Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Mayaa

toksyczny związek - prosze o pomoc poważne osoby

Polecane posty

Gość Jennifer.1
Kurcze, probuje wkleic urwany wczesniej, dalszy ciąg mojej wypowiedzi a po wyslaniu jej widzę pusty post :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gretchen
Jennifer coś się dzieje z kafe, bo mi np w ogóle znikaja posty :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jennifer.1
c.d. Zaczęłam glowkowac, rozkminiac, za kazdym razem, gdy kogos poznawalam, porownywac do eks - to dowod ze nie zakonczylam tamtego etapu. Obecnie mam zasade ze ok, moge poznac kogos, ale na luzie, bez nastawiania sie ze to musi byc cos powaznego, ze cos z tego musi wyjsc. Dobrze się czuję w samotnosci, choc wiadomo ze byloby lepiej miec kogos. Ale nie na sile. To moim zdaniem oznacza ze przerobilam etap desperacji, nacisku na bycie z kims bo "o matkoo, mam 30lat i ciagle sama, bez rodziny". Zrozumialam ze to JA decyduję, że czuję się dobrze a nie partner czy inne czynniki zewnętrzne. Daje to poczucie wolnosci i spokoju. Nie bronię się przed nowymi znajomosciami, ale tez nie uganiam sie za nimi. Przestalam siedziec na sympatii i szukac faceta. Bardzo cenię sobie czas gdy świadomie pozostaję sama, bo mogę się skupić na sobie, nie rozpraszac, nie tracić energii na emocje. Bo emocji jako toksyczne osoby mamy az nadto w swojej glowie :) Chcę wierzyc ze znajdę osobę z którą stworzę ZDROWĄ bliskosc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość całkowicie czarny kot
Maju - mam wrażenie, że targają Tobą wielkie emocje i uczucia. Może warto nauczyć się trzymać swoje emocja na smyczy i nimi rozsądnie kierować? Życze Ci wszystkiego najlepszego, ale podpisuje sie pod sceptycznymi wypowiedziami Gretchen i Jenny - uważaj, żeby nowa fascynacja nie odbiła Ci się czkawką. Uważaj na siebie:-) Ostatnio wczytuję sie w ten tekst: http://dezyderata.ovh.org/ http://www.youtube.com/watch?v=Xg7p3LJZngU

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hakaka
dziewczyny a czy ja tez tkiwe w tkosycznym zwiazku??? codziennie zadaje sobie to pytanie...i nie wiem...wiem ze bardzo kocham - ale wiem tez ze nie jestem dokonca szczesliwa;( moj facet - jestesmy razem 3 lata , mieszkamy 2.....jest okropnym egoista;/mysli tylko o sobie...juz nie mowie o tym ze nie ma w sobie ni kszty romantyzmu bo wielu tak ma i to przelknac moge....ale zawsze jest tak jak on chce...co bedziemy robic alnie nir robic...nigdy mnie nie spyta...co dzi szrobimy? moze pojdziemy gdzies...tylko JA dzis cos tam..aja glupia musze sie zawsze dostosowac...milion razy mowilam mu o sowich potrzebach ale nie ptrafi sie zminic. Nigdy nie powie..ladnie wygladasz - bo po co? Nigdy nie pomysli co ja bym chciala tylko to wyglada tak ze on sobie uklada nie wiem plan dnia, weekendu a ja sie musze dostosowac...kiedy chce zebysmy sie spotkali z przyjaciołmi mowi ze nie chce zebym szla sama...a o to mi chodzi zebysmy chodzili razem;/kochamy sie wtedy kiedy on chce...ja chce czesciej a jzu sto razy slyszlaam w lozku "jestem zmeczony". Najgorsze w tym wszystkim jest to ze ma depresje i nerwice razem wziete juz pare laty...i wiem ze to sprawia iaz zachowuje sie tak a nie inaczej....ale jest inteligenta osoba i rozmaiwlam z nim duzo razy mowiac co mi przeszkadza, czego potrzebuje..zreszt awidzi ze cierpie...to cholera moglby choc troche sie postarac;/ale jego wytlumaczenie ze "on juz taki jest"....pomimo tych wad..kocham go bardzo i jest dobrym czlowiekiem...jednak jego "choroba" nie pozwala mu sie tak cieszyc zyciem jak innym...nie pije, nie bije mnie, nie wyzywa...ale depresja tez jest straszna uwiezcie mi... nie wyobrazam sobie zycia bez niego..chce zostac jego zona, chce miec z nim dzieci.....................ale prosze Boga, nie wiem los tylko o troche zaintereswoania mna...wysluchania przez niego tego co potrzebuje i choc troche starania sie cos zminic....... Tak jak pislalam nei wyobrazam sobie nie byc z nim....ale z drugiej strony czasm mysle czy z kims innym nie bylo by lepiej?wiem napewno ze nie odejde bo nie ptrafie...ale czasem w chwilach zalamania chcialabym zeby to on odemnie odszedl. Wiele osob mi doradzalo porozmawiaj z nim, powiedz o sowich porblemach, uczuciach......on WIE od dawna co mi trzeba ale sie nie zmnienia i zapewne sie nie zmini...chyba powoli godze sie z mysla ze z taka osoba spedze reszte zycia...ze zawsze bede niedokonca szczesliwa.........

