Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Zaloguj się, aby obserwować  
Bazyliowa

Wychowanie dzieci a odległość od dziadków

Polecane posty

Cześć! 

Wraz z przyszłym mężem jesteśmy właśnie na etapie kupowania mieszkania. Mieszkamy od 8 lat we Wrocławiu, przeprowadziliśmy się tu na studia - ja z Górnego Śląska, narzeczony z Mazowsza. Poznaliśmy się na początku studiów, jesteśmy razem 6 lat, życie płynęło, podczas studiów załapaliśmy fajną pracę, wpadło kilka awansów, więc pędem życia zostaliśmy we Wrocławiu. Zaczęliśmy w poprzednim roku myśleć o kupnie mieszkania i wtedy zaczęliśmy się w ogóle zastanawiać czy to dobry pomysł osiedlać się na Dolnym Śląsku. Zaczęliśmy robić bilans zysków i strat, i okazało się że przez te wszystkie lata połowa znajomych ze studiów wróciła w rodzinne strony lub wyjechała za granicę, a my mamy takie doświadczenie zawodowe, że praca w naszych branżach nie jest problemem niezależnie od miejsca zamieszkania. I pojawiło się pytanie - co właściwie trzyma nas we Wrocławiu? Ja coraz intensywniej myślę o posiadaniu dzieci, myślimy o nich z partnerem w perspektywie 2-3 lat, a ponieważ pracuje z dziećmi widzę jak trudno jest rodzicom maluchów którzy zostali z trudem wychowania daleko od swoich rodzin. Serio, umówienie czasem wizyty bez dziecka graniczy z cudem. Obecność obojga rodziców na takim spotkaniu jest praktycznie niemożliwa. I boję się tego że tak daleko od mojej rodziny nie damy sobie rady, szczególnie że marzy mi się 3 pociech. Dlatego pojawia się pytanie - czy najrozsądniejszym pomysłem nie jest powrót w moje rodzinne strony, osiedlenie się w mieście wojewódzkim, ok. 20 km od mojego domu rodzinnego. 

Dodam że mam bardzo fajnych rodziców, mamy dobre relacje, są bardzo rodzinni i wiem że pomogą w opiece nad dziećmi. Ja sama pochodzę z rodziny wielopokoleniowej, bardzo dużą część życia spędziłam z dziadkami (dziadek woził mnie na zajęcia dodatkowe, babcia przychodziła po mnie do przedszkola i gotowała obiady zanim rodzice przyszli z pracy), w każdą niedzielę byliśmy na obiedzie u moich dziadków i dopiero teraz, z perspektywy dorosłej osoby, widzę jak ważne i cenne było to doświadczenie. Moi rodzice natomiast zawsze są dla nas wsparciem, uwielbiają mojego przyszłego męża, ze wzajemnością i zawsze nas wesprą w miarę swoich możliwości. Moi rodzice powiedzieli że byliby bardzo szczęśliwi gdybyśmy wrócili, ale to poważna decyzja i nie możemy jej podejmować na hurra. Uważają że z perspektywy dziecka bliski kontakt z dziadkami jest bardzo rozwojowy i chcieliby mieć swój udział w opiece nad wnukami, ale nie wywierają presji. W tamtej okolicy mamy też sporo przyjaciół, poznanych jeszcze w szkole średniej - przez te wszystkie lata grono poszerzyło się o partnerów/partnerki, ale dalej jesteśmy ze sobą blisko. Praca też nie jest żadnym problemem - ja jestem psychologiem dziecięcym i pracy jest baaaardzo dużo wszędzie, partner pracuje w IT, zdalnie, więc nawet nie musi zmieniać pracy. 

Czy ja zwariowałam czy to brzmi na najbardziej logiczne rozwiązanie? Im dłużej o tym myślę tym bardziej boję się macierzyństwa bez rodzinnej sieci wsparcia, a możliwość powrotu jest. Jak wy dziewczyny dajecie radę wychować dzieci z daleka od dziadków i gdybyście miały możliwość to czy zmieniłybyście tę sytuację? Wśród moich przyjaciół którzy są daleko od domu nie mam "dzieciatych" znajomych, więc nie mam kogo o to zapytać. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

My też nie mieszkamy w Polsce. Mój tata mieszka pod Warszawą, mama mieszkała w Austrii ale w 2021 zmarła. Rodzice partnera mieszkają na Malcie. 

