Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Nieznajomy

Rodzina szczęścia nie daje?

Polecane posty

Gość Nieznajomy

Cześć. Dzięki wszystkim za odpowiedzi, słowa miłe i mniej miłe (co nie znaczy, że nie ma w nich sporo racji). Za dużo by zajęło odpisywanie na konkretne posty, zacznę więc od uszczegółowienia mojego problemu w oparciu o pytania, kwestie które się tu pojawiły. Widzę również, że niektórzy sprowadzają to do wojny damsko-męskiej, obarczania winą za sytuację albo mnie albo żonę, co jest spłyceniem problemu.

Zacznę od momentu, gdy się poznaliśmy.

Ja - po studiach przeniosłem się do domu rodzinnego, znalazłem pracę. Po roku przerwy wróciłem na drugie studia (zaoczne), ale już na innej uczelni. Tam poznałem żonę. Pracowała i studiowała. Nie w zawodzie, ale jednak w porównaniu ze mną utrzymywała się sama już znacznie dłużej. Pół roku postudiowałem i zrezygnowałem  (5 semestr). Jednak rok przerwy rozleniwił, tym bardziej że już pracowałem w "macierzystym" zawodzie. Ale czasu nie zmarnowałem, bo wyrwałem przyszłą żone:-)

Ten czas to dla mnie wzorzec z Sevres. Dzięki niemu uważam, że pieniądze dają szczęście. Jakoś tak się złożyło, że pierwsza umowa o pracę trafiła się jak na tamte warunki dużo powyżej średniej (dzisiejszej!, a to było 10 lat temu). Szkopuł w tym, że kontrakt ten trwał tylko półtora roku. Miałem tego świadomość, ale zachłysnąłem się. Nagle zauważyłem, że to co mam w głowie, czyli po prostu radość z życia (a wynikała ona z pieniędzy) tak oddziałuje na otoczenie, że wszystko zaczęło nagle iść z górki. Nie chwaliłem się pieniędzmi, ale zyskałem pewność siebie. Częste wyjazdy, nie w stylu "pijaństwo w Egipcie", tylko raczej np. Noc Muzeów. Spontaniczność - koncert w Warszawie w środku tygodnia? Ładuję manatki, jadę, wracam tej samej nocy i od razu do biura pracować. Ludzie to widzieli. Dziewczyny to widziały. Ten luz, ale nie taki sztuczny. Jak do tej pory byłem zaniedbanym studenciakiem, z deficytem umiejętności społecznych, tak nagle zacząłem się podobać. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Jedna dziewczyna, druga, w międzyczasie jakieś przygody. Nigdy tak nie było. Pół roku na nowej uczelni, wśród ludzi którzy się znali - wpadłem, wyrwałem super laskę, która pół roku później powiedziała mi tak. Co mogło pójść źle? Ano poszło. Ja wiem, to nie było do końca dorosłe życie, mieszkałem u rodziców, trochę takie przedłużenie studenckiego życia (a właściwie dopiero wtedy jego zakosztowanie). Żeby nie było, oszczędziłem wtedy okrągłą sumkę (która mnie później uratowała).

Spadłem z wysokiego konia. Wiedziałem, że "Janusz" po kontrakcie zewnętrznym, nie opłacanym przez niego, nie zaproponuje mi tyle samo. Ale nie spodziewałem się, że inżynierowi, bądź co bądź już z półtorarocznym stażem napluje w twarz kwotą w wysokości 1183 pln netto (tak, tak - ówczesna najniższa). Zacząłem olewać robotę. Po 2 miechach mnie zwolnił. Ja już wtedy wynajmowałem pokój, żeby mieć chwile prywatności z dziewczyną. Pierwszy miesiąc - szok, uszczkniemy trochę na poczet wynajem z oszczędzonej sumki, dopóki czegoś nie znajdę. Zbiegło się to z kryzysem na rynku pracy w 2013 i okazało się, że wcale ludzie nie walą drzwiami i oknami by mnie zatrudnić. Ok, wbrew sugestiom tu niektórych, jako ogarnięty facet zacząłem rozpychać się łokciami. Na rodzicach "żerowałem" rok po studiach. Od tego momentu utrzymuję się, a w ostatnim czasie rodzinę z jednej pensji. Także wypraszam sobie hasła w stylu "c**a nie facet", bo...zresztą czytajcie dalej) Z racji wolnego zawodu nałapałem trochę fuch (kiepskich, ale dało się chociaż przeżyć). Kilkukrotnie miałem szansę na tzw. dźwignię, czyli współpracę która ustawiłaby mnie na przyszłość (duże projekty pod własnym nazwiskiem). Niestety zawsze kończyło się porażką, mimo że dawałem z siebie wszystko. Zaczęła pojawiać się frustracja, która z przerwami trwa do dzisiaj. 

