Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość baśka_rada

choroba męża a seks

Polecane posty

jakoś tak żeśmy sobie z żoną gadali o ogródku i przypomiałem sobie, jak ścinaliśmy drzewo z kolegą. W pewnym momenie piła motorowa podskoczyła i koledze po roboczych spodniach , wyszarpała dziurę. I tak sobie gadaliśmy, a ja sobie przypomiałem, ten topik i pogadaliśmy sobie. Żona stwierdziła, że nigdy by nie postąpiła tak jak autorka topiku, widać mam uczciwą , starej daty żonę......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ta od dziadeczka
niclas "Mam wrażenie" - możesz śmiało dodać graniczące z pewnością. Tak, to prawda - "Ty bardzo starasz się motywacje Baśki utożsamić ze swoimi". Prawda - "Twoja teza jest taka, "poszłam z tamtym chłopakiem do łóżka, jeszcze będąc w związku z dziadeczkiem, i myślałam, że to była tylko chemia, taki impuls, ale naprawdę się oszukiwałam, bo chodziło mi o coś poważniejszego, tylko wmawiałam sobie, że tak nie jest". Tytułem uzupełnienia: Ten chłopak "pracował nade mną" 2,5 roku. Ta jego adoracja nawet mnie trochę bawiła (może nawet schlebiała mojej próżności), ale była bezskuteczna, przecież kochałam kogoś innego. Dwa lata po tym jak uciekł od tej nieodwzajemnianej miłości spotkaliśmy się. Dzisiaj wiem, że to nie przypadkiem z nim właśnie poszłam do łóżka. W moim ówczesnym związku czegoś mi zaczęło brakować i nie było to tylko tych "kilkanaście centymetrów".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ta od dziadeczka ale u Baśki to, tak przynajmniej ją zrozumiałem, nie było tak, że jej zaczęło czegoś brakować w związku. U niej w jednej chwili nastąpiła katastrofa. I ona musiała sobie zadać pytanie, co dalej. Postawiła sobie za cel główny nie rozstawać się z mężem, trwać w tym związku. I nie chodzi mi wcale o pierwszy moment, że pielęgnowała go w szpitalu i jakiś dłuższy czas potem. U niej, sądzę, był to wybór. Jeżeli rzeczywiście to jest stanowczy wybór, to i urok kochanka nie odwiedzie jej od obranej drogi. Choć, i tu się oboje zgadzamy, takie ryzyko jest zawsze realne. Oczywiście, że jest to wszystko popyrtane, ale i sytuacja jest popyrtana. Ja myślę, że ona go (męża) naprawdę kocha, chociaż mnie też to jakoś mrozi, że można tak na chłodno prowadzić życie alternatywne. Ale nie osądzam jej, też źle znoszę brak seksu. I tak myślę (łudzę się?), że ona prędzej odejdzie od kochanka, niż od męża.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No dobra. Ty tu sobie gadu- gadu a ja zaraz oddam się ponownie przyjemności. To znaczy pasji takiej, rozumiesz. Wiesz, chyba jednak jesteś kobietą. Męzczyźni nie są tacy zawistni i wredni. W dodatku nie masz zbyt wiele do roboty, bo od rana na kafeterii. Może posprzątaj trochę, nie wiem, poukładaj w szafkach ubrania. Ale pewnie nie masz ich zbyt wiele, bo i na co,skoro całymi dniami siedzisz w domu i krytykujesz i kombinujesz i oceniasz i plujesz jadem na prawo i lewo. Zajmij się może życiem realnym zamiast nakrecać sobie sama dyskusję. Widzisz, u mnie jeszcze jest tak, że nawet jeśli mąz i kochanek kopnęłiby mnie w przysłowiowy tyłek, to myślę że nie maiłąbym problemu ze znalezieniem sobie chłopaka, nawet meza. A seks jesli nie dla przyjemnosci, to w takim razie po co? Bo dzieci przeciez nie planuję. WIdzisz, kobieta jest fajna wtedy, kiedy nie wisi na mezczyźnie, kiedy pozwala mu oddychac, kiedy dba o siebie, nie czeka w domu z mina cierpietnicy, nie czepia się o byle drobiazg. Fajna jest kiedy potrafi się uśmiechac przy najmniejszych banalnych czynnościach. Mądra, nie znaczy przemądrzała jak Ty. Chwilami mnie bawisz, czasem zasmucasz. My z mężem mamy problem, ale widzę, że są ludzie naprawde osamotnieni i to musi strasznie boleć. Baj baj Maszkaro. Ja zmykam na randkę. Miłego wieczorka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zazdroszczę kobietom
