Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość POMOC DORAZNA

Czy jesteś w związku, w którym partner molestuje Cię psychicznie? cz.2

Polecane posty

Niebo błekitne :-D witaj! kiedy tą piatkę przybiję z tobą ? hahaha :-D Jak tą łapkę robisz? daj jakis namiar :-P Super że tu trafiłysmy, zobaczysz że będzie coraz piękniej !! A wtedy będziemy świadome smakować życia !! Ale co najważniejsze, tak sądzę, umieć obronic siebie, chronić. Jeśli udoskonalimy naszą miłość wewnętrzną , to będzie ochrona na maxa ! Tego jestem pewna i jestem przekonana o tym. A więc ! Nie oglądajmy się za siebie , na jakies tam zgliszcza czy straty. Ważne mieć siebie i kochac siebie! Powodzenia i wytrwałości życzę sobie i wam wszystkim ! Komu będzie zależało bardzo , temu sie uda !

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Niebo napisałam o wybaczaniu, bo wg mnie ( wzięłam sobie naprawdę do serca te słowa :)) jeśli ktoś ma ochotę wybaczyć to można, dlaczego nie, ale pamiętać o tym co złe, żeby nie popełniać w kółko tego samego błędu również warto. A jeśli ktos nie ma ochoty wybaczyć lub nie jest na to gotowy, to też jego prawo. Whatever makes you happy:):):) A Ty dla mnie jesteś bomba:) I gratuluję. Mam nadzieję, ze za jakiś czas nawet jełsi mniej lub bardziej świadomie natkniesz się na ex w portalu jakimkolwiek to tlyko odetchniesz z ulga, że CIebie już to nie dotyczy. Czego CI serdecznie życzę❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
corobić ❤️ dziekuję za zyczenia.... :D Ja sama sobie tez tego zyczę i wszystkim Nam, bo w naszej sytuacji najlepsze co może być.... to na dźwięk imienia, na głos, na postać, na zdjęcie.....nic nie czuć, kompletnie nic. Wtedy to będzie 100% wyleczenia, tak myślę....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
yeez, ja tylko nie rozumiem po diabła on jeszcze gra. Przecież wie doskonale, że ja już wiem jaki jest. Znalazł sobie kolejną kretynkę, która myśli, że Pana Boga za nogi chwyciła, bo dostała taki ideał faceta. Tam musi kłamać, tam musi utrzymywać iluzję, tu już mu nie zależy, więc nie mam pojęcia po cholerę mu to? Co do wybaczannia. Ja obecnie czytam Radykalne Wybaczanie. Dużo o sobie się dowiaduję. Po raz pierwszy właśnie ta książka pokazała mi czym jest prawdziwe wybaczanie. Wybaczać, to wcale nie znaczy zapomnieć, mało tego, nie znaczy nie wyciągać konsekwencji czyichś czynów. Wręcz przeciwnie, należy konsekwencje wyciągać, bo w ten sposób i my uczymy kogoś czegoś, jeśli oczywiście ten ktoś, będzie chciał przyjąć nauki, jeśli nie, jego broszka. Wybaczanie, radykalne, to zaakceptowanie faktu, że coś się stało, popatrzenie na naszego \"kata\" nie jak na kata, ale jak na osobę, która pojawiła się w naszym życiu, żeby nas czegoś nauczyć. Jeśli nie patrzymy na kogoś jak na kata, drania, to w ten sam sposób automatycznie przestajemy stawiać siebie w roli ofiary, a co za tym idzie zyskujemy szacunek dla samych siebie. Trudne to.