Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

konwalia f

Jedzenie kompulsywne - komu jeszcze marnuje zycie?

Polecane posty

Gość schizokratessa
ja mam problemy z jedzeniem od 3 lat. Mam 21... wcale nie czuję się ekspertem. Myślę, że ekspertem może być dla nas ktoś kto się z kompulsami uporał. załamania czasami wydaję mi się że ta nasza "wagowa" pośredniość jest najgorsza, bo od wszystkich się odstaje:/, ale z medycznego punktu widzenia to jest najzdrowsze... Od niedawna przyjęłam zasadę, że jest dobrze póki ważę max tyle ile wynosi końcówka mojego wzrostu:D. a może dobrze by było zapisywać codziennie, co się zjadło i jakie emocje temu towarzyszą? czesc psychoterapeutów poleca prowadzenie takich dzienniczków.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość novally
Tak, pewnie najlepiej byłoby wysłuchać takiej osoby, ale czy z BED nie jest czasem tak jak z alkoholikami? - że chorym jest się przez całe zycie, że to zawsze może wrócić w kryzysowym momencie życia? Myślę, że będziemy musiały nauczyć się cholernej kontroli....ale chyba wszystko jest do zrobienia, wystarczy chcieć;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość schizokratessa
Jak z alkoholizmem? Staram się nie dopuszczać do siebię takiej mysli, mam nadzieję, że TO pojdzie precz i nigdy nie wróci... poza tym. czy to znaczy że do końca życie nie możemy jeść tego co powoduje kompulsy czyli siłą rzeczy tego co najbardziej lubimy?? ja sobie tego nie wyobrażam, przecież to bedzie powodowało ciągłe poczucie straty i frustrację...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość załamania
niestety wydaje mi się ze ja sie nigdy z tego nie wylecze, ze jedynie moze uda mi sie to zaleczyc, ale nie wyleczyc do konca, i to mnie najbbardziej przeraża:( myslę, że zawsze będzie taki moment kiedy kompuls wygra nad silna wola....... i to mnie załamuje ze do konca zycia bede musiala sobie czegos ograniczac, ja mam bardzo slaba przemiane materii bo zeby wazyc tyle co koncowka wzrostu m usze mega sie ograniczac z jedzeniem, gdybym miala regularne kompulsy i nie wygrywala z nimi to wazylabym z 20 kilo wiecej niz koncowka wzrostu:(niestety:( coz...nigdy nie moze byc za dobrze, ale zgadzam sie z tym ze ktos to nie ma problemu nie moze wiedziec jak to jest, bo potrafi zjesc kilka ciastek i dac sobie spokoj, a ja? ja sie dziwie jak robie mezowi nalesniki i on zje trzy i mowi ze juz nie moze, meeega mnie to dziwi bo ja wiem ze ja bym potrafila zjesc z 10 to minimum, i z innymi rzeczami jest tak samo....ehh szkoda gadac:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość anithe
Witajcie... I ja cięrpię z powodu kompulsów. Kiedyś jeszcze... potrafiłam żyć pare dni bez nich, jakoś to było.. ale nagle wszystko się posypało. Mam 17 lat i całe moje życie runęło. W gruzach... szukam ciągle jedzenia. JEDZENIE. To mój sens życia... dłużej już tak nie mogę. Ostatnio by się "ukarać" nie robiłam sobie kanapek do szkoły. Tak, jestem głupia... Kompulsy wracały ze zwdojoną siłą. Powiedziałam o tym mamie, kazałam jej przeczytać o tym w internecie, że ja na to cierpię, że muszę do psychologa... Po przeczytaniu powiedziała tylko "i myślisz, że Ty jesteś taka kompulsywna" zwyczajnym głowem, a na stronie miała otwarte już jakieś ubrania, byłam zła. Płakałam, znów wszystko było nie tak... Za parę dni powiedziałam, że za dużo zjadłam, że przecież widzi, że nia ma już żadnych słodyczy, że ja je zjadłam przecież, że jestem zła i mam