świadomości ja chcę kogoś wybrać - i wiem, na czym polega miłość po drugiej stronie ale widzisz - jestem "zatopiona w ciemnych promieniach ziemi" jestem pod tym względem jak Herbert - brat mój w wierze i podejściu do Boga uważam, że człowiek może przetrwać jedynie pomiędzy absolutami i ja chcę zachować wybór i wyjątkowość i jest to świadomy wybór - nawet jeśli odrzucam coś dla Ciebie a może i obiektywnie lepszego - ale taką stworzył mnie Bóg - i wierzę, że on to wie nie chcę tej magmy jednakowej zalewającej wszystko miłości - po prostu taka jestem a chrześcijaństwo nie jest cukierkowe - choć niekiedy - można je tak odbierać z racji tego unicestwiania jednostkowości - dokładnie jak w buddyzmie ale mało kto ma tego świadomość myślę też, że tak, jak spłycasz nieco z założenia moją refleksję na temat chrześcijaństwa, tak spłycasz to, co dla mnie jest romantyczną miłością :) kiedyś kogoś kochałam - i tę miłość najlepiej oddawała piosenka Garbage - Crush :) człowiek czuje wtedy, że ma swoje miejsce - nawet jeśli by się zgubił - wie, gdzie jest jego dom - ponad czasem i przestrzenią mimo wszystko wierzę, że Bóg ma dystans do siebie, do wielu spraw, a skoro jest mądry i dobry - potrafi stworzyć przestrzeń do życia nawet dla takich odmieńców jak ja ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćzprzemysleniami
Wiadomo ze milosc dodaje skrzydel. Kazdy kto chociaz raz kochal potwierdzi ze tak jest. Tyle ze potem mozna zaplacic bardzo wysoka cene jesli cos pojdzie nie tak lub ta druga osoba zmieni zdanie. "Dudni woda dudni..." Czasami zastanawiam sie jakie byloby moje zycie bez tych nieszczesliwych milosci. Byloby lzejsze, nie mialabym dolow, nie czulabym sie zle. Ale mysle ze byloby tez w jakis sposob ubozsze. Jak sie jest na etapie kiedy wszystko sie wlasnie zawalilo i czlowiek jeszcze sie nie pozbieral to zawsze myslimy "po co mi to bylo". Ale jak juz czas zrobi swoje ï popatrzymy wstecz to czy oddalibyscie swoje dawne milosci za cene wiecznego spokoju ? Bo ja nie. Co nie znaczy ze chce sie jeszcze raz sparzyc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×