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wierna czytelniczko - jedna, czy nawet dwie porazki nie powinny zniechecac czlowieka do dalszych prob i poszukiwan; jesli jednak odbierasz jakies sygnaly ostrzegawcze, to wez je jak najbardziej pod uwage, bo jak mowia - lepiej na zimne dmuchac; nie jestesmy juz nastolatkami, w kazdym razie ja;) i chyba wiemy czego powinno sie oczekiwac od partnera i raczej:wysoki, przystojny brunet - nie jest kryterium \"wejsciowym\" w zwiazek; zanim pozwolimy sobie na glebsze zaangazowanie, trzeba delikwenta dokladnie przefiltrowac, poddac probom, sprawdzic; oszczedzimy sobie tym samym bolu w przyszlosci; kobiety sa bardzo rozne, jedne zamykaja sie w sobie po nieudanym zwiazku, boja sie zaufac, boja sie rozczarowan; coz? maja prawo do takiego zachowania, jesli je to zadowala, to dlaczego nie? moze czas zweryfikuje ich pasywna postawe wobec zycia, moze po tym jak rany sie zabliznia zmienia swoje zdanie i zapragna podjac wyzwanie; nigdy niczego nie wiemy na pewno; jesli o mnie chodzi, to wiem, ze o ile uda mi sie zakonczyc moje nieszczesne malzenstwo, to na pewno dam sobie szanse; milosc jest zbyt piekna, zeby z niej rezygnowac; zaufaj sobie - to wszystko; pozdrawiam;) natala_88 - w tym przypadku czas dziala na Twoja niekorzysc; nigdy nie stosuj grozb, ktorych nie masz zamiaru spelnic, ktorych spelnic nie jestes w stanie, z powodow wiadomych Tobie; mozesz z nim spokojnie pogadac, powiedziec o co Ci chodzi, jakie masz wymagania, co sama deklarujesz, co sie stanie jesli ktores z was nie dotrzyma warunkow umowy, bo zwiazek to umowa; i nigdy nie wycofuj sie z danego slowa, wiecej niz jeden raz; w przeciwnym razie zgodzisz sie na tolerowanie i poblazanie wypaczonej osobowosci partnera, a to ma skutki fatalne; zadnej radosci, pewnosci, stabilizacji, jedynie nieufnosc, smutek i czesto strach; zechciej sobie pomoc; co rodzice na to? czy oni niczego nie widza? Niebo... - Ty wiesz, jak ja sie ciesze z Twojego sukcesu; wiem co to szczescie, doswiadczylam i dlatego wiem, ze warto o nie walczyc; a jesli chodzi o wybaczanie - to tak! wybaczanie daje nam wolnosc, odciecie od zrodla krzywdy; buziole;) Milego dnia wszystkim;

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
yeez, sęk w tym, ze ja sobie odmawiam zaakceptowania tego. Wynika to z wielu przyczyn. Po pierwsze tak mnie nauczono, że w katolickiej rodzinie - rozwód noooo jak już jest tak źle, no to jest dopuszczalny, ale nie wolno potem z nikim się związać. Po drugie - mam dzieci, nie chcę \"umaić\" im życia kolejnym panem, one kochają ojca. Po trzecie, gdzies we mnie jest zakorzenione, że baba z dwójkądzieci nie jest atrakcyjna. I wreszcie po czwarte, nie potrafiłam utrzymać przy sobie faceta, no to po kiego grzyba mi kolejny, którego znów nie będę potrafiła zatrzymać. Mam pecha do wykorzystywaczy, drani i różowych dyziów. Jakiegoś kolejnego doła zaliczam. Masakra.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ok cztery umowy, dola sobie miej, a co to pierwszy? ostatni tez na pewno nie; nikt nie ma tak dobrze w zyciu, ze jedyne co odczuwa, to ogolna szczesliwosc; gdyby tak bylo, nie rozumielibysmy znaczenia szczescia; czy Ty akceptujesz te wszystkie powody, dla ktorych nie mozesz sobie pozwolic na normalne zycie; a iluz to dyziow na swej drodze spotkalas, zeby mowic o pechu? trafil Ci sie jeden i juz od razu pech! kazdy ma prawo do bledu, nie badz dla siebie taka surowa; znajdzie sie mezczyzna, dla ktorego kobieta z dwojka dzieci okaze sie skarbem, bo sam akurat moze nie moze miec dzieci; rozwod dzieciom nie odbiera ojca; bez slubu tez mozna zyc, a poza tym mozna wziac slub cywilny, nasze prawo wszak przewiduje takie rozwiazanie; badz dobrej mysli, wszystko sie pouklada; twoj byly dal Ci szanse, wiec nie zmarnuj jej; gorzej byloby, jakby Cie nekal i prosil o kolejna szanse; trzymaj sie;

