Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość POMOC DORAZNA

Czy jesteś w związku, w którym partner molestuje Cię psychicznie? cz.2

Polecane posty

Ja1972: Podpisuje sie - jestem zaburzona, bylam odkad pamietam. Ale chce byc zaburzona jak najmniej bo mam swiadomosc ze to zaburzenie calkowicie nie zniknie, to jak pietno na cale zycie. Kiedy weszlam na ten topik jakies 5 -6 lat temu (w 2003) - zgodnie z jego tytulem. Nagle ujawnila sie w moim domu przemoc psychiczna - i nie wiedzialam kompletnie co robic. Szukalam wsparcia, wyjscia, metody, porady - wszystkiego. Zaczelam od meza bo wydawalo mi sie ze skoro on tak sie zachowuje bez wyraznego powodu (a nawt jesli uwaza ze jest powod to dlaczego nie umie o tym porozmawiac i znalezc kompromis itp) i ze w nim jest problem - po to zeby w koncu zrozumiec ze jego problem to JEGO problem - a ja tak naprawde mam problem sama ze soba. I tak sie zaczelo warstwa po warstwie - jak obieranie cebuli... Przyznalam przed sama soba - tak, jestem zaburzona, jestem dysfunkcyjna. Chce sie leczyc. Chce byc soba. Chce byc szczesliwa. Wiem ze moge to osiagnac i decyduje sie na wykonanie tej ciezkiej pracy. Zreszta - zawsze moge przerwac jak stwierdze ze juz mi sie nie chce albo ze nie mam dalej sily... Zacytuje Cie teraz: "...Czego właściwie się tak bałam. Tam było najwięcej moich własnych projekcji – czarnowidztwa. Uczę się brania odpowiedzialności. Pomogło mi „oswajanie strachu” myśleniem, Oki. Nawet jeśli on zrobi to …(tu wstawić obawę) to mogę wtedy … (rozwiązanie sytuacji). Np. Jakieś idiotyczne wymysły: zabierze mi dzieci. Oki, ale będę się mogła przecież z nimi widywać, scedzać mniej ale dobrego czasu. A tak naprawdę, nawet mnie tym nie straszył – to moje chore lęki..." Przez wiele, wiele lat mialam takie myslenie, wlasnie z pisaniem scenariuszy pt: co najgorszego moze sie wydarzyc. I wlasnie przez te wyobraznie czesto paralizowal mnie strach. Bo prawie kazdy z tych scenariuszy konczyl sie jakas ogromna krzywda dla mnie - lacznie z pozbawieniem zycia, zdrowia, praw albo wlasnosci. To bylo prawdopodobnie wpisane w moj umysl od najwczesniejszych lat - bac sie najgorszego. Twoje scenariusze uspokoily Cie bo przewidzialas sytuacje do ktorej mozesz sie dostosowac, cos zrobic - moje scenariusze przewidywaly sytuacje ostateczne. Dam jakis przyklad: ktos sie na mnie rozzlosci za cos tam i uderzy - ale tak niefortunnie ze zlamie mi kregoslup i zostane kaleka do konca zycia, i nie bede mogla nic na te sytuacje poradzic. Tzn teraz te "wizje" nie sa az tak drastyczne - ale ciekawi mnie skad sie braly? Dlaczego az tyle we mnie leku i dlaczego az tak atawistycznego? Ze prawie kazda potencjalna krzywda, odpowiedz na moja defensywe - musiala sie w mojej wyobrazni konczyc moja kleska? I nie moge kompletnie dojsc skad takie myslenie u mnie? Przyznam ze jak sobie to przypominam to mnie nawet przeraza troche...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Aricia 🖐️ Jedynym sportem jest droga do garażu po samochód :D Tak, masz rację, pisząc że on jest uzależniony od tych kłótni. Problem polega na tym, że ja nie jestem, tzn. powoli przestaje być, od nich uzależniona i pragnę przede wszystkim spokoju i normalności... Druga sprawa. Facet, który kocha nigdy nie powie do drugiej osoby, że jest brzydka, za rzadko z nim sypia czy że nic nas nie łączy... Nijak nie potrafię sobie tego wyjaśnić, nie można kochać i ranić w ten sposób... Więc jeśli i tym razem, po raz milionowy, nagle mu przejdzie i zacznie się odzywać to ja się zgodzę (chyba nie będę potrafiła inaczej), ale ze świadomością, że źle robię, bo nie mam już złudzeń że się zmieni... Poza tym trudno jest przejść do porządku dziennego nad tym wszystkim co usłyszałam ostatnio. I koło się zamyka. Ja nie potrafię być zadowolona, nawet gdy jest miły, bo nie sposób zapomnieć jak on mnie postrzega, moje niezadowolenie jest natomiast powodem jego wściekłości i kolejnej awantury. Na razie jestem spokojna, mimo iż nie dał znaku życia... Chciałabym mu napisać czy dotarł bezpiecznie, ale nie zrobię tego... No i mam zamiar iść na wieeelkieee zakupy, nikt mi nie będzie wybierał w czym mam chodzić, ot co!!! :) I jeszcze tylko słów kilka na temat kobiecości. Ja nigdy nie przestałam się tak czuć, chociaż on za wszelką cenę stara się ja zabić we mnie... Argumentem jest to, że wychodząc z domu \"stroje się\" , a do niego przychodzą w dresie :D No, ale po jaką cholerę siedząc cały dzień chcę się czuć wygodnie, a przecież ciągle mi powtarza że nie lubi szpilek itd., A ja szpilki lubię :) i lubię ciuchy, kosmetyki, etc. I chcę ładnie wyglądać, przede wszystkim dla siebie. On nie sprawia, że czuje się atrakcyjna i kobieca, więc robię wszystko, bym sama tak się czuła...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