gorączke. Po tylu zjedzonych kcal. Nie wierzyła. Zmierzyłam, miałam 37,2. "Ale jak to przez jedzenie?" A tak to cholera... dalej mi nie wierzy. NIE WIERZY. Teraz gardło mnie boli i już wreszczy na mnie, że muszę iść do lekarza, bo grypa, zatoki, szpital. A MOJE KOMPULSY???? Życie sobię marnuję, nic nie ma już sensu.... ...Właśnie cały zapas słodycze, który moja kochana mama zrobiła, kupując MOJE ULUBIONE ciastka, batoniki (po cholere??????) dałam do worka. Zgniotłam, zgniotłam drugi raz, nadepłam, usiadłam. Po drodzę wyrzucę na przystanku... ale co z tego? Jutro pewnie kolejny kompuls... :(:(:(:( help :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lajola
czesc Wam. tez byc moze mi to dolega, znaczy kompulsy. maskryczne uczucie jak czlowiek wpierdziula ile wlezie, a jak juz czuje ze brzuch juz jest nadety jak balon, to i tak by sie jeszcze cos w siebie wrzucilo. znam to dobrze... ale mam pytanko: czy tez tak macie, ze sobie czasem mowicie: Od jutra koniec z obzarstwem. dzis robie ostatnia uczte, pozegnanie z smacznym, ale zlym jedzeniem(ja mam slabosc do slodkiego), dzis zjem tyle ile we mnie wlezie ile oczy zapragna i ile sie we mnie zmiesci a jutro poczatek nowej ery. od jutra odzywiam sie zdrowo. Czy Wy tez tak macie???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Kropka19
Tak, tak, tak - mam to samo. Ech... Dotychczas nie zdawałam sobie sprawy z tego, że to jest problem. Myślałam, że to 'rzucanie się na jedzenie' jest normalne, matura, stresy... Że organizm potrzebuje, domaga się, to muszę mu dać, tłumaczyłam sobie głupio ' czekolada, magnez, weź zjedz po obiedzie, będzie Ci się lepiej uczyć. Wpychałam w siebie wszystko, nawet jeśli już miałam brzuch jak balon. A na drugi dzień zamiast głodówki to jadłam, choć wiedziałam, że mój brzuch jest pełny i nie muszę zjeść śniadania... to jadłam bo wiedziałam, że śniadanie musi być, podstawa... a potem znowu nie byłam w stanie ograniczyć jedzenia... masakra. Jak dobrze, że znalazłam to forum... W ogóle to... teraz uświadomiłam sobie znaczenie słów mojej babci... ' Ty masz apetyt, nie można powiedzieć, ładnaś dziewczynka, zdrowa, nie chuda nie gruba, ale w sam raz" " Babciu, idę po kanapkę" " A idź, zrób sobie, nie możesz być głodna" ale... przecież ona nie miała pojęcia, że ja już jestem napchana na maksa. A przecież widziała, że jem tak dużo, sporo. Mam ok 5 kg nadwagi, ale dla babci i tak jestem w sam raz. Jem kiedy przychodzę ze szkoły, jem - odreagowywuję stres. Zajadam je. Jem kiedy jestem szczęśliwa, jem kiedy mi smutno i wiem, że dużo mam nauki, a mi się nie chce. Teraz zaczynam widzieć wyraźnie... Cholera. To jest choroba. :( I takie zachowanie mam już mniej więcej od kilku lat, z przerwami na diety. Ale... tak, żeby się napchać to już od 2 miesiecy tak jem... Po szkole... Rano, budzę się... zamiast się umyć, czy coś, to już zbiegam do kuchni, bo jedzenie najważniejsze. i potem dopiero się ubieram. Bez kitu... Nie wiem co mam robić, z kim rozmawiać. Czy prowadzić dzienniczek? Nie wiem. A najgorsze to, że mama mi na stresy podsuwa słodycze. Omleta Ci zrobię, bo taka smutna przed komputerem siedzisz, uczysz się widzę... I zrobiła i zjadłam choć 10 min wcześniej jadłam kolację. Ale też najgorsze jest to, że moja mama sama ma ataki na jedzenie. O 22 schodzi na dół do kuchni i bierze czekoladę, słodycze, wpiernicza. Ile wlezie. Ja czuje, że ja te nawyki biore od niej... A ona o żadnej diecie nie chce słyszeć, choć mogłaby zrzucić z 8 kilo. Cholera. ;( Już sama nie mogę sobie z tym poradzić, zapanować nad sobą... Czuję, że to jest poważniejsze niż sądziłam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość novally