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cześć dzieweczyny ❤️ Poszłam dziś na spotkanie z panią psycholog do najlepszego ośrodka z problemem alkoholowym, w moim mieście. Zapisała mnie tam koleżanka, która jest na terapii drugi rok. Wysyłała mnie od dawna, ale ... zawsze miałam jakieś ALE. Cóż - to dobra decyzja. Już na pierwszej wizycie otworzyła mi moje zaciśnięte na to i owo oczka. Tu jestem od lat, czytam książki mam koleznki madre i doświadczone, a dziś mi UŚWIADOMIONO, przyjełam do wiadomości, ze moja rodzina jest dysfunkcyjna. Prawda że SZOK! CHOLERA, JAK DŁUGO I SKUTECZNIE MOZNA SIE OSZUKIWAĆ. U innych tak łatwo zobaczyć wszystkie objawy, mechanzmy ... a jednocześnie NIE PRZYJMOWAĆ DO ŚWIADOMOSCI tego co dotyczy MNIE! Jestem, na prostej, choć okrężnej drodze do świadomości i zdrowia. Niebo 🌻 - u Ciebie tez \"wreszcie\" widać zmiany, choć nadal masz wpadki - jak to szukanie go na portalu ;-) Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
p.s. wyjdzie, ze sie tłumaczę :D Po przeczytaniu tego co napisałam wygląda na to że to moje problemy, a to owszem moje GŁĘBOKIE WSPÓŁUZALEŻNIENIE od alkoholika. :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Vacancy - to nie pierwszy różowy dyzio w moim życiu...Wcześniej zaliczałam kilku. Może nie było tak poważnie, ale byli. Bleh....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość duszek.weroniki
....pozdrowienia wszystkim......widze ze radzicie sobie....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej dziewczyny ❤️ trochę samolubnie, ale potrzebuję wsparcia, jeśli ktokolwiek mógłby mi go udzielić :( bo w końcu się doczekałam... otrzymałam wiadomość, że mnie kocha, tęsknił, że chciałby porozmawiać, że mnie zaprasza do siebie. Pierwszy raz coś takiego napisał. A ja się waham. Nie mam siły na stanowcze \"nie\". Nie mam, bo jak właśnie odkryłam, wcale nie chcę tego powiedzieć, wolę masochizm, autodestrukcję i udręczanie się. Prosił żebym się zastanowiła czy mogę/ chcę przyjechać. Co ja mam zrobić? :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ewo, dziękuję ❤️ może to jest okłamywaniem samej siebie, ale zastanawiam się czy nie mogłabym wynieść czegoś konstruktywnego z rozmowy z nim. Kiedyś pisałam, że nie radzę sobie ze wszystkimi złymi emocjami, które zamiast uzewnętrzniać, dusiłam w sobie. Może byłaby to dobra okazja do tego, żeby wyrzucić to, co leży na wątrobie... i taka sama okazja do tego, żeby kierując się krzywym sentymentem wejść w to wszystko jeszcze raz, bez głębszego zastanowienia... :-O idę spać, może jutro rano obudzę się z jasnym umysłem... dobranoc ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość taka kobieta
ja mam problem z moim byłym

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość taka kobieta
Cały czas dzwoni do mnie i mnie straszy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość indygo123
Witam bardzo serdecznie. jestem satłą czytelniczką forum, kiedyś pisałam. Proszę o pomoc. Nie mam pojęcia co myśleć. Chodzi oczywiście o mojego M. Kiedy hest dobrze - wydaje mie się, że to anioł. gdyżle- mam ochotę go zabić. odcięłam się od niego emocjonalnie na ile się da. Mam swoje życie pracę, pasję, znajomych. M. nie pracuje, zajmuje się w domu dziećmi, chodzi z nimi na spacery,gotuje obiady, sprząta itp. koleżanki mówią - to anioł. A wczoraj zwyzywał 10- letniego syna od idiotów, śmierdzących niedorozwojów. Szarpanie się, wyzwiska. Nie chce mie się żyć ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