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość całowicie czarny kot
http://www.youtube.com/watch?v=hRAVAWf6pu4 dziś mam na tapecie tę piosenkę:-) @hakaka - czy toksyczny czy też nie... chyba nie ma to większego znaczenia, skoro i piszesz do nas, że nie jesteś szczęśliwa i nie jest Ci dobrze w związku... Uważam, że każdy związek można uratować, pod jednym wszakże warunkiem: obie strony wiosłują w jedna stronę Pogadaj ze swoim facetem na spokojnie. Zastanów się czego chcesz od związku i życia. :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mayaa
No i topik się wypalił :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gretchen
Ja mam kryzys :( Może to pogoda, może to ciśnienie, ale od kilku dni fatalnie funkcjonuję. W ogóle prawie nie funkcjonuję. Najchętniej nie wychodziłabym z domu... Dobrze, że praca mnie zmusza, chociaż wciąz kołacze mi sie po głowie, iż może iśc na zwolnienie na kilka dni, choć wiem, że do niczego dobrego to nie doprowadzi... 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ammazzi
Własnie jestem na odwyku :)) Boli. Nie odbieram od niego telefonu. Czuje sie fatalnie. Oczywiscie, jak ktos napisal, my tez mamy w tym swoj udzial - nic nie dzieje sie bez nas. Ale "dobra" Kobieta w zwiazku z "dobrym" Mezczyzna moze stworzyc wartosciowa i dajaca poczucie sily i satysfakcji obojgu relacje. Ze "zlym", no wlaśnie. Zebralam sobei na wlasny uzytek taka "wiedze" z internetu, pomaga mi o zrozumiec i odciac sie. Moze komus z Was tez pomoze... Mezczyzna, jakkolwiek by go nie nazwac socjopata, psychopata, w jednym z watkow kafeterii nazywany pawianem (do znalezienia pod pawianizm) to maniak, konfabulant, kłamca i manipulant. Nie pójdzie do lekarza, bo czuje się zdrów. Nie pójdzie na zadna terapie, bo idioci to inni, nie on sam. Socjopata to czlowiek, ktory nie nadaje się do życia w społeczeństwie, nie posiada empatii, brak współczucia, sprawia ból bliskim osobom, i nie liczy się z nikim. Zrobi z twojego zycia armageddon, tylko dla wlasnej przyjemnosci, aby podreperowac swoje zlamane ego (niewazne, kto go zlamam - matka, zona, narzeczona) Z brakiem miłości idzie w parze brak empatii. Psychopata nie jest w stanie odczuwać przykrości z powodu czyjegoś nieszczęśliwego położenia ani postawić się na miejscu kogoś innego, niezależnie od tego, czy ten ktoś został skrzywdzony przez niego. Psychopata jest manipulatorem, który dokładnie wie, co nas rusza, i wie, jak nami manipulować i jak wpływać na nasze uczucia. Mają talent do wypatrywania „życzliwych, troskliwych” kobiet. Psychopata często wykorzystuje mimetyzm do przekonania innych, że jest normalną,ludzką istotą. Robi to, by stworzyć pozory empatii ze swoją ofiarą. Psychopata przez snucie smutnych opowieści lub zapewniając o głębokich, poruszających doświadczeniach, będzie próbował sprawić, żebyś uwierzył, iż ma on normalne emocje; Kłamanie jest dla psychopaty jak oddychanie. Przyłapani na kłamstwie tworzą nowe kłamstwa, nie dbając, czy zostaną na tym nakryci. Prawdziwe niebezpieczeństwo związane z psychopatami polega na tym, że niektóre kobiety rzeczywiście mają psychiczne predyspozycje do tworzenia z nimi więzi. Nawet się w nich zakochują. Kobiety te, zazwyczaj z osobowością histeryczną lub histrioniczną, dzięki związkowi z psychopatą czują się silniejsze, niezależnie od usłyszanej na jego temat