n coz no coz - uzalezniony od klotni... Wiesz, nie myslalam w ten sposob ale z moim mezem chyba cos to ma wspolnego. Ja natomiast klotni sie wrecz boje, nie lubie, jestem zdania ze kazdy problem mozna spokojnie omowic i poszukac kompromisu tez na spokojnie - to daje pewnosc i poczucie bezpieczenstwa i chyba kazdy w miare rozsadny czlowiek to widzi. Ze lepiej spokojnie o czyms trudnym pogadac, przedstawic swoje argumenty i stworzyc atmosfere wzajemnego zrozumienia i spokoju, pewnosci ze jak pomyslimy nad rozwiazaniem to ono sie znajdzie. I o ile czlowiek wtedy spokojniejszy, prawda? I o ile zycie latwiejsze... Przewaznie jak byl jakis problem czy ktos chcial mi cos trudnego powiedziec - to staralam sie stworzyc wlasnie taka atmosfere, zeby ta osoba czula sie bezpiecznie bo zdawalam sobie sprawe ze jest zawsze lek przed otwarciem, reakcja ten drugiej osoby; i jesli ta reakcja bedzie agresywna to taka osoba sie wycofa, stanie sie nieufna i bedzie czuc sie zraniona. I to w zaden sposob jej sytuacji nie pomoze a wrecz pogorszy. I wiesz co? Zwykle za taka postawe obrywalam - na zasadzie: daj palec, wezma cala reke. Taka osoba czula sie na pozycji i zaczela miec roszczenia, juz nie bylo dialogu tylko monolog. Dla mnie, na moje sprawy - braklo miejsca... Byc moze zle ocenilam rownowage i za wiele przestrzeni dawalam drugiej osobie w imie owej atmosfery zaufania. Moze zreszta byly to nieodpowiednie osoby - mniejsza zreszta z tym. Moj maz jak zaczynal faze - to sapal, tak glosno wydychal powietrze jak lokomotywa. Jakby upuszczal pary, jakby sie w nim gotowalo. To mi sie skojarzylo z silownia o ktorej wspominala bodajze Aricia. Nadmiar jakiejs energii i emocji ktore musza znalezc ujscie. I uzaleznienie od ich "upuszczania" w awanturze. Wtedy chwilowa ulga - do nastepnego razu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A - zapomnialabym. Wlamywaczy juz zlapali, siedza i sie spowiadaja. Wiekszosc utraconych przedmiotow do odzyskania - jesli nie wszystkie, bo w tym wypadku nasze "CSI" Krakow zadzialalo naprawde szybko. Smiac mi sie chcialo z jednego - zajumali zepsuta komorke syna, wygladala jak nowa ale zostala czyms zalana i nie dzialala (SE 810i) - pewnie wpadli jak chcieli ja komus opchnac :D :D :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oneill.... to ja się trzymam tej kupy i nie mam zamiaru jej puścić ani...odpuścić :D Dzisiaj po prawie dwóch tygodniach zmagania się ze swoim zdrowiem wreszcie wychodzę do ludzi... bardzo mnie to cieszy. Może paradoksalnie ta cała sytuacja pozwoliła mi się (z małymi dołkami-łezkami) jakoś usztywnić do M. Może doszło do mnie jakim strasznym egoistą jest M i jakim mocno zaburzonym. Dotarły do mnie słowa mojej psycholożki, która mi kiedyś powiedziała, że....nigdy nie będę najważniejszą osobą dla tego mężczyzny i czy jestem w stanie żyć z taką świadomością. Myślałam wcześniej, że ze świadomością...to może, ale kiedy życie wystawiło to do weryfikacji i zobaczyłam jak to wygląda w praktyce to ..... mówię po trzykroć NIE! To już wolę być sama. Dzisiaj mnie wspierają i są ze mną CI, których tak tepił M, których chciał się pozbyć z mojego życia, o których miał do mnie pretensje, że nie są szczerzy, że nam zazdroszczą \"takiej wspaniałej miłości\"! hehe Czuję jakby mój ból się zmieniał we mnie. To już nie jest ból za M, tęsknota i żal po starcie. To jest teraz mój ból, nad sobą samą, że tak dałam się zmanipulować, żal mi siebie samej, że sobie to zrobiłam, że na to pozwoliłam, że na własne życzenie to wszystko... Ale przecież nie chciałam sobie tego robić, to po za moją świadomością się działo, takie chore wybory, takie związki toksyczne. Teraz zrobię wszytsko, żeby już mnie więcej to nie spotkało. Szkoda życia Kochane... za piękne jesteśmy 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Niebo ❤️ Pięknie się podnosisz :-) Wreszcie zobaczyłaś, że ten facet ma Cie gdzieś. Ale już wiesz, że są ludzie dla których jesteś ważna. Również tutaj 👄 Napisałaś: \"To już nie jest ból za M, tęsknota i żal po starcie. To jest teraz mój ból, nad sobą samą, że tak dałam się zmanipulować, żal mi siebie samej, że sobie to zrobiłam, że na to pozwoliłam, że na własne życzenie to wszystko... Ale przecież nie chciałam sobie tego robić, to po za moją świadomością się działo, takie chore wybory, takie związki toksyczne. \" Dokładnie tak się teraz czuję. Jakbyś napisała o mnie. Ja też mam do siebie żal, że tak długo wmawiałam sobie, że on mnie kocha. Nieprawda - jemu było ze mną wygodnie. A jak zaczęłam chceć czegoś dla siebie - olał mnie. Na szczęście ;-) Aricia ❤️ Dawno Cię nie było! Fajnie, że znów piszesz 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Niebo - \"nigdy nie będę najważniejszą osobą dla tego mężczyzny i czy jestem w stanie żyć z taką świadomością. Myślałam wcześniej, że ze świadomością...to może, ale kiedy życie wystawiło to do weryfikacji i zobaczyłam jak to wygląda w praktyce to ..... mówię po trzykroć NIE!