Hej dziewczyny;) czytam kolejne wpisy i mam wrażenie jakbym to ja je pisała...te wszystkie odczucia,zachowania, okoliczności napadów powtarzają się u każdej z nas...cieszę się,że trafiłam na to forum, bo zrozumiałam, że nie jestem z tym sama, że są osoby, które zrozumieją to, że zjedzenie meeega deseru po meega obiedzie jest możliwe;(ale zrozumieją też to uczucie obrzydzenia do siebie, do braku silnej woli;/ostatnio jak wybrałam się do sklepu to z tyłu głowy słyszałam :"po co Ci to, szkoda kasy, jeszcze możesz się powstrzymać, odpuść", ale nie posłuchałam. Czułam się tak jakby moja psychika już tak się nastawiła na to co za chwilę nastąpi,że nie byłam wstanie nie wejśc do tego cholernego sklepu:( Cholera, co sprawiło,że tak reagujemy na emocje, złe czy dobre? Czuję wstręt do siebie, nie wiem jak nad tym zapanować...z tego co piszecie to chyba niewiele jest osób,które uwolniły się spod władzy jedzenia...próbowałam gadac o tym z rodziną, ale to chyba nie ma sensu, zresztą wstydzę się przyznać im ile potrafię w siebie wrzucić, to jest przecież obrzydliwe w pewnym sensie:( powoli myślę, że tu tylko psycholog może coś zdziałać...macie jakieś sposoby, żeby w porę wychamować i nie sięgnąć do tej lodówki? nie mogę tak dalej, zamiast wykorzystywać czas na konkretne rzeczy to ja siedzę i pochłaniam co wlezie, do czego to prowadzi?a jak jest u was z kontaktami z ludźmi? nie zmieniło to Waszego podejścia do ludzi, czy wolicie unikać spotkań towarzyskich?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość charlotte..
co do kontaktów z ludźmi to zawsze byłam nieśmiała i byłam raczej samotnikiem. ale moje życie towarzyskie i tak wygląda lepiej niż jeszcze kilka lat temu. przynajmniej mogę powiedzieć, że w przeciwieństwie do tego co było wcześniej, w ogóle istnieje ;) chociaż nadal mam straszne problemy z otworzeniem się przed drugą osobą. ostatnio często zastanawiam się nad psychologiem. już dawno, dawno chciałam się wybrać, ale nie wiem sama dlaczego tego nie robię.. wstydzę się, zaczynam sobie wmawiać, że wyolbrzymiam problemy i tylko zmarnuję czyjś czas, że nie zasługuję na pomoc.. i takie tam.. niedawno też zdałam sobie sprawę, że mogę mieć zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne.. może tylko sobie wmawiam. tak czy siak strasznie mnie to stresuje i jestem zła na siebie, że robię to co robię, a przestać naprawdę nie umiem. a pocieszam się oczywiście jedzeniem. pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czesc Wam! No ja tez sie zastanawiam co, pewnie w dosc odleglej przeszlosci, przyczynilo sie do tego ze teraz nasze stresy i niedogodnosci zycia codziennego odreagowujemy w taki chory sposob. Na pewno jakas terapia grupowa by sie przydala. Fajnie ze mamy chociaz to forum, aczkolwiek sadze ze spotkanie na zywo z osobami z tym samym problemem byloby lepsze, nawet z jedna tylko osoba i bez psychologa. Jednak u nas w polsce psycholog nie jest na porzadku dziennym. wiele z nas nie stac na niego, a inna sprawa jest ze czlowiek musialby sie przed swoim srodowiskiem kryc, znaczy nie przyznawac sie przed nikim ze spotkan z psychologiem. To chyba 2 podstawowe przeszkody, aby wziac udzial w jakiejs terapii. Tylko powiedzcie dziewczyny, co my mozemy same, kazda w swoim domu, na codzien