prawdy i niezależnie od tego, co on sam im powie. Niektóre z tych kobiet skrywają pod tym fantazje, że panują nad psychopatycznym mężczyzną Jednocześnie często powątpiewam czy faktycznie jedynie „neurotyczki” padają ofiarą psychopatów. wszystkie kobiety, niezależnie od tego, czy mają „neurotyczną” naturę, czy nie, bywają ofiarami psychopatów. psychopaci zawsze wiedzą, jak wypatrzyć podatną kobietę, która będzie podsycać ich wysokie mniemanie o sobie. Ale od rozumienia takiego problemu do poradzenia sobie z nim na poziomie emocji, daleka droga. Dobre rady niewiele tu daja, trzeba duzo pracy nad soba, aby od jedego takiego zwiazku nie przechodzic do kolejnego, jak juz ktos to napisal. Wszystko przed nami :)))

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość całowicie czarny kot
Mądrość zaczyna się od tego, by nazwać rzeczy po imieniu. Trudno jest czasem spojrzeć rzeczywistości prosto w oczy. Trudno jest czasem nazwać właściwym mianem to, co się nam przytrafia. Myślę, że jestem na etapie definiowania wszystkich spraw takimi, jakimi one są. Trudne to i bolesne - ale tylko prawda potrafi wyzwalać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ammazzi
Masz racje Tez sobie to znalazlam, jako motto na dzis Wiedza Ochrania Ignorancja Naraża Ale w uzaleznieniach pokusa siegniecia po cos, co nam szkodzi bywa silniejsza.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zwiazek
Ja nie jestem w zwiazku, moj zwiazek rozpadl sie juz jakis czas temu.kilka miesiecy.nie potrafie sobie z tym poradzic bo wciaz kocham, a wiem doskonale ze nie powinnam, ze ten facet nie jest tego wart.wiele spraw, klamstw i dziwnych sytuacji wyszlo po tym rozstaniu.nie byl wobec mnie w porzadku, cala wine za rozpad zwiazku przelal na mnie.bylo mi trudno bo chcialam z nim byc ale on tego nie chcial, w dodatku czulam sie wlasnie za wszystko odpowiedzialna i strasznie sie winilam.byly telefony, spotkania, za kazdym razem lecialam do niego chociaz wiedzialam ze i tak nie bedziemy razem.ale nie potrafilam odmowic, i tak brnelam dalej.niby nie razem ale w pewien sposob dalej skazani na siebie.wszystko sie urwalo bo poznal kogos.zostalam sama, zupelnie nie potrzebna a on wciaz mi tlumaczyl ze przeciez nic mi nie obiecywal i zebym w koncu sie od niego odczepila.bolal strasznie, boli nadal bo wykorzystal moje uczucie jak tylko mogl a kiedy sobie znalazl kogos zniknal jak kamfora.a ja mimo wszystko, mimo tego ze wiem ze mnie skrzywdzil, oszukiwal, ze nie jest w porzadku nie potrafie uwolnic sie od tego uczucia.wszyscy mi tlumacza ze to zly czlowiek a ja swoje bo przeciez taki nie byl, ze ma chwilowe "zacmienie" i przejdzie mu.co robic? to uczucie dla mnie jest jak kula u nogi, nie chce tego.jest mi juz latwiej bo nie mamy wcale kontaktu, nie mam jego zdjec bo wszystkie wywalilam ale to wszystko we mnie siedzi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość winnnnnna
kochane dziewczyny.... Ciesze sie,ze znalazłam ten topic... założyłam swój, w którym pisze,ze czuje sie odpowiedzialan,ze to JA spieprzyłam zwiążek... To juz 5 miesiecy, a ja mam ochote zaczerpnąć swojego narkotyku, naprawic swoje błędy... Przekleje moj post z tametgo topiku, prosze,zebyście powiedziały czy moj zwiazek waszym zdaniem to też toxyna, czy moze ja sama jestem toxyczna.... Pozdrawiam!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość winnnnnna