cztery umowy: \"Zdałam sobie sprawę z tego, że przez osiem lat słyszałam, że zwierzę siedzące na parapecie i zażerające chleb, to kot. I mimo, że od dziecka wiem, że tro zwierzę nazywa się ptak i nie miauczy, z uporem maniaka szukałam potwierdzenia, dowodu, że może jednak mój mąż się nie myli, i znajdę jednego choćby jednego skrzydlatego kota!\" Przez kilkanascie lat slyszalam to od matki. Dziwic sie ze tak mam we lbie pokrecone ;) Kiedy przeczytalam Twoje slowa - wlasnie to mi sie skojarzylo. Ale juz bez zalu - z takim lekko ironicznym usmiechem. Bylo - minelo - i juz. Trzeba sie za biezace sprawy zabierac. Jestem w Polsce, dolecialam szczesliwie a tutaj snieg mnie chce zasypac :) Wczoraj syna odwozilam do Rabki na oboz, cztery dni ale zawsze cos.Zmarzlam potwornie - nie bylam przygotowana na taki ziab ale za to naogladalam sie tego czego mi brakowalo tej zimy - pieknego sniegu. Potem ustawialam polaczenie z internetem, musialam troche pokombinowac z konfiguracja (bo przeciez mam linuxa) ale wszystko lepiej niz w porzadku! Powiem ze w praktyce jestem bardzo zadowolona z nowego sysop choc nadal czuje roznice (sama roznice, nie w sensie lepsze czy gorsze - ale inne - a ze lepsze pod wieloma wzgledami to juz inna sprawa). Dzisiaj mam isc do urzedu z tym oswiadczeniem a potem z corka pojdziemy polazic po miescie. Jak sie w jakiejs zaspie nie zakopiemy ;) OK, poczytam Was dalej i cos wieczorem napisze 😍

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Niebo - " znalazłam wczoraj mojego M na portalu randkowym...zdjęcia, opis, same kłamstwa. " A co mial napisac? Czasami spotykam sie wlasnie z takimi wypowiedziami eksow - same klamstwa na randkach itp wypisuja. Autoreklama. A czasami nie przyjecie do wiadomosci ze cos nie tak z nimi. Ze z nami to w porzadku - my przyjelysmy. Tzn ja przyjelam - mowie za siebie. I widze to ze ze mna bylo (i pewnie jeszcze nadal jest bo zdrowienie to proces postepujacy a nie raz, ciecie i juz w porzadku) niedobrze. Ze w glownej mierze to ja sama wybralam niewlasciwie - bo moglam nie dopuscic do toksycznego zwiazku. Na zwiazek wyrazaja zgode dwie strony. Nie wiem co ja bym o sobie napisala - pewnie ktos kto ma do mnie pretensje, zal - tez by zareagowal ze same bzdury wypisuje... Kto wie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wiecie co czasem budze sie rankiem i czuje sie przerazona i strasznie samotna az czuje uscisk w sercu i wtedy czesto wspominam chwile gdy moj ex byl dla mnie mily gdy nie pokazal jeszcze swojej prawdziwej natury...boli mnie to ze spotkalam go i on mnie tak zranil...jednoczesnie mam do siebie ogromny zal ze gdy juz wiedzialam jaki on jest to nadal z nim bylam pomimo ze bardzo cierpialam...zastanawam sie dlaczego tak dlugo trwalyscie w tych zwiazkach pomimo ze partnerzy nas zle traktowali...z chceci zmiany faceta i sprowadzenia go na wlasciwa droga?czy ze strachu przed samotnoscia?u mnie chyba jedno i drugie...no i jeszcze milosc...tylko czasem sie zastanawiam za co ja go pokochalam...skoro tak czesto mnie ranil

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzieki za serdeczne przywitanie 😍 To tylko tydzien wiec chce jak najwiecej po prostu odpoczac i te ustawienia w weekend - ale dobrze sie sklada. Mysle ze bardzo potrzebne, wlasnie teraz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