Mamy dwójkę dzieciaków (2lata i 10 miesięcy) i dajemy radę sami. Nigdy nikt nam nie pomagał. I nie wyobrażam sobie żeby było inaczej. 

Wszystko tak naprawdę zależy od was. Jeśli nic was nie trzyma i chcecie wrócić to czemu nie. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
12 godzin temu, Bazyliowa napisał:

Cześć! 

Wraz z przyszłym mężem jesteśmy właśnie na etapie kupowania mieszkania. Mieszkamy od 8 lat we Wrocławiu, przeprowadziliśmy się tu na studia - ja z Górnego Śląska, narzeczony z Mazowsza. Poznaliśmy się na początku studiów, jesteśmy razem 6 lat, życie płynęło, podczas studiów załapaliśmy fajną pracę, wpadło kilka awansów, więc pędem życia zostaliśmy we Wrocławiu. Zaczęliśmy w poprzednim roku myśleć o kupnie mieszkania i wtedy zaczęliśmy się w ogóle zastanawiać czy to dobry pomysł osiedlać się na Dolnym Śląsku. Zaczęliśmy robić bilans zysków i strat, i okazało się że przez te wszystkie lata połowa znajomych ze studiów wróciła w rodzinne strony lub wyjechała za granicę, a my mamy takie doświadczenie zawodowe, że praca w naszych branżach nie jest problemem niezależnie od miejsca zamieszkania. I pojawiło się pytanie - co właściwie trzyma nas we Wrocławiu? Ja coraz intensywniej myślę o posiadaniu dzieci, myślimy o nich z partnerem w perspektywie 2-3 lat, a ponieważ pracuje z dziećmi widzę jak trudno jest rodzicom maluchów którzy zostali z trudem wychowania daleko od swoich rodzin. Serio, umówienie czasem wizyty bez dziecka graniczy z cudem. Obecność obojga rodziców na takim spotkaniu jest praktycznie niemożliwa. I boję się tego że tak daleko od mojej rodziny nie damy sobie rady, szczególnie że marzy mi się 3 pociech. Dlatego pojawia się pytanie - czy najrozsądniejszym pomysłem nie jest powrót w moje rodzinne strony, osiedlenie się w mieście wojewódzkim, ok. 20 km od mojego domu rodzinnego. 

Dodam że mam bardzo fajnych rodziców, mamy dobre relacje, są bardzo rodzinni i wiem że pomogą w opiece nad dziećmi. Ja sama pochodzę z rodziny wielopokoleniowej, bardzo dużą część życia spędziłam z dziadkami (dziadek woził mnie na zajęcia dodatkowe, babcia przychodziła po mnie do przedszkola i gotowała obiady zanim rodzice przyszli z pracy), w każdą niedzielę byliśmy na obiedzie u moich dziadków i dopiero teraz, z perspektywy dorosłej osoby, widzę jak ważne i cenne było to doświadczenie. Moi rodzice natomiast zawsze są dla nas wsparciem, uwielbiają mojego przyszłego męża, ze wzajemnością i zawsze nas wesprą w miarę swoich możliwości. Moi rodzice powiedzieli że byliby bardzo szczęśliwi gdybyśmy wrócili, ale to poważna decyzja i nie możemy jej podejmować na hurra. Uważają że z perspektywy dziecka bliski kontakt z dziadkami jest bardzo rozwojowy i chcieliby mieć swój udział w opiece nad wnukami, ale nie wywierają presji. W tamtej okolicy mamy też sporo przyjaciół, poznanych jeszcze w szkole średniej - przez te wszystkie lata grono poszerzyło się o partnerów/partnerki, ale dalej jesteśmy ze sobą blisko. Praca też nie jest żadnym problemem - ja jestem psychologiem dziecięcym i pracy jest baaaardzo dużo wszędzie, partner pracuje w IT, zdalnie, więc nawet nie musi zmieniać pracy. 

Czy ja zwariowałam czy to brzmi na najbardziej logiczne rozwiązanie? Im dłużej o tym myślę tym bardziej boję się macierzyństwa bez rodzinnej sieci wsparcia, a możliwość powrotu jest. Jak wy dziewczyny dajecie radę wychować dzieci z daleka od dziadków i gdybyście miały możliwość to czy zmieniłybyście tę sytuację? Wśród moich przyjaciół którzy są daleko od domu nie mam "dzieciatych" znajomych, więc nie mam kogo o to zapytać. 