sama ze swoimi problemami? Przeciez to chorubsko obezwladnia nasza wole, nie podejmujemy samodzielnie decyzji. Bedac np. na zakupach - cos mowi w glowie - kupuj te ciacha, czekolade, i tamten budyn i ten serek stracciatella, itp. przeciez tak je lubisz, wkladaj do kosza i nie marudz. Ja bynajmniej nad tymi podszeptami nie panuje. To one rzadza mna. Dlaczego nie znamy umiaru? Dlaczego nie potrafimy powiedziec sobie dosc? A jesli wiecie jakie stresy Was zrzeraja czyli rownoczesnie jakie stresy Wy probujecie zajesc, zagluszyc, czy sadzicie ze rozwiazanie tych problemow, wyjscie z klopotliwych sytuacji wyleczyloby Was z kompulsow? Pewnie problemy sa jednak bardziej zlozone i tez nie zawsze do konca jasne, a tym bardziej ich rozwiazanie. Co mozemy tutaj wsppolnie przedsiewziac zeby pozbyc sie tych wyniszczajacych kompulsow?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość chartlotte..
tak mi przyszło do głowy właśnie... może ktoś tu jest z Poznania i chciałby pójść na spotkanie AŻ? zawsze to raźniej we dwoje:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość big girl
cześć żarłoki Ja też. Do 20 roku życia nie widziałam problemu, waga była ok- zawsze byłam nieco przy kości więc nie widziałam w tym kłopotu- mówiłam taka moja natura ale z czasem przemyślałam ( chyba ok 76 kg) i uświadomiłam sobie: że potrafiłam jako małolata zamiast do szkoły iść do mcdonalda na zestaw że przed świętami zjadałam zawsze całą szynkę że jem sama, nawet kedy się nie obżeram - nie jem z synem przy stole że posiłki jakie przyjmowałam były mega kaloryczne i że jedzenie jest kiedy czuję niepokój, jakiś strres np. w nowej pracy, przez dwa miechy miałam stres aklimatyzacyjny więc po pracy mega zakupy i jedzenie przez 2 h bez przerwy... wstyd nawet pisać jestem umówiona do psychologa i póki co od stycznia jem w miarę normalnie- czasme mnie napadnie paczka chipsów schudłam 7 kg i uważam że to jest do opanowania- pierwszy krok to uświadomienie sobie problemu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
tez tak mialam, zaczelo sie od tabletek cilest ktore u mnie zwiekszaly laknienie, potem juz potoczylo sie szybko, przytylam okolo 10-15kg, jaglam duzo szybko, potem zalowalam, obrzarta, brzuch mnie bolal, ciagle bylam taka ociezala, problemy z trawieniem mam jeszcze do teraz, juz si kontroluje, teraz potrafie sobie odmowic chociaz czasmi sie poddaje, jem mniej ale nadal szybko nie umiem sie powstrzymac... ale jest lepiej :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość novally
Big żarłoku, dziekuję Ci za ten wpis..masz rację,połowa sukcesu to uświadomienie sobie problemu. Jeśli jestem tego świadoma to mogę już świadomie wpływać na decyzję...Będzie to trudne, bo te głosy z tyłu głowy potrafią być bardzo natarczywe, ale przecież nie jestem ubezwłasnowolniona, więc mogę powstrzymać rękę przed sięgnięciem po czekoladę;)na początek to w ogóle będę omijać półki ze słodyczami;)Cholera, musze to zrobić dla swojego ciała, dlaczego ono ma cierpieć, za co ja je traktuję jak smietnik? To się musi zmienić, gdzieś przeczytałam,że cialo to nasza światynia i coś w tym jest, jeśli dalej będę w siebie ładować te śmieci, to prędzej czy później to się zemści na moim zdrowiu;( Czeka mnie zapewnie cholernie ciężka praca ale trudno, podejmuję się tej próby, nie mogę się poddać emocjom, trzeba nad nimi panować!! Ale się nakręciłam;D Przepraszam Was, że wypisuję tu takie dziwactwa, wpis big żarłoka wprawił mnie w taki waleczny nastrój;) "Wszystko się może zdarzyc" - i tego się trzymajmy;) Pozdrawiam Was serdecznie i trzymam kciuki za Was i za siebie;D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość novally