4 miesiące temu rozstałam sie z moim sporo młodszym facetem i od tego czasu nie jestem w stanie poradzić sobie z poczuciem winy za to,ze zawalilam ten związek... Myśle o tym każdej nocy i każdego dnia.. Strasznie tęsknie za byłym, ale chyba od tesknoty i samotnosci gorsze jest to poczucie winy, poczucie beznadziejnosci- nie radze sobie.... Byliśmy ze sobą 2 i pół roku- burzliwy był ten związek od samego początku...Oboje jesteśmy DDA (Dorosle Dzieci Alkoholików) oboje wiec wnieśliśmy do tego związku masę lęków, masę napięć...Ja nieco bardziej świadoma tego rodzaju problemów bo po terapii, on w zasadzie dośc w tej kwestii beztroski- nie widział problemów w sobie... żadnych. Byłam jego pierwszą prawdziwą kobietą...Myślę,ze kochał mnie szczerze, chociaż nie umial tego okazywać, a ja cóż- dużo starsza miałam swoje "dorosłe" oczekiwania, którym z pewnością bylo mu trudno sprostać. Trochę odpuszczałam, jednak pewne kwestie były nie do przejścia- jego brak manier na przykład, wieczne spóżnianie się... , brak miłych słówek, kwiatów, wyjść....Myślałam- młody jest, nauczy się. ale on był uparty.... Chyba jednak czegoś tam sie nauczył skoro w którymś momencie usłyszalam podziekowania za to od jego matki... Nie, nie był aniołem, ale nikt z nas nie jest... od początku sie obrażał o wszystko, o prawdziwej rozmowie o kłopotach nie było mowy... Ale ja tez aniołem nie byłam, oj nie byłam.. Byłam upierdliwa, czepialska i wybuchowa... czepiałam sie o pierdoły... o ciągłe spóźnienia, o to,ze źle niesie parasol, że przez skrzyżowanie idzie sam(szliśmy do kina) i nie zwraca na mnie uwagi... ta moja czepliwosc coraz bardziej mu doskwierala,.... twierdził,ze sie stara, jednak ja nie widziałam poprawy... W koncu nie podołaliśmy razem- on obrażał sie kompletnie o wszystko, reagował wycofaniem na moj nerwowy ton głosu... juz nie musialam nawet nic robic... Własnie to postrzegam jako swoją największa wine- moja nietolerancja, brak cierpliwosci, choleryczny charakter zabiły ten związek... nie wytrzymal... odszedł, nie dał mi kolejnej szansy,.... Myśle o sobie teraz jak najgorzej... Dopiero po niewczasie widze jak przesadzałam, jak moje reakcje były przesadzone i dopiero dziś rozumiem,ze z pewnymi niedoskonałosciami trzeba sie pogodzic... Mam do siebie ogromny żal, bo...... może to była moja ostatnia szansa na szczęscie- jestem już po 30 i boję sie,ze przede mną wdszystkie drzwi są zamknięte, a jeśli nawet jakieś sie otworzą- znów wszystko zepsuję...a najgorsze,że popsułam tę miłość... Bo to była miłosc... pokonaliśmy różnicę wieku, pokonaliśmy niechęć całego świata.... NIe zrozumcie mnie źle- moj ukochany tez był porywczy- ileż to razy zostawiał mnie sama na ulicy? W klubie? Bo miał dośc mojego fukania? Ile razy usłyszałam nieprzyjemne słowa? Ile razy rzucał słuchawka? NIgdy nie przepraszał- jedynym wytłumaczeniem było- bo mnie zdenerwowałas.. O wszystko sie obrażał- wystarczyło jedno zdanie,zeby za moment miał buty na nogach i wychodził.... Ale... dziś mu sie nie dziwie- wierze w to,ze gdybym była dla niego milsza, łagodniejsza tez traktował by mnnie lepiej- po prostu nie wytrzymywał tych napięć... Niestety nigdy nie załagadzał konfliktów- ani u ich źródła, ani też nie wyciągał ręki do zgody- to robilam ja- nie byłam w stanie przejść jego 3-dniowych okresów milczenia... Nie był