Oczywiście u narzeczonej nie było też z pracą różowo. Były okresy bezrobocia. Ale skoro studiowała to myśleliśmy, że później znajdzie pracę w zawodzie i się wyprostuje. Niestety, wzięła dziekankę bo nie zdążyła napisać pracy w terminie, potem jakoś nie potrafiła się zmusić na dopięcie tego. Tak, to jest jedna z najczęstszych przyczyn kłótni, bo przez tą decyzję w tym momencie nie znajdzie nic innego oprócz mało rozwijającyh, kiepsko płatnych stanowisk.

W końcu znalazłem pracę, nic specjalnego ale w zawodzie. Na dodatek zdalna. Narzeczona też coś znalazła, całkiem sensowne pieniądze z premii. Mała stabilizacja. Jakieś fuchy. Przygotowania do ślubu. Tuż przed znalazłem kolejną zdalną pracę. Zaczęło się robić ciężko z wolnym czasem. Kombinacje i robienie na dwa komputery jednocześnie. Żona w handlu też często gęsto po weekendach w pracy. Ja miałem nocki (taka praca). Zaczęło nas uwierać, że brak nam dla siebie czasu, że nie sztuka tyle zarabiać na 10 etatach, sztuką jest zarobić tyle na jednym. Na dodatek paradoksalnie brak zdolności kredytowej (u mnie śmieciówki przeplatane robotą na czarno). 

Pojawiły się pierwsze rozmowy o przyszłości. I znowu - zbadałem rynek, podjąłem decyzję o wyjeździe do stolicy i przebranżowieniu się. Poszło wyjątkowo gładko - cyk i po miesiącu byłem na stażu. Znowu dwa kroki w tył. Przeprowadzka, podyplomówka, którą zacząłem zjadły sporo z oszczędności. No i znowu robota za 2k... Gdyby nie fuchy to bym chyba grzebał w śmietniku. 

Ale zaskoczyło. Zmiana pracy, jednej, drugiej (taki był cel - dojść do tego co wcześniej tylko z jednego etatu). Żona poświęciła wszystko, zrezygnowała z pracy i dojechała do mnie. Miała równolegle przeprowadzić "nowe otwarcie", czyli może nowe studia, albo po prostu inną pracę, stolica daje wiele możliwości. Nie zdążyła. Kolejna przeprowadzka do innego miasta (bo dostałem super propozycję). Pojawia się dziecko. Uprzedzę pytanie - nie była to wpadka, uwzględnialiśmy, że może się pojawić, ale jakoś mocno się nie staraliśmy. 

Okazało się bardzo trudne. Nawiązując do czystej karty mam swoją teorię. Owszem - dziecko rodzi się jako czysta karta, ale z wrodzonym charakterem. Uprośćmy to do znanego podziału (melancholik, sangwinik itp.) Gdy popełnisz kardynalne błędy w wychowaniu to z melancholika zrobimy zimnego, kalkulującego mordercę, a takie samo wychowanie względem choleryka stworzy szaleńca biegającego po ulicy z nożami. To bardzo duże uproszczenie, chcę tylko pokazać ideę. Za dużo mam przykładów ją potwierdzających np. kolega (introwerty) ma córki bliźniaczki - 2 letnie. To samo środowisko, żłobek itp. Jedna to diabeł wcielony, druga aniołeczek. Jakim cudem, skoro rodzą się jako czysta karta? On może ewentualnie skorygować lub wzmocnić wrodzone zachowania np. okazywanie złości wobec jednej skutkować będzie w dorosłym życiu jej zamknięciem w sobie a wobec drugiej agresję. 