jestem w troche gorszej sytuacji niz Wy bo mieszkam sama a rodzice mieszkaja w innym miejscu a wiadomo znajomi nie zawsze maja czas,zwlaszcza ze teraz jjak est sesja...wiec czesto siedze sama w 4 scianach ze swoimi myslami i wtedy zdarza mi sie plakac...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wybaczcie kochane za te moje dziejsze zawracanie glowy ale chyba mam dzis gorszy dzien...czuje sie diabelnie samotna i siedze i mysle ze moja cos zrobilam zle ze gdybym postapila w jakiej sytuacji inaczej to on bylby dla mnie mily i kochany i dobrze traktowal..on mi sam mowil ze to on jest dupkiem i ze ja niczym nie zawinilam...ale ja ciagle doszukuje sie mojej winy...zastanawiam sie czy gdybym nie odeszla od niego pierwszy raz ( to bylo wtedy kiedy myslalam ze jestem w ciazy i on mi powiedzial ze mam usunac albo wychowywac sama to dziecko bo on go nie uzna ) to moze byloby lepiej i by bylaby jakas szansa na zmiane z jego strony...bo kiedywrocilam do niego po miesiacu to byl dla mnie jeszcze gorszy niz wczesniej...hmm..wiecie z jednej strony ja wiem ze moze wtedy nie powinnam wracac bo facet ktory chce zostawic kobiete sama w ciazy albo kaze jej usunac ciaze nie jest mnie wart i jest zwyklem dupkiem ale jednoczesnie zadreczam sie,ze moze nie powinnam go wtedy zostawiac ale jakos poczulam wtedy do niego odraze i przestalam wierzyc w szczerosc jego uczuc...a poza tym bardzo balalm sie zrealizuje swoj plan gdy naprawde bede w ciazy..ale wytrzymalam bez niego tylko miesiac bo tak bardzo tesknilam...ehh moja milosc do niego byla bezwarunkowa tak bardzo go kochalam ze nawet potrafilam wybaczyc mu takie okrucienstwo....przepraszam ze tak nieskladnie dzis pisze ale jestem jakas taka emocjonalnie rozbita...przepraszam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Vacancy___hmmm...rozmawiałam z nim...nie raz, a może raczej próbowałam rozmawiać, ale czy to coś daje? to jest raczej mój monolog a nie rozmowa, ja mówię co myślę, czuję a on albo obieca, że będzie jak kiedyś, albo stwierdza, że się nad sobą rozczulam... a rodzice? chyba widzą, że nie jest tak, jak to sobie wszystko wyobrażałam, ale nie wiedzą co tak naprawdę się dzieje...gdyby wiedzieli, on od razu musiałby się wynieść...z resztą nieraz nawet i w czasie kłótni marudzi, że jak mi tak przeszkadza to się spakuje i pójdzie, ale już mnie to nie rusza w ogóle to dziękuję za wszystkie Wasze odpowiedzi...ja wiem, że nie powinnam z nim być, bo ostatnio więcej jest raczej tych przykrych sytuacji, choć zdarzają się też takie, w których myślę, że przesadzam z tym co mi tak przeszkadza, ale narazie nie mam siły odejść, nie wiem dlaczego...może boję się być sama, ale boję się też, że może chcieć zabrac mi małego, a tego bym już nie zniosła no i po samym tym moim pisaniu widzę że źle robię będąc z nim, ale trudno tak odejść...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Anuszka1