tez pomocny ani empatyczny- świetnie pamiętam kiedy przyszedł "zadbać o mnie" kiedy byłam chora... usiadł na moim łóżku, ja w wysokiej gorączce- i nic,. Ani słowa. po 10 minutach zapytałam co jest nie tak- dostałam oschłą odpowiedz "NIC", ale po 5 kolejnych- "nie widzisz,ze mi niewygodnie?!" O propozycji herbaty, czy jakiejkolwiek pomocy mogłam zapomniec... to chyba bolało mnie najbardziej.... Ale z drugiej strony wiedziałam,ze to typ faceta "na pilota" ,ze zrobi , o co go poproszę, ale musze poprosic.... Boje sie jednak,ze to był wynik tych ciągłych sprzeczek- robił mi juz na złość, bo nie wyobrażam sobie innego powodu, chyba głęboko w sercu taki nie był.... Tyle razy dostał po głowie,ze mu sie zwyczajnie nie chciało.... Był jeszcze kłopot z kasą... Moj ukochany, niezależnie od stanu konta twierdził,że jej nie ma, ze skoro ja mam więcej....nigdy nie przyszedł z kolacja, z winem ( sam nie pił), rzadko z kwiatami... doszło do tego,ze prosiłam o kwiatki, ale on nie mial czasu, albo kasy, albo było mu nie po drodze.... Tyle,ze mogłam odpuscic, prawda? Ważniejsze od kwiatków, od komplementów i innych pierdół jest to,ze jest przy mnie ktos, kto zna mnie jak własna kieszen, kto chociaż nie umie tego wylewnie okazywać- jest i kocha, poproszony o pomoc- nie odmawia...., ktos z kim można sie powygłupiać , isć na rower, obejrzeć film- oh, jak strasznie za tym tęsknie.... Wiem,ze moja złość nie zawsze była złościa o pierdoły, chodzi mi bardziej o moj sposób reagowania- nagły, ostry, wybuchowy... Mam już tyle lat a zachowuję sie czasem jak rozhisteryzowana nastolatka i nienawidze siebie za to... Uprzedzę wszelkie ataki- oczywiście,ze próbowałam to zmienic, ale krew nie woda- najpierw sie wurze, nagadam, potem ku własnej rozpaczy żałuję baaaardzo,...... Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina.... Boję sie,ze zostanę juz sama, boje sie tez,ze z taką maruda nikt nie wytrzyma... Budze sie i co rano przypominam sobie moj kolejny wybryk, kolejny przykład podłego zołzowatego charakteru, nie umiem sobie nic wybaczyc, mam ochote leżeć krzyżem i przepraszać Boga w nieskończoność za własna głupotę.... Tak bardzo żałuję, tak mi wstyd i ... tak mi żal tego związku, który być moze trwałby w miarę szczęsliwie gdybym była spokojną i miłą kobietką.... Pewnie widzicie jak bardzo sama sie w tym guboie- widze jego winy, pamiętam jego numery tez poniżej wszelkiego poziomu ale to w niczym nie pomaga... całą wine biore na siebie.... A juz sama koncówka- byłam po prostu obrzydliwa- opierdzielałam go za brak kontaktu,za to,ze po sexie nie przytulił, ale sie zaraz ubrał, za to,że zapomnial,ze miał naprawić mi komputer... za wszystko....A on był coraz bardziej lekceważący...coraz cześciej podnosił głos, rzucal słuchawką, coraz gorzej mnie traktował... Żle mi, żle.... I boję sie,ze już sie nie zmienie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość całowicie czarny kot
chodzisz na terapię DDA?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rosiek