Ale ad rem. Mamy to dziecko. Mijają miesiące, ciągły wrzask. Czytam poradniki, jakieś bzdury o "złotym okresie niemowlęctwa" gdy bobo już się uśmiecha ale nie musimy się martwić o to że rozniesie mieszkanie, bo zwyczajnie jeszcze nie raczkuje. Kiedy mnie to ominęło? Jedyne co pamiętam to płacz. Ok, dajmy szansę. Będzie lepiej jak zacznie łapać z nami kontakt. No bo będzie więcej aktywności, a nie tylko machanie grzechotką i wpatrywanie się w wiecznie rozdartą twarz oraz zastanawianie się nad przyczyną histerii. 

Kasy idzie sporo. A własne mieszkanie dalej z tyłu głowy...

Po 2,5 roku w jego zachowaniu nie zmieniło się prawie nic. Jasne, pod wieloma względami jest lepiej, ale doszły nowe "atrakcje" więc summa summarum bilans jest zerowy. 

Kłótnie są co drugi dzień. Ja z wyrzutem, że żona mogła spiąć tyłek jak był na to czas i dla samego papierka skończyć studia i teraz mogła by myśleć sensownej pracy. Ona, że dla mojej kariery ciąga się już 4 rok z dzieckiem i nic z tego nie wynika. 

No i kolejne "nowe otwarcie". Ja jestem na takim poziomie, że powiedziałem pas, koniec zmian, praca mnie satysfakcjonuje. Teraz czas na żonę - poszła na studia, te wymarzone. 

Także nie można bezpośrednio zarzucić jednemu ani drugiemu, że jest pijawką lub egoistą. Każdy ma swój punkt widzenia i niestety zawiedzione oczekiwania. 

Ona - że poświęciła dla mnie dużo - życie od zera, podróże na każde zawołanie męża. Zepchnięta do roli kury domowej w obcym mieście.

Ja - że poświęciłem dla niej dużo. Dla lepszego bytu podjąłem się niełatwego zadania utrzymania rodziny na sensownym poziomie.

I obydwoje mamy rację.

Co do przewijającego się oskarżenia, że sprząta o 23 i nie potrafi ogarnąć mieszkania - to nie do końca jest tak. Dom jest ogarnięty, obiad mam podstawiony, ale zawsze jest coś co można jeszcze zrobić. Ja sobię daję spokój i siedzę z wyrzutami sumienia nad książką, a ona ma tak jak pewnie 90% kobiet - po prostu MUSI. Ja też pomagam w porządkach domowych, ale jak typowy facet - proporcje są 70:30. 

Odniosę się jeszcze na szybko do dwóch wątków, które tu czytałem, nie są to cytaty, chodzi o sens - "nie użalaj się, mój facet zagryzł zęby, pracował za granicą, wstawał rano, dźwigał ciężary i dajemy radę". A jesteś z tym szczęśliwy/a? Dla mnie to argument w stylu "a dzieci w Afryce są głodne". Dlaczego mam ciągnąć w dół?

Druga sprawa to pomoc rodziców. Żal zacząłem odczuwać niedawno, od prawie dekady nie jestem na ich utrzymaniu. Po prostu, człowiek widzi, że nie będąc prezesem banku zbożowego jest bardzo trudno odłożyć cokolwiek, nawet zarabiając sporo, bez czegoś na start. I raczej z moich obserwacji wynika, że jest to raczej standard. Tu jakaś działeczka po babci, tam mieszkanko, tu wkład własny (i to nie 10k tylko np. 200k). I o ile tym ludziom jest potem łatwiej. U mnie o tyle szczęście, że po wielu latach starań naprawdę zawodowo się udało. A jeśli by się nie udało? To chyba byśmy się pozabijali z braku perspektyw. Na dodatek jest to dziedziczne. Straciłem już 2,5 roku życia syna by, zamiast odkładania na jakieś lokum, zapewnić mu jakiś start. Tylko dlatego, że nie dostaliśmy nic. Przypadek opisany wyżej - Twój facet nie musiałby zagryzać zębów, gdyby rodzice przez te 25 lat odkładali bodaj 200 miesięcznie. Dla mojego pokolenia nasi rodzice wchodzili na rynek pracy podczas transformacji. Nie licząc nomenklatury, każdy zaczynał od podobnego, nieciekawego poziomu. To jak to jest, że po 25 latach ludzie często biedniejsi potrafili coś przekazać swoim dzieciom i dzięki temu być może uniknęli dramatów, zagryzania zębów, rozbicia rodzin przez wyjazdy za granicę - a moi nie? Ja się na świat nie prosiłem. Mój syn też nie. I pokornie schylę głowę, gdy mi to wypomni za x lat, że też nie dostał nic. I raczej ciężko znaleźć się w tym promilu, co zgarnie miliony (niech będzie nawet dziesiątki tysięcy) za bycie pierwszym w rodzinie właścicielem firmy, bo zaraz ktoś podda argument, że nie mam bo nie jestem zaradny. A skoro tak ciężko się znaleźć, to jednak ta pomoc bardzo pomaga tym ze środka krzywej Gaussa.