o rety, przepraszam za tą pomyłkę pseudonimu;/big girl oczywiście;)połączyłam nick z początkiem wiadomości, ech póxno już jednak;D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
zabawne połączenie:) no jeśli mogę coś doradzić to trezba uważać na to jakie produkty się pochłania w chwili napięcia- właśnie nie cukry żadnych węgli( moja słabość chipsy) jeżeli będziemy jeść jogurty- nawet nie light to i tak nasze ciała zyskają, a chciałam zauważyć że jogurt też ma cukier który uwalnia się wolniej- co za tym idzie inaczej na nas wpływa ja już po chorobie dzień zaczynam z niską akceptacją siebie, niestety zamierzam wskoczyć na rowerek dzisiaj i podymać ze dwie godzinki, może coś ruszy ja mam cel nadrzędny, nawet nie walkę z kompulsem tylko 2 rozmiary mniej- dlatego kompulsy jeszcze jakoś znoszę, bo sięn na chudnięcie zaprogramowałam ale przez tydzień nie zrobiłam nic, leżałam w wyrku i utyłam 2 kg :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam wszystkich, nie przeczytalam calego topiku, bo duzo tego sie zrobilo:):) Moje problemy zaczely sie juz dawno dawno temu, ok. 10 lat temu(mam 25). Ciagle zmiany wagi ciała.... znacie to. Doszlo w pewnym momencie do tego, ze azylam 108 kg. Tylko raz "udalo" mi sie tak utyc, pozniej zrzucilam 30kilo a teraz?? znowu troche przytylam, juz nie do 108 ale troche przytylam.... Jem jem jem.... porownuje sie do alkoholika. Jestem jedzenioholiczka..... takie to smutne. Probowalam wymiotowac, zeby pozbyc sie tego "brudu" w zoladku, probowalam sie przeczyszczac....nic nic nic........nie umiem tego robic, nie mam bulimii czy anoreksji. Od poczatku właściwie wiedzialam ze to problem psychiczny, odkad pamietam interesowalam sie zaburzeniami psychologicznymi w tym zaburzeniami jedzenia ale nie umiem sobie pomoc. Dzisiaj czuje ta pustke i niepewnosc....nie wiem co jeszcze, czuje to cos co smusi mnie dzisiaj znowu do tego zeby nawpieprzac sie po przyjsciu z pracy. Znowu kupie sobie bułki, jakies kiełbaski i sie nawpierdalam ........ mimo ze nie moge jesc pieczywa i mimo, ze wiem ze jutro bede cierpiec fizycznie i psychicznie. To powrtarzajacy sie schemat- "od jutra sie odchudzam, jem mniej, cwicze....- od jutra"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
TO SIĘ ZDECYDUJ A NIE BIADOLISZ, sorry ale 90% sukcesu to śwoiadomość i wola walki ja w dużej mierze opanowałam swój problem, podstawowa sprawa mam dziecko i nie chcę żeby patrzyło na nienormalną matkę, druga SPrawa to moja waga, żle się czuję z ciałem i chcę to zmienić a chcę to znaczy mogę czego i Tobie życzę

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Big Girl--> wiesz to nie jest tak, ze ja tylko "biadole". Na przestrzeni tych 10 lat przeszlam tyle sposobow, ktore pomogly mi na zrzucenie wagi, ze mozna ksiazke napisac. Jednak teraz mam okres totalnego zniechecenia- nie czuje juz sily i wewnetrznej motywacji, zeby cos zmienic. Jestem mloda a to problem ktory powraca i mam juz dosyc, wiec majac szacunek dla tego co przeszlam i ile osiagnelam jak i stracilam, nie mow proszę, że "biadole"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