Rozumiem Cie.Ja moze nie robilam tego wszystkiego co Ty ale uwierz tez mialam swoje jazdy.i tez zostalam sama, z ogromnym poczuciem winy.kiedy zrozumialam swoje bledy i chcialam to wszystko naprawic nie dal mi szansy.mowil ze znosil cierpliwie wszystko ale do czasu, bo myslal ze to sie zmieni.u mnie zaczelo sie psuc i zaczely sie klotnie kiedy mialam problemy w pracy, on tego nie rozumial, nie interesowala go co sie u mnie dzieje.odszedl, bo sie meczyl.tylko ze pozniej dowiedzialam sie ze spotykal sie ze swoja byla i tak naprawde to byl powod, bo jesli komus zalezy to zrobi wszystko zeby zwiazek uratowac. Mielismy kontakt juz po rozstaniu, spotykalismy sie raz na jakis czas, wtedy byl sam, bo z ta byla mu nie wyszlo.wiec myslalam ze jednak uda sie odbudowac nasz zwiazek.to do mnie dzwonil kiedy bylo mu zle, kiedy mial jakies problemy, pomagalam, chcialam pokazac ze nie jestem taka zla, ze cos do mnie dotarlo.sypialismy ze soba, mowilismy sobie duzo, co sie u nas dzieje, jak w jego nowek pracy i co u mnie.a potem szlag wszystko trafil.bo poznal kogos.a ja zostalam sama z jeszcze gorszym bolem. bo czy on nie dawal mi w jakims sensie nadziei? wiele dziewczyn tutaj na forum przeszlo przez podobne sytuacje, trudno jest sie pozbierac i zyc dalej, ja nie potrafie zapomniec i wciaz szukam odpowiedzi.dlaczego???dlaczego mi to zrobil? a czy Wy mieliscie ze soba kontakt juz po rozstaniu? jak wygladaly wasze relacje? koniec i cisza?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość winnnnnna
nie chodze teraz na terapię... Teraz wszystko sie ode mnie odbija, nie jestem w stanie o niczym innym myślec...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ammazzi
Sama tez jestem z rodziny dysfunkcyjnej. Tez robilam terapie. Jezdzilam na treningi terapeutyczne. Ogrom wykonanej pracy. Troche pomoglo, ale ten glod jest. To moze jedyne, co mi zostalo. Bycie na glodzie milosci, bliskosci zaciemnia obraz swiata. Taki glod powoduje potrzebe silnych emocji, a tylko pewien typ mezczyzny takich dostarcza. I tak kolo sie zamyka. A jesli spotkaja sie dwie osoby z problemami, to juz armageddon. Mozna wczepiac sie w siebie do bolu. Zastanow sie nad tym, nie czy jestes winna, ale nad tym - dlaczego zadajesz sobie to pytanie. Poczucie winy, to jedno z wiekszych obciazen takiego dziecka DDA, jak Ty. Moze nad tym trzeba popracowac. A w sprawie wracania do bylych, to mysle, ze zazwyczaj, jak sie tak wraca, to ma sie swiadomosc, ze dostaje sie resztki, okruchy z panskiego stolu. A jak sie jest uzaleznionym, to cokolwiek jest lepsze niz nic, bylejakosc, byle gest, byle slowo nabiera znaczenia. Mozna tym karmic swoje glodne serce. Nie ma innej drogi niz sie odciac, chociaz to takie niewiarygodnie trudne. Mysle, ze dla wielu osob, rozstania sa jak umieranie. Bol bez miary. Dobrze wiedziec skad ten bol. Sama wiem, ale i tak mnie boli :((

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rosiek
mowisz o tym kiedy facet wraca do bylej czy kiedy my, wczesniej zostawione wracamy kiedy ten facet stwierdzi ze popelnil blad? bo widzisz, ja wiem ze balabym sie wrocic, i raczej jest to niemozliwe, nie po tym wszystkim co sie stalo.natomiast wciaz jest we mnie to uczucie do niego, ktorego nie chce a nie potrafie go wyrzucic z serca.bledne kolo.wiem ze zrobil mi swinstwo, wiem ze nie tylko ja jestem winna ze ten zwiazek sie rozpadl a i tak biore wszystko na siebie.mam zal do siebie, nie do niego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ammazzi