"Męzczyźni nie są tacy zawistni " "Zawiść to uczucie, które może być mobilizującym środkiem dopingującym do zwiększania własnych wysiłków na drodze do swojej doskonałości" Dlaczego natura nie potraktowała nas w tym względzie równo? Dlaczego ograniczyła nam dostęp do środków, dzięki którym moglibyśmy się stać równie doskonali jak kobiety?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ta od dziadeczka
Doga baśko, uważam Cię za inteligentną osobę, nie pozbawioną uczuć. Brakuje mi u Ciebie jednego - pewności siebie. I właśnie ten brak powoduje, że jesteś taka rozedrgana. Przypominasz mi mnie samą z czasów mojej młodości. Dlatego tak trwam na tym forum. Ale i Ciebie coś do mnie ciągnie... Jak dawno temu już twierdziłaś, że zaglądasz na to forum tylko tak przypadkiem (w celu usunięcia z ulubionych)? Twierdziłaś, że wszystko zostało powiedziane, nikt już nie wnosi nic nowego, a Twoje problemy zostały rozwiązane. A jednak ciągle wracasz. Wracasz aby zobaczyć co ta niezrównoważona psychicznie jeszcze napisze. A ona ciągle to samo: "porozmawiaj uczciwie sama z sobą ". UWIERZ W SIEBIE. Brak decyzji tylko ludzie maluczcy nazywają wyborem. Strach przed potencjalnymi negatywnymi skutkami prawdziwych wyborów paraliżuje. Ciebie jeszcze stać na pokonanie tego paraliżu. Ty jesteś wielka. Ale czas nie pracuje na Twoją korzyść. Piszesz o mnie: "nie masz zbyt wiele do roboty". I w Twoim mniemaniu jest to zarzut. A dla mnie komplement. Nigdy nie imponowali mi ludzie, którzy tak zapieprzają, że nie mają czasu naładować taczek. Imponowali mi natomiast Ci, którzy umieli tak zorganizować pracę sobie i innym, że ta wspólna praca była efektywna i pozostawało wiele czasu na inne sprawy. Udało mi się taki stan w życiu osiągnąć. Potrafiłam skorzystać z doświadczeń innych. I przekonałam do tego kilka bardzo ważnych dla mnie osób. Nie wyłączaj myślenia. Nie tylko czucie i wiara....ale także szkiełko i oko.... Pisząc o moich ubraniach stwierdzasz "pewnie nie masz ich zbyt wiele, bo i na co, skoro całymi dniami siedzisz w domu". Nie zainteresowało by mnie to zdanie, gdyby nie babska ciekawość na podstawie czego taki wniosek wysnułaś. Otóż stąd, że jestem "od rana na kafeterii". A co z popołudniami, wieczorami, weekendami, świętami? Piszesz "chyba jednak jesteś kobietą" (ten Twój brak pewności!), więc myślę, że dopuszczasz taką możliwość, że może jednak (jak to próżna kobieta) lubię się dobrze ubrać, nie lubię drugi raz wkładać tej samej kreacji na wizytę w tym samym miejscu lub na wyjście z tym samym towarzystwem. A ponieważ (też typowe dla kobiet), uważam, że "mój mąż świadczy o mnie" znajduję również czas aby mu coś odpowiedniego kupić. Ale to są tylko takie drobiazgi. Nie będę używała górnolotnych słów, ale wiesz, my wykorzystujemy każdą chwilę aby być razem. Nawet kiedy fizycznie jest to niemożliwe (takie jest życie i tak też się musi zdarzać).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kobieta kaleka