\" To sie tyczy kazdej z nas, ktora jest w takim zwiazku. Bo weszla w niego z potrzeby bycia ta najwazniejsza, jedyna - bo nigdy tak sie nie czula, bo nie przerobila tej lekcji w dziecinstwie, nie dostala tej swiadomosci od rodzicow. Dziecko ktore dorasta w pewnosci ze jest najwazniejsze dla rodzicow (co stanowi najbardziej naturalne, podstawowe - zeby nie powiedziec - atawistyczne, zrodlo milosci bo pochodzi wprost z instynktu macierzynskiego i jest baza do pozniejszego rozwoju) nie szuka potwierdzenia swojej waznosci w pozniejszych zwiazkach, ktore z zalozenia beda wtedy dysfunkcyjne. Zapamietajcie - to nie my jestesmy dla nich najwazniejsze - to oni sami sa dla siebie najwazniejsi. A my mamy byc ich dopelnieniem czynnym, dzialajacym - oni tylko zbierac plony. My - odwalac czarna robote, zbierac odpady w postaci ich fochow, rozladowywania napiec - oni nas potrzebuja, jestesmy niezastapione - ale tylko w takim sensie. Jako utylizatory i lokaje. Bo to sa duze dzieci, ktore zatrzymaly sie w pewnym wieku w rozwoju emocjonalnym, psychicznym. Przypomnijcie sobie wlasne dzieci, jaki byl najgorszy wiek kiedy nie moglyscie sobie z nimi dac rady - dla mnie to bylo gdzies 2 - 3 lata, dopoki nie poszly do przedszkola. I pamietacie jak sie zachowywaly i z czym mialyscie najwiekszy problem? Ja mialam z corka hardcore w tym wieku - rzucanie sie w sklepie na ziemie i wrzaski: ja chce to, tamto; rzucanie klockami ze zlosci, tupanie nogami, kopanie itp. Ale to jest charakterystyczne bo dziecko w tym wieku jeszcze nie widzi roznicy miedzy soba a reszta swiata, zaczyna czuc swoja indywidualnosc ale nie umie jeszcze wyczuc granic. No to teraz wyobrazcie sobie ze stoi przed Wami taki dwulatek ale w ciele mezczyzny 1.80cm 100 kg wagi...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
witam 🖐️ Oneill, widzisz, masz rację, to chyba z potrzeby gwałtownego wyrzucenia z siebie żalu, ujęłam to w taki sposób, że On mnie taką uczynił. Może też po części dlatego, jak bardzo jestem przerażona tym, co się ze mną stało, jakie rzeczy ze mnie wyszły, kim się stałam, jak zmieniłam się w parę miesięcy. Poznaliśmy się jakieś trzy lata temu, byłam nim oczarowana, pomyślałam że to jest człowiek na którego czekałam. Wszystko urwało się jakby w pół słowa, on wyjechał zagranicę. Nie mieliśmy ze sobą kontaktu przez półtora roku. Kiedy pewnego razu przyjechał do Polski w odwiedziny do rodziców, zadzwonił. Uznałam, że jest to już za mną i mogę się z nim spotkać na koleżeńskiej stopie. Jak to się skończyło, nietrudno się domyśleć. W mgnieniu oka, zrozumiałam jak pozbawione czegokolwiek głębszego były pseudozwiązki w międzyczasie. Masz więc rację również w tym, że chciałam się dostosować do mojego ideału, nawet jeśli popadałam w coraz większe zaskoczenie, bo zaczęło się okazywać, że do ideału mu dużo brakuje... To było zbyt silne, czułam się jakby mną totalnie zawładnął, należałam już całkowicie do niego. Działy się różne złe rzeczy, jego ciągłe wymówki, chorobliwa zazdrość, czasami myślałam, że to mnie wykończy, mimo to, brnęłam w to dalej, przecież to \"mój ideał\", przecież nie mogłam aż tak bardzo się pomylić. Chciałam mieć choć trochę spokoju, więc gdy po serii prób podejmowania rozmów, o nas, mówienia o swoich uczuciach, o tym co mnie czasami boli w jego zachowaniu, po prośbach i błaganiach, w końcu przestałam, tak jak napisałaś, wolałam nie mówić nić, niż usłyszeć \"przesadzasz/ o co ci chodzi?\", a najczęściej nie usłyszeć nic... Wolałam tą pozorną normalność. Chyba bardzo długo nie mogłam się zdobyć na to aby spojrzeć w lustro i przyznać się do porażki przed samą sobą, zwłaszcza, że wyjechałam dla niego, wzięłam urlop na pół roku studiów (ja, taka pilna i uważająca...). Nie umiałam się przyznać do porażki przed ludźmi, bratem, rodzicami, którzy zawsze byli temu przeciwni i niejeden bój z nimi stoczyłam, przed przyjaciółmi, którzy starali się uświadomić mi co się ze mną dzieje i których o mały włos nie straciłam, bo on sceptycznie się do nich odnosił... Tak rozstaliśmy się, ja podjęłam tą decyzję, on nie próbował mnie zatrzymać. i znów esej i znów zbyt dużo myśli plącze się po głowie... Pozdrawiam Was ❤️ 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kasia - i bardzo dobrze, ze esej. Pisz. Jak zwerbalizujesz te swoje leki, watpliwosci - z nawet zal, wstyd czy cokolwiek innego - bedzie Ci lzej. Albo przekonasz sie ze te uczucia sa bez sensu. Bo jaki wstyd, przed kim? Ze nie wyszlo? A co - Ty pierwsza i ostatnia ktorej nie wyszlo? Ze tyle poswiecilas, ze wzielas wolne, ze walczylas z tymi ktorzy byli przeciwni? Bo wierzylas ze sie uda... Ze to jest wlasnie TO. Ze widzialas nie to co jest ale to czego pragniesz, co chcesz widziec - ze naginalas rzeczywistosc do wyobrazni, ze tlumaczylas te negatywne zdarzenia, zachowania, stosunek partnera do Ciebie - zawsze na jego korzysc? Mnie tez to spotkalo. Tez czulam wstyd ze nie wyszlo, ze inni opdradzali i takie tam... A w doopie mam wstyd, co mnie obchodzi opinia innych, oni zawsze jakas opinie beda mieli niezaleznie od tego co ja zrobie. Pozwolmy im miec te opinie - a my zyjmy wlasnym zyciem. Nie wyszlo? A moze inaczej zapytac - dlaczego wpakowalam sie w taki zwiazek? Dlaczego tak o niego walczylam? A nie rozczulac sie nad jakims wyimaginowany, nikomu niepotrzebnym wstydem, bo sie nie udalo. Wiem wiem - mam juz to za soba. Udawanie przed innymi ze wlasciwie to jest OK. I po co? Skoro zle Ci bylo w zwiazku a nic nie dawaly rozmowy, nie bylo mozliwosci uzyskania kompromisu - rozstajemy sie. Co w tym dziwnego, czego sie tu wstydzic? To co czujesz jest zupelnie normalne - i ma to do siebie ze z czasem przechodzi. Ale moze w Tobie wciaz jest ta tendencja do niewlasciwych wyborow - i tutaj trzeba glebiej zajrzec, zastanowic sie, popracowac... Czego ja od niego oczekiwalam? Od tego