Mieszkam w niewielkiej miejscowości 50 km od Wrocławia, mam sąsiadkę której 2 synowie studiowali we Wrocławiu i tam już zostali,ożenili się, kupili na kredyt nowe mieszkania i mają po jednym dziecku.Sprawa wygląda w ten sposób że zarówno teściowa jak i mama na zmianę przyjeżdżają pilnować wnuków gdy rodzice są w pracy, tydzień teściowa u nich mieszka,tydzień mama.Siedziałabyś z dzieckiem w domu do trzeciego roku życia, później dziecko do przedszkola a jak będzie chorowało to przecież mąż pracuje zdalnie,jest w domu więc on byłby z dzieckiem. A jeśli chodzi o kontakt z dziadkami to przecież mogą przyjeżdżać na tydzień raz twoi rodzice raz teściowie do was. Wrocław to cudowne miasto mieszkałam tam i na waszym miejscu bym tam została.

 

Edytowano przez Stokrotka30

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Na wstępie powiem ze życie zweryfikuje - ja też chcialam 2-3 dzieci. Mam jedno i ledwo daje rade.

Kiedyś mieszkaliśmy u moich rodziców. Teraz mieszkamy w 'swoim' domu z babką mojego faceta. Ile bym dala żeby mieć rodziców przy sobie i ich pomoc, zawsze nam pomagali. Hmm wydaje mi się że na stałe mieszkamy tu już 2,5 roku. I poczuliśmy chyba trochę swobodę, bo teraz jak przyjeżdża moja mama to jest dziwna atmosfera, my już mamy swoje przyzwyczajenia itp i nie wyobrażam sobie mieszkać z kimś. Ale z drugiej strony nie mam tu żadnych znajomych, rodziny. Nie mamy na kogo liczyć. Nasz syn ma 9 miesięcy a już były takie momenty ze brakowało kogoś kto by się nim zajął chwilę, tym bardziej że jest bardzo wymagający . Żłobek w naszej sytuacji odpada. Ale dużo moich znajomych korzysta ze żłobka, ci nieco zamożniejsi z prywatnej opiekunki. 

Ja bym się sugerowała na waszym miejscu pracą (ale jeśli tu nie ma żadnych przeszkód, tak napisałaś) to dałabym sobie dowolność, i szukala mieszkania i we Wrocławiu i w twoich rodzinnych stronach. Zobaczyć, gdzie ciekawsza okolica, gdzie praca dla Ciebie, jakiś żłobek, gdzie większe mieszkanie w lepszej cenie, porównać dwie opcje i zdecydować. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
12 godzin temu, Bazyliowa napisał:

Cześć! 

Wraz z przyszłym mężem jesteśmy właśnie na etapie kupowania mieszkania. Mieszkamy od 8 lat we Wrocławiu, przeprowadziliśmy się tu na studia - ja z Górnego Śląska, narzeczony z Mazowsza. Poznaliśmy się na początku studiów, jesteśmy razem 6 lat, życie płynęło, podczas studiów załapaliśmy fajną pracę, wpadło kilka awansów, więc pędem życia zostaliśmy we Wrocławiu. Zaczęliśmy w poprzednim roku myśleć o kupnie mieszkania i wtedy zaczęliśmy się w ogóle zastanawiać czy to dobry pomysł osiedlać się na Dolnym Śląsku. Zaczęliśmy robić bilans zysków i strat, i okazało się że przez te wszystkie lata połowa znajomych ze studiów wróciła w rodzinne strony lub wyjechała za granicę, a my mamy takie doświadczenie zawodowe, że praca w naszych branżach nie jest problemem niezależnie od miejsca zamieszkania. I pojawiło się pytanie - co właściwie trzyma nas we Wrocławiu? Ja coraz intensywniej myślę o posiadaniu dzieci, myślimy o nich z partnerem w perspektywie 2-3 lat, a ponieważ pracuje z dziećmi widzę jak trudno jest rodzicom maluchów którzy zostali z trudem wychowania daleko od swoich rodzin. Serio, umówienie czasem wizyty bez dziecka graniczy z cudem. Obecność obojga rodziców na takim spotkaniu jest praktycznie niemożliwa. I boję się tego że tak daleko od mojej rodziny nie damy sobie rady, szczególnie że marzy mi się 3 pociech. Dlatego pojawia się pytanie - czy najrozsądniejszym pomysłem nie jest powrót w moje rodzinne strony, osiedlenie się w mieście wojewódzkim, ok. 20 km od mojego domu rodzinnego. 