tez tak chce i mam "natura obdarzyła nas takimi narządami które zdrowe domagają się swojego zainteresowania" "zona mojego kochanka jest po operacjach kobiecych i on nie czuje do niej zadnego pociagu fizycznego" - tak się zdarza. "dba o nia pielegnuje tak jak nalezy i nigdy nie zamierzal ja zostawic sama ze swoim kalectwem" - dlaczego tak łatwo powtarzasz za swoim kochankiem, że jego żona jest kaleką? Jesteś już dosyć dorosłą kobietą i pwinnaś wiedzieć, że takie operacje kaleczą wyłącznie psychikę kobiety. Czy można stwierdzić, że kobieta, która nie może mieć dzieci jest kaleką? Większość kobiet po operacjach kobiecych (po przejściowych problemach) wraca do pełnej sprawności seksualnej. Dlaczego nie wszystkie? Bo część z nich doświadcza tego czego doświadczyła żona twojego kochanka. Przestała być atrakcyjna dla swojego męża. Przestała go pociągać (tak się zdarza). Ale nie stała się przez to kaleką. Ale ty tak bezkrytycznie powtarzasz słowa "swojego wspaniałego faceta", usprawiedliwiając go, a tym samym usprawiedliwiając swoje "samarytańskie" zachowanie. "ja to doceniam i nie proboje wykorzystywac sytuacji. to on szuka kontaku ze mna wredy gdy ma na to ochote".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A ja całkiem zapomniałam o tobie. Znaczy było fajnie wtedy. A z mężem jedziemy w góry w połowie lutego. Widzisz, i z jednym i z drugim fajnie spędzam czas. Pa pa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
a ja z kolei myślę o jednym z wpisów Tej od dziadeczka, ciekawym, jak można komuś ślubować miłość, skoro uczucia mijają, ewoluują? W przysiędze kościelnej jest rzeczywiście zdanie "ślubuję Ci miłość". Poszperałem trochę i trafiłem na zdanie Tischnera, którego bardzo poważam, że "Miłość to wybór. Uczucia się zmieniają, wybory powinny trwać". A co to oznacza tak praktycznie? Że jak czuję, że moje uczucie gaśnie, to się mam do niego przymusić? Czy kryterium szczęścia, udanego życia ma być umiejętność wytrwania w wyborze? Czy taki stan jest osiągalny bez motywacji religijnej?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ta od dziadeczka
baśka_rada, "A ja całkiem zapomniałam o tobie." Może byś tak chciała, ale kolejny raz Ci nie wierzę!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ta od dziadeczka
baśka_rada, "było fajnie wtedy" - 17:50 "Ja zmykam na randkę." "z mężem jedziemy w góry w połowie lutego" - znów będzie fajnie. A co pomiędzy? Dlaczego ma nie być Ci fajnie każdego dnia?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ta od dziadeczka
niclas, cieszy mnie to, że Ty też nie uważasz czasu spędzanego na tym forum za stracony. Ksiądz Tischner również dla mnie był autorytetem. Chociaż przyznam, że tak dogłębnie nie studiowałam jego filozofii. Jestem człowiekiem, więc wątpię. We fragmencie zacytowanym przez Ciebie "Miłość to wybór. Uczucia się zmieniają, wybory powinny trwać" nie mam wątpliwości co do drugiego zdania. W tym zdaniu ksiądz Tischner stwierdza, że "uczucia" i "wybór" to dwie różne rzeczy. W tym kontekście zgrzyta mi zdanie pierwsze. Dla mnie miłość to przede wszystkim uczucie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ta od dziadeczka