Zawsze sa dwie wizje relacji. Gdyby on o tym opowiedzial, tez mialby swoja historie. Ale wracanie na probe jest ryzykowne, bo on moze chciec tylko wypelnic Toba swoja pustke i wykorzystac kolejna okazje, aby odejsc. Jak sie musialas czuc, kiedy tak zrobil ? Czy mialas to poczucie, ze tak moze sie stac ? Jakos to zawsze czujemy, instynkt nam to mowi, tylko, czy chcemy tego sluchac ? Kobieta czuje, kiedy cos jest nie tak, moze wtedy zaczac byc "uciazliwa" dla faceta, bo nie dostaje tego, CO JEJ SIE NALEZY. Jesli on to ignoruje, podstawowe potrzeby, to ja wpedza w wyrzuty sumienia, ze jest taka "czepialska" i wtedy czuje sie jeszcze gorzej. Zastanow sie, czy moze to przerobilas w tym zwiazku ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość winnnnnna
moj ukochany zakonczył sprawe i juz... nie jesteśmy w kontakcie. Na koniec powiedział,ze tyle razy cos miało sie zmienic, ale sie nie zmieniało....., aż sie w nim wypałiło... To ja chciałabym wracac, błagać o kolejną szanse.... Zastanawiam sie, czy bylkam toxyczna? Czuy nadal jestem? Czy tez on ze swoją wiecznie niezadowoloną mina? Jej, słuchajcie, to juz 5 miesiecy prawie, a ja całe dnie rozważam swoje winy... jestem w strasznym stanie, nie nadaje sie do niczego...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość winnnnnna
pewnie,ze tak... tyle razy...eh, tyle razy obrażał sie na wszystko..... Na to,ze kot popruł mu plecak... a ja drętwiałam z nerwów.... Nerwy, wieczne pretensje- moje o pierdoły, jego wieczna reakcja- warczenie... rany... nie wytrzymałam i wystarczyło jego kolejne spoznienie kiedy czekalam z kolacja.. i bach! sama to zakonczyłam... A potem chciałam wracac- on juznie chciał...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ammazzi
Winna "W dobrym zwiazku nie mozna zepsuc nic, w zlym wszystko" Oczywiscie, ze mozesz sie zastanawiac nad tym - Co jest w Tobie, co utrudnia Ci bycie z drugim czlowiekiem ? A moze wybierasz ludzi z ktorymi po prostu nie mozesz byc ? Moze chcesz dostac cos, czego nigdy nie dostalas i czego nie da Ci mężczyzna, mozesz sobie dac to sama ? (to tak dziwnie brzmi, ale jest w tym jakas madrosc) Moze trzeba dac sobie prawo do popelniania bledow. Wybaczyc jemu ,sobie (moze komus jescze) To lagodzi ucisk w sercu. Pusc, gdzie cisnie ! Hej ! - przeczytalam to kiedys w czyjejs sygnaturce i strasznie mi sie spodobalo. Zostawic to wszystko (wykopac dolek wrzucic i zasypac ziemia :)) i pojsc dalej....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rosiek
rozstanie spadlo na mnie jak grom z jasnego nieba.dopiero kiedy bylo po wszystkim zaczelam dostrzegac swoje bledy ale on nie dal mi szansy na naprawe tego.potem okazalo sie ze jest ktos trzeci, on wrocil do bylej, tzn,chcial wrocic ale ona mu podziekowala.do naszego powrotu nie doszlo, mimo tego ze dawal mi na to nadzieje.a teraz jest juz z kims zupelnie nowym. ja nic nie przeczuwalam, nie wiem dlaczego tak sie stalo.nawet kiedy pozniej o tym rozmawialismy on nie potrafil powiedziec o co tak naprawde poszlo.kiedy byl sam mialam nadzieje ale teraz juz nie. a i tak nie mam spokoju.jego nowa dziewczyna chyba dlatego ze czuje sie zagrozona albo nie wiem juz z jakiego powodu, pisze do mnie na nk.ze on to przezyl, ze mnie rozumie, ze ona tez byla w podobnej sytuacji, wiem ze duzo jej o nas opowiadal.tylko po co to wszystko?ja i tak mam bol w sercu, czuje sie wykorzystana i niepotrzebna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość winnnnnna