Dodam że mam bardzo fajnych rodziców, mamy dobre relacje, są bardzo rodzinni i wiem że pomogą w opiece nad dziećmi. Ja sama pochodzę z rodziny wielopokoleniowej, bardzo dużą część życia spędziłam z dziadkami (dziadek woził mnie na zajęcia dodatkowe, babcia przychodziła po mnie do przedszkola i gotowała obiady zanim rodzice przyszli z pracy), w każdą niedzielę byliśmy na obiedzie u moich dziadków i dopiero teraz, z perspektywy dorosłej osoby, widzę jak ważne i cenne było to doświadczenie. Moi rodzice natomiast zawsze są dla nas wsparciem, uwielbiają mojego przyszłego męża, ze wzajemnością i zawsze nas wesprą w miarę swoich możliwości. Moi rodzice powiedzieli że byliby bardzo szczęśliwi gdybyśmy wrócili, ale to poważna decyzja i nie możemy jej podejmować na hurra. Uważają że z perspektywy dziecka bliski kontakt z dziadkami jest bardzo rozwojowy i chcieliby mieć swój udział w opiece nad wnukami, ale nie wywierają presji. W tamtej okolicy mamy też sporo przyjaciół, poznanych jeszcze w szkole średniej - przez te wszystkie lata grono poszerzyło się o partnerów/partnerki, ale dalej jesteśmy ze sobą blisko. Praca też nie jest żadnym problemem - ja jestem psychologiem dziecięcym i pracy jest baaaardzo dużo wszędzie, partner pracuje w IT, zdalnie, więc nawet nie musi zmieniać pracy. 

Czy ja zwariowałam czy to brzmi na najbardziej logiczne rozwiązanie? Im dłużej o tym myślę tym bardziej boję się macierzyństwa bez rodzinnej sieci wsparcia, a możliwość powrotu jest. Jak wy dziewczyny dajecie radę wychować dzieci z daleka od dziadków i gdybyście miały możliwość to czy zmieniłybyście tę sytuację? Wśród moich przyjaciół którzy są daleko od domu nie mam "dzieciatych" znajomych, więc nie mam kogo o to zapytać. 

Mam sporo koleżanek, które marzyły o gromadce pociech a po pierworodnym zmieniły zdanie.

Poradzisz sobie z pomocą rodziny czy bez niej. A dziecko może być szczęśliwe blisko dziadków i daleko, jako psycholog to wiesz.

Daj sobie czas skoro teraz targają tobą wątpliwości- odpowiedź sama do ciebie przyjdzie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
1 godzinę temu, Sylwia1991 napisał:

Mam sporo koleżanek, które marzyły o gromadce pociech a po pierworodnym zmieniły zdanie.

Ale są też kobiety które po pierwszym porodzie zarzekają się że już nigdy więcej nie chcą mieć dzieci a później zmieniają zdanie i mają gromadkę dzieci.Jak urodziłam pierwszego syna to powiedziałam że więcej nie chce dzieci ,że jedno wystarczy ale mąż nalegał (jest jedynakiem a ja mam tylko brata,) mąż nalegał że chce mieć gromadkę dzieci i później z czasem zaczęłam zmieniać zdanie i też chciałam drugie dziecko, a potem kolejne i kolejne..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
9 minut temu, cashewnut napisał:

Twoje malenstwo jest jeszcze mlode zeby myslec o drugim,

Daj mu - i sobie - troche czasu niech wyrosnie z tego okresu niemowlecego,

Z pierwszym trudnym dzieckiem dobra wiadomosc jest taka ze - trudno zeby drugie bylo gorsze 😉 I tak dzidzius daje rez dobry trening rodzicom, wiec przy drugim latwiej.

Miala kolezanka miala tez bardzo trudne dziecko - kolki, placze, podejrzenie autyzmu. Chodzila jak duch. Teraz maja dwojke, z roznica 3lata. Chlopiec robi sie coraz bardziej rozgarniety, a mlodsza siostrzyczka jest dla nich latwiejszym dzieckiem. 