Zrobiła się z tego długa historia, a powinienem dojść do sedna problemu. Ja nie mogę wyjść z wrażenia jak z fajnego mężczyzny, z wieloma zainteresowaniami, otwartego na świat stała się w tak krótkim czasie taka zrzęda życiowa. Połączyłem kropki i powiązałem to z założeniem rodziny. A może, zgodnie z zadanym pytaniem w tytule rodzina wcale nie daje szczęścia? Co Wam daje w niej szczęście, gdzie go znajdujecie? A może chodzi o czas? Ale ile mam czekać? Z jednej strony słowa otuchy - młody podrośnie to odetchniecie, z drugiej słowa Styranej, że 4 lata i dalej beznadziejnie. Chcę zacząć w końcu cieszyć się życiem. 

Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość paris

 Uff.. przeczytałam 🙂  Masz ciężko, ale nie ty jeden. Jedno mnie zastanawia, czy synek od urodzenia jest taki niespokojny? Uważasz, że obecnie mieści się w normie rozwojowej, tzn. tworzy proste zdania, nazywa zwierzątka na obrazku, umie się rozebrać się, kopie piłkę do przodu, itd.? Zapytaj żony, jeśli jakiś rzeczy nie zauważyłeś. Skoro jest taki krzykliwy to może konsultowaliście się z lekarzem? Może warto dla świętego spokoju przejść się do psychologa w poradni psychologiczno- pedagogicznej? Zaraz mnie tu zjedzą, ale zapytam: szczepicie małego? Ja nie namawiam do szczepienia czy nie szczepienia, bo to decyzja rodzica, ale poczytaj sobie o szczepieniach na stronie: fb Stop Nop. Z mojego doświadczenia proponuje wyrzucić cukier z diety synka i zachowanie powinno ulec, chociaż częściowej poprawie, chociaż na początku może być lekko gorzej (cukier uzależnia). Tylko przypadkiem nie zastępuj cukru ksylitolem. Ksylitol jest szkodliwy ,bo zawiera poprodukcyjne resztki aluminium w sobie. Soczki owocowe też odstawić i zobaczyć czy będzie poprawa. Jeśli chodzi o zakup mieszkania, to pamiętaj, że kataster nieruchomości może wejść w życie lada dzień, więc nie kupuj drogiego mieszkania, bo nie będziesz w stanie go utrzymać. Na yt polecam obejrzeć: cezary graf nieruchomości. Dość ciekawie gada o przyszłości 🙂

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc

Dziazas człowieku nie cieszysz się życiem tylko i wyłącznie dlatego, że masz problem ze sobą, idź do dobrego psychologa. Ludzie mają mniej i gorzej i potrafią się cieszyć z byle czego. 

Chyba masz za dużo wolnego czasu bo twoje problemy tak naprawdę są z dupy wzięte, ale niech Ci będzie, że to coś poważnego, dlatego idź to przepracuj. 

Kurczę dobrze, że ja nie zwiazalam się z takim maruda.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ulkahi

Temat fajny i autor mądrze pisze,dobrze się go czyta.

Chciałam tylko wtrącić,że cały topić jest zaspamowany rzyganie jakiegoś Rescaratora czy coś w podobie.

Czytając temat pomijam wzrokiem jego wypociny,ale zaśmiecony temat za chwilę padnie,choć przysłania autora są ciekawe.

Szkoda,że nikt tego nie może zablokować, bo pełno tu bezwartościowego bredzenia tego Resa.

Do autora:

Generalnie masz problem z wytrzymałością psychiczną.

Nie zmienisz tego wszystkiego i musisz go zaakceptować.

Takie jest życie.

Jedyne co to możecie sobie z żoną podarować po 2 godziny dziennie lub w weekendy dla siebie.

Ona na fitness, spacery, z koleżanką, Ty gdzie chcesz.