partnera, od tego zwiazku? Dlaczego tak wiele poswiecilam? Dlaczego tak zazarcie go bronilam, dlaczego nie posluchalam rad z zewnatrz tylko przypisywalam im zle intencje? Bo ja sobie te pytania zadalam i uwierz mi - pomoglo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Niebo 😍 \" nigdy nie będę najważniejszą osobą dla tego mężczyzny i czy jestem w stanie żyć z taką świadomością \" To bardzo mądre, co napisałaś. Oneill to ładnie opisała. To jest tez problem, który za mną chodzi. Nigdy nie byłam dla nikogo najważniejsza. Dla rodziców, babci itd. Nie odrobiłam tej lekcji w dzieciństwie. Rodzice mi tego nie dali. Więc całe dorosłe życie spędziłam na szukaniu kogoś, dla kogo będę najważniejsza. A przynajmniej tak to wynikało z mojej świadomej części mnie. Bo jak spotykałam facetów, którzy okazywali mi, że mogę być dla nich najważniejsza, to ..........uciekałam gdzie pieprz rośnie. A wybrałam dwa razy w życiu na mężów facetów, którzy na dzień dobry okazali mi, że mnie odrzucają. Dlaczego? Prawdopodobnie dlatego, że ten wariant znałam najlepiej. I podświadomie właśnie szukałam mężczyzn, którzy mnie odrzucali. I tak od pierwszego męża nie umiałam przyjąć, że dla niego byłam najważniejsza. Dzisiaj wiem, że byłam. Ale jak on mi nie okazywal odrzucenia, to ja sama prowokowałam takie sytuacje. Podobnie mam dzisiaj. Mój mąż mówi mi, że jestem dla niego najważniejsza. I jak się zastanowię, to wiem, że tak jest. Ale nigdy mi nie za mało okazywania tego. To jest jak dziura bez dna. Chcę byc dla niego najważniejsza. Ale... nie umiem tego przyjąć. Nie odrobiłam lekcji związanej z odrzuceniem. Moi dwaj mężczyżni zainteresowali mnie, bo na początku \"jakoś\" mnie odrzucili. Miałam szczęście, bo akurat jednak mnie pokochali. Z pierwszym się nie udało. Z drugim mężem też nie umiem nad tym przejść. Mam już wiedzę, świadomość tego, że to problem mojego dzieciństwa i tego, czego nie otrzymałam od moich rodziców. A także świadomość tego, że nikt nie może mi tego dać. A raczej, że jedyną osobą, która może mi to dać jestem ja sama. Mój mąż mówi, że jestem jego małą dziewczynką w tym temacie. I że on się bardzo będzie starał, by mi to okazywać. Ale to sie musi stać w mojej świadomości. Duchy przeszłości nie powinny stale ciążyć nad moim życiem. :D Czas na odrobienie tej lekcji.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
oneill, widzisz, to nawet nie oto chodzi, że mam teraz poczucie wstydu, ale parę miesięcy przed rozstaniem zdałam sobie sprawę, że tkwię w pułapce decyzyjnej, że miotam się między pozostaniem (bo go kocham..., bo właśnie tyle zainwestowałam, więc jak się teraz wycofać itd.), a odejściem, bo nie jest tak, jak chciałabym żeby było i nie potrafię tego zmienić, a sama to już na pewno tego nie zrobię... Teraz jest we mnie poczucie winy, ogromnej... że to ja widać jestem zaburzona, że neurotyczna, że mam osobowość zależną, że potrzebuję tym samym akceptacji i że w związku z tym, to wszystko moja wina. Jego usprawiedliwiam, a na swoje barki przyjmuje wszystko złe co się stało... chore i chce się z tego uwolnić... :( Mija drugi miesiąc od rozstania, a ja stwierdzam, że jest ze mną coraz gorzej. Głównie dlatego, że zamknęłam się w sobie i przestałam z kimkolwiek o tym rozmawiać. Otoczenie myśli więc może, że już nie ma problemu, bo uśmiecham się, spotykam z ludźmi, może tylko czasami jestem trochę bardziej milcząca... a tak naprawdę- nigdy niczego (choć mam za sobą i dłuższe, \"poważne\" związki które trzeba było spisać na straty) tak nie przeżywałam. Po części chyba zabija mnie ta świadomość, że wymyśliłam sobie, że to \"Ten\", że rozstałam się nie dlatego, że nic już do niego nie czuję... Już nawet śni mi się po nocach, straszne uczucie tak się nagle obudzić i zdać sobie sprawę, że to tylko sen...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Chyba sie nawet nie zdziwilam, ze nikt sie nie odniosl do mojego wpisu; ale nic to, przynajmniej moglam sobie \"pogadac\". Dzisiaj nie pracuje, ale bede miala gosci jutro, wiec nie powiem - mam co robic, a na domiar zlego, siekajac kapuste na bigos calkiem porzadnie rozcielam sobie palec; Zycze wszystkim milego weekendu; moze zajrze pozniej;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
oneil, Miaa777, ophrys, Vacancy, Kasia, Ja 1972, renta11, nocóż no cóż, Aricia, cztery umowy, consekfencja.. i wszystkie Kobietki :D ❤️ Kuleczka....a co Ty taka smutna ? Dużo przytulanek dla Ciebie.... nie smuć się, głowa do góry...wiosna idzie :D A ja poszalałam na wyprzedarzach.... wydałam za dużo, ale oczy zamknęłam i wyłączyłam opcje kryzys, trudno, tez nam się coś od życia należy, prawda? Na mnie zakupy zawsze działają kojąco i wcale mi z tym źle nie jest. Oby było za co.... Kasia...mądra dziewczyna jesteś, ładnie piszesz i racjonalnie.... Większośc z nas \"wymyśliła\" sobie swojego partnera i chciała go zmieniać, albo bardziej chciała, żeby on był inny. Ale im z reguły jest dobrze z takimi jakimi oni są i wcale jakoś się nie chcą zmieniać, ba...oni uważają, że są super, że to my jesteśmy jakieś....dziwne, a raczej psychicznie chore. Po części to prawda, bo wybieramy takich co to większość by w tyłek nie chciała kopnąć i nigdy by nie pozwoliła tak się dać zmanipulować. Yezz... już czytałam, mam tą Claudię. Moja mama mnie dołuje już jak słysze jej głos, czarnowidztwo i generalnie utyskiwanie na cały świat. Wczoraj skończyłam rozmowę po 2 minutach, bo powiedziała, że powinnam komórkę i komputer wyrzucić, bo to złodzieje czasu i w ogóle ona bez tego żyje to i ja powinnam...hehe kocham takie teksty :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kasiu ...