Z kolei inni znajomi - pierwszy latwy dzidzius, a drugi „normalny”… a oni w szoku, ze drugi dzidzius nie spi po nocach i nie lezy grzecznie w wozeczku na zakupach jak pierwszy. 😂

Takze zobaczysz, nie przekreslaj jeszcze wiekszej rodzinki. 😉

Wiesz co, na forum nie chce za bardzo pisać, ale pojawienie się dziecka zweryfikowało wiele spraw w naszym życiu. I jak przed macierzyństwem uważałam że jestem gotowa, tak teraz wiem że do tego się nie nadaję. To samo z moim facetem, zero odpowiedzialności, dodatkowo popadł w nałóg. Przestaliśmy się dogadywać, nasz związek praktycznie nie istnieje, po prostu mieszkamy razem. Nie umiemy stworzyć spokojnego domu, nie umiemy być szczęśliwą, zgraną rodziną. Dodatkowo mamy niebieską kartę, bywa u nas policja. Wszystko się posypało. Synek jest wymagający, prywatni lekarze, terapie, to wszystko kosztuje. Mój facet raz, drugi, starcil pracę. Ja do pracy nie pójdę, muszę zostać z dzieckiem. Mimo że pracowałam w żłobku, nie wiedziałam jak na poważnie wygląda macierzyństwo i opieka całodobowa nad dzieckiem. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
15 godzin temu, Bazyliowa napisał:

bardzo dużą część życia spędziłam z dziadkami (dziadek woził mnie na zajęcia dodatkowe, babcia przychodziła po mnie do przedszkola i gotowała obiady zanim rodzice przyszli z pracy), w każdą niedzielę byliśmy na obiedzie u moich dziadków i dopiero teraz, z perspektywy dorosłej osoby, widzę jak ważne i cenne było to doświadczenie.

Z pewnoscia bylo to wazne i cenne doswiadczenie dla twoich rodzicow, ktorzy mieli mozliwosc rozlozyc obowiazki zwiazane z wychowywaniem dziecka w tak daleko idacym zakresie na dodatkowe 2 osoby. 

Dla ciebie oczywiscie rowniez. Ale byc moze warto uswiadomic sobie fakt,  ze twoj dzisiejszy strach przed samodzielnym wychowywaniem dziecka przez (jedynie) rodzicow, co jest regula u decydujacych sie na potomstwo ludzi, jest negatywnym skutkiem opisanje konstelacji. Moze czas sie uwolnic od takich wzorcow?

  • Like 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

My mamy dziadków bisko a i tak nikt nie pomaga. Rodzice meża są w miarę młodzi pracują, mają swoje zajęcia i problemy. Moi są już starsi i schorowani zwłaszcza mama. Mój ojciec wyrywał się do opieki ale chłop kompletnie się do tego nie nadaje bo też jest już starszy, słabo widzi nie ma refleksu. Nie mierzy sił na zamiary. Sami dajemy jakoś radę nie jest lekko ale jakoś musimy sobie radzić. Planować też nie ma co bo mi po jednym dziecku wszystko obrzydło i na jednym pozostaniemy. Na więcej nie mam ani checi, warunków ani zdrowia. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
22 godziny temu, Poll napisał:

My mamy dziadków bisko a i tak nikt nie pomaga. Rodzice meża są w miarę młodzi pracują, mają swoje zajęcia i problemy. Moi są już starsi i schorowani zwłaszcza mama. Mój ojciec wyrywał się do opieki ale chłop kompletnie się do tego nie nadaje bo też jest już starszy, słabo widzi nie ma refleksu. Nie mierzy sił na zamiary. Sami dajemy jakoś radę nie jest lekko ale jakoś musimy sobie radzić. Planować też nie ma co bo mi po jednym dziecku wszystko obrzydło i na jednym pozostaniemy. Na więcej nie mam ani checi, warunków ani zdrowia. 

Bo dziadkowie przed wnukiem czesto pytają kiedy, kiedy a potem jak pomóc to nie ma komu. Zarówno ja jak i niejedna moja koleżanka się o tym przekonałysmy. To nie te czasy kiedy dziadkowie ochoczo poswiecali sie opiece nad wnukami.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Ja miałam niemal identyczna sytuacje, tylko, że mąż z Wielkopolski. Cala ciążę przeszłam jeszcze we Wrocławiu, kupilsimy mieszkanie w Krakowie i przed samym terminem porodu przeprowadzka. Hardcore. A czemu postawiliśmy na Kraków? Żeby mieć bliżej chociaż do moich rodziców, bo przy dziecku różnie bywa. A dwa, że miasto bardziej nam się podoba.