Reszta taka poroża życia.

Zdrowie macie to już wiele.

Pracę masz.Reszta jest na przeczekanie.

Kasy od starych nie dostaniesz,dziecko szybciej nie urośnie, żona musi te studia skonczyc- to wszystko trzeba naturalnie przejść.

Pozdrawiam

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nieznajomy

Dzięki za odpowedzi, mój wpis czeka na moderację, nie wiem ile to tutaj trwa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gggggg

Musisz to przepracować u psychologa

Innego wyjścia nie widzę

Poza tym zastanów się czy kochasz żonę i dziecko

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ggggggbbbb

Autor mądry chłopak

A nie docenia tego co ma

Takie życie......to jest normalne życie jak wielu innych ma...

Trzeba docenic

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc
Dnia 22.12.2019 o 23:38, Gość styrana napisał:

Przez 5 lat małżeństwa rozwijałam sie zawodowo, pracowalam dużo i dużo odkładałam, praktycznie 4/5 wypłaty, przy takim tempie odkladania już dziś miałabym działkę i dom za gotówkę w fajnym miejscu nad morzem. Gdyby nie pojawiła się córka, trudna od samego początku. Podczas ciąży i przez pierwszy rok jej życia poszło ok 40 tys. z moich oszczędności. nie mam żadnej przestrzeni dla siebie, ona ma już 4 lata i jest coraz gorzej zamiast lepiej. Zasypianie nadal trwa 1,5 godz, wiecznie histerie o wszystko, wiecznie zaryczana i niezadowolona, choć daję jej 100% z siebie. Obłęd. Ani domu ani udanej rodziny, tylko kisimy sie w klitce tej samej co zaraz po ślubie. Odkładam kasę od nowa, ale co to za odkładanie z tą małą pijawką. Zaraz mnie tu zjadą od wyrodnych matek, ale kij wam w oko, gwarantuję, ze żadna z was nie robi z dzieckiem i dla dziecka tyle co ja.

A dalas kiedyś swojej córce porządnie w dupsko? 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość
12 godzin temu, Gość Gość napisał:

Niczyja wina, że nie rozumiesz bardzo prostych przenośni. Kolejna oznaka kompletnego braku oczytania.

Za to twoja wina, że dajesz tak głupie przenośnie. Kolejna oznaką braku umiejętności myślenia. 

Ale kto to widział, żeby tak się znęcać nad facecikiem i jeszcze się tym chwalić 👹.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc

Dla mnie niezrozumiałe jest decydowanie się na dziecko bez dużego zaplecza finansowego, mieszkania i pewnej stałej pracy i zawodu obojga.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość paris
3 minuty temu, Gość Gosc napisał:

Dla mnie niezrozumiałe jest decydowanie się na dziecko bez dużego zaplecza finansowego, mieszkania i pewnej stałej pracy i zawodu obojga.

Jesteś w mniejszości zapewne 🙂

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Vertex

Autor to rozsądny człowiek!i ma zupełnie uzasadnione obawy i wątpliwości.Podejrzewam,że 3/4 ludzi w rodzinach takie ma. Jest materialistą, ale to typowe dla ludzi,którym nic cudownie nie skapnelo i wiedza,że pieniądze na drzewach nie rosna.Ja właśnie z tych powodów ,o których pisze autor nie chce zakładać rodziny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Vertex

Autor to rozsądny człowiek!i ma zupełnie uzasadnione obawy i wątpliwości.Podejrzewam,że 3/4 ludzi w rodzinach takie ma. Jest materialistą, ale to typowe dla ludzi,którym nic cudownie nie skapnelo i wiedza,że pieniądze na drzewach nie rosna.Ja właśnie z tych powodów ,o których pisze autor nie chce zakładać rodziny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Nie do końca rozumiem dlaczego zdecydowaliście (a raczej nie zapobiegaliście) się na dziecko W momencie gdy żona nie miała pracy. 

Co do dziecka to ciężko powiedzieć, ale jeżeli często są kłótnie to ono też odreagowuje. 

Naprawdę nadal nie wiem co można jeszcze sprzątać o 23 godzinie. 

Co do pomocy od rodziców to chyba żartujesz- 200k na wkład własny? Naprawdę uważasz, że rodzice mają zbierać przez całe swoje życie na dzieci? A z czego będą żyć - z marnej emerytury? Rozumiem trochę pomóc dzieciom, ale takie pieniądze? 