❤️ Uwazam, ze powinnas byc z siebie dumna.. naprawde !!! Powinnas byc dumna, ze tak szybko umialas odejsc od toksycznego faceta. Jest zrozumiale, ze szukamy w zyciu przygody i romantyzmu i czegos interesujacego - szczegolnie gdy jestesmy bardzo mlode.. Jestes tzw. grzeczna dziewczynka, wzorowa uczennica... przyzwyczailas sie juz do takiego wizerunku siebie.. Dla ciebie norma jest rozsadek i pochwaly w szkole i w domu ....Tak cie postrzegaja inni, tak ty widzisz siebie... Gdy taka osoba popelni blad, wywoluje to sensacje, a czesto i satysfakcje... \" no widzisz taka wzorowa byla i taka madra, i popatrz co narobila\" To jest tylko etykietka ktora pozwalamy sobie przyklejac i czesto naginamy nasze zycie i nasze potrzeby, aby tylko nie uszkodzic tej etykietki... Na twoje szczescie widac, ze jakkolwiek opinia innych o tobie jest dla ciebie wazna, to twoje zdanie i twoje odczucia sa dla ciebie wazniejsze... To co zrobilas jest bardzo zdrowe... wszyscy postrzegali twojego chlopaka negatywnie, ale on dawal ci cos co bylo ci potrzebne i poszlas po swoje szczescie.. Potem zobaczylas, ze ten zwiazek jest dla ciebie nieszczesliwy i ODESZLAS ... Cierpisz ( bo to czesc procesu \"zakochanie- odkochanie \"), ale pomimo tego jestes dla siebie wazniejsza niz jakis manipulujacy toba dupek.. nie pozwolilas w imie zle pojetej milosci zatruc sobie zycie .. A to juz duzo .... Zdobylas doswiadczenie zyciowe i nauczylas sie o sobie czegos .... czego prawdopodobnie nigdy nie wynioslabys z najlepszych uniwersytetow teorii..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Niebo błękitne- dziękuję za miłe słowa ;), żałuję tylko, że wcześniej mi trochę tego racjonalizmu brakowało i ślepo szłam za głosem serca. consekfencja, wiesz, wzruszyłam się czytając to co napisałaś, dzięki... ❤️. Zgadza się, moje życie zawsze było pukładane, tak byłam grzecznym dzieckiem, wzorową uczennicą, która zawsze była wzorem dla dzieciaków wkoło, a swoich rodziców przyzwyczaiłam do rozsądku i tego, że nie trzeba się o mnie martwić, bo jestem \"mądrą dziewczynką\", mimo, że ze szkolnego fartuszka już dawno wyrosłam ;) nadal podświadomie chciałam być takim ideałem, któremu nie przytrafiają się głupstwa. A teraz proszę, \"głupstwo\" na całej linii i to w rozmiarach życiowej tragedii, dla kogoś kto był tak uważający... Jak sobie przypomnę scysje z rodzicami... starali się na mnie wpłynąć, ale w końcu dowód osobisty otrzymałam parę lat temu, więc zatrzymać mnie nijak nie mogli. Taka wolna refleksja- zawsze byłam nadwrażliwa wręcz i raczej krucha, kolejny raz, tak jakby nie wiadomo skąd znalazłam w sobie siłę, tak jak wcześniej by wytrzymywać jego podejrzenia i pretensje, tak teraz by go zostawić... Nie wiem jak sobie poradzić z poczuciem winy, z tym że mimo, że go fizycznie nie ma, to nadal noszę jego osobę w sobie, z pewnego rodzaju tęsknotą, z tym uzależnieniem, bo to czasami boli niemiłosiernie... Zresztą Wy wiecie o tym doskonale. Jeszcze raz consekfencjo... ujęłaś mnie bardzo tym, co napisałaś, bardzo serdecznie i... bo ja zapomniałam co to znaczy być dumną z siebie, dawno nie byłam... 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Niebo ❤️ Wiesz, ze Cie b.lubię i latego pozwole sobie na komentarz do zakupów itp. Przypomina mi to leczenie narkomani, alkoholizmem, albo alkoholizmu nikotynizmem ... Kochana czy byłaś kiedyś ze sobą dłużej? Ostatnio usłyszałam mądre słowa, które we mnie zostały \"Nie ma relacji, bez wspólnego czasu\" Teraz uświadomiłam sobie, że to dotyczy także NAS SAMYCH. Jeśli nie jestem ze sama ze sobą, nie słucham siebie tylko wciąż zagłuszam różnymi doświadczeniami np. chorym związkiem, spóźnianiem się, zakupami, książkami, rozmowami, znajomymi ... byle nie byc SAMA NA SAM ZE SOBĄ. Znacie to? To moje odkrycie. Ból zagłuszałam: rozmową z przyjaciółką, książką, audycja, kafeterią .... byle się znieczulić, skoncentrować na czymś PO ZA MNĄ! Przytulam Cię Niebo mocno! Ty też to zrób - przytul się mocno, spójrz w lustro, uśmiechnij się i powiedz: KOCHAM CIE beatka