W końcu przyszedł taki czas, że zamarzylismy o drugim i skończyło się tak, że musieliśmy w trakcie ciąży iść do rodziców bo nie daliśmy rady. Ja leżałam w szpitalu ( pierwszą ciążę przeszłam śpiewająco, druga niestety nie), mężowi nie chcieli dać tyle urlopu i co tu zrobić z dzieckiem w takim wypadku. Życie brutalnie nad doświadczyło heh. No ale drugie urodziłam w swoim rodzinnym mieście, czułam się tam bezpiecznie. A jak urodziłam to teściowa zaprosiła nad do siebie, i zapowiedziała że będzie nam gotować, żebysmu sie mogło dziecmi zająć, bo ona wie jak to jest. I wiecie co, może to dla niektórych nie do wyobrażenia, ale skorzystałam 😁

  • Like 1
  • Thanks 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Ja nie wyobrażam sobie wrócić mieszkać z rodzicami (oczywiście, czasem są sytuację podbramkowe, ale w zwykłych okolicznościach nie), ale uważam że ich wsparcie jest na miarę złota. Mam poczucie że niektórzy odebrali mój post tak jakbym po urodzeniu dziecka/dzieci chciała oddać je na wychowanie rodzicom i iść w długą. Absolutnie nie o to chodzi - po prostu w życiu są różne sytuacje podbramkowe, które ciężko rozwiązywać w 2 osoby, obie pracujące. Myślę że mój lęk ma zupełnie inne źródło - pracuje we wczesnym wspomaganiu rozwoju z dziećmi głównie autystycznymi i ogarnięcie ich terapii (często 2-3x na tydzień dowożenie w godzinach przedpołudniowych) + praca w domu nad wspieraniem takiego malucha + świadomość że będzie to trwało jeszcze wiele lat przekracza możliwości radzenia sobie rodziców jeśli nie mają żadnego wsparcia od swoich rodzin. Jasne że wtedy zagryzasz zęby i to robisz, bo dziecko najważniejsze, ale często moja praca zaczyna się od tego że wysyłam rodzica do psychiatry bo ma ewidentne objawy depresji lub zaburzeń lękowych. I naprawdę widzę że dużo lepiej radzą sobie rodzice którzy takie wsparcie mają. 

Podsumowując - ile ludzi tyle opinii, ale jest takie powiedzenie że do wychowania dziecka potrzebna jest cała wioska. Dzięki za wszystkie odpowiedzi 🙂

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
1 godzinę temu, Bazyliowa napisał:

Ja nie wyobrażam sobie wrócić mieszkać z rodzicami (oczywiście, czasem są sytuację podbramkowe, ale w zwykłych okolicznościach nie), ale uważam że ich wsparcie jest na miarę złota. Mam poczucie że niektórzy odebrali mój post tak jakbym po urodzeniu dziecka/dzieci chciała oddać je na wychowanie rodzicom i iść w długą. Absolutnie nie o to chodzi - po prostu w życiu są różne sytuacje podbramkowe, które ciężko rozwiązywać w 2 osoby, obie pracujące. Myślę że mój lęk ma zupełnie inne źródło - pracuje we wczesnym wspomaganiu rozwoju z dziećmi głównie autystycznymi i ogarnięcie ich terapii (często 2-3x na tydzień dowożenie w godzinach przedpołudniowych) + praca w domu nad wspieraniem takiego malucha + świadomość że będzie to trwało jeszcze wiele lat przekracza możliwości radzenia sobie rodziców jeśli nie mają żadnego wsparcia od swoich rodzin. Jasne że wtedy zagryzasz zęby i to robisz, bo dziecko najważniejsze, ale często moja praca zaczyna się od tego że wysyłam rodzica do psychiatry bo ma ewidentne objawy depresji lub zaburzeń lękowych. I naprawdę widzę że dużo lepiej radzą sobie rodzice którzy takie wsparcie mają. 