Miłość to uczucie niezależne od nas, wybór to nasza suwerenna, świadoma decyzja. Co to znaczy w kontekście religijnym (przysięga małżeńska)? Ślubuję Ci wierność - jednoznaczne, zależy tylko i wyłącznie ode mnie. Identycznie z "uczciwość małżeńską" i "że Cię nie opuszczę". To jest mój wybór i dotrzymam tej przysięgi. Ale "ślubuję Ci miłość" - nie, to jest niezależne ode mnie. Pomimo, że tak uważałam, złożyłam tą pełną przysięgę bo każdy zakochany, który dojrzał już do małżeństwa jest przecież przekonany, że znalazł miłość taką "na całe żecie i bez względu na wszystko". I nie potrzeba żadnej dodatkowej motywacji religijnej. Po przeczytaniu słów księdza Tischnera dochodzę do wniosku, że mógł myśleć podobnie jak ja. I tu wymyślił pewien wybieg. Miłość nie ma nic wspólnego z uczuciem. TO JEST WYBÓR. I teraz już wszystko gra w przysiędze małżeńskiej. Uczuć przecież nie przysięgamy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ta od dziadeczka
Dziękuję Ci niclas za ten cytat. Myślę, że gdyby to znali wszyscy, którzy ślubowali przed ołtarzem (nie wątpię, że dla większości z nich ksiądz Tischner też był (jest) autorytetem), to nie uznawaliby tak łatwo, że ponieważ i tak złamali już przysięgę (odnośnie uczucia) więc nic to nie zmieni jeżeli przestaną przestrzegać tych pozostałych fragmentów (odnośnie wierności, uczciwości itd). Reasumując: jeżeli już wygasło uczucie między małżonkami to przysięgi jeszcze nie złamali.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ta od dziadeczka
Wobec powyższych moich przemyśleń odpowiedzi na postawione przez Ciebie, niclas, pytania są proste. "Że jak czuję, że moje uczucie gaśnie, to się mam do niego przymusić?" - staraj się je podtrzymywać ale nie zmuszaj się. "Czy kryterium szczęścia, udanego życia ma być umiejętność wytrwania w wyborze?" - zdecydowanie tak. Ludzie są tak szczęśliwi jak sobie postanowią. "Czy taki stan jest osiągalny bez motywacji religijnej?" - i znów TAK. Wielu ludzi osiąga taki stan z wewnętrznej potrzeby, z uczciwości wobec siebie, z odpowiedzialności za swoje wybory. W naszym tak bardzo katolickim kraju zdecydowana większość ludzi jest przecież wierzącymi ale nie praktykującymi. Co to znaczy? Wierzę ale nie przejmuję się jakimiś zasadami narzucanymi mi przez "ludzi ubranych w sutanny". A jednak potrafią być wierni, uczciwi, odpowiedzialni i nie opuszczają, aż do śmierci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ta od Dziadeczka, sprawa nie jest taka oczywista, że miłość i uczucie to wedle tej interpretacji dwie różne rzeczy. Chodzi tu raczej o prymat nieodwołalności deklaracji uczucia, której następstwem jest wybór. To wszystko jest mocno teoretyczne. Ale przekładając to na konkretne życie. Jest coś takiego, że ludzie mają różne problemy, czasem wygląda to tak, jak by już między nimi w ogóle nie było uczucia, a jednak się nie rozstają. Można to tłumaczyć minimalizmem, że tak im wygodniej, bo to czy tamto. Ale niekiedy naprawdę trudno orzec, czy to minimalizm, czy maksymalizm. Na czym polega fenomen żony pijaka, który chodzi kilka godzin z ciepłym swetrem w rękach, przeszukując okoliczne rowy, czy nie ma tam jej męża? Widziałem taką scenę na własne oczy na wakacjach w górach. I gdy jedna góralka zapytała wtedy drugą, dlaczego to robi, ta odpowiedziała "bo to przecież mąż".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ta od dziadeczka
niclas, "Widziałem taką scenę na własne oczy" Każdy z nas widział podobne sceny. I to bardzo często wśród par żyjących w tzw konkubinacie. Co ich napędza do takich działań, na pewno nie to co Twoją góralkę: "bo to przecież mąż".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ta od dziadeczka