Co do pytania czy rodzina daje szczęście- to mi tak.  A co mi daje szczęście w rodzinie - poprostu to, że jest,  że po pracy nie wracam do pustego domu, że mam z kim się wieczorem przytulić na kanapie oglądając seriale,  z kim pogadać (o wszystkim). 

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
4 minuty temu, Gość Gość napisał:

Nie do końca rozumiem dlaczego zdecydowaliście (a raczej nie zapobiegaliście) się na dziecko W momencie gdy żona nie miała pracy. 

Co do dziecka to ciężko powiedzieć, ale jeżeli często są kłótnie to ono też odreagowuje. 

Naprawdę nadal nie wiem co można jeszcze sprzątać o 23 godzinie. 

Co do pomocy od rodziców to chyba żartujesz- 200k na wkład własny? Naprawdę uważasz, że rodzice mają zbierać przez całe swoje życie na dzieci? A z czego będą żyć - z marnej emerytury? Rozumiem trochę pomóc dzieciom, ale takie pieniądze? 

Co do pytania czy rodzina daje szczęście- to mi tak.  A co mi daje szczęście w rodzinie - poprostu to, że jest,  że po pracy nie wracam do pustego domu, że mam z kim się wieczorem przytulić na kanapie oglądając seriale,  z kim pogadać (o wszystkim). 

 

Moim zdaniem jak nie mają to nie dają . Jak mają, są dobrze sytuowani to pomagają swoim dzieciom. Wszystko w tym temacie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
3 minuty temu, Gość gość napisał:

Moim zdaniem jak nie mają to nie dają . Jak mają, są dobrze sytuowani to pomagają swoim dzieciom. Wszystko w tym temacie

Ale mieć pretensje o to, że rodzice nie dadzą 200k to przesada.  My sami spłacamy kredyt na mieszkanie i miałabym potem jeszcze dzieciom dać po 200k? A potem może na emeryturze zastanawiać się czy kupic leki czy jedzenie.  Dwoje dorosłych zdrowych ludzi i nie potrafi na wkład własny na mieszkanie zarobić? Niesamowicie roszczenia postawa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
7 minut temu, Gość Gość napisał:

Ale mieć pretensje o to, że rodzice nie dadzą 200k to przesada.  My sami spłacamy kredyt na mieszkanie i miałabym potem jeszcze dzieciom dać po 200k? A potem może na emeryturze zastanawiać się czy kupic leki czy jedzenie.  Dwoje dorosłych zdrowych ludzi i nie potrafi na wkład własny na mieszkanie zarobić? Niesamowicie roszczenia postawa.

Wydaje mi się, że on nigdzie tak nie powiedział ( przynajmniej nie o takiej kwocie, że powinni dać)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
3 minuty temu, Gość gość napisał:

Wydaje mi się, że on nigdzie tak nie powiedział ( przynajmniej nie o takiej kwocie, że powinni dać)

Cyt "Druga sprawa to pomoc rodziców. Żal zacząłem odczuwać niedawno, od prawie dekady nie jestem na ich utrzymaniu. Po prostu, człowiek widzi, że nie będąc prezesem banku zbożowego jest bardzo trudno odłożyć cokolwiek, nawet zarabiając sporo, bez czegoś na start. I raczej z moich obserwacji wynika, że jest to raczej standard. Tu jakaś działeczka po babci, tam mieszkanko, tu wkład własny (i to nie 10k tylko np. 200k). I o ile tym ludziom jest potem łatwiej. U mnie o tyle szczęście, że po wielu latach starań naprawdę zawodowo się udało. A jeśli by się nie udało? To chyba byśmy się pozabijali z braku perspektyw. Na dodatek jest to dziedziczne. Straciłem już 2,5 roku życia syna by, zamiast odkładania na jakieś lokum, zapewnić mu jakiś start. Tylko dlatego, że nie dostaliśmy nic. Przypadek opisany wyżej - Twój facet nie musiałby zagryzać zębów, gdyby rodzice przez te 25 lat odkładali bodaj 200 miesięcznie. Dla mojego pokolenia nasi rodzice wchodzili na rynek pracy podczas transformacji. Nie licząc nomenklatury, każdy zaczynał od podobnego, nieciekawego poziomu. To jak to jest, że po 25 latach ludzie często biedniejsi potrafili coś przekazać swoim dzieciom i dzięki temu być może uniknęli dramatów, zagryzania zębów, rozbicia rodzin przez wyjazdy za granicę - a moi nie? Ja się na świat nie prosiłem."