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie kobietki. Kolejny dzień bez M - spokojny, zrównoważony. Odpoczywam:) Nie wiem co się z nim dzieje, ale jakoś mnie to nie ciekawi. Dawniej wykonałabym ze sto telefonów, nakłaniała do przyjścia, bo dzieci, a drugie dno - oczywiście ja - głodna miłości, aprobaty i akceptacji. Teraz nie robię kompletnie nic i nie mam z tego tytułu żadnych wyrzutów. Czasem moja wyobraźnia pogalopuje na boczne tory i zaczynam myśleć, że przytula tamtą, że jest z nią i nawet czasu nie ma dla własnych dzieci, ale zaraz wracam do rzeczywistości i mówię sobie, że to i dobrze, robi nie mnie, robi to sobie. A dzieci...Ciekawe, w ogóle o niego nie pytają, zero zainteresowania, kiedy przyjdzie, czy przyjdzie... Polecam \"Leczenie uzależnionego umysłu\" Jampolskiego - dużo z niej dowiedziałam się o sobie, dowiaduję, bo jeszcze jej nie skończyłam czytać. Kiedy tak się nad tym wszystkim zastanawiam, staram się znaleźć między mną a ludźmi nie różnice, ale podobieństwa, czuję się lepsza i spokojniejsza, łatwiej mi ich akceptować. To jest też krok w kierunku miłości do samej siebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja1972 😍 Bardzo mądre spostrzeżenie. Ja zagłuszałam się przez lata czytaniem książek (często w tle telewizor). I jeszcze cieszyłam się, że mam podzielność uwagi. :D Teraz lubię chwile sam na sam ze sobą. I nie musze wtedy nic robić, a po prostu być. Ale zdecydowanie robienie zakupów jest mniej szkodliwe, niż uzależnienie od faceta :D A bycia ze soba sam na sam można sie nauczyć i nawet polubić. :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cztery umowy 😍 Jak Cię czytałam cieszyłam się, jakie masz głębokie przemyślenia. Teraz widze podobieństwo do siebie. Wiedza i świadomość duża, ale jak trudno stosować do do siebie. Przynajmniej dla mnie trudno.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kasia3000 => gratuluję podjęcia słusznej decyzji... J Podziwiam Cię, że miałaś tyle siły... Ja z moim nie utrzymywałam kontaktu przez ponad 3 lata, żadnego... A mimo to, gdy tylko go spotkałam rzuciłam wszystko i mówiąc kolokiwalnie poleciałam do niego. W jednej chwili zrozumiałam, że te kilka lat spędzonych oddzielnie nie wniosło nic do mojego życia i że tylko on jest tym, z którym będę szczęśliwa... Po takim czasie miałam nadzieje, że się zmienił, że zrozumiał, etc. Wyrzuciłam z pamięci wszystko co złe. Tak, jak napisałaś, był moim ideałem. Niestety tylko w mojej chorej głowie. Tacy, jak on nie zmieniają się nigdy, teraz to wiem... Niebo błekitne => trafiłaś w sedno sprawy. Oni wcale nie chcą się zmieniać, nawet jeśli dla świetego spokoju twierdzą, że chcą... Mój po ostatniej aferze, kiedy to przy odprawie bagażu nagle mnie poprosił bym została, stwierdził, że tak być nie może. Ale na moją prośbę byśmy oboje poszli na terapię, stwierdził, że on nie musi , bo przecież to ja jestem pierdolnięta. Szkoda słów, po prostu. Ja także zaszalałam dzisiaj na zakupach. Ja1972 => pisałaś n/t zagłuszania siebie poprze zakupy. Chciałabym sie do tego odnieść, bo nie bardzo rozumiem co masz na myśli... Pójście raz kiedyś na zakupy, to chyba jeszcze nie oznaka uzależnienia... Czy pójście samotnie na zakupy nie jest byciem ze sobą? Byłam dzisiaj na zakupach i tak teraz dumam... Nie zrobiłam tego by zagłuszyć samą siebie, wręcz przeciwnie. Miałam czas by pobyć sama i zastanowić się nad wszystkim. Byłam wdzięczna gdybyś mi wyeksplikowała jak ma wyglądać takie BYCIE ZE SOBĄ... Pierwszy dzień rozstania właśnie mija. Nie odezwał się. Czuje pustkę i tak jakoś smutno, ale nie mam zamiaru nic z tym robić... Wiem, że wielu z Was się udało, a to znak że można... Pozdrawiam Was wszystkie ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość prawie 40
"nie chodzi o obwinianie rodziców, czy kogokolwiek ale chodzi o zrozumie skąd sie biorą pewne rzeczy, które utudniają nam życie.ale chodzi również oto , by umieć powiedzić; ty to zrobiłeś, ty to powiedziałeś, ty uderzylęs, ty krzyczałs, ty groziłeś-CZY MIALES DO TEGO PRAWO? NIE- WIEC ty za to odpowiadasz." dokładnie Yeez - obwinianie rodziców do niczego nie prowadzi, rownież obwinianie partnera (ale o tym później) pytałaś czemu mnie to tak denerwuje... napisałaś potem "TAK MYŚLE, ŻE OBAWA ŻE SAME MOŻECIE BYC ZŁYMI MATKAMI KAZE WAM ODRZUCAC TO - ŻE TO RODZICE MAJĄ NAJWIĘKSZY WPŁYW." myślę, że raczej tu masz rację... Jeśli chodzi o moich rodziców jak już pisałam wiem co robili źle i jak to na mnie wpłynęło. Moi byli podobni do twoich bo to były czasy kiedy dzieci i ryby nie miały głosu... ale tak podchodzono do dzieci prawie wszędzie, dopiero doktor Spock rozpoczął nowy nurt w wychowaniu dzieci. Mżna by powiedzieć że nawet karmienie dziecka regularnie co trzy godziny było okrucieństwem. nie tylko dla dziecka ale również dla matki. Wobrażacie sobie jak dziecko takie malutkie musiało się czuć gdy było głodne chciało się przytulić do mamusi, gdy czuło się opuszczone, ale pod żadnym pozorem nie można było go wziąć na ręce (bo się rozpieści) ani nakarmić bo regularne karmienie jest najważniejsze. Skąd wiemy, że to na nas nie wpłynęło i potem na nasze postrzeganie dzieciństwa, w zależności od indywidualnej wrażliwości? I co mamy robić sobie wszyscy rebirthing? Mamy się tak daleko cofać? Myślę, że powinniśmy się skupić na obecnej chwili, powinniśmy starać się poznać swoje potrzeby, lub sobie o nich przypomnieć, zapełnić tą pustkę. Ja mam dość obwiniania siebie o wszystko, robiłam to przez parę naście lat, przez paręnaście lat starałam się coś zrobić bo czułam się odpowiedzialna za związek i rodzinę, za związek który przyniósł mi niewiele radości, a według deklaracji mój małżonek mnie kochał. Jednego nie brałam tylko pod uwagę... On też powinien się starać. Bo do tanga trzeba dwojga. Ostatnio rzucił mi się w oczy opis Mai1962 "Kochac kogos to byc w taki sposob obecnym w jego zyciu, aby mogl stac sie najpiekniejsza wersja samego siebie." To