Przepraszam, ale muszę się zająć innymi sprawami. Może jeszcze kiedyś przypadkiem tu wrócę. Może przy okazji usuwania z ulubionych :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ta od dziadeczka
niclas, piszesz "czasem wygląda to tak, jak by już między nimi w ogóle nie było uczucia, a jednak się nie rozstają". Twoje stwierdzenie uznałabym za prawdziwe gdyby słowo uczucia zastąpić słowem miłość. Bo uczucia to dużo, dużo szersze pojęcie niż miłość. Czyli: ludzie się nie rozstają, bo chociaż miłość już się wypaliła to pozostały jeszcze inne uczucia. Nawiązując do głównego tematu, który stał się pretekstem do naszych rozważań, wrócę do przedstawianej już tu hipotezy: Pomimo, że baśka już nie kocha swojego męża to jeszcze jakieś uczucia łączą ją z nim. Dlatego się z nim nie rozstaje (pomijam inne uwarunkowania).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
dobra, to postawmy inne pytanie. Co to znaczy kochać? Znowu przywołam Tischnera, który opiera się z kolei na Rosenzweigu. Oni obaj mówią wyjściowo o miłości w relacji Bóg-człowiek, ale śmiało ich opis można przenieść na relację człowiek-człowiek. Otóż teza Rosenzwiega jest taka: Bóg zawiera przymierze z człowiekiem, bo nie umie się bez niego obejść. Kochać więc, to nie umieć się obejść bez drugiego. Przecież ludzie mówią często coś takiego "nie umiem bez Ciebie żyć". Te słowa nie zawsze są maksymalistyczne, wypowiadane jako zachwyt nad naszym uczuciem. Często są wypowiadane w kontekstach minimalistycznych. Wszystko się wali, ale ja bez Ciebie życia sobie nie wyobrażam. Czy to nie jest miłość?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ta od dziadeczka
niclas, "Kochać więc, to nie umieć się obejść bez drugiego." - Pięknie to brzmi ale w realnym świecie jakże często zdarza się miłość nieodwzajemniona. I ten który kocha jakoś sobie musi z tym poradzić. I najczęściej radzi. Czy dlatego, że sobie radzi powiesz mu, że to nieprawda, że kocha? "Przecież ludzie mówią często coś takiego "nie umiem bez Ciebie żyć"." - ale przecież żyją. "Wszystko się wali, ale ja bez Ciebie życia sobie nie wyobrażam. Czy to nie jest miłość?" - może brak wyobraźni, nazbyt duże uzależnienie, bezradność?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja myślę, i tu znowu przytyk osobisty, że Ty wciąż przykładasz miarę własnej historii z Dziadeczkiem. Może pozostawiło to w Tobie jakąś zadrę, może nawet poczucie winy. Niepotrzebnie, w końcu po to się żyje w związku partnerskim, a nie w małżeństwie, żeby, jak zajdzie potrzeba, tym łatwiej się ewakuować. Wcześniej pisałaś o tym, że ludzie często wiernie trwają przy sobie, jak góralka z mojej opowieści przy mężu pijaku, także nie będąc małżeństwem. To prawda, formalny akt nie jest tu zapewne decydujący. Mnie jednak fascynuje triada: uczucie-deklaracja formalna-(wy)trwanie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ta od dziadeczka
niclas, "po to się żyje w związku partnerskim, a nie w małżeństwie, żeby, jak zajdzie potrzeba, tym łatwiej się ewakuować" Masz zdecydowanie rację. "Mnie jednak fascynuje triada: uczucie-deklaracja formalna-(wy)trwanie." I mnie też. Bez żadnego ale....bez żadnych szczególnych "okoliczności łagodzących" i hibernacji czegokolwiek.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ta od dziadeczka