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Życie o nie bajka i nie drapie cię po j/ajkach.

Czy ty napewno chciałeś założyć rodzinę? 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
32 minuty temu, Gość Gość napisał:

Cyt "Druga sprawa to pomoc rodziców. Żal zacząłem odczuwać niedawno, od prawie dekady nie jestem na ich utrzymaniu. Po prostu, człowiek widzi, że nie będąc prezesem banku zbożowego jest bardzo trudno odłożyć cokolwiek, nawet zarabiając sporo, bez czegoś na start. I raczej z moich obserwacji wynika, że jest to raczej standard. Tu jakaś działeczka po babci, tam mieszkanko, tu wkład własny (i to nie 10k tylko np. 200k). I o ile tym ludziom jest potem łatwiej. U mnie o tyle szczęście, że po wielu latach starań naprawdę zawodowo się udało. A jeśli by się nie udało? To chyba byśmy się pozabijali z braku perspektyw. Na dodatek jest to dziedziczne. Straciłem już 2,5 roku życia syna by, zamiast odkładania na jakieś lokum, zapewnić mu jakiś start. Tylko dlatego, że nie dostaliśmy nic. Przypadek opisany wyżej - Twój facet nie musiałby zagryzać zębów, gdyby rodzice przez te 25 lat odkładali bodaj 200 miesięcznie. Dla mojego pokolenia nasi rodzice wchodzili na rynek pracy podczas transformacji. Nie licząc nomenklatury, każdy zaczynał od podobnego, nieciekawego poziomu. To jak to jest, że po 25 latach ludzie często biedniejsi potrafili coś przekazać swoim dzieciom i dzięki temu być może uniknęli dramatów, zagryzania zębów, rozbicia rodzin przez wyjazdy za granicę - a moi nie? Ja się na świat nie prosiłem."

Nie chcę bronić autora 🙂 Wydaje mi się, że opisał to co inni dostają w pakiecie na start. Rodzice jak nie mają to nie dadzą choćby bardzo chcieli to logiczne, więc nasuwa się przypuszczenie, że jego rodzice mają (może nie aż tyle), ale nie są skłonni mu pomóc finansowo w jakimś tam zakresie ( nie dociekam dlaczego), który satysfakcjonowałby go.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc

Moim zdaniem wszystko tkwi w podjęciu bezsensownej decyzji o dziecku. Żona jest sfrustrowana dzieciakiem nie dającym spokoju, Ty nie czujesz się w pełni usatysfakcjonowany finansowo. Nic już nie zrobisz, mleko się rozlało. Pogadaj ze specjalistą - terapeutą, pewnie pozwoli Ci to przetrwać ten trudny czas.

A dla innych niech będzie to nauczka, że dziecko wymaga stanu najwyższej gotowości życiowej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc

Ludzie mają wyprane mózgi od konsumpcjonizmu, nie uszczęśliwia ich wypad na piknik z ukochaną osobą, muszę być Seszele wtedy wydaje się im że sa szczęśliwi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Lorneta

Bardzo współczuję autorowi, równie gorzkie słowa usłyszałam wczoraj od mojego kuzyna - rodzina też mu nie dała szczęścia. Ma bardzo trudne dziecko i nie śpi po nocach, a jego żona zamieniła się w jędzę. Mając takie przykłaqdy z życia nie zdecydowałam się na rodzinę, pomimo że byłam dwukrotnie zaręczona, i jestem bezdzietną lambadziarą ze spokojnym żywotem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość
6 minut temu, Gość Lorneta napisał:

Bardzo współczuję autorowi, równie gorzkie słowa usłyszałam wczoraj od mojego kuzyna - rodzina też mu nie dała szczęścia. Ma bardzo trudne dziecko i nie śpi po nocach, a jego żona zamieniła się w jędzę. Mając takie przykłaqdy z życia nie zdecydowałam się na rodzinę, pomimo że byłam dwukrotnie zaręczona, i jestem bezdzietną lambadziarą ze spokojnym żywotem.