znaczy ja nie byłam kochana. Wyzwolił we mnie to co najgorsze, ograniczył, nie przypominam sobie bym miała kiedyś szansę stać się swoją najpiękniejszą wersją. Jak się miałam stać, kiedy moje słowa były ignorowane, moje prośby lekceważone, pod koniec małżeństwa byłam pod ścisłą kontrolą.... A ja... ja na początku małżeństwa starałam się zrobić wszystko, by był szczęśliwy, by się realizował, by się rozwijał. I tak długo było... Potem zawalił na całej linii... Z własnej winy. Nie chciał słyszeć, jak mu mówiłam, że dodatkowo komplikuje sobie niektóre sprawy... więc zawalił. Załamał się... Potem moje wsparcie zamiast wykorzystać do tego by się odbić, wykorzystał do ujeżdżania po mnie. Ja sama zaczęłąm potrzebowac wsparcia bo ile tak można...Trwało to około trzech lat ! Teraz muszę na nowo odnajdywać siebie, jestem psychicznie zrujnowana i chyba mam depresję... Uświadomiłam sobie to niedawno, kiedy zaczęłam się budzić wcześnie rano z niejasnym poczuciem wewnętrznego lęku. A wydawało mi się ze z tego wychodzę. Nabrałam dystansu uspokoiłam się, ale nadal mam problem z koncentracją, ze zorganizowaniem się i dodatkowo pojawiły się te poranne lęki niewiadomego źródła. Nie mam tendencji samobójczych, zmęczenie tłumaczyłam brakiem magnezu i rzeczywiście jak go zaczęłam brać zrobiło mi się lepiej... Zrujnowałam sobie życie Naprawdę mam dość obwiniania siebie o wszystko... O zły wpływ na dzieci również... bo wiem że i na nie ta sytuacja nie wpłynęłą korzystnie to oczywiste... Ale takie jest po prostu życie... Uważam że trzeba myśleć naprzód nie oglądać się wstecz szukając winnych, obwinianie siebie też nie wiele przynosi dobrego. Nie jestem w stanie wynagrodzić dzieciom tego co się stało bo się stało. Mogę tylko myśleć o tym co zrobić by im było coraz lepiej... Co im doradzić... I druga sprawa... To że przeszłyśmy razem to wszystko, oznacza że one też sobie źle ułożą życie? A jeśli chodzi o męża, powoli godzę się z tym wszystkim... Może moje wpisy i pobyt tutaj wyglądał na to że go o wszystko obwiniam... to była moja praca nad sobą... Musiałam podzielić to co jest moje, od tego co miało wpływ na mnie... dokładnie to o czym pisze Yeez w stosunku do rodziców. Ja taką oczyszczającą pracę wykonałam w związku z mężem... oczyszczanie jest w porządku, ale ty czasem yeez mówisz, że ktoś się odcina od korzeni skoro nie chce obwiniać rodziców. To takie "wciskanie dziecka w brzuch". Ja tak to czasem odbierałam. I to też mnie denerwowało. Bo niektórzy z nas mają problem dzieciństwa po prostu przepracowany. Oczywiście ten wpis, gdzie pisałaś najpierw do mnie i potem do innych dużymi literami (i gdzie opisałaś swoje dzieciństwo) był wyraźnie łagodniejszy i napisany z większym zrozumieniem. Mój małżonek jest tak naprawdę sam w sobie zagubiony, jemu potrzebna jest głęboka terapia. To nie jest nic nowego dla mnie... Mój błąd polegał na tym, że zbytnio się w to angażowałam, za bardzo swego czasu chciałam mu pomóc.. bo jak ja mu pomogę, to oboje wygramy... Tak myślałam. Błąd poważny błąd, nie powinnam była brać odpowiedzialności za niego na siebie! On chętnie ją zrzucił... Wiedziałam co z nim się dzieje...Zajęłam się nim, a powinnam sobą. Bo ranił, bo molestował, manipulował a potem oszukiwał, obwiniał przeinaczał wszystko - nie pozostawało to bez wpływu na mnie i na moją psychikę... Ja taka głupia chciałam mu matkować. Nie wiem nadal skąd się to u mnie wzięło... Dla zainteresowanych depresją (Niebo- myślę, że też powinnaś przeczytać) bardzo ciekawy link http://online.synapsis.pl/Jak-rozpoznac-depresje/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Rento, na ogół mówimy każdy jest inny. Spotykając drugiego człowieka, patrzymy na niego i : najpierw znajdujemy różnice. Potem odwołujemy się do przeszłości. No, myślimy sobie, z takimi jak ten mam takie i takie doświadczenia. Patrzymy potem w przyszłość i spodziewamy się, że ten i ten człowiek będzie zachowywał się tak i tak, bo my to już przerabiałyśmy w przeszłości. Szufladkujemy ludzi właśnie w ten sposób,nalepiamy im etykietki i trach i doop, wpadamy w bagno. Przychodząc tu na topik widzę jak bardzo podobna jestem do Was, nie szufladkuję, nie przywalam etykietek żadnej z Was, Nie cofam się w przeszłość, niczego nie oceniam i nie zastanawiam się, co będziemy pisać jutro. Dzięki temu czuję jedność z Wami. A teraz zastanawiam się w jaki sposób zaszufladkowałam M. Ano w bardzo piękny. Byłam już po jednym toksycznym związku. Facet zostawił mnie z datą ślubu, zamówioną mszą, suknią ślubną w szafie i goścmi weselnymi. Wylogował się. Obrączki kupili moi rodzice, salę zadatkowali moi rodzice, pierścionek zaręczynowy też kupiła mu dla mnie moja mama. On był od wyższych celów. Potem jeszcze schodziliśmy się i rozchodzili fafnaście razy. Aż wreszcie tydzień przed swoją śmiercią moja mama zadzwoniła do niego i powiedziała : \"kurwa mać albo ją zostaw, albo weź, ale nie traktuj jej jak odskocznię!