Uciekający Aniele, ale przecież to nie Ty go zostawiłaś - tak naprawdę to on Cię zostawił, mówiąc Ci takie słowa...więc przestań się już obwiniać. Byłam mężatką ponad 10 lat i po każdej awanturze zastanawiałam się, co znów zrobiłam żle, czym go uraziłam itd. W końcu trafiłam na to forum, zaczęłam chodzić do psychologa i dotarło do mnie, że nie ja powoduję jego ataki, tylko jego zaburzona osobowość, a ja byłam jedynie workiem treningowym, chłopcem do bicia. Odeszłam, miałam chwile zwątpienia, rozpamiętywania wszystkich cudownych chwil... Po roku od odejścia jest już dobrze i u Ciebie też będzie! Zrób sobie dobrą kawkę lub herbatkę, przygotuj kąpiel, poczytaj dobrą książkę - innymi słowy rozpieszczaj się, a co, przecież zasługujesz na to! :) Aha, jeszcze rada mojej psycholog - po rozstaniu z takim człowiekiem przez ok. 2 lata nie powinno się wchodzić w żadne związki, bo istnieje duże prawdopodobieństwo, że wybierzesz podobnie. Daj sobie czas, odkryj siebie na nowo, sama wypełnij swoje"pustki". Będzie dobrze, dasz (damy) radę ! :))

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie jestem winna
witam, to znowu ja... niestety. niestety, bo nie daje sobie rady ze rozpacza, ze smutkiem, ktore nie pozwalaja mi na nic. nie placze. ale czuje taka wielka wewnetrzna rozpacz, ze nie jestem w stanie nic robic.. potrafie siedziec i siedziec w jednym miejscu, patrzec w jeden punkt i myslec... rozmyslac. ciagle tylko mysle i wszystko analizuje. a te mysli tak bardzo mnie bola. czuje, jakbym byla rozrywana wewnatrz na strzepy.. :( musze z siebie powyrzucac gdzies te mysli, bo nie zniose ich dluzej. musze je napisac, aby je uporzadkowac, bo one tak bardzo bola. ten caly zwiazek to byla jedna wielka pomylka... przez caly czas jego trwania. i to mnie najbardziej boli. wiem, ze "zalowac nalezy tylko czasu poswieconego na zalowanie", ale to i tak boli... zrozumialam, ze gdy on zostawil mnie za pierwszym razem, juz wtedy obchodzily go tylko jego potrzeby, zrobil to w tak perfidny i swinski sposob, ktorego juz nie bede tutaj opisywac. w kazdym razie, gdy chcial do mnie wrocic, wydawalo mi sie, ze on naprawde czul, ze mu przykro, czul ze zrobil zle, ze mogl zrobic to w bardziej ludzki sposob, bardziej humanitarny... ale potem, gdy juz bylismy znowu razem miala miejsce pewna rozmowa, podczas ktorej on wyszedl z twierdzeniem, ze on mi nic nie zrobil. nic. totalnie nic nie zrobil mi tamtym sposobem rozstania sie. i chcial zeby, ja zrozumiala, ze on wtedy byl tak zly, zdenerwowany, mial tak bardzo dosc, ze to usprawiedliwia wszystko co mi wtedy zrobil, sposob w jaki rozstal sie ze mna. czyli jego przepraszania i skruszenia byly czysta hipokryzja. oszukal jak byl ze mna za pierwszym razem (a wiem ze oszukal po tym, jak mnie zostawil) i oszukal bedac ze mna teraz, bo nagle okazalo sie, ze wg niego byl wobec mnie caly czas w porzadku, tylko ja bylam zla i cierpialam z wlasnej winy. podczas tatmtej rozmowy zareagowalam bardzo emocjonalnie, bylam wsciekla ze w ogole mogl cos takiego powiedziec, zszokowana i bardzo mnie to zabolalo, wiec on odpuscil i wiecej nie wracalismy do tamtej rozmowy. to mu sie nie podobalo i naroslo nim jakies poczucie krzywdy, niemocy (ze nie moze naklasc mi do glowy co mu sie zywnie podoba), jego wybuchy agresji nabraly sil, coraz czesciel bywal na mnie zly, obrazal sie o byle co, zaczal na mnie krzyczec bez przyczyn, bo niby zdenerwowalam go jakas pierdola tak bardzo. ubzdural sobie gdzies w podswiadomosci, ze ja jestem winna, ze zasluguje na kary, ze jestem zla, ze za to jaka zla osoba jestem zasluguje na potepienie, ktore powinnam przyjac z pokora, bo przeciez jestem tak bardzo zla i tak bardzo zle rzeczy mu zrobilam (nadal nie wiem