a myśmy kłocili sie od zawsze... o to,ze mnie w drzwiach nie przepuszczał...., albo,ze sie wkurzył i zostawił mnie dsama w pubie w środku nocy.... Amazzi- mądre słowa, dziekuje... Rosiek- coś mi sie zdaje ,że ten woj Cie po prostu nie kochał i juz.... U nas były ciagle proby, rozstania , powroty... nie wiem, co mi teraz jest, ja CZUŁĄM że to nie to,ze tak być niepowinno,że nie traktuje mnie prawidłowo... A może moje zapotzebowanie na miłość jest zbyt wielkie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rosiek
winna, chyba masz podobnie. probowalam go zrozumiec, serio, patrzylam na to z jego punktu widzenia.i troche mu sie nie dziwie.ale oboje nie jestesmy aniolami, podobne mamy charakterki.tylko ze po nim nie bylo widac zeby jakos specjalnie to przezyl.on chyba potrafil odciac sie od tego, zapomniec.ja nie.on uciekal w zwiazki, najpierw z byla, potem z ta obecna.ja jestem sama bo nie potrafie z nikim sie zwiazac. dociera do mnie ile to razy mnie oszukal, nawet zaczynam myslec ze od poczatku chodzilo mu tylko o wykorzystanie mnie.tylko ze my bylismy zareczeni, wiec po co to bylo? musial czuc cos do mnie, nie da sie przeciez udawac. i teraz wszystko opowiedzial tej nowej.musial sie wygadac czy co? lacza nas w tej chwili tylko sparawy materialne ale i tak nie mam mozliwosci skontaktowania sie z nim zeby do konca wszystko zalatwic.nie odpisuje, nie odbiera telefonu.dlaczego tak utrudnia? nic nie wiem, nic nie rozumiem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość winnnnnna
my tez bylismy zareczeni... Utrudnia,zeby nie przeciagac sprawy, może chce Ci w ten sposób pomóc??, takie odciecie sie... Dzis zrobiłam sobie liste- spisałam wszystkie - te które pamiętalam jego wybryki i zestawiłam z moimi niekontrolowanymi wybuchami..., zdziwiłam sie- po jego stronie było ich znacznie wiecej, co gorsza te sprawy były znacznie poważniejsze...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość winnnnnna
kurcze,.. jak to mozliwe,ze nadal go kocham? Czasem miałam takie ogromne poczucie bezsilnosci- tak chciałam,zebyśmy sie zrozumieli, żeby on zrozumiał,ze nie chce go ranic.... miałam ochote walnąć baranka o ściane... Najgorzej ,ze on nie przepraszał... nigdy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rosiek
wlasnie w ten sposob przeciaga sprawe...zamiast uregulowac wszystko, on milczy.wlasnie zalatwienie spraw do konca nie dawaloby powodu do jakiegokolwiek kontaktu. ja nic zrobic juz nie moge.i nie wiem czy kochal mnie czy nie, mysle ze raczej kochal, bo nie decydowalby sie zareczyc.ale to juz bylo.teraz nic z tego nie zostalo.jest z kim nowym i to chyba swiadczy o tym ze odcial sie, zapomnial i zaczal nowe zycie.ciezkie to dla mnie ale ja nic zrobic juz nie moge. tylko po co ta dziewczyna pisze mi takie rzeczy, ze to przezyl, ze ciezko mu bylo, ze dziwnie sie zachowywal w dniu kiedy mial byc nasz slub??? przypomnialo mi sie wszystko.niepotrzebnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość winnnnnna
kiedy sie rozstawaliśmy płakał tak jak i ja, mówił,ze kocha, ale ten zwiazek "nigdy nie miał racji bytu"...Meczyliśmy sie chyba oboje... Ja naiwna nadal myśle,ze jak coś w sobie pozmieniam, nie bede sie pieklić o toże sie spóźnił, to wszystko jakoś zagra... ale to mżonki.. on tez mial wady,.... czy umialabym nagle spokojnie przyjąć ,ze ktos nie proponuje herbaty kiedy choruje?????

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×