\", no i facet przyszedł na następny dzień i oświadczył, że moje serce zdeptał i wypierdolił na śmietnik. Tydzień później widzieliśmy się na pogrzebie mojej mamy. Kiedy spotkałam M, popatrzyłam co robi. Cofnęłam się w przeszłość. OOOOO - sam kupił pierścionek , sam dążył do załatwienia sali, przyjeżdżał, zawoził, odwoził, był generalnie. Zaszufladkowałam: jest inny , kompletnie inny od wcześniejszego. Gdybym patrzyła nie na różnice, ale podobieństwa, rozstalibyśmy się zanim się pobraliśmy. Tak samo jak poprzednik, raczej wolał na czarno i niezbyt wiele pracować, uwielbiał pieniądze, ale niekoniecznie swoje, spóźniał się bez tłumaczenia.... Gdybym nie zaszufladkowała od razu, na zasadzie - mam doświadczenia z przeszłości, patrzę potem w przyszłość i stwierdzam, że będzie tak i tak, pewnie, byłoby inaczej. Dziewczyny, jeśli patrzycie w przeszłość, to tylko po to, żeby zrozumieć siebie, swoje problemy, nigdy nie żyjcie ani przeszłością ani przyszłością. Cieszcie się chwilą i nią żyjcie, bo ona jest rzeczywista. O wiele z ludźmi łatwiej jest być tu i teraz, niż osądzać ich na podstawie przeszłych zdarzeń, lub przyszłych iluzji... Rento - mnie też nie jest łatwo wcielać w życie, ale można, po iluś dołach, wzlotach, można....Trzeba chcieć. Tylko tyle. Chcieć dla siebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość prawie 40
Aricia ❤️ popieram twoją wypowiedź 23:40 dokładnie też tak myślę... Nie rodziców wina, że tak wybrałam... Ale mam do nadrobienia w czytaniu ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zuzanna153
Witajcie kochane dziewczyny.Część 2 ale jesteście wszystkie ,gotowe pomóc każdemu.Jesteście wielkie i jeśli nawet jednej duszyczce pomożecie to super.Widzę jednak że tyle duszyczek potrzebuje waszego wsparcia. Mam nadzieję że mądre rady jakich udzielacie szczególnie młodym kobietom są bardzo cenne.Jakiś czas mnie nie było ,ale zaległości nadrobiłam.Kochane dziś po latach walki bo on się zmieni ,wiem na pewno nie zmieni się bo ma zmiany w mózgu i musiał by się leczyć .Rada dla młodych uciekajcie jak najdalej od psycholi nie marnujcie swojego zdrowia i młodych lat.W każdym normalnym związku potrzebne są : miłość,szacunek i zaufanie tylko tyle i aż tyle.Jeśli już na starcie zabraknie tylko szacunku nie ma mowy o dobrym związku.Błądzić jest rzeczą ludzką ale nie można dać się poniewierać .Każda która zakończy toksyczny związek niech nie czuje się winna tylko dumna bo są granice.Przytulam Was wszystkie nie wymieniam bo boję się że mogłabym kogoś pominąć .Powodzenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Bardzo Was kocham...Tyle ode mnie na dobranoc. Kocham niezależnie od tego, kim jesteście, jakie jesteście. Kocham, bo jesteście :D Każdą.Zołzę i tę cichutką jak myszkę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
U mnie nie ma ani zaufania, ani szacunku... Była miłość... Choć w tej chwili nie wiem czy też przypadkiem sama jej nie wymyśliłam... Gdy poprzednim razem od niego odchodziłam, wyrzuciłam telefon, chodziłam kanałami, byle go nigdzie nie spotkać. Wiedziałam, że robię to co powinnam. Było mi bardzo ciężko, pierwszego roku po rozstaniu nawet nie pamiętam, jakby go nie było... Powoli zaczęłam dochodzić do siebie. Odnowiłam kontakty z koleżankami, zajęłam się rzeczami, które mnie interesują. Niby byłam szczęśliwa i miałam spokój, ale czegoś mi brakowało cały czas, nie uwolniłam się od Niego. Miliony razy powtarzałam sobie, że nawet gdyby rzucił mi świat do stóp to bym do niego nie wróciła. A jednak byłam na tyle głupia, że uwierzyłam mu i wmówiłam sobie, że on mnie tak bardzo kocha, że dla mnie się zmieni. Tym bardziej, że już raz mnie stracił. I wiecie co, to wszystko co teraz przechodzę mam na własne życzenie. Mogłam odmówić gdy zaproponował spotkanie, mogłam nie rezygnować ze wszystkiego by spróbować jeszcze raz. Tylko, że wydawało mi się, że skoro tyle lat i nadal coś do siebie czujemy to jest przeznaczenie i choćby wszyscy byli przeciwko nam i tak będziemy szczęśliwi.Jakże byłam głupia. 😭 Najgorsze jest to, że teraz nie potrafię już tego zakończyć definitywnie. Może on też myślał sobie mnie wyidealizował jako posłuszną, a rzeczywistość nas oboje rozczarowała... :( Myślałam, że tym razem już nie będę się nad sobą rozczulać, bo przecież widzę że to jest bez sensu. Nagle jednak ogarnęło mnie poczucie winy i znowu jest źle... Ile jeszcze to wszystko będzie trwało... Nie mam teraz czasu na rozpacz 😭

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
no cóż no cóż... Zatrzymaj się na chwilę. Zastanów się dokąd zaprowadzą Cię emocje, iluzje...Przeznaczenie? Słonko, co to za bajki sobie wmawiasz? Pewnie te same co ja. Popatrz boleśnie i prawdziwie na to, dlaczego jesteście razem? Ja wiem, mimo, że boli jak diabli, czemu mój mąż wraca zawsze jak bumerang. A gdzie mu będzie lepiej, kto się da tak tłamsić jak ja, kto kurwa kasę wyłoży na kolejną kochankę, prezent? Kto przebaczy mimo wszystko? I kto zepchnie w cień, że on okrada własne dzieci? Przyjrzyj no się , słonko, temu "przeznaczeniu" i zastanów się,czy nie jest czasem uciążliwym bumerangiem, pelętającym się przy Tobie, bo koniecznie czegoś potrzebuje....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość prawie 40
no coz no coz - tak długo jak długo będziesz sobie pozwalała na powroty. Tak długo jak długo będziesz się łudziła. Skończysz z ułudą - zaczniesz zdrowieć... Tego ci życzę...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×