BĘDĘ ponieważ znam złożoność tego problemu na własnej skórze, nic innego jak biadolenie, w stylu nie mam już siły- to się wez w garsć! wszystko jest w twojej głowie, czy zdajesz sobie z tego sprawę? Wystarczy długo i intensywnie myśleć: będę dla siebie dobra bo chcę mieć dobre życie moje zdrowie jest ważne doaje mi siłe i nie będę go niszczyć nadmiernym jedzeniem i zacząć się zastanawiać jak jeść lepiej, zdrowiej pełniej ja jem inaczej, nie bez przymusu na początku ale mam efekty i tego Tobie życzę

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Big Girl===> to powiedz alkoholikowi, czy narkomanowi "wez sie w garsc" albo chorej osobie na depresje. Najgorsze co mozesz mowic osobie, ktora ma problemy psychiczne to to zeby wziela sie w garsc :/ ja biore sie w garsc od bardzo dawna co osnacza, ze dalej zyje i mam w miare normalna wage ale to tylko walka ktora do niczego nie prowadzi a to, ze tobie sie udalo....no coz- moze nie masz takie problemu jaki Ci sie wydaje albo masz dookola kogos kto pozwala Ci i przede wszystkim pomaga w uporaniu sie z tym wszystkim. Zamiast wiec zachowywac sie jakbys zjadla wszystkie rozumy to nastepnym razem pomysl zanim komus powiesz, zeby wzial sie w garsc :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość charlotte........
wrrr tak się rozpisałam, trochę nad sobą poużalałam, ale wyskoczył błąd i muszę pisać od nowa. nie chce mi się drugi raz, ale chciałam tylko napisać, że jak to mówią w reklamie trzeba walczyć z przyczynami a nie tylko objawami. a takie 'wzięcie się w garść' polegające na myśleniu o tym jak lepiej jeść to właśnie chyba walka z objawami. i to tylko takie powierzchowne rozwiązanie problemu. a przyczyna obżerania się do mdłości siedzi w głowie i sprawia, że wpada się w czarną dziurę kiedy nie myśli się wcale, no ewentualnie o tym, co zjeść. chyba trochę się zaplątałam się w tłumaczeniu.. chodzi mi o to, że to nie jest tak, że samo myślenie o tym co się je i ograniczanie się to nie jest rozwiązanie. bo ja mam tak, że jak mam kompuls, a nie po prostu jem za dużo to nie myślę. a może się mylę i wyolbrzymiam problem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
charlotte........---> no masz racje moim zdaniem, zeby sie wyleczyc musialabym isc na psychoterapie.....a ze sie zale...no coz- wszyscy którzy tu pisza to żalą sie w jakis sposob....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
charlotte........---> no masz racje moim zdaniem, zeby sie wyleczyc musialabym isc na psychoterapie.....a ze sie zale...no coz- wszyscy którzy tu pisza to żalą sie w jakis sposob....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nieszczesliwa-szczesciara
tez mam ten problem :( tzn. musze napisac, ze mialam, bo od kilku miesiecy nie mialam duzych napadow. 3000 kcal to nie napad, a kiedys potrafilam w ciagu godziny zjesc 10 000 kcal!!! wiec mysle, ze to sukces... dziewczyny, ja jednak dalej nie umiem sie opanowac, kiedy jem cos, co uwielbiam. musze napchac sie az do bolu brzucha. najwazniejsze jednak ,ze niejem juz smieciowego jedzenia. niejem w ukryciu, w pospiechu, zeby nikt nie wiedzial.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kurcze to juz jakis sukces :):) Pocieszmy sie, ze idzie wiosna i bedzie wiecej rzeczy zdrowych do jedzenia :):) 10000tys kalorii kuuuurwa..... to jest masakra. Sluchaj a robilas badania? moze masz problemy hormonalne i dlatego ciagle jesz. A jak waga?? Naprawde wspolczuje ale trzeba bedzie w koncu cos z tym zrobic. Jakas psychoterapia?? Tylko kuzwa nie stac mnie bardzo....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość charlotte....