jakie)... a im on byl gorszy, tym ja lepsza staralam sie byc. raz mi powiedzial ze nic mu sie nie chce przeze mnie. ze jest leniwy i nie ma motywacji przeze mnie, przez to ze mi sie ciagle cos nie podoba, ze ja sie czepiam, ze ja go za malo akceptuje. wtedy zrobilo mi sie go tak szkoda, ze zaczelam byc jeszcze lepsza i przestalam miec wobec niego wymagania (bo wczesniej je mialam, niewiele, w sumie kilka, ale mialam i staralam sie zeby zwracal uwage na moje zdanie, na to co ja sadze, na moje potrzeby). lecz gdy powiedzial o tym, ze to przeze mnie on traci sily do dzialania, nic mu sie nie chce, przestalam miec wobec niego jakiekolwiek wymagania. chcialam zeby bylo mu dobrze, zeby nie czul zadnej presji, zeby czul sie akceptowany w pelni i odpuscilam, przestalam zwracac uwage na wszystko, juz o kompletnie nic sie nie czepialam, niczego od niego nie wymagalam. i to byl moj blad... daj palec, a wezmie cala eke. zaczal wchodzic mi na glowe, ja juz w ogole sie nie liczylam, zaczal obwiniac mnie o wszystkie jego niepowodzenia i wyzywac sie na mnie (bo obwinianie mnie o cokolwiek okazalo sie dobrym sposobem na pozbycie sie frustracji dla niego). zakorzenil w sobie swiadomosc, ze to ja jestem winna, ze zasluguje na wszystko co zle, ze jestem zla, ze im lepsza jestem tym bardziej swiadczy to o tym, ze zasluguje na kare, ktora powinnam przyjmowac z pokora. a gdy teraz nagle obudzilam sie i zauwazylam to i chcialam zeby on tez to zauwazyl, przestal traktowac mnie jak winowajczynie jakiejs wielkiej zbrodni, on gdy to uslyszal oburzyl sie, wzrosl w nim wielki gniew, bo jak ja, zlo wcielone, wielka winowajczyni, ktora powinna ze spuszczona glowa przyjmowac chloste mogla nagle podniesc ta glowe i powiedzec taka herezje?! no jak?! on nie mogl tego chyba pojac, uwierzyc w to. tylko dlaczego uwierzyl w to, ze jestem winna?! ze jestem tak zla i zasuguje na kompletny brak szacunku, pomiatanie mna? dlaczego on tak bardzo w to uwierzyl i pomimo tego byl dalej ze mna i chcial byc znowu ze mna? z wygody? z korzysci jakie dzieki temu odnosil? czul wladze, czul sile, czul ze trzyma mnie w garsci, ze rzadzi i do tego znalazl we mnie upust dla jego wszelkich frustracji. przypuszczam ze ta jego chora wiara ma korzenie jeszcze w naszym poprzednim zwiazku. nie powiem, ze nie byl to chory zwiazek. kilka razy prawie umarl, tyle zlego sobie nawzajem wtedy wyrzadzalismy, po ostatnim kryzysie ja wzielam cala wine na siebie. chcial odejsc, ale go zatrzymalam i stalam sie dla niego za dobra. wtedy juz stracilam troche autonomicznosci, pozwalalam mu o wszystkim decydowac, sama nie mialam glosu i to byla moja wina. on wtedy mogl pomyslec, ze ja naprawde bylam winna i ze on naprawde zasluguje na to moje cale dobro, a sam nie musi nic dawac. potem bylo tylko gorzej, wiecej klotni, wiecej nocy na osobnych stronach lozka (jeszcze wtedy mieszkalismy razem) i w koncu mnie zostawil, bo ja nie potrafiam tego zrobic. myslalam ciagle, ze go kocham. im gorszy on dla mnie byl, tym ja wiecej praw sobie odbieralam i nieswiadomie tym wiecej praw do mnie dawalam jemu. a on myslal, ze skoro tak jest, to tak jest slusznie. ze naprawde musze byc winna, skoro tak robie. i zaczal mnie traktowac jak coraz bardziej winna. poczatkow tego naszego pierwszego zwiazku w szczegolach nie jestem sobie w stanie przypomniec, bo to bylo zbyt dawno, nie pamietam dokladnie