No bo tak to jest: najpierw otoczenie i całe społeczeństwo wmawia ludziom, jakie to szczescie daje posiadanie rodziny. Ludzie się na to nabierają, a gdy przekonują się, że jak spaprali sobie życie, to wtedy słyszą: no jak to? Nie wiedziałaś z czym się wiąże posiadanie rodziny? Jakich poświęceń i wyrzeczeń to wymaga? 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Wendy

To okropne, jak dzieci unieszczęśliwiają ludzi... Dobrze że się nie zdecydowałam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Lorneta
2 minuty temu, Rescator555 napisał:

No bo tak to jest: najpierw otoczenie i całe społeczeństwo wmawia ludziom, jakie to szczescie daje posiadanie rodziny. Ludzie się na to nabierają, a gdy przekonują się, że jak spaprali sobie życie, to wtedy słyszą: no jak to? Nie wiedziałaś z czym się wiąże posiadanie rodziny? Jakich poświęceń i wyrzeczeń to wymaga? 

Masz rację:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
10 minut temu, Rescator555 napisał:

No bo tak to jest: najpierw otoczenie i całe społeczeństwo wmawia ludziom, jakie to szczescie daje posiadanie rodziny. Ludzie się na to nabierają, a gdy przekonują się, że jak spaprali sobie życie, to wtedy słyszą: no jak to? Nie wiedziałaś z czym się wiąże posiadanie rodziny? Jakich poświęceń i wyrzeczeń to wymaga? 

No ty sobie życia nie spaprałeś, swoje bachoreksy w całości zrzuciłeś na karb żony 😄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość
2 minuty temu, Gość gość napisał:

No ty sobie życia nie spaprałeś, swoje bachoreksy w całości zrzuciłeś na karb żony 😄

Nie twój zasr... interes, co ja zrobiłem albo nie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Przed chwilą, Rescator555 napisał:

Nie twój zasr... interes, co ja zrobiłem albo nie.

Uuu jaka agresja, czyżby jednak? Jak nie mój i innych interes to po uj się odzywasz w temacie? 😄 Za to tobie idealnie wychodzi wpi/erdalanie się w życie pracujących kobiet na kafe, jak to sobie ich mężowie życie przy nich spaprali ha ha.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość takabylamadraaterazharuje

przeczytalam odpowiedz Autora i tez uwazam, ze on pisze hipotetycznie o tych 200k, jako o przykladzie wsparcia. Z tym,ze musisz jeszcze wziac poprawke, ze tym, co dostali 200k tez nie wszystko sie tak cudnie ukladac moze. To, ze Ty bys gospodarowal pewnie rozsadnie, docenil to to jedno, ale zycie to zycie. Ja nie mam dzieci, ale znowu mialam okresy bezrobocia i celowo unikalam facetow, bo zwyczajnie strach mnie ogarnial przed taka sytuacja, jak tu. Moze Twoja zona naprawde umie cokolwiek robic co sie da sprzedac nawet siedzac w domu?   Niech ona na Ciebie nie zrzuca calosci utrzymania domu, bo to brak instynktu samozachowawczego. Wiem, co to male dzieci, bo z nimi pracuje i jestem niezywa jak wychodze z pracy...I widze, ze kazdy rodzic jest urobiony teraz jak bydlatko...

Sama pomagalam odchowac dzieci w okresie, gdy nie mialam pracy, ale nie kazdy ma taka ciotke jak ja, wiec jak nie macie a nikt Wam nawet z dzieckiem nie zostanie to tak przedziecie. Trudno mi cokolwiek radzic wiecej, bo teraz wszedzie sie w ludzi orze, wiec przy decyzji o pojsciu do pracy tez to trzeba brac pod uwage. Niestety to, ze akurat teraz moge czasem zarobic wiecej wynika z lat wyrzeczen i doksztalcania sie. Trzymaj sie i nie daj sobie wmowic, ze u kazdego jest sielanka.. Poczyta sobie o krokach milowych w rozwoju dziecka. Moze tobie sie wydaje, ze twoje dziecko jest ciagle takie samo i wiecznie rozdarte, ale on pewnie robi postepy i to nie jest oczywista oczywistosc.  Poza tym on sie lepiej mowy uczy od Ciebie, bo mezczyni prosciej buduja zdania, wiec nawet jak z nim pogadasz na jego poziomie i mu poopowiadasz, ze "mama w kuchni gotuje"to tez go rozwija.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×