można spróbować szukać jakiś ośrodków, poradni, w których nie chcą kasy. podobno takowe istnieją.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość charlotte....
można poszukać jakiś poradni, ośrodków, w których pieniędzy nie chcą.podobno takowe istnieją.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
tak jest psychoterapia darmowa trzevba iść tylko chyba po skierowanie do ogólnego a ja tam nie wiem jak wy, ja czuję że kompuls się zbliża, po wzrastającym napięciu podświadomej chęci wyizolowania się i wtedy na przekór sobie zapraszam kogoś, gotuję coś pysznego i zdrowego i jemy wspólnie- nie ma szansy na obżarstwo nigdy nie gotuję żeby coś zostało- bo mogę zjeść nie kupuję a jak muszę to jogurt, albo litr maślany- tak zapycha że szok w lodówce wiatr wieje, ale są efekty to jest zwykły nawyk dziewczyny trzeba go przerobić ja się wybieram do psychologa ale wierzę że i tak zmiana nawyków po kilku latach wejdzie mi w krew, i będzie dobrze dziś godzinka na rowerku, już myślałam że nie wsiądę ale mi lepiej po tym klucz jest w głowie, każda z was powinna się przede wszystkim zastanowić nad relacją z rodzicami, i nad jedzeniem w dzieciństwie ja już wiem, u mnie była bieda i mało jedzenia. zawsze miałam wymierzone porcje, zawsze mniej niż trzeba. Brat też, nawet jako dorastający chłopak dwie kromki chleba to maks ( przy czym słyszę opowieści o bochenku chleba na śniadanie w wieku lat15) weekendy spędzaliśmy u rodziny i tam był opór żarcia każdej masci bez ograniczeń potem zdałam sobie sprawę że w moim dzieciństwie była przemoc psychiczna, ze strony rodziców. Kiedy byłam u rodziny na weekend, a rodzina wiedziała co się działo, to karmienie było formą rekompensaty psychicznej teraz jem żeby się pocieszyć, nawet bez większych problemów , po prostu by rozładować napięcie jak mam świadomość skąd to cholerstwo to mi łatwiej opanować psychoterapii same sobie nie zrobimy, ale opanować nawyki możemy- i tego Wam życzę:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
istnieją takie poradnie, ale jak to zwykle u nas bywa, trzeba czekać pół roku na wizytę ;) Co psychoterapeuta tak na prawdę może powiedzieć? Żeby zajrzeć wgłąb siebie, odnaleźć przyczynę choroby, takiego a nie innego rozładowywania stresu? NA takie pytanie mogę sobie sama odpowiedzieć, zadawałam sobie już tysiąc razy, a zawsze po chwilowym odbiciu od dna kończy się tak samo... kto tak na prawdę może nam najbardziej pomóc, jak nie my same??

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×