wszystkich wydarzen, dokladnych naszych relacji i tego jak sie zmienialy w czasie, trudno mi przypomniej sobie poczatkowa dokladna ewolucje tego zwiazku, dlatego moja analiza tego zwiazku zaczyna sie w czasie pozniejszym. w tym drugim roku bycia razem, bo to pamietam zywo, prawie jak dzis. z tego powodu w tej analizie moze byc pomieniete sporo wczesnieszych watkow i odpowiedzi na moje pytania, wydarzen kluczowych, tych, ktore wszystko zapoczatkowaly. to mnie neka caly czas. chcialabym wiedziec dokladnie dlaczego to wszystko mialo miejsce, dlaczego tak zle to sie skonczylo, dlaczego ten zwiazek byl taka porazka i przez 2,5 roku tego nie widzialam... nie ma dla nas juz przyszlosci, ale chcialabym zeby on to zrozumial, zeby zobaczyl. ale gdyby widzial to, chociazby sie odezal, a on milczy, trwa w przekonaniu, ze to ja jestem wszystkiemu winna i nalezy mi sie kara. do tego jego rodzina jest patologiczna, chore relacji matki i ojca. moja rodzina niby jest zdrowa, ale ja mam chore relacje z ojcem. teraz wydobrzaly, ale od 10 do okolo 15 roku zycia nie dostalam od niego ani kropli milosci. myslalam wtedy ze moj wlasny ojciec mnie nienawidzi, byl dla mnie zimny, oschly, krzyczal za wszystko, nic mu sie nie podobalo, wszystko robilam zle. to na pewno tez ma swoj udzial w tym, ze stworzylam juz w doroslym zyciu chory zwiazek z mezczyzna. on ma skrzywiona psychike mimo, ze o tym nie wie, ja mam skrzywiona psychike, ale mimo ze o tym wiem i tak nie potrafie nic z tym zrobic. i jak nasz zwiazek mial funkcjonowac? to byla dysfukcja od pierwszego dnia bycia razem... a potem ta dysfunkcja tylko rosla. teraz jest koniec. ja troche zrozumialam, troche przejzalam na oczy, ale on w tym tkwi, on ciagle mysli ze jestem winna, ze on jest w porzadku krzywdzac mnie. ta mysl mnie boli, wiem ze nie mozemy byc juz razem i nie bedziemy, ale i tak chcialabym zeby on zrozumial jak chory byl ten zwiazek. chcialabym zeby zrozumial, ze ten zwiazek funkcjonowal wg chorych mechanizmow, a my oboje bylismy slepi, zeby zrozumial ze nie jestem zla i winna niewiadomo czego, ze wyzywal sie na mnie. nie chcialabym zeby on do konca zycia tkwil w tej iluzji. ale co zrobic? ja na pewno nie dam rady mu tego wytlumaczyc, bo ja jestem wg niego zlem i winą samą w sobie. kazde moje proby przetlumaczenia mu czegokolwiek beda przez niego interpretowane jako "jak ona moze byc az tak zla, ze wydaje jej sie, ze ja uwierze w te brednie". dlatego nic mu nie bede tlumaczyc. zreszta on sie chyba juz nie odezwie. wg niego jestem winna i koniec, dlatego sie nie odzywa. musialam to wszystko gdzies napisac. jeszcze lepiej byloby, jakby ktos obiektywny potrafil to ocenic i dac mi jakies wskazowki, rozwiazac moje dylematy myslowe, dac jakies ukojenie dla duszy... juz nie wiem, co mam z tym wszystkim zrobic... chyba nie osiagne spokoju dopoki bedzie jeszcze jakas szansa na powrot do tego zwiazku (a szansa jest, on czeka az zrozumiem swoja wine i bede go przepszac - niedoczekanie), bo ta szansa mnie gnebi, chce zeby jej nie bylo, zeby on przestal myslec, ze jest taka szansa, zeby przestal myslec ze zostawia mi jakas furtke otwarta, zeby przestal myslec, ze ja mam za co i moge go przepraszac. chcialabym zeby wiedzial, ze dla mnie nie ma zdnej furtki, nawet jakby on byl sklonny przepraszac mnie. po prostu nie ma.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×