niclas, "po to się żyje w związku partnerskim, a nie w małżeństwie, żeby, jak zajdzie potrzeba, tym łatwiej się ewakuować" Masz zdecydowanie rację. "Mnie jednak fascynuje triada: uczucie-deklaracja formalna-(wy)trwanie." I mnie też. Bez żadnego ale....bez żadnych szczególnych "okoliczności łagodzących" i hibernacji czegokolwiek.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ciche przyzwolenie
"Poszperałem trochę i trafiłem na zdanie Tischnera, którego bardzo poważam, że "Miłość to wybór. Uczucia się zmieniają, wybory powinny trwać". " Tak naprawdę to autorem tego poglądu, że miłość to postanowienie, decyzja, wybór, był duński protestancki teolog, filozof Søren Kierkegaard. Ciekawa, choć bardzo kontrowersyjna postać, także przez koleje swego losu. Jego poglądy też są postrzegane jako bardzo kontrowersyjne, mimo tego niektóre z nich, jak choćby ten cytowany, stały się wygodnym narzędziem sprawowania władzy w rękach hierarchów religijnych, przede wszystkim katolickich. Ale trzeba trochę wiedzieć, w czym i gdzie szperać, by o tym poczytać ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ta od dziadeczka
miło mi znów Cię znów czytać [Ciche przyzwolenie]; ale mogłeś sobie darować ostatnie zdanie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ta od dziadeczka
Ciche przyzwolenie, wielu ludzi piszących na tym forum (zaliczam do nich oczywiście siebie; ale i niclasa) chce "wiedzieć więcej". Chociaż może nie do końca wiemy "w czym i gdzie szperać". Ja Ci dziękuję za tego Kierkegaarda, chociaż nie czuję się na siłach grzebać w "jego filozofii". Dlatego jestem wdzięczna takim ludziom jak ksiądz Tischner za ciekawą, syntetyczną formę w jakiej oswaja nas z "filozofią jako taką". Mówiąc nas, mam na myśli tych, którzy nie są tej filozofii pasjonatami.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ciche przyzwolenie
Dzień dobry :) Niby mogłem, ale sobie nie darowałem. Jest już po mnie ? ;) Ale mówiąc poważnie i idąc dalej za tą myślą - mogłeś sobie darować..., mogłem sobie darować i inne zdania, posty, w ogóle pisanie tutaj. Nie tylko ja mogłem sobie coś tam darować, inni uczestnicy rozmowy też. Niemniej..., Twoją uwagę traktuję jako pozytywne wyróżnienie, także jako wsparcie mojej sugestii, że aby o czymś dyskutować, to trzeba mieć, albo szukać solidniejszych podstaw jej prowadzenia, tej dyskusji, znaczy się :) 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ciche przyzwolenie
Zgoda, ale osoba i poglądy ks. Tischnera użyte tu zostały moim zdaniem "instrumentalnie". Jak się człowiek zagłębi bardziej w jego twóczość, w jego pisarski dorobek, to zobaczy, że używanie wyjętych z całego kontekstu jego poglądów jest, delikatnie mówiąc, nadużyciem. Dlaczego ? Ano dlatego, że wyrwane z kontekstu zdanie, myśl, mająca wspierać pogląd wyrażony przez kogoś na topiku, obejrzana, że tak się wyrażę, w szerszym kontekście, z szerszej perspektywy, wcale, jak się okazuje, topikowego poglądu nie wspiera, a wręcz go obala :) Można przejść nad tym do porządku dziennego, odpuścić sobie polemikę, albo można jakoś zareagować :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ta od dziadeczka
"Nie tylko ja mogłem sobie coś tam darować, inni uczestnicy rozmowy też." Wiesz, te nasze wcześniejsze "kopania leżącego" miały na celu sprowokowanie go do podniesienia się, do oprzytomnienia. To twoje ostatnie (odniosłam takie wrażenie) zbyt mocno trąciło sadyzmem. Stąd mój komentarz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×