Podsumowując - ile ludzi tyle opinii, ale jest takie powiedzenie że do wychowania dziecka potrzebna jest cała wioska. Dzięki za wszystkie odpowiedzi 🙂

Jeśli nie będziecie mieć problemu ze znalezieniem pracy w swoich rodzinnych stronach, to super. To komfortowa sytuacja. Jeszcze macie chwilę do namysłu, ja bym chyba wróciła. Bliska i fajna relacja wnuka z babcia czy dziadkiem też jest bardzo ważna w kształtowaniu młodego człowieka. 😁

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Autorko, moim zdaniem jak najbardziej logiczną opcją. I mówię Ci to jako mama trójki,  która nie ma dziadków do pomocy.

Mieszkamy daleko od wszystkich. Dzieci teraz prawie3, 5 i 10lat. Z najstarszym mieszkaliśmy w tym samym mieście,  co teściowie i mogłam liczyć na pomoc, zostali z nim jak miałam wizytę u lekarza np. Teraz kombinacje, żeby pójść samej, bo nie wszystko da się pogodzić z pracą męża.  Nie udało mi się też wrócić do pracy, bo nie pogodziliśmy czasowo że żłobkiem i przedszkolem do 16.30. Po 3 miesiącach musiałam odpuścić.  Dziadkowie oczywiście odwiedzają,  ale to 2 dni na 2 miesiące i siłą rzeczy nie znają dobrze dzieci, boją się z nimi zostać sami, więc o jakimś wyjściu z mężem też nie ma mowy. 

Jestem zmęczona tym kombinowaniem, ciągnięciem maluchów ze sobą wszędzie. Jedno ma lekarza np, idę z 2 albo 3. Zabieram z sobą do urzędów, mechanika, wszędzie, gdzie muszę coś załatwić.  Dylematy,  jak młodsze chore, czy uda mi się zawieźć,  przywieźć najstarszego że szkoły,  ciągnąc chore dzieci, czy puścić samego. Czasem 20minut ratuje sytuację,  że ktoś pomoże i zostań z dzieckiem, żeby np nie zrywać go z drzemki.

Ostatecznie ściągam mamę do naszego.miasta, lada dzień się przerowadzi niedeko i będę miała łatwiej.

Mając 3 dzieci, logistyka jest nieprzewidywalna. Żłobek, przedszkole, szkoła,  zajęcia dodatkowe, lekarze, zebrania itd. Już nie mówię o zakupach chociażby, bo to nie tylko sybka spożywka, ale ubrania, buty i cała reszta.

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Jak ktoś ma kasę w dzisiejszych czasach to brak obecności dziadków na co dzien nie jest problemem. Za prlu brak dziadków na co dzień też nie był problemem. Wszyscy lataliśmy z kluczami na szyi. Dziadkowie byli tylko na niedzielne obiady albo na wakacje. Dla towarzystwa i robienia obiadu bardziej ponieważ bylismy już wyrośnięci i samoobsługowi. Ja nie jestem osobą majętną, ale tylko od wielkiego dzwonu pomagała mi matka czyli kilka razy do roku, ponieważ dopóki dziecko nie poszło pierwszy dzień do przedszkola to przebywałam na urlopie wychowawczym. No ale ja mam tylko jedno dziecko. W przypadku większej ilości zamieszanie logistyczne robi się większe. Ja tylko jednego nie rozumiem tu na kafeterii. Ludzie tu czasem piszą, że mają dobre prace, opisują jak są zaradni, a z drugiej strony doradzają się elementarnie w sprawach uczuciowych, rodzinnych, ogólnych tak jakby tu nagle byli totalnie niezaradni i ja tej sprzeczności totalnie nie rozumiem. Ktoś ma papiery na to by doradzac psychologicznie, a radzi się w jakichś sprawach w których funkcjonuje większość. Ja powiem tyle. Dziadkowie są potrzebni nie tyle do pomocy przy opiece (choć dla niektórych pewnie to przede wszystkim) co bardziej do budowania wyjątkowej tylko dla dziadków relacji z wnukami i do gromadzenia cennych wspomnień u dzieci które pozostaną w nich na całe życie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Autorko jak.masz bardzo dobry  kontakt z rodzicami to lepiej wróć w rodzinne strony. Tu nawet nie chodzi o pomoc dziadków bo opiekę nad dzieckiem można zorganizować samemu. Tylko  kontakt  dziecka z dziadkami,rodzina jest bezcenny.  

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Jezeli masz fajnych rodzicow to wrocilabym w rodzinne strony.  Obecnosc dziadkow w zyciu wnukow moze byc cudowna (normalnych oczywiscie).  Fajni dziadkowie wzbogacaja zycie dzieci.  

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować  

×